gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 10 september 2013
Jakby ziemia miała zrodzić przejście
do wszystkich drzwi
Wieśniak M
Błogosławiliśmy młodym-
pierwszy raz w życiu
widziałam taką łzę
na dziewczęcym policzku,
jakby to strumień rodził perłę.
Ślubując przed Bogiem, ludźmi
i młodziutkim kapłanem,
przyrzekli się nie opuścić, więc
z hukiem obsypaliśmy ich kwiatami,
nie żałując przy tym groszy.
Gdy patrzyłam jak tańczy,
przypomniało mi się, że będąc
chłopcem, podkradał ojcu klucze,
a wujkowie przywozili dla niego
całe pęki, które zakopywał
w ziemi.
Nie wiem,
kiedy i gdzie, ale ten erotyczny
musiał być na tym samym kółku,
co od serca.
.
gabrysia cabaj, 3 june 2013
Wstaję o 5.30. Przed domem leży jaskółka
która już doszła, a ja nie muszę dokądkolwiek iść
żeby tam dotrzeć.
Z drugiej strony kłosi się kos w ogrodzie.
Ogromny ciemnozłoty żuk ląduje
na białym stoliku.
Gdy biorę go w palce, udaje martwego -
tuż przed odlotem
Chcę go nazwać
lecz w Wielkiej Księdze Zwierząt nie ma niczego
co byłoby takie samo.
Tutaj nic nie pójdzie się bać
albowiem podniesiesz ją z ziemi - Słońce.
Będzie wiał wiater. Właśnie tak.
Przecież to piękne słowo, jak wszystko
więc jeszcze raz: wiater. I dalej - smierć.
Zauważ, jakie to może być łagodne.
.
gabrysia cabaj, 29 may 2013
- miękki Boże, dobrze że jesteś!
Roman Knap
mój Panie który jesteś schowaj mnie zwiń
w małą muszlę przykryj piaskiem piaseczkiem
niechaj fale przypływu będą nade mną
i snop słonecznych promieni i pogłos oceanu
niech szumi szumi odwieczną piosnką
przyjdź królestwo morskich prądów i wola
namorzynowych lasów wodne pola zielenic
użyźniaj aby nadal na nich mogły się pasać
ryby wszelakie i zielone żółwie
niechaj uchatkom szczodre będą podwodne
groty labiryntu a węgorze ogrodowe by w porę
schować się mogły przed niebezpieczeństwem
przyjdź królestwo słupów z litego popiołu
dla mew o oczach ogromnych i nakarm je
kałamarnicami niech lecą lecą niech żyją
niechaj w księżycowym krajobrazie zastygłej lawy
rosną kaktusy na chwałę a legwany znajdują
swoje miejsca w dolinie Fernandiny
i głuptakom modronogim odpuść bo nie mają winy
jako i my
jak i my
http://www.youtube.com/watch?v=0humBQW7U7I
Roman Knap
JAK SIĘ UŁOŻYĆ DO SNU
jak się ułożyć do snu tak, żeby kość nie uwierała kości,
a lewą rękę można było zgiąć i położyć na sercu; chyba jest za szybki puls,
potrzebna woda, Acard, Bisocard, ale kości się nie przepuszczają, tylko krzyżują,
a wtedy boli i trzeba włożyć między kośćmi koc; coś miękkiego, co przytuli i zapomni,
że jest już tylko szkielet i chyba za szybki puls; miękki Boże, dobrze że jesteś!
.
gabrysia cabaj, 9 january 2014
komu potrzebne są
te wszystkie wykastrowane katastralne ogólniki
[Voyteq Borkovsky]
Komu potrzebny jest
stary kot w domu, w piwnicy, na taborecie.
Pod schodami -
stary rudy kot z kocim katarem,
którego zainfekował młody i prężny
(mówimy na niego Wirus, Rysiu, Rychu).
Nie zgadzamy się na otwarcie staruszka.
I dobrze!
Kot raz otwarty jak puszka rybna.
Zaczynamy nie wierzyć,
a to znaczy szukamy przyczyny i rozważamy
skutki.
Doktor Google mówi jasno i wyraźnie.
Mówi za darmo, a my nie chcemy być
„dojne krowy”, więc wyciągamy wnioski.
Wyciągamy wnioski, wenflon, wycieramy
nos wacikiem z wodą. Nosimy kota "na siku”.
Mamy źle w głowach.
.
gabrysia cabaj, 13 september 2011
miałam suknię w niebieskie kwiaty
i oczy pod kolor sukni
ręce ktoś mi ułożył w sam raz
do łapania wiatru
wierzyłam w baśnie Andersena
i że Bóg może cuda w kościele
Świętego Krzyża na starym mieście
rozmyślnie wsiadłam do autobusu
by dalej pójść polną drogą i krzewić się
ubrana w przeróżne odcienie
miłości
.
gabrysia cabaj, 31 may 2012
Najbardziej lubię poranki
w jadalni
bez względu na względność pogody
pomimo jakichś tam braków
ponieważ i tak są zmyślone
na przekór nocnej nerwicy natręctw
wiosennej depresji przekwitania
mój Prawdziwy Mąż w niebieskiej
flanelowej koszuli w kratkę
podchodzi do mnie od tyłu
żeby przytulić
a ja wtedy mogę unieść ręce
zwracając się policzkiem
do policzka
głaskać go po głowie
za tych kilka niespełnień
wspólną podróż w znane
a nie nazywane
które jeszcze umyka wszelkim
określeniom
.
gabrysia cabaj, 10 march 2012
Adam wstał, przeciągnął się,
włosy przygładził -
nagusieńki,
jak go Pan Bóg stworzył, a stworzył
kompletnie od A do Zet
na swoje podobieństwo.
Kurde, jaki ten świat jest piękny!
Ja pieprzę!
Ptaszki latają, ryby pluskają, drzewa ugięte
od owoców,
aromatyczna trawa, kwiaty, motyle,
jelonki.
Wykąpał się w strumieniu, a gdy wychodził -
woda biegła w kropelkach ramionami,
torsem
po brzuchu,
niżej
udami
do stóp -
zmysłowo pieszcząc naprężoną skórę.
Słońce lizało plecy.
Lekki wietrzyk muskał pośladki.
Ale Raj - pomyślał - tak jakoś głęboko
wzdychając,
że aż usłyszał to Stwórca..
.
gabrysia cabaj, 1 october 2013
U nas tymczasem
w porządku: zerwane jabłka, orzechy
suszą się w kobiałkach.
Super sweter dostałam w 3D
w kolorze późno-wrześniowym.
Robione ręcznie solidne wzory;
ma siedem dużych guzików,
których zapiąć się nie zawaham.
Dom ogrzewany jest drewnem, więc
normalnie - jak w bajce.
Mówię wam - i wtedy się otwierają
drzwi - wlatuje motyl - siada mi
na dłoni, trochę szumu robi
ten pawik rusałka.
Aniele boży stróżu mój
ty zawsze przy nich stój: na przejściach
dla pieszych do i ze szkoły.
Zajmuj wolne miejsce w aucie,
a gdy wchodzą do sklepu, nie czekaj
z założonymi skrzydłami -
prowadź..
A kiedy wychodzą - rozglądaj się
czy ktoś w pobliżu nie ma broni;
i broń ich w razie kogo
ode złego,
w razie czego - zasłoń.
.
gabrysia cabaj, 27 october 2011
Świat nie jest, świat się wiecznie zaczyna*
W taką noc Kaszubi zbierali się jak do wesela:
stoły z kuchami, dzbany kawy zbożowej.
Chłopy jak snopy, w sękatych rękach psalmy
spisywane od pokoleń, a kobiety - rumiane wrony
za nimi, zawzięcie.
Tuż obok, w Pustej izbie, nieboszczyk Jonk
w sosnowej. Za drugimi drzwiami dzecom serca
trzepocą, jak skrzydełka wróbli, gotowe zbiec
przykarcone i hop! pod górę pierzyn.
Kiedy ranne wstają zorze, budzi się życie,
psy szczekają, pieje kogut.
Do południa pójdą za wozem dwukonnym,
kilometry polną drogą, pośród pagórków,
śpiewając na swoją nutę żałobnie,
z zacięciem.
*J. Przyboś.
.
gabrysia cabaj, 20 february 2012
Złap za nić chęci i przekuj w działanie
Cóż to za dom, gdy w korytarzu same
domorosłe buty,
które z dnia na dzień jedynie
miejscami się zamieniają?
Więc człowiek dostał dziecko - wyszło
ze ściany,
bo tylko takie nieduże istotki mogą
przechodzić mur.
W cieniutkiej kurtce, ale mrozi u nas.
Trzeba kupić rzeczy: ciepłą odzież,
botki, małe, słodkie laczki.
Trzymać za rączkę, żeby się nie zgubiło.
A ja puściłam? Później szukałam jej
po ulicach, sklepach, na bazarze.
Moja rozpacz nie miała granic
w piersi -
ciężka, jak chmura.
Wtedy trzeba wrócić, otworzyć
szafę i w ciemno powiedzieć:
no, wyjdź już!
I dacie wiarę? jest!
Ta moja dziewczynka była ukryta
za płaszczami.
Gdyby można się nie obudzić.
.
gabrysia cabaj, 20 june 2013
Gdy spadłam
z ciemnej strony Księżyca
musiałam odejść żeby szukać
sensu:
w oderwanym od gałęzi liściu na wodzie
w pokosach trawy granatowych kałużach
w zaspach i zasypianiach
w budzeniu
ale nic nie było podobne - widziałam
jak wuj Bernard hodował łabędzie
kiedy syn mu się w czepku w niedzielę
utopił. Kobiety w długich suknicach
ciągnące wozy
Chętnie chodziłam rzeką
dno przepatrując
a kiedyś spytałam: mamo
co było w dzień w którym zostałaś sierotą?
Nic nie było - poszłam do lasu
nazbierać ziół na suchoty
a tam tak cicho
tak było cicho że w życiu czegoś takiego
nie słyszałam
Ja również mam w sobie taką ciszę
I łabędzia
Już niczego nie szukam
Gdybym znalazła nie wiedziałabym
co z tym zrobić
Czy podnieść?
I komu oddać
.
gabrysia cabaj, 24 january 2012
mówię wam jest nie do śmiechu
normalnie przechlapane
dzieci się starzeją mają już trochę siwych włosów
pierwszą koronkę na zębie blizny pooperacyjne
które obnoszą jak wojenne trofea
jakiś dziwny przymus wychowywania rodziców
którzy oczywiście nie wiedzą czego chcą
nic nie robią w kierunku przyszłości
sami sobie szkodzą tym paleniem bo gdyby pomyśleli
to by rzucili
i niech później nie narzekają
bo życie to harówa od rana do nocy
pieniążki nikomu z nieba nie spadną
a tu tylko komputerek i zasrane wierszyki
papierosek i kawka
czy wy wogóle wiecie jak wyglądają prawdziwi
ludzie?
gówno wiecie!
a ja nie będę jeździł po szpitalach żeby wymieniać
wam pampersy
o nie!
trzeba było o tym pomyśleć wcześniej
ale do was nic nie dociera
i nie myśl że jak masz dzisiaj urodziny to ja
będę siedział cicho
radzę ci
zastanów się nad sobą póki jeszcze czas
synku
niebo się chmurzy
zasłonię cię od burzy
.
gabrysia cabaj, 4 may 2013
Przeskoczyć wieczność
w jednym mgnieniu oka
To przecież niełatwe.
Panu się już udała ta sztuka,
gdy my jeszcze musimy
(bo ktoś nas odroczył?)
uroczo wdzięczyć się
za drewnianym (o)płotkiem,
bardziej widząc niż wiedząc.
Pewnie pan nie wie, umarły poeto,
że mamy nową rodzinę pszczół,
noszącą pyłki kwiatowe
w szczeliny
muru z czerwonej cegły.
To dla nich różowe stokrotki
papuzie bratki;
dla nich forsycje i tulipany.
W betonowych kręgach aksamitki
i pelargonie
cieszące Słońce (oko Pana B.)
Mówimy - kurwa -
ale dzisiaj jest pięknie,
jakbyśmy właśnie lecieli
nad ogrodem
siedząc na skrzydle motyla
jedną chwilę
.
gabrysia cabaj, 16 september 2011
znaleźć kamyk i wrzucić do wody -
jest moment zetknięcia z powierzchnią
czytaj tak jakby czas nagle stanął
nie dając żadnej innej interpretacji
prócz faktu wody i kamienia w związku
przyczynowo-skutkowym wiesz że będzie
poruszenie
jakiego słowa użyć jaki obraz przedstawić
który nie uczyni
.
gabrysia cabaj, 26 october 2011
zastanawia się ile razy można przejść małe piekło w ciągu
jednego dnia kładzie się wstaje siada na krześle po kryjomu
paląc papierosy jak drewniane kładki odkąd znalazła sens
któremu się poddaje ustępując miejsca jakby była bardziej
szara od wszechobecnej szarej bieli
tak tak mówi do siebie żeby nie być posądzona o brak
światła jesienna upierdliwość kamiennych schodków
nurkowanie w popiele obrazy wirujące madonny poeci
muzyka raz usłyszana nie chce wyjść z głowy więc znowu
kładzie się z książką w ręce mając zbyt gorącą twarz i już
we śnie na spokojnym oceanie bardzo jej cicho łagodnie
w rozłożonych ramionach unoszonej falą unoszonej falą
a później - tylko nie patrz do lustra kobieto Bóg jeden wie
co tam się mogłoby ujawnić gdy linie odniesień za drugimi
ścianami a tam jeszcze dalej
.
gabrysia cabaj, 6 june 2012
Gdybyś miał wszystkiego dość,
najpierw trzeba się zaszyć w lesie,
żeby nikt nie zobaczył śladów,
nie wywąchał tropu -
pod osłoną nocy,
najlepiej jakąś krótką żerdzią wykopać
jamę na miarę wilka lub jenota. Być
w swojej ciszy jak w wodach płodowych.
Od frontu zasłonić się stertą gałęzi,
i nie świecić w ciemności oczami. Później,
już za dnia - poszerzyć,
pogłębić,
na wszelki wypadek kilka stempli
do wzmocnienia stropu, bo ile można czołgać się,
czy klęczeć?
Na posłanie zacząłbyś znosić
kępy mchu, liście paproci, a broda by rosła
i rosła;
we włosach plątałyby się mrówki i szpilki.
Na śniadanie coś z runa, na język
trochę wilgoci, którą na upartego można
zebrać z poszycia.
Na obiad żaby, ślimaki,
ale tak nie bardzo na dłuższą metę
na żywca, więc
wtedy pomyślisz o ogniu:
eh...hmm
- gdyby nie ta Straż Leśna i zwykła ludzka
przyzwoitość.
.
gabrysia cabaj, 12 january 2012
Wznieść się nie mam już siły;
i nie kwestią nogi, ramiona, czy wiek,
lecz pewnego rodzaju równoważnia myśli,
którym wygodnie przy leciutkim wietrze.
Jeden z poetów napisał, że nie można
kochać bez piany przerażenia
i to nie chce wyjść z głowy -
przypomina dzieciństwo,
ogródek jordanowski,
huśtawkę w kształcie metalowej łódki,
gdy przy ruchu z góry w dół
żołądek nieznośnie kurczył się,
niwecząc spontaniczną radość;
więc mówię: lepsza miłość spokojna,
która niczego nie chce, nie pokłada nadziei;
podaje kwiaty milczenia jak wieczne życie.
.
gabrysia cabaj, 7 july 2013
Ptak [...] śpiewa, ponieważ ma śpiew
Proszę ja ciebie: układamy się
na prawym boku. Palcami prawicy
zamykamy cztery otwory w głowie;
piątym przyciskamy aortę.
Nogi masz prosto - jedna na drugiej.
Trochę dziwnie łapać powietrze jedną dziurką
nosa.
Leżymy w pozycji lwa, który zdycha
na pustyni ze starości. To może być też
łóżko lub fotel, przedział pociągu, ławka
na bulwarze. Jeżeli jesteśmy na przykład
"wychuchol"
wtedy umieramy ze śmiechu
z powodu nazwy. W naszym środowisku
wodnym kto stanie nam za głową, no kto?
Gdy najbliższa rodzina to też wychuchole,
a krety są dalszą.
Żeby jasno było i przejrzyście:
cała w bólu, w skowronkach
kiedy już zamknę oczy,
nad głową
stworzę dla nas miejsce
gdzieś w kosmosie -
nieważne.
Będzie tam rosła diamentowa trawa.
Jeszcze mam czas się nauczyć
Pieśni Jesiennej,
na ostrzu oszczepu
zamówić nam dobrą gwiazdę.
A teraz do boju -
delikatnie: kulka po kulce. Małe granaty,
czarne perełki. Na ten czas, to jedyne
bogactwo, osypujący się
ciepły dzień w zieleni. Moje palce
stworzone do pieszczot i smarowania
chleba. Moje palce różowe jak świt.
Rytuał zbioru, a każdy krzew jest zegarem
słonecznym.
Mrówki, mój drogi, swoją drogą.
.
gabrysia cabaj, 27 may 2012
Z samego rana
prosto z reklamówki przesypuję je
w stary durszlak
i potrząsając,
dokładnie kąpię w strumieniu
zimnej wody.
Dawniej najlepsze były te ciepłe
prosto spod krzewu,
ale kiedyś zaczęło mi się zdawać,
że każda jest sercem,
które pokochałam.
Wtedy to było Coś,
żeby jeść pomimo piasku
zgrzytającego między zębami:
taka wiara.
Dzisiaj jestem przezorna -
już przy usuwaniu szypułek
wiem, którą włożę do szklanej miski,
którą do ust -
skaleczoną, chropowatą,
trochę gorzką;
jakby to, co stawiam na stół
dla drugich,
musiało wyglądać IDEALNIE.
.
gabrysia cabaj, 13 september 2013
w tym domu teraz tak puściej
i ciszej
na paluszkach poduszkach
wszystkie drzwi za plecami
rób coś zrób
aromatyczny dżem z gruszek
ze szczyptą imbiru
wyjedź stąd wróć
do kogo do siebie do czego
dlaczego nie
wtedy możesz otworzyć
by zamknąć
zobaczysz
.
gabrysia cabaj, 22 december 2012
Dlatego, żeśmy nie zwolnieni: trybiki korporacji,
monterzy kabelków, ostoje biur, taśmo rąk pracowitych;
i wy - nakręcacze śrubek, wulkanizatorzy, kierowcy
miejskich autobusów, szambonurcy, szpiedzy pospolici,
świecie pracy, kagańcu oświaty, żywy tłumie polityków,
zielona służbo zdrowia, policjanci i złodzieje (nie!
złodzieje nie!) drogowcy, kolejarze pod górkę, leśnicy,
słudzy wszelkich telefonii, gwiazdy różnej maści,
pociągowe konie, restauratorzy i rejestranci, klubowicze,
partyturo na dwie ręce, i jeszcze górnicy, hutnicy i tamci,
którzy; rolnicy i frezerzy, a zwłaszcza poeci
i jeszcze raz - aktorzy
- cieszmy się i radujmy !
Oto Łaska na białym koniu nadjeżdża,
wśród nocnej ciszy
się rodzi
.
gabrysia cabaj, 9 october 2011
razu pewnego ropucha
rzekła - niech jest zawierucha
dam ja wam wszystkim popalić
i dalej - jak nie zacznie walić
bąbelków puszczać na fali
straszyć swymi brodawkami
rechotać wyśmiewać się z żab
że karaś srebrzysty to drab
że staw zbyt piękny dla kaczek
aż biedne dostały sraczek
kijanki z żabiego przedszkola
ukryły się już do wieczora
zielona zmęczona akcją
musiała się zająć kolacją
więc nagle zaczęła tłumaczyć
irrr - to się ślimak zślimaczył
i jeszcze jak gdyby nigdy nic:
dla skrzeku zrobiłam ten wic!
.
gabrysia cabaj, 22 may 2012
Czy nadzieja to mały okruch - drobinka
pośród innych,
rozsypanych na leśnej drodze,
niby ślad, po którym Jaś i Małgosia
będą mogli wrócić do domu?
A może dziecko,
dajmy na to z porażeniem mózgowym -
ciepłe ziarenko, słońce czyichś oczu.
Nie wiem, pytam więc córkę z czym jej się kojarzy.
Patrzy na mnie przez chwilę i mówi, że umiera
ostatnia.
Jeżeli tak, to wychodzi źrenicami kobiety leżącej
przy torze kolejowym - opuszcza je na śmierć.
Ale ja nadal nie wiem -
może to tak jak na obejrzanej fotografii:
schody do nieba, jesień lub wiosna,
wszędzie wokół liście
z drzewa dobrych i złych wiadomości,
przywiane przez wiatr,
jakby z każdego z nich wyszła
maleńka dusza
i już wolna - w górę pobiegła.
.
gabrysia cabaj, 9 july 2012
Kilka dni temu
(była sobota i córka miała wolne, celowo
nie zapisując się na nadgodziny)
rozmawiałyśmy o umyśle. Jakoś tak
wzrok nastawiałam na wisienki wyczekiwane
od pierwszych listków do kwiatów. Jak pęczniały
takie malutkie, zielone kulki, a później końcówki
gałązek zaczęły więdnąć przez tycie robaki
w pajęczej otulinie, więc oprysk.
I otóż są. Zdążyły dojrzeć - soczyste, błyszczące.
W każdej odbite są fotony światła. Wieczorem
jeszcze bardziej ciemnieją, a później, nocą,
może ich wcale nie być, gdy śpię.
Rano widać, że jednak jest ich dużo - im wyżej,
tym więcej, ale ona mówi, że trochę.
To można udowodnić, tylko komu
i po co?
Zwykłą ogrodową haczką powoli
nagięłam konar,
wiedząc, że takie nagięcie z wyczuciem
wcale nie musi skutkować
złamaniem - to prawie jak u ludzi.
Uśmiecham się,
gdy sięga raz po raz do rondla
z wiśniami, wypluwając pestki. Robię swoje:
cierpliwie, bez pośpiechu, cierpliwie.
Teraz idę myć słoiki; dokładnie w tym czasie,
na moich oczach dochodzi do rozpadu
owoców.
Już mogę rozpoznać -
chociaż nic nie istnieje samo w sobie,
jednak wszystko wciąż się pojawia.
.
gabrysia cabaj, 26 may 2012
Mojej mamie już wyblakły oczy;
włosy ma siwe jak staruszka
i bardzo pociesznie wygląda
z tym jednym wałkiem
nad czołem.
Z trzeciego piętra
uczestniczy w życiu społecznym,
a czasami biorąc laskę, wypuszcza się
sama na cmentarz,
ale i tak boi się potknąć,
upaść.
Lubię jej śmiech i opowieści
na przykład o kosach,
które mieszkają niedaleko śmietnika.
Przykro mi, gdy płacze -
wtedy ciężka jest od wielu win
przecież niezawinionych
i od dziury w całym,
może więc dlatego ją przeplatam myślą
przez wiersze,
jakbym - przechodząc koło lustra -
musiała się przejrzeć,
uparcie (p)oszukując różnice.
.
gabrysia cabaj, 4 october 2013
Kamień i rdza w łazience
jakoś nikomu nie przeszkadza
więc trzeba podwinąć spódnicę i boso
z pomocą szczoteczki do zębów
dać czadu!
Wieczorem
założyć suknię karminową
i sandałki ze srebra -
przyjedzie mały wóz
przecież przyjedzie mały wóz
wtedy wsiądę do niego
mówiąc: pierdol się świecie!
i odjadę
.
gabrysia cabaj, 25 july 2013
Wszyscy mają nas w dupie, tak?
A my nie mieścimy się w sobie,
oglądając filmy o przyszłości -
zielonych domach jak drzewa,
odnawialnej mocy,
śmieciach, które się degradują.
Gdy wychodzę na zewnątrz,
na krześle,
słucham jak ściany oddychają,
wolno biją im serca.
Teraz kot jest panem - też
ma nas w dupie, odwrócony
w stronę ogrodu.
Co widzi w ciemności? Jaki cień
przemyka, liść
opada
.
gabrysia cabaj, 18 december 2011
Wydałam się, wydałam -
za rolnika.
Pierwszy zgrzyt nastąpił,
gdy jakiś facet w sklepie
w stanie wskazującym powiedział:
o, tą działkę to bym przekopał!
Mój uśmiechnął się
pod wąsem,
a mnie szlag o mało trafił,
że nie rzucił mu w twarz
rękawicy,
szabli nie dobył,
tylko ze stoickim spokojem
poprosił sklepową
o zieloną sztychówkę z trzonkiem
sosnowym.
.
gabrysia cabaj, 10 august 2011
Kto żyje wolno - żyje dłużej
W dzień śpi, a nocą daje upust
drapieżnym instynktom.
Rankiem kładzie na progu,
jak na ołtarzu ofiarnym,
umęczone ciałka ptasząt
i myszy.
Po co to robi? Nie wiem -
trochę mnie smuci,
ale wiem, że i tak ma gdzieś
nas wszystkich.
Rudym kłębuszkiem leżąc na
kanapie, wysysa z łapek
ślady własnych ścieżek. Z futra
zlizuje gwiezdny pył i wiatr idący
z księżycem.
W oczach jak bursztyny długo
rozważa każdą decyzję - powoli,
z ociąganiem, jak gdyby wierzył
w powtarzalność
życia.
.
gabrysia cabaj, 1 february 2012
Wrzącymi palcami, językiem -
szorstko,
jakbyś długo nie miał nic w ustach.
Chcę rozpłynąć się, dźwięcząc,
uniesiona westchnieniem wirować.
Śpiewaj mnie, kołysz, poplątaj -
tak lubię
ciebie słuchać:
w rozgałęzieniu nocy i dnia,
w miękkiej dolinie mgły
i gdy lecimy do góry,
a potem zasiej maczkiem,
póki leciutko nie opadnie
światło,
którym za nas oddycham.
.
gabrysia cabaj, 23 june 2012
Narwę bzu pełen kosz -
sprzedam serce swe za grosz.
Kto by tam chciał półwieczną pompę ssąco-
-tłoczącą? Ani tym ogrzać, ani pospawać.
Teraz tylko zajmuje miejsce, jak ten stary
ładowacz z Humpolca, który po kupieniu,
ze szczęścia, łzy wycisnął , prawie równe tamtym,
gdy urodziło się nasze pierwsze
dziecko.
Ani tym opryskać słodyszka w rzepaku,
drobiu nie nakarmić, świeżych ryb nie nałowić.
Trzepoce się jak sroka po drzewach,
krzakach - cudze gniazda przepatruje.
Lata z tą miotłą i lata.
Bzy rozsypię pod stopami,
niech pocierpią jak my sami;
biedne, dzikie bzy.
.
gabrysia cabaj, 21 may 2011
skupmy się na przykład na nerkach
jak muszą dzielnie pracować żeby krew
była jasna i czysta w niebieskich żyłach
i na pęcherzu o gładkich ścianach i na jelitach
skupmy się na wnętrzu organizmu żywego
o 5.13 kiedy budzimy się do kolejnego dnia
wchodzimy do toalety oddając produkty uboczne
moja muszla klozetowa ma półkę gdzie widać
i treść i formę - barwę jednolitą a teraz będzie
rzecz o szambie choć mamy wiek XXI i mieszkamy
w sercu skanalizowanej Europy
można być za daleko od zbiorczej nitki więc trzeba
unieść betonową pokrywę i spójrzmy i naocznie
doświadczajmy przysłów o gównie i oliwie
jeszcze tylko ocenić poziom zamówić beczkę
- na miejscu płaci się rachunek
.
gabrysia cabaj, 21 july 2011
Wiele mi dałeś, Panie -
i jeszcze niepokój; dałeś pory roku.
Uzbroiłeś w cierpliwość, abym umiała
żyć, nawet kilka razy.
Dostałam rozum kobiecy, piersi,
brzuch pełen dobrej ziemi i duszę
skaczącą we mnie jak kangur.
Serce mi dałeś przestrzenne,
które bić mogło
nawet między nutami.
Za wszystko dziękuję ci, Panie -
a za te,
no wiesz, gorzko-słone, słodkie,
no te - kiełkujące pod
powiekami,
najbardziej.
.
gabrysia cabaj, 14 may 2013
Tutaj nie ma przypadku -
jesteśmy umówieni.
Zakładam żakiet, zapinam pasy.
Tak pewnie prowadzisz, synu,
jedną ręką,
nutą nonszalancji.
To coś znaczy, że tata usiadł
za tobą.
Mówisz - spoko, znam kod do bramy.
Twoja Marta, królewna, wychodzi
spod pióra:
w obcisłej granatowej sukience,
z tą złotą ozdobą,
upięty dobierany warkocz,
pszeniczny kłos.
Taka dzisiaj (po)ważna, skupiona.
Niby krew z krwi (matka ma oczy kosa)
a z żebra,
skóra zdjęta z ojca.
Nigdy nie myl jej z Barbie.
.
gabrysia cabaj, 13 february 2012
Bez powodu pogładzić po włosach.
Tę jedyną dłoń wziąć w swoje
ręce i przytulić do policzka.
Potem stanąć przy oknie
i słyszeć noc - za sobą widząc jego
odbicie.
Akt z wilgą
Bez powodu pogładzić po włosach.
Tę jedyną dłoń wziąć w ręce
i przytulić do policzka.
Potem stanąć przy oknie
i słyszeć noc - za sobą widząc
odbicie.
.
gabrysia cabaj, 14 december 2012
Prześladują mnie żywe obrazy zabitych
i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci*
13 grudnia 2012 roku o godzinie trzynastej z minutami
zagotowały się kartofle; srebrzyste wieko podskakując,
wypuszcza nadmiar pary, jak zeszłowieczna lokomotywa
i zaraz przenosimy się na pustynię; i co tam widać?
Dramatyczną scenę, która swego czasu wstrząsnęła
sumieniami świata: sudańskie dziecko (sama skóra i kości)
za plecami sęp, czekający na tłusty kąsek. Ot, migawka.
Czego nie widzimy to człowiek za obiektywem – podobno
przegonił tego zwiastuna śmierci, podobno usiadł później
pod drzewem i długo podobno płakał, modląc się do Boga
podobno myślał o swojej córeczce.
Idziemy dalej, do następnego obrazu: Trang Bang (pod-
skakuje pokrywka) – wietnamska wioska w tle, zniszczona
przez napalm. Grupa dzieci uciekających szosą w przyszłość
- pośród nich naga dziewczynka – ten ból na twarzy nie do
przeżycia, jakby chciała wyskoczyć w biegu
z poparzonej skóry.
A gdyby tak podpalić szyny i choćby przez moment widzieć
pędzący pociąg? Ach, gdyby tak zobaczyć jak znika w innej
rzeczywistości, w nieznanym wymiarze.
Gdyby się nie przyznać, że stale chodzi za mną człowiek,
na którym powieszono psy. Gdyby się nie przyznawać,
nie pisać, nie czuć tego, nie widzieć nic po -
za garnkiem.
*Kevin Carter
.
gabrysia cabaj, 14 may 2011
te złote ciała dwa dni czekały na werandzie
aż wziąć je do kuchni i dokładnie rozebrać
miejsce na blacie musi być czyste i nóż
ostry by spełnił zadanie do tego deska
i mała siekierka już ja wiem do czego
więc najpierw ta mniejsza co ma skórę w kratkę
cienką jak pergamin i toczone piersi wzdłuż
mostka przecinam żeby wyjąć filet i drugi
potem nogi u nasady pleców zwichnąć w biodrach
oba skrzydła odjąć i złamać zostaje korpus
rąbany siekierką w niedługich odcinkach
z drugą jest tak samo tylko więcej tłuszczu
to co się nadaje do stopienia w smalec
obok góra mięsa którą składam w porcje
a jeszcze niedawno widziałam na stawie
kąpały się z rozkoszą godną białych łabędzi
nie jestem oprawcą nie mam złych zamiarów
boli mnie głowa i mam po łokcie ubabrane
łapy wycieram i zakrwawione miejsca
.
gabrysia cabaj, 12 july 2016
Tak już nikogo nie kochać do zwariowania tak za nikim nie tęsknić w zapamiętaniu tak niczemu się nie dziwić żadnej roślinie żadnemu zwierzęciu żadnemu człowiekowi żadnemu kamieniowi nie wołać hej kamieniu żadnej wodzie żadnemu przedmiotowi wierszom żadnym słowom tak się nie kłaniać nie pragnąć niczego co w zasięgu wzroku tak wpatrywać się w niebo nocą tak słuchać wiatru nocą tak w okno o księżycu tak witać brzask a potem jeszcze na trochę zasnąć tak lekko się budzić wychodzić i wracać
.
gabrysia cabaj, 30 july 2013
Kiedy się wku, wtedy w chu
przezywam życie,
bo życie należy przezywać
za wszy:
od nieudanych akacji,
od rana do wieczora,
odtąd - dokąd?
Oddawaj młodość! - krzyczę
do życia - ty skarbonko, ty!
Zwracaj - wołam - zęby,
dzieju, zgryzusie.
Stracone twarze ludziom prawym.
Lewym - buty.
Odkręcaj piekło na torach, Belzebu.
Nie wpuszczaj w kanał, kanalizo.
A ono zabiera mi oddech, światełko,
oblewa potem. Przezywam was,
letnie burze,
te złośliwe żniwiarki.
Ciskam gromy, jasne cholery.
Ty filozofio z łaski wiatru!
Ty, ty!
My i nasze e-mocje, e-noce,
e-rupcje,
eee - róbta co chceta, ale wreszcie
pokaż światu miejsce ciała
mistrza Ju!
.
gabrysia cabaj, 18 july 2013
Pestkując owoce myślałam
o cmentarzu
i o tym, że się ubabrałam
jak Rewolucja Kulturalna
w Chinach -
takie malutkie te dzikie wiśnie
chyba za karę.
Rój pestek rośnie w oczach.
Pocieszam siebie: nie idziesz
na łatwiznę
i myję najmniejsze słoiki
przy czym
zastaje mnie północ.
Z rana obchodzę ogród:
tu bukszpan
obok jałowiec płożący, duży
polny kamień
na polu dochodzi rzepak, powoli
dojrzewa pszenica -
tam wszędzie jest jakiś pies pogrzebany.
Może to pies przechodni?
Po mrówkach już ani śladu
.
gabrysia cabaj, 13 may 2011
rodziła ze mną taka czarna
z Kościuszki
moje pierwsze jej trzynaste
chętnie brała ode mnie
słoiki z rosołem
nie chciała karmić małego
(wyglądał jak pisklę ptaka)
darła mordę że nie ma mleka
gdy wychodziła sama dałam jej
kompot z truskawek
więcej miała dostać z Francji
.
gabrysia cabaj, 29 july 2011
Może myślicie, że jakiś rys biograficzny, a w życiu!
Jeżeli o mnie chodzi, może być nawet o niczym -
dajmy na to o renklodach zielonych, które dojrzewają;
właśnie - chcesz posmakować? bardzo duże, mięsiste.
Nie, nie odchodzą od pestki, chociaż to ważne, aby
odchodziły, bo gdyby - to wtedy można z nich robić
dżemy lub nawet powidła: tyle w nich słodyczy.
O czym by tu jeszcze... hmm... może o żniwach,
że zapowiadały się niezłe, bo grube pszenice,
ale jak będzie tak dalej lać, to wypłucze z nich
gluten i cena - cena zleci na łeb na szyję, a jak, nie daj
Bóg, porośnie w kłosach, wtedy tylko na paszę,
no i rzepak, który dostał w kość przez tę cholernie
długą zimę i teraz czekaj - wypatruj tatka słonecznego
latka, żeby wymłócić, bo już od sierpnia przychodzi
czas na poplony i siewy ozimin.
Ach! przecież papierówki: no cóż, tyle ich już spadło
i same psiarki; to co, że ekologiczne - każde z robaczkiem;
jakby się człowiek zebrał i zawziął, można by zrobić
marmoladę złotą jak miód, jak wtedy, gdy były dzieciaki,
a teraz? ee tam... niech gęsi zeżrą i osy się napasą.
.
gabrysia cabaj, 17 january 2012
Jak na dłoni widać, że niełatwo iść
ludziom skrępowanym grubą warstwą ubrań;
spowalnia temperatura bliska zeru.
Czy my jesteśmy duże muchy (tym szybsze
w reakcji, im cieplej)? I bynajmniej nie chodzi tu
wyłącznie o fizyczne podobieństwo, które, zgoda,
może budzić kontrowersje lub sprzeciw,
ale o mentalność owadów lecących przed siebie,
szukających źródeł pokarmu, czy osobników
gotowych do jedności w przelotnym akcie.
Och, jak mnie nudzą mgły na polach,
śnieżne łachy na drzewach drażnią.
Z łuku bioder wypuszczona strzała - bez echa,
bo dalej brak zasięgu;
pragnienia, które ogranicza przyroda,
osobisty pejzaż, cykliczność zmiennych pór,
gnuśne trwanie w zakamarku oka.
.
gabrysia cabaj, 6 april 2012
Panie, czy mamy uderzyć mieczem?
Anioły w dżinsowych kurtkach
i cherubiny w czapkach z daszkami.
W kolejce Piotry, Tomasze
z innymi Apostołami.
Jeszcze pół litra, dwie zgrzewki
i wina bułgarskie, bo tanie.
A Chrystus Drogą Krzyżową
od stacji do stacji -
noga za nogą, noga za nogą
musi dojść na Golgotę,
zapłacić kartą.
Wszystko będzie ok -
ma debetową.
.
gabrysia cabaj, 28 june 2013
Nie klikam w „To lubię”
nie strzępię języka – ja tutaj żydzę
w myśl przysłowia: kochajmy się..
Kiedy przynosi morze kopru
na biały stolik, wtedy odpływam
Ktoś mi odwraca rzeczne kleksy,
pod nos podsuwa Piękne Istoty.
Coś tu nie pasi, że świerszcz
to konik,
i dziwnie tak czytać: Creatures.
Koper odmierzam po trzy garście,
po cichu
kładąc się w brzuchu mężczyzny
i mruczę na pomysł
wody z ogniem,
jakby to było synchronicznie -
a tu mi oddech złóż
na karku,
niech będę uspokojona.
Nie tak wysoko jak na łące
i nie uciskiem o podgardle,
niżej trochę,
jakbyś chciał obierać
pomarańcze.
Niżej -
pod żebra,
potem tnij na wylot
do cna -
sokiem po palcach
. . . . . . . . . . . . . .
Więcej już kopru mi nie przynoś.
Chcesz?
Zaparzę nam herbaty
.
gabrysia cabaj, 2 june 2012
Pasterz owiec pocałowal mnie na powitanie
w usta, a przedtem darowałam jemu obraz,
który nadal wisi u mnie w korytarzu. Przysłał
sługę do odgarniania śniegu - miał różowe
od mrozu policzki i szczęście w uśmiechu;
wtedy stanęłam opodal, patrząc z bliska,
jak na wzniesieniach bawią się trzy jaszczurki.
Nic nie musiałam robić, czując absolutnie
magicznie, że czyny mogą być wrogiem
myślenia, że co się zdarzy później
już jest krojone i szyte,
jak sny pod wymiar człowieka:
te wszystkie poszewki, powłoki,
prześcieradła.
Nad ranem siły, które już tylko drzemią,
to amulety chroniące mnie od "złego oka".
.
gabrysia cabaj, 29 october 2011
wtedy ciągnęliśmy mały wóz piaszczystą starą drogą
byliśmy zdecydowani a naszym stopom obutym
w ognistą młodość i siłę niestraszne były zimy zawiane
i płonące spocone lata niestraszne wojny cudze powodzie
wichry susze śmierć która nie tknęła nikogo z bliskich
swoją chromą lodowatą kosą
więc może tam należało zadawać pytania o sens
pytania czy właśnie wtedy w tej drodze za którą wiadukt
prowadził do reszty świata będziemy właściwie?
ale nie! otóż nie! bo chodziło o wybór proszę ciebie
o ten moment założenia wędzidła o zwózkę siana
chodź ze mną mój koniu będziemy w milczeniu iść
nie po to wyruszyłem w drogę żeby z niej zawracać
nie po to idę w zaprzęgu by w drugą stronę szarpać
ale tego nie można zrozumieć ot tak obligatoryjnie od uzdy
proces pojmowania bywa zaskakujący nas i uciążliwy
to wychodzenie z lęku wychodzenie z przepaści
spod ściany deszczu tego niewłaściwego miejsca
które jednak nie mogło być żadnym innym miejscem
a tutaj to nie jakaś przystań tylko stajnia stajenka
mój miły już wieczór się zbliża spójrz na ten mrok
za oknem jutro niestrudzony dzień jutro od nowa
nasza leśna i kręta
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
Wieczorem jak ryba leżąca na brzegu; odpinam
nogi, a głowę odkładam na stolik - tuż obok
okulary i fenickie lustro. Ręce? Wyrzucam
za horyzont bioder - daleko od brzucha.
Jeszcze mi tylko nadaj sen spokojny,
co by tak czy owak doczekać tam któregoś
jutra.
Przecież porzeczki do rwania. Tak.
Delikatne, czerwone grona, to być -
może najistotniejszy z powodów
życia.
.
gabrysia cabaj, 16 march 2012
Wczoraj zleciał do mnie (nie)
Anioł w szarym
płaszczu do ziemi.
Błysnął złotym zębem
ale to drwina, prawda?
Wtedy skończył się najdłuższy
dzień w życiu.
Dalej w noc (nos) na kwintę.
Esencję diabli wzięli.
Wodo, wodo - powoleńku.
Strzepnęłam panu, proszę pana
pajączka z kołnierza.
O, tutaj chodzi - maluśki,
oj, maluśki.
Anioł błysnął zębem.
.
gabrysia cabaj, 22 august 2011
Ktoś kiedyś dawał mi Kraków,
a ja nie wzięłam Krakowa;
na Brackiej gołębi z dachów.
W złotej dorożce - bez głowy
nie umiem zmieścić Krakowa.
Nie wzięłam grodu, bo nie chcę
myśli zaprzątać nim sobie.
I co mi po starym mieście,
co po królewskim Krakowie
i po gołębiach nad głową?
A swoją drogą, to śmieszne,
że komuś można dać miasto;
i później gdzie go umieścić?
W moim ogrodzie za ciasno
na Kraków - choćby i własny.
.
gabrysia cabaj, 2 september 2011
to podjąć decyzję by w końcu zdjąć te szafki w kuchni
pochować naczynia zmyć tłuste plamy ze ścian z sufitu
równo położyć świeżą warstwę białej farby emulsyjnej
później znów można poustawiać na właściwe miejsca
pojemnik na chleb deskę do krojenia mikrofalówkę
srebrny kubek z dużym uchem fajansowe pojemniki
moi spodziewani goście zawsze sami się obsługują
.
gabrysia cabaj, 21 july 2011
*
Gdybym miała płetwę ogonową,
nie musiałabym zakładać kapci.
*
Kiedy nie śpię, jakoś chodzę.
Kiedy śpię, też nie śpię, ale
inaczej.
*
Ostatnio piję kawę mieloną.
Przedtem też piłam, ale nie
mieliłam.
*
Dzisiejsze gazety serwują
i odbija się echem.
*
Mam dużo wspólnego z leniwymi
pierogami, a nóż, widelec i one.
*
W tym roku znowu wczasy pod
gruszą - własną na szczęście
niestety.
*
Mój syn zaręczył na Śnieżce -
Królewna przyjęła.
*
Jezu, jak mnie już nuży to pisanie,
a jak Ciebie musi nużyć to wiszenie.
.
gabrysia cabaj, 25 december 2011
miałam małą scysję o szarej godzinie przeszłego
poranka przemawiała ciałem nie znoszącym sprzeciwu
zaczęłam kurczyć się do rozmiaru dziecka
bo tak to już jest moi drodzy krzyk ptaka spłoszy zrani
cierpiącego głusi go nie słyszą ich ratunek w uszach
szlachetne zdrowie nikt się nie dowie ile mnie kosztuje
milczenie
sprawa poszła o przestrzeń i zbyt gęste powietrze
w małej kuchni zabrakło miejsca dla nas obu
więc poszłam
zjeżona do siebie czytać poematy tudzież pomniejsze
formy twórczości lirycznej kwiląc w duchu odchodziłam
w innej barwy świat ciche ściany ciche firanki cichuteńkie
biurko na nim prawdziwa dynia która nigdy nie przeistoczy się
w złotą karocę
patrzcie ją panna z mokrą głową królewna za dychę
i widziałam wieżę wysoką czarnego rycerza na wieży
za płotem lasy szerokie w lasach wąwozy trakty wądoły
dalej rzeka myśli płynęła do kogo czego? komu co?
powiedzieć że tak to już jest gdy ludzie zmieniają się
w paprocie
później złożyłam broń obosieczną schowałam igły
przyjmując skruszone uściski jakby mi podano skrzydła
mogłam bez przeszkód pichcić w kuchni tańczyć i wykładać
na stół jabłka
orzechy i pomarańcze
trochę mchu pod obrus
sianko
.
gabrysia cabaj, 16 september 2013
Nie musiał zamykać oczu,
z pasją grając na skrzypkach.
Mówili na niego Frock.
Miał duże ręce
mój ojciec chrzestny -
Myszk Franciszek.
.
gabrysia cabaj, 11 july 2013
Miało być tak pięknie, nie? Cudownie i wogóle:
u la la!
Tak, mówię, bo tak się kiedyś odpowiadało
na 'czy nie?'
Ale to wszystko takie zmienne.
Ale to wszystko takie płynne
Mieliśmy wyszykować sobie gniazdko, znieść
jajko, wysiedzieć młode. Mieliśmy, nie?
Więc jej powiadam, że widocznie nie.
Calineczka z Krainy Czarów właśnie siedzi
ze mną w ogrodzie. Schudła już cztery gramy,
co naprawdę widać. Teraz
przepatruje garaże, kurniki, altanki, stancje -
szuka miejsca,
zraniona o kant stłuczonego jutra.
Wie kto zawinił, tak? Bredzę coś
o sobie, w końcu
stawiam z głupia frant na gałęzi sosny,
którą kiedyś posadziłam, gdy już nie było
co robić.
Jest taka śliczna.
.
gabrysia cabaj, 13 july 2011
Pan, miły panie - z pana Maestro,
bo grasz na skrzypcach i saksofonie.
Pan, drogi panie, jesteś orkiestrą
i dyrygentem z tym piórkiem w dłoni.
Z pana harmonii czułym kobietom
robi się ciepło między nutami,
dlatego kocham pana; niestety,
nie z wiolonczelą, a z gęślikami.
.
gabrysia cabaj, 30 september 2011
Bo to jest tak, stokrotko:
w którą by stronę iść,
nie ominiesz czasu.
Mały ptaszku -
możesz zawracać lub lecieć
skosem; tylko wydłużasz drogę
ścinając kilka zakrętów więcej.
Masz swoją wiosnę, lato i jesień,
kwiatku - w której więdniesz,
gdy nam zieleń w głowach; stopy
zagrzebane w ciepłym piasku.
A motyl?
Jest królem swoich dni, zanim zaśnie.
A liść?
O, liść jest z jeszcze innej bajki.
.
gabrysia cabaj, 1 june 2012
Płoszyliśmy koty i sroki
czające się na młode kosy
w gnieździe zbudowanym
w gęstwinie forsycji,
machając ręką na dochodzące
czereśnie.
Od lat nie ruszamy gromady chrustu
akurat przy wjeździe,
pomimo, że poprzerastał
dzikim bzem i pokrzywą -
z uwagi na małe, kolczaste piłki,
które pewnego dnia wytaczają się
na drogę.
Bocianie gniazdo z roku
na rok rośnie coraz wyżej i wyżej,
a ja się zastanawiam,
jak mogło do tego dojść,
że w naszym domu jest tak dużo
pustego miejsca, pełnego
dziecięcej ciszy.
.
gabrysia cabaj, 31 december 2011
jak zwykle o tej porze
dzień się budzi w kolorze
będzie trochę hałasu północą
my będziemy ci sami
jakby ciut niedospani
w kalendarzu cyferki przeskoczą
i tygodnie pobiegną
nam wspomnienia wybledną
oczy inne obrazy zobaczą
niby wszystko tak samo
kłaść się nocą wstać rano
wskazówkami zegary zahaczą
popłyniemy bezwolni
rzeką dat nieudolni
a mielizny nam błędy wybaczą
pogodzeni z przeszłością
przy nadziei z radością
że się dni jeszcze trochę ślimaczą
najlepszego kochani
nieszczęściami zrypani
niech nam kury fortuny wygdaczą!
.
gabrysia cabaj, 17 february 2012
Nic się nie stało, doprawdy -
mamy swoje lata, a jeszcze stale się uczymy.
Para wariatów jak dwa wiatry,
które znalazły czas,
żeby razem zwiewać przed siebie.
Ja teraz muszę pościelić zaspy,
płatki śniegu zmienić w motyle,
strącić z drzew kilka martwych
ptaków,
zatrzeć ślady płowej zwierzyny,
by jej myśliwi nie dopadli.
A wiosną?
Pąki seledynem musnąć, zdmuchnąć
jaskrawe płomyki mleczy,
w powietrze unieść, obtrącić
kwiaty ałyczy, jak ślubny welon w oczepiny.
Latem, dalibóg, przemebluję wydmy,
morze pozamiatam,
skórę rzeki będę głaskać cierpliwie,
jeziorom wyprasuję na wieczór chusty
z muślinu.
Pod jesień tyle roboty z deszczami i liśćmi;
więc leć już, leć...
Po prostu - spadaj, mój miły!
.
gabrysia cabaj, 30 october 2011
Iskiereczka ognia, gałązeczka ziela...
Są. Wciśnięci w ziemię. Przybijani zielonym
gwoździem wciąż od nowa. Przecież kochamy ich
jak smutek, lęk przed wyobrażeniem jutra.
Jakże im tam, w tej zimnej sionce? Może chcieliby
wyjść, zaznać przestrzeni, przewietrzyć ubrania.
A może wina im trzeba i dużo światła, by mogli
rozprostować kości, poprawić włosy, zatańczyć.
Znowu będę tam stać przestępując z nogi
na nogę. I ciasno mi będzie w tym nagłym tłumie
z tablicami na piersiach i cyframi kutymi na czołach.
I chłodno przeważnie, i deszcz zazwyczaj pada.
Później chora jestem od wszystkich zaraz tego świata,
na które pomarli przede mną. A kiedyś wspinali się
każdej niedzieli na wzgórze - jak trawa, po której idę.
.
gabrysia cabaj, 16 august 2011
Mój syn, wczoraj po wyjściu spod prysznica nagle stwierdził, że
od dłuższego czasu ma raka płuc, więc ukarał mnie odłączeniem
netu, gdy z papierosem w ustach palnęłam, że w takim razie
nie doczeka 2013 roku, na który zaplanowany jest jego ślub.
Nigdy nie wiem, kiedy jakiś diabeł mnie podkusi, by nie trzymać
języka za uchem.
.
gabrysia cabaj, 9 august 2012
Śmierć jest bardziej głodna niż ból,
powtarzam głośno fragment dialogu
z wieczornego filmu,
ale tego nie rozumiesz. Ja także,
więc niepewnie rozwijam -
chyba chodzi o to, że cierpienie czasami
przerasta życie.
Ból można zaprosić do stołu i nakładając
na talerz, powiedzieć: naści, bólu - najedz się;
może jeszcze pomidorka?
Zobacz, jakie ładne te koktajlowe,
a może ogóreczka w curry?
W filmie jest taka scena: prowizoryczny stół
operacyjny, otwarta, przytomna kobieta -
na pytanie, czy boli, przecząco kręci głową.
Śmierć jest bardziej głodna - mówię,
a ty odwracasz się do okna
bez słowa,
patrząc w ciemny ogród.
.
gabrysia cabaj, 26 august 2011
Walczyłem z czasem - w tej wojnie zaorałem
pole, zabronowałem wzdłuż i w poprzek,
wsiałem rzepak tuż przed końcem terminu.
Jeszcze oprysk na groźną lepę, mak i rumian,
a z nawożeniem później się zobaczy.
Niektórzy kupują hybrydy: na hektar wystarczy
kilogram nasion, które po wschodach się krzewią.
Kto wie, czy olej w butelce też będzie sam się
uzupełniał?
.
gabrysia cabaj, 11 june 2012
Ale któż się nim napije,
Komu damy kubek złoty?
wzruszają mnie stare przedmioty
wystawione na widok publiczny w muzeum
rozglądam się dyskretnie
czy nikt nie widzi żeby ich dotknąć
może poczuję pod palcami jeszcze ciepły
oddech człowieka który je tworzył
jak trudno mi było odejść z kaszubskiego
skansenu gdzie w domach krytych strzechą
skrzypiała surowa podłoga a święte obrazy
na ścianach pachniały panną bez płot
jakby dopiero co wrócono z drewnianego kościółka
a był sierpień i matki boskiej zielnej
usiedliśmy z mężem na zewnątrz
pod oknem
wtedy czas mnie przeleciał
wiele lat później szukałam do jadalni
krzeseł z drugiej ręki
nie mam nic do sprzętów
które już były w użyciu a wprost przeciwnie
są ciche i wierne bez pretensji
jak starzy ludzie z niewidzialnym biletem
na drugą stronę
oglądałam zamglone historią lustra
żyrandole które widziały niejedno
skórzane sofy jakby czekały na ciebie
ale nie patrząc w oczy tylko jakoś tak obok
wyszłam ze sklepu z prostokątnym
imbrykiem do parzenia herbaty
na dzióbku ma rozkwitłą różę
na uszku stoi kot pod muchą
od frontu na osi czasu kręcą się dwa kociątka
ona w sukience z niebieską wstążką
on w fioletowych spodniach na szelkach
u podnóża porcelanowa kartka
której nie sposób odczytać
idąc do samochodu mówiłam do siebie
och mój malowany dzbanku mój złoty kubku
kto ciebie nie chciał postawić na kominku
za te marne osiem złotych
kto nie miał własnych bażantów
po których zostały tylko piękne pióra
w ceramicznym garnuszku
jak przedni bukiet
.
gabrysia cabaj, 2 february 2012
pamięci Wisławy Szymborskiej
Mogłabym trzciną być -
z rzeką co dzień gadać.
Mieć swoją wiosnę i lato,
motylki, żuczki i ważki,
znajomą rodzinę trzciniaków.
Jesienią bywałabym zamyślona.
A wiatr?
Jak to wiatr - czesałby moje włosy.
A mgły nad ranem?
We mgle bym cicho stała.
A jeśli szadź?
Nie wiem, rzeko - musiałabyś wystąpić
z brzegów,
lustro podać -
wtedy schyliłabym się lekko,
by widzieć,
jak mi z nią do twarzy.
.
gabrysia cabaj, 3 october 2011
Choćby jeszcze ta jesień. Kałuże, które należy
omijać. Nie myśl, że patrząc w nie, wejdziesz
głębiej -
to nie świat równoległy. Prawdą jest trawa, co
do której nie można mieć wątpliwości. Warsztat
pachnący sosną, narzędzia do obróbki drewna,
schody na strych i do piwnicy.
W książkach można się utopić przed wyjaśnieniem:
czego dotkniesz, zostaje skażone raz na zawsze.
Potem już tylko ułożyć się; zagrzebać w przytulnej
pieczarze.
Otrzepując szron z futra, dopiero wiosną znowu ciała
nabrać.
.
gabrysia cabaj, 31 december 2011
gdy nie ma w domu dzieci
to jesteśmy niegrzeczni
hiszpańskie
brandy od wszystkich świętych
na stole krupnik od gwiazdki
w kominku
ze schodów bukowe odrzynki
które przywieźli przeszłego lata
sukienkę ściągnę z zaświatów
wiesz tę w beżowe koronki
do tego złote bolerko
postawię ci irokeza
jak na Millenium
pamiętasz?
dzwoniła Ewa z Warszawy
mało ze śmiechu nie pękła
gdy już nam świece przygasną
powoli je objaśnisz
ta noc może być wyjątkowa
tylko się upić
i nagusieńko
długo nie zasnąć
.
cytat z piosenki Kazika Staszewskiego
gabrysia cabaj, 29 december 2011
czego szukam
po tej czy drugiej stronie
kiedy wagi nie przywiązuję do okryć
przed nieznośnym wiatrem
szarpiącym nerwy
przecież nie jestem od świecenia
i otwierania ludziom oczu
czasami owszem
mogę coś powiedzieć
lub też pomilczeć z prywatnej zgryzoty
bo mnie tu jakby nikt nie posłał
pod konfesjonał
na kolana
wierszami siebie nie rozgrzeszam
w zasadzie mało mnie obchodzą
ale pamiętam takie chwile
że tylko pęknąć
rozszczepić się
jak drewno
.
gabrysia cabaj, 6 august 2012
Kiedy wchodzisz w cień -
to jakby się cofać, odchodząc
od drzwi,
za którymi jest cała przyszłość.
Tak oddalić się można bezwiednie;
zamknąć
w kryształowym czasie.
Będzie toczyć się
dzień po dniu -
a nocą?
Świat na opakt, stokrotko,
jak kula u nogi.
Pukanie -
i cicho.
.
gabrysia cabaj, 27 may 2011
ona cyk! cyk!
słomki na gniazdo
on rozłożone skrzydła i pływa
po ziemi - tańczy koło niej
jakoś tam mówią do siebie
ona: no ile można?
tu się trzeba brać do roboty!
więc frunął na dach - widziałem
że tylko dupę ma w głowie
i ruchanie
a materiał nosiła
w to miejsce
które zrobiłem dawno
gołębiom
.
gabrysia cabaj, 14 june 2013
ulubiam
ustawicznie oglądać telewizję - otwarty świat
cały dla ludzi cierpiących czy ty widzisz
głęboki sens w kanałach które można przerzucać
do znudzenia do zachłyśnięcia się wielorakim
ludzkim istnieniem
i jeśli jest reżyserowany to chwała twórcom
jeżeli zmyślony zawsze pozostaje w nim ziarenko
prawdy karmi nas tym ziarenkiem ot tak rzuconym
w rzeczywistość nie będącą obiektywną kontynuacją
czegokolwiek innego niż prawdy ekranu i czasu
więc biorę to i obracam w palcach szczegóły
ubiorów i twarzy emocje wodzące ludzki świat
czarnych występków lub pomarańczowej dobroci serc
przegapiam
scenę kiedy grupka ludzi uwalnia rannego motocyklistę
spod samochodu unosząc go jak piórko
w tym czasie bawiłam na sali rozpraw gdzie kobieca
ręka sprawiedliwości dotykała do żywego
już teraz rozumiem że człowiek jest straszny
tak piękny w jedności i tak niemożliwie osobny
gdy łzy mu lecą po policzkach zasłania oczy
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
z chłopem to trza po chłopsku
i nawet jak mu nie wyjdzie
mocno podkasać spódnicę
i deptać
i to porządnie
aż soki puści - a juści!
.
gabrysia cabaj, 27 february 2012
Czego nam potrzeba? Mamy dużo:
błękitną lagunę, kokosy, banany,
łoże z liści palmowych, dostatek
świeżych ryb i wodę ze źródła.
Jeszcze tylko tratwa - z ptasich piór
powiązana w słowa, żeby przebyć morze.
Tęsknota, to wyraz przeklęty,
więc mówię - do ludzi.
.
gabrysia cabaj, 3 october 2011
O czym napisać? - pytam młodego człowieka
(nakłada lody karmelowe na dwa talerzyki
w niebieskie rumianki). Myśli, oblizując łyżkę
z każdej strony; patrzy w okno. - O żółtych
liściach w ogrodzie. Ale zółte liście tylko z grabów,
drabów (skojarzenie) stu pięćdziesięcio-letnich.
Niemożliwe! - powiedział niedawno świadek
nauczający o prawdziwym Bogu. Jego żonę
zachwyciły drzewa, gdy piliśmy kawę pod
topolą. Dostałam Strażnicę i obiecano mi
Zmartwychwstanie. Na koniec od nich ukłon
za ucztę, a ja poszłam zbierać kartki z wierszami,
które wiatr porozwiewał jak suche, suche liście.
.
gabrysia cabaj, 28 august 2011
czasami ból jest zbyt silny
jakby chciał zerwać płuca
kiedy nurkuję w lagunie
zbierając małże jak śliwki
napełniam kosz rośnie góra
nożem otwieram każdą
nie jestem przecież lemurem
kciuki mam dwa i sprawne
wyjmuję perły jak pestki
które odrzucam w trawę
oto i kosz mój pusty
jestem spokojna
prawie
.
gabrysia cabaj, 11 june 2013
Oczekiwanie. Podglądanie kosów. Liczenie
owoców, gałęzi, na cud. S m a k o w a n i e
Czytam o sposobach odstraszania szpaków,
że wystarczy porozwieszać płyty winylowe,
aż wiatr im zagra nieznośnie (na nosie?)
puste butelki - puste butelki i płytki CD
na wietrze
Zeszłego lata (mam chęć napisać: łońskiego)
gęsi uparły się na gruszki, a teraz kury
na czereśnie - zielononóżki na czele z kogutem.
Wołam - sio! - i szczuję pieskiem, ale wracają
jak bumerang
Można nie kiwnąć palcem, machnąć ręką
lub też pójść, poszukać czegoś w sam raz,
jakiegoś kija - i najzwyczajniej w świecie
podeprzeć.
.
gabrysia cabaj, 22 october 2011
umożliwia w momencie śmierci
wejście do Czystej Krainy Amitaby
Spójrz, jakże nieludzki jest człowiek,
gdy leży na drodze rozjechany -
jak dziecko (wielobarwny tobołek);
kuna, którą ostatni dzień zastał, kiedy
chciała przebiec. Widziałam jej
puchaty pyszczek - stała nieopodal,
nie wiedząc, co teraz?. Krew zalewa
oko. Tyran, czy ofiara? Zapadam się
głębiej - jestem grzeszny kamień (drżę)
u wejścia.
Nie śmiem ponieść ręką dalej
ani słowa.
.
gabrysia cabaj, 2 july 2011
prawdziwi mężczyźni mają twarze z wapnem
kurwy i chuje wypluwając przez ramię
chuderlawe torsy błyszczące od deszczu
do kobiet podchodzą na rozstajnych nogach
kiedy rosną murem - w rękach kruszą cegły
łapiąc równowagę aż na cztery kielnie
pod czapkami z daszkiem noszą płowe strzechy
dwaj mleczni młodzieńcy - pomocnicy diabła
.
gabrysia cabaj, 28 june 2012
Według ojca masz być piękną królewną,
chronioną przez dwójkę straszych braci.
Też coś! - obrusza się mama, na samą myśl
zmiany planów: będzie lekarzem.
Więc już od dziecka zaciskałam oczy
i zęby, krojąc żaby pod lasem, pojąc komary
własną krwią.
Ręczne łapanie raków w rzece
musiałam opanować do perfekcji
przy dziennym świetle i nocą -
o karbidówce.
Po wielu latach też nie jest lekko,
bo jak z czystym sumieniem i komu
powiedzieć, że chyba musiało się udać
nie wyhodować żadnej żmiji
na własnej piersi -
nikogo z nas przy tym nie kalecząc.
.
gabrysia cabaj, 20 september 2012
Powstałem z potrzeby
i wyobraźni.
Mój kształt nie jest tu całkiem
od rzeczy, jak rondo -
samo w sobie
ma niewielkie znaczenie, ale
w odpowiednim miejscu
i czasie - ho ho! Jazda.
I ta cała otoczka: twarz, ręka,
która mnie uchylała
- witam, pozdrawiam serdecznie,
kłaniam się.
Teraz ślepy jestem, nieczuły
i do śmiechu mi nie bardzo.
Gdybym tylko mógł wyśpiewać
całą prawdę,
ja -
bezbrzeżnie pusty,
dogłębnie sam,
filcowy świadek
(koronny)
w niewiadomej sprawie.
.
gabrysia cabaj, 16 may 2011
niedziela? już minęła - ryby dobrze brały-
naprawdę wielkie karasie (mój brat Mirek
zabrał wszystkie) cieszyłam się: jest lepiej
gdy ktoś chce od nas wziąć coś czego mamy
za dużo
Mariola z mamą tak trajkotały by wylądować
gdzieś w okolicach końca ubiegłego wieku
tylko zapomniały nazwiska tej kucharki
z Marcina wesela no nie wiesz której?
a Rogowska z drugiego umarła i Piotr dał ją spalić
teraz tam chyba ten wnuk zamieszka bo siedzi
gdzieś kątem (Talarowska mówiła że nikogo nie było
na różańcu)
a Zdzichu też chce ale na dziadku - tylko on go lubił
mama się boi - przecież nie wiadomo jak tam jest
i żebyście wiedziały że maszynę ma dostać Bogusia
bo ona jedna ma do tego pojęcie
a ten serwis to nie wie: Kleinowa miała skrzynię
z fanfurą (???)
a srebrne smoki? pyta Mariola - też nie wiem-
tyle się za nimi nastałam tyle nawykłócałam
no nie wiem...
.
gabrysia cabaj, 4 august 2013
O czwartej nad ranem drozd uderzył
w szybę. Teraz leży na schodach z betonu.
Nie zdążył zamknąć oczu. Od nagłej
i niespodziewanej nic i nikt nas nie broni.
Śniłam nagich mężczyzn z niebieskimi
fiutkami, nie wiedząc, skąd szli i dokąd?
Nie było kobiet pragnących przyjąć ich,
poczuć w sobie. Nie było żadnego odbicia
w źrenicach martwego ptaka.
.
gabrysia cabaj, 18 september 2011
To już dzień? Budzisz mnie z obowiązku.
Ja nie chcę otwierać oczu. Jeszcze nie -
ciągną mnie wrzosowiska.
Motyl siadł. Kryję twarz w lepszym świecie.
A pszczoły grają na cytrach. Nie budź mnie -
jestem na wrzosowisku.
Brzozy cień. Ważki dwie w cichym locie.
Jesień o lato się oprze. Nie ma mnie -
zostaję na wrzosowiskach.
.
gabrysia cabaj, 1 november 2011
Ludzi na poziomie powinno się szukać
w pionie: oko w oko, nos w nos, usta
do ust.
Na kolanach widzi się nie te rejony,
a z czołgania można wynieść smak
buta.
.
gabrysia cabaj, 24 september 2011
mój żeliwny z początku lat osiemdziesiątych
który się nie dałeś dzikim falom mrozów
wiosennej wodzie podchodzącej od gruntu
i najazdom myszy i zasiekom z pajęczyn
który żar ptaka trzymałeś w rękach swoich
krzywych rusztów niezależnie od grymasów
pogody
już lata temu słychać było jak psyczysz
w czasie rozpałki ale skąd człowiek miał wiedzieć
co tam siedziało w tobie jaki feler przy odlewie
bo jakże inaczej wytłumaczyć dziurę na dwa
palce koło śruby wyciekłeś w nieodpowiednim
momencie co prawda
służyłeś dzielnie nawet gdy palono drobnym
zbożem dużo tańszym od najlichszego węgla
i mokrym drewnem wierzbowym
ty byłeś świadkiem niszczenia na popiół rachunków
za przeszłe życie boże piwniczny roznosiłeś ciepło
ciepełko kiedy słońce mroziło
jeszcze twój dyfuzor złapie cug w kominie i dymem
odetchniesz
.
gabrysia cabaj, 9 september 2011
upomniała się o dwie pozycje Miłosza
informacja że kara już wynosi 15, 50
nie robi na mnie wrażenia
teraz kluczę nad kłamstwem
najbardziej prawdopodobnym
zapłacę ile trzeba
jeszcze dodam wszystkie nieczytane
Nory Roberts
dorzucę romantycznych szaleńców
których sześć lat temu nie oddała
moja najmłodsza
.
gabrysia cabaj, 18 july 2011
Kiedyś za dwa dolary można było kupić
mustanga, a siodło za sześć.
Frank szwajcarski dzisiaj dobija do euro.
W Niemczech kupisz z automatu złote
sztabki.
Dramat człowieka polega na tym, że traci się,
by zyskać to, co trzeba stracić.
.
gabrysia cabaj, 21 september 2011
niebo rwie się w strzępy krzykiem dzikich gęsi
niby żartem pół-serio roztaczasz mój drogi wizję
Wietrznej Bramy
że tylko przejść bez tych całych ceregieli
nie obarczać by nie płakali
zostawić wszystko jak jest nie obejrzeć się
już nigdy nie wracać nie wracać
ale jeśliś mi przeznaczył długie dni
.
gabrysia cabaj, 7 october 2011
Ja dzisiaj pieprzę (wszystko) - wczoraj
też pieprzyłam:
trochę drażnił mnie popieprzony czas bólu.
Trzeba zmielić mięso od kości, doprawić
pieprzem, solą, majerankiem; dodać
cebulę i te inne składniki, żeby się ładnie
trzymało.
Jutro będzie inaczej. Zobaczycie -
coś takiego wymyślę, by do reszty
nie powtarzać się
z kichaniem.
.
gabrysia cabaj, 13 august 2011
w niedzielnym wysokim ogrodzie
wśród gości miastowych licznych
tylko na moim ramieniu
siadł motyl ciutek liryczny
a właśnie czytałam wiersze
wiersze liryczne - a jakże!
więc pomyśleli wszyscy
że motyl słucha ich także
siedział spokojnie tak sobie
wiatr skrzydełkami robił
więc wszyscy mu przyklasnęli
że ładnie mi wiersze zdobi
jednak zbyt dużo wrażeń
zrobiły na nim oklaski
bo nagle och! jaki czujny
to rozłożysty to płaski
i frunął motyl brązowy
z tęczami na skrzydłach obu
już nie jest moją ozdobą
tylko dzikiego głogu
bo kiedy motyl na tobie
przysiada na chwilę - śliczny
nie wolno robić hałasu
gdy motyl jest ciut liryczny
.
gabrysia cabaj, 20 may 2012
widzę kobietę w tej chwili pewnie
bez zobowiązań
raz po raz nurkuje wypływa
kładzie się na boku
by po minucie trzepiąc rękami
i nogami
wynurzona wzbić tęczą kropel
własną fontannę
kręgi odpływają gdy nieruchomieje
z przymkniętymi oczami
w jeziorze rozpalonym słońcem
włosy jak złote wodorosty
wtedy jest świtezianką
na którą nikt nigdzie
nie czeka
fala niesie ją do brzegu
więc już na płyciźnie
powstaje
nie z piany wychodząc na trawę
woda zmieniona w piasek
postać w szczęśliwą kurę
rozkołysanym krokiem biegnie
dziobać rybie łuski
jelita
.
gabrysia cabaj, 18 june 2013
ehhh...gdyby tak umieć malować
w upaćkanym od farb fartuchu
przed sztalugą
z paletą w lewej a pędzlem w prawej
bez ucha i z oszalałym włosem
zagryzać do krwi dolną wargę
coś tam gadać od rzeczy
mruczeć
a potem się cofnąć
(kto się oddala ten lepiej widzi)
podbiec
przyłożyć oko
i nos
dlaczego nos?
bo chyba psim swędem
jeszcze machnąć sadzę i błysk
w tym starym piecu
(kaflowym)
w którym sam diabeł smali
cholewki
.
gabrysia cabaj, 15 june 2012
Nosi w sobie wyprute żyły matki, potłuczone szkło,
tynk i kable elektryczne, blizny z przedramion, ostre
przedmioty, które mogłyby skrzywdzić; gdzieś pod
żebrami trzaskają drzwi, więc ma lęki. W szuwarach
cicho siedzi na gnieździe, później wypływa do brzegu.
Jest coś smutnego w białym rozwijaniu skrzydeł, i gdy
skłania głowę na wodzie raz w tę, raz w drugą stronę,
lekko, lekko - różowym świtem, grążele - niemy balet.
.
gabrysia cabaj, 15 july 2011
O, Boże, dokąd iść?
Co robić, skąd brać
bajki i pieśni?*
więc odjechały tabory nad Tamizę
serca jagodowe w naszych lasach nie biją
inaczej czeszą włosy cygańskie dziewczyny
i kwiaty inne kwitną na ich spódnicach
tylko ta stara Cyganicha na Ilford
takie samo ci szczęście i miłość wywróży
za garść brzęczących monet za przyjazny uśmiech
długie życie podaje - jak sztuczną różę
*Papusza
.
gabrysia cabaj, 1 november 2011
Idąc dzisiaj na cmentarz, gdzie pogrzebano mojego ojca, miałam,
Wando, nieodparte wrażenie, że idę w zimne miejsce, w którym
go nie ma. I widziałam staruszki o kulach, chłopaka na wózku
inwalidzkim, piękną dziewczynę o blond włosach do ziemi i nogach
do nieba, idących w tę samą stronę. Stawiałam znicze na grobie
i wtedy nazwisko, data narodzin i śmierci, wspólna część życia -
pochyliły mnie niedaremno: byłem kim jesteś, byłem kim jesteś,
widniało na liściach zbieranych z nagrobka.
.
gabrysia cabaj, 9 march 2012
Więc taki jest Kair? Pełen pestek granatów,
suszonych fig, nawoływania z minaretów?
Leniwy Nil tłoczący statki, stateczki - jachty.
Zapach mimozy i ścieków. Betonowe wysoko-
ściowce. W garści pustyni aromat kawy z upałem
i bajzel na ulicach? Dzieci grające w kamienie.
Nie wiem jaki jest Kair. Czytam powieść. Nigdy
nie będę w Egipcie - nieodżałowanie piję drinka
z okazji Dnia Kobiet - z cytryną i sokiem jabłkowym.
Ja, Ewa - mam stos naczyń do pomycia, brudne
garnki na gazowej kuchni. Niedawno odbyłam
bardzo ważną rozmowę z córką, że u nas jest
chory system, że ludzie znów wyjeżdżają,
by mieć szansę na rozwój. Dlaczego uczciwość
nie popłaca? Po co było uczyć czytania znaków,
widzieć to, co istotne, skoro piórkiem nie sposób
oszlifować diamentu.
Idę na skróty myślowe? No, może. Teraz przejrzę
życiorys Tenzin Palmo - mnicha w ciele kobiety.
.
gabrysia cabaj, 20 january 2012
Co to za wolność (ość), kiedy tylko
leżeć i czekać do czasu, aż ktoś przyjdzie,
nie przyjdzie.
Co za rozmowy, jeśli ze sobą, wiadomo,
bez iskry. Żeby chociaż jakieś barykady,
zasieki, huk, nóż na gardle, kij w oko, ale nic!
Cisza i spokój. Pokój temu domowi i wszystkim
jego mieszkańcom.
Co za zmaganie (a nie!)
gdy już tylko dwoista natura -
jedna przyziemna, oddana przyzwyczajeniom,
które wyrzucam sobie,
że wszystko, czego się tknę, co wykonam,
jest gorszej jakości, niż można by zrobić,
nie dążąc do ideału, poddając się grzechowi
zaniechania,
jakby to życie było próbą cierpliwości -
kto kogo?
Druga oderwana od realizmu, śpiąca królewna,
która w snach szuka Bra(h)my. Za bramą zielone
pastwiska, a dalej - nie wiadomo dokąd.
.
gabrysia cabaj, 22 november 2011
Wybacz Wiesiu,
że całkiem zapomniałam:
góry bielizny do składania,
stanie przy kuchni, sikoreczko -
jakbym była trochę nieludzka
przy zlewozmywaku - coś
przeciekło mi przez palce,
a ty
siedzisz w swoim ogródku
zmieniona tak bardzo,
na suchej gałązce rajskiej
jabłonki.
Chciałabym ci teraz podesłać
buziaka, lecz uwiązł nagle,
jak żal w kwadratowym
nawiasie.
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
1405wiesiek
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
1305wiesiek
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek