Sztelak Marcin, 20 november 2022
Czterdziesty czwarty rok od końca świata,
licząc w latach księżycowych
nieznanej planety.
Dziwna wojna w czeluściach zaułków i bram,
świszczące oddech, spracowane ręce
zaciśnięte do przekrwień.
Tymczasem trwa raut, dystyngowane
dygnięcie, frak wciągnięty na maszt:
savoire vivre ladies and gantlemen.
Krtań w górę i dół – gul, gul do dna,
nieodzowne drżenie przedsenne,
odwieczny strach przed porankiem.
Tak czy inaczej szlachectwo zobowiązuje,
całuję rączki madame, cóż z tego, że zimne
i ostatni raz.
Czterdzieści cztery do końca świata,
licząc w bezksiężycowych latach
znanej planety.
Sztelak Marcin, 19 november 2022
Z premedytacją łamię zakaz palenia
liści w kryształowym wazonie po babci.
Dym leniwie pełznie po krętej ścieżce
upstrzonej gołębiami.
Ostatecznie przekarmione gubią kierunki
i zbędne skrzydła. Zza zamglonego okna
naprzeciwko pomarszczona jesień grozi
palcem, więc swobodnie sączę herbatkę.
Jak zawsze spluwając na głowy ludzi
z kasztanów. Coraz ich więcej i więcej,
wypełniają przestrzeń pomiędzy światami.
W jednym z nich śpię, w drugim niepewny
reinkarnacji jadam tylko owoce smażone
na boczku. Zapas z lat najtłustszych.
Dym rzednie, wazon pękł na cztery części
– zima, balkon zamknięty.
Sztelak Marcin, 18 november 2022
Rozprzestrzeniam się pomiędzy ramami obrazów
z dzieciństwa, nuda.
Przecież nie zdarzyło się nic wartego odnotowania
na czarno - białym filmie.
Zatartym przez rękę bezlitośnie wyrywającą
kartki z kalendarzy, te prześmiewczo szeleszczą
u stóp, kompletnie nagich, już nieobleczonych
w skórę.
Pochylam głowę, w kieszeniach chowając
przypalone palce, coraz bardziej. W końcu
wciąż odbieram posty od nieżyjących,
śniąc twarze nienarodzonych.
Nie tylko w najdłuższe noce listopada.
Sztelak Marcin, 16 november 2022
Świat faluje za spaczoną warstwą szkła,
wykrzywione twarze szczerzą uśmiechy,
wyszeptując wprost do ucha: grzech
i bluźnierstwo.
Wiatr łzawi potarganymi szarościami
płaszczy zapomnianych przechodniów,
przemykają pomiędzy słupami światła
zakurzonych latarń.
Oplecione girlandami wokół zasypiających
miast mgielnie znaczą punkty przecięcia
zbyt licznych dróg. Wybór jest podobno nasz,
tak przynajmniej twierdzą stali bywalcy
przydrożnych knajp.
Te zawsze się znajdują za lewym lub prawym
zakrętem, niezależnie od częstotliwości
skurczów wrzechświata. Zresztą wszystko
płynie, nawet pod prąd. Na nic kuszenia,
rozgrzeszenie i tak spadnie na
Sztelak Marcin, 15 november 2022
Nie oglądaj się za siebie, tam tylko mgła,
nawet w pełnym słońcu.
Droga – kusicielka wciąż wskazuje skróty
wiodące zgodnie z tradycją na manowce.
Tam zakopuję złote myśli zanurzony
w znaczące milczenia.
Dla niepoznaki pokryte słowem
i nic to, że wiodącym do zatracenia.
Piękno chwili, spijanej aż do zachłyśnięcia,
wypełnienia dłonie poszarpane wiatrem.
Śmiertelnie oznaczony nieciągłością światła
gubię związki. Także frazeologiczne.
Droga – kusicielka wciąż wskazuje proste,
wiodące, gdzieżby indziej, na manowce.
Oglądaj się za siebie, tam mgła i inne
rozwarstwienia świata.
Sztelak Marcin, 14 november 2022
Unarzane w szkarłatach płoną
jasnym światłem z rozbitych witraży
i ułomków okien.
Za nimi wykrzywione twarze ludzi
poślednich gatunków, zatraceni
od urodzenia bez urazy obserwują
spektakl.
Cisza, nawet ogień milczy pochłaniając
pękające obrazy miasta aż po głęboko
rozlane fundamenty.
Ten, który miał wygładzać nazbyt ostre
kontury zasłania oczy zdjęty trwogą.
Ostatnie ofiary drżą, niepotrzebnie
złożone na rozbitych ołtarzach.
Może jednak to tylko liście i piasek
przesypywane obojętnym wiatrem
w uśpionych ogrodach szepczą:
śpij, czas nadchodzi.
Sztelak Marcin, 13 november 2022
Wynalazcy zbrodni świętują ostatni
dzień. Pomiędzy końcem i początkiem
roku, przykładowo odosobnienia. Toasty,
kropla po kropli wypełniają puchar.
Noc gęsta od śmiechu i przekleństw, ćmy
wspólnie i w porozumieniu zacierają
ślady wsród wykarczowanych drzew
i krzewów. Z nich ułożono stosy, ofiary
już skwierczą w bliżej nieznanych językach.
Bezrobotni łowcy wciąż oliwią broń, tłuste
plamy znaczą przechodzone na wylot
ścieżki, wszystkie prowadzą w okolice
chatki z piernika. Nadgryzionej przez pleśń.
Czerwony Kapturek wciąż szuka wilka,
chociaż ten spokojnie zdechł. Bajka
z kiepskim morałem – zły wilk. Oraz:
wynalazcy zbrodni ulewają krople z kielicha,
ziemia nasiąka. Na chwałę, na rzeź.
Sztelak Marcin, 12 november 2022
Kolorowe migawki liści lecących
w górę, bez grawitacji i brak
bolesnych upadków.
Nawet z wysokich wież
na szachownicy rozpiętej pomiędzy
dachami linearnych światów.
Plastikowe kwiaty we mgle pachną
miętą i świeżą skórą, przepoconą
w blasku umierających gwiazd.
Pełna niewidzialność i lot
nad najbliższą z rzek, kąpiel
przynosząca światło na szczyty
wzgórz.
Ubranych w szkolne mundurki
i czapki z pomponem. Na drutach
można zrobić wszystko,
na przykład bałwany z bardzo ostrymi
zębami czyhające w mroku.
Na przechodniów pędzących
w piwnicach.
Życia i inne fantasmagorie, takie jak:
kolorowe migawki
pod powiekami ulatujące w niewdzięczny
świt.
Sztelak Marcin, 11 november 2022
Grzebię brudnym łapskiem w absolucie,
bez rękawiczek.
To na pewno się zemści o bardzo wczesnych
godzinach porannych.
Kiedy bezczelne słońce wypali gorące dziury
w firance.
Oraz na wiór wysuszy gardło, tak czy inaczej
złaknione.
Na szczęście zapomnę, wrodzona zdolność
wybiórczej pamięci.
Szczególnie przydatna w okresach wzmożonej
aktywności twórczej.
W tej chwili jednak radośnie drwię i klnę,
aż kwiaty więdną.
Zeszłoroczne, w gustownym wazonie z czaszki
homo erectus.
Najprawdopodobniej mojego kochanego przodka
po mieczu.
Tępym i zardzewiałym, kompletny nieużytek.
Także rolny.
O tym wszystkim zaświadczą prawa noga
i lewa ręka.
Pozostałe mają wolne. Całkowicie zgodnie
z umową społeczną.
I każdą inną zawartą po dwudziestej czwartej,
lub w samo południe.
Sztelak Marcin, 9 november 2022
Wieczór stygnie wraz z niedojedzoną zupą
z najlepszych rybich ogonów. Powoli wstaje
odbicie księżyca w tajemniczych źrenicach
czarnego kota. Ten potrafi uginać czas
jednym z dziewięciu ruchów ogona. Noc
nadciąga od strony południowego okna.
Uśmiechnięty pod wąsem kot mruczy
kołysanki w dawno umarłych językach.
Świece i ogarki płoną tańcząc na ścianach,
zimne mleko z rżniętego kryształu studzi
krew zapowiedzią zapomnienia.
Sen coraz mocniej zaciska zimne dłonie.
Kot miękko odchodzi w wieczne zamglenie.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek