Sztelak Marcin, 28 february 2014
Artykulacja przez zaciśnięte gardło,
a i tak wszystko wiadomo:
ciągłość gatunku oraz ryty naskalne.
Następnie zwiększenie tempa, wsie,
miasta, sypialnie. Jawnogrzesznice we wszystkich
odcieniach makijażu i mężczyźni gaszący pragnienie.
Rewolucje, wyzwolenia, seksualność w publikacjach.
Na temat i ponad nim.
Niże, wyże demograficzne, ponadto inne
pułapki statystyki.
Jeszcze miłość, na szczęście
marginalnie.
Sztelak Marcin, 27 february 2014
W tak zwanym raju
kieszenie pełne kamieni – bezgrzesznych.
Naga Ewa bezwstydnie wodzi na pokuszenie.
W zaroślach szeleści – węże albo Adam
zbiera jabłka.
Przejrzałe.
Później wieczór, kolacja.
Nikt nie wspomina o wypędzeniu.
Nudno, nawet ogryzki da się przełknąć,
bez problemu.
Glina schnie.
Żadnych planów na dzień następny.
Sztelak Marcin, 27 february 2014
Pokłosia i klęski urodzaju na stycznej
widnokręgów.
Świat zamiera z wyciągnięta dłonią,
w proszalnym geście.
Nic sobie z tego nie robimy, upojeni
zachodzącym horyzontalnie.
Około poranka mamroczemy litanię
wszystkich błędów.
Rozgrzeszenia padają na łóżka, tuż obok
głów pełnych jutra.
I innych zapowiedzi – nierealizowanych.
Sztelak Marcin, 26 february 2014
Pierwsze:
Nigdy nie czuj się bezpieczny, władza może
wychynąć z krzaków,
w których akurat planowałeś oddać
się medytacją.
Ponadto tyle pięknych ołtarzy
dla wiernych.
Drugie:
Redukcja słowa do gardłowego okrzyku,
manny i tak zabraknie.
Zasłużeni dzierżą palmę pierwszeństwa.
Czas porozumień pomiędzy podziałami
wnętrze – zewnętrze.
Bałwochwalcze ryty w jaskini.
Oraz reszta (przy) kazań.
Sztelak Marcin, 22 february 2014
Płytko, ot tyle ile pod paznokciem.
Nierówno przyciętym, a nie żadne tam pedikiury.
Nogi śmierdzą, po całym dniu.
Ale o tym nie wspomina się głośno
albo nie należy.
Bo taki zachód słońca i księżyc, że ach i och
oraz inne zachwyty.
Być może nawet nie warto zapisywać słów.
Skoro tylko pies z kulawą nogą.
Wyje.
Któż inny chciałby czytać, tak czy inaczej wyniosą.
Do przodu. Dzień i noc, następstwa, z których nic
się nie wykluje.
Chyba że lato, jesień, zima.
Wiosna.
Sztelak Marcin, 21 february 2014
W sprzyjających okolicznościach, gdybym zapuścił
wąsy, mógłbym udawać straż nocną.
Na razie spaceruję pod czujnym okiem funkcjonariuszy,
ukrytych w skrzynkach na listy.
Jak najbardziej czerwonych.
A dzielni taksówkarze czuwają, raz po raz łypiąc
na potencjalnych klientów. Tylko czasami się wymsknie:
łachmyta, woli pieszo. Na szczęście to sporadyczne
wpadki.
Taksówki, niestety, nie są jak najbardziej żółte.
Sztelak Marcin, 20 february 2014
Robin Hood i jego wesoła kompania;
złodzieje, mordercy, rzezimieszki.
Wciąż krążą pomiędzy listowiem,
mitologizują.
Tylko drzew ubywa – na papier.
Tymczasem, niekoniecznie z innej beczki,
druidzi w piwnicy plotą z wikliny.
Kosze na ryby i pozostałe rozmnożenia.
Pocałunek pod jemiołą.
Marion mocno się zestarzała.
Według kalendarza księżycowego;
zasiew i zbiór.
Liczby od zera do wszystkich zakończeń.
Proszę wstać – nauka idzie.
W Sherwood.
Ponadto pozostałe skarby znane ludzkości.
Sztelak Marcin, 10 february 2014
Szaleńcy pana Boga kłaniają się w pas,
chociaż pod progiem miska mleka i okruch chleba.
Na wszelki wypadek, czuj – duch.
A poezja umiera codziennie. Wersy zmielone
na wiatr. Nudny proch, z którego podobno jesteśmy.
Pył do przeczesywania palcami.
Apatia i sen. Wiecznotrwałe.
Oberwańcy w łachmanach i obowiązek jałmużny.
Byle dalej – śmierdzi. Oraz dyskretne splunięcie
przez lewe ramię.
Na wypadek – wszelki.
Sztelak Marcin, 31 january 2014
Złamany kwiat zakwitł. Wbrew wszystkiemu.
Umarli namawiają do gry w szachy.
Mat – wykrzykuję przez sen, nie licząc oczywiście
zremisowanych partii.
Brak rozstrzygnięć po obu stronach powiek.
Ponadto łóżko niewygodne.
Można by sobie wyszyć na poduszce:
jak sobie pościelisz.
Tylko brak umiejętności, nici i igieł,
tymczasem na szachownicy utrata hetmana,
bezpośrednie zagrożenie królowi.
Zakwitł złamany kwiat. Wszystkiemu wbrew.
I tak dalej – ciągłe przestawianie figur.
Sztelak Marcin, 30 january 2014
Tak się dzieje kiedy trzeba pisać,
a nie ma o czym, jak, gdzie.
Wystarczy cokolwiek – imperatyw.
W skali jeden do dziesięć.
Oficjalne kładzie się bruzdą na czole,
w poprzek życiorysu.
Po łacinie brzmi dumniej.
Karty mówią: jesteś głupi – nieodrodne dziecko
swoich rodziców. Gdzieś tam czerwienieją
zachody. I wschody, jeśli już o tym wspomnieć.
Budzę się, to powinno wystarczyć,
jestem zdolny do życia.
Otwierając słownik, sposobem chybił - trafił,
zawsze odnajduję hasło „maligna”.
I jak tu nie wierzyć w przeznaczenia.
Albo inne strachy na lachy.
Kant ma ubaw w siódmym niebie dla byłych
skurwysynów.
(Takie jest oficjalne stanowisko czynników,
trzymających za pysk całą resztę.)
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
18 november 2024
1811wiesiek
18 november 2024
0007.
18 november 2024
0006.
18 november 2024
Śpiew ptaków to są myśliEva T.
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.