lajana | |
PROFILE About me Friends (32) Forums (1) Books (1) Poetry (191) Prose (12) Photography (18) Postcards (32) Diary (9) |
lajana, 11 may 2012
Myślę tak - to i owo,
a to wlazło pod skórę i piszczy.
Chwila i stoi obok,
a błysk w oczach ma smutny i szklisty.
Mówię jej - ty jesteś żal,
a ja pełny kieliszek goryczy.
Życie to przecież nie raj,
więc ty ze mną ten kielich dziś wychyl!
Chcę zrozumieć i umieć znów żyć,
w wielkim tłumie nie zgubić się – być
czymś z natury realnym,
już się więcej nie żalmy,
bo świt!
Inny ktoś na własność skradł,
to co lepsze zrodzone już wcześniej.
Pytam więc ciebie dziś jak
i co zrobić, by nie śnić boleśnie?
Pod skórą jak ostry cierń
ból mnie toczy i trawi gorączka.
Rolę swą proszę dziś spełń:
chwilo żalu, ty życiu się poskarż!
Chcę zrozumieć i umieć znów żyć (...)
*piosenka, lipiec 2010
lajana, 9 may 2012
o czym z tobą milczę
o czym śpiewam gdy się zdarza
taka chwila na dwa głosy
cztery ręce płomień w oczach
czego nie ma w słowach
później budzi jak muzyka
w zarys przeszłych opowieści
rzeźbi przestrzeń do księżyca
to co nas zachwyca
zamieszkało nie od wczoraj
gdzieś na dziko wiło pnączem
na polanie w leśnych ziołach
za czym serce woła
kiedy ciebie nie ma blisko
przekłamują światłocienie
łąki wieczór stroją mglisto
nasza nieparzystość
gdy samotność pojedynczo
jednym głosem gasi ciszę
tęsknię wtedy słowa milkną
o czym z tobą milczę (…)
lajana, 3 may 2012
nie daje spokoju szczególnie nocami
jak wtedy kiedy miałam pięć lat
wiem że o tym się milczy
lub mówi ustawionym kadrem
chociaż to nie Hollywood
oglądam wtedy twarz w lustrze
próbuję się uśmiechnąć
uwięziona wewnątrz
jestem bezradnym lalkarzem
który zapomniał kolejność nitek
kiedyś wystarczyły jej słowa
małe dziewczynki ufają matkom
odganiałam strach tamtą wiarą
lekcja wyćwiczona beztroską na zewnątrz
przywieram do jasności gdy wyrasta po nocy
z zaufaniem jak otwarty kwiat
by później znów się zamknąć
skóra zmienia odcień źrenice odpowiadają
światło wygrywa zabawę w zajączki
gonię z pasją kota
nadal o tym nie mówię
rozmawiamy o ogrodzie w tle przechodzi zmęczenie
statysta - mim znakomity do tej roli
w płaszczu z tysiącem kieszeni ukrył prawdy
dziesięć biblijnych plag zdobi rzemień
którym ściągnął resztkę słabości
w krzyku milczącego matowieją słowa
boję się tak samo jak ty
nie umiem zrozumieć dlaczego
do umierających nie przychodzi lekarz
lajana, 2 may 2012
już kolejnym majem w rozchylonych pąkach
budzą się i kwitną nadzieje na przyszłość
niecodzienne myśli niepokorne pnącza
w gawędach z ptakami uparcie nie milkną
i jak dawniej głodne zabierają w podróż
wracają z pragnieniem nie sycą do końca
aby jeszcze grudniem do zimowych chłodów
oswoić tęsknotę nie będzie już obca
żeby znowu z majem niepłochliwa wolna
umiała bez lęku smakować marzenia
zawsze warto wierzyć że kolejna wiosna
wytrwale dopełni wciąż nowe zielenie
lajana, 30 april 2012
ktoś kiedyś powiedział że miłość się mierzy
tęsknotą co w wierszach maluje obrazy
kołysze pod niebem nie stoi na ziemi
czas zlicza inaczej i piękniej tłumaczy
że kochasz mnie taką bez tuszu na rzęsach
w niesfornej fryzurze gdy dopijam kawę
zbyt krótkiej sukience przyciasnych czółenkach
z uporem dziewczynki co przybiega z płaczem
za wszystkie te szepty których mi zabrakło
a ty je znajdujesz jak pierwsze zawilce
gdy zima marudzi i mało w nas światła
dzień i noc o tobie nie umiem już milczeć
bo dłonie masz ciepłe a oczy jak niebo
głos w którym tak piękne kochają się słowa
więc kiedy zabłądzę odnajdą jak echo
nie mogę zapomnieć i pragnę cię kochać
* ;))
lajana, 29 april 2012
zatańczysz ze mną tak jak dawniej
mocno obejmiesz i rozpalisz
będziesz muzyką będziesz grajkiem
zatańczysz ze mną
przecież zdarzało się już nieraz
w oczach masz lustro światła refleks
ty obiecałeś ja płonęłam
zatańczysz ze mną
zaczniemy naszą tarantelę
pogodną nocą bezdeszczowo
bo przecież taką mam nadzieję
zatańczysz ze mną
zechcesz przytulić zwabisz wierszem
prosto do serca wpadną słowa
kiedy cudowną znajdziesz puentę
zatańczysz ze mną
a ja wyszepczę ci szaleńcze
na to czekałam i tęskniłam
całuj niech zmysły zbudzą czerwień
zatańczysz ze mną
lajana, 28 april 2012
lęki kiełkują w snach
marzenia piętrami gałęzi dosięgają nieba
natura przez widmo wsysa światło
czerń od spodu wysycha korzeniami
ubrani w cienką skórę i gęsty splot
przekonań szczepionych jak oczka pod korą
przemijamy lasem palonych za sobą ścieżek
pustych dziupli sów
którym echo pomieszało w głowach
a jednak nie ma w nas obłędu
każdy dzień wieczorem równamy pod źdźbło
niech lepiej nic nie kiełkuje
lajana, 28 april 2012
upał w mieście sprawił lato
zaraz będzie o tym raport
sezon jest na kapelusze
i odkryte wdzięki nóżek
parki w parkach jedzą lody
źródłem kuszą wodociągi
plener się rozkłada w słońcu
malarz z pędzlem utknął w korku
wszystko się już pomieszało
zaraz zjawi się Faraon
z miejsca staną piramidy
i kto mówi że jest kryzys
lajana, 26 april 2012
buntuję się powtarzając nie odkarmione jak kocięta
późnowiosennego miotu
patrzenie na słońce po linii horyzontu okazało się iluzją
znalazłam je w lesie na polanie
wypaliło darń i zostawiło odciski
jak więc mam mówić że wędruje od wschodu po zachód
rzeka płynęła pod prąd kiedy oczy wędkarza zasnęły w trzcinach
rybom rosły skrzydła lilie odtańczyły balet na wodzie
a most rozluźnił przęsła
mam wierzyć w solidne konstrukcje
prawa fizyki i rytmy natury
ukryta studnia zarosła mchem tracąc pamięć
bredzi teraz o wodzie że mieszka w butelce i płynie
z zapisanym wewnątrz wołaniem o pomoc
o źródle pamiętam jak pod kamieniem sączyło pragnienie
prosto w moje i może już wtedy rozumiałam
- tak oznacza niespełnienie
lajana, 25 april 2012
to bardzo osobiste jest środa
kwitnie ligustr autobusy kursują na liniach zastępczych
wyciągam cię jak królika za uszy
piszesz że nie piszesz i nie wstajesz
dół nazywasz po imieniu
nie powinnam o tym mówić
ale poznasz po oczach
zdziwienie zaokrągliło powieki
w szybie przy drzwiach widzę lemura
facet w jasnym garniturze niepewnie wchodzi do sklepu
na skrzyżowaniu zauważam że był tam chwilę
napełnił popołudniowe godziny
pośpiech strzepnął sierść
odruchowo usuwam ją z płaszcza
łatwo poślizgnąć się na kurzu
zamykam oczy w trzydzieści sekund znajduję cię w trawie
karmisz psa kanapką przyniesioną ze szkoły
pytasz o moje kolana ciągle się przewracam
teraz ten kurz
a pamiętasz ślizgawki zimą
po lekcjach rzucaliśmy śnieżkami
wiem - jest wiosna - dlaczego przypominam
śnieg jest biały jak spokój
tu wariacje kolorów nie znajdują miejsca
dlatego mam zamknięte oczy
ciekawe czy z kimś się spotkał
nie wyglądało żeby się śpieszył
to dziwne spacerować ulicą w białym garniturze
w porze podwieczorku - pamiętasz to słowo
- herbatnik i torebka zalana wrzątkiem -
kogoś mi przypominał
poważnie myślisz że nie zauważyłam cylindra
przecież to ja ciebie miałam wyciągać za uszy
ta wiosna spada jak iluzja
mszyce osłodzą biedronki
lajana, 20 april 2012
czekam do soboty
aby opowiedzieć kilka migawek tygodnia
z perspektywy przebudzeń
tańca kluczy w zamkach
mokrych od deszczu chodników
zapachu piekarni
i dzwonka odjeżdżającego tramwaju
stwarzam sobotę jak sień
za którą czekasz na mnie
ciepłym murmurando nowej piosenki
później zamknę drzwi
do naszego świata
nie przenikną cienie
złożymy łódeczki z papieru
wyprawimy wiersze w podróż
pod pergaminowym niebem
dosięgają migdałowych gwiazd
lajana, 16 april 2012
nie rysuj imienia tuszem na wietrze
skrusz pergamin w pięści
to smutny wiersz o zaufaniu
zerwanym jak murawa
oślepieniu pędraka
szok zalany deszczem
lajana, 15 april 2012
ślady po deszczach zapisane w pamięć
ziemi karmiącej wiosennie od nowa
gdzieś między słowem a kruchością wierszy
zostają ludzie w obrazach przeźroczach
pod grubą kreską widoczną dla oczu
jest dużo więcej niż tylko witraże
szczegóły jakby kolejny gwiazdozbiór
subtelność ducha finezja przebarwień
wieczny wędrowiec i wciąż zagubiony
łatwiej gdy znajdzie bratnie tak znajome
w drugim człowieku by już nie zabłądzić
podobne cienie i ten sam zalążek
samotne wyspy połączył firmament
świat wypełniony ożywczym powietrzem
i tyle samo przebudzeń i zaśnięć
poezja czule wygładza kolebkę
* poetom spotkanym u Magdali w Mikroklimacie
lajana, 13 april 2012
nikt nie powiedział że nie można
od nowa nastroić zmysłów
pół wieku dzierga historię wchłania zapachy
dźwięki utknęły w pomylonych oczkach
nierówny splot wydłużył i skrócił
nieproporcjonalnie
i już nie grzeje w zziębnięte wieczory
zostaje malowanie ognia
nutę zapachu świeżej trawy
oszukuje budzona na siłę wyobraźnia
chyba pora
zacznijmy od smaku mleka
wyprowadzenie własnego wzoru
będzie teraz dziecinnie proste
można nauczyć się żyć bez skaz
lajana, 2 april 2012
jednak nie wierzyłam
a przecież można wierzyć
w boga anioły drugą stronę lustra
ale w siebie?
może gdyby dokonać cudu
uzdrowić rozmnożyć ostatni kęs
złowić wiersz w pustce
i uchronić przed zawistnym
oddać przyjacielowi
niech zamieni w modlitwę
jeśli zmartwychwstanie słowo
złożę ręce
lajana, 30 march 2012
jeśli można coś uprościć to marzenia
by chleb z masłem szczypta soli miały smak
ciepłe zmierzchy chłodne świty tak na przemian
kolorowe na pogodę nosić szkła
więcej trzymać po kieszeniach drobnych groszy
móc je rzucić do fontanny w jasną noc
i zobaczyć latem Paryż wiosną Włochy
a jesienią przy kominku spać jak kot
ludziom mówić tylko czułe dobre słowa
jeśli trudne trzeba znaleźć głębszy sens
gdy ma spotkać coś miłego to przygoda
i niech zawsze jest apetyt dobra chęć
ułożone wygładzone słodkie życie
a pod płaszczem tajemnica może lęk
uśmiechniemy się przechodząc przez ulicę
za plecami już obrazy pędzą wstecz
jeśli można coś uprościć to marzenia
by chleb z masłem szczypta soli miały smak
niechaj w pędzie choć przez chwilę stanie Ziemia
jeśli trzeba to będziemy później pchać!
ułożone wygładzone słodkie życie (...)
lajana, 29 march 2012
Mów, co u ciebie - u mnie bez zmian.
Myśli jak pędy w górę się pną.
Lato gorące i spływa żar,
ust moich rubin pęcznieje krwią.
W dłoniach mam serce a w sercu cierń,
z krzewu, co wczoraj tu jeszcze kwitł.
Ostatnią prośbę dziś moją spełń,
niech ci podpowie ją szósty zmysł.
Przeczucia,
domysły,
czas przeszły
i przyszły,
zdarzenia
bez wspomnień
i chłód.
Niepewność
jak jutro,
co sączy się
w półmrok
i szuka
wciąż znaków
i wróżb.
Gdy będę milczeć - ty czytaj mnie,
jak znaną książkę, jak stary wiersz.
Jesteś jak woda, jesteś jak tlen,
chcę być ci światłem, gdy przyjdzie zmierzch.
Chcę słuchać proszę, mów jeszcze mów!
Nadal wspominam świerk i ten las,
przypomnij sobie tam słońca wschód,
o to chcę prosić ostatni raz!
Przeczucia,(...)
07.2010
lajana, 25 march 2012
są wiersze i jest poezja
drzewa bezlistne soki korzeni
niebo ukryte pod chmurnym dniem
i jeszcze człowiek zamknięty ciszą
tyle się łączy ostro oddziela
a ciągle szuka czuje na ślepo
że zaraz znajdzie dotknie uwierzy
tylko wciąż tafla zdradliwej ściany
nie do przebycia a już przed chwilą
jakby znikała tracąc kontury
lajana, 10 march 2012
zabrałeś mnie na spacer
księżyca drugą stroną
kusiłeś wiosną latem
i melodyczną noną
słowami jak dukaty
srebrzonych poetycznie
tak próbowałeś trafić
do mego serca ślicznie
i pokazałeś ścieżki
i otworzyłeś oczy
księżyca powiek ciężkich
dźwignąłeś urok koci
półżartem i półserio
pomiędzy słów brokaty
że życie jest loterią
wygraną można trafić
a ja jak ćma do słońca
tak uleciałam ślepo
skrzydłami w ciebie lgnąca
ku niebezpiecznym strefom
wierzyłam w kosmos jasny
po tamtej drugiej stronie
żeś ty nie taki straszny
a ogniem serce płonie
lecz gwiazdy siostry twoje
w niedoli i zwątpieniu
zaznały czułych objęć
i lekkich słów deseniów
szeptały po kryjomu
już do mnie ku przestrodze
o strzeż się jego szponów
dziewczyno twardy orzech!
maj 2010
lajana, 9 march 2012
wszystko w porządku – to tylko mgła
pewnie nad rzeką ma inny wymiar
tu w mieście obca – kaleczy brzuch
opada z powiek tak bezimiennie
czekasz na światłach w natłoku aut
gonią zduszone niesenne widma
znów spiker w radiu zachrypiał czas
barometr spada na milibar
asfalt dociska siłą do kół
jakby na chwilę chciał tu zatrzymać
zbyt ciężkich myśli uciszysz marsz
nikt nie wie dziś czy jest żal czy nie żal
byłam nie byłam przez chwilę mgłą
nie wypiszemy się już ze wspomnień
po drugiej stronie został nasz świat
i znowu... mgła – proszę jedź wolniej
lajana, 8 march 2012
niełatwo nieść na głowie pełen kosz
kwiatów już w nim nie ma
można dostrzec wspomnienie frezji
wyobrazić zapach
fiołki pachną fioletem zdziwionego nieba
wrażenia zamykają usta jak muszle
potem mogłyby je znów otwierać
- pozytywkę z ulubioną melodią
jednak kobietę zaszczepiono ulotną materią
(w miejscu na melancholię)
a ta z natury przeczy prawu przyciągania
kiedy zaczyna się unosić
obraz edenu wyostrza krawędzie
gdy pada bez sił nie wydaje nawet jęku
ucieczka przed niebezpieczeństwem
jest nadal wizerunkiem wilka
zbieranie jagód oznacza soczystość
rytm faluje księżycem z niewiadomą
na którego drugiej stronie siada z wędką
milczący wędrowiec snów
siła zaskakuje jak przypływ
zachowanie równowagi to taniec na linie
(za tęczą zbiera się ciągle deszczówkę
podobno tak miękka jak serce królika)
dla kobiety łatwe zamyka się
w chwili kiedy musi być silna
grudzień 2010
lajana, 5 march 2012
czas obraca się na palcach
mówisz – to jest przeznaczenie
uśmiech jak kojący balsam
zanim wszystko poszarzeje
rozsypane drobne chwile
echem kroków głuszą ślady
wystukane nierytmicznie
dzielą zdania na wyrazy
w obudzonej wyobraźni
słońce spadło do talerza
zostaliśmy z wróblem w garści
i uczymy się na błędach
świat wtulony w sweter z wełny
w nas zielone szumią trawy
gdy wspominasz o jesieni
w niepokoju stygną ściany
czas obraca się na palcach
mówisz – to jest przeznaczenie
*do nucenia
lajana, 3 march 2012
jakby przed chwilą
dni rozświetliły bezgwiezdność
w lustrze rzeki
odbiciami przytulonych ognisk
w pragnieniach trwają iskry
(jedna z kilku wersji ;)
lajana, 2 march 2012
Patrzysz na mnie i zamilkłeś?
Wiem! Zawołasz zaraz: szylkret!
Odpowiadam wielobarwnie
- tu pasuję idealnie!
Bo ja jestem kot na szczęście,
dobrym ludziom w moim mieście
puszczę oczka dwa – zielone,
tylko stańcie pod balkonem!
lajana, 1 march 2012
nie mam żalu
za wyrozumiałość wobec siebie
dostałam rangę anioła
gwiazdy usiadły na włosach
kiedy spadają na ramiona
niosę świat
już w niezdziwieniu
trawię zagadkę
która przestaje bawić
z cyklu: Graficznie i bio
lajana, 26 february 2012
myślę że by było milej
nie nazywać się debilem
bo to prawie jak być świrem
ojejej
lepiej głaskać w dobrym słowie
niż hodować taką fobię
i przerabiać na parodie
życia sen
czy to pilav czy pierogi
powracamy do biologii
bo na łapy lub na nogi
spada się
wino zaś nie zawsze białe
i czerwone się nadaje
aby pisać ten kabaret
za dniem dzień
tylko może delikatniej
żeby nazwać temat trafniej
debil nie ma uzasadnień
a to wiem
zwariowani komedianci
i nie debil lecz romantyk
znów napisze nowy kantyk
hej o hej!
lajana, 25 february 2012
spokój przychodzi z twoim głosem
powraca światło
- napowietrza jak staw
umierający dusznym nieruchomym latem
dwie strony rzeczy dotykają brzegami
wszystkie czernie i biele
konkurują w półcieniach
aby zostawiać w niedosycie
na zawsze czyli do końca i dalej
ukojenie jednej chwili
budzi hordy następnych
głodnych niczym pisklęta
walka z czasem zamienia się w turniej
o puchar w którym został ostatni łyk
a gdyby tak ze spokojem
nad rzekę – wypatrzeć kręgi na wodzie
wierzyć że kiedy dotrą do brzegów
połączą na zawsze w jeden
lajana, 19 february 2012
z taką nadzieją mówmy – dzień dobry
jakby w pejzaże wstąpiło życie
wystarczy myśli bezchmurny przebłysk
tylko obudźmy się przed budzikiem
wiosna tak samo pragnie nastroić
dzwonki na łąkach i ptasie głosy
zawsze umiała najpiękniej stworzyć
miłość dla której warto się rodzić
więc nie żałujmy zimowych cieni
niech płoną z ogniem mroźnej tęsknoty
lato uwodzi wonią werbeny
strumień gra z blaskiem przez wodorosty
jesień na liściach pisze historie
ciągle ta sama poważna pani
potrafi miodem doprawiać gorzkie
lubi wieczorem siąść z cykadami
więc chociaż znowu przyjdzie zmęczenie
i nawet kotom znudzą się psoty
może uszyte nierównym ściegiem
a jednak ważne – nasze dzień dobry
*do pogodnego nucenia
lajana, 18 february 2012
gościnne kominy zostawiają miejsce kulawym świerszczom
pęknięte skrzypce goją rany uściskiem plastra
uśmiech myszy w pastelowej kredce
potoczył z orzechem pod stół
na biedronki w wazonie - kwiaty znają zaklęcie
kropka w kropkę to samo co zawsze
wszystko wypełniają szczegóły
rozpinamy im guziki aby zajrzeć do wnętrza
serca zostawione na poduszce pod pocałunkiem
zagubionym w czasie jak ćma szukająca lustra
próbuje dostrzec motyla
poważny jest tylko próg
który trzeba pokonać między tam a tu
lajana, 11 february 2012
kiedy myślę – miejsce - wypełnia mnie
czasem przylega jak poduszka
w dobrych snach harmoniczna z oddechem
innym razem cisnący ból
kaleczy prześwit splecionej świadomości
kiedy jestem w miejscu – otacza
pierścieniami zmiennego światła
od chłodu po żar
na zewnątrz i w środku
bezustanna podróż w kosmos
stopiony z materii i ulotnej myśli
przylegając do siebie misternie
w zadawaniu ran łagodzimy na obrzeżach światów
spełnimy przestrzeń i epokę
lajana, 8 february 2012
Tak sobie myślę: żart a powaga
czy po kryjomu nie są do pary?
Jeden do drugiej wciąż zdradza słabość
i żart powagę nieraz ocalił!
Kiedy się można zapaść pod ziemię
- wstyd, coś nie wyjdzie, małe faux pas:
dyżurny uśmiech, by najuprzejmiej
zmienić go zaraz w słodkie cha cha!
Śmiech się udziela, tak jak kichanie
Wystarczy zacząć, odczekać chwilę
i ten pęcznieje coraz rubaszniej,
a co z powagą? Wielbi satyrę!
lajana, 5 february 2012
ranek wita krzykiem gawrona
myślę o tobie
przebudzenie miesza się w kubku
i stygnie łyk po łyku
nie wiedząc jedno o drugim
uczyliśmy się tańczyć
nazywać soki płynące pod korą
i ptaki na gałęziach
jeśli każde z nas ma swoje drzewo
- chcę być twoim liściem
zgarniasz słońce
czułym wiatrem ukorzeniasz słowa
wierszom napełniasz miski
do następnej jesieni można wrócić
skrajem nieopisanego lasu
by znów dotknąć mchu
odwagą szyszki upaść pod stopy
prosto w dłonie otworzyć na świat
kiedy wiemy o sobie bliźniaczo
lżej grać na cztery ręce w dwa serca
i liście drzew
lajana, 4 february 2012
znów się zmieniasz bez słów na przekór
aby ciszy nie spłoszyć libretta
nie obudzić tęsknot i przeczuć
już zapomnij o deszczach - jesieniach
niech nas bawią cienie na ścianach
zwinnych myśli tam studnie i echo
w strunach marzeń milknie gitara
chcemy leczyć dziś serca gołębiom
to co lekkie chwyta się wiatru
później samo układa posłusznie
a ty czekaj - czujnie wypatruj
teraz widzisz że nie ma w nas złudzeń!
ile jeszcze zerwie się z furią
nagłych natchnień i pasji dla zmysłów
będziesz tęsknić nie raz do Julii
nam Romeo – wystarczy liryzmu!
* do nucenia
lajana, 28 january 2012
kolejny dzień jeszcze pod liścieniem
podnosi głowę z delikatności kiełka
zanim zaśnie pod korą drzewa
w poszukiwaniu słońca i wody
rozkłada i zwija chmury
wzruszasz ziemię i mnie
kiedy czule dotykasz dłońmi
wnętrza każdej sekundy
pojawia się świat
w szczegółach nie zapominasz
nawet o zegarze i kukułce
zachwycam się jak dziecko
wszystkim w zasięgu wzroku
nazywam
tylko ciebie wciąż nie umiem
lajana, 21 january 2012
o innych dowiemy się tyle
ile światła wpadnie do serca
obudzeni pod powierzchnią nieznanego
szukamy okna w stropie
pytasz – co robię?
- małe rewolucje w pęcherzyku powietrza
w którym darowano tlen
ostatni łyk zostawię dla ciebie
abyś poznał myśli
tak otwiera się jasność
miliardy odbić i krok ku gwiazdom
lajana, 15 january 2012
osobiste myśli zostają między kartkami
codziennych zapisków
ważny adres sprawa pilniejsza niż sen
mówisz Julio - szlachetne nie powinno mieć rys
a ja czuję że pęka we mnie serce i wyostrza wzrok
dostrzegam ludzi na końcu pól ryżowych
łzę między łyżką a talerzem
dawny ogień w palenisku ożywa odczuwalnym ciepłem
po drugiej stronie twoja twarz
- czemu zmierzchem ukrywasz błękit?
gdy pójdziemy za światłem pokażę ci
trawy czesane pod wiatr bujne i silne niczym liany
tam gdzie widziałeś pustynię
łanie znajdują wodę
śmierć nie jest końcem
ale jeszcze nie czas
(nie skończyłam wiersza a dalej już tylko proza
- obiecałeś nauczyć mnie hodować róże
potrzeba im świeżej ziemi i twojej czułej dłoni)
lajana, 13 january 2012
wiatr przesypuje piasek z plaży
gdzie już nie mieszka letnie słońce
i skąd się dawno wyprowadził
ktoś kto dziś tęskni w innym porcie
przypływ nie szuka starych śladów
miejsca zaszyte nicią wspomnień
lecz kiedyś wróci nieba lazur
a dom odnajdzie co bezdomne
i powrócimy kiedy brak
jasnych obrazów czystych barw
do zapomnianych z czasem miejsc
stęsknionym brzegiem bosych przejść
co jeszcze może się wydarzyć
nim dzień zamieszka w nocnej lampce
chcemy odnaleźć nasze ślady
zatrzymać kadrem w Casablance
to znów początek a nie koniec
już świtem mgły opuszczą plaże
gdy zacznie padać to nie zmokniesz
dam ci parasol - poprowadzę
i powrócimy kiedy brak
jasnych obrazów czystych barw
do zapomnianych z czasem miejsc
stęsknionym brzegiem bosych przejść
*do nucenia
lajana, 13 january 2012
nosi w kieszeni chusteczkę z adamaszku
z inicjałami północnej gwiazdy
wyczesywałam jej księżyc z włosów
mówiła o tobie ciepło
malowałeś w wierszach gniazda sów
sióstr od atramentowej melancholii i tęsknot
urosła od chwili kiedy wyrzynał się pierwszy ząb
i pewnej wiosny zakwitły złotokapy
zapisuje dziennik nieprzespanych razem nocy
nasza bezsenna zawsze wraca zmierzchem
lajana, 7 january 2012
nierozwiązane zadania
przerażają niewiadomą
chłonąc zagubiony umysł
patyki rzucane do rzeki płyną w jedną stronę
znikają na chwilę pod mostem
kamienie trafiają do dna
tylko wierzbom rosną ręce
długie po zmarszczki na wodzie
kiedy cienie stają się zbyt blade aby zasnąć
zabieram cię do wczorajszych miejsc
odsunięte w czasie nie muszą się śpieszyć
w tej samej chwili kwiecą łąki
gdy ryby usypiają pod lodem
zbieramy zioła kamyki i liście
owoce jarzębiny schowane w kieszeniach
gdzie jeszcze kasztan ze wspomnień
matowo nieobecny trwa jak bohater po bitwie
proste elementy skupiają czyste światło
złożone mieszają barwy w ziemistość
marzenia tracą rumieńce
wciąż jest tam i tu
ogniwa i węzły spinają w łańcuch
zapętlając wymiary
nawet kiedy spłoną mosty
rzeki nie przestają płynąć
wciąż budujemy okręt
a wystarczy łódka
lajana, 2 january 2012
zdarzenia przypominają płatki ciepłego śniegu
wypalają wzory w zapamiętaniu
i kiedy spadają kolejne
obrazy tworzą błędne mozaiki
później opowieść zaczyna się rwać
na koniec siedzimy po dwóch stronach
stolika rzeki granicy
nad nami Wielki Wóz
czeka na odważnych
pusty i zaczarowany
nie zasypiamy tej nocy
po garści niedopowiedzianego czasu
zastyga kosmiczna cisza
wypełniliśmy przestrzeń jak asteroidy
lajana, 30 december 2011
nie o wszystkim trzeba oddychać
można zastygnąć w pół taktu
gdy dźwięki zaczną uderzać
zbyt mocno
łapanie ciszy w płuca
cofa przed pierwszy krzyk
rytmicznymi skurczami porusza spokój
po tamtej stronie
pastwiska pachną koniczyną
soczyściej niż wszystkie świty
od pierwszego wschodu
zaczerpnąć pełnię
rześką niczym rosa zdziwiona słońcem
wchłania promienie
by zniknąć śladem na liściu
odrodzić się przezroczyście
i znów oddychać
drzewem kamieniem tobą
lajana, 26 december 2011
tygodniami błądzą dni
i znów mylą sezon roku
żal się skroplił szumem wierzb
kot zasypia w ciepłym kocu
lecz nie pytaj tylko bądź
jedzmy słodkie pomarańcze
ile planet tyle słońc
w chmurach grają im na harfie
wyplatajmy z wątku nić
na bajanie dobra pora
wyobraźni ruszyć młyn
gdy choinka i jemioła
co na wierzchu niech pod spód
schowa szare smętne oczy
czas na mak i słodki miód
powspominać pełne kłosy
tęsknie się rozkrusza w nas
spada soplem na parapet
czy ten czas był tego wart
koniec roku z dylematem
niech się dni wydadzą snom
jawą która nie przemija
wierzbom miłe cienie olch
niebo się nad nimi schyla
wyplatajmy z wątku nić (...)
*do nucenia
lajana, 16 december 2011
opowiedzieć komuś życie
wszystko co się zbudziło
rozwieszone pomiędzy przemilczeniami
jak w bezsilnych ramionach
i nie potrafi zasnąć od kaprysów
codziennych niewygód
do uśmiechu dobiera odcień
chcąc ukryć kształt
ktoś zdejmie kapelusz
aby wypełnić po krawędź
przedawnionym
ofiaruje w zamian białego królika
z czerwonymi oczami
później na chodniku znaleźć złotą rybkę
wyprawić pogrzeb niespełnionym życzeniom
w roztargnionym strumieniu
dno porysowane kamieniami
więzi strzępy nieba
ukryte otwiera oczy po dotknięciu
kluczy nie mogąc trafić
na właściwe
a może wystarczy wypić z jednego kubka
po łyku
lajana, 10 december 2011
nie ma już o czym wygładzać słów
szukamy miłości gdzie indziej
kierunki lekceważą reguły
chmury napływają jednostajnie
niebo zamknięte powieką zostawia
gwiazdozbiory we śnie bez dna
miejsca kolekcjonują ślady
odbicia i cienie
szarpiąc za słowa głosy złapane w echo
już nigdy nie zostaną samotne
na niewidocznych polach nadal toczą bitwy
zabłąkani wojownicy
las w skroniach czuje pulsujący młodnik
nietknięte runo
miasto po słonecznej stronie
zapisało ściany deszczu
w pamięci otwiera parasole
całość rozwarstwia się i zwija
kluczenie w labiryncie
uwodzi w ten sam punkt
zdziwieni trafiamy
w sedno
lajana, 5 december 2011
kiedy już nic o niczym
w żaden sposób nie złoży się w całość
urwie zdanie
droga donikąd
nić nawleczona z trudem
myśli zgubią jak gołąb w burzy
wierząc ślepo garści ziarna
trzeba wracać
do pierwszych słów
miłości
rzeki płynącej mlekiem
po plaster miodu
na pierwszą stronę
zacząć od progu
lajana, 1 december 2011
smak na tęsknotę
przebiega linią twojego oddechu
im dalej tym głębiej sięgam w obraz
zapisany splotem przejść
pomiędzy pustkowiem a taflą jeziora
skrapla się nokturn
zanim noc rzuci płaszcz
spłynie w delty urodzajnie
zasilając ogrody
od sekretu do otwartości
dłoniom najtrudniej
pokonać przestrzeń
pragnienie zachwyca się zmysłem
lajana, 28 november 2011
tyle jeszcze się ułoży blisko siebie
zwykłych zdarzeń słów i gestów nieprzypadkiem
chociaż zima czasem wcześniej straszy śniegiem
później noce mylą z dniami - na dokładkę
różnie bywa bo nie pierwsi - nie ostatni
stare błędy powtórzymy po swojemu
lecz nie w sepii ale tacy wielobarwni
chcemy w słońcu przejść przez życie a nie w cieniu
między nami taka sama melancholia
i te same powtórzone opowieści
świat zestarzał się choć myśli że odmłodniał
w oczach przecież mu pozostał ten sam błękit
wielobarwni lecz czasami papierowi
chcemy unieść się wysoko razem z wiatrem
chociaż przyszło nieraz spadać i zabłądzić
lecz już wiemy - nic nie zdarza się przypadkiem
*do nucenia
lajana, 26 november 2011
bawię się wyobrażeniem punktu w przestrzeni
przesuwam dostrzegalny zakres
mieszanie kolorów rozprowadza zamyślenie
nad wszystkim co można opisać
dosięgam tylko myślą
istnieję jak sens – jednosylabowy
(róże w ogrodach zasypiają przed zimą
w cieplarniach czuwają - nadal niedokończone
przy otwartych drzwiach stygnie oddech
chłodny strumień przypomina bukiety
dawno pogrążone we śnie)
rozświetlone w cieniu
wciąż pozostaje cieniem
lajana, 19 november 2011
nakręcam dzień w spirale zegar się dziwi
wtajemniczony we wszystkie strefy
nie traci orientacji
czas przewleka jak nitkę trafiając w splot
tylko kolor należy wybrać z zestawu
na ciepłym tle stroję pojedyncze dźwięki
tak szybko głuchną że trudno odtworzyć melodię
echo wpada na siebie – mówisz o wspomnieniach
sztorm wypełnia chmurę wystarczy szpilka
słowa żądlą spadają deszcze
myśl za myślą nakładają się widnokręgi
odwzorowując przestrzenie
tyle geometrii ile światów
na grzbietach żółwi
impresje podlegają prawom fizyki
kolor zmienia się pod wpływem ruchu
pozornie bliżej źródła wciąż nad starą rzeką
jednym wiosłem próbujemy zawróć jej bieg
lajana, 15 november 2011
niektórzy nie mówią prawdy
po co opowiadać dziurę w swetrze
nawet łatę lepiej ukryć cynamonową skórą
o zapachu południa
a ja wciąż widzę pomarańczowe
nasturcje i margerytki
powplatane w warkocze Doroty
do dziś pachnie kakaowcem
na dzikich plażach Kuby pije mohito
niebieskie oczy są najpiękniejsze
tramwaj musi być zakochany
- takie słowiańskie
policzki krew z mlekiem
zupełnie jak u Doroty
kawa nie zawsze pachnie tak samo
zależy od miejsca i filiżanki
niektórzy kłamią aż można uwierzyć
że zabrakło na butelkę porto
a ja wciąż pamiętam smak porzeczkowego wina
chleb i kiełbasę z czarną gorczycą
Dorota zamawiała koktajl z truskawek
tak naprawdę miała na imię Alicja
- niektórzy nie mówią prawdy
lajana, 12 november 2011
zabierz mnie w gęstwinę
gdzie nie więdną bluszcze
do wiotkich dębinek
z tobą się zapuszczę
pomiędzy winorośl
i przyciężkie kiście
one niech ukoją
moich myśli czyściec
jeszcze niecierpliwe
zgubione szukanie
zakrywane wstydem
ty na błogość zamień
nie wypuszczaj dłoni
którą ci podaję
wonnością kuszony
moich szeptów czarem
zieleń nas otuli
pistacjowym zmysłem
a w głowach zaszumi
i rozpali iskrę
tylko niech mi ciebie
nie wykradną inne
bo będzie tragedia
jak te wszystkie słynne
a naszą gęstwinę
słońca żar wypali
zostawi na zimę
niewyraźny zarys
wspominać nas będzie
jak odbicie w lustrze
znikające głębiej
w naszych snów poduszce
*przyśpiewka ;-)
lajana, 11 november 2011
rozłupuję marzenia tam nadal ukrywają się słowa
zamieszkują przeszłość jak senne duchy
wyraźne w kształcie puste wewnątrz
zaplątane w firanki jesienne motyle
pijane chwilą uchwyconą jednym kadrem
w ułamku czasu na nieskończoność
zastygły – płowieją
lajana, 6 november 2011
jeśli błądzić to blisko tuż nad ziemią
aby wrócić bezpiecznie tam gdzie dom
potem tęsknić i marzyć patrząc w niebo
jeszcze kiedyś się uda w górę wspiąć
wszystkim rzeczom znaleźć miejsce
każdej sprawie dobry czas
wykiełkują z twardych pestek
drzewa by zakwitnąć w nas
nie zabłądzić nocą w drodze
trzeba widzieć światło gwiazd
czekać na poranne zorze
w jutro wierzyć – jeszcze raz
gdyby nazwać co dotąd nienazwane
zabrać słowom ukryty w cieniu lęk
nie pozwolić zamienić serca w kamień
i nie wchodzić już do tych samych rzek
wszystkim rzeczom znaleźć miejsce (…)
zapatrzeni w bezchmurne brzegi ulic
próbujemy ku światłu iść pod prąd
i bez skrzydeł unosić się do góry
a wystarczy poszukać swoich rąk
wszystkim rzeczom znaleźć miejsce (…)
* do śpiewania ;-)
lajana, 31 october 2011
I.
w obcych miastach głębiej patrzymy domom w oczy
nawet zasypane śniegiem śledzą czy nie uciekniemy za wcześnie
bo nie wypada nie poznać plaż i nie przejść najdłuższym mostem
kto umie zachwycać się życiem będzie oddychać powietrzem
miejsc które pozwalają się dotknąć jak oswojone zwierzęta
tylko czas zawraca po starych śladach
bawi się w białe noce i czarne myśli
własnym kalendarzom oszczędza kartki
lub wyrywa z korzeniami uschnięte dni
blisko domu między przystankiem a furtką nie pamiętamy deszczu
szybciej niż myśl o zaciśniętych powiekach gramy w ciuciubabkę
ze wszystkim co w ciągu kilku sekund można nazwać po imieniu
nie ma czasu więcej niż naciśnięcie klamki i zaparzenie herbaty
bezdotykowo jak dzicy uciekamy przed sobą
II.
minuty nie chcą się mnożyć – bezpłodne
nie zaznają jedności z ostatnią godziną
czas w rozsypce wykradany przez kukułki
podrzuca chrome dzieci w puste kieszenie
brakuje wszystkiego pomiędzy gdzie dom ma kształt gniazda
z pozytywką o dźwiękach lula baji stąd do świtu w kołyszących ramionach
bezpiecznie do nieskończoności absolutu płynącego ze źródła
na jednej tonacji zgrane w niezakłóconą całość
wrócą harmonię i naprawią skorodowane zębatki czasu
obudzeni w obcym mieście – skazani na jasność
wybieramy białe świty aby pisać wiersze
lajana, 29 october 2011
krótkie wzory na życie tworzą deseń
połyskują drobinami brokatu
w świetle smoki mają sympatyczne spojrzenia
spłoną gdy dolecą do słońca
tęczowe ogony dotykają ognia
ciemność wydobywa otchłanie
bezgwiezdny kosmos kuli zagubionych
strach przed otwarciem oczu rzeźbi jedną ścieżkę
pewność iluzorycznie pozoruje
dogmaty równają
smok na filiżance patrzy w jedną stronę
na stoliku mruga płomień świecy
między naszymi oddechami cienie słów
szczęście jak kamień w pierścionku
- nosimy w sobie
obróć filiżankę
spojrzenie smoka przecina jednostajność
próbujemy z tego samego brzegu
teraz widzimy jednakowo
*już nie muszę opowiadać o szczęściu
lajana, 26 october 2011
taki porządek w kalendarzu
już nawet mysz się nie przeciśnie
każdy dostanie swój scenariusz
lepiej lub gorzej – jakoś wyjdzie
rozkład przylotów i odlotów
ptasich koncertów pod drzewami
w nieplanowaną kiedyś podróż
może tak byśmy się wybrali
zdania się kładą w wielodźwiękach
i przekładają na znaczenia
wystarczy słuchać szeptu serca
wiosną się z trawą – zazieleniać
a miejsca w których nas nie było
wpiszą na listę miłych gości
i niech podadzą dobre wino
kiedy zakwitną miodne łąki
mysz zdąży wyspać się pod liściem
czas zgubi daty w kalendarzach
i tylko wyjść na spacer z życiem
wszystko się samo poukłada
* zaleca się: nie czytać, proponuje się nucić ;-)
lajana, 23 october 2011
mówisz maleńka i tulę się mocniej
wracam pąkiem do początku
z nektaru wypływa imię
jak nowonarodzone dziecko
skóra różowieje od krwi
budzą muśnięcia
nakazują nie pamiętać
więc wiążę przepaściom brzegi
w rysy po których można przechodzić bezpiecznie
po południu pachnę magnolią
obrazy domu zawieszam po drugiej stronie
czekasz za drzwiami
w wazonie zamiast kwiatów
topimy wiersze i marzenia
ugrzęźliśmy w kropli bursztynu
wciąż dzieli nas morz(ż)e
lajana, 23 october 2011
tylko muskam ocieram połą płaszcza
życie na spacerze wyrywa się ze smyczy
wiara w wiernego psa zależy od rasy
mieszańce czasem nie zakwitają
owoców do jesieni trudno wypatrywać
wysysane soki bolą w kapilarach
z wiatrem przypomina taniec
hipnotyzuje zabiera w trans
białe z czarnym wirując szarzeje
siła przyłożona do zdarzeń zachowuje prawa
fizyka rozciąga się poza kwanty
ale gwiazdy wciąż przypominają zabawki
nad łóżeczkiem dziecka
lajana, 16 october 2011
czerwień gaśnie w jarzębinie
jesień się ubiera w złoto
w cienkiej kurtce coraz zimniej
blaknie kolor mokrym łąkom
ciepły płaszcz wyjmuję z szafy
zastygają dni niewinnie
lato mam na fotografii
nim w pamięci się rozpłynie
dziś na morzu chmur z falami
niekończące się pieszczoty
a my siebie wciąż pytamy
szeptem aby słów nie spłoszyć
latawcami odlatują
myśli których już nie zdradzę
choć przez chwilę niech rozczulą
zanim śnieg zamieszka w sadzie
ptakom w górze tak swobodnie
wolność w skrzydłach inny wymiar
a w nas budzą się melodie
o kwitnących wiosną wiśniach
dedykowany K., szczególnie tematycznie ;-)
lajana, 15 october 2011
nie modlę się już o powrót czasu
teraz w ogóle nie składam rąk
przed nocą zaciągnięte zasłony
tworzą ścianę zwiewnej materii
wygłodniałe myśli pękają w ciemności
miarowo liczę żeby otulić się w błogostan
instynktownie ślepo przenikam nieobecność
dobrze tak pomiędzy plastrami z blasku i mroku
nie mam pewności a jednak czuję spokój
trzyma jak dopasowana łupina
tylko odpadając od matecznej całości
naznaczyła się blizna serdeczny miąższ
gniazdo sumienia i ukochania
nietknięte praźródło wędrówki
znajome w brzmieniu kołysze najczulej
gdy kładę ufnie na jednej szali całość
żadna drobina nie zostanie za mną
nie modlę się już o powrót
jestem jarzębiną w koralach matki
lajana, 8 october 2011
piszemy na cztery ręce
za rzeką noc zawiesza płaszcz na sosnach
księżyc wplątał się w chmurę ponad dachami
sowy na dzień dobry składają wiersze
z wieczoru między brzegiem a brzegiem
snuje się opowieść
wraca pierwsze z prostych sylab
jak herbata z chińczykami na zmęczenie
smakuje kostką cukru zapamiętaną w kryształach
miejsca coraz wyraźniejsze
tworzą mapy porywają na grzbietach wspomnień
niczym dzikie rumaki przekwitłych łąk
opowiadają śpiew skowronka o świcie
chłód północy studzi południe
napar traci ciepło wzmaga gorycz
tylko kąciki ust rozpalają słowa
w słodkim syropie ukołysane płatki
śnią pełne kwiaty
nie pozwalamy płakać życiu
serce porusza grzechotką
po jedną kroplę (u)śmiechu
warto otworzyć wnętrze
Przyjacielowi zza rzeki
lajana, 4 october 2011
równoważę niesenność
doba obustronnie zapełnia się światłem i cieniem
słychać szum wiatru
noc bezkarnie szarpie drzewom ramiona
wystawia na próbę siłę przetrwania
liść po liściu oczyszcza wczorajsze
jak naczynie pod strumieniem wody
wracam pierwotny blask siłą błogosławieństw
usta zostają wierne
pierwszy uśmiech zapisany w gwiazdach
będzie chronić do końca
śmierć nie jest zgodą na ucieczkę
podróż po drugiej stronie śni się
wędrowcom
lajana, 22 september 2011
przesadzają się świty bliżej wyjścia
drzwi w każdej chwili może otworzyć wiatr
a ja słucham czy na zewnątrz nie pada
parasol się zgubił nigdy nie był wierny
jak myśli pogodne którym dobrze tylko na obrazku
co więcej nie pytam
nowe znajduję prosto z łupiny
nasze kasztany rodzą się kolejny raz
tylko ciebie nie ma
ktoś inny dotknie nie dotykając
usta jeszcze w piwoniach
czerwiec kocha się z lipcem
w listopadzie kradnę noc której nie było
później wydarza się wiele
tylko ciebie nie ma
bliżej wyjścia wpada światło
srebrnej pełni wypełniony szkielet
teraz widać więcej szkoda że nie wczoraj
kiedy zamknęliśmy okno od innej strony
rozdzieliła nas szyba
każdy świt oddala
lajana, 8 september 2011
chrzestna wróżka
zawiodła
jakby nie było ciała
przechodzę zawsze obok
wymijam ostrza krawędzi
czując szóstym zmysłem
miejsca są miękkie
zapadają się jak pułapki
w pokryciu rozbrykanych mchów
mimowolnie grzęzną przekonania
powietrze wciąga
odwrotność wygląda na żart
bo zamiast wdychać
wydychane życie niezależnie
stwarza własne
niepodkuta pamięć kuleje
skręca z drogi traci głowę
na podobieństwo szaleńca
ryzykuje
paść się czy odmawiać
gdy i tak nie dają
lepiej nie czuć
gdy zabrakło tożsamości
lajana, 7 september 2011
pędzi przez miasto ciężkie niebo
nisko nad głową kradnie myśli
cienie od wczoraj kroki śledzą
i wiatr za rogiem zaczął wyścig
słońce się skrywa i uwodzi
weź mnie za rękę chcę mieć pewność
życie na szczęście rzuci grosik
zanim nam serca się posrebrzą
ciepłem przenika dobre słowo
grzeje jak koty na ogrodzie
lato ubrane za ubogo
wciąż rozpalamy w sobie ogień
w ślepym zaułku stanął zegar
ławki na których nikt nie siada
w starej komodzie pęka heban
a czas się zbudził i odradza
biegnijmy miastem w stronę rzeki
zasłuchać w wierzby i topole
niejedne drzwi już się zamknęły
a nasze światło dalej płonie
ciężar nad głową stygnie w chmurach
na śniegi zbierze się przed zimą
a wiatr przed burzą się rozhula
bez niego czas by nie popłynął
lajana, 4 september 2011
żart na jedwabnej nitce
pamięta słodycz morwy
chłód śpiący pod liśćmi
i ziemię spragnioną wody
jest pełny jak lato
i nigdy nie zostawia niedosytu
napina skórę gładko
ćwiczy usta bez braw
nagrody kawałkami nadziei
czekają w koszu na chwile
kiedy pozbędziemy się ciężaru
nigdy nie unosząc więcej
cienka kreska u podstawy błękitu
fatamorgana zawsze na widnokręgu
a o świetlikach co łaskoczą myśli
powiem bawią choć nie rozświetlają
pytasz czemu wciąż mam jedwab we włosach
na ustach w źrenicach i skórze
a ja tylko dotykam słów
ufne rozluźniają sznurówki
językiem ciepło częstują rozkoszą
na poważnie rozsypałoby się
tylko szlachetne spoiwo łączy
wysnuwam z ciebie
łaskoczę
lajana, 28 august 2011
ukryty w gardle niemy krzyk poprzez pokoje myśli
nadchodzi noc kolejny sen raz jeszcze coś się przyśni
dziś właśnie teraz jestem tu a wczoraj mnie nie było
ktoś znowu przeszedł przez te drzwi nienawiść znał
i miłość...*
krzyk nie rodzi się sam
wyrwany z wnętrza rozsypuje powietrze
fragmenty wpadają na siebie
rozdzielają dalej nieskończenie
w przestrzeni kolejne ziarna obrosną
jak zasiedlane planety, wzbudzą życie
a było tylko spóźnienie
zegarki pulsowały, rumieńce na tarczy
w rozbiciu na ułamki, nierówno
obudziły minuty
moje zaczęły się po twoich
czas okulał cierpiąc na rozdwojenie wskazówek
biegł przed siebie na ślepo
po nierównym, stabilizacja staje się względna
jak wszystko w uniwersum
wilczy skowyt wszyty w świadomość
ujarzmiony pozornie udaje jagnię
jeśli nie wyrwie się krzykiem
udławi we wnętrzu
wszystko jest względne w czasie
*fragment niepublikowanej piosenki autorki
lajana, 24 august 2011
popijamy po łyżeczce
łyk za łykiem każdy dzień
wspominając wszystkie zwierzęta
w których sierści zanurzaliśmy
dziecięce dłonie
spacery po łąkach
cofamy przez wczesne fiołki
raniąc się ostem do krwi
ból ma smak
pierwszy zapamiętuje się
jak matryca przykłada kolejne
badanie wartości nowego
skrzywione na zawsze
więc cię oswajam coraz śmielej
zawłaszczam przywieram
po całości od dłoni dalej
językiem słowem powietrzem
przeczuwasz mnie mocniej
rozluźniam pięści
w pomruki błogości
na wszystkie sposoby nazywam
ukochanie
lajana, 18 august 2011
rozmowy obrastały w słoje
na grubość zmierzyły lata
godzinami malowane wachlarze
napinały paliczki w odległości milisekund
słowa stawały się pełne dobrze odkarmione
zacieniały grządki
zatrzymana rosa zachłystywała owady
poruszające turbiny
wszystkie zależności nieruchomiały
pod powiekami mędrca
horyzont załamywał się regularnie
wciąż chcemy na wolność
jak uciekinierzy snujemy plany
marzenie o niezamkniętej furtce
locie trzmiela nad łąkami bez wiatru
cerowane żagle rwą osnowę
zdanie po zdaniu ginie wątek
zastyga żywica w słojach
urwane słowa grzęzną w gardłach
trzyma nas miejsce
ma wymiary umysłu i geometrię
milczymy uwięzieni
lajana, 4 august 2011
czy dawny czas ma jeszcze znaczenia
w kawałku gliny wyjętym z pieca
kształt formy wypalony i kruchy
stały z każdą rysą zastygłym wzorem
u kresu napełni się popiołem
dni zmurszałych szybciej lub wolniej
zawieruszonych i wyrytych w pamięci
w jednym naczyniu czarne z białym
dopóki trzymam w dłoniach
między uwagą a nieostrożnością
dostrzegam zdobienia
z natchnień i tęsknot kwitną desenie
tyle razy w podróży niezgrabnych walizkach
w pogodę na którą i psa nie wypuścisz
sklejone pęknięcia odbudowane odpryski
jak odebrać znaczenia
przeszłego czasu już nie ma
a taki wyraźny
lajana, 2 august 2011
wciąż widzę na drodze do szczęścia strach
potargany przez cztery wiatry
z odwróconym uśmiechem
półpełny słonecznik wyłuskany przez wróble
na miarę drobiny której serce czuć mocniej
niż całą istotę
a ręce pamiętają dotyki
niespotkania gubione w pośpiechu
bolą jak reumatyzm od stawu do rzeki
miedzą lat dzielonych na sen i pracę
łapię powietrze głębokie do dna
oddech cenniejszy niż wspominanie
godzin w oczkach domina pasujących
na przymrużenie powieki warunkowo
za brakujące kostki cukru zimne pocałunki
bo lato nie każdego roku
hojnie wylewało na łąki kaczeńce
tylko storczykom plamiło liście znacząc
inność natury rozpoznawalnie
gubiło klucze dzikim gęsiom
każdy szczegół precyzyjnie zastygł
w miejscu dotknięcia ślad za śladem
wszystko rozpięte w ramach
strach pośrodku w znajomym szaliku
w prawym dolnym rogu podpisuję się
pod życiem
lajana, 1 august 2011
teraz dłonie opieram o niewidzialne ściany
muszę sobie je wyobrazić takie ćwiczenie
działam siłą której tak naprawdę nie posiadam
nie ma więc nic tylko wiatrak z rąk
środek polany narysowałeś między strumieniem
a wodospadem poza który już nie sięgniemy wzrokiem
większość składanych obrazów mamy na własność
kolekcje limitowane z logo naszych imion
sennie wiedziesz mnie tam dokąd chcesz
i można mruczeć monosylabami na różnych tonacjach
dobrze jest mieć kawałek przestrzeni za drzwiami
z drewna o uśmiechniętych sękach
wszędzie gdzie nas nie ma zostawiamy cząstkę
niespełnień wyrażonych myślą w czasie
którego nie dolicza się do dnia urodzin
zostaje w podarunku bez zobowiązań
z lekkim bagażem można unieść się wyżej
wpiąć w chmury i opłynąć świat przez wnętrza zegarów
podróże między fantazją a wytchnieniem
poruszają soki a krew nie zastyga
widzisz jak zręcznie przesuwam ściany na twojej polanie
jesteśmy ponad i to nas niesie
lajana, 27 july 2011
suche gałęzie dłoni nie kwitną
deszczem pęcznieje kora
łuszczy w słońcu papirusy
zapisanych tajemnic
martwe mumie słów
tylko ślady po liściach
oczy pod spuchniętymi powiekami
tężeją w słojach lat
od korzeni na ślepo krecie korytarze
wiodą donikąd
lajana, 17 july 2011
miasto wpada oknem pełną piersią wiatru
dzieli nas kropla tego co się nie zdarzyło
higroskopijnie przylega dwustronnie
z zimą na wierzchu latem pod spodem
dmuchamy chociaż ledwie ogrzane
nie parzy parą ulotne uderza w sufit
przekomarza się z cieniem paproci
plącze jak nasze słowa w słupki
krzyżykami ceruje puste
dni dodają się ujmując życie - inna matematyka
równoległa do znanych algorytmów
stosowana z rosnącym rachunkiem błędu
usprawiedliwi każde załamanie przestrzeni
nic nie jest pewne dopóki się nie spełni
i jeśli dzieli kropla tak mocno przylegając
łączy przeźroczyście milionami
niewidzialnych cząsteczek
woda to życie a słowa unosi wiatr
lajana, 13 july 2011
nie ma się co dziwić zmęczenie nie pamięta
za plecami zwijają się obrazki szybką kreską
pociągnięte po płaszczyźnie karykatury
z uśmiechami wywiniętymi na drugą stronę
największa wyspa to ślad po kubku
popołudniowa kawa pachnie inaczej
mocniej rozbudza wyobraźnię bardziej na zachód
spada za linie horyzontu odległych miast
tępo śledzi lot chrabąszczy kołysząc w rytmie
pulsu słyszalnego pod czaszką jak tropikalna burza
ołowiany przycisk wgniata ułatwiając zadanie grawitacji
na dowód że nie lata się po zmroku
wciąż nic nowego w pogodzie
wczorajsze prognozy nie wygasają niczym śpiący wulkan
projekty projekcje przepowiednie
ubierane w nieskończone ciągi cyfr
skorupa z całym brzemieniem żywej obecności
zmywalna na zewnątrz w środku jak Puszka Pandory
z zatrzaśniętą nadzieją przycięte palce zsiniały
od wysiłku zmęczenie otumania stygnie gorliwość
i nie chce pamiętać zanurzając się pod wypukłość
pełnego kieliszka zapadniętej niecki dna
spaceruje po Parku Pinokia z zakatarzonym nosem
i nie wiem czy ja na jego grzbiecie czy ono na moim
lajana, 10 july 2011
tygodnie - katarynki dnia
lata jak papugi odtwarzają sezony
tylko kurz dodaje ciężkości dyskretnie
gdyby ważyć przeszłość tłuścieje pełnią
nawet w nowiu choć niewidocznie
dokładają się pragnienia na podniebieniach
zapisują smaki kompozycje mikstury
konfiguracje podobne i odmienne
przylegają lub bolą
a wszystko złożone w całość misternie
niczym japoński wachlarz z kwiatem wiśni
w dłoni zostaje rozpiętość tajemnicy
artysty idealnego wzoru i odcieni
jeden dzień daje się zebrać w garść
jutro przejdzie z innymi zostawiając odbicie
obrazu w źrenicach na dnie poskładane repliki
zarosną w pośpiechu jak łąki za rzeką niczyje od lat
kromkami chleba milczy przy kolacji
dotyka solą i łagodzi masłem
mieliśmy opowiedzieć minioną dobę
zegar przełknął czas ze starego samowara
syciły nas winogrona w oczach
wieczność złożona z mozaiki
lajana, 9 july 2011
przed deszczem uwalniasz jaskółki
tracą rozum w tańcu kółkami wokół pustki podwórza
spragnione szaleństwa w sobie widocznym celu
bez poczucia czasu do pierwszego błysku
który rozerwie niebo milczysz
włączasz muzykę na cebry wody pod rynnami
później uśmiechem nad miastem przez pryzmat
przerzucasz światło aby wabić w wielokolory
pole słoneczników zasilasz drobinami ciepła
na złoto rozmienione piaskami czesanymi falą
wód w których pozwalasz mieszkać rybom bez głosu
koralom bursztynom perłom rozkazujesz służyć
w klejnotach kryjesz się nierozpoznany
nawet tam gdzie ciemność zaciera źrenice
latawce wpatrzone w chmury puszczasz swobodnie
wiatru nie szczędząc na skalnej półce cieszysz widokiem
w dole zasypiają miasta do świtu dasz im gwiazdy
harmonią świateł rozbudzą wyobraźnię poetom
dzieciom na baśnie zamienią dotyk matczynej dłoni
wszędzie tej samej chwili strzeżesz niewidoczny
spotkałam cię przed burzą
byłam jaskółką
lajana, 8 july 2011
wysupłuję się tym razem tak niezdarnie
próbując wpasować w zapach lip
między miękkie wnętrza a zimne krawędzie liści
wieczorem chłód przychodzi w jednej chwili
o lecie nie myśli się niżem bo zaczyna padać
i trudno podnieść z ziemi spłukane ślady
nocnych wizyt krecich przypadków na powierzchni
kraterów imitacji księżycowej przestrzeni
tylko ogrody mają odwagę plątać młode pędy
z gałęziami zastygłymi w pancerzach kory
bez fantazji na wspinanie ponad
lecz zamiast drzew rosną płoty wyżej wzroku
ławka kuli się podwija balustradę w klucz wiolinowy
wpada sroka z krzykiem oślepiona łuną
ogłupiała na chwilę rozrywa ciszę
powoli łączy się w całość jednak wciąż wysupłuje
na śliskim krużganku stłuczona ufność
po omacku bo wieczór zaciąga zasłonę z życiem
tyle dzień miał energii rozciera siniaki nucąc
On the sunny side of the street
moje miasto chce śnić ogrody
lajana, 5 july 2011
w swetrze chociaż lato samo powinno
wiedzieć jak przylegać do skóry wieczorem
przyprawionym cykadami
po zachodniej stronie niebo umazało się szminką
babcia powiesiła lusterko nad komodą
w niebieskiej ramce chłód uśmiechu poważniał
nie dodawał lat bo czas zastygał za progiem
drewniane meble pachniały cedrem
czarne łóżko na którym umarł dziadek milczało
przykryte niedotykalne zapomniało miękkość
ból wrósł w żebra lat
jeszcze piec ożywał błękitem kafli gdy czekał na kota
już po polowaniu zamykał się spichlerz zdobioną przedsienią
takiej ciszy nigdy nie było nad ziemią
makom opadały głowy w ogrodzie
zasiany spokój usypiał ryby w stawie
a klekot bociani pękał dysonansem
od bosych stóp przychodziło łaskotanie traw w sadzie
zgubione jabłko nie wracało w objęcia
gałęziom dojrzewała obfitość
pszczołom ciążył miód
a wszystko w jednym obrazie ruchomo
zaciągnięte pędzlem przez mistrza bezimiennie
odszedł zabierając paletę i farby
najboleśniej dotyka gwóźdź
malowidła w mocnych ramach muszą się trzymać
ściany domu mają dwa oblicza
na zewnątrz w słońcu i cieniach
wnętrze wypełniamy sami
babcia cerowała stare swetry
lajana, 3 july 2011
zostaw mi tę miłość na podwieczorek
przylecą zapracowane owady
zmęczone dniem stracą orientację
wtedy wyciągniemy dłonie
jak mapy ukrytych lądów
zasłuchane w tembr imion
rozpoczną balet zrzucą pancerze
rozbrojone miękko urzekną kolorem
w stare ramy wleje się obraz
lajana, 1 july 2011
w chaosie zgubiło mnie lato dławi kurz
wraca listopadowe preludium pod twoimi palcami
zgarnia oddech nieruchomieją minuty
księżyc jak cytryn w zgubionym pierścionku
zabrał światło niewidocznej tajemnicy
a dni coraz gorętsze rozpinają guziki westchnieniom
nawet fontanny spragnione wieczoru takie wylewne
bardziej niż moje słowa przy twoich ustach blisko
krzyżowaliśmy uśmiechy między gatunkami
drzew na skwerze można się całować przelotnie
jak szpaki wracające w ulubione czereśnie
tylko nas nie zatrzymał nawet deszcz
wszystko spłynęło z czasem rynny wypełniły liście
bardzo silnie grzeje słońce w tym chaosie
taki porządek że pory roku dają się zwariować
lajana, 28 june 2011
tak łatwo umierasz?
nikt nie gasi światła
liść akacji musnął policzek
odruchowo mrużysz powieki i już
wpadasz na drzewo
drzazga w palcach igły z choinki
stłuczona po świętach bombka
rozbite kolano i oblany egzamin
wciąż pamiętam kapelusz
porwany przez wiatr
idę drugą stroną do przejścia
nad skrzyżowaniem naszych dróg
przeciwnie do wczoraj
nie tak łatwo kochać poziomki w mieście
lajana, 23 june 2011
czas wybiera miejsca na zamyślenia
pod płatkiem zdmuchniętym przez wiatr
chowa kształtne dłonie szukając tajemnicy sadu
kwitnienia owocowania i zbiorów
ze słów gromadzi esencję wonności zabiera do niewoli
w wielkim domu spędza godziny przy fortepianie
komponując kalendarze nieprzypadków
okoliczności krzyżują się między sobą
nowe gatunki motyli testują załamanie światła
noc zabiera ćmy w zakamarki na przesłuchania
bez odpowiedzi dlaczego co wieczór gaśnie horyzont
odwróconą do ściany pastelą
jedna kropla rosy ratuje życie spragnionym owadom
rozkłada skrzydła napięte jak smyczki gotowe do gry
w światłocień na czas między zamyśleniem a podmuchem wiatru
kolejne kwitnienie
(wiersz dedykowany Poecie po drugiej stronie rzeki)
lajana, 22 june 2011
dziś wyśpię się za nasze pustynie
w niezgranym czasie na głosy
między planetą snu i przebudzenia
w dłoniach na wielkość porcji ryżu
którą można nakarmić niespełnienie
marzeń o nasyceniu
szklanka do połowy i od
podobnie załamuje światło
nie zapamiętam czy zgasło
pragnienie
lajana, 21 june 2011
wiara ciągle w skarpetkach małymi stópkami
wbiega do piaskownicy z łopatką i żółwiem
zadrapane oczko nie boli chociaż zmienia spojrzenie
taka mlecznozęba na policzkach ślady lizaka
próbuje posadzić zerwane stokrotki
w piaszczystej pustyni z górami dumnych babek
myśląc pszenicznie jak ten warkocz ze zgubioną kokardą
można wychwycić jeszcze kilka niezauważalnych faktów
chociażby las za duży o mech i kubeczki jagód pełne
po brzegi ust aż do czerni na języku
a nie myśląc można pogrążyć morze ślepe na latarnie
nie złapać wiatru i zmienić kurs oddechu
potknąć o beczki soli i nie próbować dna ze słabości
niedokarmić do wyczerpania
głodna wiara boso idzie przez świat
lajana, 18 june 2011
rankiem cisza łączy ogród w całość
jak łyżeczką do masła wygładza liściom strach
po nocy pozostają zmarszczki zastygłe lęki
przymrożone w zagłębieniach bezruchu pajęczych sieci
wtedy zabieram cię na spacer boso
dłońmi zasłaniam oczy na chwilę zatrzymuję wschód
kiedy słońce wybija się z horyzontu
szeptem otwieram raj za najcichszą jabłonią
ożywa sokiem pulsuje rytmicznie
braterstwo niewidocznie dokarmia
błękitnieje w tęczówkach topiąc źrenice
skupiają miejsca precyzyjną migawką
zapisane pocztówki znaczkiem puszczają kolor
pod palcami zostawiamy ślady nakładamy linie
niepowtarzalność piętnuje
jak naczynia napełniane deszczem
budzimy się melodią
lajana, 11 june 2011
tyle w nas nieumocowań
że przyszło lecieć w dół
z odkrytą głową
wiatr rozrzuca myśli
na godziny z kwadransem
wtedy wonność wypełnia
niepodzielnie każdy element
zmieszałam lawendę z pomarańczą
dżemem do góry podałam dzień
zręcznie bo to zaledwie piętnaście minut
poza tym lubię to nasze spadanie
wystarczy tylko odwrócić obraz
lajana, 9 june 2011
smakowane po połowie
wata z cukru winogrona
zapach skórki pomarańczy
pod paznokciem drzazga
niewidocznie tkwi ze słów
niemych znaczeń
lajana, 5 june 2011
błogosławione niech będzie słońce
gdy grzeje kości upadłym aniołom
a tobie niech napełni dłonie
światłem byś rozdać mógł później
zgaszonym
jak lampy zawieszone nad stołem
niech się pochyli przy nieporadnym
topniejąc w litości tkliwym spojrzeniu
i zmarznąć nie da wątłym kwiatom
zbudzona ufność na jutro
rozjaśni
ciemność sokiem przesączy w obłędzie
zapomniane zostaną wieczory
przesłuchane już od deski do deski
wyszepczą bezlistne imiona
pędy wiotką nadzieją
oplotą
grzeszne anioły szare gołębie`
błogosławione niech będzie słońce
gdy grzeje kości upadłym aniołom (...)
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga
27 april 2024
By KissesSatish Verma
26 april 2024
The EntitySatish Verma
25 april 2024
QuartzSatish Verma
24 april 2024
The End StartsSatish Verma