gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 12 august 2011
z samego rana można sobie różnie konfabulować
wystarczy uruchomić wyobraźnię przebiegając
spektrum na przykład zająca i zobaczyć tego który
dorwał się do zagonu kapusty i kica wśród tylu
pyszności
tu nadgryzie głąb tam weźmie na siekacze jędrny
soczysty liść a gdzie się nie obróci wszystko tylko
dla niego
ale chyba ma poczucie zajęczego miejsca i czasu
więc śpieszy przed nocą spróbować która jest
najtreściwsza aby napełnić brzuch stale podszyty
wiatrem i ukryć się przed lisami pod miedzą
czujnie zasnąć
.
gabrysia cabaj, 15 july 2011
Siedzę na białej werandzie-
czytam i
piszę na marginesie tygodnika,
bynajmniej, nie wiersz.
Ruszam palcami w sandałach.
Na słowa - Zostałem miejskim
partyzantem. Skradam się
i prowadzę akcje zaczepne.
Nie mam zbyt wielu sojuszników*
- spadł mi popiół z papierosa
palonego do kawki.
U was też dzisiaj tak wieje?
*M. Świetlicki
.
gabrysia cabaj, 16 july 2011
Dzisiaj nie obudziłam się.
Nie zrobiłam porannej kawy,
po czym nie poszłam do
fryzjera.
Nie gotując obiadu w między-
czasie, jem soczyste nektarynki.
Mam krótkie włosy i oczy
ledwie zielone - czerwieni ust
nie podałam na tacy.
Teraz bawię w innym krajobrazie,
nad rzeką idąc krok w krok -
po śladach dochodzę do mgły;
w zamyśle chcę
położyć trawy i drzewo palcami
dotknąć do żywego, więc
chyba jestem.
.
gabrysia cabaj, 23 september 2011
lubię mieć siano w głowie
wiatr pod spódnicą
wieczorem wypluwam gwiazdę
.
gabrysia cabaj, 18 august 2011
No, popatrzcie: w Hiszpanii czterdzieści procent krasnali
nie wie, co ma ze sobą zrobić; w Anglii skrzaty wkurzyły się,
aż zaczęło dymić; w Niemczech skrajnie lewicujące gnomy
podpalają najdroższe samochody; w Norwegii jeden karzeł
tak oszalał, że oszalał, a nitka szaleństwa przewlekła się na
wyspę Jersey. W Polsce podziomki są rozdrobnione i rozmyte,
więc nikt nie wie, jaki ułamek śpiewa sobie a muzom.
Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, ale nikomu
się nie chce. Tylko Amerykańskim uczonym jeszcze się chciało
i ostatnio odkryli ścisłą zależność gwałtownych tarć w Świecie
Bajki od wybuchów na Słońcu.
Księżyca nikt nie wini, bo wiadomo - temu odbija od zawsze,
kiedy tak świeci po nocach oczami.
.
gabrysia cabaj, 12 july 2011
Już dawno uciekłam od ludzi;
teraz szukam ich na powrót.
Ładuję telefon i szukam.
Jest to działanie pozorne,
gdyż ludzie są zajęci nad miarę -
ładują telefony i są zajęci.
Wczoraj wieczorem padła mi
komórka - w trakcie obiecującej
rozmowy. I padłam jak mucha,
bo nie mogę znaleźć ładowarki.
Telefon bez ładowarki jest
jak but bez nogi,
jak pusty talerz.
.
gabrysia cabaj, 10 october 2011
Niektórzy o niej mówią: najpiękniejsza.
Albo, że już nigdy nie będziemy tacy ładni
jak dzisiaj. I tacy młodzi.
Ale to marna pociecha i cienkie oszustwo
(na fotografii). Motyle i żuczki. Gramołek -
zdobywca trawy.
Teraz to już wyżej nie podskoczysz, ptaszyno,
kiedy deszcz tak siecze.
I proszę mi nie przeszkadzać - sprzątam.
Kurze i pościel.
Ręce sobie urabiam tą gałązką oliwną
zamiatając podłogę.
Tak ci zostało, kobieto, że spać nie pójdziesz
póki ostatnich drzwi nie zamkną za sobą.
Nie ułożą się do snu.
.
gabrysia cabaj, 25 july 2011
Poznała go przypadkiem
Gdy był podwójnym dziadkiem
Gdy pisał wiersze gładkie
O pięknej Róży swej
Wnet go i pokochała
Uczucia swe oddała
Choć była taka mała
I cicha była też
I nagle jakaś siła
W jej cichy stan wstąpiła
Że dusza jej zawyła
Miłości ja też chcę
Dobyła wszelkiej siły
Demony w nią wstąpiły
Pokochaj mnie mój miły
Bo kochać możesz mnie
On taki zagubiony
Słowami jej zdziwiony
Z uczucia wytrącony
Wnet do niej zwrócił się
Lecz życiem powaleni
I w różnej swej przestrzeni
Złym losem podzieleni
Nie mogą razem być
On może o niej pisać
Ona do niego wzdychać
O sobie mogą tylko
Marzenia blade śnić
To jest jej melodramat
Że kocha go od rana
A myśli o nim błądzą
W ogrodu siwej mgle
.
http://www.youtube.com/watch?v=prtEy37aScA
gabrysia cabaj, 23 july 2011
Mój nowy zeszyt w kratkę, format A4, o papierze
wysokojakościowym, ma 96 gładziutkich kartek.
Zaprawdę, powiadam wam, że będę go szanować
jak w podstawówce: możliwie najstaranniej, lecz
nie odbiegając zbytnio od mojego charakteru -
pisać.
Jest ładny i pojemny za te 4.80 - zważywszy, ile
treści można w niego wlać, ile formy zawrzeć - jak
w przyjaźni, która z początku mobilizuje nas do
staranności i to zawsze w dobrej wierze.
Najtrudniejszy moment, gdy nagle się kończy;
ostatnia kartka, ostatnia wolna linijka i ręka z żalem
stawia kropkę.
Mój brulionie kochany - z tobą tyle dni przeżytych,
tyle nocy przespanych. Ileż to ja uczuć w ciebie
powkładałam, ile rozmyślań. Już na zawsze zostaniesz
cząstką mnie i częścią światła, które przepłynęło mi
przez ciche palce.
.
gabrysia cabaj, 18 july 2011
Kiedyś za dwa dolary można było kupić
mustanga, a siodło za sześć.
Frank szwajcarski dzisiaj dobija do euro.
W Niemczech kupisz z automatu złote
sztabki.
Dramat człowieka polega na tym, że traci się,
by zyskać to, co trzeba stracić.
.
gabrysia cabaj, 16 august 2011
Poczucie, że muszę pisać; czas założenia rodziny, prace polowe,
obrządek zwierząt, prowadzenie domu, użeranie się o drobiazgi -
odsunęły to, co było mi przeznaczone, na długie lata.
Teraz nic nie muszę; mogę troszczyć się o rodzinę, prowadzić
dom, użerać się o drobiazgi, ale nadal, a może z dużo większą
siłą dręczy mnie poczucie, że muszę pisać.
Błogosławiony czas, w którym nauczyłam się czytać.
.
gabrysia cabaj, 24 may 2011
dziecko zasnęło
ciężkie zielone jak wiśnia
i matka przymknęła oczy
drzemie
widać że dobrze im razem
dwa w jednym
do podziału
w niedaleką przyszłość
jak kropla rosy
u liścia olszy
nad rzeką rwącą
i czystą
.
gabrysia cabaj, 7 october 2011
nosiła nowiny
z chałupy do chałupy
pełną gębą
Taki samobójca
wyskoczył na jednego
Szczęśliwy los
chciała pójść za ciosem
to zwalił ją z nóg
- kopnięciem
Stróż
wystrojony w boże ciało
a nie był aniołem
pod figurą
O sobie
najwięcej czasu w ciągu dnia
spędzam
.
gabrysia cabaj, 11 june 2011
dzisiaj Wielkie Pakowanie
waliz toreb neseserów
otwieranie i kolanem
upychanie bluzek peruk
butów spodni stringów noży
przypraw muszli i kamieni
sukni pieluch kremów bach!
skarpet już nie zliczyć może
i saszetek z lekarstwami
nasza Piękna Ochmistrzyni jeszcze śpi
ale już za kilka godzin
potrząsając pękiem kluczy
rządzić będzie niepodzielnie
ruszać się!
ruszać się!
gdzie jest to?
a gdzie śmo?
może drzwi wylecą z futryn
a powietrze kołowato
zacznie pot ocierać z czoła
z góry na dół
w poprzek
w skos
bajki miśki telefony
dokumenty
aparaty
gdy już zmiecie cały dom
to usiądzie na walizkach
rzuci okiem z kąta w kąt
jeszcze coś?
czy to już wszystko?
wyprowadzi śmiech za progi
i poleci autostradą
na lotnisku swój dorobek
obsztorcuje poustawia
się przesunie
się odprawi
i odleci
i powita
starą
Nową Przyszłość
po
.
gabrysia cabaj, 21 june 2011
Złe usadowiło się w środkowym stawie środkowego palca prawej ręki,
a tak niespodziewanie, jak dziecko bawiące się z innymi w krzesła:
kto pierwszy! No i siedzi, i majta nogami z radości, a ja nie mogę porządnie
utrzymać długopisu, bo napuchnięte w tym miejscu i boli, skubane,
przy zgięciu i nacisku..
.
gabrysia cabaj, 11 may 2011
duszę z powięzi
wyciągam
kreślę serca jaskółki lotem
dłonią spokojną układam je
na - potem
papier cierpliwy jest
nie unosi się pychą
nie zazdrości
ulotności
miłości
.
gabrysia cabaj, 1 july 2011
Wino mam, więc piję Vino
da Tavoli Rosso od przyjaciela
z pielgrzymki do Italii - z przeszłego
roku,
z plantacji dwudziestosześcio-
hektarowej. Skąd wiem?
Bo to winnica jego krewniaka.
Wino mam, więc piję - czerwone,
wytrawne jak ludzie z koszem
na plecach (na pewno!) w słońcu
wylewnej Italii.
Więc piję wino wytrawne
na pohybel losu. I chcę zamknąć
oczy, delektując się
czerwonym słońcem Italii.
.
gabrysia cabaj, 2 july 2011
w lustrze widzą siebie dziewiętnastoletnią
wzrokiem omijają sędziwe staruszki
jeszcze obojętne wstąpionym spódniczkom
nie chcą dawać wiary nowym zdjęciom w sepii
.
gabrysia cabaj, 4 july 2011
Objawia się, jak w godność wryta
drzazga; szuka domniemanych znaków,
podobna do szerszenia, co gniazduje
w mózgu -
lata na zwiady - podglądając -
gotowa użyć cały zapas żądła.
Doskonale zna obszar na biegunie
zimna, bo zawsze, każdy.
Używa telefonu z prędkością
i w zasięgu emocjonalnych myśli.
Nie za dobrze słyszy przez głowę
rozbitą o żeliwną przeszłość żebra.
Gromadząc na czarną godzinę, mówi,
że wszystko odda, więc nie robić
ostrych ruchów. Cofając kroki
do siebie -
rozsądnie współczuć.
Nie widziałam, jak płacze.
.
gabrysia cabaj, 13 july 2011
gdyby nagle wyszli a raczej wypłynęli
z moich tętnic - posadziłabym
wszystkich na gościnnych ławach
wokół stołu
pilibyśmy herbatę a wieczór podchodząc
wolno schodkami z betonu mieniłby twarze
tak ciasno by było na białej werandzie
i wiatr topolowy i zapach sosnowiłby się
a ja opodal napatrzeć bym się nie mogła
niebo ciemnieje ciszą więc słucham głosów
które noszę
w głowie mi rośnie ćma - żagli się
samotna u lampy wyjścia
ostatni gaszą scenę - niech się nie tłucze
po nocy
.
gabrysia cabaj, 22 july 2011
nie wiem gdy go znalazłam nic nagle nie przyszło do mnie i nie ma nazwy przecież
ja tylko wiszę czy można zasłużyć za nic rozbieram się sama kawałek po kawałku
cichy dramat trzymając w zanadrzu jest moją źrenicą rzeką w biegu powiela obrazy
jak uśmiech goni przed siebie księżyce łowi szklanym głosem z moich włosów iskry
wyjmuje cierpliwe ma palce stolarza anioł
.
gabrysia cabaj, 24 july 2011
Wandzie
Nie chcę donikąd - w tym oto miejscu
doświadczam jeża, parę dzikich gołębi,
a kos do gniazda nosi porzeczki w dziobie.
Jestem budzona tęsknotą -
kto by mnie znalazł zmienioną
na kilka innych sposobów.
Teraz lekko przyciężka,
różowa od spodu - wilgocią płonę
jak zielony pejzaż.
.
gabrysia cabaj, 2 august 2011
Szukanie człowieka przebiega
ale ukrył się człowiek sam
przed sobą zaledwie jest cieniem
gdy wychyla się z okna jak zza
widnokręgu prosto w noc
i pali papierosa gwiazdy
pali papierosa mgła
pali papierosa wiatr
Stała nad rzeką rozmawiała z nią
głuchą i ślepą czytała rzekę
była już na pięćset trzydziestej dłoni
nurtem płynął próchniejący
czarny korzeń gąbczasty od środka
jak mózg w schizofrenii
demencja starcza
Nawet Anioł który stał się człowiekiem
wyraził mową że przeraża go starość
jest przerażająca ucieka
jest przerażająca drżenie
Starość ucieka przed człowiekiem
przed sobą samą
zapomina kolejność cyfr otwierających
drzwi do klatki
czeka jak pies z tym kluczem
w kieszeni o którym już nie wie
i marznie i marznie
Gdy przyjdzie człowiek
kiedy ktoś wyjdzie
wpuści
.
gabrysia cabaj, 18 may 2011
wiesz Panie kiedy tak puszczasz o czwartej nad ranem ten winylowy
longplay to nie te ze strychu Czerwone Gitary (mój Klenczon) i nie
Maryla Rodowicz i jej gitarzyści i Lutosławski nie Wielikaja Arkiestra
Tieatra Balszoj czy Kapela Czerniakowska wszystko naraz w zielonym
rozedrganym kolorze jakie ptaki przelotne tego ogrodu co trwa w maleńkich
gardziołkach
i ta kukułka w rytmie jak perkusja czy bez niej obyłby się jakiś maj?
Panie mój który jesteś śpiewaniem tak przyjemnie budzić się o świcie
w domku gdzie wszystko gra tylko jeszcze przymknąć oczy i słuchać słuchać
.
gabrysia cabaj, 10 may 2011
wiersz pisany bez światła - tymczasem
otwieram okno a tam poranny jazgot
wróbli się i słowiczek w niepamięć odgania
sen koszmarny idę pod zimny prysznic
i zaplatała warkocze nad wodą jasną i czystą
z tym ptakiem na kolanie i już śpiewa cicho
więc można tak słuchać i nucić ach! ta sroka
ścielą się mleczy słoneczka gra gitara wiatr
szarpie struny przytul oddechem głęboko
przytul niech oszaleję i wróci młodość durna
wyprostują się koślawe płoty
jak niedobitek wstajesz pośród bitwy dymów
z kulą w nodze ze zwieszoną głową dokąd?
byle wyjść i przed siebie - idźmy
nikt nie woła
.
gabrysia cabaj, 4 august 2011
na 1 Maja po raz pierwszy zakładało się skarpetki
mama każdemu w garść dawała pięć złotych
i biegliśmy na boisko żeby się ustawić
pochód szedł od Placu Wolności przez Mickiewicza
na J. Dąbrowskiego tam były trybuny
moi bracia kupowali blaszany pistolet na cynkapki
ale woleli na korki bo dawał więcej dymu i huku
po południu na przystanku autobusowym
orkiestra wojskowa grała same wesołe melodie
aż obdrapane kamienice na placu się trzęsły
z Mirką Ł. której tata był kapitanem Milicji
szlifowałyśmy bruk gryząc kanoldy
.
gabrysia cabaj, 21 june 2016
Siedziała w ogrodzie,
w doniczki sadziła czerwone pelargonie,
a ziemia sypała się
na stół,
na jej białe uda,
w trawę.
Siedziała przy stole
ubrana w czerwone korale,
pelargonie;
i tak się sypała,
jak siedziała, sadziła[...]
.
gabrysia cabaj, 23 april 2016
Jasna noc.
Różowy kwarc w dłoni
zaczyna parzyć
Z kamieni wybieram różowy kwarc
i nie wiem, dlaczego...czyżby kolor?
Takie mleczne zmętnienie.
Od dziecka noszona uraza i wina.
A może to, że gładko przylega do dłoni,
nie raniąc żadnej z jej linii.
Podobno jest kruchy i trzeba chronić go
przed nadmiernym nasłonecznieniem,
i trzeba go przemywać pod bieżącą wodą.
Ale nie wiadomo, czy ma przełam muszlowy
czy drzazgowy -
właściwie nie chcę wiedzieć;
odkąd sypiam w czerwonych koralach
jednak wolałabym muszlowy,
żeby się nie bać
.
gabrysia cabaj, 6 april 2016
Kiedy tak sobie siedzimy na ławce przed domen
kiedy siedzimy, patrząc w stronę studni i dalej,
a na każdy nasz ruch czułe pieski i kot, stado kur,
gęsi.
Kiedy kładzie książkę na kolanach -
pewnie z daleka jest turkusową plamą.
Wiesz?
Ten biały tył sarny nazywają lustrem. Lustro
odwraca się. Kto wie -
może przyjdzie tu do nas i powie:
jestem taka samotna.
Czy mogę się tutaj położyć?
Wtedy nic nie odpowiemy,
bo niby o czym rozmawiać z trochę dziwną
sarną
.
gabrysia cabaj, 17 may 2016
U matki z przedpokoju zniknęły
wszystkie buty,
kurtki z wieszaka,
płaszcze, czapki, parasol.
Dużo przestrzeni
do otwarcia drzwi i wyjścia -
porządek, który lubi.
.
gabrysia cabaj, 13 june 2016
Ona szuka przejścia - już dwa razy
była w tym domu, tylko nie wie, co znaczy dom,
do niego schody,
wie co wschód i zachód.
Próbuje.
Kiedyś przyszła za zapachem chleba,
a nie korytarzem w prawo
przez zielony pokój do mojej sypialni,
żeby jej ktoś otworzył drugie drzwi wyjściowe,
te do ogrodu.
Czasami, nie zważając na ludzi
pod drzewami przy stole,
przechodzi białą werandę,
pochyla długą szyję
pod gałęzią cyprysu i idzie do sadu, do wody.
Patrzy jednym okiem z ukosa - najbielsza,
najczystsza.
.
gabrysia cabaj, 2 june 2016
Dzwonią że umarła,
że jak szła korytarzem, tak się przewróciła.
Ale ile lat? tego nie wiedzą, mówią bardzo stara,
i na jakiej ulicy to, w jakim obcym mieście, jeszcze
raz powtarzają ulicę, godzinę - te wszystkie
niezbędne informacje, żeby trafić,
bo do nich też dzwoniono.
Trzeba mieć jakiś kontakt, pierwszą myśl
do kogo by tu... komu przekazać?
A tu grom z ciemnego nieba, bo przecież
w młodości wyrzekła się rodziny
i całe życie tylko siostrzyczki, siostrzyczki...
i Jezu, Jezu, mój słodki Jezu.
Za starzy jesteśmy, żeby teraz szukać, błądzić,
no i jeden raz u nas była - wystawiliśmy
stół i krzesła pod jabłoń.
Poszła do domu do leżącej na łożu,
gdy my z dziećmi w cieniu
czekaliśmy aż wróci.
.
gabrysia cabaj, 20 april 2016
Idzie się do ojca, idzie
na urodziny, aż się przychodzi.
Ale jego tu nie ma - tak się myśli.
Gdyby w tej chwili był
to powiedziałoby się - i co? czemu nie grzmisz
na to wszystko?
Oczywiście, że się za wiele nie mówi,
bo co z oczu to z serca;
a co z uszu to z wątroby?
Niechby tylko tu był, to też
kwiatów by się nie przyniosło, a solidny znicz.
Bo cóż porządniejszego nad duży znicz
z wymiennym wkładem.
Czy w życiu nie chodzi o oszczędność?
że jak się wypali to się wkład wywali?
I nowy.
I siedzi się na ławce i zauważa, że niektóre litery
już zdążyły wyblaknąć.
A potem bierze się szmatkę spod ławki
i, ścierając kurz, patrzy się, że to jednak też
nie ma głębszego sensu.
To trochę tak, jak ileś tam pomników dalej
ławka,
pod ławką sejf - na co sejf?
Sejf zamykany na patyk.
.
gabrysia cabaj, 25 may 2016
Gdyby, dmuchawcu,
jakimś cudem być tobą -
a gdzie wiara?.
i przeczytałam ciebie caluśką
od końca jednym tchem
a potem tak się poczułam jak dmuchawiec
który dopiero co wstąpił do nieba
gdy już nie miałam nadziei Eva podarowała mi zorzę
mam obwisłe piersi nie to co ty
i chyba wypada mi macica
jakim cudem jestem tobą a pomimo uznania
nie potrafię zaklinać słów
od suszy
od śmierci
od wszystkich boleści
tego ranka rozmawiałam z łysym dmuchawcem
że gdyby doczepić mu oczy
mógłby na przykład udawać
małego strusia
Wiersz dedykuję Małgosi od Szeptoducha
gabrysia cabaj, 6 may 2011
symulacja ataku
nie ślinić mi się nie podniecać
bomba!
szef na biurku rozbrajał
asystentka czujna i zwarta
gdy ten rozpinał
ona zdejmowała
a zimny drań terroryzmu
śmiało wchodzi do akcji
raz! raz! tak! tak!
i finał - bach! bach!
tik! tak!
a to echo grało
.
gabrysia cabaj, 27 may 2011
ona cyk! cyk!
słomki na gniazdo
on rozłożone skrzydła i pływa
po ziemi - tańczy koło niej
jakoś tam mówią do siebie
ona: no ile można?
tu się trzeba brać do roboty!
więc frunął na dach - widziałem
że tylko dupę ma w głowie
i ruchanie
a materiał nosiła
w to miejsce
które zrobiłem dawno
gołębiom
.
gabrysia cabaj, 28 may 2011
Znam ich naturę: szczypią opony samochodów,
papierówki z jabłoni strząsają, blisko ludzi lubią
przysiąść na zielonej toni traw - jak białe fregaty,
doszczętnie oskubać krzak z niedojrzałych agrestów.
Ostatnio piły wodę z dmuchanego basenu dla dzieci.
Jednej zachciało się kąpać, więc śmiech nas ogarnął.
Szkoda, że nie było pod ręką aparatu, gdy nurkowała
dziobem.
.
gabrysia cabaj, 10 september 2011
Ta pielęgniarka Ala wczoraj umarła
na raka - płakałam.
Wiesz jak płakałam?
Miała dopiero pięćdziesiąt jeden,
a jej mała czternaście.
Ich jamniczka Kika była parką
z naszym Kacperkiem - ojciec się śmiał,
że trzeba ich ożenić.
Boję się wyjść z domu -
najgorsze te schody, więc latam sobie
po pokojach.
gabrysia cabaj, 14 may 2011
znajdzie swoją formę bez wyrzekania się
jednej strefy albo drugiej*
można się kochać - uderzając udami mocno
przyciskać pośladki lepkimi rękoma aż do
zjednoczenia w obopólnej chwili orgazmu-
jak zwierzęta
nie zarzekam się że moja dusza nie bierze
udziału w kopulacji - przecież chwilę później
unosi mnie i ćwierkam
*Cz. Miłosz
.
gabrysia cabaj, 5 october 2011
jeszcze nie odchodź
zostań na chwilę
zanim nas wiatr
nim umrze światło
z perspektywy krzesła jest dzień i noc
nie ma innej prawdy
chyba że słowo i wspólne picie herbaty
nad ranem zdziwienie to już
sen jest krótki wychyla nas każe
z tą miękkością
która nieczęsto się zdarza
powiemy sobie - dzień dobry
usta mamy do kogo otworzyć
zwyczajnie uśmiechać się
mijając domowe ścieżki
naszych odmiennych bólów
zadziwiających oczywistością trwania
to w nas jest to wiąże
nie ma innej miłości z perspektywy krzesła
dobranoc śpij dobrze do jutra
.
gabrysia cabaj, 20 july 2011
Poczęła się dużo wcześniej.
Trzydzieści lat temu -
- akurat napinała łuk brzucha,
kopała, przekręcała z boku
na bok - pamiętam jej czkawkę
notoryczną (została do dzisiaj).
Śpiewaliśmy dla niej patriotyczne
pieśni; pukaliśmy - halo, to my
czy nas słyszysz?
Zgaga przeplatana była modlitwą;
mdłości - nadzieją na przyszłość.
W połowie grudnia,
w uzasadnionych pretensjach do życia,
wyszła na światło - czerwona,
obrośnięta jak małpa.
Nasza Wolność?
Nasze Schengen?
Mała Celeste -
odtąd solidarność rodzinna.
2010-08-30.
.
gabrysia cabaj, 14 july 2011
nauka zaczyna się wcześnie
koślawy bieg między gęstymi
domami i upadek
jak pierwszy krok
można pojąć rozkładanie ramion
łącząc palce i podkurczając
nogi wzbić się
jeszcze nie wiesz co później
bo zderzenia
ale powtarzanie uczy coraz
precyzyjniej regulować prędkości
po wielu latach powracający sen
jest jak seks lub jazda rowerem
teraz uciekam polami tuż nad ziemią
trochę bojąc się chwili
że mnie noc poniesie
i dokąd
.
gabrysia cabaj, 25 june 2011
gdy tacy brzydcy jesteśmy
jak nie poeci
codziennie od nowa oswajając
nie jak krasnopióry wzdręgi
nie jak zielone łabędzie
ręce drugiego człowieka
zaciśnięte
na wody cienkiej przędzy
wtedy z nas wyłazi spory kawał
a jak pięknie lecimy
ze środka
tępych kamieni tęczową chmarą
na ogrody pamięci
.
gabrysia cabaj, 6 august 2011
Jaki ten człowiek jest mały - spójrzcie!
Szszu, szszu - i pocieszny jak skrzacik.
Ha, ha! - krasnoludek, ludzik, bławatek.
Niewiele go różni od żaby, no nie?
Pamiętasz, gdy nasza siostra upadła?
Ona legła wśród malin i tylko westchła.
Westchła, westchła - szszu - i jękła.
Ale był wtedy huragan!
Targało lasem, jak we śnie.
Ja nie wiem, że można tak upaść.
A ludzie? Jak mogą, tak się ustawią.
Jeżeli nie mogą, wtedy - szszu - się kładą.
.
gabrysia cabaj, 3 august 2011
nasza mama pracowała wtedy w rozlewni
więc mieliśmy dużo oranżady do popicia
chleba ze smalcem i z cukrem
zbieraliśmy jasnotę by sprzedać ją w Herbapolu
a na początku wakacji dzieciaki z ulicy
pracowały przy obieraniu truskawek
no i można było najeść się do syta
czasami brakowało na chleb a kiedyś zgubiłam
sto złotych płakałam jak głupia nie mogłam uwierzyć
myślałam że znajdę nie wtedy nie dostałam lania
zawsze jeździło się na Kaszuby do końca wakacji
za robotę przywoziłam wielki brut chleba
na Gwiazdkę dostawaliśmy tłustą gęś
tata był tylko w niedzielę i kazał nam chodzić do kościoła
w tygodniu biegłam do Baru Wisełka i w kance
przynosiłam cztery porcje pomidorówki lub ogórkowej
gdy oglądam Misia to chce mi się śmiać
nie przypominam sobie łyżek i widelców
przykutych łańcuchami do stolików
.
gabrysia cabaj, 12 may 2011
jeżeli można to krótko na temat
długie wywody nużą słuchaczy
to tak jak kazanie na cudzym pogrzebie
gdzie słowa kaznodziei dawno przerobione
i już nic nie znaczą
jeszcze się iskry po głowie rozchodzą
jakichś odniesień wspomnień lecz własnych
krótka mowa trzyma nas na smyczy
gdy szarpnie to ściśnie za gardło
.
gabrysia cabaj, 17 june 2011
Miodowy
lipiec brzęczący w lipie
pachnie herbatą z miodem
siwa zima pod kocem
drżące gałęzie schowa
Poranny
liście klonu dziobie mgła
strzepuje z palców krople
słońce jak biała piłka
wisi w koszu samotnie
Nowy
kto jest zwaśniony z sobą
komu trudno o spokój
dzisiaj nieważne liście
spadłe przeszłego roku
Lotny
dokąd lecisz jastrzębiu
poleciał wprost przed siebie
jak długa droga przed nim
najstarszy góral nie wie
Wodny
ilekroć człowiek tonie
tyle razy wypływa
czy woda z tego względu
może być nieszczęśliwa
Metropaci
byle wiatr nami targa
jakieś zachody słońca
patrzymy w swoje twarze
z czubka nosa - do końca
.
gabrysia cabaj, 5 june 2011
mrowią się i roją drzwi ze wszech miar otwierają
by zamknąć przylądek ciszy jestem dziś melancholijna
odchodząc ku sobie rozpuszczam wici jak język strachu
ty moja tajemna złoto-brzmiąca chwilo uniesień
wygładź i wygłaszcz przeszłe załamania rozsuń
góry strzeliste morza czerwone cierpliwą ręką
prowadź a będę migotliwym absurdem śpiewem
pytają mnie po co to robisz co robię nic nie robię
że to jest chore że to szpital przemienienia ja nie wiem
jestem taka bezradna Jezu nie dręcz mnie nie wiem
nie stoję na swoim miejscu a oni nie piją mojej kawy
a ja ich noszę przez noc i dalej tak ciężko nosić kamień
i trudno gdy metaliczne dźwięki beztroskich ptaków
jesteśmy wolni jeszcze śpią dzisiaj zakwitły stare akacje
skowronek nad nimi stanął z trzepotem przeleciał gołąb
.
gabrysia cabaj, 2 october 2011
Jestem Amina. Mieszkam na skraju wiśni. Między
niebem i ziemią. Moja rozpacz jest tak jasna,
jak moja czarna skóra, gdy wydawano wyrok.
We wsi czarownic śmierdzi bólem, cuchnie roz-
łąką. Kwiaty na mojej sukni spłowiały od żaru
ciemnego słońca.
Czy kogoś palą przejrzałe moje łzy?
Czy słyszy ktoś, kiedy najwyżej milczę?
Mieszkam na skraju wiśni.
Oddycham piaskiem.
Nie mogę nic więcej.
.
gabrysia cabaj, 5 june 2016
Ktoś mnie odwiedził, ktoś zza oceanu,
a ja w jakimś domu, naszym ale innym,
pośród swoich ale obcych. Bardzo chciałam
uszanować gości, przedstawić rodzinę,
poczęstować kawą. Nie mogłam
niczego znaleźć. Wszyscy płynęliście
w swoje strony. Jak już znalazłam
kawę, nie było czajnika, gdy znalazł się czajnik,
nie było wody, najlepiej w porcelanie -
brudne filiżanki - a oni czekali.
Opadły mi ręce, zwiesiłam głowę. Kiedy
znów ją podniosłam, nikogo
- już poszli.
.
gabrysia cabaj, 21 may 2016
Coś by się chciało, albo kogoś uratować,
choćby jeża,
który był w kanale nie wiadomo od kiedy,
o suchym pyszczku -
bierze się więc jeża ostrożnie, z włosem,
jak kulę nieszczęścia
i mówi do niego: tu tu, do ogródeczka,
pod okap,
pod paprocie.
Nieba chciałoby się przychylić, żeby tylko
napił się z pudełka,
żeby jadł z ręki, spojrzał choć raz człowiekowi
w oczy oczami jak czarne perły.
I podgląda się, czy kula będzie żyć,
czy się rusza -
co i rusz podchodząc - aż nagle go nie ma.
Od tej chwili wiadomo -
jeszcze w zagąszcz patrzy się długo,
czy liść jaki drgnie,
cień może przemknie...
.
gabrysia cabaj, 21 october 2011
Kwiaty nagrobne znikają, a ona, cierpliwa, drepce,
triumfalnie z determinacją godną odkupienia
stawia nowe, ładniejsze:
niech się zakorzenią bladym różem sumienia,
a gdy pewnego dnia ułoży, dłońmi z pergaminu
w kamiennym wazonie - białe, sztuczne kalie
będzie usprawiedliwiona, że już.
Co będę musiała opuścić i czy aby w dobrej wierze,
mając te siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat.
Czy malwy w moim ogrodzie; i kto posieje maciejkę.
.
gabrysia cabaj, 13 may 2011
koko koko - mówi kura
ktoś mi chyba wyrwał pióra
gdy siedziałam na urzędzie
znaczy grzędzie - co ja plotę?
i przez płotek do ogrodu
pazurami grzebie w trawie
to przygląda się ciekawie
czy nie znajdzie swoich piórek?
ale nie - to robak chyba
- myśli koko koko kura
ciągnie ciągnie - okiem łypie
no i wyciągnęła - sznurek!
z obrzydzenia dziobem trzęsie
sznurek sznurek - myśli kura
i od nowa liczy pióra
gdy już wszystkie policzyła
zsumowała wygładziła
spacerowym poszła krokiem do kurnika
a na grzędzie na urzędzie kogut siedział
i donośnie i rubasznie - kukorykał!
.
gabrysia cabaj, 22 july 2013
Gdy piszę o kwiatach podlewanych
w ę ż e m,
myślę o kobrze - symbolu potencjału natury -
na niej śpi Wisznu. Jest noc przed
stworzeniem świata. Rano się budzę i już nowe,
lepsze od poprzedniego,
bliżej ziemi. Jeśli tylko nie będzie padać,
podleję kwiaty,
dam się skusić.
Mogę być kim zechcę. W moim Raju
kogut to paw, urodzony ze skrzydła Garudy.
Przecież wiesz o tym - musiałeś słyszeć,
jak śpiewa
.
gabrysia cabaj, 9 january 2014
komu potrzebne są
te wszystkie wykastrowane katastralne ogólniki
[Voyteq Borkovsky]
Komu potrzebny jest
stary kot w domu, w piwnicy, na taborecie.
Pod schodami -
stary rudy kot z kocim katarem,
którego zainfekował młody i prężny
(mówimy na niego Wirus, Rysiu, Rychu).
Nie zgadzamy się na otwarcie staruszka.
I dobrze!
Kot raz otwarty jak puszka rybna.
Zaczynamy nie wierzyć,
a to znaczy szukamy przyczyny i rozważamy
skutki.
Doktor Google mówi jasno i wyraźnie.
Mówi za darmo, a my nie chcemy być
„dojne krowy”, więc wyciągamy wnioski.
Wyciągamy wnioski, wenflon, wycieramy
nos wacikiem z wodą. Nosimy kota "na siku”.
Mamy źle w głowach.
.
gabrysia cabaj, 24 july 2013
Gdyby każdy miał zagon ziemi
mógłby ją skopać
uprawić jak najlepiej, odmierzyć
rządki i wsiać nasiona. Wiosną
podlewać i patrzeć
że rośnie; spulchniać, wyrywać
chwasty. Latem -
o, latem by mu urosła góra
żółtej fasolki (po dziurki w nosie)
morze zielonej (do kostek)
i granatowej (powyżej uszu)
Każdy siedziałby z nożem w ręce
obcinając główki, ogonki:
żółta na pół
zielona, drobna
granatowa - mięsista długa
Śpiewałby: kocham was, piękne
fasolki szparagowe, bo ktoś musi
im śpiewać zanim przejdą
na drugą stronę
.
gabrysia cabaj, 30 may 2012
Niedawno w Australii umarł człowiek,
którego wcześniej nazwano: Anioł z klifu Gap,
a który jeszcze wcześniej
robił to co lubił i odwrotnie,
za co kupił sobie dom nad oceanem
z horyzontem na brzeg wysoki,
który wybierali ludzie
zdecydowani stanąć nad urwiskiem;
zrobić jeden krok w jednym podmuchu.
Jakże piękny i straszny musiał być widok
wściekłych fal uderzających o skały;
jaki szum i huk ogłuszający myśli,
gdy zjawiał się on - facet od ubezpieczeń,
wówczas już tylko na życie,
z tym prostym pytaniem: w czym mogę pomóc?
Każda noc może się stać przepaścią,
każdy dobry agent - Aniołem.
Wtedy wystarczy przywitać się, podając rękę,
wypić herbatę,
później opowiedzieć o ranku mądrzejszym
od wieczora,
żeby jeszcze później móc nie odejść
z niczyim już, zerwanym przez wiatr,
pustym kapeluszem.
.
gabrysia cabaj, 12 september 2012
Źle się śpi kiedy nie można płakać.
Pewnie ciągnie mnie coś do tego
dołu, gdy wyobrażam sobie, że wyobraźnia
może płatać figle;
domniemywam, iż domniemane słowa
nieco więcej znaczą, niż kot napłakał.
Wychodząc z założenia, że można wyjść
bez szwanku lub tak zwaną obronną ręką
- zakopuję się od góry łopatą.
Gdyby być dzwonem, wewnętrznym
głosem, nieświadomą próbą dotarcia
do świadomości, nie ujawni się to,
co niewygodne czy zapomniane, nie zabrzmi,
nie wezwie do modlitwy.
Tutaj nic nie ma prawa pęknąć
przypadkiem.
.
gabrysia cabaj, 15 may 2013
nowa energia życia
nowa energia śmierci
nowa energia miłości
energia energii
orgia naoczna
origami lęku brzdęk
rozbijamy się w tysiące odłamków
lustra
wirujemy
we władaniu snów ale
znów
ten ów
ta owa
pozdrowienia bratnie i stokrotne
kiedy leżymy to płyniemy
kiedy płyniemy lecimy
co leci spada
co to to to
no
przekażmy sobie znak ryby
napowietrzne dzwoneczki cichuteńko ding
rosa rosa rosa dzyń
zielone oczy młodej trawy
(w moim ogrodzie pod korzeniami
życie się toczy toczy się życie myślami
ostatecznymi
tam światła nie ma
tam smuga cienia tam smuga cienia)
ciiii
podnieśmy ręce opuśćmy ręce
a teraz w prawo
lub lewo
lub tu i tam
aż westchnie ziemia zapieje kur
i jeszcze raz i jeszcze
i jeszcze
przelecą nas >>>>> jaskółki
.
gabrysia cabaj, 21 february 2012
Życie - dajesz ty w kość
ucząc, że jestem
ledwie jedną z nieskończonej
liczby istnień.
Wracając później do siebie
należało stwierdzić -
coś mnie jednak różni
od gwiazdy,
od wody,
od kamienia.
Dopiero wtedy można dalej
spokojnie siadywać
w ostatniej ławie kościoła,
co absolutnie nie przeszkadza
czuć się w centrum
coraz częściej i dłużej
Offline.
*skrót od: fear of missing out
gabrysia cabaj, 3 december 2012
Ten świat potrzebuje jedynie
odrobinę cudowności
Siedzieli przy stole, gdy wyrzuciło ją
na przeciwny brzeg.
Taka smutna osoba z jabłkiem
w gardle, idąca dalej i dalej
Królowo pokoju w ciemności -
ile wody upłynie zanim
poczujesz, jak spomiędzy żeber wylatuje motyl
Wtedy już można po-
wrócić, posprzątać cały ten niedzielny
bałagan.
Cytat z filmu: Cyrk Motyli
gabrysia cabaj, 2 march 2012
morze wyrzuca cię na brzeg
a kiedy już biegniesz
by spotkać Adonisa
kolcem się ranisz
kwiatuszku
ta jedna kropla krwi warzy
twoją delikatną skórę
od ludzi dostajesz walizkę
i doprawdy to będzie dziwne
różyczko
widzieć cię w drodze
jak dźwigasz te wszystkie
motyle
.
gabrysia cabaj, 21 march 2012
Śnią się sprawy
małe i tak prawdopodobne:
długa, nieruchoma cisza,
jak żałobnicy w kolejce przed jeszcze
zamkniętymi drzwiami
Domu Ostatniej Posługi.
Nie wiem czy zdążę pieszo
wrócić na otwarcie - muszę
zmienić buty, a droga
zdaje się trudna przede mną.
Wiem, że będą uciskały
cielesność obaw i lęków,
choć to podstawa.
Tylko - dla kogo niosę ten przaśny
bukiet?
.
gabrysia cabaj, 30 january 2012
Jeszcze rano wołałam go, żeby przyszedł się najeść.
Później gdzieś łaził - nikt nie widział, jak do tego doszło?
Pewnie potknął się, pośliznął - wprost pod samochód.
Leżał na drodze zwinięty i jakby mówił: kurwa, niech nikt
nawet się nie zbliża!
Wezwaliśmy pomoc, ale doktor kilka godzin nie mógł
odpalić silnika, więc rannego przykryliśmy płaszczem.
Teraz patrzę przez okno, jak zdejmują z niego okrycie.
Lekarz napełnia strzykawkę, nachyla się, wbija igłę -
w serce.
Chyba Rex, to był duch bezdomny, który wybrał sobie
pieskie życie.
.
gabrysia cabaj, 13 june 2012
Wstajemy prawie jednocześnie,
jakby przez lata nasze nocne różnice
miały wspólny budzik przez korytarz
do kuchni. Tego nigdy się nie wie naprzód,
kto będzie parzyć kawę; i bez siebie mogli-
byśmy wcale nie jadać śniadań. Bo to jest
z nami tak, że kto widzi pustą michę kotów,
ten sypie. Czasami wyglądamy przez okna,
uzupełniając nasze pola przywidzeń. Odkąd
noszę wodę w łokciu, boję się, że mogę
nie zdążyć spełnić marzenie, żeby się
rozchichotać z nim, paląc marychę.
.
gabrysia cabaj, 31 october 2011
Przyjmuje gratulacje i życzenia zdrowia, mówiąc
- no już dobrze, dobrze.
Przyjechał ostatni brat z żoną i wręcza prezenty:
miody z pasieki, w której ma udział,
wędzone wyroby z dziczyzny,
najdelikatniejsze, hiszpańskie brandy,
słynne galaretki z Turcji,
białą koszulę z firmy, której akcje dobrze stoją,
czarne rękawiczki ze skóry,
orzechy, bo nieźle obrodziły.
Łatane dżinsy i flanelową koszulę odłożył
na krzesło - teraz uśmiecha się
pod krawatem.
Może ma w pamięci włókowanie pola przed siewem,
albo nocne orki, żeby zdążyć przed zimą.
Później opowie, jak brat robił zielnik na biologię
i miał problem z panią od francuskiego w liceum,
a na studiach w Poznaniu musiał iść na operację
usunięcia ostróg.
Z biegiem lat jacy oni podobni -
te same siwe włosy,
w źrenicach wyblakłe panienki.
Patrzę za okno na wysoką daglezję, jodłę koreańską,
czarne sosny, cyprysy, które kiedyś, w maju, dostał
od brata - takie małe sadzonki.
.
gabrysia cabaj, 3 november 2011
Urzędnicy obejrzeli miejsce,
porównali z planem sytuacyjnym.
Po złożeniu podpisów pod wnioskiem
o wyrąb, właściciel (ciele) ma prawo
ściąć wierzbę nad stawem i topolę przy
kurniku.
Gdyby gówno miało jakąś wartość
pisalibyśmy podania o papier toaletowy
i nikt nie byłby panem swojej
dupy.
.
gabrysia cabaj, 10 july 2012
bo tyle jest miejsc gdzie zranione oczy
gotowe są patrzeć na rozpaczliwe
szczeliny*
Tak pękać można, Panie, bez widocznych
znaków. Przed snem w ciemnym pokoju,
który łapie powietrze jak złowiona orka,
albo wtedy na ściernisku, uwijając się
przed burzą.
Zakryta po uszy, a ręce wyciągam:
nie lękajcie się - proszę przez niechciane
łzy.
OM MANI PEME HUNG - powtarzam -
OM MANI PEME HUNG.
Mieliście nie być
rysami na szkle mojego serca.
Miałam sobie obiecać, że nigdy więcej.
I kto to słyszał, żeby tak nocą, osobno,
po cichu.
*Wojtek Borkowski
.
gabrysia cabaj, 15 june 2013
Na tej planecie przeoczonej przez czas -
było, nie było, rosło, nie rosło, gdzie tylko,
jeśli tylko, gdzieniegdzie - pomimo.
Dajmy na to, załóżmy - bezwiednie.
Na wszelki wypadek.
Bez poczucia formy i nazwy;
ruchu, dźwięku, barwy, trwania, przemijania
nie odczuło.
Nierozumne, nieporównywalne.
To było wtedy i wtedy.
Nie było, nie minęło.
Stało w pobliskiej dali. Nie stało
przypuszczalnie.
I to nie-całość i nie-wyjaśnienie.
Nie było dowodów na coś i na nic.
Nikt nie przejeżdżał tamtędy.
Nikt nie spojrzał.
Niezaczęte, nieskończone.
Bez cienia, chyba. Nigdzie.
Wszędzie.
A czas, który biegł, to był czas biegnący
nierównomiernie -
nagle
potrafił się przepleść w dobierany warkocz;
związać w luźny supeł jak plastikowa wstążka
na kwiatach lub prezencie.
Dnie jak i noce zaczęły zmieniać scenografie
przez zagięcie przestrzeni, co oznaczało,
że można
w pełnym słońcu pójść dalej
w postrzępiony brzeg ciemności
lub
blisko po północy stąpać
ulicami niespodzianie wyłonionego,
z księżycowej poświaty,
miasta,
z grą cieni i odgłosem śpiewu jakby
szklanych ptaków.
Ten czas potrafił wymazywać momenty
przejść
w jakimś nieznanym kierunku,
by za chwilę sprawiać wrażenie, że już
stamtąd wraca.,
lecz wiadomo: to tylko taka jego fantazja -
żart, który nie każdemu mógł się podobać.
Ale tu nikt nie rozliczył czasu.
.
gabrysia cabaj, 11 june 2013
Oczekiwanie. Podglądanie kosów. Liczenie
owoców, gałęzi, na cud. S m a k o w a n i e
Czytam o sposobach odstraszania szpaków,
że wystarczy porozwieszać płyty winylowe,
aż wiatr im zagra nieznośnie (na nosie?)
puste butelki - puste butelki i płytki CD
na wietrze
Zeszłego lata (mam chęć napisać: łońskiego)
gęsi uparły się na gruszki, a teraz kury
na czereśnie - zielononóżki na czele z kogutem.
Wołam - sio! - i szczuję pieskiem, ale wracają
jak bumerang
Można nie kiwnąć palcem, machnąć ręką
lub też pójść, poszukać czegoś w sam raz,
jakiegoś kija - i najzwyczajniej w świecie
podeprzeć.
.
gabrysia cabaj, 10 july 2013
Z tej strony domu
gdzie siedzę, słychać
że ktoś tamte, frontowe otwiera
Trzaskają wtedy takim charakterystycznym
dźwiękiem.
Jeśli tyle lat się tutaj mieszka i słyszy
widzi -
każdy ma przypisaną energię.
Ale do rzeczy:
- mężu, mężu! - wołam - chodź szybko!
Najpierw przybiega mała rudawa sunia
którą nazwał skarpetka.
A więc skarpetka merda ogonem, ogląda się
że już. I idzie
Takie tam to moje wołanie, dla żartu, przecież
nic nie chcę.
Podchodzi - bez słowa - ręka
w kieszeni. Wyciąga - a z garści jemu wróbel
ucieka
- No coś podobnego! - mówię -
tylko teraz nie zdejmuj czapki, bo ci jaskółka
wyleci
.
gabrysia cabaj, 17 june 2012
Teraz będziemy cichutko:
w kąciku za westfalką złapiemy się
za rączki -
może potwory, które przychodzą
po dzieci,
tym razem jeszcze odstąpią. Później
zrzucimy te pieprzone łachy, wybiegniemy
na klatkę - widzicie ludzie?
Taki jest człowiek!
Ale to przecież wstyd -
co za wstyd!
A co tam - jak pić, to już pić,
bo uśniem i hulaj dusza!
Inaczej rzyganie jest bez sensu.
.
gabrysia cabaj, 6 april 2014
Był czas, że kładąc się nocą do łóżka
wierzyłam w cud. I czas obudzenia.
Zastawszy siebie, po wysłuchaniu
preludium na wiatr w topolach i gwizdanie kosa
dziękowałam Panu za małą wiarę,
bo teraz mam komodę na toczonych nogach
i parę saren -
stukające do drzwi kopytkami.
I na cóż cuda o świcie?
Przecież cudnie jest, wiesz?
Ptaszki śpiewają, tulipany kwitną, jaskry.
Kura dziobie szczęśliwą trawę.
Kot złowił mysz i ją pożera.
Przyszedł bocian, przyniósł ciepło.
Patrzę na to w szlafroku
ze swojej orbity pełnej światła, czując
że niekoniecznie trzeba umrzeć,
by trafić do super krainy;
ani nie muszę dokądkolwiek iść,
żeby tam dotrzeć.
gabrysia cabaj, 10 march 2015
Przenosiłam białą kartkę dnia z pokoju
do kuchni, z kuchni do pokoju. Najpierw
lekko, jak człowiek, który postawił stopę
na Księżycu, lub dziewczynka z papierowym
wiatraczkiem na patyku.
Kładłam kartkę na biurko, na stół,
wychodziłam z nią przed dom i do ogrodu,
bo nigdy nic nie wiadomo. Dzień mijał -
człowiek wracający z Księżyca na pewno
poczuł, że przyciąganie ziemskie jest kilka
razy większe. Czy to bolało? to musiało boleć,
jak wieczór zachodzący na pustą kartkę,
albo cienie z dzieciństwa
.
gabrysia cabaj, 3 may 2014
Kiedy patrzę na ciebie, jak chodzisz, co robisz,
skąd wracasz i dokąd znów jedziesz -
a co, jeśli umarłam w 2009 roku, na wiosnę
- może się nie obudziłam,
nie kołysząc Amelii, nie przytulając
dorosłych dzieci. Mój ojciec staruszek nadal żyje
i brat się nie zabił.
Gdyby wybaczyć sobie, nie zostać na brzegu
z przymkniętymi oczami -
w powietrzu lekkim, pośród dmuchawców
.
gabrysia cabaj, 9 may 2014
Dla mieszczan tylko przesada stanowi piękno.
Stendhal
Można powiedzieć - chrzanię to! czyli ignoruję,
nie chcę zauważyć i odnieść się. Jak również
- chrzanię, więc i pieprzę! bez znaczenia.
Lub chrzanię i zostawiam na później.
Ale jak ułożyć myśli, żeby "chrzanię" obroniło je
przed zepsuciem?
Przypuśćmy, że to chleb, wiejskie masło i
w skopku mleko prosto od krowy, które gospodyni
wkładała do wiklinowego kosza, żeby zanieść na pole
żniwiarzom - pajdy nie mogły wyschnąć, masło -
się roztopić, mleko zboleć, więc przekładała to wszystko
liśćmi chrzanu.
A korzeń? Ile zastosowań ma ta pospolita bylina
wiedzą ci, którzy stoją przy kuchni robiąc sos do ryby,
dip do mięs i sałatek lub kisząc ogórki.
I wreszcie kwiaty - delikatne - nie ustępują urodą
ani konwaliom, ani białym lewkoniom, tylko nikt nie
pomyślał, by zrobić z nich bukiet i darować dziecku
w dzień Pierwszej Komunii czy Bierzmowania.
Mój piękny, kwitnący chrzanie, pod starą jabłonką,
na gromadzie piasku - ja, człowiek ziemny, wielbię
ciebie za całość.
.
gabrysia cabaj, 22 february 2015
Słyszałeś?
To krzyczą żurawie
na bagnach
pod lasem.
Nie słyszę.
O, znowu krzyczą.
Nie słyszę.
Nadstaw ucho.
Teraz słyszę -
przecież to nie żurawie.
To żaby się budzą
w twoim brzuchu.
.
gabrysia cabaj, 26 february 2015
Jeśli już dostajesz paprotkę, to musisz o nią dbać,
więc najpierw czytasz wszystko o paprotkach, co lubią,
czego nie lubią, że ziemia torfowa jest kwaśna –
o, to paprotki lubią najbardziej!
I jeszcze wilgotność by robić, po zmierzchu, mgłę lubi
a przed świtem rosę, jakieś opary. I żeby stała, najlepiej na kamieniu,
a kamień w wodzie; żeby jej mokro było i sucho –
tak ma.
Niech no tylko zapomnisz, i zaraz marnieje,
ale chyba nie chcesz, żeby zmarniała, bo co ludzie powiedzą,
gdy spojrzą, a ona nikła będzie w oczach –
zaraz ciebie oskarżą, że niedobra byłaś, że nie kochasz jej dostatecznie,
że nie wiesz tyle ile trzeba, że z nią nie rozmawiasz
i szklanki wody nie podałaś.
Będą patrzeć na ciebie z wyrzutem, bo jesteś wyrodna
matka, powiedzą.
Wszystkimi przylistkami będą patrzeć, łodyżkami.
Palce będą wpychać i sprawdzać.
Kto wie - może już i po kątach gadają.
Moja prozo, paprotko,
oto biorę ciebie,
szczególnie ostrożnie niosę wieczorem, twoją lekkość
ziemi, maleńka, ze zwichniętym liściem.
Zrobię ci mgłę, i rosę ci zrobię, zanim wzejdzie słońce,
i opowiem tobie o lesie, paprotko, o dzikich jeżynach,
że są czepliwe jeże.
A tam leszczynki, obłok,
tu sosna, świerk, sosna, wilcze jagody,
borowiny, wrzosowisko.
Słyszysz? Właśnie ptak jakiś między drzewami przeleciał
Ale ty nie wiesz, co to ptak, paprotko,
tego to ty na pewno nie wiesz.
.
gabrysia cabaj, 10 august 2013
Hej, hej! - dzień dobry!
Proszę wszystkich o uwagę:
- chodzimy zgodnie ze wskazówkami
zegara, jak średniowieczni mnisi.
W tym czasie kontemplujemy. Myślę,
że wystarczą trzy okrążenia.
A teraz wchodzimy do sanktuarium
wydrążonego w skale.
Nic nie widać?
Jakie to proste: ciemność
jest warunkiem pojawienia się
światła.
Zamykamy oczy. Jesteśmy
skała. Jesteśmy wyrzeźbieni.
Do nas się wchodzi zawsze od wschodu.
Otwieramy oczy. Wierzymy
w iskrę
stworzoną w wodach Kosmosu.
Idziemy dalej
.
gabrysia cabaj, 3 april 2014
Och, wczoraj poszłam zwojować świat:
stukały trzewiki o płyty chodników
i tylko schody, schody, schody
i potem w prawo i prosto.
Lecz to nie ten świat – rozmowa się nie klei,
więc idę dalej, nad rzekę.
Za marną furtką, za starymi drzwiami,
czarne żelazne maszyny
zastygłe w historycznej pozie,
jak mężczyźni w długich fartuchach,
którzy w wolnej chwili myślą o domu i dzieciach.
Jest coś wiecznego w ich blatach i tłokach;
w trybach i smarach;
w zapachu i mroku pomieszczenia.
Wielkie okno patrzące na tamę
piętrzącą w dół wodę. Uścisk dłoni.
A gdy do siebie wróciłam już,
trzewiki zzułam i w kąt je odrzuciłam,
bo tylko łóżko, łóżko, łóżko
i w głowie, jak na boso.
.
gabrysia cabaj, 25 july 2013
Wszyscy mają nas w dupie, tak?
A my nie mieścimy się w sobie,
oglądając filmy o przyszłości -
zielonych domach jak drzewa,
odnawialnej mocy,
śmieciach, które się degradują.
Gdy wychodzę na zewnątrz,
na krześle,
słucham jak ściany oddychają,
wolno biją im serca.
Teraz kot jest panem - też
ma nas w dupie, odwrócony
w stronę ogrodu.
Co widzi w ciemności? Jaki cień
przemyka, liść
opada
.
gabrysia cabaj, 26 july 2013
W Pelplinie na Mickiewicza, przed rozwaloną
bramą
do placu po byłej Cukrowni, przechodziła
dziewczyna z koroną w delikatnej ręce.
Ledwie odsłonięte kolana
po szyję
wyrzeźbioną w górskim krysztale. Wyżej
upięte ciemne włosy. Przedramię oparła
o żebra,
trzymając papierową torebkę ryżu.
Jechały samochody. Przebiegł pies
przez jezdnię. Dziewczyna wpłynęła gdzieś
w zakole.
Z przeciwnego brzegu wyszedł ryży
chudzielec
z ptasim dziobem. Jechały samochody.
Przebiegł pies przez jezdnię.
Bóg obdarzył chłopaka piegami uśmiechu.
.
gabrysia cabaj, 28 july 2013
Może byś, synu, narwał słoneczniczków,
nałapał bielinków - dla narzeczonej
Wyobraź sobie,
jak może śmiać się dziewczyna
obsypana płatkami, na którą siadają
białe duszki
Zajechalibyście nad morze
- widzisz to?
Stoi na klifie
w bikini, ostatni płatek
opada
Ty puszczasz oczami serduszka,
ona motyli ma wianek
Cichutko dzwonią obrączki
o brzeg rozbijają się fale
o brzeg rozbijają się
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
fale fale
.
gabrysia cabaj, 29 july 2013
tam gdzie jest rozmowa
Już zebrała się Rada Mędrców - siedzą
w ławach rzeźbionych z wiśniowego drewna.
Uchwalanie prawa pierwszej nocy przed
stworzeniem świata:
posłowie w porzeczkowych togach, ledwie
zieloni senatorowie. Góruje nad wszystkimi
Malinowy Król, za którym murem stoi
Szklana Armia Ciemnoskórych Tytanów.
Tu wszystko się może zdarzyć - za, a nawet
przeciw. Demokracja kuchennego blatu.
Minus dodatni, plus ujemny. Nalewki, powidła,
że "klękajcie narody".
Zaczyna się podniosła chwila konfitury ustaw.
Na płatkach róż, pod namiotami jeszcze śpią
agrestowe markietanki.
Bomba tyka.
.
gabrysia cabaj, 4 august 2013
O czwartej nad ranem drozd uderzył
w szybę. Teraz leży na schodach z betonu.
Nie zdążył zamknąć oczu. Od nagłej
i niespodziewanej nic i nikt nas nie broni.
Śniłam nagich mężczyzn z niebieskimi
fiutkami, nie wiedząc, skąd szli i dokąd?
Nie było kobiet pragnących przyjąć ich,
poczuć w sobie. Nie było żadnego odbicia
w źrenicach martwego ptaka.
.
gabrysia cabaj, 30 july 2013
Kiedy się wku, wtedy w chu
przezywam życie,
bo życie należy przezywać
za wszy:
od nieudanych akacji,
od rana do wieczora,
odtąd - dokąd?
Oddawaj młodość! - krzyczę
do życia - ty skarbonko, ty!
Zwracaj - wołam - zęby,
dzieju, zgryzusie.
Stracone twarze ludziom prawym.
Lewym - buty.
Odkręcaj piekło na torach, Belzebu.
Nie wpuszczaj w kanał, kanalizo.
A ono zabiera mi oddech, światełko,
oblewa potem. Przezywam was,
letnie burze,
te złośliwe żniwiarki.
Ciskam gromy, jasne cholery.
Ty filozofio z łaski wiatru!
Ty, ty!
My i nasze e-mocje, e-noce,
e-rupcje,
eee - róbta co chceta, ale wreszcie
pokaż światu miejsce ciała
mistrza Ju!
.
gabrysia cabaj, 1 august 2013
Skończył się brulion w kratkę, trochę jak człowiek.
Teraz szybko przeglądam go: słowa, słowa, wyrwane
rogi, zagięte kartki, luźne, tłuste plamy, czerwone
plamy, białe plamy, czarne dziury (próby długopisu)
Dużo skreśleń, pusty margines, zapisany margines.
Całkiem płaski skorek, jakieś cytaty, esy, adresy
na przykład - Szpital Miejski Nr 1 ul.Kościuszki 21
Nie opuszczę Wiecznego Miasta
wszyscy jesteśmy papieżami
h e r m e n e u t y k a - koło wymieniam na kulę.
Boli mnie deszcz, wewnętrzne strony okładki pełne.
.
gabrysia cabaj, 2 august 2013
Już nie ma Krainy Czarów - usiadła
na oparciu krzesła ogrodowego. Zbiera łzy
i z powrotem
wkłada je do oczu. A ma takie ogromne -
w ogóle, jakby nagle urosła.
Teraz wróciła na parter, ale strasznie
tęskni, choćby za swoim gniazdkiem -
szybko mówi.
Gadające puzderko milczy, więc pytam
czy ma wolne? Tak, mam zwolnienie na
makówkę.
Wie, że zrobiła dobrze; wie, że ma za duże
serce; wie, że jest śliczna. Jednak straciła
cztery wiosny, znów ponad gram. Wszystko.
Gdy zaczyna o białej sukience w drobne
pliszki (sukienka ma złotą wstążkę) za 35 groszy -
na siódmy bal września - jestem już o nią
spokojna.
.
gabrysia cabaj, 23 july 2013
Zapyziałe chłopki z zapadłej wiochy:
buisness women z wyciętym haluksem,
logopedka, psycholożka, pielęgniarka,
terapeutka zajęciowa.
Matki dzieciom stawiające pomniki, żony mężów.
W ogrodach, przy kosiarkach, na czerwonych
skuterach.
Za kierownicą ciężkiego sprzętu.
Trzymająca byka za rogi (byk rasy mięsnej)
Ania, rodząca w pobliskim miasteczku
kolejne, piękne, wielorodzinne bloki.
Ja - zwariowana poetka, która spadła
z Księżyca -
zachwycona słowem bogato rzeźbionym,
studiująca historię starożytnych Indii
po łepkach;
my - wszystkie na niskim poziomie -
widziane z lotu wielkomiejskiego Gawrona -
synogarlice w trawie
http://www.nieszuflada.pl/klasa.asp?idklasy=170401&rodzaj=1
.
gabrysia cabaj, 21 july 2013
miłej pani z banku
Wylatuje spod dachu, jak kobieta
zbiega z od lat znajomych schodków
na podwórko, gdzie w zasięgu wzroku
każde ziarnko piasku, trawa, gęsikęs
kwitnący na żółto.
Szuka robaczków, jak cyfr czy liter.
Podnosi się z krzesła - na trochę odfruwa
siada na kamieniu - cyk, cyk!
- jasny ogon drga.
Tu jestem. Się zrywa, biegnie:
nie do wiary, jak prędko na swoich szczupłych
nóżkach.
Ma - trzyma w dzióbku źdźbło.
Znów leci do góry. Perfekcjonistka.
(Sprawdza, czy wszystko gra.)
Usiadła mi na kolanie, mówiąc, że lubi
poezję.
.
gabrysia cabaj, 19 july 2013
Wbiega do domu z każdej strony
równocześnie, potrząsa jasnymi włosami
żeby pokazać w uszkach błękitne serduszka
z modeliny.
W kosmicznej torbie trzyma dom, samochód
swojego księcia, koralową sukienkę na bal
pantofelki wyhaczone tylko za marnych
siedem duszek, gadające puzderko - różowe
w białe margarytki.
Mówi, że nie są głodni, bo dopiero co jedli
mielony makaron.
.
gabrysia cabaj, 7 january 2014
Przesłuchiwany, rozciągany
ugniatany;
i ta mina marsowa, ten spokój.
Łowca ptaszków, konsument nornic.
Pięknie wyszły na zdjęciu jego płuca,
żołądek - spójrzcie państwo,
jakie wyraźne kłęby gazu!
Czy on zawsze taki?
Łapka w łapkę, podłączony do króplówki
ma w sobie coś ze Sfinksa i Złodzieja ryb*
nasz rudy kot kłuty na zielonym stole.
Tylko nie wiadomo co za przymkniętymi
oczami: jakie nocne ścieżki w pamięci,
ile jeszcze iskier gwiazd zlizywanych
z sierści.
Jakie szmery, dźwięki. Samotność
na moim biodrze - dokąd?
*Złodziej ryb - autor Misior Cudak
.
gabrysia cabaj, 18 july 2013
Pestkując owoce myślałam
o cmentarzu
i o tym, że się ubabrałam
jak Rewolucja Kulturalna
w Chinach -
takie malutkie te dzikie wiśnie
chyba za karę.
Rój pestek rośnie w oczach.
Pocieszam siebie: nie idziesz
na łatwiznę
i myję najmniejsze słoiki
przy czym
zastaje mnie północ.
Z rana obchodzę ogród:
tu bukszpan
obok jałowiec płożący, duży
polny kamień
na polu dochodzi rzepak, powoli
dojrzewa pszenica -
tam wszędzie jest jakiś pies pogrzebany.
Może to pies przechodni?
Po mrówkach już ani śladu
.
gabrysia cabaj, 20 july 2013
Jeśli w ciągu dnia oberwę
czarne porzeczki
choćby z jednego krzewu, jestem
zmęczona czasem
na zegarze słonecznym.
Chodzę spać z kurami
nie spodziewając się niczego.
Słucham jak pada deszcz,
noc podchodzi
a kiedy odwiedza mnie wiatr
z nad morza -
opowiadając o klifach w Jastrzębiej Górze,
że wygnała ich brzydka aura,
więc wstąpili po drodze do domu -
tylko wdzięczność:
też wysypują z oczu
piasek; robimy fale
.
gabrysia cabaj, 11 july 2013
Miało być tak pięknie, nie? Cudownie i wogóle:
u la la!
Tak, mówię, bo tak się kiedyś odpowiadało
na 'czy nie?'
Ale to wszystko takie zmienne.
Ale to wszystko takie płynne
Mieliśmy wyszykować sobie gniazdko, znieść
jajko, wysiedzieć młode. Mieliśmy, nie?
Więc jej powiadam, że widocznie nie.
Calineczka z Krainy Czarów właśnie siedzi
ze mną w ogrodzie. Schudła już cztery gramy,
co naprawdę widać. Teraz
przepatruje garaże, kurniki, altanki, stancje -
szuka miejsca,
zraniona o kant stłuczonego jutra.
Wie kto zawinił, tak? Bredzę coś
o sobie, w końcu
stawiam z głupia frant na gałęzi sosny,
którą kiedyś posadziłam, gdy już nie było
co robić.
Jest taka śliczna.
.
gabrysia cabaj, 4 january 2014
Robi ustami jak ryba wyciągnięta
z wody,
ale czy kot ma usta? Widzę
małe ostre kły, a słodkie oczy
zapadają się. Kot ma rzęsy!
Bez tlenu usta
ryby, kota wyrzuconego na brzeg.
Boję się,
ponieważ kiedyś człowiek z resztą
oddechu trzymał się mojej ręki.
Dotknij, jak wali mi serce!
Jego maleńkość; język - różowe
skrzela.
Jego puszystość w gorączce.
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
1705wiesiek
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
1505wiesiek
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma