Sztelak Marcin, 30 march 2015
Toporne słowa rozrąbując na połowy
pieszczę zmysł estetyczny.
A rozbójnicy w jaskiniach dziergają
szaliczki. Dla wnucząt.
Bo to pół etatu, na dorobku
do emerytury. W brzęczącej monecie,
ale lepiej niż skup złomu.
Szczególnie że konkurencja czyha
u każdego progu. Ze sztucznym
uśmiechem i żądzą w oku.
***
Słów coraz więcej, ostrze stępione,
bolą ręce. Zresztą – orka na ugorze,
plony marne.
Ciągle brakuje na ratę kredytu.
Zaufania.
Poza tym to tylko zdanie, zdanie, zdanie.
/Albo jakoś podobnie/.
Sztelak Marcin, 28 march 2015
Teraz powinien stać się armagedon,
ale nic z tego. Za łatwo.
Świty złuszczają naskórek z coraz jaśniejszych
szyb. W łazience kondensuje para,
zanadrze dnia rozrywa sny.
Strzępy wyściełają kieszenie, grubą
warstwą osiadają wśród niezałatwionych
spraw. Na wczoraj.
Lub inny dzień tygodnia, miesiąca, roku.
Zresztą to tylko lustrzane odbicia,
aż do wieczora. Wtedy nastają noce, dokładnie
tak samo.
Armagedon dzieje się niezauważony,
w mgnieniu oka.
Sztelak Marcin, 27 march 2015
Katastroficzne sny i przystająca rzeczywistość,
wszystkie kąty w trójkącie o bokach równych
nieskończoności. Albo prawie, o kilka cali
przed nią. Ewentualnie długi włos,
anielski. Zaplątany w drzewko niewyrzucone
od grudnia. Chociaż zima była lekka;
ziemi życzymy sobie takiej samej
– noworocznie.
Połamani opłatkiem, jajkiem, w krzyżu
– zasypiamy. W przeczuciu spełnionego
obowiązku, przynajmniej o tyle, na ile
było to możliwe w danych okolicznościach.
Bo ustawiczny brak śniegu, słońca, chleba
trochę lepszego niż powszedni,
ze zboża wzrosłego na czarnoziemie,
urodzajnym w trójnasób.
Tylko plonów nie ma komu zebrać,
wszyscy urodzeni na kamieniu
lub w bliskiej okolicy.
Więc składamy pokłon uchylając rąbki
kapeluszy
Sztelak Marcin, 26 march 2015
Mleko zwarzone w kawie, namiętny pocałunek
drugiej strony lustra.
Długa droga z perspektywą zatracenia
i buty schodzone na wylot.
Przerwy w przestrzeniach szepczą o piekle,
tradycyjnie schodami w dół, drzwi na prawo
– w zależności od miejsca dotyku
grzesznego nieba oraz niczyjej ziemi.
Wszystkie rozmarzenia psu na budę,
skoro jest tu i teraz. Właściwie jedyna
pewność, pomijając nieoczekiwany
dzwonek.
Do nigdy nieotwieranych drzwi,
zamkniętych na oścież.
Sztelak Marcin, 25 march 2015
Mogłabyś być królową Margot, z kolanem
obolałym od zimnych pocałunków.
Nie częstuję pani kawą, skoro miasto
blednie na wyciągnięcie ręki,
w zmęczonych oczach żadnych namiętności.
Tylko powieki lekko drżą
od wszystkich kłamstw, nawet tych
zapisanych na serwetce.
Albo lustrze, z którego wciąż spływają
pożegnania.
Nie, nie brakuje mi twoich ust – sypiam dobrze,
na poduszce wypchanej numerami telefonów.
Nigdy nie dzwonią, nawet w środku nocy,
tym bardziej nad ranem.
Zresztą i tak bym nie odebrał, proszę pani.
Sztelak Marcin, 24 march 2015
Coraz gęściej. Wszelkie filozofie zasypują
przepaść pomiędzy krokiem pierwszym
a następnymi.
Powierzamy się opiece przypadkowo spotkanych
domokrążców. Z towarem na dłoni,
szerokiej jak droga do przejścia.
Albo wachlarz pytań,
poczynając od naiwnych, kończąc
na tych bez odpowiedzi – i tak najlepiej,
chociaż nie chcemy przyznać się do kropek,
które koniecznie trzeba postawić.
Najczęściej na początku zdania.
Sztelak Marcin, 20 march 2015
Czas klęsk i rozgraniczeń na pustym
stole. Kurz osiada na rzęsach,
zresztą może to czas obłażący ze ścian,
brudnych zacieków nadziei na jutro.
Na szczęście jest powietrze, czyste jak łza.
Każdy haust rozmywa czerń
czającą się w zakamarkach
kartek, pamiętników.
Za oknem, pomiędzy drzewami, deszcz,
bębni werblem w jałową ziemię, piasek.
Złaknieni otwieramy szeroko gardła,
ale spada tylko mgła, nie gasi
pragnień. Więc piszemy, od lewa do prawa,
litery. Kaligrafia zagłusza strach,
tylko atrament rozlewa się w plamę.
Która nic nie znaczy, a przynajmniej
po tej stronie istnienia.
Sztelak Marcin, 19 march 2015
Słońce oślepia, nie widać dziur
w osnowie świata.
Granice kurczą się w blasku,
coraz bliższe, na wyciągnięcie.
Tylko ręce zwiędłe od ciągłych
poszukiwań magicznych przedmiotów,
choćby na śmietnikach.
Ponadto są nieznajomi, ich twarze majaczą
w snach. Drgając rozgrzanym powietrzem,
do czerwoności, żółcieni i mroków,
które w końcu spowijają głowę.
Chłodem, ulgą oraz słowami.
Tych ostatnich nie chcemy zrozumieć,
przeczuwając nieuchronność.
Sztelak Marcin, 18 march 2015
Cisza, później klaka, znaczy brawa.
Koniecznie na stojąco,
z lekko tylko spuszczoną głową.
Rumieńce na policzkach,
pałają – jak mawiał poeta,
kiedy tacy jeszcze istnieli.
Wątłą piersią broniąc
oklepanych zwrotów,
ponadto miłości. Jak najbardziej
nieszczęśliwej.
A ja mam księżyc
w piwnicy. Konserwowy, ze sklepu
dla biedaków.
Bo i takowe istnieją
na tym najciekawszym ze światów.
Albo jedynym; brak wyboru
– wulgaryzmy.
Tutaj miejsce na bis i kwiaty.
Sztelak Marcin, 17 march 2015
Zawodowi złodzieje zbierają laury
z głów tak zwanych zwycięzców.
Tych od zakulisowo ściskanych dłoni
i modlitw o jeszcze.
A ja ziemię będę jadł na dowód,
że mógłbym godzinami
wpatrywać się w ciemną taflę okna.
Zresztą każdy pretekst jest dobry,
tylko wstyd
oraz brud pod paznokciem.
Zmuszają do wyjścia na drogą
albo ścieżkę.
Wąską jak ucho igielne,
przez które da przecisnąć się tylko
świętego.
Patrona skwerków i karmiących gołębie
własną piersią.
Lub resztkami z pańskiego stołu
miłościwie nam panujących.
Alfy i Omegi.
Ewentualnie innych liter greckiego.
Języka /Alfabetu/.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
1611wiesiek
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga
13 november 2024
0003.