Sztelak Marcin, 12 january 2018
Wypalam niepotrzebne tatuaże,
strach skwierczy i pełga
wraz ze świecą.
Nocne motyle krążą, szukając łupów.
Niełatwych, skoro zamknięte
za zwęgleniem drzwi.
Które rozpraszają światło,
skraplając nieokreślone odcinki snów.
Tak małe, że mieszczą się pod powieką
obłąkanego gęstniejącym powietrzem oka.
A świt nie nadchodzi, zamarł poza kordonem
wzgórz okrążających miasto
– pierwszy i ostatni pod już bezkrwistym
niebem.
Sztelak Marcin, 11 january 2018
Rozmazując powietrze pomiędzy
szybkami przekrwawionych witraży
czekam na malowanie ciała.
Barwy chroniące przed zemstą
niepowołanych do życia.
Pod ołowianym niebem, które uparcie
nie chce runąć na głowy.
Nawet pokornych, z wyżartymi znamionami
na kolanach. Od żwirowych ścieżek,
co to podobno wiodą pod górę.
Tam czeka wniebowstąpienie, tylko powietrze
wciąż spływa gęstymi falami.
Wykrzywiając proroctwa i fatamorgany.
Już był w ogródku.
Sztelak Marcin, 10 january 2018
Zaczyna brakować określeń,
więc zapuszczam brodę.
Z niej będę karmił ptaki
niebieskie.
Jedyna droga by uwierzyć w cud
narodzin i śmierci.
Później przeżyć do końca.
Jednak wcześniej powinienem zaszyć
usta. Aby nie całować stóp
okolicznych proroków.
A przede wszystkim ziemi.
Tej, która już nie chce przyjmować
błogosławieństw i przekleństw.
Zresztą na początku była cisza,
właśnie od niej popękały bębenki
demiurga.
Modlitwa zamarła,
gdzieś w spiralnym konstrukcie
kosmosu.
Sztelak Marcin, 10 january 2018
Logika słowa i braki
w materii. Wciąż uzupełniane,
jednak w stopniu niedostatecznym.
Tyle żeby przetrwać pod podszewką
zdania. Z cicha szeleszcząc
wiersze.
Które, w sprzyjających warunkach,
zdają się poezją.
Szczególnie kiedy niewymawiane
żadną frazą.
A puenta i tak przypływa sama, jak zawsze
niechciana.
Sztelak Marcin, 8 january 2018
Głowa do góry moja usilnie
zapominana, to tylko przyziemne
opętanie.
Do przełknięcia z nocną kawą.
Pitą bez światła,
chociaż można przytrzasnąć sobie palce.
Na przykład w szafce pełnej kubków
z najmniej śmiesznymi
nieprawdami.
Zresztą, jedyne co musisz wiedzieć
– zbieram truskawki, środek lutego.
A jednak słodycz uparcie spływa
po spuchniętych dłoniach.
Ale cicho– diabeł nie śpi.
Od kiedy nie śpiewasz mi kołysanek.
Sztelak Marcin, 7 january 2018
Mam mole w przełyku,
nadaję im imiona z braku lepszych
perspektyw.
Na przykład wczoraj:
Świat się złożył
jak domek z kart, począwszy
od króla pik.
Ze zmierzwioną brodą,
w której rajskie ptaki uwiły gniazda.
Nieporadne.
Dama też upadła,
nie zaprosiłem jej na kawę.
Zabrakło.
Albo jutro:
Nie mogłem wyjść, schody
prowadziły tylko w dwie strony.
Obie poziome.
Wybrałem lewą, nie doszedłem.
Ręce opadły,
na dno.
Przeleżałem tam cały miesiąc,
licząc korzenie. Aż do dzisiaj.
Chociaż, prawdopodobnie, to była inna
historia. Nieważne, skoro mam motyle.
W szafie.
Sztelak Marcin, 5 january 2018
Kontury drżą – czytaj noc,
za mną, przede mną niepoliczalna
ilość słów. I przypisanych znaczeń,
na chybił - trafił.
Więc kroczcie bracia i siostry,
niekoniecznie po prostej, ale coraz dalej
w zawirowania kalendarzy.
Niezaprzeczalnie z urodzenia nietrwali
zgubimy się w schematach.
Czarno - białych.
I tylko ślady stóp utoną w szarzyznach,
najgłębszych z palety barw.
Sztelak Marcin, 4 january 2018
Nocni wróżbici pokazują języki
przypadkowym zbawicielom.
Ci zwieszają głowy, bo odpowiedzi
więzną w warstwach niewerbalnych.
Więc środkowym palcem wskazują
marszruty, w przybliżeniu w kierunku
Golgoty. Lub innej góry,
bezwstydnie roznegliżowanej.
Nagle ciemne zaułki wybuchają
śmiechem - to niewierzący w kilka
milionów przykazań uprawiają poletka
darmowej filozofi.
Tymczasem nieba wciąż do wynajęcia,
na godziny. Niestety ceny nie na kieszeń
wędrowców, uparcie szlifujących bruki,
na wysoki połysk.
Sztelak Marcin, 2 january 2018
Ostatnim słowem, w którym pozostał ślad
boskich stóp na piasku
przyzywam świętych.
Od spraw nieważkich, oni wiedzą
– wciąż jestem, jednak mniejszy,
praktycznie niewidzialny.
Mimo to wznoszę ręce w geście,
nie wiedzieć czemu
poczytywanym za wulgarny.
Chociaż takie wygrażanie nie ma sensu
pozwala przeżyć kolejny upadek.
W tak zwaną czeluść piekła.
Lub nieba, zależnie od punktu oparcia.
Sztelak Marcin, 1 january 2018
Wciąż mamy niedokończone życia,
więc może znowu odnajdę
twój dotyk.
Przecież trzeba wypełnić wspólne
zdjęcia zanim zżółkną.
I wiatr je uniesie w stronę
słotnej jesieni.
Później, na progu zimy, już niewypowiemy
słowa. Przemarznięci wraz z ziemią,
na wskroś.
Na razie lato chyli się ku upadkowi,
zbieram wszystkie oczekiwania.
Zamknięte w słoikach rozświetlą
najczarniejsze godziny.
Które nadejdą wraz z końcem dnia.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
6 november 2024
0611wiesiek
6 november 2024
Filigran.Eva T.
6 november 2024
VirginitySatish Verma
5 november 2024
0511wiesiek
5 november 2024
"W żółtych płomieniachJaga
5 november 2024
Jesień.Eva T.
5 november 2024
Freedom From PainSatish Verma
4 november 2024
0411wiesiek
4 november 2024
Słucham jeszcze, jak ostatnieEva T.
4 november 2024
Pure As GoldSatish Verma