Sztelak Marcin, 31 october 2014
Inklinacje:
Bafemot istniał naprawdę,
rozwiązać - związać, ręka lewa i prawa.
Tajemnicze obrzędy oraz ryty,
przykładowo babilońskie.
Ziemia nie do końca święta,
ale to zły moment na przymrużanie oka.
Bliscy zwycięstwa zagrzewamy się poklepywaniem
w dolne partie kręgosłupa.
Interpretacja:
Z pianą na ustach, chociaż rany
jak na psie lub udomowionym wilku.
Zabliźnianie w szczerych uściskach,
mimo wyraźnych różnic
– uśmiech na pysku.
I sztandar jak włosy kochanek
na wietrze.
A na nim: Nie czas żałować.
Sztelak Marcin, 30 october 2014
Hokus - pokus – magia nie istnieje.
Mimo wszystko czarownice zbierają
zioła na potencje i niedobory.
Czasami nawet uchylą rąbka,
dalej zwanego wiedzą
tajemną.
Zimą wróżą z kul, stawiają chińskie
horoskopy. Popijając herbatę
czekają równonocy.
W okolicy krążą inkwizytorzy,
tropy na śniegu. Rozpalają
ogniska rozmrażając dłonie.
Byle do wiosny – słychać z jednej i drugiej
strony.
Hokus - pokus – magia nie istnieje, a przynajmniej
tak twierdzi kot sąsiadów.
Sztelak Marcin, 29 october 2014
Ludzie ślą listy gratulacyjne, na marginesie
całe litanie pretensji, skarg, doniesień.
Na przykład: W bloku obok sataniści w szlafrokach
spluwają z okien. Na głowy wiernych. Prawych
i lewych przechodniów.
Pisma rozpatrywane w środę
rano trafiają na śmietnik. Zamknięty, strzeżony
– ochrona danych. Klucze u sprzątaczki.
Nazywanej Joanną od panów Meneli.
Chociaż to nieładny wyraz, nieakceptowany
w bajkach. Tych za górą, rzeką,
z archetypową puentą.
Ewentualnie szczęśliwym zakończeniem.
Sztelak Marcin, 28 october 2014
Śliskie ręce, a może wyślizgane
od ciągłego napięcia w sferze
przyciągania.
Wszystko spada, czasami na łeb, na szyję.
Dlatego zbieram zapomnienia;
to takie znaczki do wkłucia.
Na przykład w klapę i obnoszenia
po pustych ulicach.
Ale z dumą.
Było, nie było – naczelny, z całym zapleczem
kultury.
Ostatecznie zwijam się w rulon, czekam
na wiadomości.
Z dobrego i złego.
Ślisko, aż się chce lecieć
na inną planetę, z dużo mniejszą grawitacją.
Sztelak Marcin, 25 october 2014
Drogi P.
Spadł śnieg, żegnam się sam ze sobą,
bez żalu.
Podobno każda droga jest dobra
byle nogi niosły, aż do rozstajów.
Nawet jeśli wybór kierunku nie zależy od nas
zawsze zostają modlitwy i przekleństwa.
Choćby nawet nikt ich nie słuchał
to nadzieja i tak wykrzywia gębę
w głupawym uśmiechu.
I już jakoś lżej, i w końcu noc nadciągnie,
będzie można sobie wyobrazić,
że jeszcze wszystko przed nami.
Sztelak Marcin, 24 october 2014
Gdy kalendarze zasną muśnięty słowem
już nie udźwignę. Spijając wszystkie zachłyśnięcia
spocznę poza strefą sztormów.
Może powróci twoje imię – kimkolwiek wtedy będziesz.
Wszystkie niespełnione obietnice zapisane na marginesie
aktu urodzenia ułożą się w ciąg liter:
Kropla wieczności waży więcej niż całe morze czasu.
W końcu zrozumiem, a później tylko cisza, cisza, cisza.
Sztelak Marcin, 23 october 2014
Drogi P.
To był dobry rok: świat wbrew przewidywaniom
się nie skończył a i lodowce nie stopniały
za bardzo.
Niby nadal nie miałem tego, co potocznie nazywamy
szczęściem. Lecz wiesz dobrze, że to tylko wygodna
wymówka do rozkładania rąk.
Tak, kochałem, jednak jak zawsze nieporadnie,
bez należytej dbałości o szczegóły.
W konkluzji – nadal jestem, choć niekoniecznie
pełną piersią, ale to pewnie nieunikniona zmiana.
Na przykład postrzegania.
Sztelak Marcin, 20 october 2014
Drogi P.
Zastanawiasz się czy piję,
cóż owszem, ale bezradośnie, płytko,
z brakiem tak nieodzownej ułańskiej fantazji.
Świat raz zdaję się supermarketem, takim z kolorowymi
wystawami i rabatem do minus siedemdziesięciu procent.
Po drugim chwiejnym kroku jest lumpeksem o zapachu
naftaliny. Mocno zużytą szmatą niezdatną do starcia plam
z życiorysu.
Jednak najgorsze, że nad ranem coraz wyraźniej słyszę
szelest kalendarza. Mógłby być ożywczy,
jednak to za daleko posunięta ironia.
Sztelak Marcin, 17 october 2014
Jesteśmy na płaskim, kochanie
– wzruszasz ramionami, bo cóż cię obchodzą
stygmaty i znamiona.
Może tylko odległa linia horyzontu za którą
znikasz.
Nagle wiem, że jednak pofalowane, niespokojne
niczym ocean w sezonie burz.
Schnie atrament, blaknę jak nieprzymierzając
wczoraj. Być może jeszcze wcześniej.
Później wrócisz, pokazać wszystkie wieczności
pomiędzy oraz poza nami. Za późno o zaledwie
jedno spojrzenie, zaciśnięcie pięści, z której łzy
wsiąkły w ziemię, piasek, łóżko.
Znikaj, póki jeszcze została odrobina miejsca
do znikania.
Sztelak Marcin, 16 october 2014
Miało być tak pięknie,
a tu popiół i piach.
Wędrujemy ku niepamięci, raz za razem,
trwożliwie, obracając twarz.
Tam wojny, pożogi znaczą horyzont
kreską pożółkłych kości.
Martwi otwierają usta do krzyku
– jednak cisza. Taki zasiew, plon.
Trzeba iść, brnąć, ludzie ludziom
zgotowali ten splot.
Przed nami niejasność, pozostał szept:
Miało być tak pięknie,
a tu tylko.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
17 november 2024
1711wiesiek
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
1611wiesiek
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga