Sztelak Marcin, 28 september 2017
Raj i piekło za każdą ścianą,
tkwimy pośrodku.
Owady na szpilkach
zatopione w mydlanej bańce.
Pęka bezdźwięcznie,
już nie potrafimy oddychać,
mimo że to takie proste.
Nagroda i kara za każdą ścianą,
tkwimy pośrodku.
Bezradnie wczepieni coraz słabszymi palcami
w coraz cieńsze błony.
Pomiędzy pierwszym a ostatnim
słowem. Zapętlenie.
Sztelak Marcin, 26 september 2017
Zmywam z siebie
drażniący zapach człowieczństwa.
Przeklęty altruizm czasem zmusza
do ubabrania się po czubki butów.
Na szczęście leje od północy,
spokojnie mogę spłynąć
do rynsztoka.
Szkoda tylko, że wilgoć łupie
w kości, ciężko pstryknąć
selfie ze szkieletem praojca Adama.
Aby policzyć w końcu te żebra
albo zaliczyć nieskończoną
liczbę laików.
Aż do zachłyśnięcia,
choćby tą przeklętą miękkością.
Dopóki jeszcze pada.
Sztelak Marcin, 25 september 2017
Jednakowoż intuicyjnie trafiam
w ortografię.
Wyostrzając przecinki aż przecinają
papier.
Spływa krwią, jej słodycz wypełnia
usta – zamknięte przemilczeniami.
Zresztą wszystko to, to tylko szlaczki,
wyblakłe wypełnienia.
Być może liczy się jedynie cisza
wychodząca poza krawędzie
istnień.
Lękliwie przeliczanych w ciemności,
spływającej w nieoznaczonym punkcie,
tym tuż po kropce.
Sztelak Marcin, 24 september 2017
Powtarzajcie za mną,
nawet inne słowa
z jeszcze nienarodzonych języków.
Przysięgi, które z nonszalancją
złamiemy w świetle
żarówki.
Gdy pierwsze ćmy załopoczą
niczym sztandary przegranych
bitew.
Tych, co to się nie rozegrały
z powodu absencji
umarłych.
Przy zupełnie innych okazjach
lub przy inaczej straconych
księżycach.
Powtarzajcie za mną,
nawet inne nazwiska
z apeli niepoległych.
Sztelak Marcin, 23 september 2017
Wszystkie moje atawizmy głęboko ukryte
w trzeciej szufladzie,
licząc na palcach.
Wyrobionych od ciągłego stukania
do drzwi.
Prowadzących gdzie indziej.
To, które można zobaczyć
tylko kątem.
Na przykład w głębokim cieniu
pod łóżkiem.
Nieużywanym
z powodu skrzypiących sprężyn.
Zresztą z poziomu podłogi lepiej widać,
choćby wielowarstwowość kurzu.
I inne szczegóły wystroju
trzeciej planety od słońca.
Sztelak Marcin, 22 september 2017
Noc zwija się w rulonik
zużytych marzeń.
Coraz bardziej fragmentaryczny
przesiewam świt przez piasek
rozsypany w pościel.
Ciężko rozłożyć dzień,
choćby w oszukany pasjans.
Z siedmioma asami w zasięgu
ciosu na odlew.
Jednak za mało sił,
musi wystarczyć wyrzucana przez zęby
mantra: miało być tak pięknie,
na szczęście mam prawo błądzić.
Licząc na oczyszczający sen.
A wieczorem złożyć ręce
przed oczyszczającym autodafe.
Sztelak Marcin, 21 september 2017
Winda zepsuta, czekam na dobre
zmiany w górze.
Gdzie nie dosięgam mimo wspięć
na palce.
Jednak sprawdzam czy za drzwiami
w pełni sprawna
rzeczywistość, bo na schodach
czaią się potwory.
Niezbyt straszne, ale wypada
aby dreszcze wzdłuż kręgosłupa
naznaczyły skórę. Kiepsko wyprawioną,
aż po zanik tatuaży.
Na szczęście symboliczne runy wciąż
wypełniają klatkę.
Ze wskazaniem kierunku
na dach.
Później już tylko odlot
w dolne warstwy.
Aby znów wcisnąć guzik,
chociaż i tak nie przyjedzie
– szyb zapchany
wyrwanymi skrzydlłami wszystkich
mieszkańców, licząc od fundamentów.
Sztelak Marcin, 20 september 2017
Wena przybita do podłogi,
leżę obok, nie mogąc podnieść
szklanki. Z wkładką.
O kolorze herbaty parzonej
na zimno. Oraz brak cukru,
w górnych warstwach
ciężkawej atmosfery.
Żadnych wzlotów, tym bardziej
upadków, nawet w czeluście
parkietu, pomiędzy przyrosty
roczne.
I nie pomaga prześliczna karta
pocztowa. Pełna pozdrowień
z samego szczytu.
Drabiny pokarmowej.
Sztelak Marcin, 19 september 2017
Różnej maści higieniści
czyszczą do połysku
hasła i oddzewy.
My, w niesłusznym proteście
składamy ofiary z wysuszonych
butelek. Nie marnując ani kropli
czujemy się żywcem wzięci.
Na ziemię, rodzącą niczym królica
przed trafieniem do garnka.
Przypadkowego żarłoka.
Wcina, aż się uszy trzęsą,
szczelnie zatkane gęstym
słowem. Pacierzy.
Którymi przed zaśnięciem wybaczamy
swoje winny wszystkim niewinnym
mieszkańcom raju.
Z pilnie strzeżonym wejściem i bardziej
wyjściem.
Sztelak Marcin, 17 september 2017
E-maile z wezwaniem do nawróceń
zapychają skrzynkę.
Aż przeciwstawny spuchł od usuń.
I powiadomień o naruszeniu,
co zresztą nielogiczne – zawsze
znajdą, nawet na łebku od szpilki.
Na nic modlitwa, chyba że za 3.46 z vat.
Najwyższa pora umyć stopy,
zgodnie z zasadami miłosierdzia.
Skierowanego w głąb, do wewnątrz
zardzewiałej miski.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
7 november 2024
"In This Hell"steve
7 november 2024
"My Love For You"steve
7 november 2024
DefaulterSatish Verma
6 november 2024
0611wiesiek
6 november 2024
Filigran.Eva T.
6 november 2024
VirginitySatish Verma
5 november 2024
0511wiesiek
5 november 2024
"W żółtych płomieniachJaga
5 november 2024
Jesień.Eva T.
5 november 2024
Freedom From PainSatish Verma