Sztelak Marcin, 16 july 2014
Wszelkie subtelności długiej drogi
do domu, w tak zwane pielesze,
wyciskają łzy z kamieni. Rzewne
jak deszcze. Na pustyniach,
gdzie piasek chrzęści niczym kości
groteskowych szkieletów. Zebranych
tuż pod stopami, na wyciągnięcie ręki.
Jednak nie płaczemy, nie chcąc powiększać
klęski. Podróż w cztery ściany,
byle prędzej. Azyl na miarę strachów.
I kołdra – matka, która otuli szczelnie
w ciepły kokon.
Być może rano znajdzie się to,
na co czekamy z drżeniem.
Pewnie nie, ale nadzieje mamy powtykane
w portfele. Tuż obok niezrobionych zdjęć.
Od zawsze.
Chociaż nie ma takiej miary czasu.
Sztelak Marcin, 15 july 2014
Gadka – szmatka – a królowie odjechali,
trzej jak mówią legendy.
I znowu brakuje słów, pełnych, okrągłych
jak usta.
Może jednak ust, mniejsza o słowa,
skoro klęski urodzaju spadają na głowę
gorącą od snu.
Albo jawy. Kwestia interpretacji faktów,
znanych i nie. Królowie coraz dalej,
gwiazda zgasła.
Być może tuż za miastem lub nawet w nim.
Pośrodku.
Sztelak Marcin, 14 july 2014
Wszystkie dobrowolne zamknięcia plączą dłonie
na piersiach. Gest pojednania i spoczywaj
w spokoju. Na tyle, na ile pozwolą.
A gdzieś płoną miasta, w gruzy walą się pałace.
Płacz, lament posiadaczy,
nawet jeśli spodni, kawałka chleba.
Urodzony w znaku zodiaku masz horoskop
na życie. Bez niedomówień i skoków
w bok. A gdy się zdarzy rozgrzeszenie
leży na półce, pomiędzy stertą koszul.
Tych od wesela i żałoby – ubezpieczenie
sięgające stu procent. Przychodów,
z których rozliczą, czasami nawet w dwójnasób.
Sztelak Marcin, 11 july 2014
W czasie przesileń zamykam prorokom usta,
milczenie jest złote, szczególnie równonocną.
Ciasnota wyobraźni skazuje na zdania, skończone
do kropki. Rzutem na taśmę – a i tak marazm, przaśność
/pomijając chleb, jajka, mleko/.
Później dni naznaczone brakiem dłoni,
słów wymruczanych przed zaśnięciem.
Chociaż nie boli jak powinno
/pomijając godziny wlekące się w kubku herbaty/.
Urodzony czuję litość dla dzieci, których brakuje
na zdjęciach. Odczuwalnie, jak twierdzisz
w niewyspanych smsach.
/Pomijając puste miejsca w naszym wszechświecie/.
Wieszczą, słucham bez wiary w spełnienia.
Nie pomijając nadziei.
Sztelak Marcin, 10 july 2014
Biednemu zawsze zachody za horyzontem,
wszystkie formy umartwienia ciała,
o duszy nie wspominając. Na porządku dzienny,
a szczególnie nocą.
Niechciane świętości, piedestały,
bez nachalnego wdrapywania,
szkoda rąk i nóg. Mogą się przydać
na drodze cnoty.
Tymczasowo plucie z mostu – zajęcie na miarę
potrzeb. Poziom wzrasta, powódź. Wreszcie
strącenia w czeluście, zupełnie bezbolesne.
Znieczulenie, amnezja.
By później móc opowiadać niestworzone
historie. Zasłaniając się tajemnicą
w najbardziej pikantnych momentach.
I tak nikt nie będzie słuchał – z szacunkiem.
Oraz pobłażliwością.
Sztelak Marcin, 9 july 2014
Tu powstaje piekło dla ludzi z jedną nogą
krótszą.
Teren budowy. Wstęp wzbroniony pod karą
potępienia lub grzywny. Do wyboru, bo wolność
słów do niewypowiedzenia. Oraz inne
zdobycze cywilizowanych.
Ludów pod słońcem. Co prawda ostatnio
świeci jakby słabiej. Nic nie szkodzi,
skoro mamy ubrania na miarę oraz buty
o pół numeru za duże.
Więc kroczymy z dumnie uniesioną głową,
nawet jeśli na czworaka.
I tak jesteśmy sprawiedliwi wśród domniemanych
mieszkańców wszechświata.
Sztelak Marcin, 8 july 2014
Salve Regina.
Oraz inne namiętności i zakazane drogi,
na których nie ma nic godnego uwagi,
czy choćby bukietu zwiędłych róż.
Tylko wypięte piersi poprzecinane
wstęgami orderów. Na krzyż;
spróchniałe domy chylą się ku zachodowi,
chociaż kamień węgielny wmurowany.
W fundament. Tuż pod powierzchnią ziemi,
zszarzałej, a jednak rodzącej.
Pył i łzy.
Jeszcze brakuje chętnych ust, ciał splątanych
w ostatni taniec. Na trzy;
lustra zakryte kirem, świece niezapalne
ze względu na pamięć.
Pora iść, w przeciwną stronę, ślepy zaułek.
Wstyd. Trudno – takie rozegranie,
kierunek. Być może zły.
Sztelak Marcin, 7 july 2014
Już nie wracamy, kochanie.
Drogi kurczą się tuż pod twoimi drzwiami,
nieufnie przekręcasz klucz.
Światło gaśnie zdmuchnięte szeptem,
lecz cóż – brakuje ust w ciemności,
która lgnie do nóg. Spętanych,
więc nie mówię dobranoc, sama wiesz,
sen boli tylko odrobinę mniej.
A właściwie tak samo.
Tak, już odchodzę, kochanie.
Sztelak Marcin, 4 july 2014
Zbieracze wszelkich zbędnych przedmiotów
świętują dzień otwartych drzwi,
na oścież.
Przeciąg – można oberwać rykoszetem
albo wpaść. W złe towarzystwo,
potem pozostaje dobra mina.
Do gry. Na przykład we wszystkie
odcienie szarości. Chociaż czasami pacną,
to tu, to tam, kolorem.
Dla urozmaicenia. Lokalnych niesnasek,
niekiedy nazywanych wojną. Na skrzyżowaniu
dróg do nikąd.
I tylko nieliczni wiedzą:
nie wszystko złoto, co się świeci.
Reszta przekona się o tym namacalnie,
w okolicznych lombardach.
Sztelak Marcin, 3 july 2014
Nigdy nie było błędnych rycerzy,
ani tych od okrągłego stołu.
Feudałowie na piędzi ziemi strzelają
z wiatrówek. Podobno na wiwat.
Chociaż to niemożliwe, skoro zabrakło
wina.
Mimo wszystko jabłka w sadzie wodzą
na pokuszenie, jednak robaczywe, cukier drogi.
Trzeba obejść się smakiem, ewentualnie
spirytusem. Monopolowym.
A światłe umysły snują opowieści, wyssane
z mlekiem. Prosto od krowy.
Podobno dzielą włos na cztery ręce, tylko
muzyki nie słychać.
I jeszcze, na domiar, obowiązuje całkowity zakaz
wskrzeszeń. Oraz innych cudów.
Za to są sztuczki, szczególnie ze znikaniem.
Ponadto tabletki nasenne.
Artur wzdycha, Camelot płonie,
pomijając oczywisty fakt ich nieistnienia.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
17 november 2024
1711wiesiek
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma
16 november 2024
1611wiesiek
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga