19 november 2011
Tu gwiazdy gasną znacznie wolniej
W martwym punkcie lustra wykrawam
nowe szaty
króla. Nagość nie jest już
obscenicznym wyrazem.
Świt nadchodzi bo drętwieją nogi,
czas wycieka
jak olej z puszki sardynek. Pora w
drogę
a pokrzywione drogowskazy, w
którąkolwiek stronę,
znaczą dziurawe rozstaje. Szos z
serpentynami
dawno przetrawionych karnawałów.
Tymczasem wszyscy
diabli już spakowani w skórzane
walizki od Prady.
Czarne koty zlizują mlecznobiałe
zacieki na ścianach
kapliczek. Świętych od spraw
całkowicie beznadziejnych.
Im to pomarszczone dłonie babinek
znoszą naręcza
kwiatów polnych i wianuszki dziecięcych
wspomnień.
W odpowiedzi starcy palą wrzosowe
fajki grzejąc
pożółkłe kości w ostrym dymie
niepłukanego tytoniu.
W okolicach krążą szaleńcy w rytmie
tanga lub paso doble.
Na wietrze dumnie powiewają wymięte
prośby
żebrzących o zmiłowanie. Wszyscy pijacy
mają swoje
płoty. Pomalowane kolorami tęczy i
złoto po drugiej
stronie. Za uporczywe wystukiwanie
słów grożą mi
palcem. Kolejną noc spędzę na
wycieraczce piekła.
Przecież lustra nie zbiję. Za dużo
nieszczęść i odłamków.
Ostrych jak świt po nieprzespanej.
16 november 2024
0006.
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga
13 november 2024
0003.
13 november 2024
1311wiesiek