20 november 2011
Z tym swoim rigor mortis bywamy śmieszni
Samobójca zmęczony lotem zmarł w
drodze do raju.
Dla niego kwiaty, zwiędłe wieńce
z przemarzniętych
do kośćca granitów. Kalendarze
pędzone jak bimber,
wypaliły dziury w koślawych
trotuarach.
Po nich starzy ludzie w
poplamionych swetrach
przemykają w cieniu młodości.
Płaszcze podszyte
ironią łopoczą na wietrze. Wyprowadzić sztandar.
Po nas też zostaną puste krzesła,
trzeszczące przemijanie.
Od kiedy w piaskownicach
zakopaliśmy sny, tylko dłuższa
chwila, czasu do marnowania tak
na dwa palce.
Tymczasem grabarzom drętwieją
ręce. Zapowiada się
martwy sezon, a tu nawet
siarczyste splunięcie nie pomaga.
Pozostało pisanie wierszy na
śniegu, czaszka Yoricka
prawdopodobnie uśmiecha się półgębkiem.
Poezja – to brzmi dumnie w odmianie przez przypadki,
nawet w tak nieszczególnym miejscu. I w mało
sprzyjających okolicznościach. Zbyt patetyczne
na epitafium, w sam raz na
rozgrzewkę.
Pod warunkiem, że zabrakło na
setkę i śledzia.
16 november 2024
1611wiesiek
16 november 2024
0006.
16 november 2024
Collective LossSatish Verma
15 november 2024
1511wiesiek
15 november 2024
Wielki BratJaga
15 november 2024
In Your Own TempleSatish Verma
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga
13 november 2024
0003.