Sztelak Marcin, 2 february 2024
Dziobią nieprzerwanie,
a przynajmniej przy dobrym
oświetleniu.
W nocy śnią,
o ziarnach i tłustych robakach,
niekoniecznie o jajecznicy
lub rosołowym garnku.
Świnie, tradycyjnie, knują po kątach.
Jakieś mrzonki o rewolucji
lub, co najmniej, o absolutnym wegeterianiźmie.
Tymczasem krużganki kruszeją
nieustannie nawiedzane
przez czas w wytartym kapeluszu.
Okoliczne drzewa, całe pokryte siatką
wspomnień, umierają.
Wciąż przerabiane na trumny.
Przynajmniej robaki tłuste.
nawet jeśli brakuje ziarna.
Sztelak Marcin, 31 january 2024
Życie odkrywa karty,
po chamsku znaczone nasiąkają
stając się gęstą papką.
Z której na powrót mogłyby
wyrosnąc drzewa.
Obmyte z kurzu
świeciłby zielenią jak latarnie
dające absolutną władzę
na przejściem dla pieszych.
Byle jak wykreślonym na dziurawej
nawierzchni, wypalonej potem
spóźnionych uciekinierów, pędzących
w szaleńczej nadziei ucieczki.
Dalej pada,
szyby pęcznieją pod naporem
wszechogarniających kałuż
gorzko - słonej brei.
Sztelak Marcin, 26 january 2024
Wyraźnie zwalniam,
wraz z drogą mleczną,
od eonów zapierdzielającą bez sensu.
Ślina wypełnia usta,
za cholerę nie da się przełknąć
najprostszego nawet kłamstewka.
Do tego za oknem znowu
nie pada, kanaliki łakną
dżdżu, w postaci wszechogarniającego
potopu.
Pozostaje tylko kurz, pokoleniowo
hodowany na obrazach,
tak zwana galeria przodków,
drastycznie domniemanych.
Pora poczytać, jednak słowa
w ekspresowym tempie tracą wartość.
Dlatego bezrobotny strach na wróble
zbiera manatki i odchodzi w siną.
Prawdopodobnie przyspieszam,
chyba że to tradycyjnie
upierdliwa droga mleczna.
Sztelak Marcin, 24 january 2024
Nie ufam śpiącym,
na wznak, w zbyt szerokich łóżkach,
zbyt miękkiej pościeli.
Ich sny są pełne doskonałych
kobiet i najprostszych dróg
jak w mordę strzelił.
Nawet latanie nie kończy się upadkiem,
tylko wśród gwiazd,
ustawione w rządkach, od linijki.
Nie ufam ludziom,
ktorzy wstając nie wytrzepują
snów spod powiek.
Jakby wcale ich nie było,
lub, co gorsza, były
bez znaczenia.
Sztelak Marcin, 24 january 2024
Nie ufam śpiącym,
na wznak, w zbyt szerokich łóżkach,
zbyt miękkiej pościeli.
Ich sny są pełne doskonałych
kobiet i najprostszych dróg
jak w mordę strzelił.
Nawet latanie nie kończy się upadkiem,
tylko wśród gwiazd,
ustawione w rządkach, od linijki.
Nie ufam ludziom,
ktorzy wstając nie wytrzepują
snów spod powiek.
Jakby wcale ich nie było,
lub, co gorsza, były
bez znaczenia.
Sztelak Marcin, 22 january 2024
Mój mózg ma jakieś siedem tysięcy lat,
przynajmniej według opasłej księgi,
gdzie mord i gwałt są na porządku
co siódmej strony.
Tymczasem coraz bardziej wygięta
oś planety zanurza żałobne gałęzie
babilonu w śmierdzącej rzece,
bez źródła i ujścia. Geograficzny absurd.
Jednak dzieje się, niezależnie
od słów, coraz mądrzejszych. Padają
jak ulęgałki na utwardzony grunt,
tysięcznym przemarszem entuzjastów.
Na przykład niumiarkowania we wznoszeniu
symboli i padaniu na kolana, z pokorą,
która już wcale nie boli, szczególnie
przy wysokiej możliwości wygranej.
A wierzby szumią bez ładu i składu,
niekoniecznie zgodnie z kierunkiem wiatru.
Sztelak Marcin, 20 january 2024
Duszone na wolnym ogniu
powietrze smakuje wilgotną ziemią,
nieoznaczoną śladami stóp.
Prawie jak czerstwa kromka chleba
z kiepsko rozsmarowaną grudą masła.
Twardą niczym orzech do zgryzienia,
z zeszłej jesieni, gdy zamglone słońce
leżało na potrzaskanej tafli ulicy.
Wiodącej do usianego cierniami raju,
skrojonego na miarę.
Dziś panuje kompletna ciemność,
po omacku szukam najmarniejszych nawet
płatków róż. Wyschły, rozpadły się w pył,
gdzieś pomiędzy uchylonymi drzwiami piwnicy
a ciężką klapą na dach.
To nic, w końcu wstanę
i uratuję świat.
O ile ktoś szepnie, że jest to tego wart.
Sztelak Marcin, 18 january 2024
Leżymy spokojnie,
równo poukładani przy ścianach.
Cisza, nawet muchy nie brzęczą,
powietrze jest zbyt gęste.
Skazani na pamięć
wciąż powtarzamy ciągi cyfr,
przypisanych bezładnie.
Wymazani, liczymy drobne
pęcherzyki na boleśnie białym suficie.
Gdzieś za ciężkimi drzwiami
wciąż płynie czas.
Coraz bardziej przeźroczyści
wtapiamy się w posadzkę.
Ostatecznie znikniemy,
pozostaną jedynie chybotliwe cienie,
przyczajone gdzieś pomiędzy stosami
zmurszałych słów.
Znaczących mniej
niż szum wiatru niosącego pył
na epitafia.
Sztelak Marcin, 17 january 2024
Każdego wieczoru zrzucam skórę
i wieszam ją w szafie pełnej
zielonych jabłek.
Ich zapach rozbija,
jeszcze niedawno wolne,
cząsteczki powietrza. Te zgromadzone
w okolicach spękanego sufitu.
Tynk spada do pucharu,
a szczególnie pomiędzy brzegi
a usta. Mimo to wysączam
do ostatniej kropli.
Niestety bez toastu,
to nie jest dobrze widziane
na szeroko pojętych obrzeżach miasta.
Być może w związku z pobliskim
ciemnym lasem, gdzie zły wilk
pędzi swoje dekokty i lata.
Czerwony Kapturek tymczasem
zajął się filozofią bytu,
głodna babcia zrzędzi, aż uszy więdną.
I tylko księżyc tradycyjnie
nie świeci.
Mając po ciemnej stronie
tradycyjne wycie.
Sztelak Marcin, 12 january 2024
Kiedy bezrefleksyjnie obieram ziemniaki
nocne gołębie rozdziawiają paszcze,
pełne ostrych zębów. Za głuchym oknem
kłębi się burza, oddycham więc przez dziurkę
od klucza.
Drzwia drżą od uderzeń gromów, raz po raz
okrutna błyskawica rozrywa ciemność
klatki schodowej. Na niej dzikie koty
w ekstazie drapią tynki do kości. Strach
wciska się w gardło, nie pozwala zamknąć
oka przy judaszu.
Ten podobno wciąż wisi, kołysany do snu
gorącym wiatrem, a trzydzieści srebrników
brzęczy do taktu. Lecz to już inna imaginacja,
pełna zmurszałych krzyży i powykręcanych
długoletnim artretyzmem
drzew oliwnych.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
1 november 2024
Don't Sell You ThoughtsSatish Verma
31 october 2024
3110wiesiek
31 october 2024
Vision In DarkSatish Verma
30 october 2024
Słoneczko poplonoweJaga
30 october 2024
Kruchość.Eva T.
30 october 2024
We Were Too ProudSatish Verma
29 october 2024
Jesień mnie cieniem zwiędłychEva T.
29 october 2024
Into DepressionSatish Verma
28 october 2024
Jarzębina czerwonaJaga
28 october 2024
2810wiesiek