Sztelak Marcin, 8 july 2013
Niegdysiejszemu przyjacielowi.
Mieliśmy się nie starzeć, a jeśli nawet,
to jak wino.
Umorusani zbyt długi snem pisaliśmy.
Zagubieni na klatkach schodowych.
Nie były to wiersze, raczej obietnice.
Do dziś na skórze pozostały ślady
tamtych niespełnień.
Euforie i zwątpienia dawały nam wszystkie
atuty do ręki.
Balansowanie na krawędzi z kieszeniami pełnymi
blotek.
Nawet jeśli gdzieś przewiało się głupcy,
to i tak poza kadrem.
Mieliśmy – coś nie wyszło.
Sztelak Marcin, 6 july 2013
– Podczas pełni jest zimniej, marionetki szczękają
zębami. Wbrew woli Pana.
Od Sznurka i Wypychania.
– Minister długowieczności wydał dekret:
zakaz czytania książek
po 22.
Szkoda oczu i światła, jeszcze mogą się przydać.
W nierównych proporcjach.
– Jeździec bez głowy sprzedał konia.
Ze wstydu nie wie, gdzie oczy
podział. Niech mu ziemia będzie
ostatnią matką.
– Głupcy noszą po kieszeniach końce świata.
Związać nie potrafią, w węzeł.
Tylko na kokardkę. Jak sznurówki albo wstążka.
We włosach lalki, która nosiła jakieś imię.
Tuż przed ostatnią podróżą. Śmietnik, utylizacja
i światełko w tunelu. Nekrolog na całą szpaltę.
– W tym sezonie najtańszy będzie papier, z odzysku.
Można pisać. Wszystko.
Sztelak Marcin, 4 july 2013
Nowe życie K.:
Wrzeszczy mijając niedzielnych głosicieli słowa,
mimo cudu utracił wiarę.
Ile sił w nogach biegnie, w poszukiwaniu krańca
kuli.
Ponownie skazany nie czyta już prasy,
bo tam straszy groźba kolejnej interwencji
– pax americana.
Dookoła bieda z tendencją zwyżkową, on czeka
na kilka ciosów noża.
Może to nie jest to, co sobie wymarzyły, ale zawsze
zakończenie.
Dla niego warto się poświęcić,
to wie z doświadczenia. Albo książek
– zawodzi go pamięć.
Chociaż wciąż jest pełen nadziei.
Na spuentowanie.
Sztelak Marcin, 3 july 2013
Kierownik stwierdza:
Sagarmatha wciąż nie zdobyta.
Więc
w szpilkach i pod krawatem, drepczą po dachu świata.
Formularze, druki, pieczęcie – trzeba uczcić petenta.
Suną biurka i referenci. Droga na szczyt,
wszystkich ogarnie śnieżna ślepota, a miały być:
czerwony dywan i wstęga, ordery i ciasto.
Tymczasem coup d’etat.
Kierownik stwierdza:
Klient nasz pan.
Oraz jego szara twarz, w cieniach i kuluarach urzędu.
Kiedy przemyka psim swędem po korytarzu,
gdzieś pomiędzy drugą a szóstą kawą.
Tyle sprawa do piętnastej, a w ostatnim obozie
odczuwalny brak tlenu. Na mrozie
zamarza tusz.
Kierownik stwierdza:
Szczyt zdobyto, na cześć obowiązujących przepisów:
hip, hip, hurra.
Sztelak Marcin, 28 june 2013
Tanio jak barszcz.
Nie ma czerwonych świateł, ani wypadków drogowych.
Żebracy grzecznie dziękują za wsparcie
– z promiennym uśmiechem na gładko wygolonych
pyskach.
Policjanci wciąż śpiewają: hosanna, nikt nie kradnie
i niczego nie trzeba do szczęścia. Wszystko jest piękne,
pastelowe, ulice proste, bez zakrętów i nawet psy nie warczą.
Na spóźnionych przechodniów.
Może tylko nieliczni anarchiści wytwarzają w piwnicy
lustra, ale można ich zliczyć. Z łatwością.
I tylko ryby trzymane są w klatce, a ptaki w akwariach.
Poza tym:
Tanio jak barszcz.
Sztelak Marcin, 27 june 2013
Zakrawam na cud absurdy dnia
– to nie jest poezja, lecz farsa.
Więc:
United Kingdom – zgięci w pokłonie lordowie,
heretycy z obu stron stosu.
Królowe i cień Tower of London.
Nie używajcie widelcy, jest ich zawsze więcej.
Do tego bez związku z tradycją.
Napis w metrze, tuż obok żebrzących o lepsze
miejsce.
Do rozpychania się łokciami.
Tymczasem śnią mi się bzdury, albo Bzdury.
Ciężko rozróżnić, szczególnie kiedy ławka twarda,
a The Times coraz cieńszy.
I żadnych dobrych wiadomości.
Dodatkowo rozanieleni mistrzowie kopulacji
w pobliskich krzaczkach. Pora pakować manatki
i wyjść. Po angielsku.
Smakując cud na koniuszku łyżeczki
– to nie farsa, lecz proza poezji.
Sztelak Marcin, 26 june 2013
Prolog:
Nie wierzy w naturalny dobór
słów. Końce oraz początki.
Ukierunkowanie zwiedzających:
Technologie zabijania oraz gładzenia
grzechów. Uniwersalizm na miarę
dachówek i blach.
Z góry lepiej widać marność i wszystko
inne. Dym z komina leci prosto
jak strzelił. W mordę.
Życiowy pech, ale tutaj łatwiej wykrzyczeć:
wolne żarty. Albo, co się tam chce.
Z pewnym ryzykiem upadku, na szczęście
przekalkulowanym.
I ubezpieczenie na wypadek czarnych kotów,
lub wiatrów, do wyboru. Podobno wolnego.
Z naciskiem na niewypłacalność.
Wytyczne na drogę:
W piwnicy:
zejście do piekieł, pukać, trzy razy
splunąć przez lewe.
Tymczasem na dachu: bezwzględny zakaz
odlotu z komina.
Można tylko podziwiać szeroką perspektywę,
nieodgadniony pejzaż. Ukradkiem otrzeć łzy.
I iść, porzuciwszy skrzydła.
Epilog:
Noga za nogą – marsz.
Sztelak Marcin, 20 june 2013
Ostatni szlif i po robocie.
Później cały dzień się zastanawiał
czy aby na pewno napisał wiersz.
Na świeżo otynkowanej ścianie;
drażniący zapach, trzeba było uchylić okna,
poza nimi noc – w każdym razie ciemno.
Trzymaj język za zębami – przestrzegała go matka,
jak zwykle zajęta prasowaniem; żelazka na parę
przyszły zdecydowanie później, zresztą nigdy
nie chciała się do nich przekonać, nabierając
wody w usta.
Pamiętał także grube, pożółkłe palce ojca, sprawnie
skręcające machorkę. Ten nigdy nic nie mówił,
tylko w jego oczach czaiła się przyszłość.
Podobno płakał tylko raz w życiu, ściskając kurczowo
garść ziemi.
Nic nie boli bardziej niż pierwszy oddech– naiwnie
skonkludował wracając do domu.
Sztelak Marcin, 18 june 2013
Liczenie przykazań – ocen dostateczna; świadectwo
moralności na opakowaniu po dropsach.
O smaku gumy balonowej, z kiosku Ruchu.
Zlecenia tajne przez poufne – spalić natychmiast,
przed przeczytaniem.
Nawet jeszcze wcześniej, o ile to możliwe.
Słowo na dzień kobiet – zwykłe dyrdymały
i nieodłączny goździk, wpół złamany.
Bardzo długa kolejka po artykuły
z pierwszej ręki. Takie jak papier
na listy.
Szambelan stolcowy – kiedyś obiekt westchnień,
dziś śmieszne, szczególnie po angielsku:
groom of the stool.
– dyskretny urok pomieszania
zmysłów.
Dobrze, że nie czegoś znacznie gorszego,
jak demencja, lub przemijanie.
Sztelak Marcin, 17 june 2013
Miraże ulicznych garkuchni, za garść bilonu
można postawić kropkę.
Nad dowolnie wybraną literą.
Niepożądany efekt astrologii – świat oszalał
na punkcie laleczek do samodzielnego
przebicia szpilką.
Ostatnia czarownica umarła na dyzenterię,
pasjansa stawiają w punktach medycznych.
Na stycznej szaleństwa oraz ran kłutych.
Pełna dezynfekcja, ponadto wybór trucizn.
Tymczasem literacko obciążeni nagminnie
kupują słodycze i gumowe róże dla kochanek.
Także kochanków, jako że równość, tolerancja
i inne hasła z bilbordów.
Całkowity triumf demokracji.
Tylko wariaci opłakują słowa, które wyszły z użycia.
Jako zbędne obciążenie słowników.
W telefonach.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.
19 november 2024
Metaphysics Of ShrineSatish Verma
18 november 2024
1811wiesiek
18 november 2024
0007.
18 november 2024
0006.
18 november 2024
Śpiew ptaków to są myśliEva T.
17 november 2024
Too PrudentSatish Verma