gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 20 october 2011
Śpią za ścianami; dochodzi druga,
a moi drodzy, dawno umarli - podchodzą do brzegu:
Janek w czepku utopiony; stawiał szałasy
pod dębem, kiedy padało mieliśmy dach nad głowami,
Ewka z jaskółczym sercem - głodnym i ścigłym,
wuj Bernard grający nam na bandonii.
Mój ojciec jeszcze nie przyszedł - we śnie za młody.
.
gabrysia cabaj, 7 june 2016
"a kto powiedział, że was zapraszam do mieszkania?"
(jeśli tylko)
Tak naprawdę rozmawiam tylko z niektórymi motylami i pszczołami,
chociaż są to bardzo krótkie i zwyczajowe dobrego dnia, ulotne
pozdrowienia, życzenie spokojnej nocy, gdy słońce chowa się
za czereśnią. Z kolei mrówki nie mają czasu na czcze gadaniny,
ponieważ stale są zajęte, co rozumiem i jestem im za to wdzięczna.
Zasiedziałam się tutaj - pamięta o tym moim miejscu jeden trzmiel,
kilka ważek i ćma, której w zasadzie nie znam, taka bezszelestna.
Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem wpatrzona tylko w siebie lub
arogancka, ponieważ nie zapraszam do mieszkania żadnych pająków,
ślimaków, chrząszczy, gąsienic, et cetera, ale widzę wszystko,
co dookoła, więc jak się tu nie bać?
.
gabrysia cabaj, 2 may 2016
Stała w czerwonych koralach
w koszuli nocnej
przy oknie -
komuś znów zachodzi słońce
za kwitnącą czereśnią, dalej
za płotem, polami, za sen...
Może wpatrując się w łunę,
może ktoś płacze
w tej grupie,
uciekają przestraszone zwierzęta,
ptaki odlatują...
Lecz to nie koniec świata:
po północy
wszystkie ptaki są czarne,
płomienie wciąż płomienie,
ale jakby nieruchome.
.
gabrysia cabaj, 28 september 2011
ukryci pod dachem śledzimy
krople - jakbyśmy słuchali techno
nie jesteś wolna (lny) za progiem
za oknem
za siódmą bramą
jedenastym lasem
namierzają cię krasnoludku
wierzbo rosochata
nie wywiniesz się swoją sztuką
wątpliwe żebyś mógł
(mgła) jeszcze być sobą
baranku
jedyne co
to możesz beknąć
chmurko
.
gabrysia cabaj, 26 september 2011
byłam w kuchni gdy za oknem wierzba
runęła
pod naporem piły mechanicznej
z ręki młodego człowieka którego ojciec
w dzieciństwie do lasu gonił przed zimą
myślałam że ramiona ma łagodne w sam raz
do przytulania mojej córki
do noszenia storczyków swojej mamie
na urodziny
i choć drzewem rosnę niezmiennie
nie napiszę ckliwego wiersza
o szafocie o włosach odgarniętych z karku
przed ścięciem
bo człowiek czytający poezje
ma być twardy i rozumieć uciążliwość
życia nieuchronność śmierci
i proszę mi wybaczyć brak puenty
.
gabrysia cabaj, 13 july 2011
Pan, miły panie - z pana Maestro,
bo grasz na skrzypcach i saksofonie.
Pan, drogi panie, jesteś orkiestrą
i dyrygentem z tym piórkiem w dłoni.
Z pana harmonii czułym kobietom
robi się ciepło między nutami,
dlatego kocham pana; niestety,
nie z wiolonczelą, a z gęślikami.
.
gabrysia cabaj, 15 july 2011
O, Boże, dokąd iść?
Co robić, skąd brać
bajki i pieśni?*
więc odjechały tabory nad Tamizę
serca jagodowe w naszych lasach nie biją
inaczej czeszą włosy cygańskie dziewczyny
i kwiaty inne kwitną na ich spódnicach
tylko ta stara Cyganicha na Ilford
takie samo ci szczęście i miłość wywróży
za garść brzęczących monet za przyjazny uśmiech
długie życie podaje - jak sztuczną różę
*Papusza
.
gabrysia cabaj, 13 august 2011
w niedzielnym wysokim ogrodzie
wśród gości miastowych licznych
tylko na moim ramieniu
siadł motyl ciutek liryczny
a właśnie czytałam wiersze
wiersze liryczne - a jakże!
więc pomyśleli wszyscy
że motyl słucha ich także
siedział spokojnie tak sobie
wiatr skrzydełkami robił
więc wszyscy mu przyklasnęli
że ładnie mi wiersze zdobi
jednak zbyt dużo wrażeń
zrobiły na nim oklaski
bo nagle och! jaki czujny
to rozłożysty to płaski
i frunął motyl brązowy
z tęczami na skrzydłach obu
już nie jest moją ozdobą
tylko dzikiego głogu
bo kiedy motyl na tobie
przysiada na chwilę - śliczny
nie wolno robić hałasu
gdy motyl jest ciut liryczny
.
gabrysia cabaj, 26 august 2011
Walczyłem z czasem - w tej wojnie zaorałem
pole, zabronowałem wzdłuż i w poprzek,
wsiałem rzepak tuż przed końcem terminu.
Jeszcze oprysk na groźną lepę, mak i rumian,
a z nawożeniem później się zobaczy.
Niektórzy kupują hybrydy: na hektar wystarczy
kilogram nasion, które po wschodach się krzewią.
Kto wie, czy olej w butelce też będzie sam się
uzupełniał?
.
gabrysia cabaj, 28 august 2011
czasami ból jest zbyt silny
jakby chciał zerwać płuca
kiedy nurkuję w lagunie
zbierając małże jak śliwki
napełniam kosz rośnie góra
nożem otwieram każdą
nie jestem przecież lemurem
kciuki mam dwa i sprawne
wyjmuję perły jak pestki
które odrzucam w trawę
oto i kosz mój pusty
jestem spokojna
prawie
.
gabrysia cabaj, 29 august 2011
jak by nie mówić
jakie imię nadać
pieszczotliwie
dmuchnięciem
opuszkiem palca
delikatnie
punkt po punkcie
jak cieplutki jedwab
lekko słony
na końcu języka
i zachwycenie
że się ma taką moc
w dłoniach
która cuda czyni
jakby za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki
nagle z ziemi
wyrasta
.
gabrysia cabaj, 31 august 2011
Nie wiem skąd mi przyszło do głowy
dzisiaj, gdy jestem wściekle zajęta sprzątaniem
łazienki, praniem firan, gotowaniem obiadu,
gdy z obrzydliwą satysfakcją czyszczę kibel -
pisać wiersz o zielonej wyspie, która
wyrosła na środku asfaltowej rzeki,
niby z mojego brzucha - przez pępek -
ze smoły topiącej się pod wpływem słów.
Moglibyśmy żyć na tym skrawku mchu,
jak dwie krople wody pękate ze szczęścia,
gdybyśmy nie zastawili siebie w domowych
pieleszach bezpieczeństwa.
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
Wieczorem jak ryba leżąca na brzegu; odpinam
nogi, a głowę odkładam na stolik - tuż obok
okulary i fenickie lustro. Ręce? Wyrzucam
za horyzont bioder - daleko od brzucha.
Jeszcze mi tylko nadaj sen spokojny,
co by tak czy owak doczekać tam któregoś
jutra.
Przecież porzeczki do rwania. Tak.
Delikatne, czerwone grona, to być -
może najistotniejszy z powodów
życia.
.
gabrysia cabaj, 13 may 2011
rodziła ze mną taka czarna
z Kościuszki
moje pierwsze jej trzynaste
chętnie brała ode mnie
słoiki z rosołem
nie chciała karmić małego
(wyglądał jak pisklę ptaka)
darła mordę że nie ma mleka
gdy wychodziła sama dałam jej
kompot z truskawek
więcej miała dostać z Francji
.
gabrysia cabaj, 30 july 2011
Wczoraj w godzinach późnowieczornych
zauważyłam, że jest nas dużo więcej;
mnożymy się i dzielimy, i nie wiem po co.
Gabrysiu, czy mogłabyś łaskawie - heh...
Ależ proszę cię Gabi, bardzo mi przyjemnie.
Gapciu, dziękuję, że znowu jesteś.
Jeszcze dobrze się zastanów, Gabrielo.
Odkąd sięgam pamięcią nie utożsamiałam siebie
z imieniem, a silne przekonanie, że już kiedyś
byłam: po prostu ja - jest tak samo żywe
jak w dzieciństwie.
Ile mnie jest (hmm) w loginie ?
*Marcel Aymé
.
gabrysia cabaj, 14 october 2011
Świat jest dostatnio urządzony, a jednak protest.
Sprzeciw wynika z natury korzeni, z racji stanu liści.
Cykliczność pór roku. Zmiana temperatur w rejonach,
więc te, które jeszcze się trzymają jako tako i te, które
odpadły: jedne już wirują, inne zmieniają kolory.
Nie bez przyczyny i z wiadomym skutkiem.
Duma. Żal wynikły z drewnianego uporu konarów;
z bogactwa rozłożonego nierówno. Kora wokół pnia pełna
pokornego względu na dobro (poddana dystrybucji?).
Wszystko co widać i co się czuje. W drżeniu traw.
Spowite mgłą i wychodzące z mgły. Zewnętrzna wilgoć.
Suchość od środka pomimo pragnień, by zachować
status quo. Do cna nie zamienić się w próchno.
Czujesz, co chcę powiedzieć? A może gadam na próżno?
Przecież nie ja jestem drzewem. Mam krew płynącą
w żyłach i ręce, które czasami buntują się przed zimą.
Wiatr gwiżdże na całość. Przed siebie gna chmury.
.
gabrysia cabaj, 1 october 2011
poważni ludzie chodzą
z gwoździem w bucie
mają chrome usta
przewrócić ich w lewo
to skrzypią
jak zardzewiałe druty
a ja sobie śpiewam hej la la la
czym oczywiście wkurzam krasnoludki
ale nie wiedzą że dla nich dzisiaj
pestkowałam śliwki lecąc na pigwy
rwałam rajskie jabłuszka
i syrop z tego
i spirit
niech się przegryza przez tydzień
a później hej la la la
po naparsteczku
i na drugą nóżkę
świerszczyku
.
gabrysia cabaj, 21 july 2011
Wiele mi dałeś, Panie -
i jeszcze niepokój; dałeś pory roku.
Uzbroiłeś w cierpliwość, abym umiała
żyć, nawet kilka razy.
Dostałam rozum kobiecy, piersi,
brzuch pełen dobrej ziemi i duszę
skaczącą we mnie jak kangur.
Serce mi dałeś przestrzenne,
które bić mogło
nawet między nutami.
Za wszystko dziękuję ci, Panie -
a za te,
no wiesz, gorzko-słone, słodkie,
no te - kiełkujące pod
powiekami,
najbardziej.
.
gabrysia cabaj, 9 june 2011
o świcie zapakować wędki
i z towarzyszem pojechać nad Wisłę
mieć w wyobraźni ten moment przepływu
pod powierzchnią
i wielką rybę która da się nabrać
na błystkę
przyjechać z niczym w nadziei
że jutro o świcie
na kamienistej główce
pod osłoną faszyny
za kolejnym wyrzutem
szczytówka spinningu wygnie się
gdy ręka wyczuje szarpnięcie
szala zwycięstwa przeważać będzie
to w jedną to w drugą stronę
w błyskawicznym pulsowaniu krwi
na sprężonych nogach
więc o świcie zapakować wędki
i z towarzyszem pojechać nad rzekę
mieć w wyobraźni ten moment
ten moment
szarpnięcie
.
gabrysia cabaj, 25 september 2011
- Mali są - takie sadzonki berberysów.
- Krzewinki, derenie.
- A gdzie ptaki?
- W gniazdach, które noszą na plecach.
- A wiatr?
- Chyba w kieszeniach.
- Ten sam, co nasz?
- Jakby ten sam, tylko jeszcze nie wiedzą.
- Dokąd pójdą?
- Pewnie przed siebie i wyżej.
- Dosięgnąć chmur i gwiazd?
- Nie wiem, drzewa, nie wiem.
.
gabrysia cabaj, 23 september 2011
Pewnego dnia, który się przydarzył,
byłam piękna niczym Sabinka z obrazu.
Kobiety zaraz zauważyły, pytając z troską:
co się stało?
Mężczyźni (nawet łysi i kulawi) oglądali się
za mną.
Dzieci i zwierzęta, podchodząc,
łapały mnie za ręce, wchodziły na kolana.
Uśmiechałam się.
Była jesień. Trwa nadal -
pogodna, ciepła jak malachit - spływająca
do środka po palcach.
.
gabrysia cabaj, 29 september 2011
miała tyle uśmiechu
kiedy niby nie widział -
ja ci go zdejmę z twarzy
- i na ramieniu gołąbki
odlatywała z krzykiem obijając się
o ściany
ludzie myśleli że broczyła czerwienią
a to szafran zieleń i biel
i przenoszona w brzuchu
wieczność
.
gabrysia cabaj, 19 october 2011
Na De Vere Gardens nocą widno i głośno.
Ktoś krzyczał po drugiej
stronie ulicy. Ktoś wył tak przeraźliwie,
że nie mieściło się to za tamtymi oknami.
Przykleiłam czoło do szyby. Padał deszcz.
Leciał samolot.
Tuż za pasem startowym leżał
mój ojciec - wypatroszony jak złowiona orka.
Między strugami coś chodziło -
rozrywało czarne worki.
Za ścianami spały kruche, lukrowane dzieci.
.
spisane 17 września 2010 roku.
gabrysia cabaj, 16 june 2011
przejść przez pokoje korytarzem do kuchni
ten sam rytuał parzenie kawy co wybrać
wodę ze studni czy wlać tę kupioną w butelce
i jak się ubrać po wyjściu spod prysznica
jeszcze raz wrócić chłodnymi śladami szukać
gorącego echa głęboko głęboko westchnąć
wczoraj było jutro więc przyszłość się cofa
gdy z nowiu wychodzisz mój nieobecny sensie
potykasz się o ledwo co załamany cień
uśmiechu na nieśmiałe wyciągnięcie ręki
przecież każda z nas czesze włosy piasek
przesypuje cierpliwie przez dni rzeszoto
w brzuchu nosi ostre i szklące się zalążki
tęczy
.
gabrysia cabaj, 14 august 2011
Nie mam w swoich zasobach wyobrażeń - Piekła, jako miejsca i czasu dla siebie;
jeżeli już, to mogę odtworzyć z pamięci pociesznie zarysowany, dziecięcy obrazek ludzi
gotujących się w ogromnych kotłach, śpiących na madejowych łożach; morderców,
którzy w nieskończoność muszą powtarzać własne akty zbrodni.
Jak również nie wiem, gdzie zakwalifikować pana H. z wąsikiem, ponieważ w świetle
przeczytanych wyrywkowo książek może jawić się jako nauczyciel, który odegrał swoją
niewyobrażalnie okrutną, przed ludzkością, rolę; i, aż mnie dreszcze przechodzą,
gdy pomyślę, że mógłby się odrodzić w jakimkolwiek z bytów.
Jakże prościej zastanowić się nad zimnym, lecz uporządkowanym Niebem, chociaż i taka wieczność może nastrajać pesymistycznie, jak poranek powtarzalny płasko i jednostronnie, kiedy po otwarciu drzwi do ogrodu tylko mgła, drzewa we mgle, poszarpane kolory.
.
gabrysia cabaj, 2 september 2011
to podjąć decyzję by w końcu zdjąć te szafki w kuchni
pochować naczynia zmyć tłuste plamy ze ścian z sufitu
równo położyć świeżą warstwę białej farby emulsyjnej
później znów można poustawiać na właściwe miejsca
pojemnik na chleb deskę do krojenia mikrofalówkę
srebrny kubek z dużym uchem fajansowe pojemniki
moi spodziewani goście zawsze sami się obsługują
.
gabrysia cabaj, 6 october 2011
och u nas jesień jesień i liście
budujemy okrąg z rąbanego drewna
nocą bez snów chrapiemy oczywiście
budzi nas mucha co za małpa wredna
bo my jesteśmy drwale swoich dni
a nasze ręce ciężkie są od siekiery
więc kiedy mucha na nosie rano pstrzy
rąbiemy się w twarz do jasnej cholery
wbijamy klinik w mglisty trzonek dnia
niech się nie chwieje gdy mierzymy znad głowy
a kiedy przyjdzie długa zima i zła
pośpimy dłużej niż klocki wierzbowe
bo my jesteśmy drwale swoich dni
bo my rąbiemy rąbiemy od nowa
.
gabrysia cabaj, 11 august 2011
Ile się trzeba, dzień w dzień, nalatać - może
z rana nie, bo jednak najpierw kawka,
potem druga, ale to tylko pozór, bo w między-
czasie zajrzeć to tu, to tam. Wszystko
ogarnąć, poustawiać. Dziupla.
Dzisiaj kota wsadziłam do kuwety z trocinami,
niech wie, że świeże, co by nie wysikał się
czasami na podłogę w jadalni.
Później śmigam londyńskim piętrusem do
przedszkola z Amelią; do perfumerii, w której
kasuje najmłodsza. Piórko.
W mgnieniu oka trzeba być u przyjaciela:
zobaczyć, co się dzieje, jaki ma instynkt,
czy go nic nie boli. Wysłuchać wiadomości
z giełdy, zobaczyć pogodę w Szwajcarii (u nas
chłodno, więc tam - w górach). Cyna i srebro.
No i trudna wyprawa w przeszłość, czy można było
coś zmienić - pójść jakąś inną drogą - uwaga!
I żeby to było wszystko, to nie! Otóż nie!
A budowa? Mama? To są przecież kilometry.
Więc tak przemieszczam się z miejsca na miejsce,
i różne myśli biegną mi po głowie, i się martwię,
czy za wszystkimi zdążę.
A ja bym chciała przysiąść na ławeczce, obok -
i tylko słuchać, słuchać...I uśmiechać się -
bez zobowiązań. Zielone.
.
gabrysia cabaj, 7 october 2013
Najpierw przechodzenie obok -
ponieważ
nie jest konieczna. Tyle zachodu
z posadzeniem: nigdy nie wiesz na pewno
czy dół, który wykopiesz wystarczy, żeby
nie uśpić korzeni.
Trzeba ją będzie podlewać, na zimę
obsypać ziemią. Czujność i czułość,
powrót, a twoje - przeciw,
bo jest do zastąpienia
i nie ma miejsca - nieważne.
Poproszę różę wielkokwiatową. Kolor?
Obojętnie jaki - przecież róża jest różą..
a nie - raz na zawsze.
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
21 may 2024
The TrialSatish Verma
20 may 2024
Za ciepło się ubrałaJaga
20 may 2024
Leaves Are Changing ColorsSatish Verma
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma