4 september 2013
4 september 2013, wednesday ( gdzieś tam.. )
trawnik który posiali przy castoramie zakwitł łąką. przyniosłam z porannego spaceru bukiet żółtych dzwonków, moczą nogi w chłodnej wodzie siłując się o pierwszeństwo. pachną najdelikatniej prosto z ręki, zmieszane z ciepłem skóry ulatniają obraz łąki. dopieszczam je tłem kuchni gdzie wszystko stoi na swoim miejscu. lubię porządkować miejsca, z których czerpię siłę.
pies z wdzięczności merda ogonem. tarza się w kolorowej trawie i patrzy zachęcająco. brakuje mi odwagi, jest szósta rano, wilgotno, a obok drogą mijają samochody. trudno, nie gram w filmie. kładę się, spod powiek ulatniam ciemność. przejmujący chłód ziemi dotyka najbardziej w środku. jesień. od kolorów znów zakręci mi się w głowie. to pora roku niespokojna. nie ma pastelowych barw i delikatnych przejść jednych w drugie. nie rozczula mnie widok liści które ostatnim tchnieniem wysilają się do słońca, przypalają skórę. wiatr je kołysze, drzewa gubią i tak gniją przy drodze.
przechodzi mnie dreszcz. z zimna i pewności że lato tego roku trwało najkrócej w całym moim życiu. a może potrzebowałam go na dłużej.
wracam do kwiatów. więdną. mogłam to przewidzieć. drobne, dzikie, ledwo się wzniosły a tu jesień. przepych barw onieśmiela młode. tulą się w bukiet. pies nadal merda ogonem. nie ma złych przeczuć. głaszczę go po rudej sierści, jest przyjemnie ciepły i miękki. ta ufność wcale mnie nie straszy. no nic, otrzepuję trawę z pleców, przeczesuję włosy, spoglądam w pochmurne niebo. ty się chociaż nie przejmuj. nie płacz.
28 march 2025
Jaga
28 march 2025
marka
28 march 2025
marka
28 march 2025
marka
28 march 2025
marka
28 march 2025
ajw
28 march 2025
ajw
27 march 2025
wiesiek
27 march 2025
Eva T.
27 march 2025
ajw