gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 14 may 2016
Jesteś pierwszą kobietą, z której wypadło dziecko.
Jeszcze nie było ognia, wędrowałaś więc
w poszukiwaniu pokarmu - od wody
do wody.
Ta kobieta sprzed dziesięciu tysięcy lat,
zbierająca na pustyni kamienie,
układająca je w mały krąg - to byłaś ty.
Nie zjadła wszystkich nasion - jedno tam ukryła, w ziemi.
Nie znając określenia, co z tego wyrośnie, odchodziła
i wracała - 'dniów' dużo minęło.
Na pierwszych kamieniach położyła następne,
aż długo spadała woda.
Wtedy zobaczyła, co miała ledwie w wyobraźni;
i powiedziałaś: rośnie(...)
.
gabrysia cabaj, 10 august 2011
są dni kiedy nie radzę sobie
z uczuciem wtedy na przykład
robię konserwy
ogórki kroję i kiszę
a doprawdy nie wiem
czy pachnę curry czosnkiem
i koperkiem
czy zwyczajnie śmierdzę
.
gabrysia cabaj, 31 may 2011
u mnie jak zwykle w porządku gdyby ktoś pytał
trochę naigrawałam się ze śmierci byłam wręcz ironiczna
a ona przyjechała w samo południe i widziałam łzy
w jej oczach żal i czułość że coś nagle się kończy
wymieniamy poglądy o człowieczych dzieciach płomieniach
świtu po których musimy się wspinać niby po krętych
schodkach do nieba ( nigdy nie wątp - każdemu się należy)
bo przecież tak czy owak żyjemy najlepiej jak można
nie wspominamy imienia boskiego że to prawie daremne
.
gabrysia cabaj, 19 august 2011
W tym świecie zawsze musi być jakiś morał, ale to na końcu.
W międzyczasie bywa opowieść lepsza czy gorsza, gdzie miłość
przeplata się, a smoka należy bezwzględnie zgładzić.
Przewija się jakiś królewicz, jakaś Baba Jaga. W lesie możemy
zginąć, gdy nie ma okruszków chleba w kieszeni (dla ptaków).
Słowiczki z litego złota - śpiewają;
Księżniczka z nudów postanawia całować zgnojonego świniarka.
Królowa, gdy chce, jest dobra lub zła, więc król chodzi piechotą
na wojnę.
Później niektórzy piją wino stołowe z Lidla za 6.99 PLN.
.
gabrysia cabaj, 17 july 2011
Moje serce składa się z dwóch komór pełnych
kamieni, które przez lata nabrały gładkości i barw.
Te najmniejsze, popielate, wytarte przez czas,
i średnie, ułożone ciasno jak dni, co minęły.
Największy jeszcze rani - pełen ostrych krawędzi,
więc wyjąć by wszystkie i podać na złączonych
dłoniach, lecz tylko dzieci zdają się je zbierać -
z rączki do rączki przekładając jak coś cennego.
A jeśli serce puste? No, cóż - niczym głaz
oderwany od grani w wiecznej zmarzlinie
zapomnienia.
.
gabrysia cabaj, 10 october 2011
Kiedyś opowiem o wuju Bernardzie, co miał dwie żony
i spory majątek. Zajmował się kuźnią i grał na bandonii.
To właśnie on z braćmi stawiał nasz dom przed wojną.
Był panem lasu i karych koni, którym sam diabeł nocą
splatał warkocze, a tak misternie, że włosek do włosia
(czerwone wstążeczki), a wuj spał winem złożony.
Taki raptus i znachor; w sękatych rękach umiał nosić
pszczoły. Płakaliśmy słuchając jego grań w niedziele.
Gbur i filozof - raczej z łaski wiatru, za pługiem chodząc
czy przy kosie latem, lecz ucichł, gdy pierworodny,
szukając drogi na wyspę, odważył się w czepku utopić.
A tej jedynej nie tknął już nigdy - mówił, że miechy
pękły jej przy nadziei.
.
gabrysia cabaj, 8 august 2011
to tu to tam spojrzeć
nie wiadomo co z rękoma
zrobić
Celeste biega do toalety
że niby adrenalina każe
wyrzucić balast przed
ucieczką
uczyli nas o tym na biologii
kto nas nauczał wzdychać
i przytulać się w czasie
pożegnań
.
gabrysia cabaj, 16 august 2011
Mój syn, wczoraj po wyjściu spod prysznica nagle stwierdził, że
od dłuższego czasu ma raka płuc, więc ukarał mnie odłączeniem
netu, gdy z papierosem w ustach palnęłam, że w takim razie
nie doczeka 2013 roku, na który zaplanowany jest jego ślub.
Nigdy nie wiem, kiedy jakiś diabeł mnie podkusi, by nie trzymać
języka za uchem.
.
gabrysia cabaj, 11 august 2011
Ten palant zboczony, co pstryka fotki telefonem,
myśli, że córka nie widzi, a ona,
rzeczywiście piękna, odwraca się w bok
rumieńcem i ma wkurzone ramiona.
Po lewej przytulona para, płacze ona,
obejmuje on, gładzi, pieści włosy jak strąki czerwone;
łzy, to ręką, to ustami z smutnej twarzy zbiera.
Widać, że brała coś (skąd tyle cierpienia?).
Może umarł jej ktoś, albo i odjechał?
Po prawej Murzynka, chyba z dwieście wagi:
baton, czipsy, baton, czipsy i kolejne zjada:
mama, nie patrz! nie patrz, nie wypada!
Więc teraz wzrok mój na nim, na niej zawieszam -
piękny jest, zadbana, wyróżnia się z masy;
ta figura, fryzura, makijaż, obcasy.
Widać, że lubi, gdy patrzy się na nią,
to ślemy uśmiechy sobie bez końca, jak słońca
i jeszcze, i dalej, i znowu. Ależ piękna dusza!
Ktoś bojowy w kolczyki cały przekłuty,
ściąga spodnie, tatuaż wypina bielą swojej dupy.
W przejściu Muzułmanki trzy młode ze szkoły;
spod czerni czarczafów oczy malowane;
delikatne jak wiosny, roześmiane, łagodne.
Nagle z tyłu głos męski pijacko zawodzi:
rascwietali jabłani i gruszy, my młodzi, my młodzi...
Jakiś z dredami Hindus napalony
wysiada za nami, miękko się porusza.
Idziemy więc sobie ulicą z dredami,
pewnego lipca, na Ilford, z autobusu.
.
gabrysia cabaj, 24 september 2011
mój żeliwny z początku lat osiemdziesiątych
który się nie dałeś dzikim falom mrozów
wiosennej wodzie podchodzącej od gruntu
i najazdom myszy i zasiekom z pajęczyn
który żar ptaka trzymałeś w rękach swoich
krzywych rusztów niezależnie od grymasów
pogody
już lata temu słychać było jak psyczysz
w czasie rozpałki ale skąd człowiek miał wiedzieć
co tam siedziało w tobie jaki feler przy odlewie
bo jakże inaczej wytłumaczyć dziurę na dwa
palce koło śruby wyciekłeś w nieodpowiednim
momencie co prawda
służyłeś dzielnie nawet gdy palono drobnym
zbożem dużo tańszym od najlichszego węgla
i mokrym drewnem wierzbowym
ty byłeś świadkiem niszczenia na popiół rachunków
za przeszłe życie boże piwniczny roznosiłeś ciepło
ciepełko kiedy słońce mroziło
jeszcze twój dyfuzor złapie cug w kominie i dymem
odetchniesz
.
gabrysia cabaj, 22 june 2011
mała Fifi wyprowadziła spod świerku
z ogródka swój pierwszy miot - są cudne
co namruczała sześciu kociętom w czasie
karmień że podchodziły do mnie szukając
kontaktu wzrokowego z obawą w niebiesko-
-jasnych oczach
teraz trzeba znaleźć im dobre domy
bez adresu zwrotnego zapewniając
o przymiotach ciała i duszy matki chwytającej
ptaki w lot i polne myszy
mogła urodzić się mleczną krową dającą
30 litrów co dzień ale dostała życie pręgowanej
płodnej kotki nic nie wiedząc o relacjach Boga
z ludźmi
.
gabrysia cabaj, 20 october 2011
Dzień dobry wszystkim; dzisiaj w chórze jesieni
pierwszym głosem - liście klonu. Proszę o ciszę!
Mogłaby pani przestać szeleścić? Tak, droga pani
jasna melancholio. Podszyty wstać! nie rosimy się
za wysoko? Jesiony, jawory, co ja z wami mam.
Dębowe na koniec.
Najpierw ciemnozielone jakby opinały bluszczem.
Leciuchno wchodzą żółte na migotliwych palcach.
Rubinowe i róże: trochę szerzej usta.
Wiatr? wietrzyk ledwie; i oczu proszę nie mrużyć.
Zaczynamy od słońca.
.
gabrysia cabaj, 14 may 2011
te złote ciała dwa dni czekały na werandzie
aż wziąć je do kuchni i dokładnie rozebrać
miejsce na blacie musi być czyste i nóż
ostry by spełnił zadanie do tego deska
i mała siekierka już ja wiem do czego
więc najpierw ta mniejsza co ma skórę w kratkę
cienką jak pergamin i toczone piersi wzdłuż
mostka przecinam żeby wyjąć filet i drugi
potem nogi u nasady pleców zwichnąć w biodrach
oba skrzydła odjąć i złamać zostaje korpus
rąbany siekierką w niedługich odcinkach
z drugą jest tak samo tylko więcej tłuszczu
to co się nadaje do stopienia w smalec
obok góra mięsa którą składam w porcje
a jeszcze niedawno widziałam na stawie
kąpały się z rozkoszą godną białych łabędzi
nie jestem oprawcą nie mam złych zamiarów
boli mnie głowa i mam po łokcie ubabrane
łapy wycieram i zakrwawione miejsca
.
gabrysia cabaj, 21 may 2011
skupmy się na przykład na nerkach
jak muszą dzielnie pracować żeby krew
była jasna i czysta w niebieskich żyłach
i na pęcherzu o gładkich ścianach i na jelitach
skupmy się na wnętrzu organizmu żywego
o 5.13 kiedy budzimy się do kolejnego dnia
wchodzimy do toalety oddając produkty uboczne
moja muszla klozetowa ma półkę gdzie widać
i treść i formę - barwę jednolitą a teraz będzie
rzecz o szambie choć mamy wiek XXI i mieszkamy
w sercu skanalizowanej Europy
można być za daleko od zbiorczej nitki więc trzeba
unieść betonową pokrywę i spójrzmy i naocznie
doświadczajmy przysłów o gównie i oliwie
jeszcze tylko ocenić poziom zamówić beczkę
- na miejscu płaci się rachunek
.
gabrysia cabaj, 9 may 2011
Człowiek bowiem cóż jest?...
...cóż jest człowiek?!
nosić człowieka o! to umiem dokładnie - jak dziś
pamiętam ciężki brzuch do nieba i moje lęki chyba
nie dam rady i mojej Maryli słowa pocieszenia:
samo wlazło samo wylezie - nie martw się na zapas
dbać o człowieka który kropka w kropkę to łatwe
tylko dbać o siebie gdy głód czy choroba nocy nie
przespać dnia nie przeganiać cierpliwie taszczyć na
rękach
ważyć i mierzyć wszystko jedną miarą i dużo mówić
o czystość zabiegając w śmiechu i płaczu lata jak kromki
odkrawać
o tak! człowiek to problem niewielki i sam się ułoży
jak umie najlepiej później idzie zawraca ogląda się
za siebie w końcu już nie wie: im bliżej tym dalej
czy na odwrót może?
wgłąb cofa kroki
.
gabrysia cabaj, 25 september 2011
To był taki, który sam się budował i gotowy
stanął na placu, w prawdzie, ze środka dłoni -
z uczuciem, w ogrodzie - między topolami a gruszą;
niezbyt okazały, jeszcze bez okien w wykuszach,
bez drzwi i progu; z wiankiem na ostatniej krokwi .
I przeszli tamtędy ludzie, i odarli go z racji.
Cofnął się - krok po kropli odchodząc w noc.
Zawstydzony.
Nikt w nim zasiadł w przeciągu czasu - w jednej
chwili cywilnej śmierci.
Już na odludziu, niby duch własny
straszył.
.
gabrysia cabaj, 21 july 2011
*
Gdybym miała płetwę ogonową,
nie musiałabym zakładać kapci.
*
Kiedy nie śpię, jakoś chodzę.
Kiedy śpię, też nie śpię, ale
inaczej.
*
Ostatnio piję kawę mieloną.
Przedtem też piłam, ale nie
mieliłam.
*
Dzisiejsze gazety serwują
i odbija się echem.
*
Mam dużo wspólnego z leniwymi
pierogami, a nóż, widelec i one.
*
W tym roku znowu wczasy pod
gruszą - własną na szczęście
niestety.
*
Mój syn zaręczył na Śnieżce -
Królewna przyjęła.
*
Jezu, jak mnie już nuży to pisanie,
a jak Ciebie musi nużyć to wiszenie.
.
gabrysia cabaj, 25 august 2011
Kiedy przestaje stąpać po ziemi, trudniej schylić się,
by cokolwiek podnieść. Brak oparcia może czynić
chwiejnym: nic się nie waży, więc byle podmuch,
byle kichnięcie wytrąca z równowagi i na przykład
kapeć spada z nogi.
Z jednym wygląda co najmniej pociesznie, no i niełatwo
oddać płyny fizjologiczne, albowiem one też wiszą -
te wszystkie łzy, ślina, której nie sposób się pozbyć.
Dopiero przepełniony pęcherz może ściągnąć: wtedy
idzie, ale całkiem bez głowy. Dobrze, gdy nie ma majtek,
siadając na sedesie.
O, tak - majtki na tyłku w tym wypadku i byłby problem.
.
gabrysia cabaj, 3 july 2011
Sąd na mocy artykułu oddala. Przybija
niebieską pieczątką, że oto istnieje
możliwość.
Niebieski podpis pod niebieskim orłem
w koronie, to znowu czarna droga
przez mękę.
Gdzieś tam, we mgle, majaczy ktoś -
bez twarzy. Z oczu zdejmuje opaskę.
Odkłada wagę na półkę. Po powrocie
do domu - bierze ciepły prysznic.
Sąd ustalił, więc postanawia wypić drinka
jak człowiek zmęczony, mający za sobą
zbiór liter.
Sprawiedliwość czysta już i rozluźniona
poszła się jebać.
.
gabrysia cabaj, 9 may 2011
Czytam jak leci i co popadnie. Wychodzę
z założenia. Założenie cieszy,
kiedy mam rację.
Tym razem pada na zbiór opowiadań
z czystej przekory, od końca.
Jest Anna na szyi - dawca i biorca.
W symbiozie. Każdemu wedle potrzeb.
Kniaginia myślała, że nie ma większej
rozkoszy jak przynosić
wszędzie z sobą ciepło, światło i radość.
Tak. Księżna pani - prototyp.
Wrażliwa chórzystka: każdy może się o nią
otrzeć, zrobić na szaro-
będzie śpiewała dalej.
Typ Agafii, mężatki, która biegnie
do Sawki (Sawka, do nogi!) i wiejskie baby,
i mała Poleńka podarta na strzępki rozumu
i serca.
Tylko striekoza* lekko odpycha - jak lustro,
które za dużo widzi oczyma
Czechowa.
Żył dosyć krótko, a jaki wzrok
do dzisiaj.
Skończyłam.
*
trzpiotka
.
gabrysia cabaj, 28 july 2011
Usiedli naprzeciw, obwiniając. Trochę mnie
śmieszy, a tu nie ma z czego się śmiać!
Trzeba być normalnym. Sztuka to nie dupa,
to piękno. I dalej, bo zawsze! - Ja?
Widzę wrony, co kraczą już coraz gęściej.
Moje biedne gardło nie wytrzymuje naporu -
zawala się. To takie jętki rozpaczy, przejścia
pojedyncze, odstający różek.
Dziś zapomniałam o jajach na twardo, więc
wybuchły na kuchnię i krzesła w jadalni.
Za drugą ścianą, w odwecie, biorę wolne -
przekrzywiona falbanka.
.
gabrysia cabaj, 7 september 2011
panie Boże jak ty to wszystko urządziłeś -
i wodę i drzewa tylko trochę
zimno
ta kurwa mściwa
ile tu ryb musi pływać - szczupaki płotki
może nawet jakiś wielki sum
nigdy nie umiała dobrze gotować
dziwka
krzywda jej się działa suce jednej
pani Renatka dobrą pomidorową
jak wyjdzie słońce to wtedy
mama najlepiej gotowała
nawet lepiej od pani Renatki
gdybym tak wszedł i przed siebie
Jezusie kochany
gdybym tak wstał i poszedł
.
gabrysia cabaj, 16 may 2011
niedziela? już minęła - ryby dobrze brały-
naprawdę wielkie karasie (mój brat Mirek
zabrał wszystkie) cieszyłam się: jest lepiej
gdy ktoś chce od nas wziąć coś czego mamy
za dużo
Mariola z mamą tak trajkotały by wylądować
gdzieś w okolicach końca ubiegłego wieku
tylko zapomniały nazwiska tej kucharki
z Marcina wesela no nie wiesz której?
a Rogowska z drugiego umarła i Piotr dał ją spalić
teraz tam chyba ten wnuk zamieszka bo siedzi
gdzieś kątem (Talarowska mówiła że nikogo nie było
na różańcu)
a Zdzichu też chce ale na dziadku - tylko on go lubił
mama się boi - przecież nie wiadomo jak tam jest
i żebyście wiedziały że maszynę ma dostać Bogusia
bo ona jedna ma do tego pojęcie
a ten serwis to nie wie: Kleinowa miała skrzynię
z fanfurą (???)
a srebrne smoki? pyta Mariola - też nie wiem-
tyle się za nimi nastałam tyle nawykłócałam
no nie wiem...
.
gabrysia cabaj, 23 may 2011
duszy mojej ciemno więc jak tu się nie bać
serce zdradliwe nie słucha już wcale
oczy moje widzą ale widzą mało
tyle tylko ile zagarnąć są zdatne
bez krwi ręce z zimna kostniejące palce
drętwy chód i sztywne kolana pogardą
oczy moje widzą ale widzą mało
serce zdradliwe nie słucha już wcale
w tej podróży jestem lecz nie ścignę czasu
drętwy chód i sztywne kolana pogardą
choćby płaszcz i dopiąć na ostatni guzik
chłód przenika ciało staje krew na oślep
duszy mojej ciemno więc jak tu się nie bać
kiedy w tej podróży wiem nie ścignę czasu
bez krwi ręce z zimna kostniejące palce
nie ogrzeje duszy w sztywnych choćby jasne
na koniec pozbiera ze ścian wszystkie cienie
i z okien uderzy ciężarem na plecy
oczy moje widzą ale widzą mało
tyle tylko ile zagarnąć są zdatne
duszy mojej ciemno jak uwierzyć w światło
kiedy słońce daje zawsze raz ostatni
język czasu milczy gardło sznur zaciska
słowa echem stoją nieme usta krzykiem
.
gabrysia cabaj, 17 august 2011
Pan mnie pociąga, gdy muszę pana rozpiąć,
na biurko popchnąć i rozłożyć w ramionach;
i zaraz spojrzeć, i spojrzeć w pana oczy,
czy się zaśmieją, kiedy pana pokonam.
Niech mi pan nie drga - nawet się nie poruszy,
bo muszę pana z precyzją pokopiować.
Ja patrzeć lubię, jak wychyla się człowiek,
którego mogę bez trudu zdominować.
Ja panu, panie, najchętniej zmierzwię włosy;
do uszka wrzucę wiązankę krętych słówek.
Zapiszę sobą dokładnie pierwszą stronę,
więc nie broń się pan, kiedy chwytam ołówek.
Bo ja chcę pisać, pisać, pisać i pisać;
zapisać sobą dokładnie pierwszą stronę,
więc mi pan nie waż w tej chwili się poruszyć.
Ach, jakże kocham pana włosy zmierzwione.
.
gabrysia cabaj, 9 august 2011
Ogień nawet na Ilford
i Romford. Fala zalewa ulice,
sklepy.
Pamiętasz, jak ci mówiłam?
Nie patrz Murzynom w oczy;
po prostu się nie gap!
Bliżej wieczoru
zaczną; na razie, mama -
właśnie dzwonili z przedszkola:
muszę odebrać Amelię.
I mi się nie martw.
Słyszysz?
.
gabrysia cabaj, 27 june 2011
gdy upada ukochana osoba na przykład na czworaka
na przykład na rwę kulszową trzeba poruszyć oporne
niebo i ziemię więc wsiada się na szczęście w sprawne
auto którym się jedzie na łeb na szyję szukać pomocy
skąd tyle siły w człowieku że betonują się odtąd
dotąd szlakowe i dziurawe drogi a w mózgu aż świeci
z zegarkiem tykającym w brzuchu trzeba żyć podwójnie
za dwa sumienia naraz już kiedyś tak było nie mówię
że słońce większe i dzień dłuższy to wielka bzdura
a ja śpiewająco zdawałam egzamin z tamtej zwykłej
pełnosprawności oraz że cię nie opuszczę ani bydląt
twoich głodnych ani siana do zbioru ani łoża ni kuchni
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
z chłopem to trza po chłopsku
i nawet jak mu nie wyjdzie
mocno podkasać spódnicę
i deptać
i to porządnie
aż soki puści - a juści!
.
gabrysia cabaj, 23 june 2011
nocą i nad ranem kiedy ogród sam sobie
wydeptuje ścieżki wyznacza tory lotów -
konie gnają z grzywami rozwianymi tuż
nad ziemią przelewa się bezkres oceanu
a my do źródła tacy niewidoczni dla innych
pniemy się pod górę stopy grzęzną w poszyciu
pięścią w bezsile chcemy rozbić kamień
grodzący drogę przeliczyć wszystkie iskry
sypiące się z niego i już jesteśmy - rozsuwamy
gałęzie świtu nie dają złudzeń że nie tym razem
przecieram oczy ze zmęczenia łapiąc oddech
z rozwagą i powoli rzucam się w pierwszy wir
.
gabrysia cabaj, 7 october 2011
Ja dzisiaj pieprzę (wszystko) - wczoraj
też pieprzyłam:
trochę drażnił mnie popieprzony czas bólu.
Trzeba zmielić mięso od kości, doprawić
pieprzem, solą, majerankiem; dodać
cebulę i te inne składniki, żeby się ładnie
trzymało.
Jutro będzie inaczej. Zobaczycie -
coś takiego wymyślę, by do reszty
nie powtarzać się
z kichaniem.
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
20 may 2024
Leaves Are Changing ColorsSatish Verma
19 may 2024
1905wiesiek
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma