Pietrek, 6 grudnia 2011
kiedy leniwe tłuste krople
deszczu łomoczą w okiennice
wolno rozbieram się z kostiumu
i pełznę zwiedzać okolice
spływam rynsztokiem w serce miasta
rzeką odpadów komunalnych
gdzie błyska czasem jakaś gwiazda
dalekie echo ciał astralnych
śmieję się brzękiem pustych flaszek
grzybem przyczajam w kamienicach
pełnych zdeformowanych czaszek
o rozłupanych potylicach
powolnym ślizgiem tłustej glizdy
przemierzam obszar szkła i stali
milczący gniewny nienawistny
gotowy by ten świat podpalić
nigdy nie spocznę nie ustąpię
napięty chciwy nieugięty
kto się codziennie w szambie kąpie
temu kloaczny zapach piękny
czasami moja płazia skóra
poczyna drżeć mam też uczucia
strach że nic tutaj już nie wskóram
że nie zostało nic do psucia
wtedy przebieram się szybciutko
w sztuczkowe spodnie fular fajkę
z ojcowsko uśmiechniętą brodą
sprzedając jeszcze jedną bajkę
Pietrek, 7 grudnia 2011
na kropli światła
kroplą bazaltu
rozcieram kroplę
czasu
tak powstaje kolor zielony
słychać w nim pomruk jesieni
Pietrek, 23 czerwca 2014
z szacunkem, no,
kuźwa mać!
______________-
*kwestia dykcji
Pietrek, 22 listopada 2011
1.
wioska za olsem przyłączyła się do nas
o świcie
dziad uciszył mój płacz drewnianym konikiem
cisawym ciepłym od krwi
do dziś znużony chronię się
między zdobyczne tabuny
matka i ojciec częściej zażywali odpoczynku
radując się strwożoną zręcznością
czarnookiej niemowy
wielu zginęło nim zwycięski cep
wymłócił plewy z kuzynów satrapów
sam więc dekorowałem kuchenny zydel
na pierwszy tron
swoje sługi stroję
w harmoniczne szarości
miejsce złota jest w skarbcu
żelaza w cekhauzie
rynek i rynsztok ku chichotom gawiedzi
mięsiste zaczerwienione uszy
nasłuchują chrząkania bezpańskich
renegatów
pokorni biorą plon pieką chleb
bezpieczne pastwiska urodzajny lud
za horyzont moja ziemia
już kazałem na nią mówić
- Ojczyzna
2.
tu skiełkowałem
w miłości
dzieciałem
sierociałem
mężniałem
mój grób między moimi grobami
Pietrek, 29 listopada 2011
planuję, przesypuję, ustawiam...
od wczesnego rana planuję
co zrobić z tak pięknie rozpoczętym
wieczorem
przesypuję chropawe sekundy
w nadziei na tłusty samorodek
niezdolny do uczciwej pracy
pod światło ustawiam puste dłonie
rzucając cieniami zajączków
o zarośniętą twarz
Pietrek, 16 lipca 2014
ledwie ponad kreską
jak świąteczny karp
z buźką w o?
żeby to jeszcze
stanowić posiłek
a tu tylko mewki
kra kra kra kra
Pietrek, 30 sierpnia 2014
jak mam wypełnić
zwiotczały kontur lat
to nie do pomyślenia
bym się urodził
tak dawno we mnie jest
jedynie kilka nocy dni
czy zim
ostatnie lato przemieszane
głosy przyjaciół czyjś wysoki
zawstydzający śmiech
szepty co niosą się jak mgła
i chłód w głąb fiordu
od strony zdrętwiałego
morza
Pietrek, 21 lipca 2014
szkic na kolanie
w domu obumarłej miłości
żałobnicy stadkami
pogodnie ćwierczą
o nieboszczce
giętkie wszystkie są języki
te złe dobre i łany złociste
tylko się oblizujących
w domu pogrzebowym pan doktor
z panem od ceremonii bracia
w surdutach z syjamskiej korporacji
profesjonalnie stopniują powagę
siostrzyczki niemiłosiernej łagodności
wzlatują bezszelestnie jak duchy
nietoperzy rozsiewając zapaszek
ostatnie tchnienie miłości wciągnięte
łapczywymi nozdrzami astygmatyków
rozchodzi się po zapadniętych płucach
akurat tyle śmierci
i tyle świętości
by starczyło na tydzień
powszednim skłonnościom
nad trumną zmarłej miłości szepcze się
wzwodząc blade wcześniej płatki uszu
diakryty dreszczy tatuowane sokiem z limonek
pod wpływem którego skóra żałobników twardnieje
kurczy się i na nic kąpiele w rosie oślim mleku
we łzach
bo jest już po ceremonii duch miłości oddany
nakarmiona jej ciałem ziemia ogień woda i powietrze
są syte przyszedł czas na spory o porządek spadku
a wszyscy liczą
nie - spodziewana
mnoży się rodzina
miłości która
rozdała wszystko
za życia
naga umierając
w ubłoconej koszuli
Pietrek, 17 stycznia 2012
pośród krzątaniny nieistotnych wyborów
nie mając cierpliwości żeby siać czy orać
błądzę ścieżkami urojonych łowców
wystygłym tropem
gałęzie ponad głową zrosły się w sklepienie
zwarte milczące bez gwiazd czy księżyca
więc żyję rytmem przekraczanych potoków
posiłków odpoczynków wygaszonych ognisk
gdy przy nich przystaję wstydząc się ukłucia
nadziei na cokolwiek ponad ług z popiołu
Pietrek, 21 stycznia 2015
*
Tej nocy wróciłem do domu potykając się
o klamki, lustra i książki, więc napisałem
list
- nienawidzę cię ty skurwysynu!
*
Odnalazł się po latach w blaszanym pudełku
po egzotycznym tytoniu których ojciec zgromadził setki,
tak chroniąc swoje najcenniejsze skarby.
Negatywy portretów mamy, do której wracał
czasami jak żeglarz znudzony egzaltacją tropików;
pełen fałszywej skruchy i jeszcze bardziej
fałszywej godności.
Szkice tego co pomiędzy a nigdy
nie trafiło do druku, oddzielając
ojca od kartki papieru.
intymność nieporównywalna
z niczym prócz aktu tworzenia
Wszystko co było w jego życiu
dobre, złe lub nijakie,
lecz w dobroci, nijakości czy złu
istotne.
Jak mój gówniarski liścik.
Niewyschły zbiór
relikwii miłości.
Pietrek, 21 listopada 2011
fulerenowi asystenci snów
nie pozwolą pominąć
żadnej z koronek różańca
w mantrach sieci neuralnej
być może odnajdziemy spokój
i równowagę spełnionej entropii
przekraczanie prędkości światła
podlega karze miliona lat orgazmu
ale jeśli uda się nam przejść
- stadku rezolutnych alicji-
na drugą stronę wszechświata
to odmówmy paciorek
by biały królik nie okazał się znów
szmatką skórką obłoczkiem
tarmoszonym przez grajcharty
Pietrek, 25 lutego 2015
tato po wylewie leciutki
półprzezroczysty niezauważalny
mantrował bezgłośnie o trybach
konstelacji przekładni i bloków
o całym żelastwie które można było kupić
od ruskich na targowisku w Skoczowie
by zbudować ręczną windę drogę
do nieba pracowni na piętrze
sprzedałem ten dom pełen duchów
bez żalu szybko i poniżej ceny
lecz ani pieniądze rodziców
ani czas ukradziony samemu sobie
nie ustrzegły mnie przed pustymi nocami
ciemnością krzepnącego umysłu
nie planowaliśmy z tatą
że po wojnie pójdziemy na ryby
że się dogadamy
wyszło to jakoś samo z siebie
nieśpiesznie i bez wysiłku
śmierć jak kuweta z utrwalaczem
wykadrowała nasze wspólne
nigdy nienaświetlone fotografie
Pietrek, 19 października 2013
jeśli chodzi o jałmużnę
to owszem owszem
chętnie
nie unikam
skamlącej hołoty
wdzięcznym gestem
wyłuskując miedziaki
z obiecująco rozwartych
kapeluszy
Pietrek, 23 listopada 2011
zrodzeni z matek spłodzeni z ojców
do wysłuchiwania opowieści
o czasach kiedy wszystko było trudniejsze
i jak to oni wybierali przymierali z godnością
mała matura duża matura kindersztuba
wszystkie inne kity założycielskie
precz z komuną precz z komunią
żydowscy esesmani mają swoje ubeckie
metody logicznej argumentacji
demokracja delegalizacja defenestracja
defekacja jestem przy de
kuba wyspa jak wulkan gorąca
kapitalizm tak
wypieprzenia nie
mam kurwa dbać o tą mogiłę
sprzątać świeczkę zapalić
czy tylko pilnować
żeby się nikt nie wykopał
maciek cybulski osaczany
przez poplamione prześcieradła
raz po raz
oglądam tę scenę próbuję rozumieć
Pietrek, 25 lutego 2012
od punktu a do punktu b naprężona
linia jest osią czasu i świata
mój cel to horyzont dążę by złamać go
wpół zakleszczyć wschodzące słońce
odprysk na niebie bezskrzydły
bezdzioby kamień co zawisł na mgnienie
pomiędzy
Pietrek, 16 listopada 2013
grubasek w cieniu trampoliny
stroszy błękitne płetwy
prezent od ojca z wakacjii
bezpieczny poza zasięgiem
fontann delfiniego śmiechu
to miejscowi obskakują piszczące dziewczyny
z trzech metrów na bombę i na główkę
książę trytonów jest pełen obaw
kropla wilgoci na zawstydzonej skórze
mogłaby zmusić go do powrotu
w najgłębszy malachit
między bezsłownych
swoich
Pietrek, 17 lutego 2014
będąc bliskim
rozmywasz się
zlewasz z tłem
dalekim
kochanki odchodzą
od zmysłów
do kochanków
na zachód pod prąd
rodzice jak zwykle
na poboczu
ciernistych alejek
dzieci ech dzieci
tylko wódka i dziwki
pozostaje pomilczeć
z Jesse Stonem
bo Boomer odszedł
i nie ma już Boomera*
______________________
*pies Stone’a, psy tak już mają [przyp. Aut.]
Pietrek, 27 listopada 2011
Jestem człowiekiem bez ambicji...*
mam w dupie
drobne przyjemności
wzdłuż kręgosłupa
ścieka mi pot
ni zimny ni gorący
lepki
stąpam ciężko ostrożnie
wpatrzony w ziemię
piach kamyczki źdźbła
pióra wczorajszych ptaków
pnie jutrzejszych drzew
*Kenneth Rexroth "Korzyści płynące z wykształcenia"
Pietrek, 23 stycznia 2014
stara kobieta czesze szklane włosy
przed lustrem myje się dokładnie
rozciąga zmarszczki sine
tatuaże wzbierają krwią
teraz skóry starczyłoby wielu
stara kobieta spaceruje
godzinkę plotki wypominki
Zosiu nie oddałaś mi soli dziś
sama jesteś jak sól puchniesz
w ustach aż język drętwieje
czy w niebie będziemy dalej
mogły się kłócić jeśli nie to piekło
każda z nas będzie sprzątała
osobne
stara kobieta patrząc w lustro
nie czuje się zdradzona
lustra wszystko zamieniają
miejscami
Pietrek, 5 marca 2014
kiedyś
wytrzeźwieję
być może
lecz dziś
niech lodowce
spływają
jak ślina
po podbródkach
gór
Pietrek, 13 czerwca 2012
czasem fantazjuję że maluśkiego
zabrał krup
lub sanhedryn aż tak nie obawiał się nowinek
jakie były by wyprawy bo przecież nie krzyżowe
dumne okręty białych dzikusów
obładowane paciorkami kukurydzy
a córka wodza największy skarb kula
mogła zaznać rozkoszy i mądrości
nieznanych dotąd jej miedzianozłotemu ludowi
ale to tylko czcze gdybanie
jak paradoks wolnej woli
pułapka idealna
bo czyż absolut może być nią obdarzony
skoro jest nieomylny
i sam siebie zaklął
w doskonałości boskich zamysłów
Pietrek, 9 grudnia 2011
wszedł
wyszedł
i poszedł
Pietrek, 10 grudnia 2011
Po siedmiu latach przymusowej pracy
ubodzy mogą osiedlić się na pograniczu.
Tylko tam są wolni, nikt nie narzuca im
żadnych praw.
Nathanielu...
Kiedy Białe Włosy zginie, Mogua zje jego serce,
ale wcześniej weźmie pod nóż jego córki - by wiedział
że jego nasienie zostało zgładzone.
Nathanielu...
Skoro naciągają to prawo wedle uznania, straciło ono
dla nas jakąkolwiek wartość.
Nathanielu
cały świat stanął w ogniu
To prawdziwy jedwab, zwiększa donośność o 40 yardów.
Nathanielu...
Francuscy oficerowie będą chronić brytyjskich oficerów.
Nathanielu...
Jestem La Longue Carabine, Sokole Oko. Moja śmierć
przyniesie Huronom chwałę.
Nathanielu
oni spłynęli jak ptaki
z rozpalonych skał w dolinę
mój Nathanielu
Pietrek, 16 listopada 2011
przetarte oczy wyświechtane spojrzenia
spłowiały oleodruk z cyganką i maurem
ściany to są ściany
wzrok zahacza o nerwy
pajęczyn z much i pająków
solidarnie obmarłe
a oknem horyzont przebija
powieki jak gwóźdź
aż do mózgu spływa horyzontem
przestrzeni jałmużna
jest radość usmarkana i powaga w mundurku
sól przeciw duchom i fajans na stole
deski jak organy skrzypiące na jutrznie
by modłom dodać otuchy
nim zmienią się w sople
i runą z pod sufitu
pokruszone na krople
co ani już słone
ani nie są mokre
Pietrek, 20 stycznia 2014
subtelnych myśli
echo słyszę
jedynie co
mnie zwodzi
well błądzę
błądzę w ciszy
bo grzechem było
by nie błądzić
Pietrek, 10 grudnia 2012
znużony
z lekką nadwagą
w zenicie duszy
w sile zwątpienia
roztrwoniwszy wszystkie uśmiechy
mężczyzna zasiada
na wprost balwierskiego lustra
szron osypuje się ze skroni
w małe zaspy u stóp
jest wielkie ukojenie
w pogodnej paplaninie
chłodnym dotyku
zręcznych rąk
alicja w wieku jego córki
jest bezpieczna i swobodna
po drugiej stronie
myśli:
kto ostrzyże go
ogoli umyje
to już inny sen
Pietrek, 20 listopada 2011
purchle tabloidowej inżynierii
obsiadły place wygładzają zmarszczki
zaułków tym bardziej zawstydzonych
im z dnia na dzień stają się młodsze
w ogniu metahalogenów
spłonęły półcienie
i zawsze jest ta sama godzina
przed świtem
gdy oczy są puste
wypatrzone do cna
czytam od nowa
moje wałaszone miasto
brajlem niedopałków
styropianem przedmieść
wstydem butwiejących szans
Pietrek, 15 listopada 2011
dzień chłodny skupiony
pełen niedopowiedzeń
oddychasz nim
wręgi żeber z kojącym wysiłkiem
cichutko śpiewają
pod naporem czasu
dookoła nic
tylko migotliwe falowanie miasta
chmury gołębi zebrane
na deszcz oliwnych gałązek
Pietrek, 22 marca 2012
...to tylko bohater plastikowego serialu
barracuda siedemdziesiąt jeden
w kolorze lemon twist tnie miasto
jak lancet kauteryzując zaułki
nie ma tu zbyt wiele a wszystko
zdaje się być na właściwym miejscu
jak inspektor dominguez uroczo
bezradny wobec samego siebie
kapitan bridges poskramia kobiety
i mężczyzn unikając własnych sideł
a ordery nie defasonują mu pysznych
kamizelek
może to faktycznie takie łatwe
patrzeć jasno mówić wprost
dbać o najbliższych
bez względu na konsekwencje
Pietrek, 30 grudnia 2011
sumienie po burty zagracone
balastem który przydaje równowagi na falach
i choć brnę grubo poniżej linii wodnej cezury
tonę ku horyzontom wciąż w jednym kawałku
konsekwentny rozbitek
ocean paradoksów ołowiane grzbiety
pochyla i podnosi łamie i pożera
wiatr jest słony wilgotny kres świata
widoczny wyraźnie ciągle w tej samej
nieprzebytej szarości
unoszą mnie prądy to gorące to zimne
nocą śnią się portowe knajpy i zaułki
lecz stałego lądu nie potrafię przemierzać
chcąc nie chcąc
mam zawsze
stopę wody
pod kilem
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 maja 2024
....wiesiek
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
17 maja 2024
1705wiesiek
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
1505wiesiek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis