JoT Eff | |
PROFILE About me Friends (26) Forums (3) Poetry (99) Prose (10) Photography (4) Diary (3) |
JoT Eff, 6 may 2011
To jest Klara. W siódmej klasie zachorowała
na schizofrenię. Dziś wygląda jak staruszka. Uśmiecha się
do mnie. Mówi, że przypominam dziewczynkę z podstawówki,
z którą chłopcy zamykali się w sali i musiała uciekać oknem.
Klara nie może wiedzieć. Kiedy uciekałam, spędzała czas
w szpitalach. Myślę sobie, może Klara jest Bogiem.
To jest Marek. Marek jest niewidomy. Już jako chłopiec
pieścił opuszkami płatki kwiatów i nazywał je po łacinie. Dzisiaj
jest ogrodnikiem. Uśmiecha się do mnie. Uśmiecha się do Klary.
Mówi, że pachnie jak lewkonia długopłatkowa. Czuję przyjemny
zapach maciejki. Rozchodzi się z każdym ruchem Klary,
zaraz po tym, jak Marek dotknął jej dłoni, na dzień dobry.
Myślę sobie, może Marek jest Bogiem.
JoT Eff, 28 november 2011
Zanim tata uderzył pierwszy raz mamę,
wybrałam ich na rodziców dlatego, że on grał
pięknie na fortepianie, a ona z wdziękiem nosiła
sukienki, które zamawiała dla niej babka u najlepszego
krawca w mieście. Nie wiedziałam jeszcze, że
krawiec szył je prawie za darmo, bo oboje łączyła
szczególna więź z obozu koncentracyjnego.
Tata był przystojny, pomijając odstające lekko
uszy, które od dziecka ukrywały pod blond
loczkami zakochane w nim bezdzietne ciotki,
stare folksdojczki z racją na czas wojny
na 2200 kalorii. Był śmiały i bezpośredni,
nikt nie przypuszczał, że tylko po wódce.
Żal mi go było, gdy ciotki go obsiadały
jak wrony cienką gałązkę wierzby. Uginał się
od tych wszystkich ”kra"; że mama nie jest
dla niego odpowiednią partią.
Postanowiłam dać im siebie; małą, ładną
dziewczynkę, ze wszystkimi aryjskimi cechami,
nawet uszy miałam od taty ładniejsze tzn.
mniejsze i przylegające do głowy. Po raz pierwszy
przestało mi się podobać, kiedy tata wyciągnął
ze skrzynki widokówkę, na której było napisane
"nie zapomniałem jaka jesteś śliczna, gdy wrócę
z wojska, chciałbym się z Tobą spotkać". Zanim
przeczytałyśmy treść, piekły nas policzki, również
ze wstydu, bo tak źle wybrałyśmy, a potem,
zrozumiałam; nie kocha się ludzi dlatego,
że na to zasługują i zostałam tam, gdzie mama.
JoT Eff, 6 february 2011
sąsiad z naprzeciwka ma nadzieję
że kosmici znają alfabet morsa
zostawił żonę kiedy urodziła dziecko
całkiem podobne do niego
nie mógł patrzeć jak historia się powtarza
kiedyś sam chciał ostrzec ludzkość
zaczął pisać książkę o rudym Janku
o tym samym który w łódzkim getcie
zastrzelił z ułańską fantazją
i niemiecką precyzją
dwudziestu czterech Żydów
nie mniej nie więcej
tylu należało
by pomścić
dwanaście kur
przestał pisać
po alei snajperów
teraz gasi
i zapala światło
JoT Eff, 10 february 2011
Nie myśl o diecie, kiedy zjadasz
kolacje z dwustukilogramowym
gorylem. I tak goryl dmuchnie
ci w twarz dymem z cygara.
Taka demonstracja statusu
seksualnego, przypominająca
rozkraczoną małpkę sajmiri,
która wpycha penisa każdemu
podporządkowanemu osobnikowi.
Skacz sprawnie, jak pchła, z tematu
na temat. Goryl zacznie się wiercić.
Wyglądać, jakby chciał się podrapać.
To z powodu penisa U pchły
stanowi jedną trzecią długości
ciała i posiada dodatkowe gadżety
łaskocząco-stymulujące. Goryl
z pięcioma centymetrami w erekcji
nie ma z pchłą żadnych szans.
JoT Eff, 6 july 2011
bez wahania(?)rozbieram się do naga.
ciało mam lekkie, nieuformowane
piersi, biodra. poznaję w puderniczce
mamy - odbicie splotu włosów gejszy.
smakuję na początku i na końcu.
środek. znalazłam w brudowniku świerszczyk
(już nie zapomnę; niedużej blondynki
z fryzurą pazia, skórą umazaną
mechanicznym smarem, - odcisków palców
na każdej czarno-białej fotografii).
jestem zdenerwowana, zaraz wejdzie
mama z nocnikiem mojego braciszka.
teraz, gdy wiem, jak to jest być kobietą.
JoT Eff, 15 march 2012
Dzisiaj czuję się młodo. Miałam sen zdrowej kobiety.
Mąż mnie zdradził, a ja zwyczajnie byłam zazdrosna.
Żadnych głów między udami, po prostu przyłapani
na piciu soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
Potem jego oczy zaszklone jak wtedy, gdy pierwszy
raz na ruchomych schodach wzięłam go pod rękę.
Powiedział, że się zakochał. Boli mnie każda cząstka.
JoT Eff, 31 january 2011
Różowa mgła to zjawisko,
które występuje, kiedy kobieta
zakochuje się w mężczyźnie.
Zawsze, tak bywa z mgłą,
mgła opada, powietrze robi się
przejrzyste i kończy się fetes
galantes. Jolka papla i parzy
nam bratka. Mężczyzna zaczyna
jej śmierdzieć, milczy lub mówi
od rzeczy, ma nadpobudliwe ręce,
a wszystkiemu winne przejrzyste
powietrze. Bratek oczyszcza
organizm. Oczyszczanie jest
niezbędne dla prawidłowego
funkcjonowania. Przecież
ludzie nie uciekają od siebie,
gdy śmierdzą. No właśnie
i to jest wbrew naturze.
/ z cyklu "z Jolką"/
http://www.supershare.pl/?d=CA3F6C032
- czyta Wanda Szczypiorska.
JoT Eff, 20 october 2011
dziwna ta miłość, co nie widzi
oczu kochanych, rozmarzonych,
ust nie maluje pocałunkiem
w jej wyobraźni wypieszczonym.
dziwna ta miłość bez podziwu:
jak dziś jej ładnie w nowej bluzce,
jak błękit dobrze na niej leży,
w oczach odbity niczym w lustrze
dziwna ta miłość jest dla innych,
bo jakaś taka... niedzisiejsza?
co dzień śle długie, tkliwe listy,
wykleja znaczki na kopertach.
dziwna ta miłość, co nie szepcze
słów czułych wprost do jego ucha,
a jednak zmienia czas na lepszy,
choć ślepa jest i całkiem głucha.
JoT Eff, 24 september 2012
Wiersz dla synka
Tak nie staje się niewidzialnym, synku.
Wiem, też ściskałam mocno powieki,
a i tak wszedł księżyc. Teraz mieszka we mnie.
Najpierw boimy się tego, co za oknem,
potem tego, co w nas, lecz tylko
w ten sposób stajemy się dorośli.
z tomiku "GENY" - autor Joanna Fligiel
The poem for my sonny
This is not the way to be unseen, my son.
I know, I would myself clench my eyelids,
still the moon has risen. Now it dwells in me.
At first we fear what's outside the window,
only to later dread what dwells inside us,
but that's the only way we can grow up.
na angielski przełożył Janusz Solarz
Poéme à mon fils
Ce n'est pas ainsi que l'on devient invisible, mon petit garçon.
Je sais, moi aussi je fermais très fort mes paupières
mais pourtant, la lune est entrée. Depuis, elle habite en moi.
Au début, nous avons peur de ce qu'il y a derrière la fenêtre,
ensuite, de ce qui est en nous mais c'est seulement
de cette manière que l'on devient adulte.
na francuski przeł. Beata Zbikowska
Gedicht fuer Sohn
So wird man nicht unsichtbar, mein Sohn.
Ich weiss, ich habe auch die Augen fest gekniffen,
aber der Mond ist doch gekommen. Jetzt lebt er in mir.
Erstens haben wir Angst davor, was hinter dem Fenster ist,
dann vor dieses in uns, aber nur
auf diese Weise werden wir Erwachsen.
na niemiecki przeł. Johanna Kern
Poema para hijo
Asi no te haces invisible, hijito.
Yo se, tambien cerraba fuerte los párpados,
pero a Luna entro. Ahora esta dentro de mi.
Primero tenemos miedo de lo fuera de la ventana,
despues de lo que esta dentro, pero solo
de esta manera nos hacemos adultos.
na hiszpański przeł. Marko Hernaiz
Poesia a mio figlio
Così non si fa mai invisibile, mio figliolo.
So bene, anch’io stringevo forte le palpebre,
e pure è entrata la luna. Adesso abita in me.
Prima abbiamo paura di quello che c’è fuori la finestra,
poi di quello dentro noi, ma soltantodi
questo modo diventiamo adulti.
na włoski przeł. Krzysztof Jeleń
i jeszcze jedno włoskie tłumaczenie wprost z Italii!
Poesia per mio figlio
Non si diventa invisibile cosi, figliolo.
Lo so, anch'io chiudevo forte gli occhi,
ma la luna è entrata lo stesso. Ora vive dentro di me.
Prima abbiamo paura di quello che si trova al di fuori della finestra,
poi di quello che c'è dentro di noi,
ma solo in questo modo diventiamo adulti.
na włoski z włoch, przetłumaczył Łukasz Ruda.
Ποίημα για τον γιο
Έτσι, δεν γίνεσαι αόρατος γιε μου.
Ξέρω, και εγω έσφιγγα δυνατά τα βλέφαρα μου.
Παρ’όλο αυτό εμφανίστηκε το φεγγάρι. Τώρα, παραμένει μέσα μου.
Πρώτα, φοβόμαστε ότι είναι κρυμμένο πίσω απο το παράθυρο, ύστερα,
αυτό που κρύβεται μέσα μας.
Μα μόνο με αυτό το τρόπο, γινόμαστε μεγάλοι.
Na język grecki przełożył - Withkacy Zaborniak
JoT Eff, 18 july 2011
Wszystko się od czegoś zaczyna:
od odry, od gorączki po odrze,
od matki niedoszłej baletnicy,
od ojca niespełnionego pianisty i od dysleksji,
od atropiny, którą wkrapiano mi przez lata
w zdrowe oczko albo od całego dorastania
pod kołdrą i nadaje się imię, i nazwisko.
Wszystko się na coś zwala:
na odrę, na gorączkę po odrze,
na matkę niedoszłą baletnicę,
na ojca niespełnionego pianistę i na dysleksję,
na atropinę, którą wkrapiano mi przez lata
w zdrowe oczko albo na całe dorastanie
pod kołdrą. W końcu nadaje się imię
Niewarto. Dzisiaj mam tylko nazwisko,
które nadal wymawiają jakbym była żartem.
JoT Eff, 2 february 2011
Już nie pamiętam kiedy tak sobie
siedziałyśmy na ławeczce w mroźne,
słoneczne popołudnie. Patrzymy,
jak drepczą gołębie, jedzą moją bułkę,
kochają. Jolka mówi; przynajmniej one,
wszystkie, łączą się w pary na całe życie.
Nieprawda, w Ptaśku czytałam
historię o gołębiej kurwie, co dymała się,
co kilka dni z innym. Ta wiedźma
przechodziła ludzkie pojęcie.
Sprowadzała najlepszych samców.
Same szlachetne odmiany, przy czym
była brzydka. Łapała na swój seksapil.
Uśmiecham się porozumiewawczo (w końcu
uśmiecham się do Jolki) i czekam
(całą sekundę), co odpowie Jolka:
wiesz, ty uwierzysz w każdą bzdurę,
którą opowie ci byle pisarczyk, i tyle.
/ z cylku "z Jolką"/http:/
/www.supershare.pl/?d=95E4C8492
- czyta Wanda Szczypiorska.
JoT Eff, 31 march 2011
jutro rano wstanie
wyczyta z mowy ciała dzień dobry
i będzie przerzucał skrzynki z mięsem
spocą mu się dłonie
nie z wysiłku
nie ze strachu
ze wstydu
że pojutrze nic się nie zmieni
prócz nowej pary rękawic
JoT Eff, 21 february 2011
Nawet ścięte gałęzie wypuszczają liście.
Myślą absurdalnie, że przeżyją do wiosny.
Wczoraj (znów) powiedziałeś; jesteś najpiękniejsza,
jeszcze tylko ten miesiąc, przyjadę, po rejsie.
Nawet ścięte gałęzie wypuszczają liście.
Już mnie nikt nie oszuka. Nie wystarczy woda,
zostawiona w wazonie, by wyrosło drzewo.
Nie wystarczą dwa słowa, nawet najważniejsze.
Pielęgnujesz wspomnienia, przeglądając zdjęcia.
Pytasz: czy ja też tak? - Nie, nie urośnie drzewo,
jeśli kwitnie w wazonie. - Szybko minie miesiąc,
przyjadę po rejsie, tam. A drzewa nie będzie.
Będą suche gałęzie.
JoT Eff, 3 february 2011
Kiedy marzną stopy myślę o nich więcej.
Jestem ta najsłabsza. Nie urodzę córki.
Przepraszam kochanie. Obiecanej latem,
kiedy moje stopy owiewane ciepłem
nie marzły mi wiecznie. Kaszlę od tygodnia.
Wyszłam gdzieś bez golfa. One wyszły w lutym.
Chodaki za buty, w pasiastych sukienkach,
jestem taka miękka, jestem taka miękka.
Babki we mnie płaczą. Jedna, druga. Trzecia.
Krzyczę po niemiecku, mam zadartą kieckę,
wiem jak śmierdzą ruski, piersi rwą spod bluzki,
wszystko mam na wierzchu, wszystko mam na wierzchu,
wzięło mnie trzech wespół. Przepraszam kochanie.
Nie urodzę córki obiecanej latem.
Nie dotrzymam zatem.
JoT Eff, 17 november 2011
Klucz
Człowiek jest tak chory
jak to, co ukrywa.
Wie o tym dobry Bóg.
Nie żyje. Potknął się
nie jeden raz, lecz w środę
spadł również ze schodów.
Bóg dał mu kilka dni na zrozumienie
syna, że rodziną jest się dzięki miłości,
a nie dzięki więzom krwi.
Nie wszyscy mają tyle
szczęścia, więc przepadają
wraz ze swoimi sekretami.
Jaką masz tajemnicę?
Przecież w każdym zamku
jest też sala tortur.
***
Sztuka wyboru
Zanim tata uderzył pierwszy raz mamę,
wybrałam ich na rodziców dlatego, że on grał
pięknie na fortepianie, a ona z wdziękiem nosiła
sukienki, które zamawiała dla niej babka u najlepszego
krawca w mieście. Nie wiedziałam jeszcze, że
krawiec szył je prawie za darmo, bo oboje łączyła
szczególna więź z obozu koncentracyjnego.
Tata był przystojny, pomijając odstające lekko
uszy, które od dziecka ukrywały pod blond
loczkami zakochane w nim bezdzietne ciotki,
stare folksdojczki z racją na czas wojny
na 2200 kalorii. Był śmiały i bezpośredni,
nikt nie przypuszczał, że tylko po wódce.
Żal mi go było, gdy ciotki obsiadały tatę,
jak wrony cienką gałązkę wierzby. Uginał się
od tych wszystkich ”kra"; że mama nie jest
dla niego odpowiednią partią.
Postanowiłam dać im siebie; małą, ładną
dziewczynkę, ze wszystkimi aryjskimi cechami,
nawet uszy miałam od taty ładniejsze tzn.
mniejsze i przylegające do głowy. Po raz pierwszy
przestało mi się podobać, kiedy tata wyciągnął
ze skrzynki widokówkę od kolegi mamy z wojska,
na której było napisane "nie zapomniałem jaka
jesteś śliczna, gdy wrócę, chciałbym się z Tobą
spotkać". Zanim przeczytałyśmy treść, piekły nas
policzki, również ze wstydu, bo tak źle wybrałyśmy,
a potem, zrozumiałam; nie kocha się ludzi dlatego,
że na to zasługują i zostałam tam, gdzie mama.
* * *
a numer mój sześćdziesiąt osiem
Urodziłam się wbrew naturze. Mama schudła
do porodu, chociaż babcia dbała o nią jak o swoją
matkę, po powrocie z Ravensbrück. Wyglądały
podobnie; z wydętymi brzuchami, z twarzami,
obrzuconymi krostami. Potem znowu Bóg chciał,
bym umarła, lecz lekarka włożyła mnie do balii
z zimną wodą i gorączka skończyła się tylko
zapaleniem ucha. Siedziałam zmęczona bólem
na kolanach taty, ale to ja ściągnęłam na siebie
kawę. Na pamiątkę zrobiono fotografię buźki
z ustami w podkówkę i obłożonych opatrunkami
kończyn. Jestem na niej. Jestem jeszcze
na kilkunastu smutnych, innych, schowanych
w czerwonym pudełku za książkami. Odkąd
sama robię zdjęcia, uśmiecham się. Nie ma
nic bardziej zwodniczego od uśmiechu. Myślę
sobie, że jeśli was oszukam to
i siebie uratuję.
***
pętliczek, czerwony stoliczek
czy bije, krzyczy, czy mocno trzyma i szczypie
i co robi matka, czy też krzyczy,
czy nadal uprzejmie segreguje gazety.
może leży z nimi, nieodpowiednio, na stoliczku,
być może leży, upadła, może omdlała, zdziwiona,
że tyle krwi, tyle krwi, tyle krwi wypływa
z jednego potłuczonego nosa.
czy bije, krzyczy, czy mocno trzyma i szczypie,
i co robi najpierw, najpierw sadza na kolana,
pyta, jak mocno go kocham, a potem szczypie.
chcesz zejść z kolan, przytrzymuje i krzyczy;
jesteś taką samą suką jak ona, tylko czekać,
tylko czekać, aż dostaniesz cieczki i byle pies,
byle pies cię wyrucha, a potem bęc.
jeśli jest zwinna może uciec do łazienki,
na klatkę, po schodach do piwnicy, przeczekać może,
może nawet wsiąść do pociągu byle jakiego z kamieniami
w gardle, z zaciśniętymi pięściami, najczęściej boso. konduktor,
konduktor to pikuś w porównaniu z facetem w garniturze,
którego wszystko denerwuje, chyba, że akurat matka zaklinuje się w progu,
no to wtedy na kogo wypadnie na tego bęc, bęc, bęc, bęc, bęc, bęc, bęc, bęc
***
podróż do krainy słodyczy
- bratu
białe ściany, góry pościeli na tapczanach.
bawimy się żołnierzykami. za drzwiami
toczy się wojna, czym głośniej, tym ciszej
walimy klockami w nasze wojska. to czas
największych i najdłuższych bitew.
tak łatwo zasypiasz, wystarczy, że przeczytam
kilka stronic. wierzymy w cud (jak Marynia z baśni,
której miłość do dziadka do orzechów jest w stanie
zdjąć czar z pokracznej figurki), ale nie nadchodzi.
pewnie dlatego, że to mysi król.
lepimy baby z piasku. jesteś bardziej cichy niż inne
dzieci, za to ja mielę językiem, jakbym mieszała im
w głowach myśli, nie dopuszczam pytań, wtyd i tak
powstanie mit, że jestem ta silniejsza. nie jestem,
chociaż w moich żyłach płynie więcej krwi.
***
Samobójstwo jest zwykle uważane za dzieło rozpaczy. Jeśli
ta opinia odpowiada prawdzie - a wcale nie jest pewne, czy odpowiada
prawdzie zawsze, bo literatura (a i życie) zna samobójstwa, które z
rozpaczą niewiele mają wspólnego - aby zrozumieć psychologiczną dynamikę
samobójstwa, trzeba badać rozmaite formy rozpaczy, które nas do śmierci
zbliżają czy do niej popychają.
- Stefan Chwin - "Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni"
Rozpacz
Mój tata nie był zrozpaczony. Bał się.
Mówił, że po niego przyjdą. Tam, gdzie
udał się, miało ich nie być. Tego był pewien.
Nigdy nie wahał się, użyć słów ani ręki.
Był dużym mężczyzną. Przystojnym
i eleganckim. Nie lubił pięknych kobiet,
lecz je kochał. Nie umiał się zdecydować,
którą bardziej.
Mój tata wierzył ludziom w zło w ustach.
Powtarzał je krzykiem. Chowaliśmy się
pod kołdry, ale wyciągał nas po kolei.
Podnosił do góry jak prosięta, żeby
spojrzeć w oczy. Nie bał się.
Mój tata zawsze szukał kluczy,
drobnych i mojego ojca. Czasem
był nim sekretarz, który jeździł
czarną wołgą. Czasem lekarz od spraw
kobiecych, co mieszkał blisko dworca.
Czasem któryś ze Skaldów.
Mój tata nie był zrozpaczony.
Zawiązał krawat i przykurczył nogi.
***
przedstawienie
widok jest tragiczny; dres adidasa,
podkurczone nogi, solidny krawat,
sina twarz, krew z nosa i z ust,
i czerwony znak na szyi po
przetarciu skóry, oczy,
nie pamiętam.
kiedy odcina się, rzęzi. to resztki
powietrza wydostają się z płuc.
nachylasz się, myślisz - żyje;
- a kuku, jestem śmierć,
możesz mnie powąchać,
możesz mi naskoczyć
i włożyć do worka.
***
Dzisiaj tutaj posprzątam
jestem na cmentarzu. mam takie fajne rękawiczki,
w których widać tipsy. powinnam odmalować cyfry.
teraz trzeba blisko podejść, żeby je odczytać.
nie zrobię tego. tak jest dobrze. nie gniewam się
jak odszedł. gniewam się jak żył. mój syn
nazywał go grubą Bertą i grał z nim "dla Elizy"
na keyboardzie. piekące i gorące. wspomnienie
kłujące w oczy. wylewa się i płynie. wykrzywia
twarz jakby miała się rozsypać. pojawia się
gość z ryżową szczotką. jego uścisk przeraża mnie
śmiertelnie. o nic nie pyta, a ja czuję się jak ryż,
który leży obok mydła.
***
Dorotka
Nie wiem, jak to jest stracić mamę w szóstej klasie
i dziewictwo na klatce schodowej z żołnierzem.
Mieć brzuch i nie mieć dziecka.
Wiem, jak to jest; zdążyć przed gniewem,
zamknąć się w łazience., leżeć na posadzce,
nadsłuchiwać, czy udało się uciec matce.
Nawijam włosy na różowe wałki, by rano potrząsać
loczkami, jak ty. Dwa aniołki z pierwszej ławki.
Nie brakuje nam skrzydeł.
Wznosimy się ponad wszystkich, z którymi przyszło,
czy nie przyszło, nam mieszkać. Codziennie,
aż do zmierzchu.
Bywa, że spotykamy się na cmentarzu. Odwracamy
twarze w przeciwne strony świata. Nie lubimy siebie,
gdy każda odnawia przeszłość.
Już nie dowiem się; jak traci się matkę w szóstej klasie,
dziewictwo na klatce schodowej z żołnierzem.
Mieć brzuch i nie mieć dziecka.
Ty wiesz; jak to jest być szybką, zamknąć się w łazience,
leżeć. Mam jeszcze wosk w skrzydłach. Ty nie
musisz nadal skręcać włosów.
***
Nomada
Swędzi mnie pieprzyk na plecach.
Damian podrapał swój i umarł. Nie od razu,
po przerzutach. Miał tego raka wszędzie.
Płakał, kiedy zrobili mu ostatni rezonans.
Mama też miała czerniaka. Jeszcze zanim
ja się urodziłam. Może dlatego mnie nie chciała.
Jestem, bo babka zapytała: - chyba po to
pobierają się ludzie, żeby mieć dzieci?
Nie przywiązuję się do niczego. Nie kolekcjonuję.
Zostawiam domy jak roztargnieni rękawiczki
w tramwajach. Gubię przyjaźnie.
Żal mi tylko nazajutrz.
***
wizyta
nie lubię oplatać słów bluszczem. walę prosto z mostu,
dlatego mama przeze mnie płacze. wiem, że to źle,
ale uczyłam się dyplomacji, siedząc pod drzwiami
z nożem do krojenia powszedniego chleba.
noc w noc oszukujemy siebie, wymyślamy kłamstwa
w rozpaczliwej nadziei, że jutro staną się prawdą.
i stają się. po jego śmierci miałyśmy być szczęśliwe,
obiecałyśmy to życzliwemu Bogu, a modlimy się
o reinkarnacje. odjeżdża autobus. wskakuję jeszcze
z paczką papierosów i rozmienionymi pięć euro, żeby
mama miała na ubikację. czeka ją długa podróż,
bo ona boi się latać, znikąd donikąd.
***
Joanna Fligiel
Wszystko się od czegoś zaczyna:
od odry, od gorączki po odrze,
od matki niedoszłej baletnicy,
od ojca niespełnionego pianisty i od dysleksji,
od atropiny, którą wkrapiano mi przez lata
w zdrowe oczko albo od całego dorastania
pod kołdrą i nadaje się imię, i nazwisko.
Wszystko się na coś zwala:
na odrę, na gorączkę po odrze,
na matkę niedoszłą baletnicę,
na ojca niespełnionego pianistę i na dysleksję,
na atropinę, którą wkrapiano mi przez lata
w zdrowe oczko albo na to całe dorastanie
pod kołdrą. W końcu nadaje się imię:
Niewarto. Dzisiaj mam tylko nazwisko,
które nadal wymawiają jakbym była żartem.
JoT Eff, 22 february 2011
kiedy skóra staje się przeźroczysta,
widzi siebie. wędruje tam, gdzie drzewa
wydają się jej starsze. nocą, w sukience w groszki,
w której szczerzy mleczaki na fotografii z Juraty,
biega wśród chabrów. bezsenność w chabrach
może jednak jest darem. świtem,
pod kufajką po tacie słyszy stawy,
głośne jak rudziki o zachodzie słońca.
czesze rzadkie marzenia niczym włosy
starych kobiet. babia jesień do policzenia
na grzebieniach po mamie.
JoT Eff, 20 october 2011
nad tobą chłód, wrzosy i marmur.ktoś poprawił literki pędzlemz czarną farbą, choinkę wyciął, tę z ogrodu, bo ciut za blisko rosła grobu i trzeba byłoją przesadzić.nic nie powiem, dość
jej fartuch wypił soli.
nadal to boli, każde z imion,
obarcza siebietylko winą,
więc gdybyś widziałoczy mamy, nie dałbyś: kreślić, ciąć, tej pani.
JoT Eff, 3 march 2011
Mamy swoje tajemnice. Milczę,
Jolka milczy. Wybuchamy śmiechem. Taka
babska przyjaźń z aktualizowaniem danych.
Jolka jest moim twardym dyskiem.
Dyskiem Joliki jestem ja. Pamiętam jej
czerwoną czapeczkę z krótką antenką.
Jolka czapki nie pamięta, ale pamięta
jak zjeżdżamy na saneczkach spod pawilonu
czwartego. Moje sanki są ciężkie i dębowe,
Joliki sosnowe i co roku nowe. Dzieci jest tam
więcej, ale my jakoś zawsze razem. Pewnie
to sprawka Szopena, który zawsze ma dla nas
landrynki. Z każdym dniem jest chudszy
i bardziej naprany. Woła nas z okna niskiego
budynku, do którego wchodzą czwórkami,
a na który patrzy się z mojego dziecięcego pokoju.
Skradamy się. Stajemy na ryczkach. Zaglądamy
i zwiewamy w krzaki przerośniętych porzeczek.
Jolka wie. Ja wiem, co robi Szopen
przy metalowym stole, ale nadal
uwielbiamy ssać kolorowe karmelki.
I chociaż staramy się ssać, jak najwolniej,
to ani ja, ani Jolka już nie mamy złudzeń,
że jutro będzie dłuższe, niż wczoraj.
z cyklu "z Jolką"
http://www.supershare.pl/?d=886E80EF2
czyta Wanda Szczypiorska
JoT Eff, 19 june 2011
Samobójstwo jest zwykle uważane za dzieło rozpaczy. Jeśli
ta opinia odpowiada prawdzie - a wcale nie jest pewne, czy odpowiada
prawdzie zawsze, bo literatura (a i życie) zna samobójstwa, które z
rozpaczą niewiele mają wspólnego - aby zrozumieć psychologiczną dynamikę
samobójstwa, trzeba badać rozmaite formy rozpaczy, które nas do śmierci
zbliżają czy do niej popychają.
- Stefan Chwin - "Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni"
Rozpacz
Mój tata nie był zrozpaczony. Bał się.
Mówił, że po niego przyjdą. Tam, gdzie
udał się, miało ich nie być. Tego był pewien.
Nigdy nie wahał się, użyć słów ani ręki.
Był dużym mężczyzną. Przystojnym
i eleganckim. Nie lubił pięknych kobiet,
lecz je kochał. Nie umiał się zdecydować,
którą bardziej.
Mój tata wierzył ludziom w zło w ustach.
Powtarzał je krzykiem. Chowaliśmy się
pod kołdry, ale wyciągał nas po kolei.
Podnosił do góry jak prosięta, żeby
spojrzeć w oczy. Nie bał się.
Mój tata zawsze szukał kluczy,
drobnych i mojego ojca. Czasem
był nim sekretarz, który jeździł
czarną wołgą. Czasem lekarz od spraw
kobiecych, co mieszkał blisko dworca.
Czasem któryś ze Skaldów.
Mój tata nie był zrozpaczony.
Zawiązał krawat i przykurczył nogi.
JoT Eff, 5 april 2011
Jolka nie jest już dzieckiem,
więc nie będzie to czarna wołga.
Jolka nie jest już młodą dziewczyną,
więc nie będzie to czarna beemka.
Wymyśli coś innego, coś,
co będzie rosnąć.
Nie będzie umiała tego nazwać,
a to będzie rosnąć,
aż nie przeciśnie się
przez żaden otwór w głowie.
Znajdzie wyjście, jak Ernest
Hemingway, szerzej otworzy usta.
z cyklu z Jolką
JoT Eff, 30 november 2011
Mogłam zjeść czekoladę,
ale nie chciałam przytyć,
wiec wypiłam koniak,
i dostałam pokrzywki,
nie wiem, po co kobieta ma okres,
nie dosyć, że może rodzić,
to jeszcze musi krwawić,
tego nie mógł wymyślić Bóg,
Bóg wymyślił kobietom pismo,
żeby mogły się porozumiewać spokojniej
niż mówiąc.
JoT Eff, 12 march 2011
kupiłam
mojej Baśce
prezent
chodzimy razem
na siłownię
koszulkę
z nadrukiem
mam już
z kim
chodzić w góry
a
kiedy
się odwraca
to
i
na
rower też
sobie
też
kupiłam
i gdy
biegam
pedałuję
lub
pracuję nad majorem
/chodzi o pectoralisae/
nikogo już nie niepokoję
nadruk brzmi
tak
sypiam
z
t y m
Markiem
JoT Eff, 25 february 2011
w domu bez wiary nie ma cudów. przemoc
wchodzi z przekręceniem klucza. dźwięk
zamków jest gorszy od obcych, a za oknem
halny. a po halnym tylko ruina i rozpacz.
w wakacje wyjeżdża się na wieś. pije herbatę
w cienkiej porcelanie, aż do zbiorów orzechów
laskowych. rok w rok czekam na wakacje, a one
znikają w mgnieniu oka jak ich bohaterowie.
zimą, z Francji, przychodzą paczki pełne
pomarańczy. buty dostają się bratu bez względu
na rozmiar. nie lubię pomarańczy i wszystkiego,
co rośnie tam, gdzie nie mam w czym dobiec.
kiedy umiera strach, zostają po nim grzechy,
obrzydliwe i nikomu niepotrzebne, jak zęby
w szklance. a potem już wiem, że życie
mija szybciej niż wakacje.
JoT Eff, 4 march 2011
Jolka zjadła trzy pączki, posypane pudrem.
Będziesz gruba, mówię. Patrzę na jej piersi.
Jędrne, pełne, duże. Przysięgam,
że rozumiem mężczyzn.
Inny teren.
Przejście, Lizol. Skalpel. Cięcie.
Jedna. Druga. Wczoraj
w Castoramie spotykałam jej syna.
Pękam, jak skorupka jajka. Myślałam,
że mam grubszą skórę. Płynie ścieżką
wspomnień bułgarska kadarka.
Jolka głośno się śmieje, a ja znowu jestem.
z cyklu "z Jolką"
JoT Eff, 26 february 2011
Eskimos bardzo to przeżył. Wyszedł w góry.
Pomyśleli, że nie wróci. Jednak wrócił.
Długo przyglądał się żonie, jak ludzie żebrzącym
Rumunom. Analogicznie /bo czysty rasowo Rumun
też należy do Narodów Aryjskich, tyle że przez lata
obniżał swoją czystość, mieszając krew z krwią
tureckich najeźdźców/ do sytuacji.
Przez kilka następnych nocy sprawdza, czy nie
rosną im nosy, czy nie rudzieją im włosy.
Nie patrzy /za to/ na nich przy śniadaniu.
Boi się, dziecka z twarzą Żyda.
Potem znajduje krawat i właściwy zawias.
I tak następuje koniec białego człowieka.
JoT Eff, 11 march 2011
chyba nie było cię nigdzie
kiedy nie było mnie nigdzie spałam
jesteś dobrym miejscem do zasypiania
poza tobą ojciec budzi mnie dyndaniem
za drzwiami gościnnego pokoju jednostajnie
jak wahadło starego zegara po nim albo rwaniem
włosów
zebrałam wszystkie bezsny
kiwam się przed lustrem drewniana i łysa
jak ukradziony wieszak z kina Promyk
JoT Eff, 10 may 2011
/pamięci Stanisława Goli/
Ten wiersz będzie miał rok - trzydziestego lipca.
Pisze się długo, bo zagraża śmierci. Wolno
przyjmuje postać, aby mógł zmartwychwstać.
Boi się, że umrze dwukrotnie: w niezrozumieniu
i bólu. Jeszcze jest nagi, bez grzbietu,
jak Dostojewski z półki Stasia Goli.
Ten wiersz jest sarną; płochą i zranioną.
Słabą, jak staruszek na balkonie, który woła
o pomoc dla uwięzionego zwierzęcia. Stoi
przy bukowym potoku. Patrzy jak nędznicy
grają butelkami w zielone. Płacze w ciszy,
a gdy otrze łzy, zgaśnie światło w jego oknie.
Ten wiersz jest z prowincji, więc jest skromny
jak renta polskiego dobrobytu. Tęskni do pastwisk
pod asfaltową drogą. Chce się włóczyć niczym
zakochani po Cygańskim Lesie. Zagrać w piłkę.
Nie śmieje się z upadku Ikara. Temu wierszowi
topią się słowa. Sposobi się do odejścia.
JoT Eff, 4 february 2011
Śnieży. Spacerujemy tropami
dzieciństwa. Nad świniarnią
mieszkał staruszek z trumną.
Dorośli go omijali, a dzieci
podglądały w szparach okiennic.
Któregoś popołudnia zgubiłam
braciszka. Mama go znalazła,
siedział na trumnie i jadł,
pajdę chleba z cukrem.
Śmierć i życie. Mogę wybrać
urnę, postawić na półce. Wojtyto
umarł, ktoś go znalazł, pochował
i zrobił wielkie sprzątanie.
Widziałyśmy, rozpadającą się
trumnę, wyrzuconą przez okno.
Raz śnieży, raz świeci słońce.
Spacerujemy. Kiedyś w taką
pogodę dzieci lepiły bałwany.
Jolka mówi, że życie jest
jak bałwan w słońcu, strasznie
go dużo na samym początku.
/z cyklu "z Jolką"/
http://www.supershare.pl/?d=AE20E2032
- czyta Wanda Szczypiorska.
JoT Eff, 15 march 2011
‘Podobnie jak myśl o samobójstwie, myśl o samotności bywa najczęściej jedyną formą protestu, na jaką nas stać, gdy wszystko zawiodło, a śmierć ma w sobie jeszcze ciągle więcej grozy niż uroku.” Gustaw Herling-Grudziński — "Inny świat" (Część 1: Praca, dzień po dniu)
Studium samotności
Już nie jestem jak ten rudy szczur z podwórka.
Nie stoję pod drzwiami i nie czekam na resztki.
Na imieniny chodzę sama.
Tylko ja, nieparzysta. Nawet zeszłoroczna
wdowa ma kogoś komu powtarza
nie pij, znowu zrzygasz się w wannie.
Wracam samochodem Pościel pachnie lenorem.
Zasypiam bez łez, prochów i wódy. Jak nazywa
się jednostka chorobowa "nie potrzebować"?
Przeciągam się, uśmiecham do lustra. Narcyz
przy mnie to pryszczaty szczeniak, myślę
i piszę te swoje monologi, tato.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
5 may 2024
0505wiesiek
5 may 2024
N2absynt
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
N1absynt
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
0405wiesiek
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
M1absynt
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma