Poetry

Mirosław Ostrycharz
PROFILE About me Friends (11) Poetry (128)


Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 30 may 2010

Bożek polny

Wśród zbóż umiera w kurzawie i w skwarze
na krzyżu z drągów strach na polne ptaki.
Strojny w łachmany śni złote ołtarze,
skrwawioną dłonią błogosławi maki.

Czasem nań sfrunie trznadel zabłąkany,
wiatr nim zachwiewa na rozeschłym drewnie.
W mękę i w ciernie już wierzą łopiany,
osty się modlą żarliwie i śpiewnie.

Cisza tak szumi, aż w trawie się błąka
modlitwa świerszczy, co po kwiatach płynie,
snem wybujałym kołysze się łąka,
w polnej spiekocie świat za światem ginie,
a Chrystus patrzy z krzyża ponad drogą
na ból łachmanów, na śmierć za nikogo.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 22 june 2010

* * *

Idę drogą, bezdrożem, byle dalej przed siebie.
Przeganiają się chmury po wieczornym już niebie.
Przydrożny jesion w wietrze łopocze resztą liści
poszarpanych i chorych, pobielałych na mrozie.
Niczym wilki jelenia w zadrzewionym wąwozie
ze zbliżaniem się zmierzchu osaczają mnie myśli
- o mych dawnych marzeniach, snach rojonych na próżno,
kruchej, cichej radości, która przyszła tak późno.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 june 2010

* * *

Dwie chronię w sobie miłości:
pierwszą – z przydrożnej kapliczki,
w świec zapatrzoną płomyczki,
niemą z rozpaczy od wielu dni.
 
Druga – to ty.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 june 2010

* * *

A ja cię poprowadzę w głębie tych przestrzeni,
które wewnątrz luster zawisły bez nazwy.
Popatrz, jak się słońca opal tam płomieni,
chociaż z naszej strony dawno już zagasły.
 
A ja cię poprowadzę w niezwykłe krainy,
gdzie zmyślone światy czekają w pomroce,
aż znane nam tylko nazwy im wrócimy.
Będziemy oboje jak stwórcy wszechmocni.
 
A ja cię poprowadzę w baśniowe doliny.
Tam kwiaty na łąkach czekają cierpliwie,
aż tajemnic naszych słowa wymówimy,        
by zabrzmiały w baśni – jak nigdzie – prawdziwie...
 
A ja cię poprowadzę...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 1 july 2010

* * *

Ciepły wiatr rozkołysał złociste dziewanny,
płonie mak zabłąkany w warg cierpkich purpurze,
blask słoneczny rozpętał w twych oczach snów burze,
gdy chłonę białych piersi urok nieustanny.
 
Zaklęcia jakieś szepczesz bezwiednie po cichu,
gdy rozpalam twe ciało pożądliwą dłonią,
omdlewa czarów naszych odurzony wonią
żółty motyl utkwiony na jaskra kielichu.
 
Wplątane w twoich włosów zawieruchę złotą
kąkole chylą ku nam kwitnące bezmiary,
wirują wielkie osty, czułe dłonie, skwary
w mych oczach oślepionych twoich warg pieszczotą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 1 july 2010

W południe

Wbite w błękit drzew korony
nad ogrodem tkwią w bezruchu.
Mignął motyl zagubiony
w gąszczu pokrzyw i łopuchu.
           
Łąka z rzadka nakrapiana
w plamy drobnych białych kwiatów
olbrzymieje już od rana
w nieskończoną bezbrzeż światów.
 
Za olszyną woda w stawie
śni sen słońcem roziskrzony,
w cieniu grabu zasnął w trawie
Bóg spiekotą dnia znużony.
 
W sennym skwarze letniej ciszy
pies wygrzewa się pod płotem,
dech ogrodów wonnych dyszy
wróblim wrzaskiem i świergotem.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 2 july 2010

Przy Brahmsie

W ciszy nocy przy Brahmsa dźwiękach przejmujących
swym chłodem i tragedią rozełkanych smyczków
skrzypiącym piórem smutku usiłuję pisać
o samotności godzin mrocznych i milczących,
o bólu, o rozpaczy, co w sercu się chowa
i staje się powoli moim przeznaczeniem,
o mojej duszy gniewnej i wprawnej w cierpieniu...
Z trudem oswajam dzikie, zalęknione słowa.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 2 july 2010

Źdźbło trawy

Odpływam. Żółte słońce stoi w chmur oddali
i zerwane źdźbło trawy więdnie w mojej dłoni.
Już wiem, że się niczego nie uda ocalić.
Toną przybrzeżne trzciny w białych bryzgach fal,
nikną drewniane tratwy w srebrnoszarej toni,
z każdym ruchem wioseł.
 
Mój pejzaż utracony ginie w snów oddali,
mały ognik zaledwie żarzący się w mrokach.
Już wiem, że się niczego nie uda ocalić.
Nikną wyspy szczęśliwe w białych bryzgach fal,
toną łódki z papieru w rozległych zatokach
smutku, który niosę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 3 july 2010

Brzoza

Zapatrzonej w chmur szkarłaty
smukłej brzozie wśród brzeziny
śnią się zwiewne, barwne szaty
zamiast strzępów pajęczyny.
 
Snem nasiąka kropla rosy,
chrzęści baśnią kruchy chrust.
Zamiast liści – lniane włosy,
zamiast kory – czerwień ust.
 
Tak niewiele chce od bytu !
Rozlistwione w zmrok i w las
smutne drzewo czeka świtu.
Ach, jak wolno płynie czas !
 
Gdy godziny mroczne miną,
cud się zdarzy w biały dzień
i obudzi się – dziewczyną !
Ach, jak ciąży obcy pień !
 
Zapatrzonej w chmur szkarłaty
smukłej brzozie wśród brzeziny
śnią się zwiewne, barwne szaty
zamiast strzępów pajęczyny.
           
Ty, spętany jarzmem zdarzeń,
ślepy od swych własnych złud,
nie zrozumiesz takich marzeń,
nie uwierzysz w taki cud.
 



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 4 july 2010

* * *

Dzień syty już istnienia zmierzchając chce skonać
i słońce kładzie znaki tajemne na wodzie.
Ja, smutek mój chowając w zaciśniętych dłoniach,
znowu pójdę aleją w mrocznych snów ogrodzie.
 
Gdy noc przyjdzie i cienie kłaść zacznie ogromne,
będę patrzył na liście, mgły i pajęczyny,
i będę usiłował ten obraz jedyny,
niejasne już wspomnienie, na nowo przypomnieć.
 
I przypomnę na nowo, jak ty po ogrodzie
pełnym jesieni idziesz – już nie w moją stronę,
jak dzień syty istnienia zmierzchając chce skonać,
jak słońce kładzie znaki tajemne na wodzie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 4 july 2010

* * *

Od fioletów ugina się niebo zlęknione.
Zda się, iż dal zbłąkana podchodzi do oczu,
gdy słońce rozjarzone za horyzont toczy
pożogę barwnych świateł i dzień przeminiony.
 
Pozłotą starych godzin zwieczorniały drzewa.
Cienie topól przydrożnych runęły w przepaście,
by nie patrzeć, jak słońce za chmurami gaśnie
właśnie wtedy, gdy światła tak bardzo potrzeba.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 4 july 2010

* * *

Patrzysz na mnie zdumionymi od bólu oczami.
Czuję, że w twym sercu żal gaśnie powoli
i czuję, że to miłość jest znów między nami,
trzyma nas oboje w swej słodkiej niewoli.
 
Być może jeszcze nam się dziś wydarzy
kilka łez błyszczących niczym krople rosy,
lub też wargą musnę twoje lśniące włosy,
zedrę pocałunkiem niepokój z twej twarzy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 6 july 2010

* * *

Dni poszarzały, ciągną się dłużej,
zanim je zmierzch powoli zdławi.
Zostaje z nich ślad w chmurach krwawy
i pomarszczone wiatrem kałuże,

i pusty przestwór nad drogą polną,
przecinki topól na krańcach pól...
I ten zmieniony w ciszę ból,
którego wspomnieć nigdy nie wolno.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 6 july 2010

* * *

Gdy przyjdzie śmierć i bramę otworzy przede mną
do pełnego tajemnic nieznanego świata,
wyruszę z ciekawością, może z lękiem, w ciemność,
po drodze niepotrzebne ciało zgubię w kwiatach.

Odrzucę złudne słowa i prawdy jedyne,
i nawet z twą miłością wśród gasnących głębin
rozstanę się ze smutkiem – na czarną godzinę
w pamięci niosąc osty i kiście jarzębin.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 6 july 2010

Don Kichot

Gdzieś w świecie zaskoczonym przez wybuch jesieni,
przysypana nawałem suchych, rdzawych liści,
wije się polna droga zgubiona w przestrzeni
wiecznie szarych wieczorów, rozmazana mgliście
w pustce – trakt wytyczony przez los lub nikogo.
Przy niej, z głową spuszczoną, jak z raju wygnany,
siedzi smutny Don Kichot okryty żałobą,
bez miecza i bez giermka, rycerz zapomniany.
Wojownik, wciąż w pogoni za okruchem chwały,
dla złudnych blasków gotów ruszać w obce kraje,
teraz pełen niewiary w cuda, co zmarniały,
nowych przygód nie szuka, snów już nie poznaje,
spojrzeniem obłąkańca i śmiechem szydercy
kwituje własną klęskę i los byle jaki.

Lecz czasem z tchem wstrzymanym ze wzruszenia w piersi
żegna tych, co na nowe wciąż idą wiatraki.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 22 june 2010

W ogrodzie

W ogrodzie smutek, cichy żal
i łzy, o których się pamięta,
otumaniona, pusta dal,
noc mgłą i rosą rozmoknięta.

W ogrodzie martwe, uschłe drzewa,
nagich konarów ból i rozpacz.
Opadłe liście wiatr rozwiewa,
czas zamazuje jasną postać.

... I krzyk topoli w dal zamroczy
ruiną wronich gniazd !
Idę przez ciszę raniąc oczy
popiołem zgasłych gwiazd.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 22 june 2010

Skarb

Dowiedzieli się o skarbie w karczmie od gęślarzy.
Nie wiedzieli, co się z nimi pośród mroków zdarzy.

Przed wieczorem wyruszyli na spotkanie losu,
o północy się znaleźli na wzgórzu wśród wrzosu.

Siedli obaj na kamieniach tuż nad krańcem świata,
za plecami im szumiały nicość i zatrata.

Popatrzyli w noc i w ciszy żuli kęsy chleba,
aż rzekł jeden do drugiego: „Tu nam kopać trzeba.

Przy kopaniu zaśpiewajmy, by odegnać zmory,
co się żywią mgłą i ciszą zapadłą w przestwory.

Pośród mroków z pieśnią raźniej pójdzie nam robota.
Dokopiemy się śpiewając do skrzyń pełnych złota !”

Patrzył księżyc, jak z przyśpiewką wbili w darń łopaty,
jak rzucali śpiew i ziemię na trawę i kwiaty,

jak ciemności się kołyszą od dźwięcznych zaśpiewów,
jak się nicość na nich czai wśród zmroczonych krzewów.

Dokopali się do skrzyni brzęczącej od złota,
zamąciła im rozumy błyszcząca marnota,

zapomnieli o przestrogach, o czarach i śpiewie,
wyrywali sobie skrzynię w zawiści i w gniewie,

zataczali się od ciosów, oślepli z chciwości
w wirze walki wpadli w otchłań bezdennej nicości

i już nigdy ich i nigdzie nie było na świecie.
Tylko śpiewka zapomniana jeszcze o nich plecie,

z wiatrem błąka się w pustkowiu, w kępach traw osiada,
resztką dźwięków baje baśnie, dziwy opowiada.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 6 june 2010

Zgrzydlok

To nie sosny o zmierzchu trzeszczą w uśpionym borze
i nie grążel tak płonie błędnym ogniem w jeziorze,
ani w bagnie nie dźwięczy pełna złota szkatuła,
jeno Zgrzydlok - pokuśnik po moczarach się tuła.
Po moczarach się tuła i w topieli bulgoce,
skrzypi w drewnie, w kamieniu, łudzi oczy w pomroce.
Twarz ma szpetną, kaprawą i brzęczydła przy nodze
tak koślawej, że idąc wciąż kuleje po drodze,
a spod kopyt tryskają mu skier złotych zamiecie.
Jakże taki paskudnik mógł pojawić się w świecie ?
Może mszarom się śniły sny dziwaczne, koszmarne,
lub jesienią go wierzby wyszumiały moczarne ?
Nikt go nigdy nie czekał, nikt nie widział go z bliska,
kto go wyśnił w gęstwinie, tego zawiódł w bagniska.
Tego zawiódł w bagniska i opętał widziadłem,
i w szuwarze pogrążył, oczy zakrył mokradłem,
oddech mułem zadusił, i zamazał sny błotem,
by już nigdy go we wsi nie widziano spowrotem;
a szuwary wciąż szumią, szumią ciszą i wodą
o tych, którzy posnęli pod bagienną jagodą.

To nie koło od wozu tak po drodze się toczy
i nie oddal płonąca mami serce i oczy,
ani skrzydeł obrotem wiatrak w polu się trudzi,
jeno Zgrzydlok - pokuśnik błyskotami świat łudzi.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 6 june 2010

* * *

W białej brzezinie lub w dąbrowie
przepływem wiatru nie krwi szumieć,
korą nie skórą czuć, cokolwiek
śnić – to o wodzie, nie o tobie,
widzieć spod liści nie spod powiek,
jak w górze szare chmury płyną,
w jesiennym zmierzchu do snu umieć
rdzawymi liśćmi się owinąć.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 8 june 2010

Gęsiarek

Chłodny zmierzch się zabłąkał wśród przydrożnych sadów,
zmierzch, co sączy się wolno w szarzyznę przestworu
i gęstwy drzew zamienia w mroczne, czarne plamy.

Krzyk strąconej gałęzi runął w ciszę boru.
Nad łąką zatopioną w ciszy, nad krzewami,
pulsują w zmroku roje świerszczących owadów.

Sinym niebem chmur strzępy płyną nad polami,
promienie srebrnych świateł spadają smugami,
roztrwaniają się sennie na trawie i w kwiatach.

Bosonogi gęsiarek pod śliwą skulony,
z kolanami pod brodą, w dal łąki wpatrzony,
zbędnym ruchem nie burzy wielkiej ciszy świata.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 8 june 2010

Lutnia

W ciszy południa w cienistą głąb parku
poszedłem szukać lutni po Bekwarku.

Na białej ławce opuszczona leży,
czeka, aż w struny moja dłoń uderzy,

dobędzie pieśni płomiennej i krwawej,
dumą potężnej i rozpaczą łzawej,

pieśni o wielkiej wyprawie rycerzy
i o mogiłach w stepowej rubieży.

Szumi w alei starych lip gromada,
wiatr w nich przez liście o wiośnie coś gada,

opar pogody odurza słodyczą,
tymotka nęci w dal łąki zwodniczą,

prześwit słoneczny po liściach się pęta.
Zgubiłem drogę i nut nie pamiętam.

Pamięć o lutni roztrwania się w trawie.
Nie pójdę dalej. Sił nie mam już prawie.

Hymny – nie dla mnie, sława – to za mało.
Wiatr trąca struny. Pieśniarza nie stało.

W poszumie liści o wiośnie powiada
cisza zielona. Niech gada, niech gada...

Roją się pieśni od wiatru swawolne,
pośrodku drzewne a brzegami polne.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 8 june 2010

Opar słoneczny

W bezmiarze łąki cisza pogodna,
w kępach kostrzewy opar słoneczny.

Głębie twych oczu – przejrzystość wody,
jasność twych włosów – zbóż falowanie.

Słońce napełnia blaskiem ogrody,
upał pulsuje świerszczowym graniem,

płonie dziewanna – żółta pochodnia,
lśni na źdźbłach trawy skier strwon zbyteczny.

Jak powiew złotej, miodnej pogody
w snach i na jawie niech mi się stanie

twych modrych oczu cisza pogodna,
twych lnianych włosów opar słoneczny.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 18 june 2010

* * *

Rosa na trawie, rosa na kwiatach.
Mrok się zagęstwia w pobliskiej brzozie.
Rozgrzewam dłonie kubkiem z herbatą,
sam mi się pisze wiersz o wieczorze.

Księżyc się jeszcze za lasem chowa.
Wieczór siwieje od mgieł i chłodu.
We mnie powoli tężeją słowa,
jak w słoju krople ciemnego miodu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 19 june 2010

Rybacy

Śpiewacy niemej skargi w bezmiarach rozlewisk,
których darem niezmiennie były puste sieci,
wybrańcy burz i nędzy, ofiary pośmiewisk,

wśród bryzgów fal skłębionych w porywach zamieci
z krzykiem mew wyruszyli na nowe połowy
w srebrzystych wód topiele i w zmierzch karminowy.

Nie nęcą ich okonie, leszcze i szczupaki,
blask nieznanej nadziei w oczach im się mieni
i marzy się im połów już nie byle jaki.

Chcą łowić sny jeziorne tonące w głębinach,
chcą dźwigać z szarej toni w sieci pajęczynach
barwne baśnie i gwiazdy lśniące w wód bezdeni.

Zabłąkani w odmętach obcej im przestrzeni,
gdzie poniosły ich fale i skrzypiące łodzie,
wśród siwych smużek dymu siedzą przygarbieni,

niewody i więcierze grążą w ciemnej wodzie
i łowią srebrne gwiazdy od zmroku do świtu
- wybrańcy barwnej baśni, rybacy niebytu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 19 june 2010

* * *

Polanę strojną w pajęczyn wisiory,
w krwawych jarzębin ogniste paciory,
gdzie wieczór syci się mgłą rozświetloną,
wskazał mi dzięcioł, gdym pytał o drogę.
Nad borem zorze jak witraże płoną.
Zapomnieć o niej nie chcę i nie mogę.

Za oknem dymią purpurowe dale,
blask kalinowy w twych oczach się jarzy
i nie wiadomo, co nam się wydarzy,
gdy sięgnę wargą po ust twych korale.

Może nam wtedy opadnie na głowy
zawiew południa i upał lipcowy,
lub zagubimy się w snach niespodzianie,
wzajem szukając się w zdarzeń gęstwinie
znajdziemy nagle na leśnej polanie
ust naszych czerwień w maku lub w kalinie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 19 june 2010

Wyznanie

Lubię chwile zwyczajne. Uchylasz drzwi powoli,
wnosisz ciepłą herbatę, podajesz mi z uśmiechem.
Gdy piję, woń i para miesza się z mym oddechem.
Znienacka cię całuję w miękki, rozgrzany polik.

Wymykasz się. Przez szybę patrzysz długo i marzysz.
Za oknem płatki śniegu unosi wiatr... W milczeniu
wracasz, siadasz i głowę kładziesz mi na ramieniu,
i nagle zauważam chęć psoty na twej twarzy.

Figlarny pocałunek koniec ucha mi łechce.
Przytulam cię do siebie. Sobą i marzeniami
siedzimy pochłonięci. Czas mija poza nami.
Żyć bez ciebie nie mogę. Nie potrafię i nie chcę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 june 2010

Chabrowa ballada

Cóż się w wieczornej stało godzinie
pomiędzy mną a światem ?
Rzeką zieloną szumny czas płynie
i broczy zmierzch szkarłatem.

Trawa jak zawsze bujna i zwiewna
słoneczne sny kołysze,
lecz we mnie struna zamilkła śpiewna,
gdym się zasłuchał w ciszę.

W skwarnych południach, w zmierzchów pożodze
już siebie nie poznaję.
Krzewom kaliny, makom przy drodze
snem obcym się wydaję.

Może w jaskrawość złudzeń wpatrzony
zgubiłem nagle drogę
i odtąd w dawne, znajome strony
powrócić już nie mogę ?...

Lub może we mnie coś zgasło skrycie,
czego nazwać nie umiem,
że brnąc w beztroskie, kwitnące życie
tak mało je rozumiem ?

Chabry, gdy idę wśród łanów pszenic,
szepczą o mnie z szelestem.
Może mnie widzą modrością źrenic
innego, niźli jestem ?

Może w mej twarzy rysach widnieje
ukryty, zapomniany
sen barwny, który znów zaistnieje,
kiedy zapragnę zmiany ?

Tylko iść muszę kwietną doliną,
biec w borów szum znajomy,
popłynąć w życie, jak strugi płyną
w skwar złoty, w czas zielony,

tylko w nieznanych marzeń przeźroczu
z światem się nie rozminąć,
zaginąć w śpiewie, w olśnieniu oczu,
w wonności łąk zaginąć...

Szumiąc poszumem borów i tonąc
w śpiewie o samym śpiewie,
idę doliną miłością płonąc,
wciąż bliżej mi do siebie.

Chabry ukryte wśród łanów pszenic
na wietrze się kołyszą.
Chylą się ku mnie modrością źrenic,
szumią pogodną ciszą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 june 2010

Kalina

Kalino, leśna kalino,
w korale strojna gęstwino
nachyl nade mną swój liść,
daj mi paciory czerwone
i powiedz, dokąd mam iść
po sny omglone.

Tej ciszy pragnę, tej ciszy,
co sama siebie nie słyszy
wdumana w południa żar.
Niechaj mnie we śnie odurzy
kurzawa i łąki gwar,
i pomruk burzy.

Idź w bory mroczne, idź w bory
weśnione w krwawe wieczory.
W kniei bez polan, bez dróg,
zapadły w leśne odmęty
w jarze zbielałym od smug
tkwi sen zaklęty.

Niech zważa, tylko niech zważa,
kto w bory iść się odważa.
Owiany mgłą dymi jar.
Zanim się kto opamięta,
drzemiący w parowie czar
rozum opęta.

Na pewno pójdę, na pewno,
na tę wyprawę niepewną
przez wrogi zmroczony bór.
Nad głową mgła mi zawiśnie,
zaklęty sen wtłoczę w wór,
co zechcę – wyśnię !...

Nie wraca, nigdy nie wraca
ten, co się we śnie zatraca.
Z baśnią mu plącze się czas,
powrotu wnet zapomina.
Tam, gdzie pochłania go las,
wzrasta kalina.

Nie warto chadzać, nie warto,
po złudę mgłami zatartą...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 21 june 2010

* * *

Osypał biały szron milczące, czarne bory.
Zarysy siwych brzóz śnieżycą potłumione
srebrzystych świateł zgon w zimowe śnią wieczory.
Rozmazał w szybie mróz oddale obielone.

Wciąż inny płynie czas. Jak baśń rozwiewnie, krucho
gdzieś na rozstajach dróg mgła wiotka w dal się smuży,
błękitom śni się las skier złotych zawieruchą,
umiera jakiś bóg, lśni szklisty lód kałuży.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 21 june 2010

* * *

Milczące, czarne bory
śnieżycą potłumione
w zimowe śnią wieczory
oddale obielone.

Jak baśń rozwiewnie, krucho
mgła wiotka w dal się smuży,
skier złotych zawieruchą
lśni szklisty lód kałuży.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 21 june 2010

* * *

Osypał biały szron
zarysy siwych brzóz.
Srebrzystych świateł zgon
rozmazał w szybie mróz.

Wciąż inny płynie czas.
Gdzieś na rozstajach dróg
błękitom śni się las,
umiera jakiś bóg.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 7 july 2010

Smutek

Wiolonczel żal. Kruche, zeschłe liście.
Zwiędłe kwiaty zamilkłe na wieczność.

W białych parach mgieł mignęła srebrzyście
nieznanych baśni odległa powietrzność
i znikła – raniąc przebudzone oczy,
nim zdążyły spojrzeć w połyskliwą dal.

Znów w pokojach ciszy smutek kroczy.
Znowu zeschłe liście, wiolonczel żal.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 7 july 2010

Październik

Wyszedłem na cichą parkową aleję.
Liście pożółkły i lecą z drzew,
a we mnie zamęt – tęsknota, nadzieja,
smutek i gniew...

Przed moim wzrokiem dzikim z rozpaczy
jesień, co liśćmi maluje obrazy,
w złocie żółcieni z uporem roztacza
widok twej drogiej, najdroższej mi twarzy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 30 july 2010

Modlitwa wieczorna

Przez szyby moich okien zapatrzonych w dale
przychodzi pieśń o krwawym szaleństwie przestworzy,
o niebie, które płonie barwnie i zuchwale,
gdy modlę się o ciebie do gasnącej zorzy.
 
Tak trudno wierzyć oczom, gdy patrzą na wodę,
na tę mgłę, co zalśniła szkarłatem w bezkresie
i zgasła za drzewami... Odgadnąć nie mogę,
czy trwa nadal w twym sercu, czy w dalekim lesie...
 
We fioletach noc idzie cicho, bezszelestnie,
w ciemnościach gasną resztki wieczornego czaru.
Ja patrzę w twoje oczy i widzę w nich jeszcze
ogień cisz purpurowych, blask tego pożaru.
 



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 31 july 2010

* * *

Nie spotykam już ciebie, ale znów  powraca
krajobraz pełen wspomnień. W dzień bladoniebieski
nad stawem krzywa wierzba we mgle się zatraca,
gdy przemierzam spacerów naszych puste ścieżki.
 
Chociaż dziś się w pamięci plączą i inaczą,
i to, co było proste, tłumaczą zawile,
to wciąż we mnie są żywe - myśli, sny i chwile,
chwile, które dla ciebie pewnie mało znaczą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 1 august 2010

Ogród

Wyjdźmy do ogrodu – niech rozproszy mroki,
cienie chwil minionych, ich kondukt żałosny.
Widzisz ? Noc pożera wiszące posoki
żywicy zastygłej na pniu starej sosny.
 
Czujesz powiew wiatru ściągniętego z drzewa
przez opadające złotych liści strzępy ?
Czy słyszysz, jak cisza w alejach zalewa
kroków naszych w trawie pogubione dźwięki ?
 
Pójdźmy do tych krzewów, co stoją w milczeniu –
- lecz to nie milczenie, to odcień szelestu,
i nie krzewy stoją, lecz ich wierne cienie –
- lustrzane odbicia zmarniałych agrestów.
 
Nad stawem mieniącym się złudnie w oddali
ogrodowe cienie zamarły w ukryciu.
Na wodę liść opadł i rozbudził fale.
Rozechwiał się ogród w zniszczonym odbiciu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 1 august 2010

Taka to chwila

Taka to chwila. Wiatr tnie po twarzy,
przechodzą chmury po twoim niebie.
Rozmyślasz o czymś... Martwisz się ? Marzysz ?
Na spacer idziemy, czy każde w siebie ?
 
Za chwilę wszystko będzie inaczej,
kiedy obejmę cię i zakręcę.
W roześmianych twych oczach zobaczę
park pełen liści, skry słońca i więcej...          
 



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 8 august 2010

* * *

Trochę mi szkoda,
że jak stojąca woda.
Ciągle narzekam,
że nie jak rzeka.
 
I żal, że z deszczem
ciężkie powietrze,
a chciałbym jeszcze
jak ptak na wietrze.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 30 august 2010

klangor o zmierzchu

klangor o zmierzchu
jesień zamyka lato
kluczem żurawi



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 2 september 2010

Pewna pisarka i czytelniczka

Pewna pisarka i czytelniczka
całe swe życie - do pamiętniczka.
Gdy myśli dzikie,
to biegła z krzykiem
je wpisać do swego świerszczy(cz)ka.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 2 september 2010

Pewien malarz z miasta małego

Pewien malarz z miasta małego
chciał Van Goghem zostać, kolego.
Żeby osiągnąć jakieś wyniki,
przerysowywał wciąż "Słoneczniki",
ale szło mu to raczej nie tego.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 25 september 2010

* * *

Rozpuściła gałęzie na wietrze
wierzba skrzywiona.
Zaplątała się jesień we wrzosach,
cicha, zamglona.
 
W sinej mgiełce za dalą dal ginie,
droga za drogą.
Spadłe liście wśród trawy się palą
krwawą pożogą.
 
Zżółkłe brzozy i klony czerwone
w wietrze się chwieją.
Moja cicha jak jesień samotność
idzie aleją.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 25 september 2010

Jesień

Jesień pełna żalu, pora zadumania,
ściernisk, dymów z ognisk, pogrążona w mgłach,
chora na samotność, bliska opętania,
jeszcze barwą liści mami w słońca skrach,
nagość drzew poświatą księżyca przesłania,
złote smutki topi w brudnych kałuż szkłach,
 
ale nikt już nie wierzy,
by śniegi mogła przeżyć.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 october 2010

Chwile

Jak córki dojrzewają nam chwile,
tyle przeżyć razem z nimi mamy.
Jak je sobie ukształtujemy,
jak je na świat wydamy ?

Niech będą mądre - mówi rozsądek -
niech w świat idą z wiedzą pod rękę,
a serce woła, że jednak woli,
by były zmysłowe i piękne.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 18 november 2010

W sadzie

Słoneczne popołudnie w jabłoniowym sadzie.
Przez osy nadgryzione jabłko leży w trawie
i słońca blask drzew cienie na murawie kładzie,
na liściu czarny motyl siadł i śni się prawie
w jabłoniowym sadzie.
 
Sad szumi w lekkim wietrze, lśni sierpniowe słońce,
zapala złote muchy wśród cienistej trawy.
Słodyczy pełen owoc chwytam w ręce drżące
i gryzę go z pośpiechem, chłonę miąższ cierpkawy,
lśni sierpniowe słońce.
 
Z dziecinną wtenczas wiarą urzeczony patrzę,
jak z pieśnią wiejskich sadów zrywa się ku wiośnie
stęsknione moje ciało, jaśniejsze i gładsze.
Jak cień mój z cieniem drzewa zrasta się radośnie,
urzeczony patrzę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 27 april 2011

Powódź

Jak łąka zalana wodą,
życie zalane pamięcią.
Ponad uśpioną powierzchnię
wystają osty i chwile.
Idąc chlupoczę,
pamiętam.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 28 april 2011

Cisza

Zrobiło się nagle tak cicho
jak wtedy, gdy pękło mi serce.

Jakby wiatr zamknął okno
z widokiem na gwarne podwórze.

Sączę smaki gorzkie i słodkie
jak z cukierka słonego z lukrecją.

To jest cisza jak piołun trująca.
Można po niej już nie usłyszeć.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 30 july 2010

* * *

Jak rzeka płynie, jak dzika rzeka,
toczy się szumnie jak wartka woda,
w blasku opływa grusze w ogrodach,
z cienia mulistych bagnisk ucieka,
 
bulgocze, kipi w nagłych przełomach,
grąży w topieli pnie powalone,
nurt uspokaja w cieniu pod klonem,
śpi w starorzeczach cicha, zmętniona.
 
Pamięć – omszona starych drzew kora.
Zdarzenia – jabłka słodkie i kwaśne.
Życie jak rzeka żłobi swe własne
zakola, sypie z piasku mierzeje,
pieni się, szemrze, nim się rozleje
w jasną, przejrzystą wodę jeziora.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 30 july 2010

* * *

Na jasnym niebie nad widnokręgiem
zawisły czarne i sine pręgi.
 
Z góry skłębione, płaskie od spodu
prawie zakryły słońce zachodu.
 
Tylko nieliczne pasma promieni
jak wstęgi złote wśród chmur się mienią
 
i już ich nie ma. Oddal milcząca.
Zmierzch gasi ślady zachodu słońca.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 7 july 2010

Grajek

Jaśmin kwitnie tak samo jak zeszłego lata,
gdy dmuchając w wierzbową fujarkę pastuszą
wiejski grajek siedzący pod zdziczałą gruszą
obłąkane grał pieśni na ruinach świata.
Niebo tego wieczoru purpurą broczące
gasiło zapóźnione w umieraniu zorze
i zdarzyło się wszystko, co zdarzyć się może,
gdy pieśń szalona wzburzy przestwory milczące.

Graj wierzbowa fujarko, snem pastuszym rozbrzmiewaj !
To, co pragnie się spełnić, niech się w baśni wyśpiewa !

Z niebywałym pragnieniem opętanej woli
wyśpiewywał bezmiary tak zielonych czasów,
złudy tak rozszumianych, rozechwianych lasów,
tak w słońce wyniesione widziadła topoli,
że niejeden wędrowiec, co zabrnął w snów tonie,
zgubił drogę zwiedziony przez leśne odmęty
i zaginął bez śladu, na zawsze wchłonięty
przez przedziwnie rozśpiewne, zmyślone ustronie.

Graj wierzbowa fujarko, snem pastuszym rozbrzmiewaj !
To, co pragnie się spełnić, niech się w baśni wyśpiewa !

Gdy szedłem przez ogrody w wieczornej godzinie,
zamąciła mi oczy w złotych snów obłędzie
ta baśń, co migotliwie własne światy przędzie
i gmatwa przeznaczenia wbrew wszelkiej przyczynie,
i roztrwoniłem siebie w dźwięków zawierusze
zwiedziony mgłą bezdroży i dalą rozwiewną,
i oto uśmiechnięty na zatratę śpiewną
idę z pieśnią, co snem mą opętała duszę.

Graj wierzbowa fujarko, snem pastuszym rozbrzmiewaj !
To, co pragnie się spełnić, niech się w baśni wyśpiewa !



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 8 july 2010

Wieczorem

Od topól smugi cienia padają w poprzek drogi,
w porywach wiatru jabłoń rozprósza białe kwiaty,
na miedzach i gościńcach rozrania się o głogi
zmierzch zimny, purpurowy toczący się w zaświaty.

Pajęczyn wisiorami skrzywiony płot srebrnieje,
zatratą barwnych świateł rozlane lśnią kałuże
i słońca śmierć powolna milczące wzrusza knieje,
gdy w pokłębionych chmurach szkarłatne płoną burze.

Ostatni blask upada pozłotą w sad pobliski,
w głębi ogrodu skrzypią targane wiatrem drzewa,
puszyste ćmy się garną w żółtawe szyb rozbłyski.

Za nimi płomień świecy kołysze cieni dreszcze,
wraz z blaskiem chybotliwym mój sen twą dłoń ogrzewa,
ty patrzysz w chwiejny ognik i nie wiesz o tym jeszcze.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 14 july 2010

* * *

Porywam cię w objęcia, ty wzbraniasz się jeszcze,
jakbyś chciała się bronić przed własną tęsknotą,
ale dotyk mej wargi budzi sny i dreszcze
na twych ustach już chętniej lgnących ku pieszczotom,
 
więc po chwili się garniesz śmielej w me ramiona,
z zapachem twego ciała żądza we mnie wzbiera.
Wzburzona mą pieszczotą, rozkoszą zamglona
głębina twoich oczu od szczęścia zamiera.
 
Chłoniemy potem długo od czarów ogromu.
Wtulony w twoje włosy zasypiam już prawie,
zaczynasz opowiadać, ja słucham ciekawie
słów, których prócz mnie nigdy nie mówisz nikomu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 14 july 2010

* * *

Gdy tulisz się do mnie z dziecinną ufnością
u schyłku wieczoru, radośnie wzruszona,
zagarniam pośpiesznie twe ciepło w ramiona,
ocalić cię pragnę przed mroczną nicością.
 
Zwabiony twym czarem, jak zwierz z głębi leśnej
w drapieżnym uścisku gwałtownie cię pieszczę
i włosy całuję, i piersi twych dreszcze,
i chłonę warg słodycz w ciemności bezkresnej.
 
Porywam cię nagle w rozkoszy przepaście.
Gdy ból ukojenia poraża nam kości,
twój oddech gorący w mej twarzy bladości
powoli stłumiony wilgotnym snem gaśnie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 14 july 2010

* * *

Zielonych traw wahadła stawiając na straży,
przed natrętnym spojrzeniem kryjąc naszą miłość,
garniemy się, wtulamy w ciepło naszych twarzy,
wplątani w burze zmysłów i w uczuć zawiłość.
 
Tak dobrze nam w tej cichej, bezpiecznej ustroni
- w kwiatach nasze spojrzenia, oddechy w źdźbłach trawy.
Zgadujemy wargami z muszli naszych dłoni,
jakie jeszcze czekają nas sny i zabawy.
 
Wtedy upiór nicości, który ptaki płoszy
strwożone na gałęziach w mrocznej pustce boru
- bezsilny – patrzy chciwie z otchłani wieczoru
na nas wtulonych w siebie i pełnych rozkoszy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 16 july 2010

* * *

To już koniec,
słotny koniec października.
Wiatr rozrzuca
brudne liście po chodnikach.
 
Ulicami
chodzę cichy, zadumany,
trochę smutny.
Znowu żyję marzeniami.
 
Sny i myśli
zjawiają się jakby znikąd.
Pukam w ciszę,
odpowiada mi muzyką.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 16 july 2010

Osjan

- Dokąd o zmierzchu odchodzisz Osjanie,
samotny, z twarzą tak chmurną jesiennie,
jak liści powolne w śmierć opadanie
i jesień, co w oczach twych żyje i we mnie ?
 
Dokąd odchodzisz, gdy na niebie całym
zmierzch się czerwieni jak witraż płomienny,
ze starą lutnią i z pieśnią przebrzmiałą,
która wciąż jeszcze gra w tobie i we mnie ?
 
- Odchodzę z twarzą pochmurną jesiennie
w otchłań wieczoru krwawiącą boleśnie,
by mrocznym wzgórzom wyśpiewać w pieśni
wszystko, co żyje i umiera we mnie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 16 july 2010

Rozedrze

Rozedrze ciszę suchy grzmot
i w pustkę się przetoczy.
Smutek zaczai się jak kot,
zajrzy ci prosto w oczy.
 
Zadławi serce nagły lęk
i cierniem utkwi na dnie.
Wyrwany z gardła żalu jęk
w przepastną noc upadnie.
 
Wybuchnie w oczach wrogi mrok,
urwie się krzyk rozpaczy,
twój przelękniony, dziki wzrok
niczego nie zobaczy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 19 july 2010

* * *

Cichy wieczór
z wolna ponad wsią zapada
i usypia drzewa w sadach.
 
Ciszą, chłodem
niech ogarnie i nas dwoje,
ukołysze swym spokojem.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 july 2010

Powrót

Po długiej zimie, śniegu i mrozie,
po czasie pustki, nudzie i grozie,
i oddaleniu
 
do łąk zielonych, do drzew szumiących
i do jałowców w polu rosnących
wracam w milczeniu.
 
Cuda wiosenne garną się ku mnie
obce i dziwne. Nazwać nie umiem
ich po imieniu.
 
Na nowo uczę się słów i rzeczy,
snów zatajonych w żółcieniach mleczy
i w liści drżeniu.
 
Kwitnące biało w sadach czereśnie
śnią się i dzieją się jednocześnie
w oczu olśnieniu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 july 2010

O zmierzchu

Srebrzy się kropla deszczu na sczerniałej korze,
przemokły liść łopocze w rudej bukowinie
jak strzępiasty, złotawy jesieni proporzec,
nim wiatrem poniesiony w głąb lasu popłynie.
 
Czarna chmura przetacza się w szare głębiny.
Dąb zatrzeszczał i gałąź upadła z łoskotem.
Jak grona ściętej mrozem kruchej jarzębiny
rozsypały się wróble pod skrzywionym płotem.
 
Odszedł samotny Osjan zabłoconą drogą,
strach na wróble podarte postradał gałgany
i nie mam dokąd wrócić, i nie mam do kogo.
Wiatr w alejach prowadzi liści karawany.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 july 2010

* * *

Noc świerszczami się kołysze.
Bzu pobliski wonny krzew
szelest liści wtapia w ciszę.
Droga mroczy się wśród drzew,
noc świerszczami się kołysze.
 
Płyną znikąd ćmy puszyste
w połyskliwą szyby miedź.
Dal się grąży w mgły srebrzyste,
pająk w ciemność rozpiął sieć,
płyną znikąd ćmy puszyste.
 
Czerń pulsuje mgłą przestworu,
w mroku obco śni się klon,
ponad ciemną ścianą boru
skrzy się gwiazd w pustkowiu strwon.
Czerń pulsuje mgłą przestworu.
 
Noc świerszczami się kołysze.
Księżyc jaśnią srebrnych smug
mylne znaki w stawie pisze,
cień mój idzie w dal bez dróg,
noc świerszczami się kołysze.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 july 2010

Wietrznie

Wiatr zgina ponad wodą strzępiaste, wiotkie trzciny,
na drodze pyłem kurzy,
szamocze się i skrzypi w gałęziach jarzębiny
i w krzakach dzikiej róży.
Po mym letnim marzeniu, po moim śnie jedynym
- odgłos jesiennej burzy.
 
Czas gna mnie jak wiatr chmurę w oddale niespokojne,
wciąż nie wiem, dokąd wiedzie – po miłość czy na wojnę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 july 2010

* * *

Wiatr trzciny rozwiewa.
W wodzie ich obraz tańczy rozchwiany,
blaskiem i cieniem drga na przemiany.
 
Nadjeziorne drzewa
stoją bez ruchu w ciemnej zieleni.
W ciszy wieczoru nic ich nie zmieni.
 
To jestem hardy,
jak drzewo twardy,
spokojny idę w życiową zamieć,
 
to drżę jak trzcina.
Wiatr mnie przegina,
smutku kropelka serce mi łamie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 3 may 2011

Haiku niedowidzące

lecą żurawie
tylko trochę za krótkie
może to gęsi



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Gęstwina

Wyłania się z pustki i barwami kwitnie
gęstwina dzikiej róży, głogu i tarniny
snem bezdroży wymarzona,
rozszumiana, słońcem roziskrzona,
ku zdumieniu oczu wypatrzona.
Przepływa, rozmija się z dalą błękitną,
z garścią wróbli właśnie teraz,
zda się bezpowrotnie,
raz jedyny w szumnym świecie.

W skwarze, w muzyce cisz leśnych,
w skrach błękitnych i złotych
wiruje plątanina tarniny, dzikiej róży, głogu,
z kępami pożółkłej, zwichrzonej kostrzewy
i z czym tam jeszcze...

Słoneczna, zielona, złota,
drzewna, krzewna, liściasta, jagodna,
w ulotności wciąż inna,
nieznana, nieprzenikniona,
oczom nie do napatrzenia,
ustom nie do wyśpiewania,
trwa, wiruje, kwitnie
właśnie teraz, właśnie tu
na skraju nicości.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Słońce jak zwykle o zmierzchu dogasa
i śpiesznie spada w przepaść za lasem.
Nikt o tym nie wie, ono tylko wie,
jak mi bez ciebie samotnie i źle.

Wiatr pośród drzew powoli ucicha.
Nic już nie widać i nic nie słychać.
To tylko szepcze noc po ogrodach
o tym, że smutek zamieniam w słowa.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Trawa

Zanurzam się w tobie trawo zielona,
wonna, wilgotna od rosy.
Zagarniam twe świerszcze i źdźbła w ramiona,
i słońcem nagrzane kłosy.

Zagłębiam się w tobie szumna gęstwino.
Zbłąkany w koniczyn bieli
przeczekam, aż puste godziny miną,
zginą w zielonej topieli.

Uciekam w twą zwiewność, w rozkołysanie,
chowam się przed tym, co boli.
Co złego się stało i nie odstanie,
zagubię pośród kąkoli.

Z dala wołają na wielką wyprawę
w odległe, bogate strony.
I tak nie usłyszę – zapadły w trawę,
chabrowy i zagęstwiony.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

W głębi stawu czym byłem, gdy odbiłem się w wodzie ?
Śniłem coś o tym, śniłem, zgubiłem sen w ogrodzie.

Zgubiłem pod agrestem lub w trawie przy jabłoni
i nikt się już nie dowie, czym byłem w ciemnej toni.

Szemrze woda zielona, bielą wiru bulgoce.
Jaką plamą zbełtaną, mętną byłem w pomroce ?...

W stawie mój chwiejny rozbłysk snem lśniącym się strumieni.
Czas rozmija się z czasem, przestrzeń ginie w przestrzeni.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Dzieje się jesień
krucha i sina...
Czerwony wrzesień
śpi w jarzębinach.

Stanęły klony
w rudej pozłocie,
chłodny, zamglony
zmierzch ugrzązł w błocie.

Ciche aleje,
kabały z liści
- wiatr je rozwieje,
czas ich nie ziści...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Niepokój

Przenika chłodem zmierzch wrześniowy.
W parku tak cicho, że aż dzwoni
w uszach niedawnej strzęp rozmowy.
Dłoń twoją tulę w mojej dłoni.

Co nam nowego czas przyniesie ?
Co nam się ziści, co nie ziści ?
Drzewa w alejach kryje jesień
trądem pożółkłych, chorych liści.

Wczorajsze sny zapominamy,
jakby ich nigdy w nas nie było.
Krąży, kołuje ponad nami
drapieżna, niespokojna miłość.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Deszczowy dzień, zimny, ponury.
Wiatr gnie gałęzie drzew... Za oknem
wiszą na niebie szare chmury.
Szyby od deszczu jeszcze mokre.

Z dala samotnej brzozy zarys
przypomina o sobie mgliście
- przesłonięty bielą oparu -
przyklejonym do szyby liściem.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Klon rude liście sypie na drogę,
pełno ich w kałuż błocie.
Jesień żółcieni, purpur pożogę
gasi we mgłach i w słocie.

Porywom wiatru liść postrzępiony
opiera się daremnie.
Zmierzch grzęźnie szary, ciężki, zamglony
w gęstwinie drzew i we mnie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Na drodze wiatr liście rozwiewa – zeschłe i rdzawe.
Jak okruch szkła woda połyska w brudnej kałuży.
Zarysy drzew w siwym oparze mglą się nad stawem.
Dłuży się czas. Szkoda, że tak się dłuży i nuży...

Pewnie już nic pomiędzy nami się nie odmieni.
Idę przez park – w prześwitach alej nie ma nikogo,
drzewa śnią sny o rudych liściach i mgłach jesieni,
rozmokłe sny, których do końca dośnić nie mogą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Cienie przydrożnych topól zmierzch z wolna wydłuża,
wiszą chmur ciemne żagle ponad pól równiną,
zanim porwane wiatrem w nieba dal popłyną,
do wysp zrudziałych buków na zamglonych wzgórzach.

Wzniesiony na rozdrożu stary krzyż sczerniały
rozmachem ramion wita pustkę nad polami
i jesień z liści dziwne układa kabały,
gdy idę w dal zasnutą szarugą i mgłami.

Pochmurny wieczór gasi czerwone kaliny,
pod lasem na pagórku obłąkany grajek
wygrywa tęskne piosnki na skrzypkach z jedliny.

Gdy idę przez jesiennych, błotnych dróg rozstaje,
me serce wywołuje z przeszłości zamroczy
dziewczęcą jasną postać i blask modrych oczu.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Ogród rozmazany

Jesień. Spadają z drzew brunatne liście.
W oknach rozmazał się ogród w ulewie.
Dni mi bezgłośnie mijają bez ciebie.
Noce w księżycach istnieją srebrzyście.

Wieczór mnie uczy muzyki – łzy ciszy.
Drzwi mam otwarte – miał do mnie ktoś przyjść...
Zamiast człowieka wiatr przywiał mi liść
i drzwi zamknąłem, lecz sny nie ucichły.

W pokoju świeca dopala się z sykiem,
ciemność świerszczową pulsuje muzyką,
noc w pajęczynach istnieje srebrzyście.

Jesień. Nie mogę rozpoznać sam siebie.
W oczach rozmazał się ogród w ulewie.
W sercu spadają z drzew brunatne liście.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Ciemno i pusto. W dali światło
szyb miga złudnie. Myśli ranią.
Przydrożny jesion się nietrwali
pomiędzy drogą a otchłanią.

Gwiezdny pył w górze ponade mną
w czerń nocy siąpi srebrnym deszczem.
Blednę i cichnę od rozpaczy
i snów mych w sobie już nie mieszczę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Świt

Jeziorna cisza i umieranie
bezkresnych lasów i wysp obłoków
tak się narzuca niespodziewanie
zapatrzonemu w powietrzność oku,
że śniąc szarzyznę dalekich chat
w mglistej topieli pogrąża świat.

W głębi ogrodu, którego zgliszcza
trwają pod bladym pustkowiem nieba,
śmierć zwiędłych astrów we mgle się ziszcza,
mokną badyle, których nie trzeba,
by w tę jesienną szarugę iść,
zanim ostatni zbutwieje liść.

Samotna grusza i skrawek lasu,
dal nieprzejrzysta, i krzyż nad drogą,
niknąc powoli w bezdeni czasu
istnieją jeszcze, by dla nikogo
złudnie majaczył ich marny byt,
w którym zabłąkał się blady świt.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

W ciepły wrześniowy dzień
przy płocie schnie pęd fasoli,
drogę przecina cień
rosnącej za domem topoli,
i chce się, i nie chce się
uwierzyć w bliską jesień.

Z dala dobiega głos
dzieci w radosnej wrzawie,
senne brzęczenie os
w kwiatach się plącze i w trawie,
i szkoda, i nie szkoda
malw więdnących w ogrodach.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Zmierzch

Zmierzch. W lesie cicho i mgliście.
Zbutwiałe, brunatne liście
toną w kałuż brudnych szkłach.

Nim ją gęstwina uwięzi
w zawiłej siatce gałęzi
w dzikim bzie snuje się mgła.

W brzezinie alei przestrzał
- opar mokrego powietrza -
dokąd prowadzi ? Kto wie...

Butwieją w kałużach liście
i jest tak cicho i mgliście
o zmierzchu tobie i mnie...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Kołysanka

Na rozstaju polnych dróg
śpi wtulony w siana stóg
Bóg, co wsłuchał się w upalną ciszę.
Niechże śpi,
światy śni,
niech Go trawa we śnie ukołysze.

Krowy patrząc w opar, w błoń,
ciągną w nozdrza słodką woń,
a to w polu wiatr tak bosko wieje.
Niech Bóg śpi,
światy śni,
niech Go słońce otula i grzeje.

Ścichły dale w letni skwar
a w zieleni szum i gwar,
tak tu wiele Boga i Istnienia.
Niech Bóg śpi,
światy śni,
niech obłoki użyczą Mu cienia.

Na Golgocie czeka krzyż
wydźwignięty czernią wzwyż,
krwawej męki przeczucie złowieszcze...
A On śpi,
światy śni.
Z snów szczęśliwych nie budźmy Go jeszcze.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Prom

Późną jesienią w wieczornej godzinie
z tamtego brzegu po mnie prom przypłynie.

Skrzypiąc, z mgły sinej nagle się wyłoni,
czarne odbicie grążąc w rzecznej toni.

Wiem, nauczony bólu i niedoli,
że mi zabraknie na podróż oboli

i nie popłynę w dal spowitą chłodem.
Odejdę sobie tylko znanym brodem.

Pójdę z mą biedą, co śmierci zaprzeczy,
w wodę zieloną i w odmęt wszechrzeczy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Dmuchawce w trawie bieleją puszyście,
prześwit słoneczny przez zgęstwione liście
poprzerywanym blaskiem drga na płocie.
Dal rozszumiana w wietrze i spiekocie
w plamach znikliwie roziskrzonych tonie,
w słońcu wirują kwitnące jabłonie,
twych jasnych włosów rozwiane kaskady,
odbite w oczach rozwidnione sady,
żółcienie mleczy i trawy szumiące,
rozwiewne liście i skry migoczące
złotem, zielenią na spękaniach kory...
Łąki kołyszą się sennie w przestwory,
aż mi wraz z skwarem uderza do głowy
ust twoich czerwień – mój sen karminowy...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Jaryło

Idzie Jaryło drogą.
Gdziekolwiek stąpnie nogą,
tam mlecz zakwita.

Odczynia znaki dłonią,
zaklęcia śle jabłoniom
i kiełkom żyta.

Odziewa w trawę łąki,
drzewom rozwiera pąki
rozkwitnąć skore.

O, przyjdź Jaryło do mnie !
Mijają nieprzytomnie
moje sny chore.

Napełnij mnie swym żarem
- zalśnię się leśnym jarem
świateł i cieni.

Przejmij mnie swoim chłodem
- rozszumię się ogrodem
pełnym zieleni.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Nad lustrem wody zgięta pod własnym ciężarem
gałąź brzozy wraz z żółtych liści postrzępiną
biel kory spokrewniając z błękitną głębiną
jednoczy się z podwodnych, chwiejnych łąk bezmiarem.
Migocze w toni siwo, złoto lub błękitnie,
wśród omszonych kamieni śni się nieuchwytnie
jak plama roziskrzona sprzecznych barw nadmiarem.

Gdy nurzam się w zielonych, szumnych łąk zamroczach,
lśni we mnie zawierucha kwitnącego mlecza,
świeża, wonna, łąkowa – właśnie nie człowiecza.
Moja nikła odrębność w traw zwiewnych uboczach
kształty, barwy i wonie tak śpiewnie odmienia
- odmienia dla odmiany, trwoni dla trwonienia –
że nie poznaję siebie w mych zdumionych oczach.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Piaszczysta droga

Słońcem zalana piaszczysta droga,
szum wiatru, spokój polnych bezpieczy,
hałasy wróbli w przydrożnych głogach,
żółć rozsypanych wśród trawy mleczy,
białe szaleństwo bzów na poboczach
- niedowierzanie i radość w oczach,
i zachwyt, szczęście, sen pełen Boga !...
Słońcem zalana piaszczysta droga...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Krajobraz z dmuchawcem

W dni słonecznych złocie, w czerwcowej spiekocie
mlecz rośnie radośnie przy drewnianym płocie.
Czar białego sadu
ginie nie bez śladu
w motylim przelocie.

Łąka skwarem dyszy, śmiech twój ciepły słyszę,
w nim kwiaty i światy śpiewnie rozkołyszę.
Krowy zapatrzone
w niewiadomą stronę
przeżuwają ciszę.

Spełnia się już prawie baśń wyśniona w stawie,
na polu w kąkolu i w przeróżnej trawie –
- pasące się konie,
białe, czułe dłonie,
chabry i dmuchawiec.

Twoim stopom bosym i rozwianym włosom
sny wonne, dozgonne i miłość przyniosę.
Kwitnące kasztany
wyszumią nad nami
dziewannę i rosę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Modlitwa jesienna

Przez szyby moich okien zapatrzonych w stawy
przychodzi jesień cicho, sennie i srebrzyście,
rozrzuca strzępy złota między zeschłe trawy,
gdy modlę się o ciebie do żółknących liści.

Blada mgiełka jesienna snuje się przez wrzosy
i pieśń o barwnej ciszy w sercu wciąż mi dzwoni,
płynie wiatr alejami, rozwiewa twe włosy,
jakby chciał się na pamięć nauczyć ich woni.

Ostatnie już w tym roku kwiaty mrą pod płotem,
stary żuraw studzienny skrzypi gdzieś w oddali,
jakieś burze błękitne i czarne i złote
przepływają w twych oczach nie znane mi wcale.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Błękit powietrza

Poprzez las oszroniony
idę w błękit powietrza,
w drzew i krzewów przesłony
siwe, widne na przestrzał,
dokądkolwiek by iść.

Na gałęzi tkwi białej
migotliwie srebrzysty,
cudem z burz ocalały,
prawie już przeźroczysty,
przemarzły, suchy liść.

Skrzypią sosny wysokie,
odgłos wąwozem niesie.
Trzeszczy śnieg z każdym krokiem.
Z krzaka szronu nawiesie
strącił spłoszony ptak.

Pod brzozami w dolinie
źródło bije i dzwoni,
po kamieniach w dół płynie.
W tej błękitnej ustroni
tylko ciebie mi brak.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Biała baśń

W osypanych śnieżnym puchem
koleinach leśnych dróg
wznieca wiatr nagłym podmuchem
burze lśniących bielą smug.

Świt przejrzysty, wklęty w ciszę,
zatopiony w śnieżną jaśń,
blaskiem słońca w brzozach pisze
oszronioną, mroźną baśń.

Tak się dziwnie w oczach mieni
oszadziały, cichy las.
Pójdźmy w odmęt tej przestrzeni,
której dotąd brakło nas.

Niech nas mrozem wiatr owionie.
Nim zaginie po nas ślad,
razem z nami w snach utonie
zbłękitniały, śnieżny świat.

Zagubimy się w dąbrowie,
w białych słońcach, w siwych mgłach
i nikt o nas się nie dowie,
gdzieśmy byli, w jakich snach.

Zabłąkanych w mroźnych świtach,
wracających z białych głusz
w kruchych brzozach nas przywita
lśniący słońcem srebrny kurz.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Przedwiośnie

Wiatr poruszył gałęzią, poniósł szmer po lesie,
szmer, który wraz z echem w wielki poszum rośnie,
a potem nagle cichnie... Zda się, wciąż się niesie,
lecz nie... To tylko czyżyk świergocze na sośnie.

Rozglądamy się wokół z taką ciekawością,
jakbyśmy już od dawna w tym lesie nie byli
- resztka śniegu pod krzakiem dziwi swą białością,
odarty zimą z kory buk w zagąszcz się chyli.

Jakże cieszę się widząc pierwsze znaki wiosny
- zieleń listków dziś chyba zjawionych na brzózce
i twoich zachwyconych oczu blask radosny,
kiedy dojrzą przebiśnieg rosnący przy dróżce.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Dzięcioł

Wiatr liśćmi poruszył. W górze dzięcioł stuka.
Nie wiemy – czy na tej, czy na tamtej sośnie.
Długo i uważnie musimy go szukać.
Wtem drozd niedaleko gwizdnął tak rozgłośnie,
jak gdyby pół lasu miało go usłyszeć,
trzasnęła gałązka !... Nie słychać dzięcioła.
Stoimy jak wryci, zasłuchani w ciszę,
wciąż pełni nadziei. Patrzymy dokoła
i nic. To już
po wszystkim... Cóż.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Siwa łąka

Dachy chat wychylone w bezmiary niebytu,
mchem porosłe, od wiatru sczerniałe i słoty,
śnią wspartą o spróchniałe, pokrzywione płoty
małą wioskę utkwioną nad brzegami świtu.

Blade lśniwo na niebie jaśniście się trwoni,
wśród olszyny prześwieca polśniona snem rzeka,
płynąca siwą łąką nikła mgła człowieka
odmienia kształty ginąc w rozwiewnej ustroni.

Na pograniczach bytu w nicość czas się dłuży,
nie dzieje się nic więcej niż to, co się dzieje,
w oparach mgieł nad rzeką snami wieś srebrnieje,
w bezruchu wieczyścieje głąb pustych podwórzy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Jeziorna woda niech się oczom darzy,
proste odbicie nachylonej twarzy,
które wiew wiatru marszczy i rozchwiewa,
nie światła rozkurz, co blaski rozsiewa,
tęczy ulotność od barwy nadmiaru,
snu pozłocistość, rozwiewność oparu;
nie. Tylko wieczór i woda w uśpieniu,
szara i cicha, w cieniu i w milczeniu,
i w takiej wodzie zanurzone ręce.
Nic więcej.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Pajęczyny

Na strychu leżą starych pudeł rozwaliny
wśród stert różnego złomu, skrzyń i zwałów śmieci.
Przy oknach zakurzone wiszą pajęczyny
suszące się w zaduchu wśród mnóstwa rupieci,
a zda się, że to srebrem tkane gobeliny,
gdy bladym światłem księżyc nagle je rozświeci...

Lecz nikt ich nie zobaczy, kiedy tak migocą,
bo nikt na strych nie zajrzy księżycową nocą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Chmurność myśli – ciągle nie to...
Wiatr szamocze się z gazetą
na opustoszałej plaży.

Zawiewa. Tulisz się do mnie.
Twój pocałunek jak płomień
przepala chłód mojej twarzy.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

* * *

Nocą sierpniową
jeziora toń oddycha chłodem
i srebro mgieł opada w wodę,
a ponad głową
niebo od gwiazd aż się gnie.
W poświacie brzóz srebrne pnie
jak świece płoną.
Odległych gwiazd srebrzyste łodzie
rzucone w mrok toną jak w wodzie
za chmur przesłoną.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 12 may 2010

Śpiewka

Zgarbione chaty posnęły w dolinie.
Kosmaty oset wyrosły pod płotem
światu zielonym narzuca się złotem.
Gwiżdże radośnie wilga na topoli.
Po mleczach, chabrach muzyka łąk płynie
i skwarem dźwięczy na gęślach kąkoli.

Wiśniowe sady pulsują muzyką.
W słońcu wirują migoty motyli.
Krzyż na rozstaju w głąb boru się chyli,
jakby za chwilę miał runąć w zaświaty.
W błękicie śnią się i płyną donikąd
sady obłoków i śnieżne fregaty.

W świecie tak śpiewno od świata nadmiaru.
Niebo aż dymi od złotego lśniwa.
Ślepy dziad - lirnik swe śpiewki wygrywa.
Witrażem jarzy się wiejski kościółek.
Nad rzeką cisza dyszy od oparu
i dzwoni w sercach znikliwych jaskółek.

Na trawę jesion cień kładzie podłużny.
W kurzawę drogi pastuch bydło goni.
Ogród utonął w poszumie jabłoni.
Przedwieczerz broczy złotem i szkarłatem.
Dłonie żebrzące o okruch jałmużny
z całym się nagle spotykają światem.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 may 2010

* * *

Co zmarnowane, tego i szkoda,
ale już o nic z nikim nie walczę,
już się nie szarpię, nie ranię – nie chcę,
unikam bólu, godzę się, czekam,
aż się przejaśni i przetrze,
i nieuchwytnie jak woda
przeciekam ludziom przez palce.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 may 2010

Fale

Czegośmy chcieli, dokąd dążyli,
w cośmy wierzyli i o czym śnili ?
Wiatr już to rozwiał, ogień wypalił,
na piasku został ślad dawnej fali.

Jakie nas jutro czekają dreszcze ?
O czym to marzyć będziemy jeszcze ?
Nim się wyleje na brzeg i zginie,
następna fala rośnie w głębinie.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 20 may 2010

Jest tu jeszcze miejsce po tobie

Jest tu jeszcze miejsce po tobie. Od biedy
mogę udawać, że kiedyś,
co się urwało nagle, to jeszcze stanie się,
ale już wiem, że nie.

Zauważyłem, że gdy z życia
ktoś mi nagle znika,
gdzieś gubią się słowa
naszego, zbędnego już języka,
i choćbym potem bardzo
chciał przywołać go znów,
nie mogę znaleźć słów.




10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1