Wojciech Jacek Pelc, 25 listopada 2012
zdarza się między nami azja – afryka
tak tłumaczymy zerwane dni zgubione
połączenia łatwiej jest przecież podzielić punkt
niż szukać miejsc w których jesteśmy
nierozerwalni
ale wystarczy słowo (lub kilka) głos
i sączę się między twoimi piegami
(ścieżką przez połać aż do zgłębień)
chwytając wyobraźnię oddaję dłoniom
to co znajome
potem zrywam z ciebie ubranie układam je
w wiersze
Kunów - sierpień 2010
Wojciech Jacek Pelc, 27 lipca 2012
daj szczyptę
na oko
do smaku
i nie spieprz obiadu
Żuławka Sztumska - luty 2009
Wojciech Jacek Pelc, 15 grudnia 2012
najpierw obrzygałaś mi deskę rozdzielczą,
fotel i wycieraczkę. bujałaś się przy tym
jak sprężynowy piesek zza szyb auta przed nami.
szyb, od których odbijało się słońce.
trzymałem cie wtedy za kołnierz.
bełkotałaś coś, chyba... wojtuś, przepraszam.
myłem twoje włosy i pomyślałem;
przez tyle lat tego nie robiłem. to bardzo intymne
myć twoje włosy, może nawet bardziej, niż włożyć ci język
między uda. poczułem giętkość i zrobiłem
z ciebie embriona. tak! urodzisz się jutro. a teraz ja
jestem matką, bo właśnie zrozumiałem
radość z przewijania skupkanego niemowlaka.
posłałem. słońce wdarło się do naszej sypialni,
piekło. znów próbowałaś bełkotać; prz... prz-prasz cię... i
obrzygałaś nasze małżeńskie. pomyślałem, że to był błąd,
zbyt mocno tobą trząsłem. ze starego materaca
zrobiłem łóżko w łazience. tak się urodzisz. z miską i ścierką
poszedłem do samochodu, a słońce już zaczynało się mościć.
czerwone, w widełkach wieżyczek kościoła.
Żuławka Sztumska - listopad 2010
Wojciech Jacek Pelc, 24 listopada 2012
rozmawiamy. coś o prowizjach, procentach
i czuję jak rozchylasz przede mną
przestrzenie. od dekoltu po włosy wszystko
chce mówić, a oczy podróżują,
są jak niebieski wojażer - bez mapy,
kompasu. siedzimy tak
po obu stronach biurka, a na nim
zadrukowane papiery. to koniec przestrzeni.
ale już będę pamiętał, nawet tę najmniejszą,
między szminką, a szminką, gdzie teraz mieścisz
tylko ołówek.
Janów Lubelski - lipiec 2010
Wojciech Jacek Pelc, 29 stycznia 2016
kochać się w wierszach to znaczy ukrywać
uczucia w zwyczajnych wyrazach
to nie zapominać
każdej minuty gestu i przemilczenia
albo napisać twoje imię na śniegu i wierzyć
że przetrwa tam do kolejnej zimy
*
stoisz na wietrze na zmrożonych deskach
sopockiego molo na tle czerwonego półokręgu
z wrysowaną weń latarnią
w ciut za ciasnym płaszczu na głowie masz beret
trochę szara niewyraźna konturowo
jesteś prawie sama
fala bije o kamienny podwał jak krew w żyłach
doprowadza sól pod nasze stopy
całość skrzypi jakby już za chwilę miała runąć
i zatonąć wraz z latami które tutaj przynieśliśmy
skóra szczypie pod oczami
szron przyjmuje twoje imię
dziś koniecznie chcesz zobaczyć morze
nie chuchać na zimne i bujać się
w skali od dwojga po skąpane w ciszy miasto
zrównać z jutrem wszystkie niewiadome
i rozwiązać nad gorąca kawą
*
ja jestem kamieniem z górnej partii klifu
tak on wciąż wypada
Kowalewo Pomorskie - styczeń 2015
Wojciech Jacek Pelc, 13 września 2012
było jeszcze ciemno, kiedy nauczyłem się czytać.
wtedy ktoś napisał słowo, które powiedziało,
i popłynęła krew.
nie pamiętam dlaczego opatrunek leżał nietknięty,
a ja byłem wpatrzony w czerwone krople,
jak kapią.
kap. kap. plaster załatwiłby sprawę,
ale miałem długopis. dłubałem.
kreśliłem wyrazy.
Żuławka Sztumska - sierpień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 29 października 2013
czytaj mnie bardzo powoli jakbyś
spieszyła się do kraju w którym czas nie zakwita
dopóki nie dotkniemy go razem wyobraźnią
tam - specjalnie dla ciebie - poukrywałem miejsca
i stare zeszyty w nich rozpisałem wszystko na akty
na sceny. i tak
nakazałem lampie samotność drzwiom wyznaczyłem
role strażników w odpowiednim momencie krzesła
mają ruszyć z kopyta a wieszak będzie trwał na posterunku
czy wiesz że kołdra sama z siebie potrafi
odegrać monodram albo jeszcze lepiej pantomimę
w teatrze jednego spektaklu nie liczy przy tym na poklask
nawet na akceptację chce tylko być reżyserowana przez ciebie
więc proszę czytaj mnie bardzo uważnie i nie słuchaj
podpowiedzi złych suflerów a swoje pomysły
na kolejną premierę zapisuj leniwą czcionką w didaskaliach
Zamość - marzec 2013
Wojciech Jacek Pelc, 15 sierpnia 2012
może się zdarzyć, popłynie łza.
jestem już w takim wieku,
że może się tak zdarzyć.
mogę też poczuć zapach kurzu spod kół wozów
na polnej drodze, w kwietniu.
przeczytać historię twarzy ogorzałej
pracą i alkoholem.
małe dziewczynki mogą włożyć na moją głowę
wianek z żółtych mleczy, wyplatany za dnia,
a żaby, swoim głosem przekonać do miłości,
niezagłuszaną nocą.
mogę zobaczyć radość bosych stóp
po burzy, na łące.
gotowość worków po nawozach
do wypychania słomą.
kolce dzikich jeżyn mogą pozbawić mnie
niewielkiej ilości krwi i sporo czasu,
a zimna woda ze studni, ugasić pragnienie,
być pretekstem dla całkiem zmysłowej znajomości.
jestem jeszcze w takim wieku,
że teoretycznie
wszystko to może się ponownie wydarzyć.
w praktyce
spada jedynie łza,
bo może się też tak zdarzyć, że czerwone cegły
rodzinnego domu przemknęły za szybą
po raz ostatni.
Żuławka Sztumska - maj 2009
Wojciech Jacek Pelc, 2 kwietnia 2013
powroty marnotrawne w takich warunkach są mroźne,
szczególnie, gdy już nikt nie pamięta syna,
a dom, który za chwilę ma stać się rodzinnym
wychował naszych morderców.
w centrali miejsca mają po kilka nazw
i rozpuszczone korzenie. tożsamość co roku
wzbogaca jesienną ściółkę, wpływa do rzek,
jest wiekowo podpiwniczona.
lecz tutaj z każdej dziury wyłazi historia
i patrzy na nas dość krzywo. dlatego
nie liczymy czasu od dat, tylko od miejsc
niesprawiedliwych i do kolejnych powrotów.
Żuławka Sztumska - czerwiec 2012
Wojciech Jacek Pelc, 24 sierpnia 2012
nie wiedzieć czemu nie wiedzieć gdzie
poukrywano wszystkie moje wonne dni
dawne dni kusząc w przerwach projekcją
jak reklamą w której macierzanka na palcu
pepegi na nogach a ciepła piana pod nosem
z saganka prosto od graniastej
nie wiedzieć kiedy nie wiedzieć jak
pozamieniano zapachy w szybkie skojarzenia
płytkie metafory zwykłej codzienności
dla której biedronka to już nie chrząszcz
adidas stał się chorobą a do garnka wrzucamy w sieci
łaciata - tekturowy stwór
nie wiedzieć kto i po co zrobił mi ten żart
i gdzie jest ten który się teraz z niego śmieje
tak czuję lepiej nie wiedzieć
Stalewo - maj 2009
Wojciech Jacek Pelc, 4 lipca 2013
a w niebie puste miejsce
rezerwuje mi Bóg
pokazuje palcem skrzydła
których nigdy nie założę
ty cholerny Biały Draniu
wiesz jak to dla mnie daleko?!
wiem - odpowiada poprawiając
żółtą aureolę marzeń
wiem chłopczyku że dałem ci
wolną przestrzeń i nóż
abyś zostawiał w niej ślady
wiem że bardzo mało widzisz
kiedy zasłaniasz się trumną
Nisko - październik 2012
Wojciech Jacek Pelc, 25 sierpnia 2012
podawaj mnie, chcę ściekać startym cukrem z ust
po brodzie na niespaloną obietnicę przyszłych
wypieszczeń. zaplątany w złote runo odcisnę się
gorącym śladem i zapachem malin. dreszczem
faluj wręcz, jak widok tajemnicy stanika,
kiedy opada i kulistą miękkością
podwaja rozkosze. stwardniałym drżeniem
rozbudź dla warg niezaspokojenie. proszę
zwiąż, niczym szypułka gdy wydaje na świat
soczyste owoce. podgryzane rozpuszczą
w płatkach nasiona, otworzą wszelkie granice
i zatańczą jak wiatr z drzewem, by w burzy skonać.
a kiedy zaczniesz opadać, szeroko, szelestem,
zapragnę usłyszeć w dotyku najzwyklejsze
jestem.
Stare Bojanowo - maj 2009
Wojciech Jacek Pelc, 11 sierpnia 2012
malujesz obrazy z dala od westchnień estetów.
nie ma na nich łąk, motyli,
wszechobecnego zapachu kwiatów, słońca.
w pejzażach umieszczasz
krew, mocz i spermę. wyraźny jest brak perspektywy.
blejtramy leżą nieużywane,
a niezagruntowane płótno rozwieszasz niedbale
między spróchniałymi sztalugami.
wieczorami, kiedy bywasz zmęczona,
biorę starą szmatę i wycieram wszystkie ścieki
z twojej trudnej wyobraźni.
a potem się kochamy.
kochamy się też przedtem,
ponieważ nasza miłość jest niezwykle romantyczna.
Żuławka Sztumska - kwiecień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 6 sierpnia 2012
Zygmunt zaciekle walczy otwieraczem do konserw,
aluminiowa puszka napoczęta już z boku.
Szybko otworzył sobie cztery rany na torsie.
"Ach, Zygmuncie, oszczędziłbyś nam tego widoku!"
Ale on nie przestanie, tak sardynki pokochał.
Serce drży, bo jedną z nich chce dziś pojąć za żonę.
Tym bardziej nie jest w stanie pozwolić, ani trochę,
by sardynki leżały tak bezdusznie ścieśnione.
Krew pomieszana wszędzie z sosem z pomidorów,
lecz tryumf niewątpliwy, wykonane zadanie,
(chociaż pod koniec trochę pozbawił go humoru
napis na kluczu: "Lekkie i szybkie otwieranie.")
I gdy już po obrączki chciał biec do jubilera,
zajrzał do puszki i... szok! Jego miłość jest w biedzie.
Zaklął zatem siarczyście: "Niech to jasna cholera!"
W przetwórni zamienili wszystkie sardynki
na śledzie.
Żuławka Sztumska - kwiecień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 18 lipca 2012
odjazd! nagle krzyknęło i rozpierzchło się migoczącym
światłem. jak w tunelach. naturalny szczenięcy
odruch: gonić, ugryźć jak najwięcej.
obstalowane różowe szyby można było tylko butem,
albo zza, jeśli wybór, to zawsze przeciw.
wódka z czekoladą czy cebula - decydował los.
jego zrządzeniem kloszard kolegą i lód na głowę.
najsilniej kusiło niepolizane, więc kaleczyliśmy języki,
a w ustach: naprzód! darliśmy każdą białą flagę.
tylko czasem dzwon na wieży oznajmiał czyjś kres.
teraz myślę: niepotrzebnie. cholera, niepotrzebnie.
ale wtedy - kask na głowę. przytrzymać myśli.
na chwilę. przepustnica otwierała się zawsze na full.
kochałem, to jednak nie miało znaczenia
i tak sypiałem z adrenaliną.
dziś nadal kocham, tylko konserwanty
psują smak i wątrobę.
Żuławka Sztumska - styczeń 2009
Wojciech Jacek Pelc, 11 października 2012
jeszcze nie umarłem i życiem wciąż grzeszę,
kiedy kursem zwrotnym odpływam nad ranem, jak pirat
ze skarbem ledwie pogłaskanym i mapą
na skórze. zapisany w tobie.
dwa słońca już zaszły, jak złote
precjoza z zatopionych jaskiń, lecz drogę pamiętam.
wyznaczam ją sobie Holandii wiatrami
i falą od morza. pulsujesz w tętnicach,
z uporem, bezgłośnie, bo chcesz abym płynął stąd
w raf okolice, by nikt nie wyłowił nas
z wód sargassowych, kiedy będziesz krzyczeć.
powrócę, tym echem: moja
obietnica.
Żuławka Sztumska - październik 2009
Wojciech Jacek Pelc, 23 października 2012
gdybym był tobą, znałbym wszystkie odcienie,
który do którego i na jakie okazje.
znosiłbym długie tortury dla odlotowych
balejaży i aby nikt nie zauważał tego
czego nie chcę.
mógłbym godzinami przymierzać się w tipsy,
krynoliny, cyrkonie, okładać ogórkami.
spotykać z drugą, by porozmawiać o trzeciej,
a o wpół do czwartej zasiadać
do tasiemca. od lat tego samego.
i martwiłbym się, mocno martwił
na widok rozdwojonych końcówek.
gdybym był tobą.
ale nie jestem
i dlatego najnormalniej w świecie wkurzam się,
kiedy kolejny raz nasi
nie strzelają gola.
Żuławka Sztumska - grudzień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 17 lipca 2012
mocno szarpała za struny, zostawiając
nierówności na palcach i rozstrojony
instrument. z pasją. potem gładziła.
nie raz krzywym spojrzeniem próbowała
wydusić łzę. nieskutecznie, wtedy wychodził
oblany egzamin do szkoły aktorskiej.
w czasie świąt, szminką, lub tuszem do rzęs
rysowała optymistyczne obrazki, by w końcu
zwijać je w kulki. celem był kosz.
miała też taki dar - potrafiła zawisać.
niejednokrotnie, na drugi dzień,
nad okolicą przechodziła potężna burza.
i wciąż cierpiała, razem ze swoimi towarzyszkami,
które zmieniała jednym przyciskiem,
co około godzinę, z przerwą.
tylko noc nie była pozorem. właściwie nie
istniała. prawdę przykrywała snem.
Stalewo - styczeń 2009
Wojciech Jacek Pelc, 9 sierpnia 2012
a mężczyzna podejdzie do okien do wnętrz
kwiaty zaschnięte na kość zrosi zielenią
zapuka do powiek uniesie przeczyta ich treść
zwiąże silnym zapachem otuli niedzielą
a kobieta odważnie naga stanie w drzwiach
pozwoli dłoniom wypuścić na wiatr sekrety
jak dziecku bajkowo opowie zabije strach
spłonie wieczornym ogniem wyruszy naprzeciw
a wspólnie zbudują z czterech złożony kąt
i czajnik i stół i koty kurzu za szafą
świadectwo w kołysce codzienną radość i trud
i pewność że już bez siebie żyć nie potrafią
Żuławka Sztumska - kwiecień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 14 sierpnia 2012
mali chłopcy wychodzą z domu ubrani w dżinsy,
adidasy, zimową porą w kurtce. zawsze z czapką
bejsbolówką na głowie, najczęściej szybkim krokiem.
mali chłopcy mocno trzymają w dłoniach
nic, potężną broń, która pozwala walczyć
o wszystko. brakuje tu jakichkolwiek barier.
chłopcom nie przeszkadza życie, nie przeszkadza
też śmierć. po prostu o nich nie myślą.
szybkie auta i pistolety są z nimi od zawsze.
w ich duszach codziennie wzrastają żądze,
bo posiadanie dóbr dodaje prestiżu,
wzmacnia pozycję i przyciąga kobietę.
zdarza się jednak, że przed wyjściem
zapomną dać buzi mamie. nadrobią to,
zaraz po powrocie z przedszkola.
Żuławka Sztumska - kwiecień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 28 lipca 2012
najlepsze banany rosną na plantacji w Kostaryce.
Juan zrywa je codziennie i wkłada do tekturowych skrzyń.
Unia kocha żółte z zielonymi końcówkami
i o słusznych rozmiarach, więc świeża partia
przepływa ocean dojrzewając pod pokładem.
w jesienny poranek, na placu w Paryżu
u znajomego sprzedawcy, Suzanne kupi całą ich kiść.
uwielbia zapach pieczonych kasztanów i kształtne
banany w dłoniach. już dawno postanowiła,
że zostanie wegetarianką, zamieszka samotnie.
wieczorem, Juan wspólnie z rodziną, usmażą banany
odrzucone.
Żuławka Sztumska - luty 2009
Wojciech Jacek Pelc, 3 grudnia 2012
pisze wiersze. tworzy krótkich towarzyszy
w szarych marynarkach, by być kwiatem, ale częściej
rani miękkie aksamity. budzi miasto
jakby chciała zaokrąglić wszystkie kanty ulic
i rozciągnąć się na twarzach ich mieszkańców.
kiedyś będzie im pożywką, ich biomasą,
ale dzisiaj rodzi nigdy, tak wyraźne
jak krew boga, jak zbyt szybko wybujałe
pąki bzu. jutro zgrzeszy, by dostojnie
i z powagą móc się wstydzić płacząc
w lustro, w którym jeszcze nie dostrzeże
swego piękna, i że ono zmatowieje
bez jej pokręconych dróg.
Żuławka Sztumska - wrzesień 2010
Wojciech Jacek Pelc, 3 stycznia 2013
jest poniedziałek i jest zima. nocą
przyszedł nowy śnieg. teraz się puszy
jeszcze nie sprasowany podeszwami turystów.
najpiękniej robi to między murem, a zamkiem
wysokim, tam prawie widać jak cisza
wyłania się zza zakrętu i ciemnej
czerwieni. na średnim czterej krzyżowi
bracia odpoczywają od fleszy.
komnaty pozamykano. chcę dzwonić,
dzielić się kilkusetletnim milczeniem,
lecz najpierw wracam do ciszy.
pragnę zobaczyć jak wychodzi i stawia
pierwszy krok.
Głogów - styczeń 2011
Wojciech Jacek Pelc, 26 czerwca 2013
Jan Rak (1924 – 2012) nauczyciel matematyki
w szkole podstawowej w Zwierznie
pan Rak, matematyk, był profesorem
starej daty. teraz takich nie sieją.
najpierw budził strach, potem szacunek.
drewnianą linijką odmierzał centymetry,
czasem tylko nasze dłonie i wtedy
uszy nachodziły purpurą.
kochał liczby, te całe i te po przecinku,
wiedział jak się między nimi nie zagubić,
nawet zaprzyjaźnić. często powtarzał:
matematyka i tęga głowa – zabawa gotowa.
był królem anegdot i śmiesznych powiedzonek,
więc po szkole chodziły wawelskie smoki,
bałwany z marchewkowym rozumem, panienki z maku.
nie pamiętam, by ktoś się kiedyś obraził.
nie zapomnę też szczerego gniewu
na widok orła na ziemi,
czystego patriotyzmu, przywiązania
do barw, słów i symboli.
*
spotkałem go jeszcze w szpitalu.
poczciwy staruszek o słabowitym wzroku
sumował mi swoje bolączki, potęgował
jaskrą. pomyślałem – to jednak prawda
że liczby nigdy nie kłamią. a pan Rak,
matematyk, nadal pięknie potrafił opowiadać,
jak wcześniej, o algebraicznych tematach,
albo o końcu ułamka,
gdy licznik dogonił wartość pod kreską.
Żuławka Sztumska – wrzesień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 19 grudnia 2016
...oraz że ci nie odpuszczę
aż do śmierci
Renice - wrzesień 2016
Wojciech Jacek Pelc, 14 października 2012
babci
opowiadała nam o rybach z Bzury, bombach
na podwórku, marszu kobiet przy odbezpieczonych
Schmeisserach i dobrym Niemcu,
który przyniósł leki kiedy zachorowała matka.
o bolszewikach. o tym jak na dzień dobry wyrżnęli
wszystkie kury, a potem zmuszali do kołchoźnictwa.
nieskutecznie, choć w gospodarstwie została tylko
jedna krowa.
a kiedy rozumiałem jeszcze mniej mówiła o Bogu.
podobno mieszkał na obrazie i czasem schodził,
krył się za kredensem. bałem się Go
tam spotkać. jeszcze bardziej bałem się szklanych
baniek, bo jak można tak panować nad ogniem?
*
dziś nie wiem w którym momencie zakrzywił się
czas, ale wiem, że z wiekiem bliżej mu do dzieciństwa.
i wiem, że znów usiądziemy razem, wysłucham jak Helenka
recytuje przedwojenne wiersze, opowiem
co wydarzyło się wczoraj.
Zamość - październik 2009
Wojciech Jacek Pelc, 13 kwietnia 2013
rodzą się w wyobraźni
umierają nieczytane
Lubaczów - sierpień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 7 lutego 2016
Anna poświęca się i wybiera syna
zapewnia mu najlepsze szkoły
znajduje kandydatki godne jego boku
oraz posadę na carskim urzędzie
w domu jest ochmistrzynią
w ogrodzie pierwszym ogrodnikiem
przed światem udaje żonę
przed sobą kobietę
nie płacze nocami nie wspomina
nie czyta romansów i nie chce
być ich bohaterką
z całych sił nie pamięta
koniecznie nigdzie nie wyjeżdża
szerokim łukiem omija dworce
umiera we własnym łóżku
Żuławka Sztumska - luty 2015
Wojciech Jacek Pelc, 1 listopada 2012
maj. chciało być romantycznie. zmierzch, kurz,
nawet warkot silników na dworcu pekaes
też chciał. w autobusach odjeżdżały dziewczyny.
roześmiane, rozbrykane, nasze iskrzące dziewczyny.
ale żadna moja. potajemnie bolało dlatego nie wiem
skąd przyszła. włosy miała długie, nogi miała
długie, rzęsy, szpilki i paznokcie. spódnica -
nie pamiętam. długi był też wybieg
elbląskiego dworca, a z każdym jej krokiem
echo potęgowało pewność: słuchała
tych samych zespołów, czytała Lema
i Zajdla, kochała poezję i koty, jesienne wypady
nad morze. miała abstrakcyjne poczucie
humoru. a gdyby wybieg był dłuższy
zostałaby jeszcze cudowną matką trójki urwisów,
codziennie, z uśmiechem, wyprawiającą je do szkoły,
wyrozumiałą żoną. super kochanką była już
od pierwszego odgłosu obcasów.
kiedy mijała moją ławkę wyeksponowałem
plecak z naszywką Pink Floyd. więcej
jej nie spotkałem.
Wieruszów - marzec 2010
Wojciech Jacek Pelc, 9 stycznia 2013
jest wiatr co targa włosy i plącze
myśli, jak artysta zostawia w nieładzie.
jest uśmiech – zaproszenie, powiedziałbyś; pierwszy
przebiśnieg, perlisty, miękki, sielski i błogi.
jest dziewczyna, która już dorosła
i staje się młodszą, gra z powietrzem, lekko, słowoczule.
są palce pod koronką, wzorki, lustrzane odbicia,
ramiona, które nie boją się powiedzieć: moje.
jest pewność i niepewność, granica z pergaminu,
a przed nią wyboiste drogi. jest kobieta...
i już zauważasz, gdzie kończy się spódnica,
zaczynają nogi.
Żuławka Sztumska - marzec 2011
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
27 maja 2024
Niejasność podążaniaArsis
26 maja 2024
Noc bez świtu, zmierzchSztelak Marcin
26 maja 2024
Serce serc 2024Misiek
25 maja 2024
W kotle burzyMarek Gajowniczek
25 maja 2024
Nieuniknionevioletta
24 maja 2024
ZłudaArsis
22 maja 2024
Wyśmienicievioletta
22 maja 2024
Litania dla GazyDeadbat
22 maja 2024
Na końcu świataJaga
20 maja 2024
Czeka nas wojna!Marek Gajowniczek