lajana | |
PROFILE About me Friends (32) Forums (1) Books (1) Poetry (191) Prose (12) Photography (18) Postcards (32) Diary (9) |
lajana, 4 august 2011
czy dawny czas ma jeszcze znaczenia
w kawałku gliny wyjętym z pieca
kształt formy wypalony i kruchy
stały z każdą rysą zastygłym wzorem
u kresu napełni się popiołem
dni zmurszałych szybciej lub wolniej
zawieruszonych i wyrytych w pamięci
w jednym naczyniu czarne z białym
dopóki trzymam w dłoniach
między uwagą a nieostrożnością
dostrzegam zdobienia
z natchnień i tęsknot kwitną desenie
tyle razy w podróży niezgrabnych walizkach
w pogodę na którą i psa nie wypuścisz
sklejone pęknięcia odbudowane odpryski
jak odebrać znaczenia
przeszłego czasu już nie ma
a taki wyraźny
lajana, 2 august 2011
wciąż widzę na drodze do szczęścia strach
potargany przez cztery wiatry
z odwróconym uśmiechem
półpełny słonecznik wyłuskany przez wróble
na miarę drobiny której serce czuć mocniej
niż całą istotę
a ręce pamiętają dotyki
niespotkania gubione w pośpiechu
bolą jak reumatyzm od stawu do rzeki
miedzą lat dzielonych na sen i pracę
łapię powietrze głębokie do dna
oddech cenniejszy niż wspominanie
godzin w oczkach domina pasujących
na przymrużenie powieki warunkowo
za brakujące kostki cukru zimne pocałunki
bo lato nie każdego roku
hojnie wylewało na łąki kaczeńce
tylko storczykom plamiło liście znacząc
inność natury rozpoznawalnie
gubiło klucze dzikim gęsiom
każdy szczegół precyzyjnie zastygł
w miejscu dotknięcia ślad za śladem
wszystko rozpięte w ramach
strach pośrodku w znajomym szaliku
w prawym dolnym rogu podpisuję się
pod życiem
lajana, 1 august 2011
teraz dłonie opieram o niewidzialne ściany
muszę sobie je wyobrazić takie ćwiczenie
działam siłą której tak naprawdę nie posiadam
nie ma więc nic tylko wiatrak z rąk
środek polany narysowałeś między strumieniem
a wodospadem poza który już nie sięgniemy wzrokiem
większość składanych obrazów mamy na własność
kolekcje limitowane z logo naszych imion
sennie wiedziesz mnie tam dokąd chcesz
i można mruczeć monosylabami na różnych tonacjach
dobrze jest mieć kawałek przestrzeni za drzwiami
z drewna o uśmiechniętych sękach
wszędzie gdzie nas nie ma zostawiamy cząstkę
niespełnień wyrażonych myślą w czasie
którego nie dolicza się do dnia urodzin
zostaje w podarunku bez zobowiązań
z lekkim bagażem można unieść się wyżej
wpiąć w chmury i opłynąć świat przez wnętrza zegarów
podróże między fantazją a wytchnieniem
poruszają soki a krew nie zastyga
widzisz jak zręcznie przesuwam ściany na twojej polanie
jesteśmy ponad i to nas niesie
lajana, 27 july 2011
suche gałęzie dłoni nie kwitną
deszczem pęcznieje kora
łuszczy w słońcu papirusy
zapisanych tajemnic
martwe mumie słów
tylko ślady po liściach
oczy pod spuchniętymi powiekami
tężeją w słojach lat
od korzeni na ślepo krecie korytarze
wiodą donikąd
lajana, 17 july 2011
miasto wpada oknem pełną piersią wiatru
dzieli nas kropla tego co się nie zdarzyło
higroskopijnie przylega dwustronnie
z zimą na wierzchu latem pod spodem
dmuchamy chociaż ledwie ogrzane
nie parzy parą ulotne uderza w sufit
przekomarza się z cieniem paproci
plącze jak nasze słowa w słupki
krzyżykami ceruje puste
dni dodają się ujmując życie - inna matematyka
równoległa do znanych algorytmów
stosowana z rosnącym rachunkiem błędu
usprawiedliwi każde załamanie przestrzeni
nic nie jest pewne dopóki się nie spełni
i jeśli dzieli kropla tak mocno przylegając
łączy przeźroczyście milionami
niewidzialnych cząsteczek
woda to życie a słowa unosi wiatr
lajana, 13 july 2011
nie ma się co dziwić zmęczenie nie pamięta
za plecami zwijają się obrazki szybką kreską
pociągnięte po płaszczyźnie karykatury
z uśmiechami wywiniętymi na drugą stronę
największa wyspa to ślad po kubku
popołudniowa kawa pachnie inaczej
mocniej rozbudza wyobraźnię bardziej na zachód
spada za linie horyzontu odległych miast
tępo śledzi lot chrabąszczy kołysząc w rytmie
pulsu słyszalnego pod czaszką jak tropikalna burza
ołowiany przycisk wgniata ułatwiając zadanie grawitacji
na dowód że nie lata się po zmroku
wciąż nic nowego w pogodzie
wczorajsze prognozy nie wygasają niczym śpiący wulkan
projekty projekcje przepowiednie
ubierane w nieskończone ciągi cyfr
skorupa z całym brzemieniem żywej obecności
zmywalna na zewnątrz w środku jak Puszka Pandory
z zatrzaśniętą nadzieją przycięte palce zsiniały
od wysiłku zmęczenie otumania stygnie gorliwość
i nie chce pamiętać zanurzając się pod wypukłość
pełnego kieliszka zapadniętej niecki dna
spaceruje po Parku Pinokia z zakatarzonym nosem
i nie wiem czy ja na jego grzbiecie czy ono na moim
lajana, 10 july 2011
tygodnie - katarynki dnia
lata jak papugi odtwarzają sezony
tylko kurz dodaje ciężkości dyskretnie
gdyby ważyć przeszłość tłuścieje pełnią
nawet w nowiu choć niewidocznie
dokładają się pragnienia na podniebieniach
zapisują smaki kompozycje mikstury
konfiguracje podobne i odmienne
przylegają lub bolą
a wszystko złożone w całość misternie
niczym japoński wachlarz z kwiatem wiśni
w dłoni zostaje rozpiętość tajemnicy
artysty idealnego wzoru i odcieni
jeden dzień daje się zebrać w garść
jutro przejdzie z innymi zostawiając odbicie
obrazu w źrenicach na dnie poskładane repliki
zarosną w pośpiechu jak łąki za rzeką niczyje od lat
kromkami chleba milczy przy kolacji
dotyka solą i łagodzi masłem
mieliśmy opowiedzieć minioną dobę
zegar przełknął czas ze starego samowara
syciły nas winogrona w oczach
wieczność złożona z mozaiki
lajana, 9 july 2011
przed deszczem uwalniasz jaskółki
tracą rozum w tańcu kółkami wokół pustki podwórza
spragnione szaleństwa w sobie widocznym celu
bez poczucia czasu do pierwszego błysku
który rozerwie niebo milczysz
włączasz muzykę na cebry wody pod rynnami
później uśmiechem nad miastem przez pryzmat
przerzucasz światło aby wabić w wielokolory
pole słoneczników zasilasz drobinami ciepła
na złoto rozmienione piaskami czesanymi falą
wód w których pozwalasz mieszkać rybom bez głosu
koralom bursztynom perłom rozkazujesz służyć
w klejnotach kryjesz się nierozpoznany
nawet tam gdzie ciemność zaciera źrenice
latawce wpatrzone w chmury puszczasz swobodnie
wiatru nie szczędząc na skalnej półce cieszysz widokiem
w dole zasypiają miasta do świtu dasz im gwiazdy
harmonią świateł rozbudzą wyobraźnię poetom
dzieciom na baśnie zamienią dotyk matczynej dłoni
wszędzie tej samej chwili strzeżesz niewidoczny
spotkałam cię przed burzą
byłam jaskółką
lajana, 8 july 2011
wysupłuję się tym razem tak niezdarnie
próbując wpasować w zapach lip
między miękkie wnętrza a zimne krawędzie liści
wieczorem chłód przychodzi w jednej chwili
o lecie nie myśli się niżem bo zaczyna padać
i trudno podnieść z ziemi spłukane ślady
nocnych wizyt krecich przypadków na powierzchni
kraterów imitacji księżycowej przestrzeni
tylko ogrody mają odwagę plątać młode pędy
z gałęziami zastygłymi w pancerzach kory
bez fantazji na wspinanie ponad
lecz zamiast drzew rosną płoty wyżej wzroku
ławka kuli się podwija balustradę w klucz wiolinowy
wpada sroka z krzykiem oślepiona łuną
ogłupiała na chwilę rozrywa ciszę
powoli łączy się w całość jednak wciąż wysupłuje
na śliskim krużganku stłuczona ufność
po omacku bo wieczór zaciąga zasłonę z życiem
tyle dzień miał energii rozciera siniaki nucąc
On the sunny side of the street
moje miasto chce śnić ogrody
lajana, 5 july 2011
w swetrze chociaż lato samo powinno
wiedzieć jak przylegać do skóry wieczorem
przyprawionym cykadami
po zachodniej stronie niebo umazało się szminką
babcia powiesiła lusterko nad komodą
w niebieskiej ramce chłód uśmiechu poważniał
nie dodawał lat bo czas zastygał za progiem
drewniane meble pachniały cedrem
czarne łóżko na którym umarł dziadek milczało
przykryte niedotykalne zapomniało miękkość
ból wrósł w żebra lat
jeszcze piec ożywał błękitem kafli gdy czekał na kota
już po polowaniu zamykał się spichlerz zdobioną przedsienią
takiej ciszy nigdy nie było nad ziemią
makom opadały głowy w ogrodzie
zasiany spokój usypiał ryby w stawie
a klekot bociani pękał dysonansem
od bosych stóp przychodziło łaskotanie traw w sadzie
zgubione jabłko nie wracało w objęcia
gałęziom dojrzewała obfitość
pszczołom ciążył miód
a wszystko w jednym obrazie ruchomo
zaciągnięte pędzlem przez mistrza bezimiennie
odszedł zabierając paletę i farby
najboleśniej dotyka gwóźdź
malowidła w mocnych ramach muszą się trzymać
ściany domu mają dwa oblicza
na zewnątrz w słońcu i cieniach
wnętrze wypełniamy sami
babcia cerowała stare swetry
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
25 november 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 november 2024
2511wiesiek
25 november 2024
0019absynt
25 november 2024
Pod skrzydłamiJaga
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt