JoT Eff | |
PROFILE About me Friends (26) Forums (3) Poetry (99) Prose (10) Photography (4) Diary (3) |
JoT Eff, 17 november 2011
Klucz
Człowiek jest tak chory
jak to, co ukrywa.
Wie o tym dobry Bóg.
Nie żyje. Potknął się
nie jeden raz, lecz w środę
spadł również ze schodów.
Bóg dał mu kilka dni na zrozumienie
syna, że rodziną jest się dzięki miłości,
a nie dzięki więzom krwi.
Nie wszyscy mają tyle
szczęścia, więc przepadają
wraz ze swoimi sekretami.
Jaką masz tajemnicę?
Przecież w każdym zamku
jest też sala tortur.
***
Sztuka wyboru
Zanim tata uderzył pierwszy raz mamę,
wybrałam ich na rodziców dlatego, że on grał
pięknie na fortepianie, a ona z wdziękiem nosiła
sukienki, które zamawiała dla niej babka u najlepszego
krawca w mieście. Nie wiedziałam jeszcze, że
krawiec szył je prawie za darmo, bo oboje łączyła
szczególna więź z obozu koncentracyjnego.
Tata był przystojny, pomijając odstające lekko
uszy, które od dziecka ukrywały pod blond
loczkami zakochane w nim bezdzietne ciotki,
stare folksdojczki z racją na czas wojny
na 2200 kalorii. Był śmiały i bezpośredni,
nikt nie przypuszczał, że tylko po wódce.
Żal mi go było, gdy ciotki obsiadały tatę,
jak wrony cienką gałązkę wierzby. Uginał się
od tych wszystkich ”kra"; że mama nie jest
dla niego odpowiednią partią.
Postanowiłam dać im siebie; małą, ładną
dziewczynkę, ze wszystkimi aryjskimi cechami,
nawet uszy miałam od taty ładniejsze tzn.
mniejsze i przylegające do głowy. Po raz pierwszy
przestało mi się podobać, kiedy tata wyciągnął
ze skrzynki widokówkę od kolegi mamy z wojska,
na której było napisane "nie zapomniałem jaka
jesteś śliczna, gdy wrócę, chciałbym się z Tobą
spotkać". Zanim przeczytałyśmy treść, piekły nas
policzki, również ze wstydu, bo tak źle wybrałyśmy,
a potem, zrozumiałam; nie kocha się ludzi dlatego,
że na to zasługują i zostałam tam, gdzie mama.
* * *
a numer mój sześćdziesiąt osiem
Urodziłam się wbrew naturze. Mama schudła
do porodu, chociaż babcia dbała o nią jak o swoją
matkę, po powrocie z Ravensbrück. Wyglądały
podobnie; z wydętymi brzuchami, z twarzami,
obrzuconymi krostami. Potem znowu Bóg chciał,
bym umarła, lecz lekarka włożyła mnie do balii
z zimną wodą i gorączka skończyła się tylko
zapaleniem ucha. Siedziałam zmęczona bólem
na kolanach taty, ale to ja ściągnęłam na siebie
kawę. Na pamiątkę zrobiono fotografię buźki
z ustami w podkówkę i obłożonych opatrunkami
kończyn. Jestem na niej. Jestem jeszcze
na kilkunastu smutnych, innych, schowanych
w czerwonym pudełku za książkami. Odkąd
sama robię zdjęcia, uśmiecham się. Nie ma
nic bardziej zwodniczego od uśmiechu. Myślę
sobie, że jeśli was oszukam to
i siebie uratuję.
***
pętliczek, czerwony stoliczek
czy bije, krzyczy, czy mocno trzyma i szczypie
i co robi matka, czy też krzyczy,
czy nadal uprzejmie segreguje gazety.
może leży z nimi, nieodpowiednio, na stoliczku,
być może leży, upadła, może omdlała, zdziwiona,
że tyle krwi, tyle krwi, tyle krwi wypływa
z jednego potłuczonego nosa.
czy bije, krzyczy, czy mocno trzyma i szczypie,
i co robi najpierw, najpierw sadza na kolana,
pyta, jak mocno go kocham, a potem szczypie.
chcesz zejść z kolan, przytrzymuje i krzyczy;
jesteś taką samą suką jak ona, tylko czekać,
tylko czekać, aż dostaniesz cieczki i byle pies,
byle pies cię wyrucha, a potem bęc.
jeśli jest zwinna może uciec do łazienki,
na klatkę, po schodach do piwnicy, przeczekać może,
może nawet wsiąść do pociągu byle jakiego z kamieniami
w gardle, z zaciśniętymi pięściami, najczęściej boso. konduktor,
konduktor to pikuś w porównaniu z facetem w garniturze,
którego wszystko denerwuje, chyba, że akurat matka zaklinuje się w progu,
no to wtedy na kogo wypadnie na tego bęc, bęc, bęc, bęc, bęc, bęc, bęc, bęc
***
podróż do krainy słodyczy
- bratu
białe ściany, góry pościeli na tapczanach.
bawimy się żołnierzykami. za drzwiami
toczy się wojna, czym głośniej, tym ciszej
walimy klockami w nasze wojska. to czas
największych i najdłuższych bitew.
tak łatwo zasypiasz, wystarczy, że przeczytam
kilka stronic. wierzymy w cud (jak Marynia z baśni,
której miłość do dziadka do orzechów jest w stanie
zdjąć czar z pokracznej figurki), ale nie nadchodzi.
pewnie dlatego, że to mysi król.
lepimy baby z piasku. jesteś bardziej cichy niż inne
dzieci, za to ja mielę językiem, jakbym mieszała im
w głowach myśli, nie dopuszczam pytań, wtyd i tak
powstanie mit, że jestem ta silniejsza. nie jestem,
chociaż w moich żyłach płynie więcej krwi.
***
Samobójstwo jest zwykle uważane za dzieło rozpaczy. Jeśli
ta opinia odpowiada prawdzie - a wcale nie jest pewne, czy odpowiada
prawdzie zawsze, bo literatura (a i życie) zna samobójstwa, które z
rozpaczą niewiele mają wspólnego - aby zrozumieć psychologiczną dynamikę
samobójstwa, trzeba badać rozmaite formy rozpaczy, które nas do śmierci
zbliżają czy do niej popychają.
- Stefan Chwin - "Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni"
Rozpacz
Mój tata nie był zrozpaczony. Bał się.
Mówił, że po niego przyjdą. Tam, gdzie
udał się, miało ich nie być. Tego był pewien.
Nigdy nie wahał się, użyć słów ani ręki.
Był dużym mężczyzną. Przystojnym
i eleganckim. Nie lubił pięknych kobiet,
lecz je kochał. Nie umiał się zdecydować,
którą bardziej.
Mój tata wierzył ludziom w zło w ustach.
Powtarzał je krzykiem. Chowaliśmy się
pod kołdry, ale wyciągał nas po kolei.
Podnosił do góry jak prosięta, żeby
spojrzeć w oczy. Nie bał się.
Mój tata zawsze szukał kluczy,
drobnych i mojego ojca. Czasem
był nim sekretarz, który jeździł
czarną wołgą. Czasem lekarz od spraw
kobiecych, co mieszkał blisko dworca.
Czasem któryś ze Skaldów.
Mój tata nie był zrozpaczony.
Zawiązał krawat i przykurczył nogi.
***
przedstawienie
widok jest tragiczny; dres adidasa,
podkurczone nogi, solidny krawat,
sina twarz, krew z nosa i z ust,
i czerwony znak na szyi po
przetarciu skóry, oczy,
nie pamiętam.
kiedy odcina się, rzęzi. to resztki
powietrza wydostają się z płuc.
nachylasz się, myślisz - żyje;
- a kuku, jestem śmierć,
możesz mnie powąchać,
możesz mi naskoczyć
i włożyć do worka.
***
Dzisiaj tutaj posprzątam
jestem na cmentarzu. mam takie fajne rękawiczki,
w których widać tipsy. powinnam odmalować cyfry.
teraz trzeba blisko podejść, żeby je odczytać.
nie zrobię tego. tak jest dobrze. nie gniewam się
jak odszedł. gniewam się jak żył. mój syn
nazywał go grubą Bertą i grał z nim "dla Elizy"
na keyboardzie. piekące i gorące. wspomnienie
kłujące w oczy. wylewa się i płynie. wykrzywia
twarz jakby miała się rozsypać. pojawia się
gość z ryżową szczotką. jego uścisk przeraża mnie
śmiertelnie. o nic nie pyta, a ja czuję się jak ryż,
który leży obok mydła.
***
Dorotka
Nie wiem, jak to jest stracić mamę w szóstej klasie
i dziewictwo na klatce schodowej z żołnierzem.
Mieć brzuch i nie mieć dziecka.
Wiem, jak to jest; zdążyć przed gniewem,
zamknąć się w łazience., leżeć na posadzce,
nadsłuchiwać, czy udało się uciec matce.
Nawijam włosy na różowe wałki, by rano potrząsać
loczkami, jak ty. Dwa aniołki z pierwszej ławki.
Nie brakuje nam skrzydeł.
Wznosimy się ponad wszystkich, z którymi przyszło,
czy nie przyszło, nam mieszkać. Codziennie,
aż do zmierzchu.
Bywa, że spotykamy się na cmentarzu. Odwracamy
twarze w przeciwne strony świata. Nie lubimy siebie,
gdy każda odnawia przeszłość.
Już nie dowiem się; jak traci się matkę w szóstej klasie,
dziewictwo na klatce schodowej z żołnierzem.
Mieć brzuch i nie mieć dziecka.
Ty wiesz; jak to jest być szybką, zamknąć się w łazience,
leżeć. Mam jeszcze wosk w skrzydłach. Ty nie
musisz nadal skręcać włosów.
***
Nomada
Swędzi mnie pieprzyk na plecach.
Damian podrapał swój i umarł. Nie od razu,
po przerzutach. Miał tego raka wszędzie.
Płakał, kiedy zrobili mu ostatni rezonans.
Mama też miała czerniaka. Jeszcze zanim
ja się urodziłam. Może dlatego mnie nie chciała.
Jestem, bo babka zapytała: - chyba po to
pobierają się ludzie, żeby mieć dzieci?
Nie przywiązuję się do niczego. Nie kolekcjonuję.
Zostawiam domy jak roztargnieni rękawiczki
w tramwajach. Gubię przyjaźnie.
Żal mi tylko nazajutrz.
***
wizyta
nie lubię oplatać słów bluszczem. walę prosto z mostu,
dlatego mama przeze mnie płacze. wiem, że to źle,
ale uczyłam się dyplomacji, siedząc pod drzwiami
z nożem do krojenia powszedniego chleba.
noc w noc oszukujemy siebie, wymyślamy kłamstwa
w rozpaczliwej nadziei, że jutro staną się prawdą.
i stają się. po jego śmierci miałyśmy być szczęśliwe,
obiecałyśmy to życzliwemu Bogu, a modlimy się
o reinkarnacje. odjeżdża autobus. wskakuję jeszcze
z paczką papierosów i rozmienionymi pięć euro, żeby
mama miała na ubikację. czeka ją długa podróż,
bo ona boi się latać, znikąd donikąd.
***
Joanna Fligiel
Wszystko się od czegoś zaczyna:
od odry, od gorączki po odrze,
od matki niedoszłej baletnicy,
od ojca niespełnionego pianisty i od dysleksji,
od atropiny, którą wkrapiano mi przez lata
w zdrowe oczko albo od całego dorastania
pod kołdrą i nadaje się imię, i nazwisko.
Wszystko się na coś zwala:
na odrę, na gorączkę po odrze,
na matkę niedoszłą baletnicę,
na ojca niespełnionego pianistę i na dysleksję,
na atropinę, którą wkrapiano mi przez lata
w zdrowe oczko albo na to całe dorastanie
pod kołdrą. W końcu nadaje się imię:
Niewarto. Dzisiaj mam tylko nazwisko,
które nadal wymawiają jakbym była żartem.
JoT Eff, 8 june 2011
Nie wiem, jak to jest stracić mamę w szóstej klasie
i dziewictwo na klatce schodowej z żołnierzem.
Mieć brzuch i nie mieć dziecka.
Wiem, jak to jest zdążyć przed gniewem.
Zamknąć się w łazience. Leżeć. Na posadzce.
Nadsłuchiwać, czy udało się uciec matce.
Nawijam włosy na różowe wałki, by rano potrząsać
loczkami, jak ty. Dwa aniołki z pierwszej ławki.
Nie brakuje nam skrzydeł.
Wznosimy się ponad wszystkich, z którymi przyszło,
czy nie przyszło, nam mieszkać. Codziennie,
aż do zmierzchu.
Bywa, że spotykamy się na cmentarzu. Odwracamy
twarze w przeciwne strony świata. Nie lubimy siebie,
gdy każda odnawia przeszłość.
Już nie dowiem się; jak traci się matkę w szóstej klasie,
dziewictwo na klatce schodowej z żołnierzem.
Mieć brzuch i nie mieć dziecka.
Ty wiesz; jak to jest być szybką. Zamknąć się w łazience.
Leżeć. Mam jeszcze wosk w skrzydłach. Ty nie
musisz nadal skręcać włosów.
JoT Eff, 26 march 2011
Tego dnia ojciec ucieszy się po raz pierwszy,
że matka umarła wcześnie. Modli się niemo:
”Błogosławiony jesteś Ty, Pan nasz Bóg,
Król świata, który stwarza owoc winorośli.”
Może celowo pomylił modlitwy, ściśnięty
ze wszystkimi w piwniczce na wino, a może
słowa mają dwojakie znaczenie, albo
ważne jest tylko to, że nadal je wypowiada.
Człowiek, gdy się boi, oddałby wszystko,
żeby przyśpieszyć czas, ale nie ma
niczego do zaofiarowania, czego
czas nie mógłby zabrać sobie sam.
Strach trzęsie ciałem jak wiatr drżącymi
topolami. Najpierw wyciągają najstarszą,
a na końcu Ryfkę. Kiedy drżenie ustaje,
znowu pojawia się wyczekiwanie.
Ojciec pokazuje aryjskie uszka córek.
Tak myśliwi prezentują wypchane zwierzęta.
Jego palce odcisną na skórze głowy łyse ślady.
Jej nadzieja będzie resztą włosów,
którą przysłoni wspomnienia.
JoT Eff, 21 november 2011
tuż przed zaczyna się ziębnąć, aż do oddzielenia
mięśni od dwustu sześciu kosteczek. masz wrażenie,
że kowadełko, strzemiączko, młoteczek wracają
do łuków skrzelowych, ale nie słyszysz plusków
wód płodowych, wewnętrznych głosów, pisków,
ani sprzężeń - absolutnie nic - cisza.
nie widzisz światła, tunelu i żadnego filmu
jak babcia stawia przed tobą na ganku kakao,
rodzisz dziecko, czy kolejny raz wychodzisz za mąż,
widzisz pogłębiającą się ciemność.
padłeś - powstań, wstajesz, jesteś w tym samym miejscu,
ja akurat w Düsseldorfie na starym mieście, nie było mnie
zaledwie minutę, uklękłam i nie reagowałam,
przechodnie zrobili kółeczko, pytali, czy wezwać karetkę,
ale miałam tylko wilgotne spodnie, chyba się posikałam.
zmartwychwstałam i czuję się lepiej niż przed reklamą
śmierci. jak dziecko mam stłuczone kolana.
JoT Eff, 5 december 2011
The poem for my sonny
No, sonny, this won't make you invisible.
I know I used to clench my eyes as well,
and yet the moon rose. I am his sky now.
At first we are afraid of what is out of doors,
and then what may be in us. My sonny,
this is the only way to grow up.
przeł. Magalena Chojnowska
Wiersz dla synka
Tak nie staje się niewidzialnym, synku.
Wiem, też ściskałam mocno powieki,
a i tak wszedł księżyc. Teraz mieszka we mnie.
Najpierw boimy się tego, co za oknem,
potem tego, co w nas, lecz tylko
w ten sposób stajemy się dorośli.
autor Joanna Fligiel
JoT Eff, 28 november 2011
Bogdan mówi: napisz wiersz świąteczny z Jolką,
bo Jolka to nie byle kto, choć nie czyta książek,
Nadaje się na bohaterkę filmu Agnieszki Holland.
Jolka w każdą niedziele znosi wózek i jadą do Kocioła.
Wieczorem wyciągą podnośnik wannowy.Odkąd go ma,
jest im dużo łatwiej. Cały podnośnik jest wodoodporny.
Bez obaw można go używać. Jedynie po kąpieli,
należy pilota odwiesić i pozostawić do wyschnięcia.
Bogdan nie wie, że ja nie piszę wierszy na zamówienie.
Myśli, że jednak napiszę,a on przeczyta na opłatku,
zorganizowanym przez artystów Polonii niemieckiej.
Kto wie, czy nawet i nie holenderskiej, jak ostatnio.
Bogdan czyta tak, że wszyscy płaczą.To sztuka
umieć rzucać wzruszenia ludziom, którzy
z zachwytem raportują i skomlą o więcej.
Bogdan też jest bohaterem,
chociaż o tym nie wie .
JoT Eff, 16 march 2012
Nikt nie zna ich imion. Nikt ich nie spamiętał.
Był dół. Nie ma dołu. Jest połowa sierpnia.
Wzgórze nad stawami, drzewa jeszcze młode.
Jedzie na furmance kilka ze Bzur kobiet.
Mieli zamiar zabić (po to były pałki)
Żydówki ubrane w koszulki i majtki.
Nikt nie zna ich imion. Nikt ich nie spamiętał.
Ocalały słowa z powojennych zeznań;
kto zabił i ile (gdzie okuli pałki)
ubranych Żydówek w koszulki i majtki.
Pierwszy zatłukł cztery. Drugi tylko jedną.
Pięciu je gwałciło. Jeden zapamiętał.
Budzi się historia w pożółconych księgach.
Nad boczkowskim lasem znów się niebo ściemnia.
Szepczą nad stawami głosy martwych kobiet;
trwalsza ludzka pamięć czy wodne sitowie?
* tytuł w cudzysłowie, bowiem słowa pochodzą z 1948 roku, ze zeznania świadka, który widział Żydówki, przewożone na furmankach, tuż przed bestialskim ich zamordowaniem w okoliczach Bzur w 1941 roku.
Ten mord był wyjątkowo okrutny. - Kobiety były bite metalowymi, okutymi wcześniej w kuźni pałkami, kilka z nich na pewno zostało zgwałconych. Wszystko działo się nad jamą, którą wcześniej wykopali sprawcy. Po wszystkim ofiary zostały zasypane ziemią. Wg. prokuratury nie ma najmniejszych wątpliwości, że oprawcami byli Polacy.
JoT Eff, 16 april 2013
Maria, Chińczycy i sroki
Maria mieszka na piątym piętrze
i nie chce wracać do Polski
choć jej niemiecki jest słaby
a mąż wraca późnym wieczorem
Maria mieszka w mieście ludzi
o wszystkich kolorach skóry
kształtach oczu i religiach
ale nie chodzi do Kościoła
Maria wsypuje sól do kąpieli
i je mandarynki bo wierzy
że uchronią ją przed nowotworem
i kosztują mniej niż jedno euro
Maria nie chodzi na spacery
siedzi na balkonie i obserwuje
jak sroki doprowadzają
małego ptaszka do rozpaczy
Maria chce wstać i rzucić w nie
mandarynką ale przypomina sobie
że na szóstym mieszkają Chińczycy
dla których sroka jest symbolem radości
Maria zaczyna płakać zbyt cicho
żeby sama mogła się usłyszeć
więc nadal nie chce wracać
Wstaje i wstawia wodę na ryż
Elżbieta też nie chce wracać do Polski
Niemiecki Elżbiety nie jest wcale lepszy
chociaż ma niemieckiego Freunda
musi pracować i pracuje
jak większość Polek w Niemczech
Elżbieta myje starych ludzi
odwdzięczają się jej uśmiechem
i dziesięcioma euro za godzinę
Tych ludzi jest coraz więcej
Elżbieta ma coraz mniej sił
więc zaczyna boleć ją głowa
jak niemiecką Frau
i Freund przestanie być zadowolony
Elżbieta będzie szukać innego Freunda
bo nie chce spać w kontenerach
z satelitarną anteną na dachu
i powiewającą biało–czerwoną flagą
które mijam wjeżdżając na most
łączący Düsseldorf z Neuss
Ola
Olę od marzeń boli dupa
(sama tak żartuje)
choć nadal jej szklanka
jest w połowie pełna dotąd
dokąd ma ważną kartę zdrowia
Oli nikt nie zmuszał
nie porywał z dyskoteki
nie odebrał paszportu
nie wie czy żałuje
Ola przesypia podwieczorki
bo największy ruch jest w porach
na Mittagessen
Nic więcej nie wiem
o Oli.
Mittagessen - obiad, lunch, przerwa w pracy na jedzenie.
JoT Eff, 19 april 2013
Martyna wie co trzeba
zrobić człowiekowi
żeby wyszedł na ulicę
żeby pozwolił się krzywdzić
Martyna wie że płacz
tylko nakręca oprawcę
jest taka sama
lubi jak płaczą dzieci
Martyna zostawia je
na śmietnikach
kiedy słyszy ich lęk
biegnie na pomoc
Tuli je mocno całuje
a gdy drżenie
drobnego ciałka ustaje
czuje się spokojna
Matka Ann nigdy nie miała
takiej dobrej niani
bo kamerka nie monitoruje
śmietnika
Martyna dostaje
dodatkowe sto euro
lecz i tak odejdzie
kiedy Ann zacznie mówić
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
1305wiesiek
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek