Pi. | |
PROFILE About me Friends (26) Poetry (472) Prose (19) Photography (1) Graphics (1) Diary (3) |
Pi., 20 july 2015
napisać książkę
której należy słuchać
pomiędzy cholernie trudnymi dźwiękami?
tego nie robi się
ordynarnie pospolitym grafomanom
na szczęście autor jest perfidny
cwany
przewidujący
prekognita jakiś
lub po prostu urodzony w pragmatycznym
czepcu
w ramach promocji zdrowego czytania
zdrowszej poezji
i przecież sztuki tej najzdrowszej
wpisał on między suchy tekst
i podwędzaną muzykę
siebie
za cholerę nie wyrwiesz
nawet jeśli jesteś blondyną
metr osiemdziesiąt osiem w szpilach
miseczka powiedzmy C
a nie jesteś
więc użyj translatora by zrozumieć
google'a
i wystarczy
Pi., 18 july 2015
Zbigniew wyrywa krzyże kamieniom.
Zbigniew wykrawa w kamieniach krzyże.
W przyrodzie nic nie ginie. Krzyż za krzyż.
W przyrodzie nic nie gnije. Kółeczko za krzyżyk.
Aureolka za Krucyfiksik.
Aura Krucafuks Pochuju Bomba.
Zbigniew przy pomniku erektuje jak słoniowa trąba.
Do góry rąsia. Haj Noł Loł,
To na szczęście.
To na szczęście tylko kamień.
Mazut może zmrożony.
Marmur pastowany,
z którym do parku nie można?
Na Skaryszewie popatrz,
nie takie pomniki na spacer
ludzie wyprowadzajo.
Czochrajo pod rzeźbionym włosem.
Kołysanki śpiewajo. Nie kolebio.
Zbigniew jest dobry dla pomników.
Zbigniew jest lepszy i najlepszy.
Wzór na pomnik to nie byle kto.
Zbigniew liczy na spiżową wdzięczność.
Nie po to się dochrapał funkcji w Związku
by dać się odlać w byle Gównie.
Każdy ma taki Krzyż
jaki wyrwie Chrystusowi.
Zbigniew ma już w czym wybierać.
Ma już Krzyż na każdy dzień tygodnia.
Pracujący, świątek, piątek
i dwa na niedzielę.
Trzeba się cenić.
Albo cierpieć na bezcenność.
Pi., 17 june 2015
jest jakiś zgrzyt
między nasiąkaniem
delikatną poezją
o Kwiatku który zwykł przyjaźnić się
z gościem ze świętego obrazu
a
przesłużoną kosiarką spalinową
która toczy naładowany decybelami bój
o równość
z nadekspansywną trawą
jest zgrzyt
ale to dobrze
bo nawet najmniejszy konflikt
to metapaliwo
dla czyjegoś rozwoju
ktoś powie
nic się nie dzieje
ja powiem
ale JAK się nie dzieje
Pi., 16 june 2015
to nie rysiek z klanu
ani czarna dziura w kartonach
która wessała hankę mostowiak
to
krwawe stopy na obrzyganym bruku
wśród kurew złodziei i nawiedzonych wróbli
to
trucizna z warg do warg w żmijowym pocałunku
bo zemsta musi być słodka jak karmel
to
nadpalona padlina
wyrodnej matki konopna lina
i charkot ojca pośród wiernych trupów
to
drżenie cięciwy
ścięgien też drżenie
i inne niepożądane objawy sejsmograficzne
to
tysiąc i jedna twarz ofiary
naprzeciw tysiąc i jednej buźki która zabiła
bo dziewczynka musi mieć pracę
a za śmierć się życiem tu płaci
to w końcu
obrócone bielmem gałki zdrajcy
który nie jest w stanie
porządnie umrzeć
ale o tym
w następnym odcinku
w następnym tomie
w następnym wcieleniu
Martin! ty pieprzony sadysto...
Pi., 14 june 2015
cierpię za miliony. znaków, sensów i całorocznych pytań,
gdy nie mogę sobie wśród rozsypanych klastrów
znaleźć miejsca, które nie jest przesiąknięte tobą.
przeklętym wynalazkiem bywa ta dziwka - pamięć,
podsuwając niby przypadkiem toksyczne wspomnienia,
że to tu, że to wtedy, że to ty i że ja. enter.
alarm wyje jak suka, jest więc ze mną źle, źlej i najźlej.
królestwo i każdego konia za magiczny pstryczek
by zresetować się do absolutnego "nic, nikt i nigdy".
wymusić na zimno rytualne samosformatowanie,
żeby wszystkim żyło się na psychiczne zdrowiej,
żeby wszystko co w barwach nałogowego łaknienia,
raczej zostało poprawnie pozapominane jak twoje ciało,
niż podchodziło do granic gardła wymiotną plwociną.
czy oto chcę się pozbyć tegoż wirusa o twoim imieniu?
nagle zbyt trzeźwy palec buja się od "te" do "en":
system nie został przecież prawidłowo domknięty,
gdy żerują wciąż niedokładnie poodcinane infekcje.
ta świadomość boli jak fantom. samobójczo odrzuca
pierwszy drugi i ostatni kaftan obiecanego bezpieczeństwa.
odtruj się albo giń. innych krzywd już nie będzie.
Pi., 12 june 2015
przepraszam
czy mogę być panią zachwycony?
umiem i udowodnię
że wielbię jak nie wielbił nikt
przede mną
tylko niech się pani
nie przyzwyczaja
niech pani zamknie
oczy serce i ramiona
bo na jawie można przywyknąć
zbyt wcześnie
słowa uzależniają
ślubuję
że lubieżny będę
w następnym życiu
Pi., 9 june 2015
w odpowiedzi
na nową politykę
boga ojca
syna bożego
i tego co fruwał na biało
informuję
że zgodnie z konwencją mojżeszową
to co nie jest zabronione
jest ewidentnie dozwolone
jak było jest i będzie
na wieki wieków
amenów amen
wnoszę więc że mam prawo
do wszystkich swoich niedociągnięć
wad postępków i pospolitych grzechów
bowiem
ludzką sprawą jest zbłądzić
i liczyć na prawo pierwszej owcy
nawet jeśli jest się
niepoprawnym baranem
Pi., 18 may 2015
kandydat pierwszy:
- będzie lepiej
kandydat drugi:
- nie będzie gorzej
jakiś inny ja:
- i tak źle i tak niedobrze
ty wybieraj
Pi., 8 may 2015
1. niebiernik
(nie komu i nie czemu)
zawsze nie teraz
2. zbędnik
(nie po co i nie dlaczego)
dotyczy li i wyłącznie
badziewia
3. Podrzędnik
(nie przed czym i nie po czym)
polecany dla skromnych
nieśmiałych
i frajerów
4. przepełniacz
(nie za mało i nie za dużo)
bóg honor i strzelnica
rynna kloaka i cukierpudernica
5. zaleśnik
(nie mniej i nie więcej)
ekologicznie czyli
w równych szpalerach
drzew
6. wypukacz
(nie tą, nie tamtą i nie za ile)
jeszcze nie
a potem nagle
już nie
7. ożesz
(nie tymi słowami)
stan
tłumaczenia
nie wymagający
patrz op cit
zgrzyt
Pi., 16 december 2014
można by sądzić
że świat uległ przewartościowaniu
w wyniku odosobnionego iwentu
gdy ostra autopromocja
przebiła się przez przypadkowego czytelnika
można by wziąć pod rozwagę
okop palisadę jakiś skuteczny panic-room
bo przecież każda przemoc niesie odwet
i teraz przeleje się przez wrażliwą przestrzeń
krucjata przeciw poetom
tak - to ci co mordują między metaforami
ostrzą przecinki o których nam się nie śniło
zaciskają węzły kulminacyjne
szarpią miażdżą rozdrapują
byle tylko nie pozostawić obojętnym
a potem sami odchodzą
gdzieś poza słynne intymne pola siłowe
bynajmniej bez żądzy mordu
choć z oskomą
na dobrze doprawione flaki
tylko grafoman zrozumie ten apetyt
zbyt dosłownie
Pi., 16 december 2014
ta pierwsza prosiła bym mówił jej coś o sobie
ta druga nazywała kochasiem, który już odszedł
ta trzecia tak chciałaby moją żoną być
następnych nie pamiętam
choć uganiałem się za nimi jak jakiś dziki
spotykałem w dziwnych miejscach o dziwnych porach
przyspieszały mi oddech
dodawały blasku
poszerzały źrenice
nie pamiętam ostatniej
to dziwne
a żadna z nowego pokolenia
nie zadziałała już w ten sposób
choć były czystsze
nosiły się schludniej i wpadały na dłużej
cd to jednak nie winyl
więc miłość też już taka jakaś
płaska
Pi., 13 november 2014
opowiadam wnukowi
którego jeszcze nie mam
o dziadku
którego już nie mam
próbuję zmieścić
pomiędzy salwami a ich echem
odłamki
o ojczyźnie honorze bogu
i kobiecie co miała wiernie czekać
o tym że gdyby nie bimber
i zwykły ludzki sfajdany strach
w okopach pod berlinem
to niewiele byłoby
w tej popołudniowej opowieści
bez ciebie i mnie
no
niezły hardkor
gdy trzeba przejść całą szkopską kampanię
od września do maja
bez żadnego sejwpointu
coś mi tu bezczelne sajensfikszen
wstawiasz dziadku
ty o jakimś głupim przedłużaniu gatunku
a mi fragi uciekają
sorry
Pi., 30 october 2014
uchwyciłem wreszcie
co oddziela poezję od nie-poezji
po wierszach jestem głodny
i najchętniej przegryzłbym
równie następnymi
po nie-wierszach mnie mdli
rzygam
tracę fizjologiczną kontrolę nad sobą
to nie jest nawet estetyka kiczu
to może być filozofia kaca
pewnie mam silny układ odpornościowy
więc niełatwo mnie nakarmić
byleczym od bylekogo więc cierpię
uchwyciłem wreszcie w zęby
tę cholerną różnicę
i teraz nie jestem niczego pewien
nawet tego czy chcę ją przełknąć
Pi., 30 october 2014
napisanie
doskonałego wiersza
jest bardzo proste
bierze się
odpowiednie słowa
w odpowiednim czasie
w odpowiedniej kolejności
i tyle
ale przeczytać
czyjś doskonały wiersz
to jest dopiero sztuka
Pi., 30 october 2014
napisałem
wiersz
i wciąż
ktoś cierpi
z tego
powodu
przypadek?
nie sądzę
Pi., 24 september 2014
tego dnia
Bóg był trochę Polakiem
tak w euforii napisał mój znajomy
po wyjątkowym sportowym sukcesie
zastanawiam się czy tego dnia
Bóg nie był tylko trochę znudzony
innymi narodami
Pi., 23 september 2014
wyhodowałem w sobie wyobraźnię
całkiem pożyteczny pasożyt
przydaje się nie tylko przy łączeniu kropek
w świńskie obrazki dla przedwcześnie dorosłych
nie tylko podrzuca błyszczące skojarzenia
w rzadkich chwilach fraternizacji z innym zakażonym
widać pasożyt rozumie pasożyta
na spotkaniach autorskich
nawet nie muszę kiwnąć zbawczą myślą
a już mam dwa trzy pięć odkrywczych bon motów
na temat rozdziewiczania stronic w notatniku
wiązania słów szorstką od bólu kokardką
walenia po ryju odpowiednio rozbuchanym skojarzeniem
dzięki umiejętnie wypasionemu
na każde - a dlaczego pan pisze -
udzielam wciąż nowych odkrywczych
odpowiedzi
i nie muszą być z jakimkolwiek sensem
by wywołać aplauz
dooobry pasożyt dobry
leć przynieś metaforę - aport!
a teraz leżeć tu i czekać na michę
bo pan będzie udawał
cierpiącego w samotności poetę
trzeba przecież upolować
alibi
Pi., 7 september 2014
już wiesz jaką wydzieliną jesteś?
odpowiedz na kilka pytań od czapy
a zbudowany z zero-jedynkowych trybików
mechanizm powie ci jaką porą roku jesteś
wszyscy się cieszą jak ser do jeża
ci od przedwiośnia i ci od złotej jesieni
każdy jeszcze przed kwadransem nie wiedział
jaki będzie przeszczęśliwy
gdy dowie się jaką piosenką dylana jest
albo jaką postacią biblijną
zarżniętą na ofiarę
teraz już wiesz?
wiesz że wygenerowałeś się
sugerowanymi odpowiedziami
by być koalą aligatorem koralowcem
odpowiedz na kilka pytań od czapy
a dowiesz się jakim jesteś psychopatą
putin hitler kuba rozpruwacz jean bedel bokassa
im egzotyczniej tym lepiej
im głupiej tym egzotyczniej
już widzę to rozczarowanie
gdy wynik testu
wskazuje że jesteś
człowiekiem
zakład że zagrasz
od nowa?
Pi., 4 september 2014
już nie jesteśmy tu ani tam
już jesteśmy gdzie indziej
niż sądziliśmy
choć nie ruszyliśmy się
ani na tiptop
to piszcie teraz do nas
na Laniakeę
ludzkość ziemia
układ gromada
kod międzygwiezdny
i tak dalej
za lata świetlne
dotrze i wróci z dopiskiem
adresat nieznany
Pi., 1 september 2014
wielka jest siła obietnic
składanych jak jaja w cudzym gnieździe
potem już tylko od czasu do czasu
ku uciesze podglądaczy
mieć bladym kuprem parcie w obiektyw
i już
gdzież to ja bym był gdybym dotrzymał
kimże to ja bym był gdybym traktował dosłownie
kto by że to mi z ręki jadł nawet bez popitki
tylem gór naobiecywał
że trzeba rok w rok retuszować mapy
i udawać że linia izobary to czarcia przełęcz
i już
i może by mi ktoś kiedyś chlasnął w twarz
moim własny słowem dosłownie dosadnym
ale na szczęście dla pyskaparycji
słowa się już do cna zdewaluowały
zawsze można sobie dodrukować nowych
i już
Pi., 1 september 2014
mówię
że napiszę dla niej
wiersz
wciąż się ze mnie
śmieje
mówię
że napiszę o niej
zły wiersz
przestaje
Pi., 1 september 2014
w lewą w lewą w lewą
zgodnie z odrdzewionym gwintem
albo z rozgwieżdżonym niebem nad nami
do obstrukcji
do porzygu
do utraty świadomości co jest
a czego nie ma i nie będzie
filozofią niczego
kręć się kręć moneto
ni tyś reszką ni tą drugą stroną
póki żeś brzęcząca
wszystko jeszcze jest dopuszczalnym
ordnungiem
tyle możliwości jest w niedopowiedzeniach
że pstryknę jeszcze raz
w kant
Pi., 31 august 2014
na cotygodniowej grupie wsparcia batman skarży się
że nie może poradzić sobie z przeciągami w jaskini
że po nietoperzach pozostały już suche wspomnienia
i że gdzieś w zakamarkach zalęgli mu się jaskiniowcy
to może ja? - podejmuje wątek seledynowy człowiek
o gabarytach sporej ciężarówki - ja mogę pomóc!
podobno jego była żona była czynną prekognitką
i przepowiedziała mu udane związki z prehistorią
staję po gorzką darmową kawę z obtłuczonego kotła
i zastanawiam się po co nam była ta cała jawność
wychodzenie ze spróchniałych szaf i grobów kultury
na światło obietnic że teraz będzie nam docenione
gdybyśmy wciąż tkwili po piwnicach świadomości
to przynajmniej mógłbym obić tę skrzywioną mordę lobo
albo wsadzić mu genealogiczny las razem z planetą
w dupę za szczyptę drogi mlecznej do lurowatej kawy
a tak? a tak to mogę tylko dorobić cichcem do zasiłku
jako lokaj cieć ochroniarz lub nosiciel obcych genów
broń boże jakiś wzór do naśladowania dla gówniarzy
którzy i tak już wszystko o mnie wiedzą z byle pudelka
Pi., 14 august 2014
zdumiewa mnie łatwość
z którą płodzą wiersze
kelnerki obserwatorzy z ramienia fifa
miłośnicy malinowej gumy hubba-bubba
a ostatnio
emigranci i dyslektycy
wszyscy nagle wychodzą z założenia
że to pikuś i jasna sprawa
pisać każdy może i powinien
nawet bez znajomości
podstaw składni i teorii ortografii
a zwłaszcza bez
bo żadne reguły
nie mogą pętać geniuszu
a wolność słowa to podstawowe prawo
poetyki pierwotnej
zastanawiam się
jak głęboko
tkwi
chaczyk
Pi., 11 august 2014
powiedzieli
że zaczęło się
od wymiany
marzeń na jabłko
i że właśnie
z powodu
tej świętej robaczywki
muszę się co tydzień
oczyszczać
na kolanach
proboszcza
Pi., 8 august 2014
a na koniec
postanowiliśmy
strzelić sobie fotkę
z gołą dupą
taki spontan
powinno być przefajnie
pomyśleliśmy
co kulturalnie wygląda
w marzeniach
to na żywca niekoniecznie
gdy zadziałał w nas
rasowych było-nie było samcach
koktajl testosteronu i ADHD
to malowana dupa
wyszła na tym zdecydowanie najgorzej
jej szkło strzeliło w poprzek
a nam tylko wzdłuż portfela
zważywszy na podpis w zgięciu kolana
była to ta dupa pod specjalnym
nadzorem
Pi., 22 july 2014
Hurghada pośród dojrzewającego dnia. policjant
na rogu czegoś, co było lub mogło być wczoraj domem,
uspokaja że na sjestę nawet najmniejszej rewolucji
nie zaplanowano, więc możemy śmiało strach zakopać
pod figowcem i spróbować wreszcie świeżych owoców
z targowiska. chcę. podobno już zostały obmyte
z krwi. zamiast rdzawej rikszy wybieramy ruchome cienie
i wiatr, który niesie fatamorgany. w chłodnych portykach
kobiety pieką chleb a starcy jeden przez drugiego
szczerzą niekompletne grymasy i strzelają do nas z palców.
jutro zastrzelą nas synowie tych obleśnych starców
- nakarmieni przez kobiety mężowie o ognistych oczach.
w drodze na lotnisko wyleje się z nas miąższ i skazi
wszędobylski rudy pył. ale to jutro. to dopiero jutro,
dziś tuczy się turystów na rzeź. słonymi mandarynkami.
Pi., 21 june 2014
jeżeli przyjąć
kryterium
prosto z koncertów
Europe, Guns'n'Roses, Bon Jovi
nawet Robbie Williamsa czy INXS
i przenieść jeden do jednego
w świat stricte poetycki
to sądząc po ilości
mięciutkich różowych misiów z pluszu
staników i niewinnych majtek
lądujących na scenie
podczas autorskich wieczorów
jesteśmy kiepskimi poetami
przyjaciele
żeby nie rzec - żadnymi
stary! mów za siebie
pada nieoczekiwana
lecz wielokrotna
riposta
więc za siebie milczę
Pi., 3 june 2014
twoje miasto zaskoczyło
tuż przed północą
gdy powyłaziły z zakamarków
pijane poezją przerzutnie
o żar ogień iskrę
pytał nawalony w trzy dupy
prometeusz
na skraju parku i cudzej rzeczywistości
ktoś o niedookreślonej płci
i alarmującym stężeniu empatii w alkoholu
próbował namówić sygnalizację świetlną
na intymniejszy dialog
wreszcie uległa i plunęła
żółcią
powiedziałaś że to
zazdrość
powiedziałem że to na pewno
nie miłość
ale przecież zgodziliśmy się
że to ja wciąż nie będę
stąd
Pi., 6 may 2014
kurwa to tylko pięć pospolitych liter
z których żadna nie stawia
się ponad inne
miłość tym się różni
że jest wrośnięta w tutejszy język
i po niej boli milczenie
bóg honor ojczyzna na niepodzielnym oddechu
jak seria wulgaryzmów z mentalnego rynsztoka
a wciąż napawa i napawa
od dumy można spuchnąć zsinieć i zgnić
w pierwszym lepszym gównie
jest więcej człowieka
niż dopuszcza ograniczenie
wyobraźni
chyba że gówno jest
nieludzkie
Pi., 28 april 2014
cieszyli się jak na garażowej wyprzedaży
potrząsając w palcach fiolkami świętej cieczy
tak by wszyscy niedowierzający dopatrzyli się
że płynna czerwień jest jeszcze bardziej krwista
jeden wychrypiał do aktualnie czynnej kamery
"oto mam ząb" a brzmiało jak radość po golu
reszta była zazdrosna i gorzko żałowała
że to nie jest aby trzonowiec przechodni
a ja zastanawiałem się czy ów ząb
nabrał nimbu świętości już przed śmiercią
czy też precyzyjnie wyłamano go z zimnych ust
w nadziei na ewentualne dzisiejsze sacrum
Pi., 8 march 2014
wiem co to hazard
mam czterdzieści sześć lat
i niezdrowe traktowanie życia
w kategoriach wyraźnie
hedonistycznych
za to się płaci
bez szans na rozbicie banku
i z gwarancjami na coraz ciekawsze
kłopoty
jakbyś sobie sam
kopał zgrabną dziurę
szykował skrzynkę ze wszystkiego co pod ręką
i tylko uprosił Szanownego Boga
o ten czas ostatecznego relaksu
by sztachnąć się jeszcze raz
aż po samą przeponę
bo który sztach może
zabić? ostatni
Pi., 7 march 2014
dziś w tramwaju ona chce
wiedzieć "ale nie zostawisz mnie?"
on chrząka odpowiedzią
o brud za bezbarwnym oknem
dziś w opustoszałym tramwaju
ona chce się dopewnić
on jest coraz bardziej
nieporozumiały
ten tramwaj już dawno
nie jest niczym zwany
Pi., 7 march 2014
podobno na cellulit najlepsza jest ślepota. pod palcami
wyczuwam puls wiadomości, które wysyła do mnie
twoje ciało. szyfruje w alarmujące krostki, kreski,
kurze łapki i sieć obcych kanionów, do których trudniej
ci się przyznać niż do coraz młodszych kochanków.
czas cielenia się lodowców na wiosnę, więc pęka kar,
pęka skóra. wszystko czego nie zdążyłaś mną opleść
teraz topnieje i trzeba nam ratunkowych szalup z napisem
"dla starzejących się kobiet i skandalicznych kłamców".
takiś powierzchowny! - więc cofam dłoń i spadam z klifu.
słodziutkie pytania zawierają gorzkawą interpretację,
która wyniszcza znacznie boleśniej niż desery Borgiów.
oddalamy się wtedy od siebie, jak dwa przechłodzone
kontynenty. jak konsekwencje gąbczastej zmarszczki,
zlodowaciałego włosa, tej uczuciowej anemii we dwoje.
Pi., 17 february 2014
idę sobie stąd
kolor tapet zbyt tapetowy
idę sobie stąd
obrazki mało obrazkowe
idę sobie stąd
za dużo małych liter i za mało dużych liter
idę sobie stąd
w dopełniaczu narzędniku i ze zmiennym miejscownikiem
choć wołają to niech wołają ale skunksy nie wołają
w końcu moje wyjście jest lepsze niż każde wejście
i iść nie przestanę aż wyjdę, przejdę i zajdę by przyjść
urodziłem się by wychodzić a kto nie wychodzi ten z policji
żaden finał żadna coda żaden finisz nie jest mi obcy
idę sobie stąd - stąd sobie idę aż do trzeciej
potem wrócę
wychodzenie jest mi tak stymulujące gdy ktoś patrzy
że na cicho nie pójdę na czczo i na skuśkę też
foch to foch
jestem nazbyt wyjściowy
by stać jak ten przysłupiony słup
jak ten ślimak ślimaczyć się i leźć
żółw żółwiem żółwić się nad wyraz
gdy tu kroków trzeba konkretnych
wychodząc trzasnę obrotowymi drzwiami
o skutków skutek
ament
Pi., 4 february 2014
zimą wszystko jest wyraźniej widoczne
to przez kontrasty i przyzwyczajenie
do czarnobiałej fotografii retro
łatwiej odróżnić zamarzniętego wróbla
od skamieniałej bryły lodu
choć pulsu za grosz i tu i tam
łatwiej oddzielić honor od horroru
gdy nóż na gardle i ściana gniecie potylicę
jeśli sympatyczny pułkownik Dowgird
wygląda zdecydowanie inaczej
niż pułkownik Walter E. Kurtz
widocznie w tym roku odwilż
wcześniej rozpuszcza Prusy Wschodnie
niż ciemne jądro między smugami cienia
cierpliwości w nas więcej niż szaleństwa
choćbyśmy tkwili w najgłębszej dupie świata
i śpiewali pijackie dumki o niepodległości
łinter is kaming, łinter is gołing
sia la la la la fakju fakju bęc
to wciąż jest to
najbardziej nasze miejsce na Ziemi
Pi., 30 january 2014
Anioły są może i bogatsze o dwa narośla
i kółko nad zjawiskową blond główką,
ale na pewno biedniejsze o tę szparkę,
której poświęciłem niejedno już słówko.
Pi., 29 january 2014
na początku było
Słowo
ale tylko Bóg wiedział jakie
jeżeli znasz odpowiednie słowa
to otworzysz każdą parę ud
choćby nie wiem jak były niechętne
przyśnisz się filozofom
zdejmiesz niejedną głowę
z królewskiego karku
jeżeli znasz odpowiednie słowa
napiszesz Wiersz
jeżeli znasz
to najbardziej pasujące Słowo
dokończysz świat
lub krzyżówkę
Pi., 29 january 2014
są jeszcze takie miejsca
które profesjonalnie kuszą nęcą i wabią
mrugają niedoczynnym neonem
zapraszają świeżo oliwione ciszą
na oścież
są takie miejsca
że wchodzisz jak Bilbo Baggins
do kramu "tysiąc i jeden pierścieni"
tyle że tutaj dla lejdi Smaug za ladą
jesteś niespotykanie żywotnym zaskoczeniem
są miejsca
gdzie przez próg jak w alternatywną rzeczywistość
prosto z deszczu prosto z tłumu z gniewu
aktu desperacji lub wyłącznie z potrzeby chwili
i gdy się ockniesz lecz zanim cokolwiek
to - "a kartą da się?"
i wtedy pryska bajka-hobbitka
podwójnie empatyczne rozczarowanie
wybucha cię za te przeklęte naoliwione drzwi
byś jeszcze bardziej
strzegł się tych
miejsc
Pi., 22 january 2014
zanim
z pełną świadomością
będę mógł mówić o sobie
że jestem poetą zapomnianym
to zgodnie
z rachunkiem sumienia
mówię, że jestem poetą
niezapamiętanym
łatwiej będzie
nie dostrzec różnicy
przy płynnym przechodzeniu mosonia
z jednego stanu skupienia poezji
parabolą
w drugi
Pi., 21 january 2014
z pisania o miłości miał trzy na szynach
w porywach
co mógł nadrabiał
praktyką zaangażowaniem znajomościami
fizjologii dla średnio topornych
i przechodził z klasy do klasy
najczęściej sam siebie sobą
próbował ściągać
ale po drugim spoliczkowaniu odpuścił
by wyjść z twarzą
i nienaruszoną reputacją dżentelmena
pomyślałby może o specjalistycznych korepetycjach
z nieposkromionej miłości aż po grób
ale wciąż trafiał nie w te objęcia
by zaliczyć
Pi., 16 january 2014
dla T.S.
nie ma co gadać
o czym o kim nie ma
bo kogo to przecież już nie ma
myśleć trzeba
pamiętać
i wypić też trzeba z kimś
nawet do drzewa
nawet do głodnego kota
nawet do wychłodzonego od dziś pieca
iść trzeba naoddychać się
na dwa płuca na dwie komory
walić krwią w żyły
po przedsionkach po aortach
po przyciasnych włosowatych
się mazać w karmazynach
się mazać choćby pod prąd
żyć trzeba by nie wyć
do nieprzytomności
bo przecież nie do śmiechu
się można zmartwić
wszyscy mówią że wszyscy umrzemy
ale nie mówią że ty że on że ja
właśnie tu i teraz
Pi., 9 january 2014
za siedmioma
górami
za siedmioma
lasami
prawie
prawie
prawie
koniec
Pi., 7 january 2014
jeszcze jeden remont
kuchni powiedziałaś
a już czuję pismo krzywym nosem
że nam się to wszystko wyleje
na przedpokój
na ociemniałą sypialnię
i przez parapety
świeżo przekopany ogród
zajrzy aż na cmentarz
po sąsiedzku
bo przecież trzeba coś zmienić
w życiu powiedziałaś
więc podaję ci nowe wachlarze barw
do których mógłbym pasować
gdy obieram ziemniaki
trę kostki do ryby po grecku
biję pianę w milczeniu
trzeba coś wreszcie zmienić
kto stoi ten się leni powiedziałaś
zbudować od samiuśkich podstaw
zapomnieć o wszystkim co odtąd dotąd
jakby nigdy to obecne nie zdołało być
tak łatwiej
chłonę warstwami węzłów
przyprawę do piernika
nowy wspaniały wzornik na kuchennym stole
granit azbest cukrowaną cykutę
i nie nadążam już z rusztowaniami
które wiążą mnie
od środka
Pi., 2 january 2014
w sztuce rozpychania się łokciami
chodzi przecież o to by kręcić nimi
jak najdalej od siebie nieregularnie
i gdzieś na wysokości cudzych oczu
pozostawianie ofiar na placu boju grozi
niezapowiedzianymi zmartwychwstaniami
a nikt przy zdrowych zmysłach nie pozwoli
na dziką wendettę - łokci by brakło
po wywalczeniu sobie przestrzeni
najlepiej ją spożytkować
na zdeptanie obalonych w błoto
przetrącanie karków i kręgosłupów
asertywne bicie się w piersi
nie należy do dobrego tonu
chyba że to ewidentnie cudze piersi
taka przypuśćmy Wenus z Milo
ta to musiała w tym być debest
wysypka wyrzutów sumienia
nie grozi żadną szczególną kontuzją
ledwie niewygodą ale może skazać
na ławkę potencjalnych rezerwowych
Pi., 30 december 2013
najciekawsze pociągi
obchodzą mnie bardziej
niżbym się tego spodziewał
noc w noc męczę zwrotnice
skamlę po sworzniach
o uwagę i pożądany kierunek
miesiącami odkładam kieszonkowe
na zajezdnię z prefabrykatów
i ryty miedzią klucz
pociąg do najprostszej poezji
nie powinien rdzewieć
pod przygodnym semaforem
Pi., 27 december 2013
poezja nie rozwiązuje
problemów
ale za to skutecznie
rozplątuje
tasiemki twojej nocnej
zbroi
powiem ci jak Majakowski
- prawda że podobały się
pani moje wiersze?
sprawmy więc by i mi
spodobały się pani
pragnienia
oto moje palce Lili
chętnie by się rozwiązały
w tobie
ale to ty o nie
łkaj
Pi., 25 december 2013
"http://instagram.com/p/iRhFp7O39i/"
wierzę w Boga ale się nie zaciągam
jak mówią aniołowie z odpowiednim stażem
a królowa jest tyko jedna
podobno czytała moje wiersze
przynajmniej wiem o konkretnym do bólu
nie przywiązuję wagi do tego
czy zna aby nazwisko?
to żaden grzech śmiertelny
ja znam - za nas oboje
w ramach wzajemnego odpuszczenia win
nigdy wcześniej nie traktowałem poważnie
żadnej diamentowej suki (co to w ogóle jest?)
i nie sądzę by dla tej o sztucznych cyckach
miało się cokolwiek zmienić
nie można oswoić sarkazmu lajkami
w tysiącach
choć można wodzić na pokuszenie
teoretycznie
jeśliby przyjąć że przez Dodę
do gwiazd (na których jest dla mnie życie)
to czy jestem już u kresu drogi mlecznej
czy wkręcono mnie w chińską ściemę?
z siedmiu pokus nie działa żadna
i nie wystarczy wymiana baterii
to już nawet nie są inne światy
lecz nieprzecinające się
w żadnej nieskończoności
nieskończoności
zdawałoby się że po tym jak kończy
poznaje się prawdziwego mężczyznę
prawdziwego poety nie poznaje się nigdy
zbyt często bywa nieśmiertelny
Pi., 20 december 2013
przechodziłem przez Charlesa Bukowskiego
jak przez Odrę przechodzi moralny gówniarz
przechodziłem drzwiami i przez okno na park
łapczywie masakrując marginesy paznokciami
byle nie uronić grama bezcennie sprośnej frazy
przechodziłem przez progi wszystkich bram
choć o siedmiu bramach ciała to nie Bukowski
a ten melancholijny Czech który udowadniał
że w Pradze też się po szampańsku kurwią
przechodziłem boso i w sznurowanych glanach
na słodko na skróty i na nie tylko własne ryzyko
bez biletu przechodziłem i bez zażenowania
z własną spermą we własnej zaskoczonej dłoni
choć częściej wsiąkała we wczesne komiksy Manary
przechodziłem głodnym Millerem i sytym Nabokovem
zakompleksiony Roth harmonizował rytmicznie puls
a panna Jong wreszcie uniosła się pod sam sufit
więc - mówię ci - wiem że pięćdziesiątą kalką Greya
nie próbuj nawet zastępować parcianych sznurówek
prawdziwa pornografia to najszczersza ze sztuk
gdy sztuka to najbezwstydniejsza pornografia
Pi., 18 december 2013
chciejstwem wysprejowana jest najgłębsza dzielnia kusego.
lawirujemy w konwenansach jak wahadło Foucaulta,
a i tak z ust sypią się zdecydowanie niewłaściwe pytania.
Kusy rży, klepie się po udach, niza węzeł na chwoście.
nigdy nie bywa znudzony rozsypanym robactwem
nawet gdy już judzić zbyteczne - oto ręce oczyszczone
dla zgrywy riplej z Patrijarszych Prudów choćby w Aleppo.
mamienie, koloryzowanie, wirtualny szach błyszczykiem
w symulakrach gdzie lukier smakuje barszczem Sosnowskiego.
Czarny ziewa, uzupełnia dzienniki deliryczne, gasi wszechświat.
w lodowce. dusze mogą się mrozić wewnętrznie - zadba automat
zapobiegawczo dozując niejasność jeśliby miało wyjść na jaw.
taka szóstka w totka to żaden przypadek i żadna ingerencja
nadzwyczajnego zbiegu cudowności - nie pierwiastek Boskiego,
lecz kaprys nęcący czymkolwiek byle byś zszedł z drzewa.
press the button, zadzwoń zerosiedemset, nakarm Behemota,
nie rżnij aby głupa - na zsiadłe mleko tylko cichodajki się zlecą.
instrukcja obsługi człowieka sepleni, że stać cię na więcej.
Pi., 10 december 2013
nie ufam ludziom nadużywającym przed i po alkoholu
nie ufam ludziom nadużywającym nie swojej kokainy
nie ufam ludziom nadużywającym przemocy wobec
nie ufam ludziom nadużywającym choćby poezji
nie ufam ludziom nadużywającym treści bądź formy
nie ufam ludziom nadużywającym życia albo śmierci
nie ufam ludziom nadużywającym pstrych emotikonów
nie ufam ludziom nadużywającym jakichkolwiek powtórzeń
Pi., 3 december 2013
kogoś poczęstował papierosem, kogoś osępił.
z jednych dowcipów się śmiał, choć sam mówił
że są godne debila. przy innych - śmiertelnie lepszych
kamienna twarz prowokacyjnie gasiła byle rechot.
gdzieś spał; coś jadł; do kogoś pił;
z kimś się ściskał; bratał; ziomił;
strzelał misia, wielbłąda bądź trolla;
czasem świdrował, czasem świrował.
nagle opierdolił by naraz bluzgu zaniechać,
zwłaszcza gdy zamigotało nadzieją
na touchdown lub przynajmniej pomacanko.
a potem brał pierwszy lepszy brzeg papieru
i robił te swoje niewyuczone abrakadabry,
tak że nam wciąż brakuje odwagi na oddech.
jednych znał - inni go znać nie chcieli.
znikąd wybucha fenomen, o którym Wyborcza
złotymi głoskami, a sieć dostaje czkawki:
papież! szymborska! smoleńsk!
i wczoraj on (sam sobie nie wierzę)!
więc od dziś wszyscy pracowicie spułkujemy
i tylko smród pomyślanych nie w porę słów,
rozchodził się będzie w wirtualnej przestrzeni
szybciej, niż tomaszowa niewiara w poezję.
Pi., 21 november 2013
dopiero co uprzątnięto stąd blef, żetony i napiwki ścisłego
wyrachowania. pod suknem wabi dżoker flegmatyk, który
nie zdążył do rękawa. tyle się teraz grzmi, by mieć podzielną
na czworo uwagę, gdy z rąk do rąk pod zielonym, że wręcz
deżawi? proście a opowiem wam bajkę, jak lewa spotyka się
z prawą w potrzebie wspólnego ciepła. impuls i wszystkie
palce na pokład! nie bębnić! nie krzyżować się antyzabobonnie!
ekshibicjonizm wskazany receptą. tonący we własnych fobiach
czego się chwyta? stół. waruj. szukaj skazy, lepkiej niedoróby,
nonszalancji paniusinej odpowiedzialnej za niedopieszczenie
mebla na płask. nie ma! każda licha fałdka już po wielokroć
uprostowana światłem, pod włos i z pietyzmem - oj grzecznie
proszę pana, grzecznie! to trema. kiedy nie dam się wtłuc
w mamrotane na żywo sylaby, chrząknę, że już czas być
zabarykadowanym w imiesłów. wyprowadzić zaimki zwrotne
na spacer - far far away, aż pod orchestron. tutaj wstrzelić
gwóźdź wieczoru. albo ślepy obcas. postawić okładki vabank
dla wszystkich w kolejce po kopię łożyska - ze mną gratis.
Pi., 13 november 2013
nagle zdziesiątkowało kolory
i kombinować można tylko w skrajnych pasmach
a i to o ekstremalnej całej tej jaskrawości
Janina K. nie przepada za zbiorowym amokiem
jak iść w dym to tylko na solo
są takie plamki w bezbarwnym życiorysie
gdy przyjdzie pogalopować na całość
wywinąć ritterbergera bez podpórki
wyprzedzić Nowakową u samych bram fryzjera
oddać sczytaną Bovary a szarpnąć się na Greya
i zaliczyć zgon
ale jeszcze nie teraz
jeszcze żarzy się mentalne sumienie
gdy enty raz wystawia małżeńską walizkę
na schodzoną wycieraczkę
Janina K. wciąż czuje echo spalenizny
detektor kłamstw rozwył się
na wszystkich zakresach dostępnych fal
orkiestra przestała grać
na tapczanowym titaniku tylko buczy
w wiliję bursztynowych godów
Pi., 22 october 2013
krążenie mdli więc uruchamiam świat. wcale nie brzmi
jak uderzenie pałki o taraban. to żadne big big bum.
raczej niepozorne wzmocnienie białego skądinąd szumu
- atoniczność. pstryknięcie z dziecięcych wyścigów
kapslami po wykredowanym asfalcie. oszukujesz,
więc wracaj na start i goń wężykiem po serpentynach
za tymi, którzy uczciwiej imitują fair play. plan był prosty.
usunąć na pobocze, zdegradować. eksperyment się udał,
pacjent nie będzie faworytem do pozłacanej blaszki
za wybitność. mniej do koryta to więcej energii
na innego zalanego w wosk zawodowca. a skuś baba
na dziada! chóry unisono łopoczą o balkony,
balkony trzymają kciuki za każde swoje. wychuchane,
zagłaskane, rozpieszczane. synusiu! uważaj dziecko,
bo pęknie ci żyłka zwycięzcy! ślepo bij bez kolejki,
niech inni uczą się połykać łzy garściami. szukaj
dziur w szeregu by dokonać abordażu i spłodzić
własny balkonik, własne kapsle, uruchomić świat
po sobie. śmiej się z metą. mamuńcia ogłosi aplauz.
tatulek rach ciach ufunduje festyn na wiwat władcy
kapsla. debest to twoja gra, a pech uzurpatorom.
Pi., 10 october 2013
prawdziwy Bóg urodził się gdzieś
między Almerią a Santiago de Compostela.
wczoraj.
niedowiarkowie i zapateryści
powołują komisję do spraw natrętnego cudu.
własnymi nieufnymi paluchami.
Thomas Thomas pokaż Boga!
bo jak to jest Tomaszu,
że na hiszpańskojęzycznej klawiaturze,
znak niewypowiadalnego pozwala
rzeczom zgoła wykluczonym,
pchać się w zgrzebne nasze tutaj?
niby do siebie?
taki czas, że pospolity znak zapytania
udało się odwrócić
w glif bezwzględnie wszelkiej odpowiedzi.
już można wiedzieć absolutnie.
ten Bóg szepcze mi, że mam obsesję.
ja mu na to: i tak wszystko jest lepsze
niż twój kompleks odważniejszego syna.
rozumiemy się?
jasne, że się rozumiemy,
tylko skąd ja znam szelest Torquemady
tak na niepokalany pstryk?
Pi., 25 september 2013
z przypadkowej ankiety mogłem doznać
uświadomienia, że wśród uprawiających czynną miłość
w godzinach służbowych najwięcej jest pracowników poczty.
stąd pewnie nieprzerwany napływ rwących się
do pracy młodych kadr
od dziś z większą wyrozumiałością potraktuję
pośpiesznie nakreśloną karteczkę, że pani z okienka
zaraz wróci. wróci z zaplecza gdy dojdzie,
więc z całą mocą modlitwy dla cierpliwych,
życzę jej szczęśliwej podróży z finałowym rozbłyskiem
i oto nadchodzi. jeszcze z poleconym pulsem.
jeszcze z ekspresową linią papilarną
intensywnej gry wstępnej na gorejącym udzie.
jeszcze w pamięci ma majtki poniżej kolan,
gdy język już obficie kocha się ze znaczkiem.
widzę utkwione pod Curie-Skłodowską za złoty sześćdziesiąt
miliony cudzych plemników gotowych do podróży na gapę.
prawie wszystkie wyginą, zanim ten list z ostrożnymi
przeprosinami, pan Józef poda ci prosto do rąk.
po sprośnych aluzjach o pieczątkach na jędrnym pośladku,
będzie czekał na byle słuszny napiwek.
poczciwy ten nasz małomiasteczkowy listonosz.
czasem dostarczy błyszczące wieści z miasta grzechu,
czasem rozniesie jakąś weneryczną chorobę.
na pewno nie zaśnie, gdy zaraz po obowiązkach służbowych
znacząco zapuka dwukrotnie w futrynę
a ty się zarumienisz w drodze do postscriptum.
Pi., 7 september 2013
wiersze mi żyją osobno
już nie pytają o formę czcionkę
stan zapisywalny
już nie mogę im zabronić
pokazywania się w miejscach publicznych
z obnażoną treścią
więc obnoszą się bezwstydnie tu
i tam też
mógłbym przysiąc
że wyrzuciłem niejeden do kosza
niefrasobliwie lecz świadomie
a one lotem koszącym
i jak z gniazda
wracają te bumerangi
biją na alarm
raz w twarz
raz bezczelnie do zaskoczonej pamięci
obce toto i zapalczywe
jak wcale nie moje
krew z krwi tylko krwią
nawet jeśli grozi wierszem
Pi., 2 september 2013
czy to już na pewno piekło?
siedem miesięcy bez poezji
idzie ósmy
a tu trzeźwość wylewa się
uszami
mógłbyś zapisać się do klubu
anonimowych realistów
ale (perfidne "ale)
jeśli się raz przyznałeś
to zerwanie banderoli
grozi ślepą nieufnością
nawet jeśli jeszcze się nagle skusisz
i pójdziesz w open tango
z byle pierwszą dopełniaczówką
to żaden syndrom przerwanej bessy
nie jest wart by złożyć słowa do słów
w imiesłów
chyba że najzwyczajniej w świecie
robisz to co lubisz
bimber z nas w wysokoprocentową
trąbę
Pi., 9 august 2013
dam ci w twarz. już mniej nie można, by zostać
bohaterem. risspekt za przepowiedzianego liścia i zero
odsetek na klatę. nie piwo będę siorbał a żywą śmietanę.
dam ci w twarz, więc udzielę jej błogosławieństwa.
ty płoń emocją, gdy jak sąd ostateczny będę dzielił
rządził i rozdawał raz za razem, ten słynny raz.
dam ci w twarz, a potem pozwolę się ukrzyżować.
spójrz - oto wypolerowane po kieszeniach gwoździe.
komu do nich intymniej niż mnie? jestem młotem
i gdy dam ci w twarz to będę wniebowzięty. niewierni
niech okłamują, że wystarczy strącić mnie ze sceny.
taki chuj! nie dno mi jest pisane lecz fala zrozumienia.
dam ci w twarz na wizji, fonii, w pikselach i zoomie na styk,
a potem będę głosił ewangelię stadionom Podlasia. przecież
mógłbym zabić, ale istotna jest różnica między dożywociem
a wiecznością, prawda? należy być po prawidłowej stronie
pięści, gdy następuje nokaut. niech jednym pogasną aureole,
a inni od blasku przymrużą oczy. byle bez szkieł kontaktowych.
Pi., 9 august 2013
jak oni dojrzewają za szybko
nie tak jak my gdy jeszcze byliśmy nimi
sięgają po teologiczne vademecum buntu
jak po najwyraźniej swoje koło fortuny
tak wcześnie że zdumienie knebluje usta
niezręczna cisza zamiast tłustej odpowiedzi
na najprostsze burknięcie pryszczatej ludzkości
w co ty wierzysz tato?
w co ja wierzyć mam?
w Lego domino poirytowanego chińczyka
już mi nie wystarcza - takie to ciasne
ale w Chopina Miłosza cycki pani od przyrody
to chyba jeszcze jest przed gwizdkiem
więc będę sobie wierzył w ciebie tato
póki cię nie wycisnę póki nie odpadnę
- szypułka zgłasza bojową gotowość
świeża krew brunatnieje na styku
wystarczy zielonych świateł
na czas gdy będę napuchnięty od wiary
że można pod każde himalaje
samodzielnie
Pi., 4 july 2013
mówiła, że bez okularów czuje się jak bez majtek,
więc przed każdym pocałunkiem podkręcałem śrubę
w atmosferze szepcząc: strip tiz strip pliz strip to me
chłopcy, żebyście wy widzieli ten płynny taniec
palców po paraboli nieuchronnie ku małżowinie
by ująć cień oprawki niczym szlachetną bieliznę
z atłasu. ta chwila genialnego zawahania zanim
twarz stanie się nienagannie rozebrana bez endu
i lśnić będzie zaproszeniem: co ze mną zrobisz
głuptasie, teraz, póki jestem naga? dziewczyny,
każda z was powinna popsuć sobie wzrok, dostać
zeza albo jaskry, byle zatańczyć wstydliwe fandango
przy uchu. była mi Ritą Hayworth zsuwającą intymność
z przedramienia prosto z zapomnianego celuloidu.
magia idealnego gestu i oto świadomie jesteśmy
upętleni w alternatywnym filmie, gdzie damy zrobić
sobie jeszcze wiele dubli, mimo że bliżej każdemu
z zagapionych nas do Bustera Keatona, niż Clarka
Gable'a. The queen is naked. pozostaje skowyczeć:
nie waż się nigdy zdejmować okularów przed obcym
mężczyzną, bo po seansie zupa może być za słona.
Pi., 2 july 2013
czas dopadł mnie w opóźnionym autobusie komunikacji
miejskiej: Falenty Nowe - Targówek i żywcem otumanił.
wypełniona aż po sam błyszczyk hormonalna wataha
- jakieś Zuzanny, jakieś Andżeliki. gładkoskóre,
smukłonogie i długowzroczne. cel - ja, pal - strzał
z rzęs: "heja! widzicie tego Czesława? ale z niego
Stefan, co nie?" to jest ten moment, gdy kula rżnięta
pogardą trafia sto na sto. natychmiast siwieją mi skronie.
większość fryzury spod czapki wieje na spadochronach
byle dalej. nędzne farbowane szczury! w powątrobowych
plamach wybucha chory wzór starca pod mętniejącymi
oczami. zdrada potrząsa dłonią, charcze w płucach.
i mógłbym być Robertem, Krzysztofem, Arkadiuszem
albo Patrykiem, to już nie będę sobą, lecz jakimś
geriatrycznym transformersem po wszystkich przejściach.
nie zrzucam skóry. zanika sama, jakby się brzydziła,
tego który teraz wyłazi z pomarszczonego wora. stało się
to czego nie da się zawrócić żadnym ludzkim odklęciem.
już zeschłem i czerstwieję w nocnej szybie. nie jestem
do żadnego spożycia. to tutaj - w opóźnionym autobusie
miejskiego przeznaczenia, dopadł mnie nagły czas.
Pi., 28 june 2013
to fizjologiczny absurd,
bo nawet jeśli wsadzić gwóźdź w gniazdko,
synapsy
nie zaczną przewodzić błyskawiczniej,
a co dopiero
po takim mdłym zlepku słówek:
trzecie jak drugie tup tup tup po pierwszym,
w jakimś rytmie,
na pierwszy rzut oka,
na pierwszy szum ucha.
niby coś, a nic.
powiedzmy, że podoba ci się prolog, albo puenta,
albo wyszepczmy słone od niecierpliwości sedno,
że wcale nie czytałaś, ale tak pragniesz docisnąć
moje chętne biodra do rozbudzonego podbrzusza,
że nie wahałabyś się lekko skłamać na mój koszt.
lecz proszę,
nie mów mi nigdy więcej,
że przed tym wierszem nie myślałaś.
nie tylko o tym.
teraz już mnie nie czytaj.
teraz już ucz się mnie na pamięć.
Pi., 26 june 2013
nie mów do mnie - Dżulian ty frajerze
bo zobacz - gdy zechcę to jednym palcem
uczynię świat gorszym lub jeszcze gorszym
to dziś od ciebie zależy
czy pogramy w piekiełko czy niebioska
mój ty wahający się nieznajomy
zaimprowizować ci na czyimś życiu
jak na flecie
podniosę paluszek i bomb wianuszek fruu na Bagdad
albo powstrzymam upływ danych
i nigdy się nie dowiesz z kim puszcza się
ta z pomiętego zdjęcia które trzymasz
pod materacem
to takie proste że aż nie mogłem uwierzyć
łatwiej odziera się dziś rządy z inkryptowanych tajemnic
niż szesnastolatę z majtek w gruszkowym sadzie
za stodołą
jedna i druga krzyczały do krwi
dziś mam z tego coś więcej niż nalot żelaza w ustach
dziś jestem każdym ochotniczym celownikiem
i mogę zrobić o tak - KABOOM w Kabul! KABOOM w Aleksandrię!
KABOOM zwłaszcza w pieprzony Sztokholm!
może przy okazji uwędzą się te dwie dziwki
które najpierw mi obciągnęły
a teraz chcą być sławne
jedna już sprzedała prawa do wspomnień o smaku
mojego penisa za pół miliona koron
panie Boże, panie Mahomecie, panie Buddo, panie Allachu
weźcie się za ręce, zawirujcie w koło
jak derwisze na haju
podaję wraże koordynaty
Pi., 23 june 2013
najkrwawsze batalie przeważnie toczą się na przyczółku
kameralnym. bój o skarpetki pod wspólnym łóżkiem.
bitwa o pilota poza dostępnym zasięgiem. bez prawa
do zmęczenia. bez prawa do warunkowej kapitulacji.
bez prawa do jeńców żywcem. zasieki rozdrapane
o język wroga. drut kolczasty, którego nie oswoję
reglamentowaną pieszczotą. to nie bajkowa mgła
- to dym z popalonych mostów w odpowiedzi
na pytanie o dywanowe naloty w moich szufladach
a gdyby zdarzyło mi się (przecież jestem idiotą),
wyskoczyć nagle z ckliwym bukietem ciętych róż,
to węszyć będziesz, czy to nie wiązka rozpryskowych
granatów. z rozpędu na wyniszczenie popychamy
wyrób małżeństwopodobny ku pewnej niedzieli
gdy obojętność rozstrzela nas, że szerzej się nie da.
Pi., 21 june 2013
chciałbym przespać każdą pluchę listopada i marca;
iglasty wiatr zacinający poziomo w zakatarzoną twarz;
planowo spóźniony czerwony autobus i bieg na orientację,
pomimo znaków ostrzegawczych; upadek na świeżo ściętej
mrozem kałuży a po nim kilometry wleczone tip top, tip top;
układanie pogruchotanych pucli w kolanie na chybił-trafił.
chciałbym przespać twoje rozczarowanie, że nie jest tak,
jak obiecywały nam wszystkie naiwne bajki, że będzie...
jest wychłodzony piec i dłonie, ziąb słów w lodowatej pościeli;
zamieć nawiewająca zaspy pomiędzy nas i igloo zamiast
wymarzonego kominka, w którym trzaskałyby drwa - nasz krąg
ekstremalnie polarny a nad nim wyraźny brak aurory.
chciałbym przespać śmierć matki, śmierć ojca, twoją też
śmierć i narodziny świąt niechcianych, dorocznych lecz obcych
nie tylko tej złej zimy, ale i wzdłuż przyporządkowanego czasu.
chciałbym przespać także samego siebie, swój głęboki sen,
prześnić przebudzenie, by nie kusiło zerwaniem banderoli
i widokami na cokolwiek. kto śpi, ten nie jawi się - choć istnieje.
Pi., 20 june 2013
chodź, powróżmy sobie z fototłuszczu modelek.
kto upoluje bardziej zagłodzoną - wygrywa.
pamiętasz poster z katalogu wypindrzonych?
tamta to był pewniak. jak w mordę - sama kość -
nawet zamiast cycków miała ledwie naleśniki
i dwie prawie fioletowe boróweczki. szkoda że
już nie zgrzeszy apetytem. była mi, jak anorektyczny
dżoker w talii znaczonej przez wyśnioną liposukcję.
dwie cholernie zgrabne palcówki głęboko w gardle
rozbijały każdy twój bank. żeby tak jeszcze łapa
miała za co szczodrze obmacać. jakąś donicę, balon,
albo nieprzechudzone kapsko, o! przeleciałbym cię
w myślach jako deser tygodnia, a tak to się tylko
zbrzydzę od tego autoagresywnego blond-Dachau
na długaśnych szkitach. wolę zasnąć głodnym.
Pi., 19 june 2013
gdybym
pozwolił sobie na vivo vivace w poprzek promenady;
więcej wybrzydzał nad pomidorami po liftingu;
pomógł zbierać cytryny, a potem wycierał słońce z błota;
przeszedł na drugą stronę wcześniej niż to dozwolone;
zignorował wibrato w kieszeni na rzecz treli gdzieś w tle;
poczuł jak burczą kiszki i uciszył je sprasowanym hotdogiem;
zafascynował się bombą w okienko podczas parkowego el clasico,
do tego stopnia by wiwatować wraz ze wszystkimi trzema widzami;
gdybym naśmiecił a potem dał się ponieść na fali wyrzutów sumienia
i zawrócił by oczyścić spaskudzony odłamek świata;
gdybym miał na przykład psa i dał się oprowadzać na smyczy,
a nie lazł gdzie popadnie, choćby i na szagę;
gdybym nie zauważył miedziaka, który wbił się w podeszwę
bądź zmarnował go na jakąkolwiek inną rzecz,
która do dziś moją jest - to miłości bym nie miał.
byłbym niczym.
Pi., 10 september 2012
to prawda. nigdy wcześniej ani później nie odczuwałem
tak wszechogarniającego strachu, jak wtedy gdy dla zabawy
rzucaliśmy papierówkami w poprzek raczkującej asfaltówy.
stamtąd tam, usiłując trafić precyzyjnie w szczelinę
między przednią i tylną osią w ruchu. z żukiem, cysterną,
traktorem to łatwizna. poprzez kurzawę jak mgłę nad Ypres,
świstały nadgniłe pociski, warkotały opasłe komety-renety
rozpylając wszędzie jabłeczne gazy bojowe, kusiły dywizjony
os prosto z wrogiej strony kanału. byłem wybrańcem bogów
- od pierwszego zamachu trafiałem lub chybiałem (zależy
kto na to spojrzy od strony siebie), a felgi cięły asfalt,
błoto, liszki i kępy zielska, zanim znikały w leszczynach.
wibrująca blacha gwałciła uszy od środka. eksplodowały
nasiona gniazdami. szoferak musiał być nie stąd, bądź głuchy,
ale za to uparty, by zetrzeć mój życiorys na najkwaśniejsze
jabłko pod słońcem. jam był szybszy, niż zaseplenione kurwy
i psiekrwie plute pod wiatr. strach zaprawdę dodaje skrzydeł
i pozbawia smaku nawet najbardziej aromatyczny jabłecznik
jakim zechcesz mnie nakarmić. wstręt spęcznieje już w ustach
i udusi. gdybym to ja był Adamem, nigdy nie opuścilibyśmy
żadnego raju, a obiecanki cacanki zgniłyby dosłownie nietknięte.
Pi., 30 august 2012
wyjdź z domu, zostaw kopertę, parafkę pod kredytem
albo tylko podrapany cień wątpliwości, że nadeszło już.
ja zrozumiem, nawet gdy ty sama jesteś kłębuszkiem
zatargów o przestrzeń, której nie potrafiłaś dokochać.
plują, szydzą, plotą nam zawczasu nagrobne wieńce.
inni już nie udają, że są zdziwieni, może zniesmaczeni
telenowelą, spiralą ciągłych potknięć. ach, te wibracje.
uznałaś, że czas na ciszę - nie na bezwstydny lans.
jakbyś kompletnie dojrzała, więc wyrywasz z korzeniami
już poprzewracany las. dolicz wreszcie do nieskończoności.
od bicia głową kora oblazła mi kamieniem i starą rdzą.
śni się skóra z poparzonego dziecka. coś się wydarzy,
więc wyjdź, już nie przepraszaj. cztery ściany są po to,
by prać w nich swoje brudy. czasem, by cokolwiek zabić.
Pi., 26 june 2012
dla A.I.
martwo tu jest
rozsypały się płytki Mahjonga
i choćbyś rzucił wszystko
do czego jesteś przyrośnięty
odciął natrętne nadgarstki
to nie przywrócisz chaosu
nie tędy pełznie strumień
popatrz nie powiedziałbyś
że dlatego tyle w nas życia
ponieważ jakiś stan skupienia
niedożywionych pierwiastków
przekroczył alarmowe stężenie
aż piszczą wszystkie wymiary
inny byłbyś a nie ten tamten
żyły nie zawrócą krwi pod prąd
ze strachu przed stękającym sercem
nie zbuntują ciała ale mogą zniechęcać
aż po nieodległą martwość
twój wyraz twarzy ma potrójną premię
i miejscowy bonus od dobrych uczynków
tranzyt w bezpośrednie chmury
wielkie mecyje z limbo w tle
niech czeka ma cierpliwie czekać
niech tkwi skoro się nie da przełknąć
Pi., 18 june 2012
Robertowi Rutkowskiemu
coś się dziwnego porobiło
z tym czerwcowym narodem
poeci indywidualnie i drużynowo
piszą o Euro dwatysiącedwanaście
jeden taki z Łodzi zaproponował
liryczną reprezentację polski współczesnej
sam grzecznie obsadził siebie
w roli najsłabszego ogniwa - toć skromniacha
można by im pozazdrościć techniki
dryblują slalomy wzdłuż metafor i na granicy faulu
kiwają interpersonalia od treningu do treningu
każdym strzałem zdolni przywalić w poprzeczkę
tak by trafić sens między nogami
coś się dziwnego porobiło
chyba
więc od jutra dla równowagi
sportowcy skopią poetom jaja by wygrać
turniej jednego wiersza z główki
trzeba tylko uważnie patrzeć im na szorty
czy aby który nie skrywa
słownika wyrazów bliskoznacznych w ramach
niedozwolonego dopingu
Pi., 12 june 2012
Święty Wojciech pierwszy zawahał się zanim poniósł
sandałami na zachód tych parę dobrych słów. widać
że jego męczeństwo to kwestia wyboru, a nie suma
przypadków. Pod Grunwaldem surowa stal rdzewiała
po obu stronach. Dlaczego więc nikt nie zapyta na głos
o dwa miecze oddane w fałszywym prezencie. Zniknęły
zanim słońce umarło w kurzu. Niechęć falująca Odrą
nie łączy żadnych brzegów. Pali mosty bez złudnego filtra,
a niedopałki oddaje bez żalu, tym co Ordnung mają
zamiast limfy. Ekstremalne rozwiązania kwestii rasowej
podniesione na skalę dogmatów, niby monstrancja,
zagłuszone słowami biskupów na naszej Świętej Annie,
to byle frazes - tyle, że łatwiej było jumać mydelniczki.
dziś pozostały jedynie pokojowe zarzewia konfliktu. Takie
powroty marnotrawnych Agnes do dziesiątków Nart
po majątek polski, ale że dla Niemry, to gdzieżby honor
pozwolił. Co z tego, że na szmaragdowych polach bramki
są dwie - oto ta wredna wyprodukowana w Pakistanie
futbolówka, zdaje się być napędzana germańską klątwą.
Na szczęście pół globu już wie, że szwabskie dziewczyny
są brzydsze niż niemożliwość. To liczy się za trzy bramki.
Pi., 11 june 2012
Błoto. Janina K. zdolna byłaby porównać
je do osieroconego pola minowego,
gdyby nie erupcje mokrego w kamaszach.
Z sykiem bąbelków wypiera się każdej metafory.
bul bul eureka bul bul.
Kląska więc jałowo. Do wsi i od wsi.
Kiedyś podobno wił się tędy asfalt,
ale kioskowa z Atlantydy burczała,
że specjalnie zatopili, bo przypominał
cywilizację utraconych szans.
Płać i wymagaj. Jedyne miejsce w promieniu
parseków, gdzie błoto stanowi skarb narodowy,
a mięsiste ornamenty po zaschnięciu
można nazwać płaskorzeźbą. Od biedy.
Janina K. weźmie niedzielny nóż i wykroi placek.
Pochwali się sąsiadkom sztuką współczesną
z ludycznymi korzeniami. Musi zdążyć
przed tsunami, zanim każdy będzie miał
błota po uszy.
Pi., 29 may 2012
na zimny obiad rosół na kolację potrawka
z tego samego postnego kurczaka
niechże tera oskubany wyskrzeczy swoje
spoko
Janiny K. nie bierze cały ten białoczerwony amok
nie wywiesza flagi nie stroi balkonika
nie rzuca kwiatuszków przed telewizor
w poczuciu cwanego buntu osiadła na kurzach
chętnie zapisałaby się do polskiego "Femenu"
ale to paradowanie z gołymi cyckami takie niezdrowe
za to dzień w dzień sprawdza czy aby na pilocie
lunatycy nie zostawili tłustych linii papilarnych
Janina K. jest dużo sprytniejsza niźli wygląda
kiedy żabojad Platini wskazał Ukrainę i nas
jako szczególnie godnych gospodarzenia igrzyskami
ona publicznie podarła książeczkę abonamentową
nic to że o północy
nic to że lało jak z cebra
przecież ważne by wiedźmienie podziałało jak trzeba
gdy Zenonowi odłączą wreszcie kroplówkę
i spuszczą z napompowanego balona
nie zadziera się z Janiną K.
ona jeszcze przed pierwszym gwizdkiem
jest w finale finałów walkowerem
Pi., 8 may 2012
jesteśmy niepoprawni. właśnie w tej chwili,
gdy w pierwszym kręgu piekieł zwolniły się
jeszcze ciepłe miejsca po nieochrzczonych
filozofach, postanawiamy zrezygnować z całego
tego zamieszania, zawiesić działania feng-shui,
odstawić filozoficzne kroplówki, oddać wrogom
wszystkie poradniki na temat i nie na temat
- nie zadbać wreszcie rozmyślnie. ponieważ wtedy
każde przysłowiowe klucze nie rozrechoczą się
z ciebie gdy urządzisz trzęsienie ziemi w torebce.
może wtedy właśnie konkretne zarodniki, odnajdą
swój czas i miejsce, by być we właściwej macicy.
wtedy to zupełnie na świeżo, gorąco i tylko wtedy
gdy nie unikając okazji, by wtrącić szczyptę
oprzypadkowania określimy kredą wzajemne sploty,
na horyzoncie zamigocze mały czarny kursor
- reload some live again? obiecanki-cacanki,
ale co szkodzi nawalić się iluzjami jak bąki?
Pi., 6 may 2012
nie warto wynajmować ust
by mówić językami
to skrajnie ahigieniczne
i w zamian nie niesie
ustawowych sześciu sekund szczęścia
dziennie - w wersji dla samców
pod karą grzywny ślubuję
że można mnie ściąć, rozwłóczyć
nabić na krzesło judasza
lub wypierdolić
z fejsbukowych znajomych
za to co powiedziałem krzyczę
lub cokolwiek w naiwności szepnę
ale nigdy za to co w pośpiechu
zrozumiesz
wargi które złożono do pocałunku
mogą ostatecznie splunąć
one wcale nie muszą
wybór nie należy do ciebie
Pi., 1 may 2012
było zawiesić mi na szyi tabliczkę
z napisem UWAGA AGRESYWNY POETA!
może pojawiłby się znikąd choćby niepokój.
a tak? robię za jakąś maskotkę z pluszu,
pocieracz od nieświętych biustów,
wisiorek przy udzie na ściśle odmierzonej smyczy.
szczekam na rozkaz, czasem aportuję,
zwłaszcza gdy zmierzwić mi kudły
... na podbrzuszu.
taki jestem. swojski. ucywilizowałaś na tyle,
bym nie oznaczał cudzego terenu. nauczyłaś konfabulować
czasoprzestrzenie, w których to ja jestem samcem alfa,
a ty drżysz pode mną w elipsoidalnych spazmach,
o jakich jeszcze nie słyszała historia kynologii.
na szczęście dokarmianie bezdomnych poetów
jeszcze nie jest zakazane, więc od czasu do czasu
mam coś świeżego do wypieszczenia we właściwy wiersz.
bez żadnych podtekstów. bez takich podtekstów.
gdybyś tylko nie wypaliła sobie na piersi,
że tu pilnuje szczególnie groźny pies,
mógłbym zdziczeć za byle suką, która zakręci
we łbie cieczką.
Pi., 11 april 2012
dlaczego to nigdy nie mogą być zwykłe kwiaty?
nie chryzantemy, róże, słoneczniki nawet nie.
byłyby jak wywołany do raportu wykrzyknik.
krakowska kotwica w przyjezdnej pamięci?
jedyny znak potwierdzenia, że ja to wciąż ja.
głupie piętnaście lat i jeszcze później tkwię,
jak głupi książe z bajki (ten zwykle rolowany),
znów na cynicznej Floriańskiej zaopatrzony
w banalny bukiet wiary, we wzory przypadków.
sinieją mi wargi, pękają koronki w zębach,
od cierpliwego zawracania cudzego tłumu.
i na nic - to nie to samo, co śmiało być wcześniej,
gdy chłonną i ufną zamykałem cię w pudełku,
tuż po niby niecelowym wyłowieniu z widowni.
tu dziś zamiast migotania magii, że uda się
jeszcze raz połączyć przepiłowaną ślicznotkę,
sztuczka - rozczarowanie - blik celofanów.
pozostaje przejść te dwie przecznice,
na Browarną, gdzie nieskalana niczym,
świeża, zapasowa przyszłość.
Pi., 18 january 2012
siedząc w wychłodzonej piwnicy, nie mniej styczniowy
niż bohater Złodziejki Książek u Zusaka, wyczytałem z gazety
przeznaczonej na spopielenie, że minister hitlerowskiej
propagandy, Józef Goebbels, już wówczas produkował filmy
w technologii 3D. krótka, sucha notka jest tak przerażająco
surrealna, że nie waham się żarliwie w nią uwierzyć.
już pierwsze wrażenie pozwala zmanipulować własną wyobraźnię
i zobaczyć czarne Zeitcommando kradnące Spielbergowi
metodę tkania świateł w obelisk, ufo bądź łódź podwodną.
marznę, lecz chłonę, że jeden z filmów okazał się musicalem,
a drugi komedią. pojawiają się nieproszone lecz natarczywe
przykłady szwabskiego poczucia humoru, choć nie mam nic
na swoją obronę, a filmy równie dobrze mogą być efektem hobby
i nieprzystające do tamtej germańskiej filozofii übermensch.
jednak jakiś powód ukrycia ich na 70 lat musiał zaistnieć.
wiadomość jest płaska, jak fabuły tego hollywoodzkiego żyda,
a jednak idę o zakład, że gdy już wypchnę ją w obcy kosmos
przez obiektyw komina, to dym będzie idealnie trójwymiarowy.
Pi., 10 january 2012
okładka nowej płyty lou reeda z daleka zwiastuje na bank
szatańską muzykę. przystaję przed sklepem, w którym
dźwięki są na wynos i nawet gdybym zassał powietrze
pod siódmy krąg przepony, to nie napełnię płuc zapachem
siarki. piekło przez szybę wydaje się bezpiecznie chłodne.
nie jest z przeraźliwego zimna jak obiecują katalogi,
ani też gorące jak przepowiadają nostradamusy z ambon.
trudno skoncentrować się na wyłącznej temperaturze palca,
gdy broczy skaleczony o cenę, za jaką dam się rozgrzeszyć.
ta sama okładka nowej płyty metalliki aż do złudzenia
przypomina cyrograf, na którym nieznana Lulu pozostawiła
niezgrabne inicjały. teraz można pozastanawiać się do woli
nad tym, czymże ta Lulu podpisała pakt z mefistofelesem
skoro ma odrąbane ramiona. w przypływie szału wizażysta
wychlapał trochę barwnika na kulfony i blady aksamit,
więc gdybym był odrobinę bardziej naiwny uwierzyłbym,
że to jaskrawa krew Lulu. gdybym był odrobinę asertywny,
odszedłbym od szyby z pełnymi pustki rękami. kieszenie
mniej mi potrzebne niż te ramiona, które kiedyś płocha Lulu
splatała na piersiach w asertywnym języku martwym jak łacina.
szkoda że płyta nie dogasa kołysanką. to dopiero byłby szok.
Pi., 16 december 2011
pisałem do domu listy. w nich Godzilla, jak przepowiedziany
żywioł, masakrowała Tokio i wszelkie okolice. słońce powoli
konało w tętniącej purpurze, gdy w kolonijnej higienistce
kiełkowały hipotezy, że dokumentnie spaczono mi dzieciństwo,
jeżeli wszędzie widzę tylko trupy, pożogę i krew. coś we mnie
głęboko zapiekło, gdy z miłości straciłem środkowy paznokieć.
teraz "fuck you" wydawało się zanadto upośledzonym symbolem,
by się z nim rzucać na pierwszy plan. żadne tam tango-przytulango
nie może wchodzić w grę, gdy niedowartościowani konkurenci liczą
na skuchę "króla zielonej nocy". to jest mój bal. trzeba zachować
dystans do siebie. pomaga przestrzeń na odległość usztywnionych
ramion i zapocone dłonie. przeszkadza wszystko inne. małolata
wepchnięta siłą w objęcia - niedzisiejszy ten ból. wciąż jestem
jeszcze ciągle małym chłopcem a nie już prawie mężczyzną,
więc wbijam w siebie ocalone dziewięć paznokci, aż kropelki
limfy zrosną się w poemat o Godzilli. moja czerwień zmieszana,
a gorzka. już to wiem: koperty najlepiej kleić na świeże łzy.
z kolonii napiszę długi list, a w nim świadomie pominę prawdę.
Pi., 14 december 2011
mój ojciec nie był wtedy nikim ważnym. tej chmurnej nocy,
pękatej od mrozu, gdy strach krzepł w żyłach, nie przyszli
do mojego domu i nie kazali nikomu się zbierać. na nikogo
nie przyczaiła się ciężarówka ze zziębniętymi żołnierzami
pod burozieloną plandeką, choć mój ojciec bał się, że jednak
mógłby za bardzo być kimś. to ze strachu, w ciągu dnia,
siadał pokornie za drążkami trzydziestotonowego żurawia
i podnosił z rowów pijane czołgi, które ugrzęzły w śniegu.
z tego wielkiego strachu rozwoził po wystygłym mieście
koksowniki, by choćby tym żołnierzom było odrobinę mniej
lodowato. z tego obezwładniającego strachu stawał się
nieważniejszy. przeźroczyściał ku absolutnemu nic. aż znikł.
sąsiadowi mojego ojca, tejże samej grudniowej nocy, ktoś
złośliwie porysował lakier na wychuchanej szarej syrence.
nie upilnował jej żaden autoalarm, a sąsiad postawił vabank
na milicyjną sprawiedliwość wśród nocnej ciszy. ów sąsiad
doczekał się odszkodowania za szkody moralne, a niewiele
później i medalu za ryzyk-fizyk. kombatancki bonus do renty
wręczył sąsiadowi naczelnik miejski w imieniu wiernej władzy.
do końca swych dni, sąsiad traktował mojego ojca jak popsute
powietrze. trzy dekady później, dojrzewam czernią na bieli,
że mój ojciec z tego lęku był odważny jak nikt, a brzydzę się
folksdojczem, który jeździ teraz oplem w kolorze judasz-metalik.
naostrzę swój gwóźdź. nicnieważność mam utkaną w genach.
Pi., 3 december 2011
teraz wiesz, że zawiodły linie czasowe i emocjonalne.
i wiesz już, że twój kontakt z nimi był punktowy, więc
możesz zadać sobie pokutę przeglądania żywota twojego
pod włos. czas to cwany drań. zapierdala w jedną stronę
z wilczym biletem na sugestię powrotu. teraźniejszości
są nieaktualne i kruszą się w proch, gdy chcesz ogrzać
cokolwiek sobą na dłużej. palec w ciasne gardło klepsydry?
sprytne i nieskuteczne. sama zobacz, do jakiej to desperacji
można się poniżyć, gdy resztki umykają z tej i z tamtej.
przeciekamy a czarnych dziur przybywa ponad poziomem
świadomości. rżą konie rozstawne. czują słodycz. wyjdź
z tej rzeki przygotowana do oswojenia tego który jest.
niech będziesz pogodzona - na wieki wieków. kto rano wstał,
ten zgarnął boską pulę. tak pusto po stronie przed tobą.
GPS na świętego Piotra i w drogę! tu wszystko będzie OK.
Pi., 1 december 2011
ma już osiemdziesiąt siedem lat i tron naprzeciw
otwartego okna. tron ostał się po młodszej siostrze,
tak jak i nieboszczyk mąż. on nigdy nie lubił daleko
szukać, a i na cmentarz też tylko kilka stąd kroków.
słynny tron ma chromowane, błyszczące kółeczka
i bordową tapicerkę z przedniego fotela Fiata Punto.
wygodny jest. księżna wcale nie musi na nim
zasiadać, ale przecież chce. oto w zasięgu głosu
całe podwórko. tu pokręcone dramaty, których nie
zobaczysz w RAI uno, RAI due i tych telewizjach
o niespamiętalnych nazwach. Bartolomeo, nie bij
siostry! jak tam Nicoletto? nadal bolą cię kolana?
tak Julietto! Leo kupił kwiaty nie dla ciebie. to życie
boli życie. pod szóstkę wprowdzili się obcy z innej
bajki. z dziwnym szelestem zamiast języka uczciwych
ludzi. księżna nie kocha obcych - to oni chcą, cegła
po cegle, rozkruszyć królestwo, przesunąć granicę,
ostentacyjnie nie rozpoznawać postaci zgarbionej
nad parapetem. już nawet nie mówią - bon giorno
donna Marucia - barbarzyńcy z jakiejś północnej
Polski! ciekawe czy potrafią jeść na moich srebrach?
księżna Marucia widziała już wszystko: obie wojny
podwórkowe; niezliczone olimpiady po sąsiedzku;
zmianę ustroju wspólnej suszarni na garaż obywatela,
każdą pomyślną rewolucję (o nieudanych się nie
myśli), a nawet jedno świeckie wkosmoswstąpienie.
fotel skrzypi zmęczeniem, gdy księżna pochyla się
nad swoim światem z firmamentum trzeciego piętra.
kochani! chyba nadchodzi czas, by abdykować na dziś.
tylko ciągle ci ponurzy Polacy. kto ich przypilnuje?
Pi., 28 october 2011
czyli
poradnik jak ubliżyć bliźniemu
a potem z tym żyć.
ubliżyłem ci ja twemu psu,
twojej gazecie,
twojemu gilowi w pełnym gilów nosie,
twojej piwnicy, parterowi i wszystkim piętrom twoim
od góry do dołu i z powrotem.
twojemu strumieniowi pomarańczowego moczu
(coś ty jadł?) a jakże - ubliżyłem,
ubliżyłem też twojej maszynce do golenia pod pachami
- tępa i niemyta była, ale po dwuznacznym ubliżeniu,
jakby nowe nieubliżone życie w nią wstąpiło,
twojemu ulubionemu serialowi tuż przed teleekspressem,
ubliżyłem na krechę i w ratach.
twojemu prezesowi z jedynie słusznej partii też ubliżyłem,
a co? miał pozostać w niezauważalnym nieubliżeniu?
ubliżyłem również deszczowej chmurze
nad twoim ubliżonym kominem,
świerszczowi ubliżyłem, mrówce - patronce ubliżonych,
i całej twojej kolekcji karaluchów.
o! tym to dopiero ubliżyłem. aż się zmęczyłem!
ubliżeniu twojemu ubliżyłem osobno, onoż tak zasługiwało,
że je ubliżliwie wyróżniłem.
jakby się dobrze przyjrzeć,
to ubliżyłem całemu twojemu wszechświatowi.
i wiesz co?
mam się ubliżająco dobrze.
Pi., 25 october 2011
miałem słabość. jeszcze wczoraj co trzecia
była mi małgorzatą. jak ta, która bezwstydnie
ujawniła czym różni się kobieta od kobiety
w smaku. dla innej, co wieczór gotów byłem
nasiąknąć ananasem. a ta niedopieszczona
od śmiesznych anonimów, po których nie umiałem
się bać - ta chciała być odkrywana dogłębniej.
żal, że były zanim przeminęły. choć mogłem kochać
każdą do trzewi, przeminęły zanim się stały.
a jesienią joanny rulez. taka przeciętna aśka
nie łka w żadną poduszkę. doprawdy jest twardsza
niż wyewoluowany węgiel. z rzadka popala goluazy,
ale już nie podpali zbędnych mostów - szkoda nerw.
choć wytrawna to pije do mnie bezalkoholowo
gdy trzyma amoralny pion w nawilżonej garści.
niechaj jej będzie whatever forever forever
whatever. przeciętna poetka nie bywa przeciętna.
jest joanną. ach gdybyś jeszcze była ruda.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
15 may 2024
1505wiesiek
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek