Wojciech Jacek Pelc, 26 grudnia 2015
niedługo przyjdo sierotki z unji
i zaspokojo podstawowe poczeby
polskich hodowców czody chlewnej
Stare Pole - sierpień 2014
Wojciech Jacek Pelc, 14 sierpnia 2013
nigdy nie mówiłaś jak znikają słowa
tam za horyzontem gdzie czerń jest przyswajalna
łatwo wchodzi pod paznokcie gdzie
giną wolne ptaki
szyja zna już dotyk martwej skóry
świat w twoich zdaniach zawsze miał
płaskie brzegi nie spadało się w niepamięć
nie szło nad urwisko
za postępy płaciliśmy wszystkim dobrze znaną
wymienialną walutą promień można było mnożyć
rosłem w przeświadczeniu że ziarno zrodzi kłos
krzywda znajdzie kratę
Żuławka Sztumska - listopad 2012
Wojciech Jacek Pelc, 19 maja 2014
mężczyzna nie wybiera łatwych zdobyczy
nie poluje w kapciach i ściśle określonych godzinach
zawsze jest gotowy czujny wrażliwy
na znaki zapachy sygnały głosowe
nigdy nie posiada do końca nie tnie
głównej aorty wie że przyjemność daje się mnożyć
dlatego nie zwraca uwagi na meble
liczą się żywy stan i możliwości przestrzenne
dla niego kobieta to dżungla w której
liany pnącza i deszcz tworzą wciąż nowe połączenia
w której natura co chwilę rodzi nieoczekiwane
szybko wycofa się z piasków
ponieważ mężczyzna jest jak nóż
potrzebuje przy sobie mieć kamień
na którym będzie się ostrzył
Żuławka Sztumska - maj 2013
Wojciech Jacek Pelc, 5 grudnia 2012
pierwsza stoi między rzędami wanien,
stosami ubrań. jest wyraźnie zła. patrzy
na spodnie przetarte w kolanie.
ręce ma spękane, oparte o franię.
druga, elegancka, wróciła od fryzjera.
nie zdjęła jeszcze popielatego płaszcza,
a ciemna torebka wisi jej przez ramię. rozmawia
z sąsiadką. w dłonie wciera jakąś maść.
trzecia kobieta, w okularach do czytania
i flanelowej koszuli, wsparta na łokciach,
opowiada o książkach, oraz że nigdy nie uderzę
żadnej dziewczyny, nawet kwiatkiem. przyrzekam to
mamie.
Żuławka Sztumska - Wrzesień 2010
Wojciech Jacek Pelc, 15 grudnia 2012
najpierw obrzygałaś mi deskę rozdzielczą,
fotel i wycieraczkę. bujałaś się przy tym
jak sprężynowy piesek zza szyb auta przed nami.
szyb, od których odbijało się słońce.
trzymałem cie wtedy za kołnierz.
bełkotałaś coś, chyba... wojtuś, przepraszam.
myłem twoje włosy i pomyślałem;
przez tyle lat tego nie robiłem. to bardzo intymne
myć twoje włosy, może nawet bardziej, niż włożyć ci język
między uda. poczułem giętkość i zrobiłem
z ciebie embriona. tak! urodzisz się jutro. a teraz ja
jestem matką, bo właśnie zrozumiałem
radość z przewijania skupkanego niemowlaka.
posłałem. słońce wdarło się do naszej sypialni,
piekło. znów próbowałaś bełkotać; prz... prz-prasz cię... i
obrzygałaś nasze małżeńskie. pomyślałem, że to był błąd,
zbyt mocno tobą trząsłem. ze starego materaca
zrobiłem łóżko w łazience. tak się urodzisz. z miską i ścierką
poszedłem do samochodu, a słońce już zaczynało się mościć.
czerwone, w widełkach wieżyczek kościoła.
Żuławka Sztumska - listopad 2010
Wojciech Jacek Pelc, 5 listopada 2014
chłopaki z mojej ulicy mają twarze
jak stare cytryny, przepijają hektolitry złomu,
rozkwitają rdzą. śmieją się rzadko,
ale jeśli to zawsze pełnymi haustami.
chłopaki z mojej ulicy chodzą cały rok
w tych samych marynarkach. w bocznych kieszeniach
ukrywają szczęścia i szanują najdrobniejsze
nominały, jak starzy żniwiarze podniosą każdy kłos.
chłopaki z mojej ulicy nigdy nie odczuwają zimna,
nie odczuwają gorąca, reagują jedynie na dotyk;
chłodny, gładki, smukły i szklany. budzą się równo
z odbiciem kapsla, a zasypiają na sucho.
chłopaki z mojej ulicy najbardziej ze wszystkiego
na świecie nie lubią patrzeć na dno,
kiedy z ogniskującej trzeźwość soczewki wyziera
okrutna prawda, że nic nie daje się już wycisnąć.
innej prawdy o dnie, chłopaki z mojej ulicy,
nie poznają.
Żuławka Sztumska - listopad 2013
Wojciech Jacek Pelc, 23 marca 2013
W starych drewnianych kościółkach Bóg
wydaje się młodszy i bardziej rześki
(to chyba on przed chwilą zapalał świece)
a my jemu bliżsi jakby chronologia zdarzeń
nagle przestała istnieć
jakbyśmy urodzili się wczoraj a dzieciństwo
zamieniono w rząd ławek w których zasiadać będziemy
dopiero od jutra Z każdym dniem dalej
od głównego ołtarza
W starych drewnianych kościółkach światło i cień
nie rzucają pod nogi granic Tańczą
stroją nieśpieszne miny albo włóczą się leniwie
między amboną a prezbiterium
wyrzeźbioną w kamieniu chrzcielnicą
a z lekka topornie ociosanymi daszkami
kolejnych stacyjek drogi krzyżowej
I w końcu nie wiesz
które jest dobrem które złem za którym podążyć
któremu odpuścić lecz wiesz że to wyjątkowo twoje
misterium
W drewnianych wieżach drewnianych kościółków
kapłani zamykają miejscową noc Wypuszczają ją
wieczorami a ona w zamian kotwiczy w koronach
drzew na dachach domostw
zawisa na liniach i falach telefonów
I jak opuszczona powieka Chrystusa rysuje
krótki margines odwieczne prawo do ułomności
do bycia rozgrzeszanym
Nawet wiara nie ma tu nic na czym mogłaby
tak solidnie się oprzeć
Liczą się tylko cuda z pierwszej ręki
*
Zwiedziłem już wiele takich kościółków
Wszystkie nosiły na sobie ślady zębów
lecz jak dotąd w żadnym z nich nikt mnie nie ugryzł
Zawsze czułem się połknięty w całości
Chełm - kwiecień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 7 stycznia 2013
pije dziś drugi raz (z synem się należy,
z nami nie odmawia). skośnieją mu oczy,
zmarszczki krągleją jak arabskie litery.
najwięcej Żydów to było w Kazanowie,
co drugi dom. jakiem rodzony scyzoryk!
wspomina chlewik i świnki-blondynki.
Scyzorykowa polewa; niby pijemy razem,
lecz ona, w ściśniętych wargach trzyma tajemnicę
kolejnej butelki. zna ją tez córka.
kieliszki przechylają nie unosząc wzroku.
za chwilę, kolejny raz się dowiem
jakim porządnym człowiekiem był dziadek.
ty Wojtuś też jesteś, a żonkę masz – ho ho!
co bym był młodszy. ale swoją kocham!
ojjj! jak ja ją kocham. no mamcia polewaj, polewaj!
jutro Stary Scyzoryk zapomni. przywita się
z Matką Boską przed drzwiami obórki
i podziękuje. teraz ma osiemdziesiąt lat, niewiele
wódki do wypicia i żonę, co odmierza czasem.
Stalewo - luty 2011
Wojciech Jacek Pelc, 11 marca 2015
a teraz istniejesz w twarzach innych kobiet.
wystarczy kilka piegów, odpowiedni zarys ust
albo kosmyk włosów, który opadnie na ramiona.
tak jak opadał tobie, gdy go przesuwałem dłonią.
i nieważne czy to będzie ekspedientka w sklepie
„Wszystko po 5 złotych”, czy wyfiokowana pani
zza szyb kasy parabanku, pasażerka autobusu,
która przypadkowo dziś usiadła naprzeciwko.
możesz mnie odwiedzić rano, w dzień, w południe,
w miejscach, w których pachnie cynamonem
albo tam gdzie chodzą koty. możesz iść i podjadać
zapiekankę, szukać kluczy, nie podnosić wzroku.
możesz też przeprosić, bo niechcący
potrąciłaś mnie koszykiem w całkiem pustej hali
sieci Lidl. możesz nawet mnie zaprosić
na jednego drinka. (pewnie przypomniałem ci faceta,
który kiedyś tam, odchodząc, niezbyt mocno
trzasnął drzwiami).
barman pyta, czego się napiję.
„obojętnie” – odpowiadam. byle tylko smakowało
tak jak ty.
Kościan - marzec 2014
Wojciech Jacek Pelc, 24 listopada 2012
rozmawiamy. coś o prowizjach, procentach
i czuję jak rozchylasz przede mną
przestrzenie. od dekoltu po włosy wszystko
chce mówić, a oczy podróżują,
są jak niebieski wojażer - bez mapy,
kompasu. siedzimy tak
po obu stronach biurka, a na nim
zadrukowane papiery. to koniec przestrzeni.
ale już będę pamiętał, nawet tę najmniejszą,
między szminką, a szminką, gdzie teraz mieścisz
tylko ołówek.
Janów Lubelski - lipiec 2010
Wojciech Jacek Pelc, 6 marca 2013
śmierć przyjedzie do nas szybko,
na motocyklu. nie zdążymy
nawet sprawdzić jaka to marka.
poczujemy tylko woń spalin.
po gardle podrapią nas cumulusy kurzu,
wzniesione w powietrze
ostrym hamowaniem, a w uszach rozdrażnionych
rykiem silnika rozszaleje się
młoteczek, zgłupieje kowadełko.
i kiedy będziemy chcieli
coś oznajmić, zaprotestować,
ona powie tylko jedno słowo:
wsiadaj!
powie to takim tonem, że odjedziemy bezwolni,
mimo iż na biurku, w sypialni,
zostaną niepoukładane znaczki
z ostatniego abonamentu.
Żuławka Sztumska - grudzień 2011
Wojciech Jacek Pelc, 13 kwietnia 2013
rodzą się w wyobraźni
umierają nieczytane
Lubaczów - sierpień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 12 listopada 2012
zawsze współczułem krajom z brakiem dostępu
do morza ponieważ to tak jakby nie móc w pełni oddychać
dożylnie dozować kakao skoro wiadomo
że najważniejszy jest efekt otwartych rąk
nad porcelitowym kubkiem
i wcale nie chodzi o plażę piasek bursztyn
czy mewy a o ten stan gdy stojąc na brzegu
dotykam nieskończoności potem odwracam się
i nadal jestem u siebie
Żuławka Sztumska - maj 2010
Wojciech Jacek Pelc, 25 września 2013
schowana w gruczołach jest zawsze bezkształtna
bezbarwna niczego sobą nie wyraża nie kreśli
jasnego obrazu jak deszcz który spadł nocą
a twarzą jego kałuże na ziemi
lecz wystarczy ją przenieść i będzie burzyć
set letnie opinie zgniecie byle człowieka
i wytatuuje go niczym żywą reklamę naszego oburzenia
skaże na wieczne proś o wybaczenie
na koniec wbije nóż od strony kręgosłupa
może wszystko
jeśli tylko masz ten dar
wplatania jej między języki
Żuławka Sztumska - grudzień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 16 listopada 2012
trzynastego lipca pewnie było ciepło,
tak jak dziś śpiewały ptaki i kwitło Podlasie.
drzewa, które tu wyrosły to już tylko dzieci.
no... może to skręcone jednak coś pamięta.
trzynastego lipca wystrzeliło echo,
głuchy odgłos piachu, zgrzyt blokady zamka.
... więc raczej padało, mgłą snuł się poranek,
a łąki jak teraz przesiąkały wodą.
w sumie
to jest do sprawdzenia jak w czterdziestym trzecim
wyglądało lato (patrz: książę internet).
czy dobrze rodziło czy pachniało klęską.
jestem za to pewien, że te wredne mrówki
z tą samą niewiedzą - tak jak teraz w moje -
wchodziły do butów niemieckich żołnierzy.
czemu tu przyjeżdżam? do końca to nie wiem.
może chcę uwierzyć, może zapamiętać?
(sześć dni życia starczy aby wydać wyrok?)
mam tylko nadzieję, że się nie gniewają,
gdy sobie posiedzę czasem z nimi w ciszy.
pięćdziesięcioro dwoje z Laskowca i Zawad.
Napisany 11 czerwca 2010 w lesie na Łysej Górze przy pomniku ofiar wymordowanych przez tak zwane „Komando Muellera” 13 lipca 1943 roku w rewanżu za napad polskich partyzantów na obiekt żandarmerii w Zawadach. Wśród pomordowanych były również kobiety i dzieci. Najmłodsze miało 6 dni.
Wojciech Jacek Pelc, 21 lipca 2012
kupiłem dziś najnowszy tomik.
ha! może nawet się domyślacie.
tak - pani od nobla.
dwadzieścia dziewięć złotych.
bez namysłu wyjąłem z portfela
niebieski banknot i położyłem go
na kolorową podkładkę z reklamą.
pełno teraz takich.
pan, wydając resztę powiedział,
że mam szczęście, bo właśnie przyszły
i jestem pierwszy. na koniec dodał:
może ozdobną torebkę?
niepotrzebne były nawet dwie minuty
wciśnięte między zrzuceniem towaru,
a kupnem kefiru w spożywczaku.
wszystko odbyło się szybko
i w nie swojej księgarni.
potem, już w aucie
trzymając niebieską książeczkę w dłoniach
przypomniało mi się jak w nastoletnie wakacje
sprawdzałem przez szyby, czy jeszcze jest.
to było szczęście! do mojej księgarni rzucili
"Władcę Pierścieni" J.R.R. Tolkiena
tylko mi wciąż brakowało pieniędzy, wiec zbierałem je
ile sił i wydeptując codzienną ścieżkę
powtarzałem: żeby nie wykupili, żeby nie wykupili.
udało się. nie wykupili.
musiałem tylko jeszcze załatwić taśmę klejącą
bo przecież dawniej klej był z serii tych:
cośtampodobnych.
ostatnio, w innej książce, przeczytałem,
że kosmos nadal się rozszerza.
choć akurat tutaj - tak mówią -
nic się nie zmienia.
Chełm - styczeń 2009
Wojciech Jacek Pelc, 14 października 2012
babci
opowiadała nam o rybach z Bzury, bombach
na podwórku, marszu kobiet przy odbezpieczonych
Schmeisserach i dobrym Niemcu,
który przyniósł leki kiedy zachorowała matka.
o bolszewikach. o tym jak na dzień dobry wyrżnęli
wszystkie kury, a potem zmuszali do kołchoźnictwa.
nieskutecznie, choć w gospodarstwie została tylko
jedna krowa.
a kiedy rozumiałem jeszcze mniej mówiła o Bogu.
podobno mieszkał na obrazie i czasem schodził,
krył się za kredensem. bałem się Go
tam spotkać. jeszcze bardziej bałem się szklanych
baniek, bo jak można tak panować nad ogniem?
*
dziś nie wiem w którym momencie zakrzywił się
czas, ale wiem, że z wiekiem bliżej mu do dzieciństwa.
i wiem, że znów usiądziemy razem, wysłucham jak Helenka
recytuje przedwojenne wiersze, opowiem
co wydarzyło się wczoraj.
Zamość - październik 2009
Wojciech Jacek Pelc, 11 listopada 2016
Jezus powiedział do swoich uczniów:
Przykazanie nowe daje Wam, abyście się wzajemnie miłowali
tak jak ja Was umiłowałem.
- Ewangelia wg Św Jana
Bo tu każdy ma Swego
najbardziej Swojego
odchodząc najwyżej
pojmuje, że to Ten Sam.
- Jacek Kleyff
na progu mojego domu koczują uchodźcy.
czterej. głowy wspierają na wąskich ramionach,
są brudni i mają podarte ubrania (uchodźcy zawsze
są brudni i zawsze mają podarte ubrania).
pod paznokciami, w zmierzwionych włosach,
w kieszeniach i pod podeszwami butów
przynoszą mi swoją przeszłość.
pierwszy ma siostrę, która nie żyje. która
tuż przed śmiercią kochała dwunastu
bojowników z państwa ISIS. jednego dnia.
drugi ma ojca rozerwanego na swoich oczach
przez pocisk, wystrzelony
przez nie wiadomo kogo.
trzeci ma brata w telewizji – leży na plaży,
na brzegu Morza Egejskiego zupełnie sam.
a czwarty chodził kiedyś do szkoły
i chciałby jeszcze. on chciałby jeszcze.
na progu mojego domu czekają uchodźcy.
czekają na świat. mają
smutne, duże oczy i może dziesięć,
może dwanaście wiosen.
kiedyś będą mnie mordować,
lecz teraz to ja zabijam ich wzrokiem, teraz to ja,
podrzynam im przyszłość.
Piątnica – sierpień 2016
Wojciech Jacek Pelc, 28 grudnia 2012
mam niepewnych kilometrów całe tysiące,
kościół, spod którego zabierałem cię z rana,
wzrok a'la bolognese, w nim obawę
czy mi smakuje. głaskane policzki na śpiąco.
mam trzy krótkie noce i dwa wieczory,
Złote Tarasy od spodu, stadion Europy za oknem.
znam wyrazy twarzy, gdy jesteś już wyżej,
konstelacje piegów na twoim ciele.
zapisałem litery, których dotykałaś palcami
myśląc o mnie, i te nasze plany
niespełnione, trochę bzdurne: park, domek, jezioro.
setki listów, których nigdy nie przytulę.
mam myśli – od ciebie, aż gęste,
pustkę, gdy budzisz się sama (tak chcę
właśnie wiedzieć) i mokre poranki. wciąż
zbieram pamiątki po tobie. i tęsknię.
Tomaszów Mazowiecki - grudzień 2010
Wojciech Jacek Pelc, 13 lipca 2015
Przebacz. Byłem strategiem jak wielu tych co przemykają się
nocą koło ludzkich budowli – Czesław Miłosz
w dniu w którym nastąpi koniec historii
papież ogłosi ostateczną listę żywych świętych
politolodzy i wszelcy znawcy ludzkiej natury
będą dociekać przyczyn nagłego krachu a dygnitarze
przekonywać nas że to nie była ich wina
krzyk pierwszych stron gazet przekroczy
dopuszczalne dla zdrowia poziomy hałasu
na światło jak wygłodniałe insekty wypełzną
nienapisane scenariusze niewyreżyserowane spektakle
duże sieci handlowe ogłoszą totalną wyprzedaż
mali przedsiębiorcy podliczą straty
każdy zamknie się w ścianach budowanych przez lata
i nie wpuści do środka najmniejszych drobinek nadziei
a my - kaprysem jakiegoś większego Boga
wtłoczeni w tę masę i sponiewierani
niczym ziarenka piasku między stopami graczy
podczas przypadkowego meczu na Copacabanie -
i tak odnajdziemy tylko nam znane słowa
otulimy je lekką ironią brakiem patosu
wybaczymy sobie kolejne okresy sarkazmu
zasłyszanych cytatów niedopowiedzeń i ciszy
i jak gdyby nigdy nic dopiszemy następne rozdziały
przecież żaden naukowiec nie wyjaśni nam
skąd tu się wzięły te wszystkie wiązania
nie wyjaśni tego też siwy staruszek
który jak co dzień wejdzie między pomidory
więc szepnę do ciebie tak by każdy usłyszał
a ty mi odpowiesz tak by słychać było wszędzie
żadnego końca naszej historii nie będzie
żadnego końca naszej historii nie będzie
Białystok - czerwiec 2014
Wojciech Jacek Pelc, 15 września 2012
mówiłaś: poranna mgła to ciepło
oddawane nocnemu niebu.
z grymasem i zaciśniętą wargą nawlekałaś
robaki. ambicja zastępowała obrzydzenie,
a piwo i papierosy rdzawą codzienność. dom
to gnój. nie wrócę. zobaczą, że ryby potrafią być
uparte. kamień w wodę - bez celu, ale wyraźnie przeciwko.
grałem swoje, nieważne motywy, kiedy pierwszy raz
na horyzoncie. a potem źdźbła między zębami
i marzenia splecione na karku: życie to nie sen
rybaka, ale nam się uda, zobaczysz. wyszłaś w białej
sukience.
miał dobrze prosperujące gospodarstwo
i stawy.
Żuławka Sztumska - sierpień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 31 marca 2016
krzyczała że już nie chce na niego patrzeć
że zmarnował jej tyle lat życia
że tak naprawdę to nigdy nie kochał
i jaka ja byłam głupia
on tylko wariatka wariatka
tymczasem klimatyzator pracował
na pełnych obrotach kelnerka podawała
na tacach soki sałatki
w okienku z napisem zwrot naczyń dziękujemy
piętrzyły się talerze filiżanki po kawie
z telewizora płynęły wiadomości
o kolejnym kryzysie rządowym
autobusy dowoziły turystów
i jeszcze ciekawość szybko spuściła oczy
oparła się na drewnianych ławach
odbijała w szybach
ukryła
w najnowszych modelach smartfonów
Ostróda - czerwiec 2015
Wojciech Jacek Pelc, 3 grudnia 2012
pisze wiersze. tworzy krótkich towarzyszy
w szarych marynarkach, by być kwiatem, ale częściej
rani miękkie aksamity. budzi miasto
jakby chciała zaokrąglić wszystkie kanty ulic
i rozciągnąć się na twarzach ich mieszkańców.
kiedyś będzie im pożywką, ich biomasą,
ale dzisiaj rodzi nigdy, tak wyraźne
jak krew boga, jak zbyt szybko wybujałe
pąki bzu. jutro zgrzeszy, by dostojnie
i z powagą móc się wstydzić płacząc
w lustro, w którym jeszcze nie dostrzeże
swego piękna, i że ono zmatowieje
bez jej pokręconych dróg.
Żuławka Sztumska - wrzesień 2010
Wojciech Jacek Pelc, 17 lutego 2016
przybyłem w ostatniej chwili
a właściwie to się lekko spóźniłem
i teraz stoję w progu samotnie jak fakju
jak pojedyncza świeca w wielkim kandelabrze
przybyłem kiedy osiadły już słowa
klucz gestów został ustalony i nie wiem
czy wasze spojrzenia mają konotacje
czy są tylko indywidualnym wyrazem
przybyłem byście mogli powiedzieć
„jak fajnie że jesteś” poklepać po plecach
odwrócić się i wybuchnąć śmiechem
na hasło którego jeszcze nie rozumiem
odejdę też pierwszy a wy zostaniecie
i będziecie mówić w pełnym rozbawieniu
o zgaszonym ogniu o dalekich brakach
lecz gdzieś tam w najciaśniejszym sobie
podziękujecie że nie zrezygnowałem
Warszawa - kwiecień 2015
Wojciech Jacek Pelc, 30 listopada 2012
przyjaciel z portalu z poezją to ktoś
kto przychodzi pod nasze wiersze
i mówi druga i trzecia okey
czwarta jest świetna ale pierwszą
spierdoliłeś robi to nawet w dniu
naszego zachwytu nad jego tekstem
i choć głęboko wierzymy
że tym razem jest w błędzie
odnosimy się do niego z szacunkiem
nazajutrz powiemy mój przyjacielu
dziękuje że byłeś w błędzie bo dzięki temu ja
pozbyłem się czwartej a pierwszą dałem
na koniec
Żuławka Sztumska - sierpień 2010
Wojciech Jacek Pelc, 30 września 2012
słowo szkoła brzmiało jak dziesięciomiesięczny wyrok
bez prawa do widzeń. a ty błyszczałaś jeszcze
nieodkryta, czarnogładka.
mokre trampki nie schły nocą, kiedy pływaliśmy
w chmielówce pierwszy raz nago, by od świtu,
z ptasim piórem na żyłce i leszczyną w dłoni
(glisty przypełzały same), szastać poczuciem dorosłości
wypuszczanym z dymem. butelki koniecznie
brązowe, z zielonych nie piłaś. ustępowałem.
wklejeni w leśną polanę smakowaliśmy brak
odpowiedzialności: jabłka pożyczane, chleb ze smalcem
i namiot – wiecznie zgrzytający zamek. zdarte karty,
kiedy padało.
byłem blisko, ty, jak najdalej od swoich.
i choć dotrzymałaś: wrócę, na pewno, to już tylko
szorstkobiała. ale tamto lato zakończyłem
w tobie.
Żuławka Sztumska - wrzesień 2009
Wojciech Jacek Pelc, 29 stycznia 2016
kochać się w wierszach to znaczy ukrywać
uczucia w zwyczajnych wyrazach
to nie zapominać
każdej minuty gestu i przemilczenia
albo napisać twoje imię na śniegu i wierzyć
że przetrwa tam do kolejnej zimy
*
stoisz na wietrze na zmrożonych deskach
sopockiego molo na tle czerwonego półokręgu
z wrysowaną weń latarnią
w ciut za ciasnym płaszczu na głowie masz beret
trochę szara niewyraźna konturowo
jesteś prawie sama
fala bije o kamienny podwał jak krew w żyłach
doprowadza sól pod nasze stopy
całość skrzypi jakby już za chwilę miała runąć
i zatonąć wraz z latami które tutaj przynieśliśmy
skóra szczypie pod oczami
szron przyjmuje twoje imię
dziś koniecznie chcesz zobaczyć morze
nie chuchać na zimne i bujać się
w skali od dwojga po skąpane w ciszy miasto
zrównać z jutrem wszystkie niewiadome
i rozwiązać nad gorąca kawą
*
ja jestem kamieniem z górnej partii klifu
tak on wciąż wypada
Kowalewo Pomorskie - styczeń 2015
Wojciech Jacek Pelc, 26 kwietnia 2015
Władimirowi Władimirowiczowi P.
Nie umiem mówić o wojnie. Nigdy jej nie przeżyłem.
Znam ją tylko z wyrywkowych opowiadań
starszych ludzi, książek, czy filmów typu:
„Stawka większa niż życie”, „Czterej pancerni i pies”
Pamiętam, że w tych filmach prawie nigdy
nie było widać krwi. Ludzie umierali zatrzymując się
nagle, wykonywali teatralny gest, a potem
osuwali na ziemię (czasami głównemu bohaterowi
ciekła z ust ciemna strużka).
W ten sam sposób umieraliśmy na podwórku.
Z tym czasem łączą mnie jeszcze gadżety znalezione
w dzieciństwie: niemiecki hełm z dziurą po kuli,
szczątki karabinu maszynowego, miska ze swastyką,
którą mama używała jako miarkę na paszę dla kur
i dwa pociski niedużego kalibru wykopane w ogródku.
Wojna to było straszne zło – tak mówili
rodzice i ci starsi ludzie, którzy ją przeżyli.
Ale zazwyczaj mówili tylko ogólniki. Nie precyzowali,
czym to zło się objawiało i jak można było
się jemu przeciwstawiać. Nie okazywali
przy tym wielkich emocji, nie ronili łez.
W ogóle mało mówili. Może dlatego, że to wielkie zło
próbowali przezwyciężyć mniejszym?!
*
Nie umiem mówić o wojnie,
prawie nikt z mojego pokolenia nie potrafi,
lecz wciąż widzę jak rodzą się ludzie
obdarzeni darem jej wywoływania.
Żuławka Sztumska - kwiecień 2014
Wojciech Jacek Pelc, 2 kwietnia 2013
powroty marnotrawne w takich warunkach są mroźne,
szczególnie, gdy już nikt nie pamięta syna,
a dom, który za chwilę ma stać się rodzinnym
wychował naszych morderców.
w centrali miejsca mają po kilka nazw
i rozpuszczone korzenie. tożsamość co roku
wzbogaca jesienną ściółkę, wpływa do rzek,
jest wiekowo podpiwniczona.
lecz tutaj z każdej dziury wyłazi historia
i patrzy na nas dość krzywo. dlatego
nie liczymy czasu od dat, tylko od miejsc
niesprawiedliwych i do kolejnych powrotów.
Żuławka Sztumska - czerwiec 2012
Wojciech Jacek Pelc, 5 czerwca 2014
zima to stada wron na szpitalnym dziedzińcu,
matka, która ciągnie dziecko za zbyt małą rączkę,
przez podwójne okno pokazuje ojcu; zobacz
jaki duży, to przemoczone buty i fastfoodowe
żarcie, czekanie na te cholerne autobusy.
to eksplozja wieczornej tęsknicy, kiedy
niczym śledczy pies rozpoznajesz zapachy,
łapiesz w nozdrza przyszłość i nie liczysz ofiar.
widzisz jakie to nieszczęście posiadać hormony,
budzić się nazajutrz z wykończonym wczoraj?
tylko w swoim łóżku może to wykrzyczysz, że już wszystko
było, że na giełdzie passa i nie rodzą w niebie
semantycznych ludzi. tam się nie odchodzi,
tam gniazduje ptak, który obrósł w pióra
z zasad. nigdy nie odleci, bo któż by ich dotrzymał.
Przytoczna – czerwiec 2013
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
19 maja 2024
DystansMarcin Olszewski
18 maja 2024
Amatorzy antychrystówkb
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis
14 maja 2024
Z dymem pożaruMarek Gajowniczek