Florian Konrad | |
PROFILE About me Friends (1) Books (14) Poetry (511) Prose (226) Photography (279) Graphics (73) Video poems (5) Diary (9) |
Florian Konrad, 7 december 2012
na dobrą sprawę nigdy nie istniał
resztki znaleziono w piwnicy, przysypane węglem
spalone wszystkie kładki
był tylko czarno- białą wycinanką
kartką wydartą ze starego tomiszcza
serce z popiołu i kawy
kiedyś miał marzenie: należeć do 27 Club
przerósł
jakiś facet widział go w 2010
szedł zaprawiony łąką, śpiewał
trudno ustalić – co
ponoć Pater noster, falsetem
teraz tam, na dachu
z butelką ,,Krajowej” z Biedronki
obtańcowuje komin
włosy rozwiewa wiatr
bywa, że przesadzi (równowaga nie ta, co kiedyś
tak łatwo trzymać głowę niżej poziomu)
spada, mordziaką na dół
kartoflany Ikarek relegowany z mitologii
rozwiewa się, nim uderzy o ziemię
Florian Konrad, 3 february 2013
(...) tyle jest przecież prób śmierci na ciele nagiej kobiety,
pijanych, bożków lub spotkań tych, którzy umierają i ustępowali miejsca lepszym od siebie.
My już tylko boimy się umarłej samotności sprzed.
Donat Kirsch ,,Zadziwiający wdzięk"
to tutaj
pałac kryty słomą. sto lat temu wygnano ostatniego władcę
otwieram drzwi
dębowe biurko, szuflady ciężkie od pajęczyn
w powietrzu drobiny letargu. ogarnia nas senność
ciała toną w słodkim puchu. coraz dalej od świateł
trzy metry dalej zaczyna się ściemniać
przedawniamy się. dobre myśli ukryte pod siennikiem
na czarną godzinę. nie zdradź ich nikomu
nowy dzień
na posadzce pokruszone czaszki złych doradców
bawię się scyzorykiem
nasze inicjały przebite strzałą
Florian Konrad, 31 october 2012
dziwaczni ludzie: bliźnięta prawie syjamskie
ta sama ślina, podobny charakter pisma
on, ubrany na czarno. pali papierosy
sumiennie upija się w weekendy. w zasadzie nie lubi dzieci
ona w kremowej sukience. kolekcjonuje znicze
rzadko się uśmiecha. chodzi do kościoła
mur niedługo legnie w gruzach
perz pod pustymi oknami, przegniłe łóżka
przeterminowane lekarstwa
on jeździ rdzewiejącym Polonezem
nigdy nie miał telefonu ani zegarka
ona wierzy w anioły
raz w życiu spróbowała wódki. skrzywiła się z obrzydzeniem
kamienie o ostrych brzegach spalają się w atmosferze
na ziemię spada para i lepki piasek
młoda kobieta o zrudziałym uśmiechu
i stary mężczyzna, niemowa. od lat przyrośnięty do podłogi
dwa cienie odbijające się na ekranie czarno-białego Neptuna
pokruszony obraz, dziesiątki kamyczków
szczerozłote wiśnie w dłoniach starca
wieczna pełnia księżyca, obowiązek picia na umór
książki pokrywają się niebieskimi kwiatami
fala uderza o ściany. powstają zacieki
kości kobiety. siwe włosy w nieładzie
on odszedł, gdy było jeszcze ciemno
Florian Konrad, 20 october 2012
wyglądamy niewyjściowo
we włosach ognie świętego Elma
kieszenie pełne piachu
woda znów podrażniona czarnym, bryzga ciężka piana
szkielety biurokratów przestały lśnić
zlepione skrzydełka muszek, ptaki w mazi
niech ktoś rzuci zapałkę. dzień skończy się wcześniej
przykrywam się gałęziami. zaraz burza
dwóch piratów wygląda z butelek
Latający Holender zalany olejem rzepakowym
może kiedyś nasz przyrodni mężczyzna
zbuduje dom na roponośnej łące, zmizerniałe brzozy
lub kobieta do złudzenia przypominająca ciebie
znajdzie złoty hak w pogorzelisku
w przeciwnym razie- wszyscy- w parę
Florian Konrad, 28 december 2011
Awe Sejten lub True Norwegian Black Poseur
(…) jeśli rap
można nazwać muzyką, to z równym powodzeniem można by zacząć podawać gówno w
restauracjach jako delikates o wyrafinowanym smaku.
Tomasz Beksiński,, Solsbury Hill”
lipiec
szaleństwo pełne aksamitu, czerwonej wódki
pękające ściany, resztki tynku we włosach
strupy na podniebieniu
biorę tabletki spłycające oddech
od klątw, topielic, nagłego wytrzeźwienia
głęboko pod jęzor, coraz dalej od światła
morge'n roll
resztkami sił nachylam się
słucham zagubionych melodii, opowiadań demonofila
tam, po jasnej stronie wciąż mam imię i skórę
ciągle piszę bezładny, chaotyczny pamiętnik
każde słowo powtarzam sześćset sześćdziesiąt pięć
razy
(…a Bogu ogarek)
podobno znów jestem małym dzieckiem
błądzę po lesie, nadchodzi północ
z rozbitych szklanek wylewa się żółć
http://www.youtube.com/watch?v=SBwu83RR6ZU
http://www.youtube.com/watch?v=v5nEqFmM6Nc
Florian Konrad, 4 march 2012
to na pewno ona? zmieniła się. za bardzo
słyszę ją. szepcze o zapomnianym kraju
słowa bez granic
czuję, jak układają się w slasherpoem, mały, brudny tekst
napisała go wiele lat temu. chyba jeszcze w dzieciństwie
do dziś aktualny
kładę czaszkę na ziemi, z oczodołów mech
resztki gazet. nagłówki niegdyś krzyczące czerwoną farbą
dziś różowe. na kościach ślady sierpów. głębokie bruzdy
(oni to ból, oni to blaknięcie- mówiła)
mundur odbarwił się, cholera, tyle lat w wilgoci
medaliki sczerniały, tylko imię to samo
na czubku głowy mam zadrapania
od pospiesznie nałożonej korony. dała mi ją
przed śmiercią , nauczyła oddychać
gdy nikogo nie ma w pobliżu
Florian Konrad, 18 november 2011
unikam starych książek, ich bohaterowie
oblepiają mnie, łażą po ciele jak muchy
podobno to ma swoją nazwę
trwożnia, lub inne cholerstwo
próbowano mnie uzdrowić
i piłem z żelaza ciężkie płyny
gromnica w ustach, wszystko na nic
odbicie w szybie: ja, pokój i litery, nieskładne
zdania, martwa natura z nieudolnym poetą
diabelnie martwa
znów muszę iść po wino, opium lub cykutę
nad ranem śniła mi się matka
szedłem do niej po pas w błocie, a ona
z każdym moim krokiem była coraz dalej dalej
i dalej
Florian Konrad, 26 january 2013
strużka kawy na stole, roztrzaskany ekran
kruszacy się pokój, ja w epicentrum urojeń
czytam list wyjęty z butelki po tequili
pismo węzełkowe, pętle na nadgarstkach
sznury przecinają wilgotny papier
w zielonych oczach pływają łodzie
ktoś zarzucił sieci
drżą metalowe łuski ryb, ciężkie zbroje
bad trip, sępy krążą coraz niżej
ostrzegano mnie, że stąd się nie wraca bez uszczerbku
nie chciałem wierzyć
śnieg topnieje pod twoimi krokami
skrzypienie drzwi. jesteś
łodzie zatonęły, w muszlach słychać radiowy szum
głosy z oddali
mówisz, że urodził się syn
byłem zbyt daleko
nadałaś mu imię trzy dni po śmierci
Florian Konrad, 24 february 2013
,,Pożerać będą swe ciało, wyrywać sobie włosy, drapać twarz, a może nawet w napadzie szalonej wściekłości
włożą palce do ócz, by je wyłupić i uwolnić się od widoku Boga, który ich karze ze śmiechem."
O. Paweł Segneri SI, Kazania wielkopostne
wczesne lata dziewięćdziesiąte
w leśnym gąszczu odkryłem cmentarzysko
na które zwożono padłe zwierzęta
skorupy porośnięte paprociami, ślepe tunele
przyniosłem końską czaszkę
szkolnymi plakatówkami- na czarno
kolejnego dnia- drugą. przyozdobiłem pokój
aż kazali je wyrzucić
odniosłem. pewnie jeszcze tam leżą
minął szmat czasu
na starówce przeklęła mnie żebrząca cyganka
nie miałem ani grosza
zaczynam wierzyć w przesądy
woda w klepsydrze, cienka strużka na nieodpuszczenie grzechów
strzykawka z zakażeniem, pędzelek
przez mięśnie, ciężki pęd. to szybko postępuje
psuję się od głowy
pomaluj
http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=MdnADi9e9Lw
http://www.youtube.com/watch?v=OwYnx_E8exA&list=ALHTd1VmZQRNp-zG1NTJF-51nVT6q8us8Z
http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=dTADU0iMnF4&NR=1
Florian Konrad, 21 december 2012
wykład z szaleństwa
siwobrody mężczyzna w połatanym garniturze
rozmawia ze zwidami
przekleństwa wyżłobione na podłodze
dysputa powoduje zamieć, paraliż miasta
porzucone samochody z kwiatami na szybach
stoją w poprzek dróg
pękają stropy zapomnianych domów
bezludność, aż w gardle zasycha
zgorzkniały gapię się na ślepą ścianę
świece powoli dogasają
on mówi, ciągle mówi w swoim narzeczu
macha rękami by odpędzić złe
jeszcze chwila, błysk. by razem z nim, pod ziemię
by pić rosę z ciemnych źródeł
kraść kwiatom listeczki
palić je, poznawać nieodgadnione
by, budząc się tracić odurzone sny
nawlekać koraliki na nić z błękitu
ostatnie, to już ostatnie
Florian Konrad, 24 april 2013
dama pik przed lustrem. flakoniki, zimny strumień perfum
z twarzy podobna do śmierci
wolno patrzeć w jej oczy. zielone lub złote, zależy od kąta padania
światła. siedemdziesiąt dwie gwiazdki, pyzate czerwie
podchodzę blisko bariery. próba bluźnierstwa
odgryza mi język. wstrzemięźliwość
możemy się złączyć dopiero po pierwszym wspólnym oddechu
erupcja wzywa do modlitwy, w strzępach pasteli święty tłuszcz
kartki na wietrze, porwane starodruki
dama trefl przed lustrem. marność,
złudzenie optyczne w topiących się szybach
trigger fetish, nawracanie strachem- ból ma zawsze rację
padam na twarz, liczę płonące sztandary
palec przyrośnięty do zawleczki
Florian Konrad, 17 february 2013
(...) Then I got to thinking that maybe something had happened something more than that they couldn't talk about.
Something that they were too stupid to understand and something they were too quiet of to be knowing of that it was bad.
And they just carried on their everyday life unthinking of anything different. What's happening? (...)
Roky Erickson ,, I know the hole in baby's head."
wiatr przywiał południową zarazę. zamknęli granice
pękały gardła najciężej chorych
udało mi się zbiec pod osłoną nocy
myśli krążą wokół tamtej dziewczyny. najwyżej szesnaście lat
rozdarta sukienka. puchnące ciało. ptaki zaczęły się zlatywać
szkielet wtopi się w piasek, mieszkanie poświęcą na nowo
modlitwy świetnie zmazują brud
w miejscu zbiorowych mogił za kilka lat wyrośnie hipermarket
wyobrażam sobie, że nie jestem szczurem. zostałem
biorę ją w ramiona. i budzi się z zimnego snu, całkiem zdrowa
ucieka
toczy mnie obrzydzenie przypadkowo udało mi się odkryć inny wymiar
relikty minionej epoki, niespełnione proroctwa szalonych kapłanek
zobaczyłem, co jest za ciężką kotarą
do dziś nie potrafię się otrzasnąć
wszystko na marne
http://www.youtube.com/watch?v=41qMZ3U21UQ&feature=endscreen&NR=1
Florian Konrad, 1 january 2013
przyszli nad ranem w maskach klaunów
zrzucili tęczę. na to miejsce- reklama taniej wędliny
kolory w śmieciach
jutro zamażą szyby błotem
(ochrona przed spalinami i promieniowaniem UV)
pakuję się. pięćsetletnia depresja
papieros w wyjałowionej gębie
przedwczoraj ściąłem ostatnie drzewo
od dawna rodziło słone owoce
kapiszony i śrut upchany po kieszeniach
do walizki-kaszanka, serdak
sztuczny garb, proteza lewego płuca
myśli na opał. porwać stare zdjęcia
zostawić dom, niech zalęgną się
pijacy i dzikie zwierzęta, oswojone kleszcze
przegryźć szwy. lekko zapiecze
(doskonała metoda pozbywania się pamiątek)
przed siebie. krok w dół
zrównać z ziemią
Florian Konrad, 5 january 2013
kłęby dymu. szlugi, jeden po drugim
drapię się nożem po brodzie
twoja woń, wyczuwalna z daleka
szemrzący puls, diamentowy strumyczek
w głębi materiału
pęknięcie. tu, w ślepej uliczce
ostatni i pierwszy oddech
stłukłem niebieskie szybki, na których namalowałaś
moją wykrzywioną twarz, grymas obrzydzenia
(portrecistka od siedmiu boleści!)
powódź. zatapiam się w mazi. po szyję
kaskady błota przez okna i drzwi. duszno
pacierz w zwolnionym tempie
trzeba ukryć się, znaleźć sterylny bunkier
i w kimę. na rok, dwa, milenium
wziąć na przeczekanie
ocknąć się, gdy znów będzie ciemno
wtedy- zmiana planów. przekroczć widnokrąg
posługując się sfałszowanym paszportem
i już będzie można swobodnie- w kosmos
albo na ryby
Florian Konrad, 31 may 2012
dwoje się wylęgło. z niej, jak z mokrej skorupy
po południu. trawa cała we krwi. mięso i liście
pochodzące z jednej czerni. z jednej bieli
(reszta to tylko brud, nudna szarość przyklejona do podeszwy)
pozowali do zdjęć. wywoływałem je w wapnie i cemencie
moczyłem w żółtkach, w szkarlatynie
potem z obrzydzeniem wrzucałem do ognia. zdrowieli od tego
szli za miasto, a wraz z nimi chmury
zaklinali duchy przodków. burzyli groby. ale to nie przychodziło
nie chciało się spełnić. bóstewka zaczęły blaknąć
wracali więc znużeni, pełni nowych chorób
następna poza. i trach. przesłoną
kijem przez kark. w końcu to tylko ślepy miot
jeden z wielu, które zostaną tu, pod drzewem, na zawsze
Florian Konrad, 1 september 2012
Bierze też czart częstokroć postać, i owszem samo materialne corpus konia, psa, a czemu nie ma brać ludzkich trupów? Dla jednego cieleśnie żyjącego sprowadził diabeł osobę urodziwą; aliści post actum pokazał się ścirw bydlęcy w łóżku, jako pisze Gvillielmus Parisiensis
Benedykt Chmielowski,,Nowe Ateny”
kiedyś w pijackiej złości podarłem rękopis
zbiór legend o pękatych cielcach
i równie spasionych boginiach
czarne, pochyłe robaczki, pismo starego człowieka
strzępy kartek lśniły jak skórki dojrzałego słońca
które obrał ktoś cholernie głodny
po czym zjadł w pośpiechu, bez popijania
promienie ciekły mu po brodzie
później- wyrzuty sumienia
zamknąłem się w pokoju, zasłoniłem okna
sklejałem strona po stronie
iskry uciekały za okładki
ocknąłem się z potężnym kacem
na szybach zimne kwiaty i paprocie
rozlepiając żółte oczy z przerażeniem stwierdziłem
że rękopis ewoluuje
treść rośnie, żyje własnym życiem
to jakaś dzika i nienasycona opowieść
wspak, pismem lustrzanym, na dodatek w obcym języku
jutro zakopię ją za domem
wyrosną seledynowe kwiaty o mdłym zapachu
zrobię bukiet, pstryknę zapalniczką
w narkotycznym śnie zobaczę
matuzalema schylonego nad kartkami
porwę na jego oczach
Florian Konrad, 12 december 2012
ciała są niespokojnym morzem
źródłem zaś błoto, biel z jego czerni
dawno skrzepłe kolory
on stworzył morze i błoto
od pokoleń w lepkiej kryjówce
udawanie jego pulsu, życie na wygasłym wulkanie
poza nim świat jest mały
ciasna klitka, ściany okrywające miąższ
śliskie powierzchnie szyb nie potrafią ogrzać
on stworzył słodką woń i niewypowiedziany nakaz
powrotu do schnących rzek
gdzie zaczęło się życie
są w nas jego utracone zmysły
we wzroku, oddechu, tam, gdzie rodziła się myśl
nastaje nowe, sztorm kwitnący z kamiennego spokoju
fale z impetem, o bielejące brzegi
Florian Konrad, 5 december 2011
gdy wszystko zacznie stygnąć, jednej z tych małych
nocy, które ciągną się od czerwca po październik
zahaczają o starość, albo (paranoja!)
przełażą na dzieci
wyjdę z domu, nieuroczego schroniska
dla szklanych lalek, papierowych wiedźm
(koniecznie trzasnąć drzwiami by korniki
zakrztusiły się próchnem)
konwulsyjnie przed siebie. jeszcze dalej
po drzazgach, po kamieniach
obijając się o szkielety chałup
wyprute mury marki wartburg czy IFA
spotkam ją nad brzegiem
tuszu, przesłodzonej kawy, sangrii
będzie mieć czarne włosy, bliznę na brzuchu
wręcz krater
i wejdę głęboko, aż po miąższ
poczuję metal, po grzbiecie popłyną iskry
(pożar na złomowisku potrwa do
Bożego Narodzenia, albo i dalej)
wrócę, będziesz czekać przed komputerem
od niechcenia zapytasz jaka jest
czy naprawdę tak boli. czy odrastają więzy
nie będę umiał odpowiedzieć
prościej wrzucić płonącą szmatę przez komin
do baku
Florian Konrad, 26 february 2012
In secret hate we drown,
bajka obłąkana
rano czytałem ci nowy tekst. cicho, by nie zbudzić
nasza ziemia kryła wiele tajemnic, bóstewka dawno wymarłej kultury
posążki obmywane podziemnym deszczem
bławatki usychały, denaturat występował z brzegów
wydawało mi się, że stoję po kolana w chwastach
obgryzam paznokcie
twój głos przedzierał się przez iskry.
leśne ogniska. w jednym z nich rodziło się dziecko
kaleka
nie było nikogo, kto mógłby mu nadać imię
miało zbyt czarne oczy, gęste serce
(do dziś czuję jak bije. na umór)
rosło w nas to nieme uczucie. gorycz
jadłem miąższ gorących owoców. zapijałem wódką
pod wieczór ucichło
podobno łuna zgaśnie za kilka lat
ludzie zdążą zapomnieć
Florian Konrad, 2 april 2013
kuszenie: puchar słodyczy, wianuszek cierni okala słońce
ewangelia pisana przez dwoje dzieciaków
nieuleczalna piosenka o spiżowych zwrotkach
w refrenie czyha słowo ,,śmierć", groźba ocknięcia się
pojutrze skończy się lato, z nim ta powiastka
zlodowacenie. my, szkielety w sztucznym ogrodzie
pokuta: jestem pątnikiem. na wzgórze, na kolanach. we włosiennicy.
padam na gębę. smród kadzidła
a kiedyś byłem jadowity. zostawiałem na tobie lepkie ślady
krew splamiła niepoświęcony obrazek
później język zrósł się. łuski - tylko na oczach
rozgrzeszanie: wyrywamy pióra pyzatym puttom
kocha, nie kocha, nie kocha
płatek stokrotki przebija bok
chłepczesz
Florian Konrad, 14 january 2013
jeszcze kilka lat temu potrafiłem udawać mężczyznę
wędrowałem po wyimaginowanych dróżkach
napotkanym kloszardom rozdawałem pięciozłotówki
i butelki z fioletową wódką
z czasem przyrosłem do ciebie. lina w pępku
nieznane dotąd bezpieczeństwo
lęgły się w nas toksyny
(przepis na nieopętanie: szczypta magii, dwie garści soli
zmieszane z jadem grzechotnika
potem razem z prądem, do wnętrza)
chwile, jak ziarna wpadały w ziemię
wyrastały pokrzywy
kładę się na wznak, by przeczekać resztę życia
patrząc jak świat kurczy się
ucieka w ciemny kąt
boję się z tobą rozmawiać
2012- 2013
Florian Konrad, 28 september 2012
polarna noc. łażę od domu do domu
pięściami w drzwi. milczenie. wiem, że są tam
niedługo zaczną się roić
syn cara o perłowej twarzy spadł z cokołu, skręcił kark
maki wyrosły z ust (po dwa na każdą kroplę jadu)
postawili mrowie pomników. jeden brzydszy od drugiego
zgrzyt. usiłują mnie zamknąć na dobre
zgubiły się spiżowe klucze
sen, coraz cięższy
źli wystrzelili rakiety. wiwat! -szepczą
iskry odbijają się od pancernych szyb
niewzruszone bloki
zanim się przejaśni mężczyzna w połatanym garniturze
zmiecie radioaktywne okruchy z chodnika
przepiłuję kraty- i przed siebie!
łodygi maków złamią się pod ciężarem śniegu
Florian Konrad, 19 december 2011
na strychu pod stertą pokruszonych płyt
w zniszczonej kaburze przechowuję zabawkę
pamiątkę po ojcu
jest niemal całkiem tępa
ma zardzewiały bębenek, wybite szkła
głowę wilka wyrytą na miedzianej rękojeści
blaszany listek z wahadłem w środku
żarówka świeci po około kwadransie od włączenia
dźwięk-ledwie słyszalny
jednak zostaje w pamięci na długo
mając cztery lata bawiłem się w wojnę
zabijałem motyle i psy
celowałem do nauczycielek, kwiatów, szyb
tworzyły się lepkie plamy, aż na wylot
najdłuższym ostrzem ukłułem się w oko
od dziś drży w nim śnieg
wtedy zrozumiałem, że zabawka jest groźna
należy trzymać przez szmatkę
na dwuaste urodzony podaruję najstarszemu synowi
wprawi w ruch najlepiej, jak będzie umiał
i umrze zanim zajdzie słońce
głuptas
Florian Konrad, 17 september 2011
Sangria tremens
niedokończony budynek
zamiast fundamentów- alkohol
podszyty mną, resztkami tkanek i chwastów
elektrofagia, za wcześnie na światło
nadużycie substancji wierszopędnej
z miski wyrasta oset, jak nałóg, nienazwane zboczenie
kaleczy usta, nie daje zasnąć
piję słodkawy lizol nucąc pod nosem deliriady
(agrafka lub tusz, do gardła, do wnętrza choroby)
z hukiem
pęka kolejna lepka noc
która uczy mnie przekleństw i drżenia
która uczy wołania o pomoc
błąkam się po pustyni
w zielonym piekle, półprzezroczystym szkle
oczy ciągle otwarte
(to tylko sen, honey, tak naprawdę jesteś u siebie
demolujesz dom i krzyczysz w chłonną, wilgotną czerń
przez wybitą szybę)
Florian Konrad, 18 december 2011
Blackened opium, albo zakopywanie nieba
lód. drzewa, chmury, psy oszalałe z głodu
wiatr od miasta niesie zapach
potu i zjełczałego smalcu, szarą bryzę
synonimy: parch. kobieta. krew. wilgoć. nadzieja
z tego może być dobra historyjka na dobranoc
blednąca kołysanka, gdy zaczniemy obrastać mchem
a w oczach zalęgną się tulipany
ale jeszcze nie zasypiaj
tłuste czerwia w popielniku. miski. kości. żebra
kłęby lukrowanego kurzu na ulicach. chude konie.
z tego będzie życiorys
nasz gatunek powoli wymiera
siedzimy na gruzowisku śmiejąc się jak idioci
podobno na złotym sznurku
powiesiła się kolejna brzydka królowa
Florian Konrad, 22 february 2012
miasto niczym zamknięty pokój. moja wilgotna kryjówka
na klucz, bo, nie daj boże obudzę się zbyt wcześnie
serce przecieka przy co piątym uderzeniu
wszyscy goście dawno wyszli. wybroczyny na ścianach
w kieszeni konfetti. porwany bilet w jedną stronę
już nawet nie pamiętam, po jaką cholerę chciałem tam jechać
zawracam z drogi. na kolanach po oszronionym dachu
wpadam na dobre w szkło, zapałki i dym
coraz ciemniej, wiatr zdmuchnął żarówki
dzień- preparat jednodawkowy, wiatyk dla początkujących
toast z zegarem. chwilę później ze wskazówek
złuszcza się farba. ostatni pociąg spóźnił się o ponad dobę
rtęć jest zbędna w termometrach
o tej porze roku wystarczą mgła i spirytus
zresztą, mało kto ma odwagę mnie teraz odwiedzić
wieczorem zmęczony, przed lustrem
rzucam się sobie do gardła
w radiu charczy jakiś stary szlagier
Florian Konrad, 17 september 2012
odkąd pamiętam była słodka, wręcz mdła
przynęta na usta i język, zimną ślinę, nieznajomy oddech
długie lata drzemała pod ziemią, otulona płótnem
wszy i powolne schnięcie, coraz mniej człowieka
na powierzchni papierowe samoloty wbijały się w zamkowe wieże
każdego dnia upadało jedno państwo, zakładano tysiąc nowych
szaleńcy ginęli broniąc butelek z czarnym płynem
na strzechach kwitł czerwiec, płomienie ogarniały drzewa
rodziły się dzieci, bez rąk i oczu
od dawna nie słyszano dźwięku dzwonka
gorzkie łuny nad miastami. jej ciało na wiór
kiedyś przepowiedziała przyszłość
niepokój wyryty gwoździem na glinianej tabliczce
mogiły bez krzyży, diamenty pokryte mchem
skorupa zaczęła pękać, zza chmur wyjrzały pozłacane listki
nadeszła zima
ogniska, by się ogrzać. długo płonęła
nie pozostał nawet popiół
nieliczni do dziś pamiętają dym. gęsty, pachnący malinami
Florian Konrad, 24 july 2012
wypal mi lewe oko. potem nożem, przez całe czoło
(w nocy pozszywasz, abym jakoś wyglądał)
płatki śniegu roztapiając się, uśmierzą ból
zostanie wielka blizna. ozdobię bursztynem
i niech pełznie w cholerę ten zaschnięty wąż
pełen strupów
gdzieś, w wiecznie gorącej krainie
urodzi się dziecko, z ryja podobne do mnie
sekundę później zdechnie. ot tak, bez powodu
zapłaczą po nim staruszki i ikony, gipsowe bożki
później, na dachu starej kamienicy
objawienie z rdzy, mesjaszyk
zbiorą się ludzie z aparatami i śpiewem
a ja, oszpecony, minę tłum najciszej, jak się da
wrócę na palcach do tamtego gorącego miejsca
przez resztę życia gapić się w lustro
Florian Konrad, 23 may 2012
sypka dróżka. z niebieskiego pieprzu i soli albo kokainy
i twój balsam. przepływający lekko, przez pory. wraz ze śliną
a później mocniej, do żywego, aż stracę oddech
to nasze dwa żelazne żywioły, złotawe łańcuchy oplatające gardła
dwie nie zaludnione ziemie. dzikie wysypiska, na które
pijacy wyrzucają pióra i zardzewiałe sprężyny
z niedopalonych wersalek. krainy bez kamieni i książek
przynosisz nowy litr. w zębach
wylewa się na nastroszoną trawę. z sykiem
schylamy karki, by chłeptać
podobno dla tych na dole jesteśmy już spaleni, półmartwi
ci na górze patrzą z większą pobłażliwością
czasem jeden złapie zabłąkaną kroplę
i cieszy się niebo. obok nas pada deszcz
nie dosięga
skuleni czekamy na pioruny
domyślając się, że one nigdy nie nadejdą
Florian Konrad, 2 november 2011
w styczniu coś we mnie zdechło
skurczysyństwo bazgrzące żelowym długopisem
po ekranie po białych płachtach
embrion. grafotwór zza okna
w kościach powstają zalążki nowych wierszy
wszystkie hetero
łączą się w pary reprodukują
strofy żytnie, bez nakrętek (by lepiej się czytało)
metafory karpackie supermocne
rymy- cavaliery, pezeja igristaja
bąbelki najtańszego szampana- przerzutnie
części nie umiem zapisać
(siakieś to dziwaczne i potem głowa boli)
nejlepsze odlatują przed świtem
(sztuka to nic innego jak wyziewy)
ostatniio nie tworzę, nie spotykam
na dobre zgubiłem się w czerniejącym lesie
chłopina z głupim tatuażem na ramieniu
zbiera borówki
w szałasie z patyków leży pióro. nie parker
trzeba napełnić
i po omacku, sokiem. postawić kropkę
na zaschnietym liściu. na dnie
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
M1absynt
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga