smokjerzy | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (18) Poezja (378) Proza (17) Fotografia (127) Pocztówka poetycka (3) Dziennik (84) |
smokjerzy, 9 stycznia 2020
aż trudno
udźwignąć powieki
tak gęsta ta szarość
z sufitu leje się żal kąty i ściany
szepczą w obcych językach
więc tylko skargę okna
potrafię zrozumieć
krople liter na szybie łączą się
w skazujący wyrok dla słów
nie czytać
spać
smokjerzy, 8 stycznia 2020
przybijany do życia
kolejnym oddechem
wydalam z siebie
nie do końca
strawione sekundy
smokjerzy, 7 stycznia 2020
ktoś
kogo nie ma
wyjdzie z domu
i choć po wielokroć usłyszy
dobry wieczór dzień dobry jak się masz
to jednak nikogo nie spotka
gdy wróci
przekona się
że również domu nigdy nie było
co przecież stoi
realniejszy niż wszelka tożsamość
a gdy
być może
zrozumie próżnię w lustrze
podrzuconą przez geny
znów będzie mógł sobie spokojnie
nie istnieć
smokjerzy, 2 stycznia 2020
powiesił się
na wymyślonej gałęzi
i dynda sobie mentalnie
podziwiając widoki
które łaszą się do jego roztańczonych stóp
w gardło wgryzają się słowa
zbiegłe ze słownika wyrazów niepokornych
miłość ojczyzna tęsknota herbata ból
i nagle ziemniak
nagi jak święty turecki
a przecież to te w mundurkach
i wyłącznie te z masłem
określają wyznawaną przez niego religię
ktoś bawi się światłem
jest zbyt jaskrawo
wisząc już tylko na włosku wie
że gdy spadnie
kropki będą mieć twarze
własne zdanie na każdy temat
przecinki rozmach być może sens
donośny głos wykrzykniki
a terapeutę natrętne pytania
odpowiedzi
jak zwykle bez zmian
i bez znaczenia
smokjerzy, 13 grudnia 2019
na trawie leży mróz
umarł z zimna
po trupie biegają iskierki
grudniowego słońca
kot lucek ma to gdzieś
jego sny kłębią się
po właściwej stronie szyby
smokjerzy, 10 grudnia 2019
samotna skarpetka
po przejściach
szuka życiowej partnerki
na wspólne spacery
i długie rozmowy w szufladzie
pełnej wierszy
smokjerzy, 7 grudnia 2019
dzisiaj jestem słoniem moja trąba
niebotycznych rozmiarów wąż dotyka
chmury o kształcie nie do opisania
ale kiedyś się tego podejmę choć bez
entuzjazmu dzisiaj jestem słoniem
samotnym jak słoń bez innych słoni
albo jak dłoń bez drugiej dłoni to dla
wielbicieli swobodnego rymowania
idę przez pustynię ale równie dobrze
może to być kartka papieru wyrwana
z zeszytu który kupiłem w roku już
nie pamiętam którym ale pamiętam
że jedynym słowem zapisanym
w na tej kartce było słowo słoń i właśnie
dzisiaj słowo ciałem się stało z wielką
trąbą wzniesioną jak miecz aczkolwiek
zbyt tępy by komuś mogła stać się krzywda
więc czuję ulgę tak samo nie do opisania
jak wyżej (nie)opisana chmura która już
już prawie wymknęła się z nieszczelnej
wyobraźni na szczęście w ostatniej chwili
złapałem ją za ogon a ma ich pięć a nawet
siedem jeśli brać pod uwagę niewidoczną
stronę w tym miejscu skończę ponieważ
znudziło mi się być słoniem kto wytrwał
do końca nie uszkodził czoła i nie
zasnął ten dziwak jeszcze dziwniejszy
niż chmura słoń ta kartka papieru i wszystko
co się jeszcze może na niej wydarzyć
ale się nie wydarzy bo żeby było do rymu
mam dość tej podróży i tego dymu uff albo
jak mawiał jeden z moich przyjaciół kotów
nie wszystko da się wyrazić ruchem ogona
jednak prawie wszystko to już na pewno tak
a co dopiero trąbą która połyka chmury
smokjerzy, 6 grudnia 2019
przysiądzie
oczywiście na parapecie
vis-à-vis ściany
i mnie
zaczeka
aż w gorącej kawie
czubkiem języka poszukam progu
tolerancji bólu
wtedy odleci
na ptaku
który
wyskoczy z ust
smokjerzy, 4 grudnia 2019
ze światła
wypłukany dzień
ucichły okoliczne lustra
cisza wierci dziury w wyobraźni
na łowy rusza wymyślony kot
cały z czarnych słów
smokjerzy, 28 listopada 2019
za oknem
czubek i gawron
rozchwiani
jakby napili się wiatru
tuż obok mnie
kondukt uschniętych butelek
w drodze znikąd
donikąd
smokjerzy, 21 listopada 2019
rozpada się na sześć liter
i tak rozsypane
zakłóca spokój kartki
w nadziei że odnajdzie je
i z powrotem poskłada
jakiś równie zbłąkany poeta
ale poeci są zawsze zajęci
piszą wiersze
smokjerzy, 19 listopada 2019
rozejrzyj się
głos dochodził
znikąd
zamknąłem oczy
i zobaczyłem
że niczego tu nie ma
prócz tego
co chciałoby być
a nie może
więc krzyczy
smokjerzy, 18 listopada 2019
ten uśmiech
przyczajony
do skoku gotowy
nigdzie
już nie odleci
smokjerzy, 12 listopada 2019
Siedzą naprzeciwko siebie - on, już prawie pusty,
i on, zmaterializowany strach. Sprośny jęzor światła
deformuje twarze. Meandrują stróżki cieni. Ale
to nieobecność jest prawdziwa. Wchodzi przez otwarte rany.
Krzyczy. Milknie. Rośnie nic. Wyskakuję z tego snu.
O spójność walczą strzępy dnia. Obok stóp dwie gwiazdy
głoszą miłość, której nie rozumiem. Odnajduję blizny
w miejscu rozstań. Tam się ich wyrzekłem. Sączy się
niechciana pamięć. W lustrze klucz. Użyć go, to umrzeć
z bólu. Przedtem zjem śniadanie. I napiszę list. Do psa,
do blizn, do nieobecności. Strach był wymyślony. Chyba.
smokjerzy, 8 listopada 2019
marchewka jak hinduski swami
uwikłany w wypłowiałe mantry
nóż się ślini również w garnku rewo
lucja no więc nie napiszę dzisiaj wiersza
zrobię zupę potem kopnę piątek w du
szę będzie miło sympatycznie
i do rymu trochę dymu na sobotę
zapowiada się cudowny dzień o smaku
wędzonego trupa albo prousta
prosto z odgrzewanej półki
smokjerzy, 6 listopada 2019
szósta rano
miałem czytać
ale kot położył się na książce
i zasypia
mruczą
ugniatane wiersze
smokjerzy, 4 listopada 2019
ta spóźniona mucha
po suchej stronie kropli deszczu
ten błotnisty skrawek nieba
szarpany przez świerkowe palce
ten człowiek który drapie się
po moich bliznach
tak mogłaby wyglądać samotność
na pamięciowym portrecie
sporządzonym przez lustro
jednak lustra odleciały
wszystkie
smokjerzy, 30 października 2019
zgasło światło
w wierszu
przyczajone słowo kot
szykuje się do skoku w ciemność
drżą nerwowo
elektryczne wąsy
smokjerzy, 29 października 2019
nic
specjalnego
szarość
o smaku kurzu
z nieszczelnej klepsydry
kilka blizn
w kalendarzu
uśmiech
rozpięty na krzyżu
to wszystko
smokjerzy, 25 października 2019
Otworzyłem oczy. Pies z apetytem
spogląda na drzwi. Sufit i ściany w dalszym ciągu
tu są. Coś dziwnego dzieje się z podłogą. Jest
zbyt blisko. Tego człowieka, który usiłuje wstać.
Tego upadku, który musiał nastąpić. Jak każdy
uparty ciąg dalszy. Zamknąłem oczy. W zasadzie
nic się nie zmienia. Zmienia się wszystko. Słowa
na tej podłodze nie czują się bezpiecznie. Zbyt
blisko apetytu. Daleko od drzwi. Za nimi głosy
ciężkie od znaczeń łączą się w obietnicę. Biegnijcie
słowa. To pies pomoże mi wstać. Dogonię. Ułożę
wiersz. Odkurzę twarz. Zabliźnią się sny. Ponownie
zgłupieje czas. O ile to w ogóle możliwe. Tak. Nie.
smokjerzy, 22 października 2019
nieruchoma jak on
gdy próbował okłamać ból
teraz rozsypuje się na tysiąc
mięsożernych sekund
ktoś podpalił świt
wrzeszcząc płoną liście
okno widzi wszystko
w obrębie zaognionych ran
po ważniejszej stronie szyby
wątły oddech wymarzył sobie
papierowe skrzydła
i myśląc że leci
spada
smokjerzy, 15 października 2019
dupa
to słowo
jako jedyne
przetrwało na pustyni języka
i ledwie żywe
upomina się właśnie
o prawo wstępu do wiersza
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
17 maja 2024
1705wiesiek
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
1505wiesiek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis
14 maja 2024
Z dymem pożaruMarek Gajowniczek
13 maja 2024
PozostałośćArsis