gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 20 february 2012
Złap za nić chęci i przekuj w działanie
Cóż to za dom, gdy w korytarzu same
domorosłe buty,
które z dnia na dzień jedynie
miejscami się zamieniają?
Więc człowiek dostał dziecko - wyszło
ze ściany,
bo tylko takie nieduże istotki mogą
przechodzić mur.
W cieniutkiej kurtce, ale mrozi u nas.
Trzeba kupić rzeczy: ciepłą odzież,
botki, małe, słodkie laczki.
Trzymać za rączkę, żeby się nie zgubiło.
A ja puściłam? Później szukałam jej
po ulicach, sklepach, na bazarze.
Moja rozpacz nie miała granic
w piersi -
ciężka, jak chmura.
Wtedy trzeba wrócić, otworzyć
szafę i w ciemno powiedzieć:
no, wyjdź już!
I dacie wiarę? jest!
Ta moja dziewczynka była ukryta
za płaszczami.
Gdyby można się nie obudzić.
.
gabrysia cabaj, 17 february 2012
Nic się nie stało, doprawdy -
mamy swoje lata, a jeszcze stale się uczymy.
Para wariatów jak dwa wiatry,
które znalazły czas,
żeby razem zwiewać przed siebie.
Ja teraz muszę pościelić zaspy,
płatki śniegu zmienić w motyle,
strącić z drzew kilka martwych
ptaków,
zatrzeć ślady płowej zwierzyny,
by jej myśliwi nie dopadli.
A wiosną?
Pąki seledynem musnąć, zdmuchnąć
jaskrawe płomyki mleczy,
w powietrze unieść, obtrącić
kwiaty ałyczy, jak ślubny welon w oczepiny.
Latem, dalibóg, przemebluję wydmy,
morze pozamiatam,
skórę rzeki będę głaskać cierpliwie,
jeziorom wyprasuję na wieczór chusty
z muślinu.
Pod jesień tyle roboty z deszczami i liśćmi;
więc leć już, leć...
Po prostu - spadaj, mój miły!
.
gabrysia cabaj, 13 february 2012
Bez powodu pogładzić po włosach.
Tę jedyną dłoń wziąć w swoje
ręce i przytulić do policzka.
Potem stanąć przy oknie
i słyszeć noc - za sobą widząc jego
odbicie.
Akt z wilgą
Bez powodu pogładzić po włosach.
Tę jedyną dłoń wziąć w ręce
i przytulić do policzka.
Potem stanąć przy oknie
i słyszeć noc - za sobą widząc
odbicie.
.
gabrysia cabaj, 11 february 2012
mróz na gardle
nagle z nieba
spada
prosto w stado kur
jak pocisk
w tłum
wrzask
paniczny trzepot
uciekać uciekać
kilka rdzawych piór
na śniegu
szarobrązowy
niewypał
.
gabrysia cabaj, 7 february 2012
Mróz?
Co tam mrozy!
Herbatka z cytryną,
imbirem i miodem,
najlepiej lipowym -
lekko, z lotu pszczoły.
Srebrzyste motyle
posłane przez słońce,
a w ogrodzie trznadle:
ci ci ci ci ciii...
wiecie, państwo? trznadle -
te z V Symfonii;
i pod dziką jabłonią
kwiczoły.
.
gabrysia cabaj, 5 february 2012
Może to czynny wulkan -
jezioro lawowe, gdzie magma
z wierzchu zastyga, ale żar
gotuje się, lawa pyrli, miesza
czerwone i czarne w tyglu krateru.
Ciałem dochodzimy do brzegu.
gabrysia cabaj, 2 february 2012
pamięci Wisławy Szymborskiej
Mogłabym trzciną być -
z rzeką co dzień gadać.
Mieć swoją wiosnę i lato,
motylki, żuczki i ważki,
znajomą rodzinę trzciniaków.
Jesienią bywałabym zamyślona.
A wiatr?
Jak to wiatr - czesałby moje włosy.
A mgły nad ranem?
We mgle bym cicho stała.
A jeśli szadź?
Nie wiem, rzeko - musiałabyś wystąpić
z brzegów,
lustro podać -
wtedy schyliłabym się lekko,
by widzieć,
jak mi z nią do twarzy.
.
gabrysia cabaj, 1 february 2012
Wrzącymi palcami, językiem -
szorstko,
jakbyś długo nie miał nic w ustach.
Chcę rozpłynąć się, dźwięcząc,
uniesiona westchnieniem wirować.
Śpiewaj mnie, kołysz, poplątaj -
tak lubię
ciebie słuchać:
w rozgałęzieniu nocy i dnia,
w miękkiej dolinie mgły
i gdy lecimy do góry,
a potem zasiej maczkiem,
póki leciutko nie opadnie
światło,
którym za nas oddycham.
.
gabrysia cabaj, 30 january 2012
Jeszcze rano wołałam go, żeby przyszedł się najeść.
Później gdzieś łaził - nikt nie widział, jak do tego doszło?
Pewnie potknął się, pośliznął - wprost pod samochód.
Leżał na drodze zwinięty i jakby mówił: kurwa, niech nikt
nawet się nie zbliża!
Wezwaliśmy pomoc, ale doktor kilka godzin nie mógł
odpalić silnika, więc rannego przykryliśmy płaszczem.
Teraz patrzę przez okno, jak zdejmują z niego okrycie.
Lekarz napełnia strzykawkę, nachyla się, wbija igłę -
w serce.
Chyba Rex, to był duch bezdomny, który wybrał sobie
pieskie życie.
.
gabrysia cabaj, 27 january 2012
Leszkowi Lisieckiemu
teraz mam z tobą dwa światy
kiedy tak lecisz przed siebie
albo ulicą przemykasz
i gdy wstrzymujesz oddech
by czasem mgły nie potrącić
dzikich gęsi w drodze nie rozsypać
choć wkładasz mnie do kieszeni
ponieważ nie chodzę zbyt szybko
ja tobie chcę czapkę poprawiać
ognia bez lęku podać
z nadrzecznej szadzi wykuć
na badylku żywego słowiczka
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek