Pi. | |
PROFILE About me Friends (26) Poetry (472) Prose (19) Photography (1) Graphics (1) Diary (3) |
Pi., 20 january 2018
dokładnie o dziewiętnastej dwadzieścia sześć odszedł
prąd. po raz pierwszy i na krótko. niektórzy z nas nawet
nie doświadczyli zmiany. znikąd to. fałdka w próżni pełna
natychmiastowego mroku. ciemność jeszcze nie zdążyła
nasiąknąć nadzieją na ponowne oświecenie. jeszcze
trwała w oniemiałym wstrzymaniu czasu. tylko wierzyć,
że no przecież to nie zdarza się nam, że to inny był
plan. inny błysk, inny moment, gdy pierdyliard hekatomb
mógłby spustoszyć pewien mały swojski wszechświat.
gdyby tylko chciał. wszystko byłoby kaput! a i tak pewnie
poczulibyśmy ledwie powiew. co nam taki wiatr zmian,
jeśli nie mamy wyobraźni, która wytworzy lepszy strach?
o dziewiętnastej dwadzieścia sześć zmartwychwstał
nie tylko prąd. byliśmy już bogatsi o brakujące kilowaty
doświadczenia i rozwiane wątpliwości. bezcenne.
Pi., 19 january 2018
to nie potop nas wykończy, nie podstępna asteroida
mknąca prosto na nas z manowców kosmosu. jeśli
stawiasz na apokalipsę w oparach po resztkach słońca
- to też jesteś w błędzie. tak! przeżyjemy i brak pszczół
i cieplarniany efekt, a nagły powrót epoki lodowcowej
jest zdecydowanie przereklamowany. więc postanowione!
wyobraź sobie - mówisz - za trzydzieści lat nie będzie
żadnego ziarenka kakaowca, z którego można by uronić
odrobinę koniecznej magii. wtedy to pomrzemy z żalu.
nawet jeśli dziś zachomikuję dla ciebie w jakimś banku
ostatnią mleczną tabliczkę, wyrzucę klucz, spalę mapę
i poddam się gorzkiej lobotomii - ty wszystko zapamiętasz.
Pi., 19 january 2018
marzec. piję na smutno. to pewnie resztki przekory,
bo już od dawna nie śpiewam "bunt się rodzi". fałsz!
zacząłem pretendować do mistrzostwa w zgadzaniu się
na bezwzględne wszystko. każdy święty spokój ma swoją
cenę. przysięga w ratach na chude lata. nie doczytałem
klauzuli podstępnie drobnym maczkiem. groźny margines.
już się robi: rach-ciach, parafka, cwaniacki zawijas.
kto by się przecież wtedy przejmował, że owo "teraz"
które następuje, okaże się odrobinę zbyt trzeźwe.
to żaden komplement. ból się rodzi - dłoń truchleje.
nie drżeć mi tu teraz. miejże wszystko fason. za moje
zdrowie czas kończyć nierówny pojedynek. widzę dno.
Pi., 19 january 2018
to nie ten numer. życie staje ci przed oczami. zastygłe
jak ty przed domofonem, w którym obcy głos pod twoim
numerem. życie przyspiesza - suchy dowcip montażysty.
coś ci się cyfrowo kręci na ręcznym. oj nie będziesz ty
zachwycony. nie to tempo, nie te barwy. nawet nie cyfry
uciekające przed palcami jak rozpierzchłe mrowisko.
rozgniatanie ósemki. ach piszczy żywot: nie ten numer.
nie z nimi ten numer. nie będziesz ich Bogiem, stwórcą,
demiurgiem betonowego mrówkowca. odejdź reżyserze
zanim statyści poszczują. zanim chlusną nieczystym
zagraniem. z trzeciego po łuku. kiedyś wziąłbyś na 8 mm.
dziś odchodzisz przekonany że nie z tobą ten numer.
Pi., 3 january 2018
wciąż tylko jakieś Kartuzy, Tarnobrzegi, opóżnione
Włoszczowe. w najgorszym razie zmiana siódmego toru
na drugi. żaden spiker nie zapowie ci że odjeżdżam.
czy to ważne na którym peronie niezdarnie pocałujesz
powietrze? jeszcze przed chwilą ci istniałam. ale załóżmy,
że nikt nie chce mnie z ciebie wyrywać. jestem już głębiej
niż te pełne kuszących nóg, dłoni, piersi, oczu, otwartych ust
i wszelkiego grzechu bylejakiego. oto są moje ognie - rudości
włosospadów wzdłuż jedynej blizny jaką chcesz rozpoznać
na mojej skórze. ale załóżmy że wziąłbyś mnie tu i teraz.
potem zapewne wziąłbyś każdą inną. zerwij strup. teraz albo tu.
przed wyjściem z domu są dwa stopnie. cement który pyli,
kruszy się i koroduje. zimna użyteczna metafora. ile to razy
nasze niedogrzane ciała wędrowały w obie strony, po to by
wzbudzać wewnętrzną temperaturę grubo powyżej wspólnego
siedemdziesiąt trzy i dwie? ile razy traciliśmy cokolwiek
by zyskiwać cokolwiek innego? jak ten ktoś, kto nagle traci
z oczu Włoszczowę, Tarnobrzeg i ciebie na już obcym peronie.
Pi., 27 december 2017
panie Boże
twoja edycja strony
ŚWIAT
została
zaakceptowana
Pi., 10 august 2017
załadowali węzłami przestrzeń
zamiast ręczników skrzynek sterty desek
ledwie nam te węzły w to weszły
trzeba było pozbyć się na wszelki wypadek
tego co odłożone na czarną godzinę
poezja to ponoć sztuka wyboru
co weszło to się dosłownie dopasowało
co nie weszło to dopchnięto bez wyrazu
łokciem kolanem klapą bezokolicznika
byle się przenośnie nie rozwiązały
proste rozwiązania wyciekłyby szczelinami
jak luźne niedopowiedzenia
Pi., 15 june 2017
droga Pani od muzycznego! chociaż nie zdążyliśmy
przejąć się na serio zawiłościami jakiejś pięciolinii,
ani nie otworzyły się nam jeszcze przedmutacyjne
czeluście - o co szła batalia na dodatkowych
zajęciach z chóru - to przecież czegoś nas Pani
skutecznie nauczyła. męski oddech z przepony
jest inny od kobiecego. od razu zauważyliśmy
różnicę. to na Pani lekcjach pasła się ciekawość.
oto mistrzostwo podstawówkowego wszechświata!
zwłaszcza gdy Jędrek zwędził ojcu czarnobiałe
foty hard. niby naprowadzała nas Pani intuicją
na poszczególne dźwięki, jak kontrolna wieża
naprowadza zagubione we mgle nosy aeroplanów,
a myśmy już przy "sol" pływali ponad siódmym
niebem, gdzie pętle pełne obfitych dojczebiustów
i zarośniętych germanokroczy były nam bliższe
od Haendla, Bacha, a nawet od ckliwego Sibeliusa.
kto ważył się puścić fałsz niczym cichego bąka?
kto sprofanował błogosławioną harmonię basów
i wzbudził rechot rechotów wśród nocnej ciszy?
nigdy się tego nie dowiemy, ale gdy piekły karki,
a pośladki przeczuwały bolesną przyszłość, to ten
przaśny enerdowski powidok rozsypanych wachlarzem
prześwietlonych orgazmów wart był przecielesnej kary
- choćby w stereo i kolorze. wystarczała nam matowa
sepia i dopowiedziany błysk wyobraźni, by już zawsze
przy adaggio przełykać suchość, gdzieś poniżej gardła.
oj, grubo poniżej głębokiego gardła. nie, żebyśmy
się skarżyli po latach. tęsknota w jądrach się nie liczy.
to grupowy zgrzyt chórem. jeszcze niemy gang bang.
Pi., 7 june 2017
to nie moje wiersze tu śmierdzą mężczyzną, kobieto
- to twoje pragnienia. pełna intensywność rozpisana
na palce, paznokcie, skórę, gorąc warg i drobne krople
ustrojowego asortymentu, o którym niby nie myśli się
w porządnych alkowach; o którym wcale nie myśli się
w podrzędnych zaułkach; o którym nie pomyśli się,
mając uda owinięte wokół obcego ciała. mieszają się nam
te zmysły; gubimy smaki, kolory i wonie. nie da się ich
już poukładać z powrotem w odpowiednich kubeczkach;
węzły limfy i pamięci poszły w tango. zbieram okruszki,
jak rozrzuconą w pośpiechu bieliznę. ach rozmarzyłaś się,
gdy ja rozpoznaję twoją wilgoć. więc idzie powódź? drżyj.
Pi., 24 may 2017
wracamy z ostatniego, sierpniowego ogniska. jest ciemno.
jest ciemność. my - błyski w centrum wszystkich czarnych
dziur, które zakaprysiły, by wirować tej nocy wokół. wracamy
do domów, ale nie wszyscy wrócimy. ten krok, to uderzenie
serca, tamten oddech. gdzieś jednocześnie ostatni łyk wódki.
czyjś apetyt na więcej. grzechot kluczy, trzaśnięcie drzwiami,
starter zachrypniętego silnika. slalom między monopolowymi.
tu nie sprzedadzą, tam pogonią, gdzieś znów wyśmieją
kopniakami. niechcący zasysasz się w naszą coraz bliższą
okolicę. tam na ciebie czekamy, maszerując całą wiecznością
jak szerokością kamienistej drogi. tej która jeszcze nie ma
na żadnej szanującej się mapie. tej której się nie oświetla.
skrót dla wybranych. skrót dla pogonionych z raju. trawers
dla cierpiących na suchy czyściec. punkt kulminacyjny snów
opowieści i tego wiersza. krwawy węzeł majaczący w mroku.
(c) hejtsbuk 2017
Pi., 16 may 2017
więc puścić chrystusa z wiązkami? bezcenne. niech zarabia
na życie wieczne jako zapachowa choinka z mięty. musi było
intensywnie, bo głowa nie wytrzymała. nie pobolewa od cierni.
nie ma już wymówki. zresztą spróbuj protestować samym
gardłem. wezmą to za growling i oskarżą o satanizm. milcz!
więc milczy. więc nasiąka. więc dzierży w rozprostowanych
ramionach zwisy. pewnie ciekawiej byłoby odwrotnie: podwiesić
sobie te kiście pod sufit, a utkwiwszy garściami w pętelkach
parodiować blanika. kwestia grawitacji czy kwestia w nią wiary?
huś tu, huś tam, póki jeszcze rąsie mam. póki nie obrócę się
na gwoździu - jest ok. w pozycji odwrotnej łatwo o utratę duszy.
niby próchno mogłaby sie wysypać. stosik miętą nie popachnie.
Pi., 19 april 2017
jaśniepan piłat wzywa pod sąd
obywatel świadek pojawia się więc
na białym pendolino
o ściśle wyznaczonej porze
na dworcu gdańskim czekają nieliczne tłumy
prawych i sprawiedliwych
z transparentami
"spierdalaj szwabie" i "rudy do budy"
obywatel zbawiciel uśmiecha się
sześćdziesiąte urodziny
i wszystko według planu
historia nie czeka na godota
zanadto się lubi
powtarzać
Pi., 18 april 2017
W końcu jesteśmy bliżej niż dalej. świtu
zapowiadać nie trzeba. on błyśnie nieśmiało
zanim się zadomowi na dobre. zadnieje,
oświeci kąty; rozpuści zajączki z krzywizn
światła; ułoży powidoki w jakimś uległym ciągu.
my uwierzymy, że najgorsze minęło. przecież
co mogłoby nam grozić, tu w samym centrum
rozbudzonego życia, gdzie wszystko aż kipi,
by się dzielić niespodziewanym początkiem świata?
wszystkie złe zakończenia już zapomnieliśmy.
łatwo nie było, ale trzeba dać odpocząć lustrom,
nałożyć cwańszy kamuflaż. odtworzyć się z pamięci.
Pi., 11 april 2017
im dalej byliśmy od siebie tym silniej ciągnęło. czarne
dziury zasysały na przekór rozsądkowi, godzinom szczytu
i ustawieniom roamingu. tym razem miłość była słona
z kosztem rozłożonym na raty. gorzko, gorzko i karmel
wart grzechu. pociągi na przeciwbieżnych trajektoriach
niosły coraz bardziej nabitą wyobraźnię. wszędzie tężniało,
i puchło. aż wybuchło, gdy słowa szybsze od obrazów
mąciły, rozmiękczały, rozsuwały i miętosiły w zastępstwie
dłoni. puszczały więzy; puszczałem oko; puszczałaś zalotne
rumieńce jak gorejący krzew. mógłbym tu spisać dekalog
uwodzenia i dać ci w prezencie na tabliczkach czekolady,
ale w cierpliwościach jestem nadal kiepski, a o oddaleniach
wiesz już wszystko. pojedźmy dziś razem do innego kraju,
popłyńmy między morza i oceany, pofruńmy po galaktykach.
niech wreszcie się jakiś kawałek podłogi stęskni za nami.
Pi., 10 march 2017
zawsze noszę
przy sobie szpilkę
jeśli mi umrzesz
za wcześnie
będę gotów
przywołać cię
z powrotem
Pi., 3 march 2017
na pierwszym planie plama
człowiek w czerni świadomie niedogolony
z afiszującym się pryszczem na czole
że młody ten mosoń jeszcze
że hardy butny i lekko bucowaty
to minie
na drugim planie
lususy na czterech letnich kołach
wybieżnikowane wypucowane na felgach dla picu
pasą się po owych poligonach ornych manowcach
stepach motoryzacyjnego Akermanu
przy pierwszej stłuczce to minie
na trzecim planie
chmury horyzont i niepewność meteo
bo albo lunie albo lu wcale i nie
niewątpliwie przyciąga wzrok skaza z siedmiu kolorów
rozbitych światłem w wilgotny pył chwili
niech ona nie mija
(c) Hejtsbuk 2017
Pi., 2 march 2017
pozostawiono w harlequinie z serii "romanse sprzed lat"
notatkę ołówkiem na niewielkiej osobnej karteczce.
skondensowana treść: "kupić kalendarzyk" otwiera wrota
do całkiem kuszącej spekulacji: kupiła, czy nie kupiła?
czy to książka właśnie natchnęła ją do praktycznego
stosowania alternatywnych środków antykoncepcyjnych?
a jeśli to byłaby książka o wojnie, gdzie trup ściele się
gęsto, to o czym przypomniałaby i czy krwawa lektura
wyzwoliłaby emocje między czytelniczką, a jej partnerem?
im dalej w gdyby, tym więcej kuszących możliwości.
jedno mnie cieszy - jeśli książka staje się afrodyzjakiem,
nawet tak podłej wartości jak owo "w niewoli uczuć",
to nie jest z ludzkością wcale tragicznie. chyba nie wymrzemy,
póki Dżulietty czytają. kalendarzyk to przecież omylna metoda
kontroli przyrostu naturalnego. na całe Romeów szczęście.
Pi., 26 february 2017
nie mówmy o tym, kto jak się czuje, bo w zawodach
na pojemność wyobraźni nie dotrzymam ci kroku.
jasne. znam się na zawodach - wciąż cię zawodzę.
na wyobraźni znać się próbuję. cudzych odczuć już
nawet sobie nie wyobrażam. zdrapały się. jak warstwy,
które pod obcym wpływem najpierw próbują pęcznieć
z dumy, lśnić pod czyimiś palcami, wybrzuszać się
w spazmach-orgazmach, a potem wszystko jak zwykle:
pękamy w najsłabszym punkcie i oto rozpoczyna się
proces rozdrapywania. póki pod jedną jest druga, pod drugą
trzecia skóra - nie boli. zaboli drewno, którego ostre zadry
odkryjemy gdy wskoczą prosto pod okrwawione paznokcie.
nie musimy być Kolumbami bólu, by poczuć cokolwiek.
już tu ktoś był przed nami. świeże rany na piasku. ból miał
być nam Ameryką. czuję rozczarowanie - zawsze to coś.
Pi., 25 february 2017
wrócił chłód. jak zakazana mantra, której nie wolno
zlekceważyć. ma być dobrze, a jest najgorzej i ciągle
nie pomagają ciepłości, które chyłkiem gromadziliśmy
jak indianie swój słynny chrust przed szczególnie
mroźną zimą. kiedy jęczę: alarm! mayday! pull up!
że nie czuję tego i tamtego. och dear - bagatelizujesz,
o niedomkniętych prognozach. wysyłasz bezpieczne
aluzje. to tylko gorzka mgła - mówisz - a nie żadna
z depresji. to tylko przerębel, a nie dziura w lodzie.
podobno będzie dobrze, jeśli tylko przestanę łaknąć.
jeśli tylko nie wrócę stamtąd, dokąd wysyłasz mnie
w niespełnionej fantazji, o tym co już niemożliwe.
Pi., 19 february 2017
może pan już włożyć - mówi do mnie ekspedientka
w wieczorowej żabce. przyszedłem tu po prażynki,
orzeszki i jakieś piwo. nic zdrowego, ale jest alkohol
na podryw, więc mógłby być i ten seks sobotniej nocy.
już pan może - ponagla nagła kochanka i wszystkie moje
nieokiełznane myśli doznają podkręcenia pulsu na speed,
wysyłając obrazy nagich ud przyciśniętych do lodówki
z Perłą i Radlerem Zero Procent za oszronionym szkłem.
niechże pan dociśnie - szepcze mi w ucho szepczący szept.
mam nieodpartą ochotę by zamruczeć. zaraz tu zemdleję.
teraz pin i przebudzenie - chlust w ryj wali rzeczywistość,
więc próbuję ogarnąć tu i teraz. misja - wykonać! serio?
może pan już wyjąć! - ktoś to powiedział i udowodnił,
że kobieta z którą przed chwilą zgrzeszyłem w myślach
preferuje brutalne "life after sex". już jestem świadom,
że z tej miłości dzieci nie będzie. biorę tylko paragon.
(c) Hejtsbuk 2017
Pi., 15 february 2017
zimno mi w dłonie. mówię ci: nie rozgrzeję ich pisaniem
kolejnego wiersza o zimnie. marazm mam bardziej constans.
chłody są kurewsko uparte, ciągną nudą i na dłuższą metę
przestają być nośnikiem tęsknoty za byle sugestią ciepła.
zimno mi w stopy. czy da się ten ziąb wziąć i rozchodzić?
potrzyjmy może coś o coś. niech wybuchnie jakaś iskra
jeszcze z raz. póki co, wionie skądś beznadzieją. biorę
to na zimno, przyzwyczajony że wciąż mi się coś zmraża
w sercu. choć to tylko wymiętoszona metafora: wiosna
zmartwychwstanie spod lodu jak psia niestrawność. są znaki.
dochodzimy do granicy wytrzymałości. dochodzimy do zera.
wreszcie ku plusom. już tylko w wierszu mi będzie tak zimno.
(c) Hejtsbuk 2017
Pi., 14 february 2017
Prowincja
osiedlowe bloki jeszcze niedawno
najbardziej wykluczeni społecznie ludzie
żywili się upolowanymi psami
psami psimi
To biedne południe
polskie dzieci co nigdy nie mogły
sobie pozwolić na nowe ubranie
na broszkę
zabawkę
Cieszyły się z każdego darowanego prezentu
który przez zamożniejsze społeczeństwo
zostałby wyrzucony
na śmietnik śmietników
amen
Matki
które pracowały w systemie niewolniczym
po 12 godzin za 800 zł
w uwłaczających warunkach
w marketach obcokrajowców
obcokrajowców (pewnie imigranckich)
Mężowie
którzy musieli wykonywać polecania
kierowane do nich nie w ojczystym języku
a w obcym
chuj wie czyim bo nie naszym
Dzieci
z patologicznych rodzin bez jakiejkolwiek szansy
na godne rodzinne życie
dziś z uniesionym czołem
i rodzicami trzymającymi ich za rękę
nogę mózg na ścianie
nos ucho oraz inne odstające członki
Idą na spacer
bezkarnie bezwiednie i bezczelnie
prosty zwykły spacer
popychani wiatrem historii
przez błyskający czerwienią i błękitem
wieczorny Oświęcim
--------------------------------
* w tekście użyto całej masy cytatów
by podkreślić sarkazm, nierealność i absurd
w literackim wykorzystaniu wazeliny
przez P. Zastrzeżyńskiego i TV Republika.
Pi., 8 february 2017
nie wiem, które z nas wymyśliło, że to będzie świetny
pomysł, by pośród ruin zamku Tęczynek rozebrać się
do samego naga. od pasa w dół, ale te rzeczy na wierzch.
naraz. ja blady, ty różowa i szczerze otwarta. gołe emocje -
dyszałaś, rozglądając się pomiędzy rudymi zmurszeniami.
czy nie przywiało jakichś zbłąkańców. nie dane im było
przerwać ekshibicjonizm w najciekawszym kącie dziedzińca.
dążyliśmy do nieświadomego zera; do samoupokorzenia.
oto turniej ciał pośród porowatych ruin, które od setek lat
nie widziały nagości. cegły Tęczynka nadal się rumienią,
jak my - intymni władcy czasu. spermę zasiałem głęboko.
najgłębiej w pamięci, tak - by nie wzeszła żadną historią.
(c) Hejtsbuk 2017
Pi., 6 february 2017
wierzę
że zanim
skończy się
zaczynać
i zacznie się
kończyć
to jednak
coś tam
jest
było
i będzie
Pi., 3 february 2017
drama rozpoczyna się szklanką wilgoci. jest teraz wszędzie,
zwłaszcza tam gdzie być nie powinna. wciska się w szczeliny,
pęknięcia, złowieszcze porowatości, grzechy zaniechania.
odpuszczono na moment otwory dla potworów. boję się,
że przyjdą, wejdą, spuchną i coś rozsadzą. łaknę już ciepła,
które obiecano i wciąż wierzę w dowolnie puste obietnice.
też przecież obiecuję. że się obudzę na czas; że nie zaśpię;
że odśnieżę; że napalę w piecu; że zaparzę kawy, herbaty;
zabełtam w porannej jajecznicy. wiem - musi być idealna,
jak śniadanie tuż po trzeciej randce. bo inaczej zgrzyt roku.
właśnie! karambol - najpopularniejsze słowo w początkach
lutego. lodowisko. tu najłatwiej utracić kontrolę, nad sobą
i nad wszystkim. wiadomo: wilgoć jeszcze raz zaskoczyła
zazimowionych na amen. za wcześnie na program dowolny.
za późno na posypanie popiołem. szykujcie się na odwilż.
Pi., 2 february 2017
gdzie to ja się nie mieszczę? pomijając że nie mieszczę się
w niektórych spodniach, a i kamizelki zaczynają grymasić
- z własnego wyboru nie mieszczę się w wygodnych ramach,
nie dam się zagonić w nawias, zawsze pozostawię awaryjnie
otwartą furtę, bo nauczyłaś mnie oczekiwać nieoczekiwanego.
podobno na złość nie mieszczę się w wytartych konwenansach.
tym nie omieszkam przechwalać się przy sprzyjającej okazji.
najbardziej żałuję, że już nie mieszczę się w twoich snach.
zrobiło się w nich tak ciasno, że wypchnęłaś mnie na osobne
zewnątrz. kap, kap. pokornie moknę sobie w trójwymiarowej
samotności, więc można umieścić tę naszą miłość na półce
z wyblakłymi hologramami. choć to w głowie się nie mieści.
Pi., 27 january 2017
wciąż ku uproszczeniu. pominąć fałdki, zmarszczki, przeszkódki;
rozprasować; rozprostować; rozznakować by było jasne, klarowne
i niepodważalne. tacy jesteśmy. jedną połowę życia spędzamy
na myśleniu o przyjemnościach, a drugą żałujemy, że ich było
tak niewiele nam dane. że pić? że jeść? że spać? o nie! hedonizm
wskazuje dość opisywalny konkret. ciało w ciele. ocieranie się
nawzajem aż po erekcję, ejakulację i orgazm. jakżesz to brzmi
naukowo i zdecydowanie nam obco. odrzućmy więc temperaturę,
kapilarność, siłę pchnięć, kąt rozwartych ud. uprośćmy się do:
pieprzyć, ruchać, pierdolić. o! zrobiło się swojsko. kiedy spytasz
"a o czym to myślisz?" zawaham się, czy odpowiedzieć, że o tym
samym. mógłbym zyskać chędożenie. lub uprościć chęć do życia.
Pi., 11 january 2017
dowodem na istnienie zimy jest brak kota
w przestrzeniach poniżej odczuwalnego zera
i zmaterializowana niechęć do przesuwania
namacalnych granic ciepłości
kot z zimą wygrywa wewnątrz
walkowerem walkowera
i bez brania jeńców
nawet jeśli na pierwszy rzut oka wietrzysz tchórzostwo
to przewietrz jeszcze z raz - byle szybko bo przeciąg
a koncert wyrzutów sumienia jest dla kota
tak ostatecznie wyczerpujący
Pi., 11 january 2017
to możliwe że właśnie gramy w piłkę życia. przez bure
zielsko sunie nasz atak za atakiem na bramkę z dwóch
otoczaków pod niewidzialną poprzeczką. podaj! podaj!
podaj! drze się echo między depresyjnie poszarzałymi
blokami. każdy głupi by podał. na skrzydło, w uliczkę,
do kumpla na szpicy. ale nie ma bata! sam was wykończę,
bo jest w plecy albo pogrom, bo gramy w nieparzystych
drużynach, a bramkarz broni razem z młodszym bratem.
nie mogli się dogadać który z nich jest tomaszewskim.
strzelam tego karniaka. bo była ręka, spalony, ostry faul
nad faulami. bo mama jak końcowa syrena woła na krupnik.
bo trzeba rozstrzygnąć, kto komu śmieszną oranżadę.
bez arbitrażu już jesteśmy cwani. już wiemy, że remisy
są dla frajerów. liczy się posiadanie piłki w ubitym polu.
tajna broń - korki z dedeeru - jutro zrobią mnie tu królem.
Pi., 23 december 2016
nie bardzo wigilijnie. czas rozdygotania, gdy znaki ostrzegawcze
jak kostki domina można potrącić skrzydłem motylka, piórkiem z bajki,
a nawet nieopatrznie wstawioną pauzą na oddech. achtung! iskrzymy
przez ten cały nagromadzony prąd, jakbyśmy rok odmawiali sobie
scysji, spięć, drobnych nieporozumień, sącząc zmagazynowane fochy
w jedną kumulację burz, tadam! to zawsze nadchodzi punktualnie.
specjalnie tak. wigilia przed południem. umyto niejedną stajenkę,
odkurzono każdy żłób, pasterze w kapciach ćwiczą dyżurną kolędę.
domownikom wyszorowano wszystko i zabroniono zerkać łakomie
pod choinkę. kot kontempluje kątem oka. najtrudniejszy jest kompromis
z lenistwem. reszta na baczność. wśród nocnej łączy fałsz pastorałki,
dzieli zeszłoroczny opłatek. było, jest i jakoś to znów będzie. nuda.
Pi., 16 december 2016
wśród trzydziestu najpiękniejszych rzeczy, które dostrzec można
wyłącznie z perspektywy bardzo wysokich trajektorii, są miejsca
na Ziemi które olśniły estetów, więc podziwiam. być człowiekiem,
to takie dumne. po to kilku zmyślnych gości stworzyło idealne oko
na niebie, bym mógł zobaczyć obrys gitary Ibanez wyrżnięty w lesie
pod Cordobą. oto długość gryfu: trzysta metrów z okładem; średnica
struny G? zasięg ramion przeciętnego argentyńczyka. oko, bym mógł
zachwycić się eleganckim lazurem na powierzchni zbiorników potażu
w Moab Utah. tu barwy migoczą nieprawdopodobnie nieprawdziwie.
przeglądam więc ten, oraz tysiąc innych obrazów uchwyconych przez
szpony dronów. cuda na kiju. wiedziony ciekawością krzyżuję celownik
nagłego zainteresowania na 36°9'9"N i 36°53'37"E. co wtedy widzę?
żadnej wojny, żadnych tłumów, wojsk, działań zbrojnych; zero krwi,
ni cienia szubienicy. place bez świeżych grobów, jeszcze nieużywane
kamienie. gdzieniegdzie znajome plastikowe butelki, kartony opakowań
błysk wybebeszonej konserwy. z perspektywy anonimowego Google Earth
tego leniwego popołudnia nie dzieje się tutaj nic szczególnego. dymy?
to pewnie z grilla. smażone mięso ma swoich miłośników i w Aleppo.
Pi., 18 november 2016
blady massa
ze wschodnich przedmieść słynnej Europy
testuje młodą chińską ludność
czerwoną zupą
dobrze im tak
to nie krew
to pomidory
to nie tłuszcz
to pasja
to nie biel
to nie makaron
to ryż tyż tyż
pomidorowa z ryżem raz
na bambusowy stolik
pomiędzy ratanowe krzesełka
pod kantońskie skrzywione nosy
pomidorowa z ryżem dwa trzy cztery
żryj bo gorące
od ostrego nawrotu tęsknoty
wcinaj i nie grymaś
że zupa ci była za słona
od łez
poprawiasz chińczykom jadłospis
a tymczasem oni majstrują
w genotypie idealnego człowieka
nie będzie tam już miejsca
na wywar z pomidorów
choćby nie wiem ile nieletnich azjatek
jadło ci z ręki
Polaku
Pi., 9 november 2016
jedyny taki miesiąc w całym kalendarzu, który najchętniej
pominęlibyśmy grobowym milczeniem. miesiąc przeźroczysty
jak łatwopalny wujek ze wsi, którego niechętnie pamiętamy
tylko dlatego, że na którejś stypie wysączył o jeden kanister
za dużo i wrócił gasić moczem wszystkie cudze znicze. miesiąc
niewidzialny, jak siostrzenica, której znów łyso po upartych
nawrotach. bezczelnej gówniarze tak śpieszno pod wieńce?
zero szacunku dla podstawowych wartości rodzinnych. miesiąc
wyblakły, jak ta szwagierka na którą się nie patrzy. rozmyślnie
i świadomie. byle nie dostrzegać przebarwień, przekrwień
i przepuchnień. tu rany są zaraźliwe i przenoszone drogą
zaciśniętych pięści. chińska kinematografia nam nie wymięknie
jak ten miesiąc, że wstyd wymieniać z imienia. zamknijmy oczy,
to może sobie gdzieś pójdzie, szybciej zniknie. umrze pod śniegiem
i skoślawieje w swojski ciężkostrawny, ale i nieodwołalny koniec
świata. w grudniu połączymy się w oczekiwaniach. przełamiemy
polistopadową traumę, jak przedwczesną krę. na uczciwe jedenaście
miesięcy ulgi. na w nie w jeden kalendarz dmuchał. na zimne.
Pi., 31 october 2016
na zapałek pudełku
zbyt duże obrazki
jeśli chcesz rozbuchać płomień
to potrzeba draski
a nie cyców na ladzie
gdyby na olimpiadzie zgasł znicz
przybiegłaby każda picz - na to licz
gdy słuchasz bajki o dmuchaniu
to dmuchasz dajkę po wysłuchaniu
jak ciężko o dobry knot
oparta o płot
aż mdli
gdy jeszcze w niejednym się tli
nie bądźmy źli
to kwestia reklamy - tak mamy
że ciepło w promocji
masz tu ogrzej dłonie
rozgrzane pośladki - więc trzyj choćby o nie
trzyj długo aż zaiskrzy iskra i zaskoczy
płomień - nieśmiało się napatoczy
nie zalej tylko skarpet woskiem
buty możesz - lekko one dziadowskie
tak się czasem zdarza
że przeszłość z tobą wraca z cmentarza
Pi., 30 october 2016
taki czas, że za godzinę znów będzie druga w nocy.
czas dokończeń, więc wyrozmawialiśmy wszystkie
lepkie słowa na dziś. ostatecznie zrobiło się cieplej.
wierzmy że od alkoholu. nadzieja niech jeszcze sobie
pozipie pod prąd. nie trzeba dobijać tego, co niedopite.
ach, gdyby chłód mógł mówić - pewnie opowiedziałby
o sześćdziesięciu minutach wymazywania z zegarów,
kalendarzy, ale nie z pamięciometru. a my? jeszcze
perwersyjniej obróciliśmy się w to samo nic. milcząc.
Pi., 26 october 2016
zdarza się że
ludzie dzwonią do mnie
w nadzwyczaj pilnej sprawie
gdy podnoszę słuchawkę
i przedstawiam się wyraźnie
słyszę: przepraszam pana bardzo
nie gniewam się wcale
nie obrażam nie strzelam focha
jako asertywny wirtuoz
jestem chyba stworzony
do wymownych przemilczeń
Pi., 22 october 2016
Tymczasem
w samo południe
Marianna wypływała na biało-czeski
balkon
i wypatrywała
Holandii
osiodłanej ukochaną ręką
Tymczasem
wiele inkarnacji później
Marianna nie-Marianna
wypływała na gorąco-blaszany dach
i opalała plecy
od Złotego Stoku po Wojsławice
z przerwą na próbę
focha
Tymczasem
obie wyprzedziły
swój czas
o epokę i o sekundę
Pi., 21 october 2016
możesz mnie objąć ale
nie oczekuj że będę w jakiś sposób
zobowiązana do wdzięczności
za przyjemności się płaci
choćby nagłym chłodem w głosie
stężeniem mięśni
łatwiejszą ode mnie pogardą
mój chłopcze
wrośnięty w cudzego mężczyznę
nie ma powodu byśmy tej nocy ukrywali
że to zaledwie dwustronne rozładowanie
fizjologii
wagon węgla poczułbyś
we wszystkich chrząstkach i węzłach żył
o które się zwykle nie podejrzewasz
bądź więc wdzięczny
za dar efektywnego zapominania
bez emocjonalnych zakwasów
i idź już
w siebie
Pi., 13 october 2016
ainz zwai drai
polizai polizai
a kolega trybuła
w damskiej ubikacji
napisał
gópi admin
gułpi adnim
głupia dmin
kakałem
jak czytałem
to się popłakałem
Pi., 11 october 2016
przepraszamy
za czyste intencje
po przeczytaniu
zwrócić
zawrócić
odwrócić
przewrócić
oraz
niepotrzebne skreślić
po zrozumieniu
reklamacji nie uwzględnia
się
Pi., 9 october 2016
dla Anny Wielorzecznej
Cztery dziewczyny z czterech stron nie czwartego wszechświata,
przez cztery przecznice i cztery wieczory. Wszystko dzieje się
cztery na cztery. Trójkąty kojarzą się źle. Kwadraty zdecydowanie
lepiej. Wiesz przecież: cztery rogi ma chusteczka, ty mój chłopcze
prosto z drogi malowany - nadstaw czwarty policzek, to dostaniesz
od każdej po słodkim całusie. Wszędzie bywa dobrze, ale gdzieś w E.
najlepiej. Cztery dziewczyny, a każda nie stąd. Nietutejszość rządzi.
Ten rząd jest spontaniczny. Chętny by rządzić i dzielić emocjami.
Jak na turbinowym rondzie. Odśrodkowo. Albo ak na Abbey Road
w Liverpoolu, tuż przed czwartą. Na cztery zderzenia te zdarzenia.
Na cztery życiorysy ten wiersz. na cztery dziewczyny z czterech stron
poezji. A każda inna. A każda Anna. Tu wszyscy kochamy Anny.
Pi., 29 september 2016
start. pewnych rzeczy nie załatwisz odpowiednią
aplikacją. w biegu coraz trudniej trafić kciukami
w roztrzęsione klawisze, a wierz mi - jest różnica
między minutą a minetą. więc nie palce ćwicz
a język na biegi. ucz się okrążeń, interwałów, wkuwaj
akcenty, żyj amplitudą wzniesień, ciśnień, westchnień,
perspektywą repryzy, a przede wszystkim towarzystwem.
najlepsze bieganie nigdy nie jest samotne. ktoś za tobą,
komu możesz zostawić znak na asfalcie, butelkę izo,
przepoconą bejsbolówkę, mokrą od zabiegania frotkę,
lub krew. jak kropkę spod maratonu. niedotlenione
niedopowiedzenie. o popatrz! przed Tobą też ktoś
już gna. przyspiesz kroku by pogadać. po trzecim biegu
zaliczyć szybki numerek. monolog dokończ na migi.
Pi., 27 september 2016
sugerują, że najlepiej smakuje ananasowy,
i któryś z zielonych, ale potwierdzę gdy przełknę.
zanim żel rozpłynie się w ustach, musi przetrwać
bachanalia. burzę pomysłów. głupawkę na jeden gryz.
nudzi mi się. niech się misie pieprzą w ustawionych
orgiach. trójkąty i kwadraty. sado, maso. anal, oral
w kolorach jesieni, bunga-bunga w aromatach zbliżonych
do rzeczywistości. teraz sugerujesz by nadać żelkom
rangę przesiąkniętych przez alkohol niedźwiedzi,
wysłać na podbiegunową misję w czeluść zamrażarki,
utopić w rozbutelkowanym spirytusie, wycisnąć sok
jak limfę. ossać się w słodyczy. ostateczna perwersja
nie mieści się w ustach, gdy miażdżę ich paroksyzm.
ponoć mówią, że najlepiej do głowy idzie ananasowy.
potwierdzić mogłaby ta, która mnie nie wypluje.
Pi., 26 september 2016
"Będę błądzić słowami gdzieś pomiędzy myślami"
Piotr Banach
"Więc pamietam wcale nie Ciebie"
Maciej Woźniak
byliśmy mennonitami. przejazdem. kapryśna pytia w recepcji
wyznaczyła nam sacrum fatum i wskazała sąsiednie pokoje.
niby obok siebie a tak osobne jak unikające się mgławice.
z najodleglejszych zakamarków kosmosu przyszło pytanie,
czy na tym emocjonalnym bezludziu istnieje jeszcze jakieś
życie. nie musi być inteligentne. nie musi moralnie ubogacać.
wystarczy że zapłaci za rozpuszczalną nescę i podwójne campari
z lodem. wstrząsnięte, zmieszane i dostarczone w odpowiednim
czasie między gorące uda. nie zgubiliśmy się. byliśmy wikingami.
przeszłość w genach brała nas tuż za progiem pokoju dwieście trzy.
cóż ta brutalna cywilizacja oświeconego rozwygodnienia uczyniła
ze slodkim barbarzyństwem? instynkty skazano na wyginięcie.
najlepiej jeszcze przed świtem. wyjdź. ten poblask nad horyzontem
to nie wybuch supernowej. jeśli to tylko będzie możliwe - zapłonie
ostatni drakkar na plaży. jutro będziemy tutejsi. gdzieś indziej.
Pi., 20 september 2016
we Frankensztajnie grabarze mają przerąbane.
jak ręką odjął jednemu w ramach wyrównywania
rachunków, za rzekome ludobójstwo w okolicach.
a było tak: na klamkach domostw pasta z ludzi.
tych nieżywych. a kto do kata, ciało w ciało od kata
taszczył po krzywych schodach zachodzącej wieży?
zza winkla już donos i nagonka. z psami i od flanki.
nie pomogły obiecanki. nie będziesz spryciulu
nas tu humanizmem truł, zaszytym w zeszłe ciało.
my wiemy, że to na mydło receptura i na potencję,
że staje i nie klapnie, ale starcom na nieszpory iść,
a nie do karczmarzowej córy, co nie sznuruje ust.
za biust ten niewypieszczony, za srebrników moc,
ekstrakt z oczyszczonych kości, wnętrzności jejmości
dziś w południe odejmie się w łokciu dłoń mistrza.
się powiedzie wśród szkrabów, babów i dziadostwa
na miejską kaźń pod mur. oby zaraza z wami w dym,
bo inaczej złe oko wskaże jeszcze niejedno licho.
myślę o tamtych ząbkowickich marach, gdy do dłoni
lepi mi się zielonkawa maź. to niby podświadomy jest lęk,
bo nie kowalową mam na rękach, a colgate doublemint.
Pi., 20 september 2016
poradnik lepszej damy
pomija nieistotne szczegóły
na temat smalcu
pakowania owoców morza w gazetę
New York Times z 11 września
ale za to dobitnie kreśli:
otóż pamiętaj
by witać podróżnych
choćby gwizdami
skandami melorecytacją
puentą świeżoupieczonego dowcipu
bez reszty przed i zanim
otóż pamiętaj
by odróżnić jeden oddech
od drugiego litościwą ciszą
(ale nie modlitwą - żle się kojarzy)
niech trwa choćby
na "dziękuję" albo "spierdalaj"
chyba wiesz którym palcem, co?
nie po to podróżowaliście przez ocean
by przyjąć upokorzenie w milczeniu
lub skwitować niesmak
bezradnym masogestem
mimikrą odruchową zeligowszczyzną
bądź szczytem tego polackiego
kornhauserdudaizmu
ach kochanie
tej zawleczki już nie wbijesz
ponownie w granat
odłamki jeszcze nie wiedzą
że zawirują aż wstyd
Pi., 1 september 2016
byłem tam. w krainie księżycowych szos i olśniewających wież
wiary, co szczególnie jest nie na miejscu, gdy przypominam
sobie, z jaką euforią żegnano tu przenajwszelkie kulty jednostki.
tak. pewnie po to by zastąpić je kultem bylejakości. jakoś to
przecież będzie - powie ci człowiek, który musi przeżyć w delegacji
za trzydzieści pięć hrywien dziennie. będzie jadł przez miesiąc
makaron (ponoć aż z chin), ale ugości cię przesłodkimi figami,
największym szaszłykiem jaki oczy twoje widziały, a na drogę
powrotną obdarzy lepką księżycówką z wonnego derenia.
byłem tam. w krainie nieszczelnych granic gustu i obcej estetyki,
cięższej niż grawitacja po ciosie starszego Kliczki. tak, widziałem
teatr piwa, kopalnię kawy i fontannę plującą czekoladą na biało.
nie ma inaczej. jakoś to będzie - powie ci człowiek, który ledwie
wiąże plastikowe zderzaki w swoim żiguli i z zazdrością patrzy
na twoją podżartą przez rdzę francuską pannę megankę.
ta nie grymasi. kluczy między kraterami zastygłego asfaltu,
pnie się po smołowanych falach wyżej i wyżej. lewituje nad
pęknięciami. wśród bruzd, baldachimów wypełnionych świętością
i kontrastów rozpierzchających przestrzenie biedy, nie wolniej
niż pierwszy łyk wszechświata. jest taki kraj, gdzie spotkałem ludzi
życzliwszych niż rodzina. byłem tam - widziałem ich aureole.
Pi., 31 august 2016
kiedy mówisz że ty to ty, przestaję ci wierzyć na krechę.
nastawiam zmysły na zmianę. żadna nie będzie już
dobra. zacznij się sama identyfikować. sama siebie
rozpoznawać w przestrzeni między otwierającym nas
inicjałem, a nieuchronnie przybywającą z przyszłości
kropką. wszystkie nasze związki, rozwiązki, podwiązki,
dowiązki, zawiązki i przywiązki są jak te durne dinozaury.
jeszcze nie wiedzą że ta żółta ciepła kuleczka - skaza
na znanym mroku to typowa zagłada. finisz bez zobowiązań.
wszystko co żyło nami, wszystko co nam żyło wynikiem
- przestanie, urwie się, będzie latać, powiewać, sieroca
wstęga za pikującym w dno dwupłatowcem, podejrzewam
za nim dym. zawijasy, zdobienia nie do czyjegoś polubienia.
za ciężko wymyślone pieniądze wysyłam w kosmos słowa
zdolne założyć nową cywilizację. czyż nie sprytniej użyć
sprawdzonych cudzych metod, obcych mechanizmów,
gdy trudniej wybaczać, sugerować kropkom wciąż możliwości.
zwłaszcza, że kończy się świat. choć tylko kończy się lato.
Pi., 13 august 2016
zbankrutowaliby producenci minidrabinek
miesięcznicowych; Joachim B. miałby mniej
w bicepsie a prezes telewizji nie musiałby
klękać by przyjąć oficjalny spis cudzołożnic
na miesiąc czerwiec; połowa posłów - ci z partii
rządzącej nie garbiłaby się wprost zawodowo,
lecz kurczyłaby się prywatniej; za to druga połowa
posłów - ta spod buta - miałaby mniej powodów
do śmiechu z pana towarzysza naszego prezesa.
jedynego. dokładnie o 15 cm mniej powodów.
o tyleż, o ileż byłoby więcej Polski w Polsce.
i nie przyszłoby mi do głowy, by o tym wiersz.
zwłaszcza krótki.
Pi., 11 august 2016
Sierpień. Nawiedził bez zapowiedzi i został.
Jak inne pasożyty, komary i domokrążcy,
dla których znów jestem łakomym celem.
Miesiąc dopadnięć i uniknięć. Będę unikał
z całych sił - tak mi dopomóż ktokolwiek,
więc ruszam w poszukiwaniu. Pozostawiam
za sobą nieobecność, brak zainteresowania,
tubkę kremu przeciw insektom i kroplę krwi.
Niech krzepnie leniwie. Wezmę siebie tam
gdzie mnie nie ma i doprowadzę do ideału.
Niechaj od udanego nicnierobienia nabiegnę
w zakwasy. Przetlenienia i tak dostanie sierpień.
Pi., 11 august 2016
dziś nienawidzimy na przykład Persów. za pejsy, brody
turbany, obraźliwy świergot spółgłosek nie na nasz odbiór.
przyszedł ten dzień, że wyraźny wpływ skondensowanego
słońca na odcień wakacyjnej skóry wadzi słynnej narodowej
bladowatości, co jak z flagi zstąpienie, oddziela zdecydowanie
tych swoich, od tamtych nieswoich. oto na pierwszej lepszej
plaży my - bohatery. w każdej bezpiecznej metropolii my
- bohatery. wystarczy krzyknąć UWAGA CIAPATY!, wywołać
panikę i rechot braci w wierze, a potem przyjąć nienachalną
eucharystię z rąk ministra wszelkiej sprawiedliwości. stać się
obrońcą. za pięćset plus wytykać palcem, ślinić się z nienawiści,
stukać podrabianymi najkami, iść na knyszę i hajlem pamiętać
powstańcom. dziś nie będziemy nienawidzić się między nami,
bo wskazano nam świetnego wroga stamtąd. niech wie! że możemy
usnąć. wyśnić tutejszy "ein volk ein reich ein führer". z Wielką
w tle. wystawić kanonadę środkowych każdemu kto nie skacze
z nami. gdzie rozum śpi - rodzą się hitlery. białym stadem.
cóż to za problem sterować nimi z wywyższonej drabinki?
Pi., 6 august 2016
klasykę kina rozpoznaję po jednym
kadrze. klasykę rocka po ledwie kilku
wstępnych dźwiękach. w tym też jestem
dobry, że impresjonistów odróżnię
po wybitnie zróżnicowanym rytmie
pędzla. z prawdopodobieństwem
stu procent wyczuję, który odcień
twojej ciszy zwiastuje natychmiastowe
kłopoty i jeszcze zdążę przygotować
logiczne alibi. zwykle jestem w tym
dobry, ale gdy ty jesteś genialna to moja
dobroć godna jest bezlitosnej pogardy.
pozostanę przy klasyce alkoholu. zazwyczaj
pierwszy łyk dostarcza tych samych wrażeń,
co ostatni pamiętany. i nigdy nie odrzuca.
Pi., 26 july 2016
to jednak smutne
że gdy jesteś
ze mną
to jest
ciągle ta nieskończoność
w której cię kompletnie nie ma
ale przecież gdybyś była wszędzie
to byłabyś nigdzie
tu jestem idealnym egoistą
jak stąd do ostatecznej nieskończoności
jak stąd
do mojej ciebie
Pi., 20 july 2016
w przerwie meczu
klub kibica Jagiellonii Białystok
rozwinął sektorówkę:
"przepraszamy za
Jedwabne"
zapłakały Dżessiki
w ramionach wzruszonych Januszy
nad stadionem zakwitła
białoczerwona
tęcza
Pi., 12 july 2016
Jest takie miejsce między szkłem, taflą a tłem.
Na jeszcze jednego. Będzie pasował do zalewy,
zastawy i toastu, który jak jesienne zaklęcie
wyszeptam zanim twoje oczy mrugną zezwoleniem
- zagryź - więc biorę. Po omacku, trącając chrzan,
dłubię w niuansach aromatów zakotwiczonych
nie tylko w świeżości. Wyczuwam zgrubienia, kopry,
narośla, wieczne żylaki poniżej granicy wytrzymałości.
Och! Warto było cierpieć za pospolity błogi orgazm
na upijaczonej twarzy? Polejmy i nie pozwólmy
kisnąć we własnym sosie któremukolwiek z palców.
Chlup! W dziób! Chrup! Co złego to niech w ten ocet.
Pi., 8 july 2016
dawno tu nie padało. wiedz, że to sarkazm podlany wilgocią,
którą nam tu uparcie serwujesz ze swojej dyspozytorni
Wielki Niebiański Kontrolerze Środkowoeuropejskiej Meteo.
mało ci było tych wszystkich klęsk, plag tutejszych? ponoć
za nic nie da się ich pomylić z egipskimi, ale na wszelki wypadek
warto ci przypomnieć że to grubo ponad tysiąc mil na południe.
tam weź dmuchnij słotą. to tam każdy jeden deszcz przyjmą
z błogosławieństwem skierowanym wprost do twojego wewnętrznego
ucha, po to by pogłaskać słynne nadnaturalne ego. wieczna tęczo.
dobrze pamiętać że zbudowałeś nas na swoje podobieństwo
więc jest w tobie jakieś genetyczne wygodnictwo i nie chce ci się
sięgać w zakurzone rejony boskiej konsolety gdzie przyciski
nieużywane od kilku sezonów rdzewieją. powietrzne trąby, bałtyckie
tsunami, muśnięcie powodzią błota, które zatapla w sobie pół tego
ulubionego ci kraiku w mig mig. kusi, prawda? a moglibyśmy
przecież poprzestać na zwykłej mżawce, bryzie od mórz, tąpnięciu
dla zdrowia, gołoledzi. tylko kto wtedy napisałby do ciebie
kilka słów o pogodzie, których nie pomylisz z żadną modlitwą.
te szemrzą jak byle deszcz. kto tu komu wysyła mokre sygnały?
czytam z okien, szyfruję ścieżki kropel po liściach łopianu. stawiam
kropki w rytm twojego bębnienia. aż spuchną w następny grzmot.
Pi., 8 july 2016
w hierarchii skojarzeń na dziś, gładko umieszczasz mnie
gdzieś między darmowym wichajstrem do powiększania
zdumionych oczu, a bajglem na przyobiecane potem-potem.
tracę na znaczeniu, ale jeszcze tego nie zauważam.
jeszcze pławię się w luksusach przeszłości i udawanej
we dwoje pieprznej wersji mitologii. jeszcze nawlekam cię
na nić rozkoszy jak ten bonusowy koralik. jeszcze nurzę się
w intymnych iluzjach, przywidzeniach, mirażach za które będę
odpowiedzialny już tylko sam solo. jeszcze snuję jakąś przyszłość
w której pewien dżedaj na białym mercedesie wyrywa z ciebie
księżniczkę tylko po to by posłuchać jak wyje w tobie
niepospolita dzikość. otóż Leio - ten przyszły czas nie nastąpi.
już szkoda planowań. domyślny harmonogram emocjonalnego
dojrzewania wylądował w przegródce "przejrzyj gdy znajdziesz
jakąś moc". dowolny czas perfidnie unika znalezienia jak my
gdy podczas zabawy w chowanego najdłuższą frajdą było
nie dać się przedwcześnie odnaleźć. pogubiłem się na dobre,
utknąłem na wcisk. to przyzwyczajenie, to nawyk, to coś
na niby. niezauważalny, przeźroczysty, o temperaturze otoczenia,
o kolorach tła i bez choćby smaku nadającego chęć życiu.
już jestem fusem, który zadrży po raz ostatni. przy spłukaniu ust.
Pi., 9 february 2016
aż się zakotłowało zakurzyło
od tego dawania
rad
ja daję ty dajesz
on daje ona daje ono daje
my wy i oni wiadomo już co
i tylko brać trzeba z łapanki
złapać przytrzymać i dać
niech ktokolwiek ma
jak dają to bierz i w nogi
bo jak nie to będziesz miał dane
dane podlegają ochronie
a brane już na przykład nie
stąd być dawcą a być biorcą
jest mocno zróżnicowane
w punkcie dawczo-biorczym
gdzie nie wiadomo kto i komu
może oddać i odebrać
mam jedną radę której nie oddam
ale mogę wynająć - więc
skończmy z tym dodawaniem
z tym dobieraniem
zanim się pobierzemy i poddamy
lub odwrotnie
Pi., 29 january 2016
czy to jeszcze jest perwersja, gdy podglądana
chce być podglądana i chce wiedzieć: kiedy?; gdzie?
i przez ile to będzie błyśnięć tętna na sekundę?
ta dygresja rodzi się w milczeniu, gdy omijam
rozstawione kotwice; chylę czoła pod kolczastym
drutem; toczę klasyczne fokstroty przy ostrokole,
byle byś nie zauważyła, że jestem już pod twoją
powierzchowną ekshibicją na pokaz. wolę głębiej
wryć się w ślady po zdjętym gorsecie; odbić się
pod wgniecionym w skórę łona, ocalałym włosem;
skleić wargi ciałem moim. boję się dotrzeć do końca,
bo na początku mnie przecież nie było. amen.
Pi., 29 january 2016
są rzeczy, o których nie śniło się poetom. jeszcze
nie nadgryzione, nie przełknięte, nie przepuszczone
przez kwasy żołądkowe, okrężnicę, labirynty jelit.
i jest światełko w długim tunelu o niełatwym do określenia
charakterze. wejście to, czy wyjście - nie ma takich pytań,
których odpowiedź przeżułaby nas bardziej do siebie.
są miejsca, to o nich nie śni się kochankom. jeszcze
nie splugawione kanonadą pocałunków, eksplozją
bebechów, pełne trucheł motylich. nieruchomo tam,
i tu też w błysku apatia. jakby oczekiwanie na śmiertelny
zacisk mięśni Kegla było samym aktem ubezwłasnowolnienia
na życzenie. to nie głód i dżuma. to miłość nas pozabija.
są czasy, o których nie będzie śniło się zbrodniarzom.
jeszcze. ale to tuż za rogówką, za średniówką, za ścierwem.
w tych druciastych ostrużynach, gdzie deszcz naszego DNA.
i swędzi rdzą miejscowo na łydce, pod lewym żebrem. zastrzał
pod paznokciem co ma odwrócić trybunał ogonem, gdy ktoś
zapyta nas w końcu, dlaczego razem znaczy ciągle osobno.
Pi., 19 january 2016
szkoda że cię tu nie ma
ręce mam bezrobotne
odesłane od gorącej skóry
powykręcane od odjęć palce
jak kolejka po zasiłek
deputat na bonusowy świt
papilarne linie proszalne
do nikogo
w pamięci pełen wachlarz
zrostów zgrubień zmatowień
ale bez intymnych zbliźnień
i to jest w tym wszystkim
najboleśniejszym niczym
szkoda że cię tu nie ma
szkoda że mnie tu nie ma
w tobie
Pi., 19 january 2016
ze zderzenia
z rzeczywistością
wyszliśmy ledwo zarysowani
wyobraźcie sobie
jeszcze świeższy
lakier
Pi., 18 january 2016
tutaj wyglądasz
jak okładka pośmiertnej płyty
Cobaina - tej której jeszcze
nie widział żaden świat
wiem - to Blue Monday
inna baśń bajka legendarność
płaszczyzna ścieralna odarta do kości
łysa z emocji
pobieżna jak kałuża
stare przysłowie
jeszcze raz jak neon w próżni
że zmęczone ciało
nie kłamie
zmusiłem cię dziś
do prawdy krystalicznie zimnej
w każdej wiązce mięśni
tej co pod prąd
a nie z byle odczuwanym kłamstwem
ku obcej uciesze i własnej wygodzie
niby to tylko pot
a jednak pachniesz grzechem
jak duch nieukształtowanej jeszcze
świeżości
Pi., 12 january 2016
leżą
napełnieni po suche brzegi
uważać na przelew wylew zalew
na cofkę powrotkę
na drobne jakieś opady nawet
które
mogą wznieść
się ponad podziałami
się ponad wałów wałami
przepierzeniami cokołami fosami
kolczastymi z emocji drutami
przerywanymi liniami
jak stosunki
te wczesne te tuż po zimie
a jeszcze przed międzyludzką wiosną
przed obrączkowaniem
przed dzieleniem się na drobne
komórki zygoty płody
jak kurwa stosunki?
a wiesz że bez zmian
leżą
nawspominani po brzegi
na czas jakiś pusty szczerbaty spsuty
czas który się zacznie
od teraz do następnego
jeszcze raz
Pi., 8 january 2016
kiedy mowa
o rżnięciu
to istotne jest
zajęcie stanowiska
po odpowiedniej stronie
piły
a i tak
nikt nie gwarantuje
że mimo nagłej
nadwyżki trocin
nie będzie kurewsko
bolało
Pi., 5 january 2016
4000 lat świetlnych
od tutaj i teraz
znajduje się planeta
wyłącznie z diamentu
kiedy to odkryliśmy
stało się jaskrawe i jasne
gdzie podział się przepowiadany
raj kobiet
z czymś więcej niż ciekawość
poszukamy
analogicznego miejsca
dla siebie
po przeciwnej stronie
kosmosu
Pi., 30 december 2015
masz dzisiaj jedno wydarzenie
mówi do mnie mój elektroniczny
kochanek wróżbita i encyklopedysta
on wie
nie mogę sobie wybrać które
samodzielnie wpiszę w życiorys dnia
uwiecznię osobowością
nawiedzę odwiedzę trochę posiedzę
zanim wyjdę w inny login
w historii wydarzeń jest więcej
niż jedno po drugim trzecim entym
większość wciąż nieużywana
w wolnych chwilach lubię je układać
alfabetycznie albo długością przetrwania
kolorem nie - nie jestem żadnym rasistą
uważam że wszystkie przeszłe wydarzenia
są równe i nie należy ich przeceniać
lepiej niech już wszystkie pozostaną
bezwartościowe
Pi., 28 december 2015
w państwie prawa
i sprawiedliwości
czuję się trochę
jak mój milusiński
siedem minut po
sylwestrowej północy
niby głaszczą
niby tłumaczą
że to tylko niegroźne
fajerwerki niby
wierzę
ale nie mogę odnaleźć
swojej przestrzeni
we własnym niby
domu
Pi., 17 december 2015
wziąłem więc przykład
i posegregowałem tych co znam
i tych co znają mnie
uprzednio odpowiednio przemieszawszy
komorę losującą
wstrząśnięci nie zmieszani
tańczyć mi tu do moich piosenek dnia
tako rzecze mosoń wszechmogący
teraz oddzielnie tych od tamtych
ciebie od ciebie i obecnych od nieobecnych
rodzinę kuzynów królika od przelotnych znajomości na jedną noc
nieletnie od nielotów a zimne od gorących
białych od kolorowych (żeby się nawzajem nie farbowali)
pozytywnych od negatywnych
tu pójdą plusy a tam się wyrzuci minusy
i wreszcie
są oni - ci nieposegregowalni
nikt nie protestował
nikt nie wywijał statusami
nie tworzył anty-moich manifestów
nie zwoływały się grupy
nie konstytuowały się żadne fora
nie kolportowano antymosońskich memów
nie skandowano haseł przeciw temu piotru
coś nie tak
wygląda na to
że wszystkim zbyt mocno
ograniczyłem prawa znajomego
zablokowałem możliwość publikowania orzeczeń
oraz dostęp do podstawowych informacji
na mojej tablicy
jest źle jest bardzo źle
trzeba cofnąć dobrą zmianę
oto jeden ruch ręką
jeden klik jedna groźba że
"pięść podniesioną na mój profil się odetnie w łokciu"
i znów mam komu dyktować warunki
na hejtsbuku
Pi., 16 december 2015
wiesz, nauczyłabyś się mnie kiedyś na pamięć,
wepchnęła we wszystkie dostępne komórki nie zajęte pierdołami,
czasowo puste od wzruszeń, jęknięć, ziewnięć, mrugnięć.
te wszystkie napowietrzone, gdzie pizga wiatr od ucha do ucha,
nie mając punktu zaczepienia o jeden wspólny z Tobą atom.
wiesz, nauczyłabyś się mnie kiedyś dla wspomnień.
ale po co? nie lepiej zapomnieć? nie poświęcić nic?
odpuścić, odkręcić wszystkie wentyle bezpieczeństwa.
niech ucieknie cokolwiek. niech stworzy emocjonalne tornado.
wywieje wszystkie pocałunki, przemebluje jeszcze jedną miłość.
Pi., 15 december 2015
niektóre brudy się pierze
we własnym domu
powiedział Zdzisław
i za szczelnie zamkniętymi drzwiami
zabrał się za konkubinę
oj brudna żesz ona była
aż sobie pięści
upaskudził krwią
Pi., 8 december 2015
mieliśmy po czternaście lat
gdy wezbrała w nas chęć przygody
nie to że nie było jej dotąd
to że fala narastała kroplą
więc mieliśmy po czternaście lat
i zawadiacki pomysł na dorosłość
napisaliśmy list do samych siebie
którymi będziemy kiedyś tam
w jakimś niezwykle uporządkowanym życiu
ale żeby nie było łatwo chcieliśmy
ten list wsadzić do pancernej butelki
i posłać Odrą
w świat
istniała jedna szansa na milion
że list w butelce ominie wszystkie rafy wiry i zakola
że list w butelce przebije pływy brzegowe
że list w butelce zwiedzi Bałtyk, morza północne
i osiądzie na jakiejś gorącej plaży
za oceanem
my - czternastolatkowie z wizją
mieliśmy nadzieję na przygodę
ale nie mieliśmy odpowiedniej butelki
ani dość pieniędzy by kupić coś więcej
niż bełta z czarnym bykiem na nalepce
podobno potem była jakaś przygoda
ale ze wstydem muszę przyznać
że żaden z nas - czternastoletnich łowców przygód
nie pamięta gdzie podział się list
list po którym wciąż odbija mi się
siarką
Pi., 3 november 2015
warszawski Mokotów.
na ścianie jakiejś klatki schodowej
w przedwojennej kamienicy,
stoi kulfonami jak byk:
Adelajda jest fajna
pod spodem ktoś dopisał
i L e g i a
a pod spodem ktoś inny
i papież w imię ojcasynaduchaświętego też
następnie zdecydowanym charakterem pisma:
Soren Kierkegaard
a na to w tonie polemiki:
Kierkegaard, to ci ciulu mordę lizał
poniżej już odpadł spracowany tynk,
ale w obnażonych cegłach wciąż widać,
że ktoś miał głęboko wydrapane:
ale to Adelajda jest najfajniejsza
i dziś śpi u mnie
Pi., 13 october 2015
dziewczyna
do której prowadzą
wszystkie drogi
wychodzi ze mną
w ciemno
to może się skończyć
na przykład na lepko i w niej
law czy porno? jeden pies ogrodnika
byle w trzy de byle w ha de
byle nie byle jak
lub mnie nieznajoma dziewczyno
nigdy więcej
rozstajnych decyzji
już po końcowych napisach
nawet puste fotele
mogły zemdleć ze wstydu
Pi., 23 september 2015
w bibliotece
jest tak cicho i spokojnie
przerażona młoda matka
z nadpobudliwym czterolatkiem
przedszkole sobie wyraźnie nie radzi
- pani odbierze syna
gryzie
nigdy tu nie byli
nigdy nie byli wśród tylu książek
chłopiec jest w fazie
wybitnie poznawczej
na dotyk na dźwięk na natychmiast
ale
bo może się tu przecież wyciszy
w bibliotece jest tak cicho
chyba jednak nie
z głębokiego strachu wychodzą
bez słów
Pi., 23 september 2015
unia dzieli
120 tysięcy
uchodźców
120 tysięcy
uchodźców
dzieli unię
Pi., 22 september 2015
jest taka śliczna. zdecydowanie zbyt ładna, aby nasza
rozmowa przebiegła w poważnym tonie. bez stroszenia
resztek żałosnej samczyzny. obniżam głos - już znam
swoje atuty. wciągam nadwyżki siebie by się nie rozlać
- znam swoje passusy. jestem gotów zbłądzić gdzie zechce.
by porozmawiać skutecznie o intymności musimy najpierw
o pogodzie. stworzyć nam zdrowy, wielce neutralny kontekst.
przeczekać zapowiedź przeznaczenia na dziś; wyprowadzić
na spacer osobliwy punkt wyjścia: w izobary, jakieś celsjusze,
miligramy na każdy metr sześcienny dialogu. a jednak
niecierpliwię się. tu i teraz bardziej od plagi całodziennych
opadów chciałbym poczuć, jak się ma ta całkiem twoja,
zupełnie niemeteorologiczna wilgoć, gdy przerośnięte ego
podstarzałego samca przebija rzadko używaną skromność.
więc - kilka czerstwych żartów o nad wyraz mokrym deszczu;
tak. miód na duszę przy zmysłowej zapowiedzi przejaśnień.
w okolicach drugiej kawy możemy już przerozmawiać się bliżej.
wreszcie będzie hedonistycznie. niech mi się dzieje ciało twoje.
Pi., 10 september 2015
ten wiersz
zawiera
lokowanie poezji
w śladowych ilościach
jeśli cierpisz
na alergię
to odejdź
po własnych śladach
Pi., 8 september 2015
miłuj
bliźniego swego
jak siebie
samego
no chyba że jest
pedałem
żydem
cyganem
cyklistą
szwabem
ruskiem
indywidualistą
czeskim głupkiem
słowackim dupkiem
kibicem Wisły
kibicem Cracovii
murzynem co rozkocha nasze kobiety
arabem co zgwałci nasze kobiety
kobietą co nie daje na życzenie
kobietą co daje na życzenie
homeopatą - bo cholera wie kto zacz
meteopatą - tym bardziej miłować racz
trollem kibolem naziolem gorolem
muzułmaninem
wegetarianinem
rastafarianinem
weganem nad ranem
predatorem wieczorem
prawiczkiem lewiczkiem
przedliczkiem i policzkiem
pasywnym aktywistą i aktywnym pasywistą
winnym win i niewinnym niewin
chińczykiem koreańczykiem wietnamczykiem
- jeden przecież pies
nawet kanadyjczykiem
jeśli jakiś jest
miłuj
chyba że jest
kurwa inny
Pi., 1 september 2015
mówisz że mnóstwo tutaj złej energii. że wyraźnie widzisz
to w wirach, węzłach, rozgwiazdach. jakby za każdym rogiem
przycupnął kolejny Behemoth i rozziewał ujemne ziewy
niczym wspólcześnie nieuleczalne zarazy. to tylko nagie tło
po ludziach. domy z wyłupionym życiem. wietrzne mieszkania
z pogruchotanymi ścianami. nawet gips uległ gorączce
przeprowadzki pod przymusem. można wyobrazić sobie
walizki pełne gruzu z Polski. oby z tych podlegnickich
cegieł na wyziębionym stepie stanął solidniejszy fundament
dla nowego domu. w nim zamieszka stara rodzina. nieznani
nosiciele obcego języka, który tak dziwnie obijał się między
komunistycznymi blokowiskami a lasem. niby swoi ludzie.
ojciec - opiekun haubicy, który przestał powstrzymywać
rdzę, gdy uwolniły się łzy. matka w milczeniu zapiekła
tęsknotę za sobie takimi samymi. z Ałtaju, Nowosybirska,
Władywostoku i reszty miejsc, które tak samo wyciekają
ze wspomnień, jak malunki na ścianach wojskowego żłobka.
w wojskowym mieście, w wojskowym lesie. tutaj też step
jak nieznany poligon. tylko haubic brak. przedszkoli niet'
choć riebionków jakby wciąż więcej. one nie muszą zapominać.
dla nich kłębowisko losów, daleko za horyzontem, jest bajką
o zerwanym moście, o dobrym jak świeży chleb zakończeniu.
że nie dotykała ich dzika nienawiść do wszystkiego co sowieckie.
tak silna że jej eksplozje snują się po betonowej pustce do dziś.
w wirach, węzłach, w rozgwiazdach. kleją się do ciekawskich,
którzy odwiedzają Pstrąże w poszukiwaniu miedzi, butelek,
barłogów do kopulacji. których przyciąga żywa ruina. jak nas.
Pi., 28 august 2015
targa ich sześć a każda z innej
krainy mlekiem i miodem
ale palców wolnych jest dość
by posłać w świat
z tramwaju na Piazza Pavone via FB
kilka cierpkich słów naładowanych
barokowymi wyobrazami
spójrzmy zatem
(przeznaczone tylko dla osób
o stalowej wrażliwości. bądź żadnej):
proktologia
kolonoskopia
obmierzły
łuszczyca zgnilica ropnica
syf kiła i mogiła
kanałów rodnych łyżeczkowanie
kamyczków w moczowodach wysysanie
oj lepiej niech nastanie już amen
Matko z siatkami
jeśli jesteś jeszcze z nami
módl się za nasz
grzech
niech nas nie spotka
nań nieprzygotowanych
bądź tuż po bajecznie urozmaiconym
obiedzie
bulimia to tak nieestetyczny element litanii
o Bosche - zarzygane bambosze
efekt jest paskudnie zwrotny
lecz nie tak efektywny jak wyobraźnia
Matko z ordzewiałego tramwaju policz siatki
policz jatki kratki i sałatki
groszek z marchewką
bułkę tartą na bakier z masłem
wypowiedź cierpką wywołaną hasłem
tu wysiadasz
tu wysiadasz
tu wysiadasz
amen
Pi., 6 august 2015
ludzie listy piszą
coraz krótsze niekolorowe
satelity wirujące wokół świeżej dupy
słynny Dirty Dancing
przy akompaniamencie
głośnej klawiatury
w T9
zamiast cichej partytury
zaproszenie na party
z obowiązującym penisem na śniadanie
tu nie pada pytanie gdy wszystko jest jasne
i ocieka śliną zanim zaschnie w lepkość
ślinią ci się
misie pedomisie
ale cóż chcieć jeśli się wygląda jak zanęta
Joanna - elektroniczna przynęta
ściąga idiotów mała
choć majtki ściągać miała
tak wierzą idioci
w kraju gdzie wiara
stała się benzyną dla mas
trzy dwa raz
was? was?
od słowiańskiej Joanny wara
oliwkowym niepolskojęzycznym
trudno mieć bekę
jeśli się nie rozumie szlaczków
spod dubajskiego nieba
choć Dubaj też tylko o dupie blond
marzy
warto - raz na sto
się łatwiejsza Joanna
zdarzy
Pi., 6 august 2015
zawsze mówiłem, trzeba mieć jaja, by móc bez grymasu przełknąć
to co się przelewa. osuszyć jamy, bagna i jeszcze jeden toast.
za mnie, za ciebie, za kogokolwiek, kto się najbliżej nawinie
pod rękę. potem już tradycyjnie - dobrze znane przysięganie,
że to do usranej śmierci. powtórz, że na dobre, że na złe i że na
pomiędzy, o którym się dotąd nie pamiętało. te małe pudełeczka
- do nich pakujesz wszystko co najprzyjemniejsze. takie czekoladki.
nie rusz, to na czarną godzinę - obiecywałem, że ona nie nadejdzie.
kłamstwa mi w życiu wychodzą najprościej. te pamiętne kartoniki
powyciągane z kątów, pawlaczy, piwnic i lęków. nie nadążam
z przeprowadzkami. pudruję efekt i liczę każdy darowany zmierzch,
który nie przyniósł apokalipsy przy czterdziestu w osowiałym cieniu.
niech przyjdzie dzień, który warto przewiązać czerwoną wstążeczką
i zawsze mieć w pogotowiu. niech inni na nowo drukują kalendarze.
ja oddam ci się w imię odzyskane, niczym odmłodzony buk.
Pi., 4 august 2015
kobiety
dla was p r z y s z ł e m
zobaczyć Breżniewy
a nie ma
nie ma w was Wałęsy
nie ma nic Gierka
nie ma urody Gomułki
przysięgam
nie uświadczę w cymes lali
żadnego z brzydali
sam raj złoty porządek i niezbity wzornik śliczności
same klaudiekardinale i briżitebardo na wyścigi
w porywach merylin bez makijażu może
czasem ale też z figurą
jak Figura chociaż
jako wykwalifikowany poszukiwacz
brzydoty
czuję się skrajnie oszukany
pięknem po oczach
poszłyście mi po nadwyraz estetycznej
bandzie jak po brzytwie
Ockhama
skrapla się ten we mnie
stachanowiec - zachwyt
Pi., 1 august 2015
w niewypowiedzianym wierszu o tobie
będą filiżanki pełne szampana
i orzeszki podawane
przez osobnego kelnera od orzeszków
w ukrytym wierszu o tobie
będą podróże ale bardziej przerwy w podróżach
gdy zatrzymywaliśmy czas
na coraz głębszych poboczach
w najintymniejszym wierszu o tobie
nie będzie łez
wszystko będzie dobrem
będą nas spotykać same zasłużone przyjemności
będą mówić: cześć, to my! wasze nagrody!
jesteśmy tu specjalnie dla was!
bierzcie i czerpcie z nas wszyscy dwoje
teraz
ty zjadasz truskawki
i wysysasz krem z rurki
ja liżę ciebie i zapominam gdzie kończy się twoja skóra
a gdzie zaczynają moje wargi
to jedyny pierwiastek z obojga
wynajęty na nieskończoność plus
bo to jedyny wiersz
który nigdy nie wychodzi z ciemności
z czterech ścian
i z najskrytszego z tych tajnych brudnopisów
oto mieszkaniec twojego łona
który został wszeptany do wewnątrz
moim językiem
Pi., 31 july 2015
pan wzywał egzorcystę
czy od razu grabarza?
księżyc tak wali po oczach
na okrągło
że można nie tylko drzwi pomylic
ale i intencje
więc jeśli pan kurwa pozwoli
to sobie grzecznie
drzwiami przypierdolę
wychodząc
pan wybaczy póki
jeszcze jest jakieś wyjście
i póki księżyc rozstawia cienie
pokątnie a jak nie to po omacku
se pan chmury macaj
jak już spać nie możesz
Pi., 24 july 2015
dawno mnie tu nie było
co u was? nowe znajomości?
stare strzykanie w kolanach?
słychać
bo milczycie
taki czarny humor
w bramie cmentarza
który bawi co najwyżej mnie
bo i żona (słyszała to już
- niech policzę - osiemnaście razy)
patrzy już tylko z niemaskowaną niechęcią
przydaj się zamiast głupio dowcipkować
bądź stosowny i zapal w końcu ten znicz
- dziękuję ale to dlatego rzuciłem palenie
by nie walczyć z cmentarnym wiatrem
o ogień
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek
6 may 2024
Taking RevengeSatish Verma
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
Izerska rzekakalik