smokjerzy | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (18) Poezja (378) Proza (17) Fotografia (127) Pocztówka poetycka (3) Dziennik (84) |
smokjerzy, 2 kwietnia 2019
w wannie
staję się ciepłą wodą
która paruje wierszami
bez aspiracji
i puenty
smokjerzy, 26 września 2018
drzewa domy i sarny pędziły w przeciwnym kierunku
chłopak siedział uwiązany do smartfona
jego chude nogi podrygiwały w takt prawdopodobnej melodii
reszta ciała była nieobecna
w odróżnieniu od czasu teraźniejszego który zapychał nosy
nieświeżym zapachem czosnku zmieszanym z czymś niemożliwym
do określenia pulchna staruszka z nieodległej strony świata
pracowicie opróżniała plastikową torbę szeleszcząc i mlaskając
myślałem o kominku rozgrzanej lawendzie tobie
i bilecie w jedną stronę
tylko nie wiem w którą
smokjerzy, 10 maja 2018
kiedyś dni były dłuższe
i odmieniałem je
przez wszystkie możliwe przypadki
czas przypominał młodego kota
w pogoni za wiatrem w liściu
słońcem w motylu
chleb niczym nauka czytania
smakowałem go litera po literze
słowo po słowie
sens zdań ujawniał się w beztroskim zapachu głodu
który mógł być zaspokojony
woda
krystaliczny śmiech dziecka
obmywała duszę ciało
każda kąpiel stawała się spowiedzią
i oczywistym rozgrzeszeniem
dziś
w świecie niejasnych kalkulacji
ucieczek od siebie donikąd
i coraz trudniejszych powrotów
dziękuję ci za to
że jesteś
jak pierwszy dotyk
jak pierwszy smak
smokjerzy, 18 czerwca 2018
poszarzały okna
deszcz pada za deszczem
szare myśli mokną
i coś jeszcze
jeszcze
czas przysnął więc stoi
smutniejsza niż wieczność
rośnie we mnie twoja
szara nieobecność
już jej nie pomieszczę
pootwieram okna
wyszeleszczę deszczem
a ona samotna
cichutko i grzecznie
zamieni się w sprzeczność
jedynie obecną
piękną nieobecność
pada deszcz za deszczem
i jeszcze
coś jeszcze
smokjerzy, 12 stycznia 2019
tak cicho
że nawet milczenie
intruzem
i nagle ślad stopy
wybucha
smokjerzy, 9 stycznia 2019
potykasz się o słowo
tu i ówdzie wytarte
zapewne od nadmiernego używania
gdzie indziej wyszczerbione
jakby ktoś usiłował wyrżnąć z niego kilka znaczeń
najpierw są usta ułożone w kształt wyznań
potem te same usta wypełniają się krwią
która wabi wrzeszczącą czerwienią
następnie oczy
dwa czynne wulkany gotowe rozlać się
po bezdrożach papieru
zmienić go w pośmiewisko
a wtedy zblaknąć z łakomstwa
z przesytu
jest zaślepione okno z nadzieją na widok
i dom którego nie można opuścić
bo jeszcze nikt nie wymyślił drzwi
są drzwi ale bez potrzeb
i klucz który chciałby coś w końcu otworzyć
jednak nie potrafi przekonać do siebie
żadnej dłoni
i nagle słowo śpiewa
tak pięknie
że bóg pośpiesznie porzuca wszystko
by nie zważając na brud
przenieść wieczność tylko w to słowo
wschód słońca tak nagły że właściwie już zachód
cztery rzędy uśmiechu uzbrojone po zęby
matka dzieciństwo bracia i sonet
pełnia księżyca i szczęścia
otwarta rana świątyni z dwójką wyznawców
tysiącem dzwonów
ślina i pot mleko i gówno
zdziwiony czas że go właściwie nie ma
ból który nosi znamiona świętości
lecz także ucieczki
słowo wciąż śpiewa
ty piszesz
o rany o boże o kurwa
przeważnie tyle
zostaje z twojego wiersza
smokjerzy, 12 sierpnia 2018
gwoździe przerdzewiały
rozpadły się w pył
a Jezus wciąż obejmuje niebo
i nie odchodzi
smokjerzy, 29 listopada 2018
pcham słowo pod górę
wraca lawiną
przetaczając się po mnie
jak walec
lecz przede wszystkim
po tobie
pcham słowo pod górę
smokjerzy, 18 października 2018
pracowity pająk - świt
utkał mgłę nad ogrodem
i łapie w nią słońce
w złotych exodusach umierają liście
w szeptach i szelestach milkną kroki
tęsknota żurawia tnie ciszę na pół
aż lato po raz ostatni otworzyło oko
lecz tylko po to by westchnąć
i znów zasnąć
dobrze
że w nas wciąż światło
smokjerzy, 7 czerwca 2018
za oknem
czarne stuka w niewiadome
w kobiecej twarzy z płynnego szkła
niknące mgławice miast
tuż obok zaślinione palce
łykają książkę
jak obiad konieczny
jaskrawoczerwone paznokcie
rozdrapują czas
z otwartych ran półsnu obojętnie
sączy się teraźniejszość
bez sensu smaku
i końca
smokjerzy, 14 listopada 2018
plamka czystości
na wszechobecnym brudzie
bez prawa
do ułaskawienia
smokjerzy, 15 maja 2018
ręce
sugestywnie wyciągnięte
ułożone w szept
podejdź
dotknij
smakuj
włosy całe ze światla
i to spojrzenie
ciepłe jak wiosenny deszcz
uśmiech
zniewalająco przeźroczysty
przesączam się przez nią
głodny duch
przez kryształową szybę
znika
lecz cóż innego może
figura z powietrza rzeźbiona dłutem
znużonej wyobraźni
smokjerzy, 17 maja 2018
na strychu tego świata
żyją myszy kurz proste modlitwy bywa kot
bywam ja
są tam dwa okna z widokiem na ciszę
otwarte wyłącznie na siebie
bez szyb sensu ale z wiarą w cud
jest dziura w dachu
dla deszczu ptaka i ucieczki
w stetryczałej szafie drzemią blizny
gdy uchylam drzwi
starość sypie się jak popiół
warczy ciemność
w popękanym lustrze
na stałe zamieszkał kulawy stół
w blasku świec
śpiewając do tańca pajęczynom
ćmom kotu i mnie
zasiadają przy nim przeciąg z wiatrem
na strychu tego świata
zakurzone jaja wysiaduje czas
wykluwają się niezdarne wiersze
smokjerzy, 28 stycznia 2019
pół twarzy w wymuszonym sojuszu z otwartą dłonią
pod łokciem wyczuwam ledwie uchwytny puls lasu
( prymitywne oszustwo wyobraźni a jednak
realny zapach żywicy przenosi mnie na sam koniec pamięci )
wewnętrzny parapet z konstelacją światełek wariujących
w butelce po cheval des andes nie wiem
skąd przeświadczenie że gdy zabiorę ją stamtąd
skończą się święta tuż obok trzy doniczki z roślinami
których nazw nigdy nie spamiętam łagodzą kontrast
pomiędzy klimatami sprzed i zza szyby
niemal niezauważalnie przechodząc w kościstość dębu
i enigmatyczność świerkowych gałązek rozganiających
wścibskie plamy szarzyzny
stojąca lampa z pokornie pochyloną głową i blaskiem
gotowym zmieszać litery w dowolny tekst
dodaje sensu związkowi staroświeckiego fotela z okrągłym stolikiem
na którym płaczą dwie przytulone do siebie świece
odbiegająca stylem i urodą sofa rozpycha się i kradnie tlen
roztaczając wokół aurę niezastąpioności
za plecami na półce zasłaniającej ścianę milczące rzędy książek
gotowych krzyczeć gdy tylko odwrócę głowę
kominek po brzegi wypełniony trzaskiem ognia
beczka starsza od wszystkiego
tajemne miejsce spotkań okolicznych myszy
szmaciany kot w paski o nienaturalnych kształtach jamnika
sękata szafka tak pełna przeszłości że otwieram tylko
w chwilach najwyższej potrzeby obraz na ścianie
kicz doskonały wazon polne kwiaty paź królowej ptak
zaciskający szpony na ołówku
na stopach głowa psa ciężka od ciepła i snu
kawa dawno już wystygła
nieobecność
o tak wielu imionach że bezimienna
nieobecność
w każdej komórce w każdym atomie ciszy
nieobecność
betelgeza w przełyku
smokjerzy, 6 kwietnia 2018
po drugiej stronie
wiecznie głodne nie wiadomo co
nie daj Boże to samo co tu
( gdzie klucz waży więcej niż drzwi
a ja z ledwością dźwigam brzuch
i sumienie )
nie
nigdzie się nie wybieram
wycisnę z kawy
ostatnią kroplę smaku
krew przemienię w kiepskie wino
z premedytacją przekroczę
dopuszczalny limit grzechów ciężkich
i zgniję
spokojniej
niż przeterminowany liść
może
gdy upadną religie
a klucz okaże się pustą modlitwą
do nieistniejących drzwi
jakoś to będzie
smokjerzy, 16 listopada 2017
wtopiony w gęsty koloid ciemności i sztucznego światła
słuchałem cichych rozmów myszy z rozstrojonym pianinem
wydawało się że noc stoi w miejscu a każda kolejna sekunda
jest w stanie pomieścić wszystko oprócz mnie
powoli acz nieuchronnie ściany zmierzały ku sobie
miażdżąc powietrze i wyciskając z niego cały tlen
drzwi były zamknięte bóg nieobecny a świt mniej dostępny
niż wątpliwe granice wyobraźni
próbowałem wydestylować z siebie ból -
w sprasowaną przestrzeń uderzyły kawałki płuc
i nasączony krzykiem śmiech lecz tylko półcienie sufitu
reagowały szyderstwem zdziczałego tańca -
a on pazurami wczepiony w żywą tkankę ciała warczał
bez ciebie nie odejdę - nie
dźwięki poloneza fis-moll rozszczelniły noc
wrażliwością genialnego artysty obnażając metafizyczną strukturę łzy
która pojawiła się nagle i znikąd
ktoś włączył radio - może jednak bóg
smokjerzy, 25 lutego 2018
jest mała dziurka w drzwiach
mnóstwo chętnych kluczy
i garstka cwanych interpretatorów
niejasnej instrukcji obsługi
są okna z widokiem na niebo
o wielu kolorach
i jeden rozczłonkowany Bóg
jest kilkuletnia Mariam
z twarzą niedowierzającego anioła
i rączką wciśniętą w martwą dłoń matki
jesteś ty i jestem ja
czy aż tak bezwstydni
żeby godzić się na wszystko
smokjerzy, 29 listopada 2017
długo nie działo się nic
aż nagle Bóg spuścił światło ze smyczy
w przestrzeń pomknęła sfora cząsteczek nieokiełznanej radości
czas odetchnął i zrzucił szare łachmany
w oczach kwiaciarki zakwitły słońca przywracając krążenie tam
gdzie zdawało się
już tylko bezruch i martyrologia
stary korzeń wezbrał początkiem i końcem
w kwiaciarce rozchichotały się stokrotki roztańczyły motyle
a wybuch jej serca głośniejszy niż strach
uzdrowił słyszenie
więc przybiegłem
więc jestem
jak mapa która dopiero się tworzy
woda którą znów można pić
bądź mi naczyniem
a zagotuję się w tobie
smokjerzy, 23 lutego 2018
twarz
stan przejściowy
zmarszczki i cienie poukładane
w domyślny ciąg dalszy ( nastąpi )
trochę inna niż wczoraj
ta sama co zawsze
w świadomym oku wciąż błysk narodzin
( złamana rzęsa )
z półprzymkniętego wypływa zbiorowa dusza
wszystkich kolejnych dat
wlokąc za sobą wnętrzności czasu przeszłego
nos chorobliwie czujny
usta już bez pamięci
można wycisnąć z nich uśmiech
jeśli ktoś zechce
uszy
kogo obchodzą te dziwne uszy
po prostu są
taką oto diagnozę
postawiło mi lustro
gdy przymierzałem do szyi
brzytwę
smokjerzy, 20 listopada 2017
a gdy odejdę to nie do gwiazd
na co mi blichtr zbyteczny blask
wystarczy dół i ziemi pył
krótka notatka (tu człowiek był)
kiedyś odżyję w rajskiej jabłoni
spoczniesz w jej cieniu perłę uronisz
a ja nieśmiałym gałązki dreszczem
i liśćmi ciszę swą wyszeleszczę
czujesz - jestem - kocham - nie płacz
smokjerzy, 9 lutego 2018
tak
jak szept
w którym nagle
zbiegły się wszystkie nadzieje
kat
jak nie
w którym nagle
rozpadło się czyjeś życie
akt
jak bóg
w którym nagle
dokonało się stworzenie
tka
jak mim
w którym nagle
zrodziła się potrzeba mowy
kta
jak bezsens
w którym nagle
kształtuje się to pytanie
ile waży słowo
smokjerzy, 3 grudnia 2017
jeśli przyjąć że życie
to kawał drewna w którym
każdy z nas już od pierwszego dnia
rzeźbi siebie
to ja
wystrugałem wariata
smokjerzy, 13 grudnia 2017
kobieta
na drugim końcu powietrza
tuli do piersi zwłoki dziecka
jej oczy umarły
i tylko dłonie czegoś tam jeszcze szukają
w zakurzonych włosach
na tym samym końcu powietrza
mężczyzna czołga się w stronę własnych nóg
leżą przywalone gruzem
równie nieosiągalne jak (k)raj
z naszymi małymi chciwymi płucami
smokjerzy, 5 grudnia 2017
Kolejny zmierzch wypada z rąk
W obsydianową ciszę nocy
zastyga czasu przemijanie
Żaglowce senne odpływają
Ślepiec solną perłę utoczył
roziskrzając mapy złotych łąk
Tu wszystko jeszcze jest możliwe
(istnienie to czy nieistnienie)
Tu Bóg nie wypowiedział Słowa
Wędrowca nie przeczuwa droga
Tęsknotą szeleszczą przestrzenie -
ptak nie wyśpiewał jeszcze skrzydeł
Chciałbym tak trwać wciąż oderwany
od nocy i dni już nazwanych
I aby w tym znieczuleniu
w tym szczęśliwym nieprzebudzeniu
pozatrzaskiwać wszystkie bramy
(za bramą świt rozkrwawia rany)
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 maja 2024
Amatorzy antychrystówkb
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis
14 maja 2024
Z dymem pożaruMarek Gajowniczek
13 maja 2024
PozostałośćArsis