Margot, 31 december 2010
Schodził buty Stary Rok,
zmarzł na kość tej zimy.
Więc my zróbmy mały krok.
W Nowym się zbudzimy.
Nowy wiersz (choć rym też stary),
dziś życzenia składa.
Życzę wszystkim więcej wiary,
kiedy noc zapada.
Gwiazd, gwiazdeczek, baloników,
rakiet księżycowych.
I tych marzeń na koniku,
w obłokach gotowych.
Wyobraźni, co sprowadza,
na cieplutkie morza
(nawet mi tu nie przeszkadza,
nad Bałtykiem zorza).
Chodź dziś starzy, jutro młodzi,
wiosnę poczujemy.
Ech kochani! Co nam szkodzi?
Z życiem wszak płyniemy :)
Margot, 30 december 2010
Wokół mroczna cisza wisząca granatem,
gwiazdy gasną ukłute brutalnością słowa.
A za drzwiami przestrzeń nazywana światem,
która dzień kończy lub znaczy od nowa.
Ciche kroki, co chodnik szybko przemierzają,
martwy cień pod ścianą czai się jak złodziej.
A za domem ułudne błękity czekają.
Dzień jak wczoraj płynie i noc płacze jak co dzień.
Spadną gwiazdy przekłute na ramion promienie,
świat się zmieści w klepsydrze sypiącej popiołem.
A za drzwiami zostanie niepewne westchnienie,
o stół pusty oparte pomarszczonym czołem.
Margot, 30 december 2010
Jakże powiedzieć to, co tak boli i cieniem kładzie ostatnie noce?
Jak światu wyznać ból urodzony sercem, co ginie w wielkiej trwodze?
Jak patrzeć w oczy, by łez nie widzieć, co cicho siedzą w kąciku oka?
Jakże powiedzieć, chowając zmarszczki, że przepaść ta jest nazbyt głęboka?
Gdzie lekarstw szukać i takiej gliny, co zlepi serca ostre krawędzie?
Gdzie rozpacz schować i ukryć trwogę i gdzie odnaleźć zgubione szczęście?
Jakim się poddać biegom losu, by spod nóg przepaść usunąć na zawsze?
I jak się budzić spokojnym rankiem, chowając w sobie strzępy najkrwawsze?
Jakże powiedzieć to, co tak boli i spać nie daje i wciąż tak dręczy?
Jak światu wyznać ból urodzony sercem, co leży gdzieś tam pomiędzy,
gdzie życie kończy się, choć powinno w połowie drogi otwierać bramy?
Jakże powiedzieć, chowając zmarszczki, że może księgę dziś zamykamy?
Pozwól mi Panie znaleźć odpowiedź. Nie każ monetą rzucać losu.
Pójść tam, czy wrócić? Czy szukać drogi? Czy może tego we mnie głosu,
co drży jak struna poruszona, gdy ją wiatr dotknie zbyt blisko, boleśnie?
Pozwól mi Panie odnaleźć ciszę, w tym zagubionym ogromnym mieście.
Nie każ mi znosić butów znoszonych, lodem ogrzewać zmarznięte dłonie.
Zapal mi Panie ostatnią z latarń, niech się w jej blasku łagodnym schronię.
Milczysz. Jak mam rozumieć... Słyszę dzwon, co sercem bije z tej małej wieży.
I łez nie widzieć. I szukać lekarstw. Upaść, wstawać i z życiem się mierzyć.
Margot, 23 december 2010
Początek zimy, to taki czas,
kiedy malutko tutaj nas.
A poezyi sedno tkwi,
w ciastach, pieczeniach i cieple dni.
Z gwiazdką, co jutro nam zaświeci
i prezentami i śmiechem dzieci,
z talerzem, który czeka na gości,
dzisiaj Wam życzę dużo radości.
Pomysłów nowych, niechaj się zdarzy,
samych ciekawych komentarzy.
Książek, książeczek i tomików,
byśmy wydali wszyscy bez liku.
A że czas goni, do kuchni woła
(przez kilka dni kobieta, to pszczoła),
więc wszystkim razem, szczęścia, słodyczy,
kochani... Wiecie, kto Wam życzy :)
Margot, 21 december 2010
Nieskromnie rzeknę, żem globtroterka,
bywałam w Paryżu i Rzymie.
Raz nawet wpadłam na pokerka
(rozbieranego) na Krymie.
I znajomości liczne zawarłam
(pan X, pan Y i inni panowie).
W Hiszpanii serce rozdarłam,
zahaczając o most w Kordobie
(przęsła stalowe i cień don Kichota
i żal ubogiego rycerza.
Więc zaraz wzięła mnie ochota,
co prosto w serce uderza).
I nawet (tu się czerwienię) przygody,
a wszyscy zawsze z wyższych sfer.
Miss podkoszulka, miss morskiej wody,
gubernator pola i zagrody mer.
I te spotkania w licznym gronie
(kwitnie me życie towarzyskie).
Z Afryki wracam-tam niebo płonie,
a tu góry (śniegu), lecz bliskie.
I bliskość grzeje monitora.
Raz nawet pewien pan mi rzekł:
w moim zastępstwie użyj termofora,
wszak jest internetowy wiek!
Margot, 13 december 2010
przeciągnęła się niedbale jak kotka
odkrywając ramiona
w których czekał niewinnie
apetyt na siódme niebo marcowe
mruczał tuż przy uchu
łaskocząc delikatnie wyobraźnię
wschodziły słoneczną
pieszczotą wzgórza
promień podnosił spojrzenie
na dolinę której zagłębienie
kusiło obietnicą źródła
zszedł miękko rozgrzanym zboczem
bez pośpiechu zrywał niezapominajki
do koszyka w którym czerwone jabłka
pachniały cudnym grzechem
Margot, 12 december 2010
otworzyłeś drzwi pytając
kim jestem skąd przyszłam
może tylko zwiewnym obłokiem
ptakiem przelotnym w podróży
lub ulicą której gwar rósł wesoło
w ciszy domu
opuściłeś próg samotności
prowadząc mnie schodami
w górę na prawo
gdzie nikłe pastele czekały
malarza pejzażów
mgły siedziały cichutko
przy rosach i trawach
słoneczniki spały ziewał poranek
pies za domem szczekał leniwie
na czas
malowałam niebem ptaki przelotne
i ogrody różane
w oknach kwitły malwy
budziły się słoneczniki z mgieł
schody coraz częściej skrzypiały
gwarem ulic
tylko pokój na lewo
wciąż był zamknięty
powiesiłeś klucz wyżej pejzażu
nie umiem namalować drabiny
więc gasną róże ze świtem i słoneczniki
w kominku stygną iskry na listach
a ty przesyłasz pocałunek
zimniejszy od śmierci
Margot, 10 december 2010
chciałam zobaczyć błękit w oczach
i czas co płonął dzikim zachodem słońca
parząc usta nienasycone wilgocią świtu
farby mieszane przez wiatr chorągwie
poczuć dłonie policzki zrumienić
wypełnić przestrzeń w oknach
może jeszcze park i liście
powiedziałeś-nie mam twarzy swojej
nie mam imienia na wieczór na jutro
może na kiedyś wyłamane wskazówki
odkryją kształt ust może jeszcze dotyku
może nie ścichną kroki na drodze
wtedy poszukam odbicia
Margot, 9 december 2010
kiedyś biegaliśmy szukając
naszych ścieżek
w zagłębieniach serc
w nadrannych modlitwach
w zgiełkach ulic wypełnionych
chłodnym oczekiwaniem
zbieraliśmy ślady spojrzeń
wskazówki zegarów
pchając niecierpliwie do przodu
czas biegł przed nami
wciąż za daleko drogi
powiedziałeś-chodź
poszukamy ostatni raz słońca
nazbieramy garść promieni
może jeszcze kawałek księżyca
może gwiazd na sen na dotyk
zanim schody nie zaczną
skrzypieć smutkiem kroków
zanim dzień
Margot, 8 december 2010
kiedy zapukałeś do moich drzwi
wypełniła się przestrzeń
opisana wilgotnym spojrzeniem
powiedziałeś-chodź posłuchamy
tej ciszy póki trwa
nim rozjedzie ją z krzykiem dzień
nazbieramy jej pełne kieszenie
może jeszcze słońca i kwiatów
może nazwiemy ją
odgłos kroków zostawimy
obojętnym chodnikom
może garść ciszy wpleciemy
w dotyk na potem
w spojrzenia na jutro
może opowiemy o niej ptakom
powiedziałeś-chodź
dziś wszystko się uda
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek