Margot, 14 may 2011
Ciągną niebem ociężałe chmury,
szarość w granat powoli się zmienia.
Nastrój cieniem kładzie się ponurym
i wiatr wstaje, jakby od niechcenia.
Najpierw cichy, nabiera rozpędu,
szarpie liście, jak strunami harfy.
I wypada nagle zza zakrętu,
z parasolek robiąc sobie żarty.
Chmury lecą na karku złamanie,
na pół cięte piorunów ostrzami.
Z wiatrem ziemię biorą we władanie,
patrząc z góry mokrymi oczami.
Gną się drzewa w pokłonach tej mocy,
ogień znaki zostawia na korze.
Dzień podobny się staje do nocy
i nie widać niczego na dworze.
Cichnie nagle, jak nagle pojawił,
nikną chmury i nastrój powraca.
A na niebie artysta się zjawił,
co kolory wesołe przywraca.
Parasolki w kałużach kołyszą,
trochę liści co z wiatrem tańczyły.
Dzień powraca znów spokojną ciszą
i usypia zmęczony, bez siły.
Margot, 24 april 2011
poza lustrem kwitną żonkile
i słońce przymrużone powieką
siada na rzęsach
w półuśmiechach nawet zdania pewniejsze
a mocne dłonie oparte o stół
pokazują białe kostki
poza lustrem niestrudzone dni
rwą na strzępy niesforne myśli
a sukienki w kolorach kwiatów
tańczą na łąkach
i tylko rosa błyszczy na policzkach
czerwieńszych od maków
poza lustrem pewność siebie
pełną klatką chowa spłoszone ptaki
co krzyczeć nauczyły się językiem
z wysp wielkanocnych
Margot, 17 april 2011
słoneczniki kwitną tylko
na obrazie
moje umarły nim zdążyły ożywić
skrzypiącą furtkę w pochylonym płocie
*
w ogrodzie malwy zaglądały do okien
zazdroszcząc słonecznikom w pękatym wazonie
pan zrywał je naumyślnie
żeby prześcignąć słońce
a potem niedbale skubał kwiaty
wieczorem ujarzmiał pnącza dzikiej winorośli
i poziomki do ust wkładał zaglądając w oczy
wtedy pąsowiałam a pan róże rysował i plany
pierwszy pocałunek skradziony poziomce
czerwienił się długo smakiem
drugi obiecywał ich garście
trzeci mieszał krew wino i farby
pan w kapeluszu na ganku siadał
z nieodłączną paletą barw malował akt
odwagi starczyło na tło i pozłacane ramy
więc skryłam się w dzikiej winorośli
nabierając cierpkiego koloru
słoneczniki zdziwione szorstkością dłoni
coraz niżej pochylały głowy
i malwy przestały zazdrościć pękatym wazonom
a potem przyszła jesień w rdzawej szacie
pan zgubił parasol ja klucz do ogrodu
*
słoneczniki kwitną tylko
na obrazie...
Margot, 16 april 2011
jeszcze słyszę jak cięciwa
przecina powietrze
i tarczę wystawiam
na cios powrotny
zbroją kruchą okryte ramiona
łatwym celem bystrego łucznika
co kryje się pomiędzy
w koronach drzew
śpiewne ptaki gubią instynkt
i lecą wprost
jakby sidła nie istniały
ani obce gniazda
pragnę schwytać je
nim trafione spadną pod nogi
Margot, 15 april 2011
Jeśli przyjdzie pożegnać te wiersze,
co przez rok powstawały nieśmiało,
nie odpowiem, czy uczucie to pierwsze,
czy też drugi raz serce mi drżało.
Zamykałam w nich moje tęsknoty,
czasem lęki, co nocą wychodzą.
I zwiedzałam świat pełen przygody
i widziałam jak gwiazdy się złocą.
Warkoczami po niebie i burzą,
biegłam piórem nad rwące strumyki.
Czasem byłam delikatną różą,
którą wiatr potrącał zimny i dziki.
Kół pociągu rytm równy zawoził,
raz nad przepaść, raz wznosił wysoko.
I na polach żniwiarz trawę kosił
i rzeka wylewała szeroko.
Jeszcze chata malwą pachnie przy brzegu,
jeszcze ogień skacze ciepło po ścianach.
Ale mi już rankiem nie jest do śmiechu,
gdy zamykam tomik wierszy na kolanach.
Jeśli przyjdzie pożegnać te wiersze,
wiem-po latach otworzę szufladę.
Znów zapytam, czy uczucie to pierwsze.
Znów wspomnieniem do ciebie pojadę.
Margot, 13 april 2011
zanim jeszcze cokolwiek powstało
już patrzyło zza firanek
mgła pozwalała na chybiony strzał
a wiatr ten wiatr przekorny
plątał słowa unosił rzucał
szmaciane kukły na polach
tylko wróbli wyrzutem sumienia
plewy plewy plewy
rozsiane zboża nie doczekały chleba
za to w słońcu obiecywały
zapach pszeniczny bochnem
i solą ziemi
dla wędrowca dwoje oczu
wskazówką okna
gdzie groty lśnią blaskiem księżyca
zanim jeszcze cokolwiek powstało
nienazwane odeszło w krótkich spodenkach
Margot, 13 march 2011
Znów ten świt chłodnym budzi dotykiem,
wilgoć w krople zamienia spojrzenie.
Taflę lustra ktoś przeciął rzemykiem,
pod nią wiszą na rzęsach półcienie.
Blade usta słowem niepieszczone,
ledwie wiatr łapią w żagiel języka.
Maszty łamiąc się, patrzą zdziwione,
jaka moc wirów potężna i dzika.
Marszczą taflę dni sine i deszcze,
kosmyk włosów odgarniasz w zatokę.
A po wodzie przebiegają dreszcze,
które słońce budzi złotookie.
Łódź zniszczona dobija do brzegu,
gasi dzień zmierzch nawykły do cieni.
Pęka lustro, jeszcze pełne grzechu,
noc księżycem po niebie się mieni.
Margot, 8 january 2011
kiedy pojawił się owej nocy
właśnie zaczynały zakwitać
hiacynty narcyzy i tulipany
podrzucał do mojego ogródka bukiety
które koiły ziemię zmęczoną zimą
potem wchodził z zaglądającym do okna bzem
stawiał w wazonie słoneczniki
i czasem wieczorem budził
cudnym zapachem maciejki
odurzona błądziłam w gwiazdach
z księżycem byłam na ty
chmurom nadawałam kształty obrazów
co w sen wchodziły bez pukania
i z wiatrem śpiewałam w parkach
kładąc na złotych liściach westchnienia
*
powoli gubiły się zasuszone kwiaty
słoneczniki zawstydzone opuściły słońce
a księżyc nie miał czasu zaglądać
potem przyszła pani w kaloszach
siadając obok mnie na ławce powiedziała
że chętnie pożyczy parasola
teraz we dwie siedzimy
czekając na pierwsze przebiśniegi
Margot, 2 january 2011
Jak wiatr skrzypiący drzew koronami
i cierń głogowy pod paznokieć wbity,
tak smutek mój sypiący łzami
i żal pod krzywym lustrem skryty.
Jak nocna burza targająca morzem
i fal spienionych krzyk zabitej mewy,
tak rozpacz ma idąca bezdrożem
i ból rzucony bez potrzeby.
Jak deszcz co smętnie w szyby dzwoni,
wołając pieśń żałobną niemo,
tak tęsknot czaru nie dogoni,
świtem błękitniejące niebo.
Margot, 1 january 2011
nie głaskały mnie twoje ręce
a kołysanki nosił czarny kruk
wydziobywał sny jasne
a niebieskim oczom dodawał urody
granatem i burzą
nauczył mnie strzelać piorunami
a potem ze skrzydeł zrobił skorupę
czasem wypadały z niej groszki
(raz mi kupiłaś w plastikowym
zajączku za pięć złotych
wyrzuciłam)
nauczono mnie biegać po miastach
zimniejszych od ciebie
w jednym założyłam gniazdo
które zbudował kruk
twierdza z pisklakami
w środku słońce
w oknach stalowe zasłony
o które rozbił się samiec piskląt
do dziś nadopiekuńczość
drży o każdy lot do nowych gniazd
opierzonych już ptaków
a ja wciąż stoję na tej polanie
w zdartych bucikach i zbieram groszki
*
kiedy napisałam córkom kołysankę zrozumiałam
że ciebie nikt nie nauczył śpiewać
dlatego kiedy dzwonisz
zawsze jestem
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga