gabrysia cabaj | |
PROFILE About me Friends (62) Forums (1) Poetry (317) Photography (24) Postcards (6) Diary (100) |
gabrysia cabaj, 28 june 2013
Nie klikam w „To lubię”
nie strzępię języka – ja tutaj żydzę
w myśl przysłowia: kochajmy się..
Kiedy przynosi morze kopru
na biały stolik, wtedy odpływam
Ktoś mi odwraca rzeczne kleksy,
pod nos podsuwa Piękne Istoty.
Coś tu nie pasi, że świerszcz
to konik,
i dziwnie tak czytać: Creatures.
Koper odmierzam po trzy garście,
po cichu
kładąc się w brzuchu mężczyzny
i mruczę na pomysł
wody z ogniem,
jakby to było synchronicznie -
a tu mi oddech złóż
na karku,
niech będę uspokojona.
Nie tak wysoko jak na łące
i nie uciskiem o podgardle,
niżej trochę,
jakbyś chciał obierać
pomarańcze.
Niżej -
pod żebra,
potem tnij na wylot
do cna -
sokiem po palcach
. . . . . . . . . . . . . .
Więcej już kopru mi nie przynoś.
Chcesz?
Zaparzę nam herbaty
.
gabrysia cabaj, 20 june 2013
Gdy spadłam
z ciemnej strony Księżyca
musiałam odejść żeby szukać
sensu:
w oderwanym od gałęzi liściu na wodzie
w pokosach trawy granatowych kałużach
w zaspach i zasypianiach
w budzeniu
ale nic nie było podobne - widziałam
jak wuj Bernard hodował łabędzie
kiedy syn mu się w czepku w niedzielę
utopił. Kobiety w długich suknicach
ciągnące wozy
Chętnie chodziłam rzeką
dno przepatrując
a kiedyś spytałam: mamo
co było w dzień w którym zostałaś sierotą?
Nic nie było - poszłam do lasu
nazbierać ziół na suchoty
a tam tak cicho
tak było cicho że w życiu czegoś takiego
nie słyszałam
Ja również mam w sobie taką ciszę
I łabędzia
Już niczego nie szukam
Gdybym znalazła nie wiedziałabym
co z tym zrobić
Czy podnieść?
I komu oddać
.
gabrysia cabaj, 18 june 2013
ehhh...gdyby tak umieć malować
w upaćkanym od farb fartuchu
przed sztalugą
z paletą w lewej a pędzlem w prawej
bez ucha i z oszalałym włosem
zagryzać do krwi dolną wargę
coś tam gadać od rzeczy
mruczeć
a potem się cofnąć
(kto się oddala ten lepiej widzi)
podbiec
przyłożyć oko
i nos
dlaczego nos?
bo chyba psim swędem
jeszcze machnąć sadzę i błysk
w tym starym piecu
(kaflowym)
w którym sam diabeł smali
cholewki
.
gabrysia cabaj, 15 june 2013
Na tej planecie przeoczonej przez czas -
było, nie było, rosło, nie rosło, gdzie tylko,
jeśli tylko, gdzieniegdzie - pomimo.
Dajmy na to, załóżmy - bezwiednie.
Na wszelki wypadek.
Bez poczucia formy i nazwy;
ruchu, dźwięku, barwy, trwania, przemijania
nie odczuło.
Nierozumne, nieporównywalne.
To było wtedy i wtedy.
Nie było, nie minęło.
Stało w pobliskiej dali. Nie stało
przypuszczalnie.
I to nie-całość i nie-wyjaśnienie.
Nie było dowodów na coś i na nic.
Nikt nie przejeżdżał tamtędy.
Nikt nie spojrzał.
Niezaczęte, nieskończone.
Bez cienia, chyba. Nigdzie.
Wszędzie.
A czas, który biegł, to był czas biegnący
nierównomiernie -
nagle
potrafił się przepleść w dobierany warkocz;
związać w luźny supeł jak plastikowa wstążka
na kwiatach lub prezencie.
Dnie jak i noce zaczęły zmieniać scenografie
przez zagięcie przestrzeni, co oznaczało,
że można
w pełnym słońcu pójść dalej
w postrzępiony brzeg ciemności
lub
blisko po północy stąpać
ulicami niespodzianie wyłonionego,
z księżycowej poświaty,
miasta,
z grą cieni i odgłosem śpiewu jakby
szklanych ptaków.
Ten czas potrafił wymazywać momenty
przejść
w jakimś nieznanym kierunku,
by za chwilę sprawiać wrażenie, że już
stamtąd wraca.,
lecz wiadomo: to tylko taka jego fantazja -
żart, który nie każdemu mógł się podobać.
Ale tu nikt nie rozliczył czasu.
.
gabrysia cabaj, 14 june 2013
ulubiam
ustawicznie oglądać telewizję - otwarty świat
cały dla ludzi cierpiących czy ty widzisz
głęboki sens w kanałach które można przerzucać
do znudzenia do zachłyśnięcia się wielorakim
ludzkim istnieniem
i jeśli jest reżyserowany to chwała twórcom
jeżeli zmyślony zawsze pozostaje w nim ziarenko
prawdy karmi nas tym ziarenkiem ot tak rzuconym
w rzeczywistość nie będącą obiektywną kontynuacją
czegokolwiek innego niż prawdy ekranu i czasu
więc biorę to i obracam w palcach szczegóły
ubiorów i twarzy emocje wodzące ludzki świat
czarnych występków lub pomarańczowej dobroci serc
przegapiam
scenę kiedy grupka ludzi uwalnia rannego motocyklistę
spod samochodu unosząc go jak piórko
w tym czasie bawiłam na sali rozpraw gdzie kobieca
ręka sprawiedliwości dotykała do żywego
już teraz rozumiem że człowiek jest straszny
tak piękny w jedności i tak niemożliwie osobny
gdy łzy mu lecą po policzkach zasłania oczy
.
gabrysia cabaj, 11 june 2013
Oczekiwanie. Podglądanie kosów. Liczenie
owoców, gałęzi, na cud. S m a k o w a n i e
Czytam o sposobach odstraszania szpaków,
że wystarczy porozwieszać płyty winylowe,
aż wiatr im zagra nieznośnie (na nosie?)
puste butelki - puste butelki i płytki CD
na wietrze
Zeszłego lata (mam chęć napisać: łońskiego)
gęsi uparły się na gruszki, a teraz kury
na czereśnie - zielononóżki na czele z kogutem.
Wołam - sio! - i szczuję pieskiem, ale wracają
jak bumerang
Można nie kiwnąć palcem, machnąć ręką
lub też pójść, poszukać czegoś w sam raz,
jakiegoś kija - i najzwyczajniej w świecie
podeprzeć.
.
gabrysia cabaj, 5 june 2013
Och, jeszcze będzie pięknie – zobaczysz, mój mały.
Kupimy sobie pojemniki na śmieci: niebieski na niebo,
ale najpierw usuniemy metalowe zszywki, twarde okładki;
zielony na szklaną przyszłość wypłukaną z resztek
nieczystości, niedogodności, zacieków i zwykłych bezdni;
żółty na złoto z plastiku; szary na jasną nieselektywność.
Później pod skórę wszczepią nam czipy, na kark nałożą
podatek katastroficzny, a my siądziemy na werandzie,
ruszając paluchami w butach, bitach, pitach, hau! ach!
Będziemy wołać – o, słodki Boże!
Zaangażowani, niecenzuralni, niebezpieczni, coś tam.
Czekający aż zjawi się nowa kometa, którą już nazwano
Ison.
My - w pełni szczęścia, radości, pomyślności, pogody ducha.
Wszystkiego najlepszego - wrócimy do swoich korzeni.
.
gabrysia cabaj, 3 june 2013
Wstaję o 5.30. Przed domem leży jaskółka
która już doszła, a ja nie muszę dokądkolwiek iść
żeby tam dotrzeć.
Z drugiej strony kłosi się kos w ogrodzie.
Ogromny ciemnozłoty żuk ląduje
na białym stoliku.
Gdy biorę go w palce, udaje martwego -
tuż przed odlotem
Chcę go nazwać
lecz w Wielkiej Księdze Zwierząt nie ma niczego
co byłoby takie samo.
Tutaj nic nie pójdzie się bać
albowiem podniesiesz ją z ziemi - Słońce.
Będzie wiał wiater. Właśnie tak.
Przecież to piękne słowo, jak wszystko
więc jeszcze raz: wiater. I dalej - smierć.
Zauważ, jakie to może być łagodne.
.
gabrysia cabaj, 29 may 2013
- miękki Boże, dobrze że jesteś!
Roman Knap
mój Panie który jesteś schowaj mnie zwiń
w małą muszlę przykryj piaskiem piaseczkiem
niechaj fale przypływu będą nade mną
i snop słonecznych promieni i pogłos oceanu
niech szumi szumi odwieczną piosnką
przyjdź królestwo morskich prądów i wola
namorzynowych lasów wodne pola zielenic
użyźniaj aby nadal na nich mogły się pasać
ryby wszelakie i zielone żółwie
niechaj uchatkom szczodre będą podwodne
groty labiryntu a węgorze ogrodowe by w porę
schować się mogły przed niebezpieczeństwem
przyjdź królestwo słupów z litego popiołu
dla mew o oczach ogromnych i nakarm je
kałamarnicami niech lecą lecą niech żyją
niechaj w księżycowym krajobrazie zastygłej lawy
rosną kaktusy na chwałę a legwany znajdują
swoje miejsca w dolinie Fernandiny
i głuptakom modronogim odpuść bo nie mają winy
jako i my
jak i my
http://www.youtube.com/watch?v=0humBQW7U7I
Roman Knap
JAK SIĘ UŁOŻYĆ DO SNU
jak się ułożyć do snu tak, żeby kość nie uwierała kości,
a lewą rękę można było zgiąć i położyć na sercu; chyba jest za szybki puls,
potrzebna woda, Acard, Bisocard, ale kości się nie przepuszczają, tylko krzyżują,
a wtedy boli i trzeba włożyć między kośćmi koc; coś miękkiego, co przytuli i zapomni,
że jest już tylko szkielet i chyba za szybki puls; miękki Boże, dobrze że jesteś!
.
gabrysia cabaj, 17 may 2013
Tacy poczciwi wiejscy ludzie -
wstajemy do świtu,
wędrując na górkę przez małe morze
kwitnącego rzepaku -
dwadzieścia minut wpatrujemy się w słońce,
żeby wyleczyć wzrok, uzdrowić duszę.
Obsypani pyłkiem: złote kręgi, mroczki -
wracamy.
Oczy jak talerze.
Cumowanie w kuchni
wielkich myśli o dobrej wygranej w lot
to, później pi (razy drzwi)
sadzenie pietruszki
podwiązywanie pomidorów, podlewanie
sałaty
(flance od Ireny K.)
Wyjmujemy serce
na dłoni,
czyścimy, gotujemy.
Układamy w szafie.
Jacy fajnie pozytywni będziemy
dzisiaj dalej
zręcznie
obracać grosz
.
gabrysia cabaj, 15 may 2013
nowa energia życia
nowa energia śmierci
nowa energia miłości
energia energii
orgia naoczna
origami lęku brzdęk
rozbijamy się w tysiące odłamków
lustra
wirujemy
we władaniu snów ale
znów
ten ów
ta owa
pozdrowienia bratnie i stokrotne
kiedy leżymy to płyniemy
kiedy płyniemy lecimy
co leci spada
co to to to
no
przekażmy sobie znak ryby
napowietrzne dzwoneczki cichuteńko ding
rosa rosa rosa dzyń
zielone oczy młodej trawy
(w moim ogrodzie pod korzeniami
życie się toczy toczy się życie myślami
ostatecznymi
tam światła nie ma
tam smuga cienia tam smuga cienia)
ciiii
podnieśmy ręce opuśćmy ręce
a teraz w prawo
lub lewo
lub tu i tam
aż westchnie ziemia zapieje kur
i jeszcze raz i jeszcze
i jeszcze
przelecą nas >>>>> jaskółki
.
gabrysia cabaj, 14 may 2013
Tutaj nie ma przypadku -
jesteśmy umówieni.
Zakładam żakiet, zapinam pasy.
Tak pewnie prowadzisz, synu,
jedną ręką,
nutą nonszalancji.
To coś znaczy, że tata usiadł
za tobą.
Mówisz - spoko, znam kod do bramy.
Twoja Marta, królewna, wychodzi
spod pióra:
w obcisłej granatowej sukience,
z tą złotą ozdobą,
upięty dobierany warkocz,
pszeniczny kłos.
Taka dzisiaj (po)ważna, skupiona.
Niby krew z krwi (matka ma oczy kosa)
a z żebra,
skóra zdjęta z ojca.
Nigdy nie myl jej z Barbie.
.
gabrysia cabaj, 4 may 2013
Przeskoczyć wieczność
w jednym mgnieniu oka
To przecież niełatwe.
Panu się już udała ta sztuka,
gdy my jeszcze musimy
(bo ktoś nas odroczył?)
uroczo wdzięczyć się
za drewnianym (o)płotkiem,
bardziej widząc niż wiedząc.
Pewnie pan nie wie, umarły poeto,
że mamy nową rodzinę pszczół,
noszącą pyłki kwiatowe
w szczeliny
muru z czerwonej cegły.
To dla nich różowe stokrotki
papuzie bratki;
dla nich forsycje i tulipany.
W betonowych kręgach aksamitki
i pelargonie
cieszące Słońce (oko Pana B.)
Mówimy - kurwa -
ale dzisiaj jest pięknie,
jakbyśmy właśnie lecieli
nad ogrodem
siedząc na skrzydle motyla
jedną chwilę
.
gabrysia cabaj, 9 april 2013
Czasem można pisać sobą - bierze się od-
powiedzialność,
płyn do czyszczenia; spoglądając
za okno (za słowo)
- machając papierowym ręcznikiem
do połysku - zastygać, zadumywać się?
Fasadowy smutek przybliża do Stwórcy.
Radość, jako element natury, osobisty, od-
głębny chichot, zamieszanie wyobraźni,
która się zderza
z modnym uczłowieczaniem zła. W świecie
równoległym
można być od się,
jak byt niepowtarzalny, podobny
tylko do siebie, rozumiesz?
.
gabrysia cabaj, 3 april 2013
To wygląda jak balet - tancerz
wstaje w akcie.
Najpierw prawą stopę opiera o ziemię
potem lewą.
Teraz łydki błyszczą: stalowe podpory
(metaliczny świst!) Gdy wysuwa ramię
podnosi też głowę,
prostując sylwetkę.
Jest jak wyrzutnia średniego zasięgu
skierowana w niebo. Falują
łańcuchy, a na każdym hak. Tu
p ó ł o b r ó t
w zwolnionym - Wielki Transformator
jak z milionów serc
tłumi
swoje miejsce, postawiony
w cieniu. Patrzę
na to z okna - taki zwykły konus
z palcem na guziku;
taki Mocny Kolos (przed chwilą)
a śpi.
.
gabrysia cabaj, 22 december 2012
Dlatego, żeśmy nie zwolnieni: trybiki korporacji,
monterzy kabelków, ostoje biur, taśmo rąk pracowitych;
i wy - nakręcacze śrubek, wulkanizatorzy, kierowcy
miejskich autobusów, szambonurcy, szpiedzy pospolici,
świecie pracy, kagańcu oświaty, żywy tłumie polityków,
zielona służbo zdrowia, policjanci i złodzieje (nie!
złodzieje nie!) drogowcy, kolejarze pod górkę, leśnicy,
słudzy wszelkich telefonii, gwiazdy różnej maści,
pociągowe konie, restauratorzy i rejestranci, klubowicze,
partyturo na dwie ręce, i jeszcze górnicy, hutnicy i tamci,
którzy; rolnicy i frezerzy, a zwłaszcza poeci
i jeszcze raz - aktorzy
- cieszmy się i radujmy !
Oto Łaska na białym koniu nadjeżdża,
wśród nocnej ciszy
się rodzi
.
gabrysia cabaj, 14 december 2012
Prześladują mnie żywe obrazy zabitych
i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci*
13 grudnia 2012 roku o godzinie trzynastej z minutami
zagotowały się kartofle; srebrzyste wieko podskakując,
wypuszcza nadmiar pary, jak zeszłowieczna lokomotywa
i zaraz przenosimy się na pustynię; i co tam widać?
Dramatyczną scenę, która swego czasu wstrząsnęła
sumieniami świata: sudańskie dziecko (sama skóra i kości)
za plecami sęp, czekający na tłusty kąsek. Ot, migawka.
Czego nie widzimy to człowiek za obiektywem – podobno
przegonił tego zwiastuna śmierci, podobno usiadł później
pod drzewem i długo podobno płakał, modląc się do Boga
podobno myślał o swojej córeczce.
Idziemy dalej, do następnego obrazu: Trang Bang (pod-
skakuje pokrywka) – wietnamska wioska w tle, zniszczona
przez napalm. Grupa dzieci uciekających szosą w przyszłość
- pośród nich naga dziewczynka – ten ból na twarzy nie do
przeżycia, jakby chciała wyskoczyć w biegu
z poparzonej skóry.
A gdyby tak podpalić szyny i choćby przez moment widzieć
pędzący pociąg? Ach, gdyby tak zobaczyć jak znika w innej
rzeczywistości, w nieznanym wymiarze.
Gdyby się nie przyznać, że stale chodzi za mną człowiek,
na którym powieszono psy. Gdyby się nie przyznawać,
nie pisać, nie czuć tego, nie widzieć nic po -
za garnkiem.
*Kevin Carter
.
gabrysia cabaj, 3 december 2012
Ten świat potrzebuje jedynie
odrobinę cudowności
Siedzieli przy stole, gdy wyrzuciło ją
na przeciwny brzeg.
Taka smutna osoba z jabłkiem
w gardle, idąca dalej i dalej
Królowo pokoju w ciemności -
ile wody upłynie zanim
poczujesz, jak spomiędzy żeber wylatuje motyl
Wtedy już można po-
wrócić, posprzątać cały ten niedzielny
bałagan.
Cytat z filmu: Cyrk Motyli
gabrysia cabaj, 21 november 2012
w `86 na kraj spadła chmura pyłu radioaktywnego
od sąsiadów kanałami leciały skąpe informacje
oficjalnie już po ptakach wzywano matki z dziećmi
świeciliśmy w długich kolejkach przed ośrodkami
zdrowia ciężarne kobiety musiały obejść się smakiem
zaopatrzone w łożyska czyniące cuda niewidy
w tym czasie łąki uginały się od bydła chlewy
pękały w szwach później jesień i te wszystkie
szarości mgły deszcze widok z okna oddziału
septycznego na stary cmentarz prześladujący
mnie do dzisiaj
jakby to było wczoraj na ten boży świat dalej przychodziły
piękne dzieci umierali starzy ludzie niedługo w programie
trzecim polskiego radia de mono i kochać inaczej
powoli kończył się boom demograficzny
.
gabrysia cabaj, 20 september 2012
Powstałem z potrzeby
i wyobraźni.
Mój kształt nie jest tu całkiem
od rzeczy, jak rondo -
samo w sobie
ma niewielkie znaczenie, ale
w odpowiednim miejscu
i czasie - ho ho! Jazda.
I ta cała otoczka: twarz, ręka,
która mnie uchylała
- witam, pozdrawiam serdecznie,
kłaniam się.
Teraz ślepy jestem, nieczuły
i do śmiechu mi nie bardzo.
Gdybym tylko mógł wyśpiewać
całą prawdę,
ja -
bezbrzeżnie pusty,
dogłębnie sam,
filcowy świadek
(koronny)
w niewiadomej sprawie.
.
gabrysia cabaj, 12 september 2012
Źle się śpi kiedy nie można płakać.
Pewnie ciągnie mnie coś do tego
dołu, gdy wyobrażam sobie, że wyobraźnia
może płatać figle;
domniemywam, iż domniemane słowa
nieco więcej znaczą, niż kot napłakał.
Wychodząc z założenia, że można wyjść
bez szwanku lub tak zwaną obronną ręką
- zakopuję się od góry łopatą.
Gdyby być dzwonem, wewnętrznym
głosem, nieświadomą próbą dotarcia
do świadomości, nie ujawni się to,
co niewygodne czy zapomniane, nie zabrzmi,
nie wezwie do modlitwy.
Tutaj nic nie ma prawa pęknąć
przypadkiem.
.
gabrysia cabaj, 20 august 2012
Niby nic -
bo gdyby tak człowiek miał stanąć
pod niebem, w słońcu i wietrze,
i rozejrzeć się szeroko -
nawet by nie zauważył.
A tu można przyjść, usiąść i patrzeć.
Z ukrycia. Przez tę dziurę. Oko
przystawić.
Niby nic takiego nie widzi,
czego by lepiej nie zobaczył
w środku lasu, albo na tym porośniętym
zakolu rzeki,
a tak się coś robi na sercu,
jakby nagle cały świat stanął otworem;
i niebo wody tak blisko,
.
gabrysia cabaj, 9 august 2012
Śmierć jest bardziej głodna niż ból,
powtarzam głośno fragment dialogu
z wieczornego filmu,
ale tego nie rozumiesz. Ja także,
więc niepewnie rozwijam -
chyba chodzi o to, że cierpienie czasami
przerasta życie.
Ból można zaprosić do stołu i nakładając
na talerz, powiedzieć: naści, bólu - najedz się;
może jeszcze pomidorka?
Zobacz, jakie ładne te koktajlowe,
a może ogóreczka w curry?
W filmie jest taka scena: prowizoryczny stół
operacyjny, otwarta, przytomna kobieta -
na pytanie, czy boli, przecząco kręci głową.
Śmierć jest bardziej głodna - mówię,
a ty odwracasz się do okna
bez słowa,
patrząc w ciemny ogród.
.
gabrysia cabaj, 6 august 2012
Kiedy wchodzisz w cień -
to jakby się cofać, odchodząc
od drzwi,
za którymi jest cała przyszłość.
Tak oddalić się można bezwiednie;
zamknąć
w kryształowym czasie.
Będzie toczyć się
dzień po dniu -
a nocą?
Świat na opakt, stokrotko,
jak kula u nogi.
Pukanie -
i cicho.
.
gabrysia cabaj, 16 july 2012
Ej, mały - jak się masz?
Nie bój się; pójdziesz ze mną?
Przecież to ręka, nie paralizator
- nie warcz.
Nie czekaj, nie przyjadą. Teraz
im nie po drodze. Rozumiesz mnie?
Powoli:
posmarujemy ranę w boku. Nie patrz
za siebie. Zetrzemy błoto. Zrosną się
żebra.
To jest
dziękczynna modlitwa za kamienie:
na początek chleb z mlekiem.
.
gabrysia cabaj, 10 july 2012
bo tyle jest miejsc gdzie zranione oczy
gotowe są patrzeć na rozpaczliwe
szczeliny*
Tak pękać można, Panie, bez widocznych
znaków. Przed snem w ciemnym pokoju,
który łapie powietrze jak złowiona orka,
albo wtedy na ściernisku, uwijając się
przed burzą.
Zakryta po uszy, a ręce wyciągam:
nie lękajcie się - proszę przez niechciane
łzy.
OM MANI PEME HUNG - powtarzam -
OM MANI PEME HUNG.
Mieliście nie być
rysami na szkle mojego serca.
Miałam sobie obiecać, że nigdy więcej.
I kto to słyszał, żeby tak nocą, osobno,
po cichu.
*Wojtek Borkowski
.
gabrysia cabaj, 9 july 2012
Kilka dni temu
(była sobota i córka miała wolne, celowo
nie zapisując się na nadgodziny)
rozmawiałyśmy o umyśle. Jakoś tak
wzrok nastawiałam na wisienki wyczekiwane
od pierwszych listków do kwiatów. Jak pęczniały
takie malutkie, zielone kulki, a później końcówki
gałązek zaczęły więdnąć przez tycie robaki
w pajęczej otulinie, więc oprysk.
I otóż są. Zdążyły dojrzeć - soczyste, błyszczące.
W każdej odbite są fotony światła. Wieczorem
jeszcze bardziej ciemnieją, a później, nocą,
może ich wcale nie być, gdy śpię.
Rano widać, że jednak jest ich dużo - im wyżej,
tym więcej, ale ona mówi, że trochę.
To można udowodnić, tylko komu
i po co?
Zwykłą ogrodową haczką powoli
nagięłam konar,
wiedząc, że takie nagięcie z wyczuciem
wcale nie musi skutkować
złamaniem - to prawie jak u ludzi.
Uśmiecham się,
gdy sięga raz po raz do rondla
z wiśniami, wypluwając pestki. Robię swoje:
cierpliwie, bez pośpiechu, cierpliwie.
Teraz idę myć słoiki; dokładnie w tym czasie,
na moich oczach dochodzi do rozpadu
owoców.
Już mogę rozpoznać -
chociaż nic nie istnieje samo w sobie,
jednak wszystko wciąż się pojawia.
.
gabrysia cabaj, 28 june 2012
Według ojca masz być piękną królewną,
chronioną przez dwójkę straszych braci.
Też coś! - obrusza się mama, na samą myśl
zmiany planów: będzie lekarzem.
Więc już od dziecka zaciskałam oczy
i zęby, krojąc żaby pod lasem, pojąc komary
własną krwią.
Ręczne łapanie raków w rzece
musiałam opanować do perfekcji
przy dziennym świetle i nocą -
o karbidówce.
Po wielu latach też nie jest lekko,
bo jak z czystym sumieniem i komu
powiedzieć, że chyba musiało się udać
nie wyhodować żadnej żmiji
na własnej piersi -
nikogo z nas przy tym nie kalecząc.
.
gabrysia cabaj, 26 june 2012
sny są prawdziwe mówię szeptem żeby nikt
mnie nie słyszał: przecież wchodzę w nie
jestem pośród ludzi i zdarzeń czasami w centrum
uwagi kiedy indziej stojąc z boku pełna jawnych
emocji ale i też muszę myśleć logicznie o tym
co się dzieje jaki może nastąpić obrót sprawy
biegnij biegnij tylko bardzo cichutko - inni też
chcą się wyspać wróć przykryj ją kocykiem
musi nabrać sił przed drugą zmianą a ty się wynoś
krzyczę do faceta który potrząsa monetami
w garści znajdź sobie inną sypialnię nie na tej ulicy
wiecie że nawet śpiewam czasami sobie pogwizduję
ale to wtedy gdy już nie widzę innego wyjścia koszmar
trochę to dziwne że artystów możemy słuchać godzinę
lub nawet dwie a potem z chęcią idziemy do siebie
nucąc pod nosem ten sam jeden kawałek bo tylko
własne śpiewanie nigdy nas nie zmęczy
a teraz obudź się obudź spójrz jeszcze jest dzień
jeszcze do nocy zdążysz odpocząć serduszko
gabrysia cabaj, 25 june 2012
Bogu miła wybrana przez los
już od dziecka
nauczyła się uciekać z dala
od ludzi,
kiedy czuła zbliżający atak -
potem wracała z warzywami
z polnego ogródka,
lub miała kieszenie pełne prawdziwków,
a ja nie wracam znikąd
blada, z resztką piany w kącikach
ust.
Nie mam białych oczu, włosów ognistych,
i nie mogę wiedzieć, jak to może być,
gdy już nie zbiera się żurawin,
które później trzeba zaprawić w małych słoikach,
żeby dawać je w prezentach kuzynkom,
albo lekarzom-specjalistom.
Jak to jest, gdy człowiek upada
na chodnik, tłukąc głową,
a przypadkowi szuje z palców zdzierają
złote pierścionki.
Jak to trzeba się podnieść, opatrzyć,
upiec jabłecznik, na który się sprasza sąsiadkę,
wsiąść do pociągu, czy autobusu,
wierząc w Opatrzność i niekoniecznie
w Biskupa.
Bogumiła oparzona czymś,
podobno w szpitalu złapała sepsę,
teraz więc śpi - zawieszona dajmy na to
w nieokreślonej próżni,
a ja do niej ostrożnie wyciągam
smutną dłoń,
jakbym się bardziej bała,
że dzisiaj też mogłabym być podobnie
śmiertelna.
.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga