Jarosław Trześniewski | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (87) Wydarzenia (1) Poezja (108) Proza (7) |
Jarosław Trześniewski, 17 listopada 2010
Rotunda nad okolicą Kopce kreta Rdzawe groby
(Gorgoniusz tu spoczywa mizerne daty od do
na płycie mech Nie pasuje pospolite imię żony)
Zbyt blisko nieba asfaltowa pręga pręży mokry grzbiet
Ciemnieje za sosnami gdy pęcznieją forsycje
Wiatr targa kamienną misą przy wapiennym murze
Kołysząca woda nie wylewa wcale święconej
deszczówki Zimne flesze czują ciepło
Kamień na kamieniu dobrze ułożony w sepii
Wysępi krzyże za zbyt niskim murem
żeby odgrodzić umarłych na leprę
Stara akacja po kilku amputacjach
bliznami nie uwiera wybrzuszoną stroną
Schody nie wiodą donikąd Rzeka nie pyli
Spowolni nurt Wyspy bezludne będą z wysoka
uwodzić domowe podwórka cura domestica
Jarosław Trześniewski, 6 listopada 2010
Napisać. Czystą kartkę. Napisać.
„On umarł w styczniu. Na początku roku”
Słowa się zlały w jedno .Nie ma słów.
Poza dotykiem. Czarny kamień oczu.
Róży upadek. Szelest. Zżółkły liść.
Początek czasu. Zero absolutne.
I opar wódki. Brzęk kieliszków. Zgrzyt
Zamka u drzwi. Nie ma domów pustych.
„Śmierć nie wybiera dźwięków i rozmiarów”.
Petersburg we mgle. Oszronione szyby.
Dźwięk telefonu . Odbiera Walerij.
Rai już nie ma. Nie ma jej od roku.
Nie ma już głosu. Poplamionych kartek.
Kipiącej kawy. Rano. Po południu.
Wrzących lokówek. Włosów czarne pasmo .
Cierń makijażu. Rozsypany puder.
Próba baletu. Powrócę o ósmej .
Kiryłł zapomniał wziąć ze sobą nut.
Senność nad miastem. Później Chaczaturian.
Dzwoniła Nina. Będzie dziś w teatrze.
Odgrzej pierożki i potasuj karty.
Zagramy później .Czekać już nie warto.
I zrób sałatkę. Puszka lekko śpi.
Linieje futro. Białe noce tańczą.
Puszki już nie ma. Samowar sprzedany.
Herbata stygnie . Cukier szybko znikł.
Boże ! Jak pusto o tej porze roku!
I dygoczące opadają ściany.
Rok dwutysięczny otarł się o drzwi.
Jarmułka Jarka leży o pół kroku.
Od trema. Czeka. Jeszcze tamte głosy.
Są . Zawsze będą. A podszewka snu
Rozdarła ciemność.
Jarosław Trześniewski, 15 października 2010
1.
Welcome to Philadephia
suniemy anakondą samochodów
Reklama Russian Vodka
u wlotu do tunelu rozstrzeliwuje
białka oczu Murzynów
mieszają sie z szarością godziny
siedemnastej gdy Smirnoff
zatacza ściany
2.
w murzyńskim getto obok zoo
kąsają mamby nienawiści
biali zaczynają sie bać tej Ameryki
America o America Beautiful
włoskie dzielnice zalewają tłumy
nie zamykanych ust
demonstrując początek nowej fali
seksu podnosząc ceny
domów
3.
na wieży ratusza codziennie
jakiś człowiek próbuje popełnić
samobójstwo
skacząc w otchłań
ulicy New Market ale niestety
ten lęk wysokości
figury z betonu jest
dobrze udawany
4.
niedaleko Robinson Building
(na bezludnej wyspie miasta)
pomnik klamerki do
bielizny wysokości dwudziestu
dziewięciu metrów ku czci
fortuny
uporczywie
szczypie powietrze
5.
pod Museum Modern of art
spadają z hukiem schody
zajeżdżające wozy meblowe
ładują salony sztuki kamiennej
z ery jądrowej
6.
o czwartej nad ranem
trampki na drutach telefonicznych
wyzwalają sie z ucisku
stóp furgonetki Joanna Farm rozlewają
mleko po ulicach Murzyni
przemykają się między strzelaniną
świateł i uchodzącej nocy
budzi sie miasto pęknięty dzwon
zaczyna bić
Jarosław Trześniewski, 4 października 2010
"nie masz juz w Polsce żydowskich miasteczek.." A. Słonimski
tych żydowskich miasteczek nikt
nie pamięta
tych żydowskich cmentarzy nikt
nie odwiedza
bo ich nie ma gdziekolwiek bądź
bo ich nie ma gdziekolwiek są
bo ich nie ma ale w gettach
okna na podwórze są
przysłonięte starą gazetą
mimo że wyprowadzili stąd
w godzinę ślepą
tych żydowskich miasteczek nikt
nie malował tak jak Marc
stary Żyd spod Witebska
tych żydowskich miasteczek nikt
nie zobaczy
tylko Marc niebiesko w nich tkwi
w swej rozpaczy
tylko krowy mówią w noc wilii jakieś baśnie
tylko ludzie w chałatach szli
drogą z łażni
tych żydowskich miasteczek nikt
nie odzyska
tych żydowskich cmentarzy nikt
nie zobaczy
bo ich nie ma gdziekolwiek bądź
bo ich nie ma gdziekolwiek są
bo ich nie ma gdziekolwiek są
Jarosław Trześniewski, 26 września 2010
I.
Eugenika
Ionesco Mon Cher
Monsieur Godot
niech pan nie czeka
czas będzie tylko próbą
do wieczności
a na wyżynie śpiącej
Siedmiogrodu
nikt nie zapyta
o pańskie spóźnienie
widać jesteśmy
bardziej doskonali
chociaż spieszymy się
przeskakując stopnie
ewolucji dostajemy
wirtualnej zadyszki
i nasza świadomość
zdaje się być
nieobecnością
nieusprawiedliwioną
na lekcji historii
na lekcji języka
obcego
i dialektów rodzimych
widać jesteśmy
II.
Klon
Amicus: Veni Vidi Vici
listek na drzewie
pachnie zieleń
rozcapierzone palce
okaleczony liść
krew jest żywicą
stygnie stągiew
i miesza nagle
jak chorągwie
mnożące się
ego i ja
uwielokrotniony
powtórzony
to ja te cechy
nieuchwytne
ja przyjacielu
powtarzalny
sklonowany
embrionalny
drzewo pięciopalczaste
drzewo rozumne
las homoidalny
III.
I oto stała się jasność
dzień taki ciemny
sączy słońce zza chmur
jakie jeszcze nadejdą noce?
czas przez siebie pochłonięty
cmentarz stary klon
z czerwonych liści rozebrany
płyta kamienna
ciężko pochylona
dosięga ciemności
tak jasnej
wiekuistej
jak ten oto klon
tablica
kamienna tablica
pod tobą
bez napisu
Jarosław Trześniewski, 22 września 2010
1.
przystanek na autostradzie do Bratysławy
(dawniej Pozsony vel Preszburg)
słowaccy kibice z szalikami
w barwach narodowych
jadący na mecz Słowacja –Słowenia
częstują śliwowicą przekomarzając się
mamy nadzieję że Polsko
wygra dzisiaj z Czechami
zza samochodowych szyb widać flagi
a z radia słychać nad Tatrami błyska
jadą z Lewoczy wierzą ze wygrają
wszak Matka Boska jest po ich stronie
wielki będzie ich zawód gdy Słowenia
połozy na łopatki Słowację
Słowianie w ten wieczór
miast mówić pokrewnymi językami
będą używać łaciny vulgaris
ileż to padnie zakrętów o Bogowie!
(widać że Panna nie wysłuchała modlitw
z boiska schodzą przegrani zarazem zwycięzcy
wszak w Pradze Czesi mimo ze wygrali
płaczą bo baraż wymknął im się z rąk)
2.
w hotelu Ibis tuz obok bratysławskiego zamku
hodowcy psów i słoweńscy kibice
robią sztuczny tłok recepcjonistka
wręcza magnetyczny klucz
z ubolewaniem w głosie informuje
w Bratysławie trwa akurat mecz i
międzynarodowa wystawa
psich championów dobrze że
pokoje z widokiem na mury i stare miasto
można zobaczyc Dunaj z zamkowego wzgórza
w podziemnym parkingu zapach
psich odchodów i uryny
przebija opary benzyny winda unosi
niczym rakieta parę dalmatyńczyków
zatrzymując się na każdym piętrze
3.
uliczki starego miasta
podziemne przejście
do katedry świętego Marcina
krotka msza i Otiec na niebiesach
podajemy ręce na znak pokoju
i szybko idziemy klucząc
pomiędzy wykopanymi
kablami za wałami z
piaskowca
Jarosław Trześniewski, 15 września 2010
Tryptyk dla M.(arata)
1. ab ovo
Trójkąt bermudzki jest dziś czworokątem
w zapiskach okrętowych brak kałamarnic
gdy dryfujemy ku nieistniejącym brzegom
rozbijając się na mieliźnie słów
stawiamy chwiejne kroki na nieznanych lądach
widząc siny horyzont nagły szkwał
niczego nie odbierze
syrenom
2. ars longa vitae brevis
Nauzykai nie słuchaj zatkaj szybko uszy
cyklon B jak cyklop oko gdy tajfuny
biorą w posiadanie zależne powietrze
wykrzycz akt zgonu mewy kiedy płetwal
błękitny nie dopłynie do cieśniny
i metan na dłuższą metę pochłonie
wielką plamę ropy
3 .tertium datur
księga wieczysta morza Sargassowego tonie
niewykreślone są służebności drogi koniecznej
zaginionych statków bez jurysprudencji
gdzie konosamenty ? okrętowy rejestr ?
nie słychać wołania majtka
ziemia jest płaska
u stóp nie zazgrzyta
żółty piasek
Jarosław Trześniewski, 11 września 2010
Nie napiszę wiersza o Nowym Jorku
Nie napiszę o ulotności chwili
„Chwila to jest godzina i minuta”
(Definicja stosowana w księgach wieczystych)
Godzina 8 minut 45 czasu nowojorskiego
Godzina 14 minut 45 czasu na wschód od Greenewich
Przed wierszem
Po
Przed
Po wierszu tylko uncja lżejsza niz istnienie
(Powtarzasz własny wiersz z Petersburga
Szedłeś do domu Achmatowej na Fontankę
Zwiedzić wystawę o Brodskim
Wtedy definicja chwili mgnieniem - tylko)
Pył Na naszych oczach
Na skamieniałych twarzach
To nie film
To dzieje się naprawdę
Twarz Jest
Dotykanie obolałej tkanki
Stało się coś przy czym Titanic
Pearl Harbor
Obłok jak atomowy grzyb
Nie napiszę wiersza o Nowym
Jorku
O Manhattanie
Brooklynie
I wyspie Long Island
Moich dzielnicach z dzieciństwa
(Wciąż na replay'u trwają tamte wakacje)
Dzisiaj jestem
Amerykaninem i z Amerykanami
Dzisiaj jesteśmy wszyscy Amerykanami
Oprócz tych którzy przestali być
--------------------------------------------
Ci co
Utracili niewinność
Ufność
Poczucie wolności
Jeszcze dają sygnał z telefonów komórkowych
To cały świat
Pomimo granic i transkontynentalnych oceanów
Udzielający pomocy
Błogosławieni
Albowiem oni unieśli ten ciężar
Budowli
Nie napiszę wiersza o Nowym Jorku
Ani o żadnej rzeczy która jest jak ogień
Wbijające się samoloty niczym sztylety
Ludzie wyskakujący ze 110 piętra
Ludzie płonący żywcem
Ludzie miażdżeni tonami gruzu
Nie napiszę już America o America Beautiful
Nie napiszę
Przed wierszem
Po wierszu
Nad
11-17 września 2001 roku
Jarosław Trześniewski, 8 września 2010
dobrze że nie wiemy
co nas w życiu jeszcze spotka
jakie byłoby nudne to przewidywalne
zaplanowane
gdybyśmy wiedzieli
o wszystkim
popatrz na oknie
przekwitający
storczyk (cymbidium orchidaceae)
wypuszcza nowy pęd
chwiejnie z boku
opierając się
o sąsiednią hoję
może już nie zakwitnie
kradnąc światło
zmierzchom świtom
jak dobrze pójdzie
Jarosław Trześniewski, 7 września 2010
Ewie Lipskiej
pismo które wpłynęło
pewnego dnia
o niepewnej godzinie
jeszcze mniej pewnej minucie
oddalone przez czas
oddalone na chwilę
dział pierwszy:
dział pierwszy opisany
w księdze rodzaju
genesis
dział drugi :
(właściciel)
stwórca i
czas zastawiony
hipoteka czysta
pomimo roszczeń
nie ujawnionych
nie wygaśniętych
zobowiązań
i wielu służebności
wykreślono już wszystko
w odpowiedzi na pierwszy
wiersz z tomu Ja
cała ziemia nie jest jeszcze
wpisana do księgi wieczystej
jak najbardziej serio
za to słońce
znaczy ciepło
znaczy opis
przyłączenie odłączenie
w tej samej formule
za to nocą
może się zdarzyć
że wpisany
księżyc do ksiegi wieczystej
zostaje wykreślony
cienką czerwoną linią
i wszystkie ciała niebieskie
będą ujęte
katastrem nieba
numerem
w sumie dobrym
rzeczy porządkiem
w klasyfikacji liczb
urojonych
co właśnie
przybrały
wirtualne byty
a dział trzeci
wszelkiego rodzaju
dożywocie
floro fauno
i nadziejo
obciążać będzie
eden
i dział czwarty
dział czwarty:
najważniejszy
30 srebrników
wdowi grosz
symboliczna złotówka
do końca świata
będą niewykreślone
Jarosław Trześniewski, 6 września 2010
To nie ta wersja zdarzeń
Przedmioty Nie to tło
Ten dom nie zamykany
I zakurzony kąt
To nie ta ściana Ten mur
Więzienne kraty Nie
i ciała płaski ból
i przechodzący dreszcz
To nie ta Moskwa moja
To nie ten zwykły Kreml
To nie jest ta gorączka
Ani walenie w ścianę
To nie jest To możliwe
To wszystko prawda kłamstwa
Tak to ja uczyniłem
Plunąłem w ślepia gwiazdy
To nie ta wersja zeznań
To nie mój głos Ten głos
Nie ja Osip Mandelsztam
nie ja a obcy ktoś
Jarosław Trześniewski, 6 września 2010
Pamięci Osipa Mandelsztama
Do kogo krzyczysz Mroźne powietrze
Suche policzki szorstko ociera
Do kogo krzyczysz tu na wietrze
Gdzie roztrząsane Być lub nie Być
Do kogo krzyczysz ślepym wierszem
Ogłuchłym Mową jak z kamienia
I z kim ty krzyczysz Sam ze sobą
Wśród samotnego towarzystwa
Co chce powiedzieć Ci milczeniem
A ciszę krzykiem chce zawładnąć
I kim ty jesteś Co chcesz krzyczeć
Twoje milczenie Cię przewleka
Kogo tym krzykiem poszukujesz
I z czym się liczysz i dla kogo
Do kogo krzyczysz Mroźne powietrze
Mokre policzki w Szron zamienia
Do kogo Wiesz przecież o Tym
Więc tu imienia nie wymieniaj
Komu błądzącym w głuchym sobie
Wydajesz się tajemnicą
Do kogo krzyczysz Taki niemy
Do kogo ciągnie nas granica
Jarosław Trześniewski, 2 września 2010
Płyną okręty do Itaki
Ptaki tokują wniebogłosy
Proszę obejrzeć W prawą stronę
Kawałek wyspy Obnażonej
Tutaj marmuru widać kruchość
A dalej morze nas uwiera
Znikąd Donikąd i od Cykad
Sporady ledwo rąbkiem musną
Tyle samotnych tu cyprysów
Żywica w bursztyn cicho wsiąka
Popatrz nie widać mgły na końcu
Ślady korabia są na wodzie
I prycha kropla Lekka kropla
Słonego pyłu w mętnym słońcu
Gorzki smak rosy o poranku
Cała przejrzystość Jest wilgotno
Płyną okręty do Itaki
I tak dopłyną bez odmętu
Po nas jest potop Ludzkich śladów
Po nas jest chwila Jedna kropla
Jarosław Trześniewski, 2 września 2010
Perseusz nie chce wyjść Pusto jest za ścianą
Trzasnęły drzwi Spóźniona Andromeda
Gwiazdą już nie jest Mleko wykipiało rano
I znowu dzieci nie wyszły na spacer
Perseusz nie chce wyjść Wyje pies pod bramą
Samochód znowu wymaga naprawy
Mechanik zachorował Popatrz babie lato
I pająk baraszkuje między rachunkami
Peresusz nie chce wyjść Nocą nie spał wcale
Mgławice snu muskały grzywę neuronów
Podatki wzrosły Nie można żyć w tym kraju
Dzieci pogaście światło To już noc
Perseusz nie chce wyjść Po gazety rano
Za wiele zdarzeń Grozi początkowy chaos
Andromeda prasuje koszule Za rękaw
Fałda granat pociąga nad zawleczką igły
Wybucha codzienność mitów i prawdziwy
Dzień nastaje na życie By śmierci dać plamę
Palmę pierwszeństwa Gwiazdozbiorom reguł
A potem zostaje nieistotny szczegół
Perseusz nie chce wyjść
Jarosław Trześniewski, 25 sierpnia 2010
a jeśli
gdzieś są jeszcze
lekcje geografii
uczniowie będą się przedzierać
przez zasieki kordony granice
nazw zatartych nie istniejących miast
wyschłych rzek i nerwami strumyków
wypulsują słabe tętno
morza może tę ziemię
nazwą ameryką albo eurazją
będą importowali egzotyczne
brzmienia słyszane po raz pierwszy
a potem w atlasach pasać będą
zielone depresje baranki wzgórz
w wielu poziomicach bez skali
oddalenia od siebie naprawdę
i tak się wspinają
codziennie na szczyty
które z czasem zdobędą albo nigdy
ale zawsze zobaczą zatarte symbole
nic nie znaczące bo wszystko
wszystko to terra incognita
1985
II
a jeśli gdzieś są jeszcze lekcje geografii
uczniowie bedą się przedzierać przez zasieki
kordony granice nazw zatartych nie istniejących miast
wyschłych rzek i nerwami strumyków wypulsują
słabe tętno morza może tę ziemię nazwą ameryką
albo eurazją będą importowali egzotyczne brzmienia
słyszane po raz pierwszy a potem w atlasach
zielone depresje pasą baranki wzgórz
w poziomicach bez skali oddalenia od siebie
i tak się wspinają codziennie na szczyty
które z czasem zdobędą albo nigdy ale zawsze
zobaczą zatarte symbole nic nie znaczące
bo wszystko
wszystko to terra incognita
1985-2010
Jarosław Trześniewski, 25 sierpnia 2010
"niebo gwiaździste nade mną
prawo moralne we mnie"I.Kant
1.
incognito odchodzi
pod pachą niesie
małą trumienkę
futerał swojego ciała
zostawia list
zastawny
w recepcji hotelu
którego nikt nie odbiera
zostawia ślad
postrzępioną gazetę
z nekrologiem na ostatniej
stronie
2.
incognito odchodzi
obywatel kraju
syn (lub córka)
zamieszkały(a) wszędzie
znaków szczególnych nie brak
trwa identyfikacja
podczas ceremonii nadania
honorowego obywatelstwa
żywych
3.
incognito wzrusza
ramionami nie wspomina
świata nie z tego świata
bycie w niebycie
bez miejsca
tożsamości
poza ziemią
nad głową
Jarosław Trześniewski, 20 sierpnia 2010
dla Madzi i Jacka
Ulica Egejska Pełno bladych dzieci
Winorośl pełznie długo do ósmego piętra
Przez szare skały bloków wspinaczka w atlasie
Mapa trochę zagmatwana Barwa nie pasuje
do nizin i do wyżyn Depresja zdumienia
poniżej poziomu morza Między beton zieleń
wpięta kanciastą linią Też nie oznaczona
Ulica Katalońska Z dziesiątego piętra
Magdalena z Jackiem machają rękami
Będziemy pili wino z słońcem Barcelony
Nie szkodzi że jest ono z sąsiedniej Walencji
Tylko szklankę popychasz w rubinowy więcierz
Ten balkon to nasz yacht W stronę Balearów
Magdalena chce płynąć Jacek trzyma ster
Nie ucieknie nam pejzaż Zdążymy okrężnie
Przez bibliotek cieśniny w jakąś białą księgę
dopłynąć Sącząc wino o spokojnym zmierzchu
Bedeker kolorowo wytrząsa w pośpiechu
oferty Katalonii - Niedaleko wszędzie
Między Marsylską w stronę Korsykańskiej
statki na Bonifacio biorą nagły skręt
Wracasz liściem geranium W zapachu lawendy
Magdalena w mantylce gotuje kolację
a Jacek mocno stuka w cyryliczny klawisz
Tłumaczy trochę dłużej Zaraz szybko skończę
Nad nami jest Hiszpania z twierdzami Grenady
wplątana w złym pośpiechu w werset arabeski
Obok tu jest pracownia Nieznany artysta
suszy płótna wilgotne od łzawiących farb
Dźwięk klucza do suszarni słoneczną symfonią
przekrada się gdy mocny napar nocy
zalewa światło Już kluczą niespokojnie drzwi
Nad oknem strzęp zerwanej - powiewa - zasłony
Magdalena zapala jasne główki świec
I skwierczy granatowy wieczorowy mankiet
u Jacka gdy czytać po hiszpańsku -
wiersze - zaczynamy
lipiec 1984
Jarosław Trześniewski, 19 sierpnia 2010
Porwanie Europy
I
Nie było telefonów na wyspie Knossos
Senat Labiryntu powołał na króla Minotaura
Zwołano szyfrem na harfach ambasadorów
Akredytowanych przy Regencie Mitów
Odrzucono noty protestacyjne pośledniejszych Bogów
Sam Zeus przysięgał na Zeusa
Iż Minotaur nie ma nic z tym wspólnego
Szybko przywrócono porządek
Rozesłano posłów na dziesięć lat
Tułaczki po Europie
II
Z żalu odwołano smak ambrozji
W winie Zbiorowo uchwalono petycję
Wzywającą do podjęcia skutecznych działań
Wobec hodowców winorośli
Nie spełniono pokładanych
Nadziei Podziękowano
Za wybitne osiągnięcia w umacnianiu
Integracji legend (Do dzisiaj trwa spór
Ilu Bogów wchodziło w kompetencje Dionizosa)
Bądź co bądź Były osiągnięcia
Wyrósł las zbrojnych Spartan Zniesiono
Stan wyjątkowy Wyjątkowo ostry mróz wytrzebił
Nie odpornych na powiewy Bogini Demokracji
A plantacje oliwek stanowią obecnie zasieki
III
Główny sprawca (Nie sprzyjające okoliczności
Knowania sąsiadów Wyższe racje stanu etc)
Wydał dekret nakazujący poszukiwan
Europy W najdalszych granicach Imperium
Nie przeszkodziło to nieustannej
Brance podstarzałych Bogiń Ponad wszelką
Wątpliwość zagubiono ślad Celowo kierując
Ekspedycje poszukiwawcze do Labiryntu
IV
Wreszcie po tylu latach
Bezowocnych poszukiwań
Odnaleziono złoty środek
W jakiejś starej lepiance
Starą chłopkę Symulującą
Głuchotę i Niemotę
Czczącą Boga Byka
Co niektórzy wzięli za import kultu
Apisa ze Starożytnego Egiptu
Niestety jej wierność nie opłaciła się
Rzuciła wiązkę chrustu Napoiła ryczące krowy
Utożsamiła się z Atlantydą
1981 - 1983
( Zapis pierwotny)
I
nie było telefonów na wyspie Knossos
senat Labiryntu powołał na króla Minotaura
zwołano szyfrem na harfach ambasadorów
akredytowanych przy regencie mitów
odrzucono noty protestacyjne pośledniejszych bogów
sam Zeus przysięgał na Zeusa
iż Minotaur nie ma nic z tym wspólnego
szybko przywrócono porządek
rozesłano posłów na dziesięć lat
tułaczki po Europie
II
z żalu odwołano smak ambrozji
w winie zbiorowo uchwalono petycję
wzywającą do podjęcia skutecznych
działań wobec hodowców
winorośli nie spełniono pokładanych
nadziei podziękowano za wybitne
osiągnięcia w umacnianiu
integracji legend (do dzisiaj trwa spór
ilu bogów wchodziło w kompetencje Dionizosa)
bądź co bądź były osiągnięcia
wyrósł las zbrojnych Spartan zniesiono
stan wyjątkowy wyjątkowo ostry mróz wytrzebił
nieodpornych na wyziewy bogini demokracji
a plantacje oliwek stanowią obecnie zasieki
III
główny sprawca (nie sprzyjające okoliczności
knowania sąsiadów wyższe racje stanu etcetera)
wydał dekret nakazujący poszukiwań
Europy w najdalszych granicach imperium
nie przeszkodziło to nieustannej
brance podstarzałych bogiń ponad wszelką
wątpliwość zagubiono ślad celowo kierując
ekspedycje poszukiwawcze do labiryntu
IV
wreszcie po tylu latach
bezowocnych poszukiwań
odnaleziono złoty środek
w jakiejś starej lepiance
starą chłopkę symulującą
głuchotę i niemotę
czczącą boga byka
co niektórzy wzięli za import kultu
Apisa ze starożytnego Egiptu
niestety jej wierność nie opłaciła się
rzuciła wiązkę chrustu napoiła ryczące krowy
utożsamiła się z Atlantydą
(Zapis -2010)
Jarosław Trześniewski, 18 sierpnia 2010
W maju poeci umierają
Wiatr potrąca zielone liście
Nowy tom wierszy nienapisanych
wydaje Ci się kartką czystą
Czystość wieczności
ciszę barwi
głosem anielskich
bezimiennych chórów
Nienasycone jest milczenie
słowników i słowików
Nie dotkniesz już
tych szkieł zaparowanych
ani okularów w rogowej oprawie
ani książek w celofanie ciszy
Szelest kartek Z oddechu wiersza
odziera i jak zawsze- bez słów
gdy w kościele dominikanów
u świętego Jacka
mówią o Annie prorokini
Stojąca obok Ryszarda Hanin
siąka nosem Nie wstydzi się i płacze
Z Talmudu wysypują się płatki
zasuszonych frezji
I umilkł dzwonek
w drzwiach mieszkania na Joteyki
Jarosław Trześniewski, 18 sierpnia 2010
czekają na znak od porwanej
warują przy liniach telefonicznych
zbierają ofiary
na ewentualny okup
okupują ambasady
ojczystych krajów
których nazw nikt
nie potrafi wypowiedzieć
uczą sie języków
migowego i Braille'a
w końcu kapitulują
potulnie czekają
na Europę
a ta gdzieś w Azji
na Dalekim Wschodzie
uczy się najnowszych technik
programowania
transkontynentalnej hibernacji
1984 z cyklu: "Porwanie Europy"
Jarosław Trześniewski, 16 sierpnia 2010
Dla Raisy Andrejewnej Michaliewej
Opus 1
o godzinie siódmej o godzinie
siódmej rano o godzinie siódmej
rano z minutami na parę chwil
parę sekund
w stronę różowości poranka
w stronę kropli rosy co
przycupnęła na łodyżce liścia
w stronę księżyca
cień mrówki i źdźbła turzycy
i świetlików miłosne drżenia
pajączków brabanckie koronki
takie małe oddalenie
Opus 2
w biełyje noczi mostów zwodzonych
buczenie wyblakły oranż słońca
Rajeczko jeszcze życie życie jeszcze
baboczki (jednodniowego motyla)
łzo kroplo deszczu migotliwy
w petersburskim mieszkaniu
komarów symfonia puch Puszki
samowar dźwięczy czas modlitwy
małe detale bez znaczenia
Opus 3
cztery turkusowe wieże minaretu
odrobina orientu na północy
odgłos fali bo fala za falą
pluszcze i odchodzi
w stronę zatoki
i idziemy na Newskij i płyniemy
Newa rdzawym pluskiem pobrzmiewa
czy słyszysz
nie umieraj jeszcze nie umieraj
życie jeszcze życie jeszcze
Opus 4
w nieprzerwanej podróży na zenicie
razem z tobą do Ławry pójdziemy
pajdiom wmiestie na kładbiszcze
tam gdzie byt się kładzie na byt
i życie jeszcze jeszcze życie
kawa kipi jej aromat
całe rano wypełnia i książka
o balecie zrzucona ze stołu
i wiatr szarpie stronę za stroną
życiorysu Ułanowej albo Plisieckiej
Opus 5
o nocy petersburskiej co powiedzieć
nad zwodzonymi mostami gdzie ich moc
na Teatralnej Płoszczadi gdy wracamy
ostatnim metrem
na Newskim Prospekcie jakiś malarz
szkicuje twarze madonn cebulaste
kopuły Kazańskiego soboru
(nie tak dawno tu było Muziej ateizma)
złotem biją aż po iglicę Admiralicji
błyski na twojej twarzy
Opus 6
nie odchodź jeszcze chwilo piękna
niech noc nie przejdzie dopełnieniem
bo śmierci nie ma słychać tętno
a sen jest lekkim uniesieniem
gdziekolwiek będziesz w Leningradzie
wtedy na ganku u rodziców
w sierpniowy dzien w sierpniowym sadzie
ciężkie powietrze dotąd milczy
trwa wciąz przejrzysta rozmów fuga
zapach brzoskwini złotych renklod
ciekący sok arbuza
Opus 7
o siódmej godzinie o godzinie
siódmej rano o godzinie siódmej
rano z minutami taniec sekund
zwijanie minut Chaczaturian
dogasa biją szable
zegarów wskazówki
tykają jak serce
na parę chwil
chwilę tylko
i życie jeszcze życie jeszcze
trzepotaniem motyla
Opus 8
sonata Petersburska sączy ściany
i okna drżą i pod oczyma pieką
łzy i śmiech
parę sekund
zwija rozwija
odeszłe muzyki
Petersburg- Warszawa noc z 1 na 2 czerwca 1998
Post scriptum
Raisa Andrejewna Michaliewa
skonczałsja 20 sierpnia 1998
Puszka poszła do kociego nieba
Walerij Dawidowicz Michaliew
skonczłasja 20 maja 2010
Jarosław Trześniewski, 16 sierpnia 2010
"Pora na nas..." Boris Pasternak
jeszcze jest pora pełna
migotania robaczków świętojańskich
pośród kolumny jońskiej z powalonych sosen
po śladach lodowca cofaniem
w głąb jeziora ze szklistą wodą
kąpią się ćmy nadlatuje ogień
w najkrótszym przekwitaniu mroku
kiedy nad ziemią chłodne parowy sierpnia
a znad równiny echo i szelest traw
i uncja wiersza lżejsza niż istnienie
Jarosław Trześniewski, 11 sierpnia 2010
zdaje się że jeszcze słychać
pomruk bombowców
hrabina Cosel przymierza
kolejny szmaragdowy naszyjnik
kamienie w gablocie drżą
(w sztucznym świetle widać
cień dawno umarłej
kochanki króla)
lecą szyby z okien i witraże
w katedrze drezdeńskiej
w całej Saksonii trwa wielka msza
h- moll Jana Sebastiana Bacha
alarm dziś ledwo słyszalny
gdy wszystko płonie
noc z 13 na 14 lutego 1945 roku
jasno jak w dzień a sklepienie
unosi cały Zwinger
na dywanie Aladyna
w rok 1978 zaraz po konklawe
nie widać błysku flesza ruskiej zorki
klisza orwo nie oddaje pełni koloru
jeszcze nie te piksele ani czułość
trwa migotanie przedsionków
w pruskiej kamerze
Jarosław Trześniewski, 2 sierpnia 2010
mokną wiolonczele kiedy zabrzmi
kropla niewidzialnego deszczu
i spłynie po szybie w wąską strużkę ciszy
kołysze pociąg co prosto od Lwowa
przez czarnoziem biegnie stepem
przez pola Ukrainy stępem kłusem
jak konie wzdłuż trakcji elektrycznej
ziemia wilgotna słońce pali
papierosa za papierosem
a szelest trawy kradnie zmierzchom
zapach powietrza dosyć ciężki
przekwita jaśmin tak lirycznie
zielony przestwór oceanu
suchy jak pieprz gdy posypujesz
w Eupatorii gdzie zapachy
mieszają się ze złotym runem
na miejscowym targowisku
rumem z bazaru zalatuje
a Adam przez komórkę śle
sms że nie ma zasięgu
cóż nie układa mu się w życiu
choć tyle kobiet z nim flirtuje
przed chwilą oddał do naprawy
wielki wóz bo brakuje części
są tutaj kiepskie drogi mleczne
Orion nie napiął swego łuku
a niebo w zamachowym kole
gwiazd poszukuje przez Allegro
i nie ma tu części zamiennych
trzeba poczekać póki serwis
się nie odezwie trzeba trwać
wstęga asfaltu topi chmury
i przeszła burza letnia burza
duszne powietrze w jasyr bierze
muzykę dzwonów które dźwięczą
w uszach Adama na Wawelu
i nad Symferopolską tęczą
zawisa łuk Będzie skrzydlaty dzień
Jarosław Trześniewski, 2 sierpnia 2010
nic nie dzieje się przypadkowo
ale przypadkiem rządzą prawa
definicje i przyporządkowanie
i parcie na język zmysł wyrazu
zupełnie inne ma znaczenie instrukcja
jednorazowego użytku
w wielorazowym obrzędzie
w nadawaniu znaczeń
których nikt nie jest w stanie przewidzieć
po spełnieniu pewnych warunków
na uwięzi głosek i samogłosek
gdy słowo nabiera zupełnie innego znaczenia
miesza się wszystko przesypuje
artykulacja nie zawsze się udaje
mowa jest raz tak raz nie
jak wahadło i miękki obol na języku
dlatego przypadkiem zdajemy się umierać
w lutowy poranek myląc absolut
z absyntem mieszając pneumę
z cielesną powłoką zdaną przypadkowo
do przechowalni gdy odchodzą zmysły
chłodnieje ręka i sztywnieje twarz
zaczynają się kręcić barwy
znika pejzaż za oknem a ciemne plamy
na poduszce to tylko imitacja
tego przejścia i zaczynają się schody
i jeszcze słuch wyłowi odgłos opadającego
sopla lodu i kroków ciężkich kroków
potem jest pusty pokój
białe prześcieradło i czarny celofan
w którym nas wynoszą
i czarno białe refleksy
Jarosław Trześniewski, 2 sierpnia 2010
jeszcze jest ciemność jeszcze niezerwana
zasłona nocy Szekspir nie napisał
Snu nocy letniej ale to nie w snach
rzecz by nie istniała wizja jakiś obraz
szalona pewność że będziesz za chwilę
po przepłukaniu w różowym lakmusie
gdy rozwiesimy sen na długim sznurku
mokry od ciepła i w sierpniowym deszczu
co zdąży wyschnąć przecieknie przez światło
nieszczelnym świtem i zniknie ulotny
jak to marzenia zwiewność wyobraźni
co się z motylem ścigała przez chwilę
Jarosław Trześniewski, 27 lipca 2010
wąwóz Kiełpiński
w czas burzy
jak rzeka wypłukuje
cały less do jeziora
i piasek
tworzy nową plażę
muszle
nieprzyzwoicie
rozwarte lśnią
macicą perłową
idziemy polem saren
borem lasem
popatrz:
jelonek biegnie
do wodopoju
ugasić pragnienie
mały jeż też chce pić
rozdziawia pyszczek
woda z ogrodowego
węża
dobrym ćwiczeniem
połowów in spe
dęby dębieją
buki buczą
graby grabieją
lipy bez lipy
huczą
sarno
nie biegnij
zapis czas
kończyć
sarno
Jarosław Trześniewski, 27 lipca 2010
pupa dziewczyny
i ciężki tornister
jej długie nogi
piórnik grzechocze
piaskiem po oczach
nie podglądaj
leci oczko w pończosze
żywopłot z morwy
gąsienica jedwabnika
repasuje nici pająka
czterej pancerni
czołg na Sportowej
w parkiet się wbiły
szpilki
Wali Tiereszkowej
śpiewają Filipinki
Walentyna twist
na lasce wanilii
ciepłe kasztany
alejka w parku
panie i panowie
panowie i panie
dzieci na karuzeli
dzieci na huśtawce
ortalionowe płaszcze
szeleszczą
suszą się
koszule non iron
co nie gniotą się
nigdy
u Sternińskiej
lody w wafelku
eklery ptysie
ciastka nad ciastkami
(w domu od taty
cukierek bajeczny
albo pierrot
dozowany
po kroplach do nosa)
palisandrowy
blat adapteru
z wysuwaną szufladą
i lampą
z przypalonym kloszem
ciężkie płyty
zacinający się
stary niedźwiedź
Czerwono-Czarnych
radio Luxemburg
z różami Montreux
dogasająca
symfonia
bez dźwięku
Jarosław Trześniewski, 16 lipca 2010
kormoran ibisowo
wzlatuje i znaczy
swoje terytorium
białymi odchodami
siwiejące brzozy
tafla jeziora
marszczy się
nie podglądaj
odbicia
chmur
nie dosyć
niskich
i nie dosyć
wysokich
lessowy wąwóz
jarząb dominuje
topi olchę
wtóruje im do chóru
leszczyna
wiąz imitując
jastrząb kołuje
już wie gdzie
padalce mają
swoje kryjówki
less nabrzmiewa
krople deszczu
zawtórują perkozom
głosy głosy
wniebogłosy odchodzą
głosy głosy unoszące
nad wodami nad brzegami
nad sitowiem
ponad miętę
ponad nami
Jarosław Trześniewski, 13 lipca 2010
1 lutego 1829 roku
Przyjazd do Warszawy.
Miasto zda się być szare, brzydkie
mniej wież kościołów aniżeli w Wilnie,
zima tutaj łaskawsza, nizinny klimat.
Nie ma jak w Krzemieńcu.
Byle do wiosny. Tęsknię do Ludwiki.
Muszę napisać list do mamy.
30 marca 1829 roku
Zaczynam aplikacyję w
Komissyji Rządowey Przychodów y Skarbu.
Dobre to na początek.
Prawie codziennie widzę jak brat cara Książę Konstanty
ustawia wojsko na placu przy Belwederze,
głośno po rosyjsku krzyczy komendy
i każe ćwiczyć musztrę,
ponoć mówią, chce się swej żonie Joannie przypodobać.
(pomyśleć, że hrabianka Grudzińska
ongiś kochała się w majorze Walerianie Łukasińskim!)
Strach wyjść na ulicę ,roi się od szpicli i donosicieli.
Łazienki teraz osypane śniegiem, co chwila się topi,
nabrałem chęci na spacer, brodzę błotnistą alejką .
Znowu ochlapałem sobie spodnie, szybko
przywołuję fiakra, jadę dorożką na ulicę Długą.
4 września 1830 roku.
Dzisiaj moje 21 urodziny.
Urzęduję w Warszawskiej hipotece,
zostanę ,jak dobrze pójdzie, sędzią hipotecznym.
Już dokonuję wpisów pod okiem pisarza,
podoba mu się moje pismo, do działu IV
księgi hipotecznej dóbr „Natolin”
zaprojektowałem treść obciążeń na rzecz Skarbu Królestwa
hipotekę w kwocie ćwierć miliona złotych
(zgodnie z ustawą z 1818 roku
o pierwiastkowaniu dóbr ziemskich i hipotece).
Przywieźli właśnie czerpany papier z Jeziornej
zawierający wodne znaki z moim herbem Leliwa,
nie wytrzymałem, jeden arkusz wyniosłem ukradkowo.
W wolnej chwili układam wierszem powieść poetycką,
mam opory, bom pod Byrona napisał
i nieco zawstydzony wydać zamierzam tutaj w Warszawie.
Dam jej tytuł: Hugo.
Ludwika nic nie pisze.Zapomniała.
9 stycznia 1831 roku
Byłem u księcia Adama Czartoryskiego.
Będę pracował w Biurze Dyplomatycznym.
Insurekcja trwa.
Księżna Łowicka nie żyje,
kto wie gdyby żyła, nie wpłynęłaby na tego szaleńca?
Muszę zmienić piasek w klepsydrze,
zakupić wiecej gęsich piór,
sprawdzić czy nie kończą się zapasy inkaustu.
Ludwika się nie odzywa.
8 marca 1831 roku
Wyjeżdżam do Londynu.
Z misją od księcia Adama.
Nie wiem czy wrócę.
Ludwika milczy.
Postscriptum
Upalny dzień. Poci się, nie przeczuwając
iż będzie potrzebował na zmianę kołnierzyków
wypieszczonych haftem Richelieu rękoma Salomei
(nitka jak w srebrnym śnie).
Brzękną mu kiedyś luidory
dobrze zainwestowane na paryskiej giełdzie
(kolej Lyońska będzie dawać profit).
Ot, drobina hazardu
nieobca panu z Krzemieńca rodem.
Kołnierzyk musi być trendy
(potem takie kołnierzyki
a’la Słowacki wrócą do łask
by popaść znowu w zapomnienie)
Ludwika wyjedzie do Turcji,
wyjdzie za mąż za Michała Czajkowskiego.
Przejdzie na islam
umrze w 1866 roku, spocznie na cmentarzu
w Adampolu.
Juliusz wróci do Polski po latach równy królom.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
18 maja 2024
Amatorzy antychrystówkb
17 maja 2024
Tęsknoty byt intencjonalnyDeadbat
16 maja 2024
Kremvioletta
16 maja 2024
Śladem Strusia PędziwiatraMarek Gajowniczek
15 maja 2024
ToastJaga
14 maja 2024
Szczęścievioletta
14 maja 2024
Z pamiętnika duszyMisiek
14 maja 2024
Wyznanie majoweArsis
14 maja 2024
Z dymem pożaruMarek Gajowniczek
13 maja 2024
PozostałośćArsis