13 june 2010
W stronę Beethovena
Ciemne cmentarze Z rannego spaceru
Wracał zmęczony śnieg zaczynał padać
Powolne kroki skrzypiały od szronu
I długo słuchał lub próbował słuchać
Takiej rozmowy śniegu deszczu wiatru
Notował w sobie nuty Których smak
Jak dobry rocznik wina zachowywał
Tłukły się w nim Pękały jak szkło
Gdy je przymierzał w przeogromnej ciszy
Co mu szumiała (Tak bo cisza szumi)
I się zachwycał przeoraną frazą
Błędne zamykał oczy Budził się w nocy
Sennawą symfonią Zamkniętą na haczyk
Czasem słyszał przelotny trzask W tym
Nikłym czuciu Ale umiał odczuć
Gdzie kompozycja przejdzie ponad dźwięk
Odkąd mu cisza nakazała pisać
Rysować płetwy kijanek w trójlinii
I wiolinowe klucze tak jak klucznik
Do zamku dźwięku wciąż dopasowywał
I te powroty To chodzenie wewnątrz
Jakby się było wielkim morzem ciszy
I w nią nurkował Pływał do szelestu
Kartki Na której drgała już symfonia
14 november 2025
wiesiek
13 november 2025
wiesiek
13 november 2025
Jaga
13 november 2025
ajw
13 november 2025
ajw
12 november 2025
wiesiek
11 november 2025
wiesiek
10 november 2025
wiesiek
9 november 2025
wiesiek
8 november 2025
wiesiek