Veronica chamaedrys L | |
PROFIL O autorze Przyjaciele (64) Kolekcje Poezja (109) Proza (3) Fotografia (25) Grafika (1) Pocztówka poetycka (2) Dziennik (57) |
Veronica chamaedrys L, 5 lutego 2015
wygrywać serce nocą to takie proste
w czasie słuchania starych płyt winylowych
na ścianie dostępna złota kolekcja brekałtów
o świcie jest jeszcze ciszej może dlatego
że spacerujemy gdy inni zajęci śnieniem
a dotyk mroku ucisza drżenie sekwany
marszcząc brwi deliberujesz nad marzeniami
pod mostem marie nadstawiam chętne ucho
wieszasz kolczyk księżyca przywołując pełnię
wiatr podwiewa sukienkę mówisz marilyn
uśmiecham się tajemniczo nie zgadujesz
że zostałeś ojcem szkoda to takie ekscytujące
najpiękniejsze myśli są w fazie embrionalnej
Veronica chamaedrys L, 23 stycznia 2015
są lejtmotywy których nie dotykam
nie drapię zbyt kruche
lubię transparentność ciszy
przenikasz wypełniając sobą
Veronica chamaedrys L, 22 listopada 2014
widzę jak skubiesz brwi
niczym wstający dzień
ciemniejsze rubieże nieba
przymuszając by świt nastał
stopy wciąż skierowane na zachód
nie znajdziesz w tych oczach
dziewczynki bez zapałek trudno
poczekaj trochę niech noc zaśnie
spójrz wraca im blask dnieje
przesuwasz krzesełko na wschód
w wazonie strelicje przestają
przypominać skamieniałe origami
rajskie ptaki rozkładają skrzydła
szybując przebijają gęstą mgłę
znajdują przejście na drugą stronę
podobno w wazonie szybciej umierają
obudziłam sierpniowe perseidy
zapominając o kwadrantydach
styczniowych przepraszam nie
przegapię w nadchodzącym roku
studiuję rozkład jazdy keplera
Veronica chamaedrys L, 17 listopada 2014
***
dom gryzą mole
ćma znowu składa skrzydła
w kornej modlitwie
***
plotą warkocze
naga brzoza na wietrze
ze wstydu szlocha
***
srebrzysty kolczyk
zakochany księżycu
znajdź swoje ucho
Veronica chamaedrys L, 20 września 2014
Kobieta nigdy nie jest tylko kobietą...jest też, a raczej przede wszystkim, mężczyznami,
których miała, ma i mogłaby mieć. Żadnej nie da się zrozumieć bez nich… *
piję nero d’avola rubinowa sukienka w kieliszku unosi się zapachem śliwek
smakuję prosisz do tanga starej gwardii przez cabeceo patrzę prosto w oczy
zbędny dialog nie potrzeba słów tylko turyści się gubią w różnych buenos aires
jedwab koszuli spływa czernią po czekoladowym torsie nęci miękkością usta
unosisz lewą rękę lekko przyginając poznajesz mnie po oddanej dłoni palcami
prawicy zagarniasz zamykając delikatnie w ramionach stawiających gracko opór
tańczę już choć teraz dopiero docierają do mnie dźwięki bandoneonów odwiedzione
przez łokcie oczy patrzą w tym samym kierunku jedyny kontakt na wysokości przepony
nogi zbyt silne mała powierzchnia zbliża kroki równoległe nie prowadzą do spotkania
poruszasz mnie w czasie aby pokonać tę smutną myśl którą tańczymy nie znając
zyskujesz łabędzie sekwencje ruch przeciwny do wskazówek zegara oznacza długie
życie nie sposób przez nie przejść w tych samych butach i to w dodatku na obcasach
potrzebuję zrozumienia
*„Mężczyzna, który tańczył tango”- Arturo Pérez-Reverte
Veronica chamaedrys L, 8 maja 2014
niebo tamtego dnia nie mogło zdecydować się na kolor
potrzebowało czasu tak jak ty by zrozumieć konieczność
bólu tegorocznej wiosny słońce zza chmur wyglądało jak
srebrna ostryga wiatr milczał niczym owce idące na rzeź
przyszło nieuniknione szarość zagościła na dłużej
pamiętaj ani teraz ani potem gdy nadejdzie czas
nie panikuj każdy dzień przeżyj normalnie postępuj
zgodnie z etalonem przechowywanym w sercu
człowieczeństwo ma się w nim dobrze a nawet lepiej
niż ty sam bezpieczniej niż w sevres ktoś je zasiał
zakorzeniło się wypuściło pędy zakwitło pachnie
tuberozą i tobą ogrodniku czuję nie zdołasz zaprzeczyć
pielęgnuj przyleci motylem nie chce straszyć ludzi
albo przyjdzie obutym cieniem byś po sposobie stukotu
obcasów mógł rozpoznać wyglansuj szpice niech lśnią
od gwiazd lub zapal zapałkę nocą na balkonie jak latarnik
rozpoznasz będzie tak blisko że bliżej nie można
najpilniejszemu z uczniów należy się nagroda
o zachodzie słońca zobaczysz chłopca z konopną
czupryną albo mężczyznę o saksofonowym sercu
zagra ty też tylko powiąż zerwane struny nastrój
gitarę nie sposób zapomnieć chwytów do fair play
sztafeta trwa nie zgub kostki i ustnika córka sama
wybierze instrument bo dźwięk dobra zna od lat
* Zegarmistrzowi Dobra
Veronica chamaedrys L, 4 kwietnia 2014
gdzieś w głębi domu ukrainka anna śpiewa wesołą dumkę o starości
w kuchni ciemno pusto zimno w stajni kare konie rzeźbią rżeniem
ciszę wiosennego wieczoru z trudem wspinam się po stopniach
strome drewniane schody trzeszczą pod naporem niepokoju
zaglądam do sypialni przez dziurkę od klucza zwykle trwał film
dla dorosłych telewizor milczy płomień świecy drży na ekranie
przybywam by zamknąć drzwi za dzieciństwem mocuję się
szarpię stare i nienaoliwione płaczą z bezsilności wyrzucasz
że nie myślę o bezłzawych z natury chwytam zimną dłoń
przyciskam do ust przekazując gorączkę proszę o jeszcze jeden
spacer nad wodospad wilczki do kościółka na górze iglicznej
milczysz skrzypce rzewnie łkają krople tańczą na policzkach
biegnę teraz już mogę nikt nie śledzi prócz zielonych oczu
jałowców wśród korzeni i gałęzi drzew domki miłości
przycupnęły obok siebie niczym jaś z małgosią przed laty
wieczne sieroty odurzone ciepłem tamtego mleka
Veronica chamaedrys L, 25 lutego 2014
Kobieta urodziła sobie mężczyznę. Mężczyzna jest jej tylko przydany. *
delikatna biel kwiatów rumianków skrywająca jasną postać
letni kapelusz trilby wepchnięty w kieszeń lnianej marynarki
czułość cierpliwość łagodność kontra pobieżność gwałt żądza
w świetle poranka burza włosów do kolan pod nią nagość
alabastrowe łydki kostki i stopy w czerwonych baletkach
nieobcy błysk flesza pozowanie wyssane z mlekiem matki
osobno a jednak razem czerwonokrwiste paznokcie
oddzielające płatki kwiatów od słonecznego środka
kopiec usypanych pierwszokomunijnych coraz wyższy
po obu stronach obiektywu niezrozumienie w chęci poznania
ułamki sekund dryfujące niczym pyłki w promieniach słońca
liczby przesłony zamykającej się jak ostrza wokół źrenicy aparatu
w akcie tworzenia nie tylko ciało stało się swoją własnością ale
pamięć wyobrażenia marzenia pobiegły nieuczęszczanymi szlakami
obdarzony łaską patrzenia podążasz za nimi tajemną ścieżką
ramki to piękny prezent
* Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie”
Veronica chamaedrys L, 6 stycznia 2014
„największą w życiu mądrością jest kochać z wzajemnością”
urodziłeś się w rodzinie silnych kobiet nie miałeś szczęścia
bo bez czepka mężczyźni zbyt wrażliwi nieprzystosowani
mama nazywała marysią nie znała ideologii gender chciała
byś wygrał z życiem nosiłeś długie włosy i różowe pajacyki
dziś stoisz przed lustrem widzisz to co czujesz w majtki
nie musisz zaglądać córka pyta tato czy ty zrobiłeś kupę
zakładasz szlafrok żona strofuje udało się poza tym nic
co z tobą przestań się mazać jak baba chłopaki nie płaczą
bądź prawdziwym mężczyzną zaciskasz powieki zajrzyj
w książeczkę wojskową albo w płeć mózgu albo sprawdź
na afiszu bilety wyprzedane brak polskiej dystrybucji
premiera anulowana masz wybór mars albo wenus
najpierw wypędź z siebie dybuka joanny d'arc
a potem już tylko wybacz matce i pokochaj siebie
*J. Kolski „Egzamin z oddychania”
Veronica chamaedrys L, 21 grudnia 2013
piszesz o trzech cywilizacjach pytasz czy widzę związek historii
z treścią religii anioły odcięły skrawki alb przysłoniły twarze
nikabem połowicznym na głowach złote jarmułki zamiast aureoli
nie odróżnisz jednych od drugich są w takich samych przykrótkich
życzysz wesołych świąt tego by w nadchodzącym roku życie
zechciało układać się po mojej myśli miłości zdrowia i miłości
wyjazdy przyjazdy odjazdy kiedy nie chcesz nie wiesz co to lęk
umrzesz młody tysiące kilometrów w śnieżycy jak ruski człowiek
nie odbijasz starych palców na czarnych klawiszach fortepianu
tylko mrużysz oczy i odciski znów młode słońce utrwala w bieli
w śniegu pod palmami ślady bosych stóp a może sandałów lub
piór z opadłych skrzydeł w czasie medytacji brak komercji
jeszcze wypijasz wiadro wódki jeszcze osiemnastce kręcisz w głowie
jeszcze nie umiesz składać wierszy to takie niemęskie jak twierdzisz
gdybyś nie podążał do jerozolimy by pisać telefon nie dzwoniłby
wieczorami nie pytaj dziś nie potrzeba słów graj na harfie i cytrze
przywieź mi gwiazdę betlejemską mirrę złoto kadzidło i uśmiech
*dla Was Wszystkich Miłości, Zdrowia, Miłości i Uśmiechu ... tego by w nadchodzącym roku życie zechciało układać się po Waszej myśli...
Veronica chamaedrys L, 5 grudnia 2013
„Albo będzie z niej wielka duma, albo wielki wstyd”*
końskie kopyta rozniosły jesienne błoto zabryzgane
zady przyprószył pierwszy śnieg nastał czas tęsknoty
głodne wrony w grudach ziemi szukały hiobowych wieści
skrzypki umilkły harfy zawisły na topolach tabor zasnął
patrzyłaś w ognisko skry strzelały prosto w niebo
cygańska poetko zaśpiewaj a capella pieśń o leśnej miłości
załóż spódnicę z kwiatów przystrój uszy kolczykami ze złotych
dębowych liści włóż serdecznik na pięć palców jak rękawiczki
ozdób przeguby kastanietami wygrzebanymi z tobołka
niech dzwonią by nikt nie mówił że z kozich cycków
tańcz boso rozgrzej zmarznięte stopy zmęcz piersi niech
falują z czerwienią korali na wietrze jak złote łany zbóż
rozrzuć czarne warkocze dłonie unieś wysoko nad głową
modląc się całą sobą do księżyca i gwiazd wywróż sobie
szczęście albo napisz patykiem wiersz na gorącym popiele
poskładam każdą literę opłaconą skradzioną kurą
ostatni postój a ty tak pięknie nucisz o lesie o wodzie
o wolności chcę posłuchać zapłacę jak gadź** choć mama
mówiła do mnie cygańskie dziecko gdybym była wasza
śpiewałabyś za darmo wierna swoim zapomniałaś
że wygnali, że nazwali dziuklory***
*Bronisława Wajs Papusza
** Nie - Cygan po cygańsku
*** suka po cygańsku
Veronica chamaedrys L, 23 listopada 2013
Nic nie jest stracone, jeżeli ma się dosyć odwagi, aby twierdzić, że wszystko jest stracone*
skradłeś mi sen choć noc nie była świętojańska czekałam
miasto zakwitło żółtym światłem przepaliła się pętelka czasu
przypięte do sukienki lata rumianki pachniały niespełnieniem
pod mostem artystów sien mruczała kołysankę dla rocamadura
saksofon łkał berenika rozplatała warkocze nad kołyską newtona
poczułam wibracje amourville przyszedłeś pogwizdując
na zarezerwowanym stoliku serwety zatrzymują rozlany czas
i czerwone wino myślę sobie pamiątką po dalim mokra sukienka
przylega do ud dotykasz przepraszasz onieśmielony uśmiechem
to nie twoja wina fala chybocze statkiem patrzę na różę a ty
zdziwiony tym moim patrzeniem żeby się spotkać trzeba się sobie
przypatrzeć napatrzeć się trzeba żeby się spotkać tłumaczę
porywaczu udajesz odważnego ale trzęsiesz się jak osika
głos więzisz w gardle uginasz nogi mówisz łatwiej być
odważny w walce ze śmiertelnym wrogiem tchórzysz bo
tu obowiązują wersale nie wiesz co zrobić z rękami oczami
zaciskasz nerwowo palce na ustniku usiłujesz zagrać warg mało
wprawiasz w ruch kulę w zabawce jest reakcja odchodzisz pogwizdując
jutro wymienię prezent w palais garnier wystawiają czarodziejski flet
albo nauczę się gwizdać
*Gra w klasy - Julio Cortazar
Veronica chamaedrys L, 2 listopada 2013
byłam na cmentarzu nie czułam jak kiedyś zapachu jedliny
tylko zimno zapaliłam znicze poprawiłam rude kokardy
przywołam w pamięci wytarte obrazy zza kaflowego pieca
list napisałam palcem na płycie rozpłakanej deszczem
pod rozłożonym parasolem wspomniałam alka zośkę rudego
a ty mi wysyłasz pozdrowienia z bagnistej luizjany bawełną
wspominasz teksas a w nim strach przed sandy opowiadasz
o nowym orleanie o zachwycie ze spotkania z missisispi
piszesz że za tydzień turkusy key west zgarniesz rzęsami
że oswoisz aligatory i zabierzesz opaleniznę z plaż miami
tęsknię tak chciałabym móc teraz przytulić przygarnąć
powiedzieć znów jak bardzo palce zgrabiały język kołkiem
podwinęłam rękawy zbyt krótkie ręce wciąż za daleko do mnie
Veronica chamaedrys L, 25 października 2013
lubię wędrowanie z tobą milczku kiedy wybiegasz
zza ściśniętych ust uśmiechem skaczesz wprost
w górskie potoki mrucząc bezgłośne piosenki jak
pstrągi gdy potem suszysz ten wyjątkowy na pogodę
wśród ochry i czerwieni liści na nitkach babiego lata
to nie są wcale komplementy ale ty rozczulasz się
widać wzruszenie wdzięczność i łagodność oczu
spod przymrużonych powiek nie pażdzierniczę
najbardziej tęsknię kiedy jesteśmy u szczytu
a mgła ściele doliny stawów w bawełniankach
na dłoniach zasuwasz kurtkę zakładasz kaptur
bo halny odpoczywam w cichej przystani ramion
już blisko na kasprowy rozgrzejesz się korzenną herbatą
z zapałkami w oczach powitasz giewont nic nie mów
najlepiej rozmawia nam się z większej odległości
kiedy na przykład płyniesz barką po sien a ja rozpalam
domowe ognisko gdzieś nad jeziorem na mazurach
Veronica chamaedrys L, 16 września 2013
w czasach gdy nazywałaś mnie angie i całowałeś niezabudki
bym nie patrzyła zza wielkich okularów na przymusową nagość
wierzyłam w anioły
układałeś do snu tak byś mógł pod warkoczem bereniki
zwoływać demony a potem niczym ćmy palić w świetle vegi
szczątki trzeszczały pod stopami jak zeszłoroczne cykady
teraz już wiem tamto plastikowe miasto to wielkie
kamienne łoże na którym wysłannicy odgniatają pięty
w alei gwiazd owinięte marzeniami depczą niebieskość
Veronica chamaedrys L, 31 sierpnia 2013
zwykle mówisz zabieram cię na spacer do sekretnego ogrodu
daj rękę a ja wolałabym żebyś bez słów poszukał dłoni
co powiesz na spotkanie przed północą pod montmartre
i nie myśl że chodzi o władzę czy wspinanie po schodach
podam ją nie chcę narażać się na rozgoryczenie i żal
spotkania palców to nie corrida lecz potrzeba dotyku
dzięki tobie znowu znalazłam się w paryżu na pont des arts
spojrzałam z góry wydaje mi się że krążę jak chomik
w przezroczystej kuli szukam środka ale nie mogę oderwać
obrotowa figura inercja gdyby tak mieć skrzydła choćby
biedronki zbyt ciężka jestem patrzę na barki na most
to nic że palce skute że nadają się jedynie do amputacji
przecedzam świt dłońmi pytam słońce o jutro przecież
ono powinno wiedzieć jak zbudować kroplokształtny dom
na sekwanie jak pomalować barkę czerwienią zachodów
siedzę cichutko żeby ciebie nie zbudzić piję łykami
sycę się twoim oddechem czekam na świetlisty
deszcz i księżycowe kałuże rozjarzające bruk
w miejscu gdzie obiecany taniec
......................................
zwykle mówisz *
zabieram cię na spacer do sekretnego ogrodu daj rękę
wolałabym żebyś bez słów poszukał dłoni
nie chcę narażać się na rozgoryczenie i żal
spotkania palców to nie corrida
dzięki tobie znowu znalazłam się w paryżu na pont des arts
obrotowa figura inercja gdyby tak mieć skrzydła
zbyt ciężka patrzę na rzekę barki i most
to nic że skute palce nadają się jedynie do amputacji
przecedzam świt widząc jak słońce buduje
kroplokształtny dom na sekwanie
maluje barkę czerwienią zachodu
cicho patrzę gdy śpisz
nasycona twoim oddechem czekam na deszcz
księżycowe kałuże rozjarzają bruk
w miejscu gdzie obiecany taniec
*druga wersja
Veronica chamaedrys L, 12 sierpnia 2013
dotykasz mojej dłoni jakbyś klamkę naciskał
delikatnie a jednak zdecydowanie zamykasz
oczy stoisz tak chwilę bez ruchu milcząco
robiąc ciche wyrzuty roztargnionej kochance
przepraszam zapomniałam zamknąć drzwi
wszyscy już czują zapachową miksturę
woń poziomek przemieszała się z innymi
i jagód i malin i mięty i rosy i nieba i miłości
cicho mówisz jest pięknie nie dotykaj dźwigni
bo motyle co są przed nami i za nami i obok nas
wpłyną wypełnią wzrok jak się czujesz odpoczęłaś
nie musnę nawet a ty zaludnij opustoszały dom
spoglądasz we mnie niczym przez okno chcę poczuć
jak wnętrze znów wypełnia się aromatami lata
jak pod sam dach zstępuje sierpniowe bieszczadzkie
niebo pełne gwiazd chce usłyszeć w twoim głosie
stukanie dzięcioła które wyleczy moje drewniane nogi
jestem zbudowana z drzazg schowana pośród dzikiego
wina w czarodziejskim ogrodzie więc niech się spełni
cieszysz oczy rozpalasz w kominku uśmiechem słyszę
nawet trzask płonącego chrustu z domowego ogniska
przygotowałeś uzdrawiającą kąpiel dziękuję może
wreszcie po bieszczadzkich wędrówkach poczują ulgę
Veronica chamaedrys L, 31 lipca 2013
krzysztofie od sporządzania map
prowadź i doprowadź na właściwe miejsce
jakubie od freonu
zamrażaj nieprzyjemne uczucia
bogdanie od dłuta
wyrzeźb na nowo dusze i serca złamane
damianie od uśmiechów
zarażaj kolorową radością smuteczki
mariuszu od utrzymywania ogniska
rozpal płomień miłości i dmuchaj na niego
kacprze od dredów
uczesz wszystkie myśli potargane
danielu od łez
ułóż stosy chusteczek pod ścianą płaczu
miłoszu od armaniego
wiąż życie by nie zwisało i nie zaciskało pętli
mateuszu od wierszy
napisz wiersz o zwycięstwie zielonych aniołów
wszyscy żywi i zmarli święci upadli aniołowie
unieście mnie nad caryńską gdy nadejdzie mój czas
amen
*dziś wreszcie pozwolono odfrunąć temu od armaniego
Veronica chamaedrys L, 31 lipca 2013
pociąg opustoszał w ustrzykach dolnych ucichł posmutniał choć
przecież pozbył się nadbagażu czterdziestu młodych chłopców
w wojskowych pałatkach przechodzonych butach z nadzieją na
trzeźwe życie szeroko niby skrzydła rozpostarło ramiona na start
szli tanecznym krokiem na połoniny wśród traw i jagodzian siebie
odnaleźć stracony gdzieś czas spokojnie przygrywał na wietrze
bies czad dusiołki na rzemykach szczęściu sprzyjać miały którego
brakło im na nizinach w czasie lotu w makowy już kompotem świat
czarny anioł czuwał nad upadłymi trudno im było iść bo czapek nie
mieli a słońce plotło promienne warkocze na ich ogolonych głowach
rozpalali ogniska gotowali herbatę dzieląc się jak bólem i strachem
prosiłam światło o pogodę ducha odwagę i rozum litanią do nich
Veronica chamaedrys L, 23 czerwca 2013
kolejny sabat rozpoczęto o zmroku
przy świetle płonących pochodni
niemy świadek wielki z podglądania
oszołomiony wonnością kadzideł
drga w orgiastycznych pląsach
w samym środku sceny bulgoce
na łysej górze plejada gwiazd sekunduje
pojedynkowi najznakomitszych czarownic
chcesz bym była nie lubisz czarnej magii
zakładasz wianek z białego kwiatu paproci
gorąco dlatego ubierasz w zwiewne pareo
głupia kolejny raz uwierzyłam że to fair play
zabawa toczy się w twoich rękach straciłam
znów głowę już dawno dla ciebie straconą
warzę eliksir nie ważąc bo kręcisz wyciągając
rękę zapraszasz do takiego tanga z różami
europy w zębach nie mogę się skupić pomyliłam
proporcje zamiast wprost dodałam odwrotnie
i co teraz magu jak rozpoznasz skoro w napoju
zbyt dużo lubczyku jaśminu czeremchy bergamotki
no to co że noc świętojańska i że świetliki no to co
jaskry one antidotum i noc kupały przed wschodem
wypowiedziałam życzenie stało się już jest za późno
miotłą nie zamieciesz pod dywan ona służy do latania
zielone światło dla czarownic o niebieskich tęczówkach
na tronie zasiada rodzima co oczy ma jak niezabudki
Veronica chamaedrys L, 26 maja 2013
na kartce dłoni linia serca
witam każde jutro z zapałkami nadziei w oczach
ziewam miłością i obdarowuję uśmiechem
linia życia wytycza mi cel mglisty
odległy cień marzeń
jego trasę odmierzam palcami
jak daleko jestem nie wiem
są przecież jeszcze linie papilarne
labirynty wyborów
Veronica chamaedrys L, 19 maja 2013
zostawiłeś na biurku kalendarz
z trudem znalazłam w nim wolne miejsce
prostokątem zaznaczyłam termin na miłość
i czterolistną koniczyną w dzbanie patryka
oderwałam jeden zamówiłeś budzenie i kawę
tak pamiętam im wcześniej wstanę
tym więcej czasu będę miała na odpoczynek
jesteś taki zapracowany uważaj na siebie
Veronica chamaedrys L, 15 maja 2013
w twoich wierszach jest metoda
nawet jeśli deformujesz urodę
nie detronizujesz nie patrzysz w oczy
pióro czyni bardziej atrakcyjną
mam za mało rozsądku albo nie zauważam
pozornego zapisu stoję tyłem siedzę
patrzę w dół albo leżę zamyślona powtarzasz
piękna z uporem powoli staję się ofiarą
nie zawsze oddajesz wiernie odbicie światła
w błękicie tęczówek to nie wina stalówki
zrozum bezlśniąca wpisuję
czynny imiesłów obok nazwiska
nie odbijam jestem nieszczęśliwa
ze szczęścia tatuaż w kąciku oka zrobiony
przez nieuwagę czuję zapach bzu kręci głowie
tak jak mąci się kobietom
Veronica chamaedrys L, 12 maja 2013
złote igły z prędkością błyskawicy
przyszywają pracowicie jak mrówki
fioletowe frędzle do przykrótkiej sukienki
wiatr na każdym pętli dziesięć supłów
szamocę się z dziewięcioma
związane węzłami marynarskimi
za wszelką cenę chcę zlikwidować
szarpiąc zaciskam możliwości
poczułam borę mam czas
choć rybakiem bywam rozplątałam
zostawiam najważniejszy
nawet nie muszę pamiętać
jest we mnie czuję pod palcami
sam mówiłeś że pierwszy kluczowy
Veronica chamaedrys L, 28 kwietnia 2013
deszcz przyszywa bożą podszewkę do ziemi
używa szpilek zamiast fastrygi
wielka igła przebija na wylot skowronki
radosne myśli zbudzone po nocy
przewleka przez wielkie oko
szyje wymyślnym ściegiem
niby maszyna koronkowych tortur
niszczy wszystko co się chce wymknąć
rzuca wyzwanie feniksowi
może on zdoła
uratować choćby jednego
Veronica chamaedrys L, 28 kwietnia 2013
niewyraźne kontury majaczą we mgle
coś zaszło w samym środku świata rozsądku
kompleks arkadii szepce w trawie
tęsknota za rajem utraconym czai się
w białych kiściach bzów
gdzieś w ciemnym kącie ogrodu
ślad zapomnianego królestwa
w nagłej śmierci niebieskiego tulipana
kara za pamięć
w kropli deszczu w uśmiechu niezabudki
przypomnienie
czas wrócić na ziemię
do świata rozsądnych ludzi
Veronica chamaedrys L, 10 marca 2013
urodzony bez czepka z nieskazitelnym
kodem genetycznym w pełnej rodzinie
pod choinką układałeś oceny przewiązane
kokardami pochwał za sumienność
grzeczny uśmiech bo tak wypada do fotografii
biała jedwabna koszula jeszcze dziś są ozdobą
szkolnej galerii prymusów na drugim piętrze
zawsze kiedy tamtędy przechodzę zatrzymujesz
studia na renomowanych uczelniach
przypieczętowane trzema doktoratami
funkcjonalny dom według własnego projektu
w nim żona syn na obraz i podobieństwo
siadasz w ogrodzie pod drzewem które zasadziłeś
zsuwasz obrączkę z palca uwiera jak wyrzut sumienia
dzwonisz do mnie zapominając jak wiele wydarzyło się
od tamtego czasu kiedy wspiąłeś się na czubek sosny
powtarzasz do słuchawki telefonu niczym duch platona
brakuje mi twoich wierszy twojego w nich uśmiechu
i co z tego że niedziela wieczór że mróz i co z tego
to echo pytało
Veronica chamaedrys L, 24 lutego 2013
zesłany na banicję czekałeś szukałam gdzie indziej
zapomnianego synonimu do słów nie chciało mi się
gwiazda betlejemska przestała prowadzić pożółkła
jutro odśnieżysz puszysty dywan na tamtych schodach
wchodzimy oscary przyznane ser pleśniowy w kawałkach
zamiast złotych malin jako zbieg z kany wierny rysopisowi
w liście gończym rozlewasz słowa ze stągwi mówisz nie
potrafisz grać owoce rozgniatam w palcach czuję plastik
uśmiecham się do kamery z wysokości dolby theatre
chodźmy na spacer nie pasujesz do tej roli innym razem
obejrzymy zdjęcia drżę nic nie widzę bierzesz za rękę
próbowałaś to nie twoja wina że to nie był film ty byłaś
prowadzisz biała ślepota zamieć i mgła sarny pochłania
brniemy po pas we śniegu wspinamy się na górę tabor
tam dostanę nowy angaż nie dla mnie blask jupiterów
nie chcę odsetek tylko siebie z powrotem prawdziwą
znów się potykam o słowa żeby odejść trzeba mgły
Veronica chamaedrys L, 20 lutego 2013
nie mów że gnałeś na arubę z drugiego końca świata
dla słońca goły jak święty turecki mogłeś poczekać
na mazurach teraz już wiem nie ucieknę od ciebie
nawet do obu ameryk naraz będziesz wszędzie
na straganach tshirty z napisem I love bachamas
kilwater drogę wskazuje fale chłodzą napięty tors
do granic możliwość wchodzisz po trapie z twarzą
ogorzałą od wiatru na mostku kapitańskim wydajesz
rozkazy czytam z oczu nieznoszących sprzeciwu
uśmiecham się też do tęczy nad zieloną jamajką
tęsknię do gór nart mrozu szczypiącego policzki
lubię bieguny i konika na nich północny zdobyłam nocą
polarną tylko po to by wieczorem zjeść clam chowder
a rankiem objąć spojrzeniem czterdzieści dwa wzgórza
gwiazda spadła za burtę koło ratunkowe ocaliło życzenie
z widokiem na bieszczad
Veronica chamaedrys L, 2 lutego 2013
jesteś taki spokojny jak pacyfik
mruczysz głosząc stoicyzm
nocą wyszłam za atlantyk tam
na zachodnim wybrzeżu francji
posiadł mnie korzystając z prawa
pierwszej nocy znów zwracając
w przypływie ciepłych wspomnień
razem z muszlami pełnymi ostryg
porzucił w zatoce na wschodzie
obok mostu samobójców w gorączce
złota hojny taki oddał na wzór
misji świętego franciszka z asyżu
znów odnalazłeś w miami obmyłeś
udzieliłeś chrztu ukoiłeś poranione stopy
natarłeś wilgocią bo pora deszczowa
ponownie mogę grzeszyć do czasu
aż nadejdzie rok węża
Veronica chamaedrys L, 19 grudnia 2012
Kobieta, która nie używa perfum, to kobieta bez przyszłości.
Coco Chanel
rozglądasz się nieco bezradnie w tygielku
szafran dobry nie tylko na depresję
chodź do mnie poczytam na głos twoje
wiersze jesteś taka barwna kiedy się
droczysz z tobą nie ma mowy o nudzie
pocałuj mnie
dreszcze spuszczone rolety w alembiku gorąco
na sitach skraplane strofy skwierczą olejkiem
nienapisanych poczętych na dnie w sekrecie
chcesz wydobyć zapach mojej duszy na dowód
nie czuję chcę prawdy a ty się uśmiechasz
zimno przytul
zdejmij sukienkę w kieszeniach jeszcze piasek
z plaży płatki centyfolii jaśminu z grassa
nabyte wonie drażnią dziewczynkę z zapałkami
ona nie chce kobiety z przyszłością
zbyt mocno kręci się w głowie
pachnidłem czuję ciepło
Veronica chamaedrys L, 19 grudnia 2012
już pierwszego dnia w rozświetlonej auli
uwiodłaś publikę twój partner z parkietu
nie wiedział jeszcze że przetańczy z tobą
drogi mosty i lotniska lekka w synkopowanym
rytmie na raz i dwa i podbijałaś swoja amerykę
zbratałaś się z nim intymnie a przecież
śmiało zagarniałaś biodrami każdą sekundę
lekko przebiegałaś po rozżarzonych węglach
egzaminów z uwagą kalkowałaś szczęście
dotykając egretą radości każdy projekt na desce
dawałaś mi chwile wytchnienia zabierając dzieci
na spotkania z wróżkami zatroskana kłopotami kopciuszka
rysowałaś palcem na zapłakanych uśmiechnięte buźki
przy tobie nawet królewicz zjawiał się kiedy trzeba
gdy przybył posłaniec w lekarskim kitlu
nie chciałaś być dzielna marzyłaś
o medalu w konkursie dirty dancing
raz i dwa i
jeszcze poszłaś do pracy jeszcze wierzyłaś
że można tańczyć na jednej nodze jeszcze
napisałaś pracę magisterską na szpitalnym łóżku
raz i dwa
obroniłaś w ślubnej sukience woalka przy
toczku przysłoniła grymas bólu na czole
raz i
* dla Tomka
Veronica chamaedrys L, 9 grudnia 2012
na dworze mróz
wepnę narty i zjadę
w głąb siebie
na złamanie karku
w życie które było
lawendę i smutek
coraz zimniej
Veronica chamaedrys L, 22 listopada 2012
wchodzisz kiedy właśnie zastanawiam się
nad tym czy grzech podstawowy byłej żony
to oziębłość czy kokieteria
nie jestem jeszcze gotowa
podobno uczysz się od drzew
nawet one na znak wypuszczają
pączki przybywasz punktualnie
tylko tam gdzie jesteś oczekiwany
mówisz że dawno wybaczyłeś
dlaczego za każdym razem
ponoszę ofiarę
napraw dzwonek
odpuść
Veronica chamaedrys L, 7 listopada 2012
czwarta nad ranem piąta szósta każda opuściła dom
zostawiła bezpieczeństwo między wskazówkami zegara
nie czekając na sygnał kukułki wybrała tułaczkę
sen wymknął się spod kontroli dobrowolnie poszedł
w jawę bose stopy odrzuciły ciepło i miękkość kapci
osierocone odbyły swój codzienny marsz ku kawie
dłonie postanowiły nie skrywać się dziś w głębokich
kieszeniach szlafroka otwarły drzwi balkonowe
pomogły stojącym u progu niecierpliwym już
skłębionym wariatkom smakować wolność
myśli uciekły z pofałdowanych szarych zwojów
rozpięte między drzewami zawisły ciężkie niczym
druty telefoniczne siódma spakowana cichaczem
nie wiedzieć jak i kiedy ona też została sierotą
pamięć ubożeje oczy gubią błękit usta czerwień
ósma i ta następna już do odlotu gotowe porzucają dom
dzień zostawia schronienie wstaje przeciąga się rusza
jak kloszard bez możliwości wyboru tylko przed siebie
by z kolejnym wieczorem spółkować i dać początek nowej
nieprzespanej nocy której rano nie chce się wstawać z łóżka
Veronica chamaedrys L, 29 października 2012
niewidoczna wygrywam twój triumf
wkrótce potem bezsilność i bezruch
w chmurach szepczesz szczerozłote
bluźnierstwa od ashy mi wymyślasz
mierzysz stamtąd głębokość snu
nie zapominaj kim jestem kocham
ośmiotysięczniki chyba powinniśmy
zamienić się rolami przed następnym
razem wybiorę się do wypożyczalni
nastrojów nie dziś bo mam gorączkę
każdej wspólnej nocy pleciesz kolejne
stopnie sznurkowej drabiny podążam
chcąc osiągnąć tysiąc pierwszy szczyt
nie mów że robisz to jedynie ze strachu
przecież twoje oczy skrzą wśród śniegu
Veronica chamaedrys L, 26 października 2012
w jednej ręce ściskam Twój
łańcuszek z cytatem o marzeniach*
i matczyny testament w różańcu z granatów zawarty
drugą sypię wibhuti na poskładane sukienki
w do połowy pełnej walizce*
zieloną zakładam Tobie
proszę talitha kum
popsułam wszystkie krany
kapie woda słyszysz obudź
się wreszcie
Nesca
*to z Twoich wierszy
Veronica chamaedrys L, 9 października 2012
rękawiczki migdałowe wciągam na siłę wiem że trochę przyciasne
wciąż jednak miękkie od kiedy wyjechałeś zakładam w sezonie
jesienno-zimowym gdy wybieram się do teatru grałeś pół życia
na scenie nikt o tym nie wiedział ani żona ani córki nawet ty
weszłam kiedyś do galerii zielonej właśnie paliłeś wiśniową fajkę
patrząc poza obraz jego lekkość i zmysłowość niczym jedwabny
szalik owijały szyję dym utrwalał fałdy zapachowym werniksem
al dotknął twojego ramienia smuga światła spięła chwilę klamrą
prezent w kolorze kształtu oczu niepokoił powiedziałeś wypływam
do filadelfii nic nie mów przychodź tu irysy zostawiam za ramą list
wszystko zawirowało gorące fale virginia ucieczka w godziny
poszłam do kina dla muzyki dla glassa dla siebie by zrozumieć
przestałeś grać zostałeś malarzem
Veronica chamaedrys L, 5 października 2012
lubię czerwone szpilki zakładam chociaż nie są wygodne
bo mała jestem pyszna i koniecznie chcę zajrzeć w oczy
jarzębin skrywające pod baldachimami zapach marcowych
migdałów gorycz jedno-sezonowego życia ozdobę świata
pożądanie ptaków po to mi one na szczudłach nie potrafię
papageno cóż możesz wiedzieć o tym aromacie skoro nigdy nie zrobiłeś
tatuażu w kąciku oka stalówką maczaną w sympatycznym atramencie nocy
zmieszanej z kroplą łzy właśnie ogromna spadła z biurka turlając śmieje się
ze swojej wielkiej małości w rytm niebieskiego bluesa łaskotana obsadką
zanurzoną w inkauście weź drżenie z pachnidła zapisz w sztambuchu
jutro wyjeżdżasz net szwankuje obdarowujesz milczeniem zimno mi nic to
boso stąpam po gwiazdach buty trzymam pod pachą srebrzysz na puszce
po piwie sama smakuję pragnienie pełni w milczeniu opróżniam kielich
ciszy pamiętając jak hojny jesteś maluję usta sznur korali wieszam na szyi
w podziękowaniu pośpiesznie zdjęcie robię wysyłam abonent niedostępny
na hotelowych drzwiach pukanie zepsute proszę dzwonić
Veronica chamaedrys L, 30 września 2012
opadły mgły a ty otworzyłeś okno na kolorowy sobą
październik znów mnie wezwałeś tym razem po nitce
babiego lata wysłałeś depeszę bieszczadzie. pamiętasz
kluczem żurawim mnie zagarnąłeś zaraziłeś wolnością
a nasz pierwszy raz już wtedy czułam że na zawsze
roznieciłeś ogień choć zbyt młoda wtedy by zrozumieć
spragniona gasiłam kroplami rosy zbieranymi z traw
do menażki tam na caryńskiej po nocy pod pałatką
dziś spadłam z łopiennika albo z wołosania w dolinę
niesiona na skrzydłach anioła o włosach kudłatych
czerwonych buczyną prosto w żółtobrązowe serce do
siekierezady by spokój odnaleźć i ulżyć gorączce
posadziłeś na wysokim stołku przy barze kiwającego
się barda o twarzy pooranej zmarszczkami w kapeluszu
z wielkim rondem przysłaniającym tęsknotę spisaną
w tomiku poezji krzyczą ruszaj się rysiek setkę podano
i piwo jeszcze dla poetki pisz dedykację póki możesz
w twoim kapeluszu mnożą się robaki i myśli nieuczesane
joannie matce od aniołów na radość na wszystkość
stawiam kolejkę na wesołość inność miłość zrozumienie
zabieszczadujmy
Veronica chamaedrys L, 25 września 2012
dusze bez imion zszyć doprowadzić do spotkania
niech się wreszcie przytulą i nie tułają samotnie
dziury w koszyku połatać zło tamtej nocy wypadło
zatrzymać dobro na wieczność niczym niezabudki
zanieść łaknącym nie czekając na następną wiosnę
pałąk utkać z babiego lata zawieszonego między
zielonymi listkami wikliny nie zastanawiać się nad
ściegami. jeż z natury elegancki i pożyteczny bywa
jak usunięcie niewymierności z mianownika. potem
przenieść święconkę tam gdzie jeszcze czekające
bez ramion. odpowiednich igieł użyć by nie bolało
za bardzo. karmić nie trzeba same się wyżywią
nic więcej
Veronica chamaedrys L, 24 września 2012
ach te sobotnie rozmowy z tobą. znowu nie spałam
dziś od rana coś przypalam rozlewam ale cieszę się
nawet ciepłą wodą z kranu tak jak radziłeś. tym że
zaraz przyjdziesz na niedzielny rosół z oczkami
lubię patrzeć jak myjesz ręce i siadasz przy kuchennym stole
jak obierasz jabłka na szarlotkę i śmiejesz się do ostrużyn
które potem rzucasz za plecy podając wynik wróżby na
lustrze w przedpokoju z dopiskiem byłem i zjadłem kotlety
ciągle ci mało mojego uśmiechu więc grasz na flecie
żonglujesz rajskimi jabłuszkami wygłaszasz odę do jesieni
spuszczasz żaluzje bo światło mnie razi to przez migrenę
mówisz. sadzasz na kolanach odgarniasz włosy masujesz
przytul mnie niech wreszcie przestanie boleć
twoje poniedziałkowe wyjście do pracy
Veronica chamaedrys L, 22 września 2012
rozmawiamy a ty o wpół do przerywasz życząc słodkich snów
zaraz dzwonisz bo struna w gitarze właśnie pękła no to jak grać
zziajany wpadasz szukamy na nocnych półkach chcesz związać
szybko. do pracy trzeba rano tabletka też zaraz zacznie działać
podnosisz wieko fortepianu siadasz zaczynasz impresje
chopina bezwiednie zdejmujesz maski rzucasz bo ciążą
w rozpiętej koszuli z zamkniętymi oczami zapominasz
pod młoteczki kładę chustę eleny nie chcę zbudzić palców
stoję naprzeciw choć preludium przebrzmiało słucham tak
jakby pierwszy raz chcę znów kąpać się w twojej muzyce
panice wspomnień muszę bo inaczej nie wejdę do nieba
przez furtkę która zwykle skrzypi o siódmej dwadzieścia
budzik dzwoni nie słyszysz zrobiłam herbatę i kanapki
zjedz proszę choć wiem że głód dopada zwykle o północy
popraw włosy otwórz oczy przestań wreszcie bo czas
kochany ależ jesteśmy zestresowani przecież dziś sobota
bis dopiero potem opuszczę żaluzje a ty dasz mi różę
Veronica chamaedrys L, 19 września 2012
pamiętasz naszą pierwszą noc w amoropolis. lato na
ciągłym rauszu wywołanym sokiem ze świeżych malin
wycieczkę w której na przewodnika zatrudniłeś motyla
ćma zwiastunka jesieni siedzi na firance. przygląda się
kiedy rozkładam fałdy spódnicy pełne gorących chwil
pulsują życiem bo odkurzył je dzisiejszy sen nocy letniej
z czułością gładzę policzek na którym odpoczywało twoje
ucho odciśnięte na wieczną pamiątkę tamtego wieczoru
delikatnie dotykam dłoni pokrytej śladami bocca della verita
już ciemno a ja siedzę na na balkonie w bujanym fotelu
kołyszę ścieżki wydeptane pod bluzką twoimi palcami
pielęgnuję kurz na sandałach spijam z twarzy krople
i kolor życia zielony ciągnę przez słomkę
Veronica chamaedrys L, 18 września 2012
pozbieram resztki traw zmieszam z makami i chabrami z góry chełmowej
gdzie szablami polskie modrzewie walczą z gładkością pni buków. usypię
z czerwono- zielono- chabrowej mieszanki brakujące na pięciolinii symbole
niech trójkolorowe nuty milczenia zadźwięczą ciszą
klucz żerowy strachem na ból niech rozpocznie nowy dzień
chce go dotknąć chciwymi palcami poczuć w dłoniach
zobaczyć źrenicami serca roztańczyć bosymi stopami
tuż przed nadejściem dawnego roznosiciela mleka nadać mu kształt
potem zasnę
Veronica chamaedrys L, 15 września 2012
poleciałeś do shiraz dla mnie. chciałeś
ze źródła
jakby po butelkę wina nie można było
do biedronki
w prezencie zostawiłeś e-papieros
zamiast
nie zdziw się gdy zastaniesz mnie na
leczeniu hysterii
Veronica chamaedrys L, 11 września 2012
zaczynam tonąć w oceanach nie swoich wierszy
sztywnymi palcami chwytam słowa nienazwane
jeszcze. tracę orientację na próżno szukam latarni
sos
brakuje przypływów same odpływy coraz dalej
do brzegu. sztormem cudze myśli i uczucia
burzą atakują wdzierając się w otwarte serce
sos
przybądź na ratunek reanimuj ciszą kiedy już
noc zaśnie daj ciepło niech wpłynie we mnie po
czubki wspomnień. otul kocem tylko moich chwil
sos
Veronica chamaedrys L, 9 września 2012
na szyi przyspieszone oddechy nocy
ciśnienie spada rzeka stęka pomrukuje
pod ciężarem barki pijanej maderą
chwiejna od pulsacji gwiazd w lampkach
postawiona na piedestale palę cygaro
wiatr podnosi sukienkę wzruszoną ciszą
patrzysz z dołu chcąc dojrzeć bieliznę
rozwiesiłam upraną porządna jestem
psotnik z obsługi rozrzucił po pokładzie
zawstydzona zakładam srebrne łuski
pluskam syrenim ogonem w wiśle
choć marzyłam o domu na sekwanie
nie pozwoliłeś bym utonęła w świecie
Veronica chamaedrys L, 4 września 2012
zadbałeś o nasze wspólne bezpieczeństwo
demony z uczuciami zamknąłeś w butelce zabełtałeś
teraz pilnujesz byś na zawsze pozostał dżinem nie pozwalasz
na rozkosz nozdrzom choć wiesz że działasz na mnie najlepiej z tonikiem
miętą czekam w zielonej komunijnej sukience. wciąż masz taki korkowy zapach
Veronica chamaedrys L, 2 września 2012
pod wieczór nad jeziorem roznieciłeś ognisko żarem papierosa spragniony
płynną ofiarę zacząłeś od hestii wznosząc toast za brudną miłość
z rocznego rachunku sumienia jak chrust dorzucałeś kolejno
grzechy nocy. płomienie tańczyły ty stygłeś coraz to lżejszy
zerwała się burza deszcz zgasił ogień
czystszy z przepaską na biodrach
w sandałach na nogach wróciłeś
okadzony dymem
Veronica chamaedrys L, 24 sierpnia 2012
naukę czytania na pracę domową zadałeś- ćwicz
się na bajce powiedziałeś kładąc kamienne tablice
zakładką manipulacji wybrany rozdział zaznaczyłeś
pracowałam na wcześniejszych lekcjach wytrwale
dostałam kwiaty szampan kolacje wyjścia do teatru
kino achy i ochy poznałam już marchewki smak
nie zmieniaj się, takiej cię szukałem -dedykacja na
pierwszej stronie. w nawiasie jak nie to kij. dukam
ćwiczenia, nie mogę poskładać liter za mało światła
rozdział X- chcę byś nigdy więcej nie odzywała się
(do niego)wytarłam nawias kijem w dedykacji też
niepoczytalna z natury od dziś. taka jestem od zawsze
Veronica chamaedrys L, 23 sierpnia 2012
bez makijażu w czerwonej halce
czekam w kolejce do rentgena
zniecierpliwiona rosół nastawiłam
następny proszę ubraniene na wieszak
przepraszam przyjdę w innym terminie.
mam jeszcze trochę spraw do załatwienia
no i korale o nich tez zapomniałam
Veronica chamaedrys L, 21 sierpnia 2012
zdjęłam buty wzięłam wiadro na torf
i siatkę na owady idę na grzęzawiska
w ogrodzie ziemia bez nawozu i wody
budleja uschła ogrodnik urlop
wziął. smutno bezpłodnie
jak w brzuchu kobiety
pozbawionym
motyli
może nawet
spotkam psyche
może nawet zostanę
Veronica chamaedrys L, 21 sierpnia 2012
na prześcieradle nocy usta
pełne świeżych malin z krzaka
rozgniatały kontury braku
spragnione nie znalazły
przeciwieństwa
Veronica chamaedrys L, 20 sierpnia 2012
nie wiem jak układać kamienne usta
do słów które nie chcą przejść przez
obtarte krzykiem bezradności gardło
nie umiem uspokoić rozdygotanych rąk
bezwstydnie zapinających guziki nocy
mów kiedy tobie sprawiam przykrość
dopiero potem naucz jak przepraszać
Veronica chamaedrys L, 19 sierpnia 2012
rzucasz
czerwone róże pod poparzone stopy
od pogorzeliska tego się nie robi
skierowanym na zachód
Veronica chamaedrys L, 18 sierpnia 2012
za to że kłamałeś by móc wtaczać
za spotkania oczu
za dotyk dłoni
za butonierkę
za motyla
błogosławiony bądź
za to że jesteś gdy spadam
za uśmiech na ustach kamienia
za koncerty na jedenastu strunach
błogosławiony bądź
Veronica chamaedrys L, 17 sierpnia 2012
lustrzane odbicie w starych ramach
przekształcenie izometryczne
z drżeniem rąk serca powiek
gra niekoniecznie w wagę
ładna niekoniecznie
niekoniecznie dobra
całość trwa jakieś jedenaście minut
milczę w tej kwestii inteligentnie. jak
lustro zimna jak oś symetrii prosta
Veronica chamaedrys L, 17 sierpnia 2012
kiedyś w imię wolności zasiałam na nim jedną chmurkę
długo rozmnażała się przez podział przez pączkowanie
zostawiając miejsce na spotkania czarnych demonów
dziś moje niebo pełne chmur i dziur większych niż ono
czasami udaje się tobie pospinać wszystko spinaczami
uśmiech na nim naturalny wtedy niczym nie zniewolony
szeroki na sześć kolorów tęczy i gryf o jedenastu strunach
Veronica chamaedrys L, 16 sierpnia 2012
domek niewiele większy
niż rozmiar mojego ciała
igłą sosny gdym mrówką
chabrem gdym pszczołą
makiem gdym motylem
łąką jesienna gdym mgłą
szukasz mnie przecież
podałam adres czasowy
przechodzę kwarantannę
w tobie się zameldowałam
wciąż masz katar sienny
normalne w czasie kwitnienia
proszę wytrzyj nos wreszcie
tą z butonierki stokrotką
naklej znaczek i wyślij proszę
kartkę z uśmiechem nieba
Veronica chamaedrys L, 15 sierpnia 2012
na cmentarzysku dębów katakumby budują
pręty odgięte zastąpią silne korzenie
betonowy mur oporowy pnie
ręce zaciśnięte w pięści gałęzie
koszulki zwycięzców liście zielone
wrzaski kibiców śpiew ptaków
co z tego że olbrzymem byłeś mój dębie
kiedyś zapalę świeczkę lub trzy zapałki
oddając życie. cóż może jemioła bez dębu
liście laurowe potrzebne jak nigdy dotąd
po co zdobywać skoro można ściąć
człowiek siekierą i piłą dla drzew
Veronica chamaedrys L, 13 sierpnia 2012
tu świat niczym kolorowy jeż kłuje oczy
wpatrzone w szary komputer bez myszki
zwiastuna le passe-muraille w millennium plaza
podając dłoń powiedziałeś jestem mr dutilleul
zmęczona patrzeniem uwierzyłam białej lasce
nawet za cenę pozostania w ścianie uwierzyłam
słuch węch i równowaga grafitowym labradorem
twoimi oczami niewidzącymi nigdy bieli śniegu
straconymi w inkubatorze wcześniaczym przez
nadmiar tlenu dotykałam wierzchem dłoni ściany
twojego głosu lub torsu goliata gdy się urywała
mówiłeś widzę paradoksalnie że nie jest to łatwe
kładłeś moją dłoń na poręczy a ja przechodziłam
przez szemrzący wygaszony świat
na dugą stronę po dźwiękach tęczy
nie schylaj się kucaj nie znasz
jej głębokości żadnego z sześciu
kolorów one tutaj nie obowiązują
tylko krople
już nigdy bez pytania nie przeprowadzę cię na drugą stronę
chyba że znowu powiesz jestem poznajesz mnie? wtedy tak
na uniwersytecie lub w nieoznakowanym miejscu
dziękując za wafelek o smaku laskowego orzecha
podarowany tam w barze daj rękę
dziękuję monsieur to nic że
kochasz przy zgaszonym świetle
Veronica chamaedrys L, 11 sierpnia 2012
niepokój to słowo na Z
Zakrada się
niepokój to słowo D
Drżąc dopada
niepokój to słowo na N
Nie- widząc, nie- słysząc, nie-czując Ciebie (też)
Veronica chamaedrys L, 9 sierpnia 2012
malujesz wczorajsze niebo
wodnymi farbami jeziora
rozpuszczasz w nich słońce
sypiesz srebro rybich łusek
różowość szatanów dodajesz
w muszelkach mieszasz ślimaczych
pędzle dyskretne z ostrych traw nitką
pajęczą wiążesz nie budząc owadów
płótnem atmosfery blejtram naciągasz
od świtu w rozpiętym nagością fartuchu
biegniesz z kluczem żurawim na szyi
fabrykę chmur zamykając otwierasz
mgielną produkcję nad łąkami śpiącymi
nocą papierosa roznieconym
żarem obraz pulsuje spragniony
bladym jęzorem spod namiotu
iskier mlaska cichutko smakując
naszą wspólną tam nieobecność
Veronica chamaedrys L, 9 sierpnia 2012
nocą na freta za grosze
sprzedajesz rosyjskim
półgłosem
z pustego pudełka
marzenia
przewiązane struną
Veronica chamaedrys L, 9 sierpnia 2012
dostałam wiedeń
przed wschodem
i tętniący paryż
przed zachodem
opakowane w oddanie
przewiązane kawałkiem
błękitu oczy szeroko
niewiarą zamknęłam
dotykając tomaszowym
palcem z pokorą
Veronica chamaedrys L, 2 sierpnia 2012
galopowałeś konikiem polnym
natarłam husarią
odszedłeś piechotą
Veronica chamaedrys L, 31 lipca 2012
chciałam uchylić rąbka
zmierzwiłam tylko włosy
uczeszę ją z przedziałkiem
nie masz czasu
wzięty fryzjerze
Veronica chamaedrys L, 30 lipca 2012
odciąłeś mnie brzytwą Ockhama
by nie ranić , jak twierdzisz uczuć
zapomniałeś, że byłam, jestem i będę
małym sierżantem peiperem
taki skwar a panu chce się pieprzyć
tę gorącą kwaśnicę
więcej kubeby zatem
albo znów naostrz brzytwę
Veronica chamaedrys L, 30 lipca 2012
zagubiłam się w sobie
założyłeś siedmiomilowe buty
nie ma mnie na mazurach
Veronica chamaedrys L, 30 lipca 2012
sztuka z finezji i ze stali
wzdłuż alfabetu
między alfą i omegą rozpięta
wzdłuż mroku
między nocą a dniem
Veronica chamaedrys L, 29 lipca 2012
jestem
u progu mojego uśmiechu
z wiązankami traw ustawiają się
biedronki w kolejce, prosząc o więcej
mam
światło nadziei, nie zgaszę go
nawet jeśli niebo męczy się
błękitem moich przymkniętych oczu
jestem uśmiechem lub mam nadzieję
zwykle
dziś nie
Veronica chamaedrys L, 29 lipca 2012
nie lubię powrotów
nigdy ich nie lubiłam
wiem co mam robić
przestałam być dziewczynką
bieszczadzko-paryska jestem
pozwól żałobie żyć po swojemu
później wymienię zamki
Veronica chamaedrys L, 28 lipca 2012
rozmaryn przenika lawendę
bugenwilla gładzi po plecach
bezkwiatowy już tamaryszku
bukiet
niebu roztopionemu w błękicie
deszcz pokazuję niedojrzałą figę
kwaśno zazdroszcząc cykadom
szelestu
chłodzisz wachlarzem powiek
mistralem podnosisz pareo
krabów w splocie słonecznym
dotykasz
solisz przeobficie przeguby rąk
palce skrapiasz sokiem cytryny
liżesz, popijając schłodzoną tequilą
z namaszczeniem
Veronica chamaedrys L, 17 lipca 2012
kocham
chłonąc ciebie
przyrodę
wyjeżdżam
zaopiekuj się ogrodem
proszę
Veronica chamaedrys L, 17 lipca 2012
mgła
było bardzo gorąco tej nocy
skropliłam się
kropla, która kiedyś mgłą była
możesz mnie już tylko wypić
kropla, która wyparowała z gorąca nocy letniej
mgła
było bardzo gorąco
skropliłam się
primitivo lub shiraz
pij więc mnie
wyparowałam
nawet smak nie pozostał
ale ty się zanurz we mnie
niech porwie ciebie wir
i niech wciąga w otchłań, której istnienia nie jesteś świadom
tyle chwil
tyle kropli
tyle mgły
której nigdy nie miałeś w ramionach
Veronica chamaedrys L, 11 lipca 2012
urodziłeś się o świtaniu
wypukłym okiem niebieskim
uśmiechnąłeś się na dzień dobry
zielonym wróżyłeś ciąg dalszy
wykąpany w strugach z nieba
osuszony warkoczem bereniki
natarty olejkiem magdaleny
owinięty chustą weroniki
zasnąłeś z otwartym
okiem zielonym
chcą cię teraz zabrać
nie oddam nikomu
bo to jak okraść siebie
gdyby wykradli
to wrócisz po czasie
(bo zatęsknisz do mnie )
choćby złotem wyszywany
to jednak cudzym
marzeniem
Veronica chamaedrys L, 10 lipca 2012
brak mi nadmiaru
brak niedomiaru
choć dla wygody, czy też z lenistwa
nigdy nie robię nic na pół gwizdka
i jeśli nawet śmieję się czasem
to pełną gębą z lekkim grymasem
a nie półgębkiem, tak na pół gwizdka
już taka jestem
optymalistka
Veronica chamaedrys L, 9 lipca 2012
zaspokojenie głodu
nocą
na siódmym piętrze
w hotelu Burj Al Arab
przystawki, pycha
danie główne, pycha
czerwone wino, pycha
jedyne towarzystwo
pycha
Veronica chamaedrys L, 9 lipca 2012
od błękitu błękitna
od powietrza powietrzna
od korzeni korzenna
od serca serdeczna
Nida
Veronica chamaedrys L, 9 lipca 2012
nie oczekuję
cieszy mnie najmniejszy uśmiech
każde spojrzenie
wymagam
by nikt nie zamykał mnie
w klatce
nawet ja sama
Veronica chamaedrys L, 9 lipca 2012
obiecywało miękki kąpielowy płaszcz
teraz zakłada ostrą kolczugę
zamarza choć nie powinno
bo sól bo lipiec
Veronica chamaedrys L, 7 lipca 2012
biała dyskrecja
o niebieskiej twarzy
krzyczy pustką
otwartych szuflad
Veronica chamaedrys L, 6 lipca 2012
miała być jak trawa
wieczna
skończyła jak mak
wyrwany
z kontekstu
Veronica chamaedrys L, 6 lipca 2012
zamęczyłam uczucie
jak dziewczynka kotka
za bardzo przytulałam
zagłaskałam na śmierć
zawinę je w całun
przystawię kamieniem
moze zmartwychwstanie
do drzwi kamienia pukam
Veronica chamaedrys L, 4 lipca 2012
eksperymentowałeś
nieświadoma byłam
ubierałeś mnie w karminową suknię
cieszyłam się jak makowa panienka
każdego ranka wkładałeś nowa halkę
na wzór mistrza degasa
tańczyłam dla ciebie jak tamte na scenie
nie jak mak ale jak peonia
nocą rozbierałeś warstwa po warstwie
do samego rdzenia
jako danie główne, zamiast wina
podawałeś pożądanie
od pewnego czasu nie ubierasz mnie już
nie masz czasu
zakończyłeś doświadczenie
przedstawiłeś na diagramach
chciałeś zobaczyć jak wygląda rozebrana z miłości kobieta
zapomniałeś o szczególe
pierwszą warstwę przykleiłeś kropelką
niepowodzenie
przykro
świadomemu już królikowi
Veronica chamaedrys L, 4 lipca 2012
stopy do desek przywiązane
topornymi buciorami
maską dla szpilek
tańczą gorącą sambę z la Villette
murzyńskie bębny rytm wybijają
przewodzą przez śnieg, przeze mnie
przez stopy tak naprawdę bose
niczym po piorunochronie spływają takty w dół
w ziemię przesiąkniętą sambą i krwią
jak tam w miejscu rzeźni i targu zwierząt
stopy związane z podłożem wpadają w rezonans
tętniąc odjeżdżają gromadnie ku wolności
nabierają prędkości spadają, by znowu się wspiąć
by stanąć na palcach
by zajrzeć w oczy nieba
odjeżdżają, by znów powrócić gondolą w powódź
kamelii na białym od śniegu mchu
nie słychać
tak cicho wracają
Veronica chamaedrys L, 3 lipca 2012
nagłówiem jestem, kolumną, wierszem?
linią podziału?
może mnie nie ma
w twojej tabelce?
spacją jestem
każdą z trzech kropek w wieniec przystroję
z karmazynowych kwiatów
na wierzbie pochyłej zawieszę
kroplami spadną
w potok jak nimfy
śladu nie będzie
i czasu na przemyślenie
Veronica chamaedrys L, 2 lipca 2012
zbyt blady
ciągle odbija głód żelaza
zawstydził się przez chwilkę
bo urósł od podglądania
nie może siebie udźwignąć
jutro pełnia
rumieniec nie dotknie jego lica
czerwoność konieczna na uroki mroku
jak maki u stóp wiatraka
Veronica chamaedrys L, 2 lipca 2012
ona
nie kończy się przed
on
aktem łączenia
jej
ciąg dalszy następuje
jego
akt trwa
ona
przekracza go tam i z powrotem
on
nie obawia się świadka
spotkają się nadzy i bosi jak co noc
on
bliski na odległość ręki
ona
wciąż w drodze nie zechce odpocząć w braku jego cienia
on
zastygnie w momencie kolejnego przez nią przekroczenia
kogut zapiał
Veronica chamaedrys L, 2 lipca 2012
niebieskie motyle nie siadają
przypadkiem na skrawku błękitu
nie bez przyczyny
spoglądają spod mokrych skrzydeł
na niewchłoniętą przez noc kroplę
od początku swego istnienia pragną
by ją posiąść.
Veronica chamaedrys L, 2 lipca 2012
bo posiadam część urojoną
i w niej wszystko zapisuję
każdą ćwierć-chwilę
od przedwczoraj
od tego na schodach
jestem liczbą zespoloną
dobrze białej jak płótno
wypranej
urojonej przez ciebie części
dobrze
Veronica chamaedrys L, 30 czerwca 2012
nie droga jest ważna
ważne są spotkania oczu
ich dotyk
świało
blask
i kamienie, o które się potykamy
i jeszcze ręce
te, które pomagają wstać
(tym, ktore milcząco pomagały mi też dziś)
Veronica chamaedrys L, 29 czerwca 2012
wydaję ucztę
znalazłam zgubioną drachmę
będziemy świętować
na śnieżnobiałych atłasowych rzekach z tiulem
puszczam słodkawy zapach lilii świętego Józefa
poprzetykany salutem mieczyków
pąki pną się ku zwornikowi
płomienie świec i woń kwiatów
wspinają się coraz wyżej
odnalazłam skarb w ciemnościach
dzięki jego własnemu światłu
Veronica chamaedrys L, 27 czerwca 2012
czucie góruje nad słowami
błękitna poświata daje mu moc
dotyk niebieskiego motyla
reanimuje chwile
przywraca do życia rzadko używane
zapomniane
rodzi nienazwane
piękne tańczą
w rytm niebieskiego bluesa
bez kolorowych kostiumów
bez masek
żonglują sobą
wspinają się jedna po drugiej
coraz wyżej
po linie
uczuć
choć
żadna nie dostała angażu w Cirque du Soleil
i nigdy
nie wystąpi nawet w Ergo Arenie
Veronica chamaedrys L, 27 czerwca 2012
obudził mnie motyl wyfrunął z twojego zegara
rozwinął skrzydła błękitem w drżącym słońcu
skąpane w ledwie uśpionym zapachu nocy
przysiadł na policzku malował niebem łąką
polem przymknięte jeszcze snem powieki
niczym przesuwne drzwi jednym trzepotem
otworzył powiększył przestrzeń moją i otoczenia
nie zakłócając równowagi pozwolił na przemianę
świat wewnętrzny i zewnętrzny skomunikowały się
bez urazy dotknęłam błękitnej rapsodii przytuliłam
zgarnęłam rzęsami zamknęłam obraz integralność
obu światów powróciła motyl zajął swoje miejsce
Veronica chamaedrys L, 26 czerwca 2012
błękitny motyl o świtaniu
delikatnie
różowy wschód o poranku
pięknie
ogród z rajskiej palety malowany
artystycznie
ugryzione jabłko z drzewa dobrego i złego
smacznie
pozwól sobie być mądrym
afirmacyjnie
spotkanie przy świecach
bezszelestnie
fioletowo czerwony shiraz
upojnie
niewylicytowane trzy szlemiki
bezpiecznie
czerwone róże
zapachowo
herbata jaśminowa
królewsko
i tak minął pierwszy dzień
pierwszego roku
siedmiu lat tłustych
dziś Mamo szczególnie
brakuje mi Ciebie
dlatego, że znów latam
a nie mogę sięgnąć
życz mi dziś wyższych lotów
Mamo
Veronica chamaedrys L, 26 czerwca 2012
czarownicą postanowiłam dziś być bosonogą
z gwiezdnymi oczami minionej nocy
czaruje zapachy w różnych miejscach domu
odświeżam przyjemne dokładam bo za mało intensywne
przywracam zapomniane odrzucam uschnięte
mieszam z proporcjami mam problem
głowa w tonacji czeremchy gra
serce z irysa i jaśminu składa nuty
bazowa pięciolinia wyznacza kierunek
zmusza nuty głowy i serca aby współgrały
by zajęły swoje miejsce między kadzidłem
piżmem drzewem fiołkowym różowym pieprzem
otwieram szafę zapach męskich koszul od dawna ten sam
niech się przewietrzy
Veronica chamaedrys L, 25 czerwca 2012
pocałuj mokry deszcz
w jego zimne łzy
które jeszcze nocą
śmiały się
i były gorące
zamknij oczy
i usłysz deszcz
jego dzienne skargi
i nocne marzenia
zagraj deszczowego bluesa
proszę
Veronica chamaedrys L, 25 czerwca 2012
wielkopiątkowa dziś jestem
spoglądam na swoją Małą Golgotę
chmury spowiły ją tajemnicą
deszcz nasycił oczekiwaniem
ptaki wypełniły żałością
ile razy złożyłam Judaszowy pocałunek na policzku
ile razy zaparłam się Piotrowym strachem
ile razy umyłam ręce Piłatowym gestem
nie wiem
dzwony milczą
słychać tylko wielkopostne kołatki
i mój przyspieszony oddech
a Behemot znów wisi u żyrandola
i śmieje się
drwi ze mnie
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
9 maja 2024
wciąż na faliYaro
9 maja 2024
0905wiesiek
8 maja 2024
0805wiesiek
8 maja 2024
Światełka dla zbłąkanychSztelak Marcin
8 maja 2024
Pamięć silniejsza jestMisiek
8 maja 2024
Pamięć silniejsza jestMisiek
7 maja 2024
Gdzie coś się kończy -Marek Gajowniczek
7 maja 2024
Menukb
7 maja 2024
0708wiesiek
7 maja 2024
Requiescat in paceMarek Gajowniczek