Ryszard Kowalski, 11 maja 2015
Ja nie znam świata od przyjemnej strony,
Ja nie znam świata, tego za parkanem.
Są okręty, są lotnie i balony,
złote plaże z palmami, słońcem zlane.
Są przyjęcia, festyny, potańcówki,
są spektakle, seanse w ciemnej sali...
Nie mogę zaspokoić wciąż głodówki...
Niestrawność mnie dopadła w wielkiej skali.
Że człowiek, to bydlątko spolegliwe,
powiedział jakiś aktor z ról serialu,
czasem możliwe, juz jest niemożliwe,
jak po szczęśliwym, maturalnym balu
powrót dzieciństwa, powrót do beztroski.
Marzeń jedynie to doniosła rola.
Mnie pozostały te poranne proszki,
jakaś do pióra, nieodparta wola.
Ja już nie oczekuję nazbyt wiele,
że ktoś tam, może, przeczyta wiersz skargi,
że w obolałym, schorowanym ciele,
są między chęcią a zdolnością targi.
Jedno pragnienie, chodzi mi po głowie,
które będzie urągać, wielkiej biedzie,
niech matka żyje wiecznie i ma zdrowie,
ona jedna w tym życiu, nie zawiedzie.
Ryszard Kowalski, 5 marca 2015
W połowie lutego, toż to nie do wiary,
mam wszak doświadczenie, bom juz lekko stary,
poranek jak co dzień, daleki od wiosny
a doszedł mych uszu, ten szczebiot radosny.
Toż to środek zimy, czas sań a nie wozów,
niełatwo przepędzić tę panią od mrozu,
niejeden próbował zaklinać i grozić
a ona się śmiała, mróz ranki przymroził.
Na sopli piszczałkach, wiatr grywał ze świstem,
gawrony wciąż w mieście, toż to oczywiste...
I nagle trel słodki i promień na ścianie,
jakaś para w parku i jakieś wyznanie
i jakaś ochota na uśmiech i spacer
i słowo "miłość", ma tak wiele znaczeń.
Wiem, że nie ma mocnych na wiosnę lutową,
szmaragdową zieleń, chęć życia na nowo.
Przekonać, by przyszła, to wcale nie fraszka,
ale moc ma taką, trel małego ptaszka.
Ryszard Kowalski, 31 lipca 2014
Dwa drapieżniki w walce o ofiarę,
gloria każdego i tak śmierć zgotuje,
bić się bez wiary, by umrzeć za wiarę,
historia armię świętych uszykuje.
Nie oceniajmy wiary patriotów,
nie oceniajmy poniesionej straty,
śmierć dla wolności, jest startem do lotu,
złapać niechwytne, już nie mogły katy.
Ci co zostali, ci ponieśli karę,
cierpieli za to, że kula zbłądziła,
bo mieli w sercu, nazbyt słabą wiarę,
pokuta wzmocni, by ona odżyła.
Miasto bez ulic, Pompea bez lawy,
krew w nim służyła za środek gaśniczy,
mogiły z gruzów, zostały z Warszawy,
wiatr ciepłem wzburzon, zawyje, zakrzyczy.
Nie nam rozliczać powody do zrywu,
Bóg stworzył wolnym a to święte prawo,
to rozkaz Pana dla Baszty, Kedywu,
Ty to rozumiesz, zburzona Warszawo.
Ryszard Kowalski, 15 kwietnia 2014
W głowie jeszcze czysto, umysł pustoświeży,
ale jak rynsztunek groźnie na nim leży,
Kominiarka, kałach, no a potem order,
tylko trzeba zabić lub dać komuś w mordę.
Szacunek rodaków, łzę matka uroni,
łaskawe spojrzenie Tamary lub Soni...
i powrót w glorii do swego przysiółka.
Będzie samogończyk i masła gomółka
i zarżną barana, miskę dadzą blinów....
Mołodiec powrócił z walki za Rodinu.
- Krym my już zdobyli, jeszcze Ukrainę,
matuś, to dla Rosji, jeśli przy tym zginę!
Mówią, że Rosja to będzie potęga,
po dwa oceany będzie ona sięgać
i będą pałace jak w jakiejś Wersalii!
- Oj, żeby do przysiółka drogę zbudowali!
- A po co ci droga? Tankom wsjo po równo,
my do Europy, bo tu szajs i gówno!
Zamieszkamy w zamku a gwałcić na sianie
a na ziemi będą już sami Rosjanie.
Nie będzie granic i nie będzie krajów,
wtedy nasi obmyślą inwazję do raju.
Przyznasz, że Rosji nie brakuje sprytu,
jak z bronia w ręku dojść do dobrobytu.
Ryszard Kowalski, 2 marca 2014
Samotność, to przedziwny narkotyk,
bo wszak jej pierwsze, już małe dawki,
to nieprzyjemny, bo zimny, dotyk,
jakby dziecku zabrać zabawki.
Spacer prędki od ściany do ściany,
to wspomnienia, co duszą jak stryczek,
to abstynent, co wódką pijany,
po wstyd nie chce wyjść na ulicę.
Jeśli stan izolacji zapuści,
nazbyt głęboko swoje korzenie,
to samotnemu będzie w złym guście,
ludziom wysłać swe upomnienie.
I będzie czekał i będzie płakał,
za prędko wycierał wstydliwe łzy
i utrzymywał przyjaźni wakat,
choć z czasem nie wyda mu się mdły.
Wyobcowanie zaś będzie rosło
w końcu wywody konkluzję zwieńczą,
jesienią, zimą a także wiosną,
olśni ta myśl, że ludzie męczą.
Odludek polubi swoje myśli,
plon własnych wniosków będzie w cenie...
i będzie pragnął, by głupcy wyszli
a to już jest uzależnienie.
Ryszard Kowalski, 13 grudnia 2013
Zabrałaś mi siebie i radość tworzenia.
O dziwo, za oknem się widok nie zmienia
a winno wszak zagrzmieć, grom z gromem się bratać,
zaokienne ptaki nagle tyłem latać.
A tu nic, świat ciągle gdzieś pędzi, gdzieś leci,
raz deszcz mam za oknem a raz słońce świeci,
czasami sikora na balkon zawita....
Powinno być dobrze po takich zaszczytach.
Mnie ciągle coś gnębi, coś na duszy gniecie,
że nie wiem gdzie ganiasz, po tym bożym świecie.
Jak ci się wiedzie? Czy służy ci zdrowie?
Że przestanę kochać, na pewno nie powiem.
Ryszard Kowalski, 30 października 2013
Moje myśli są w szczęśliwszej sytuacji,
bo choć także upływ czasu je zezłości,
zawsze, przecież, mogą wyjść z mej alienacji
i swobodnie mogą wrócić do młodości.
Do kolegów, koleżanek, szkolnej ławy,
do parkowych, pod księżycem, słodkich zwierzeń,
do wypitej, wraz z dziewczyną, pierwszej kawy,
która w szczęściu wypróżniła moją kieszeń.
Może wrócić na ulicę pełną gwaru,
gdzie mieszkańców życiorysy los pogmatwał,
gdzie do dzisiaj się przechadza kumpli paru,
kiedy nocą już pogasną wszystkie światła.
Wiem, że myśli nie ominą mojej budy,
zaś po dzwonku pójdą z klasą na boisko
i pociągną warkocz ciemny, warkocz rudy.
Czemu myślom chce się wracać po to wszystko?!
Ryszard Kowalski, 29 sierpnia 2013
Zachodzący płomień mnie blaskiem zachwycił,
trwałem, choć patrzenie łzawiło spojówki,
nagle cień złowróżbny się w obraz przemycił,
to stadem szarańczy leciały wymówki.
Swą plagą przesmutną obsadzały wszystko
w mgnieniu tylko smutek zostawał łodygą,
miąższ uczuć zjadały rozedrganym listkom,
pochłaniały zapał, paliwo fatygom.
Wydziobały wszystkie nadziei nasiona,
która miała kwitnąć swym różanym płatkiem.
Nadzieja azylem, to najświętsza zona,
zaś dla łąki uczuć najlepszym zadatkiem.
Zostawiły twarde i zbite klepisko.
Co znajdzie przychylność spękanego wnętrza?
Czyste niebo daleko, wymówki za blisko,
to tylko zwątpienie wciąż rodzi i spiętrza.
Ryszard Kowalski, 19 maja 2013
Nie wolno igrać z samotnością,
gdy tkwi w fotelu jak bez ducha,
przestaje reagować złością,
gdy nie ma kto jej skarg wysłuchać.
To pogodzona z losem zona,
zwierzę zmęczone walką w matni,
bo nie udało się pokonać
klatki, wysiłkiem juz ostatnim.
I nagle spokój, prosta droga,
którą do nieba los prowadzi,
bryg opuściła już załoga,
nikt nie pocieszy, nie doradzi.
Z pozoru beznadziejna sprawa,
lecz w środku jerychońska róża,
gdy jakieś kłamstwo zacznie padać,
zrodzi się uczuć szkwał i burza.
Wybuchną wielkie namiętności
z nadzieją złożą jakieś śluby...
a potem zmówią się podłości,
odejdzie nagle luba, luby.
I nagle czerwień na glazurze,
ptaków przybędzie swą ilością,
lecących w dół a nie ku górze.
Nie wolno igrać z samotnośćią.
Ryszard Kowalski, 25 marca 2013
Miałem kiedyś sen co był jak marzenie,
obraz z przeszłości jawie sennej sprzedał
i była wojna, była jakaś bieda,
lecz byli wszyscy na tej życia scenie.
Był dziadek z babcią, rodzice w objęciach,
był wujek z ciotką i dalsza rodzina
i byli belfrzy, była i dziewczyna,
i córka była z buzią pacholęcia.
Był jakiś ogród z trawą aż po pachy,
orzech rozrosły i grusza smaczliwa
i nagle obraz zaczął się rozmywać,
i pojawiły się duchy i strachy.
Podjąłem walkę o dom, o rodzinę,
pewnie krzyczałem przez nocne ciemności
a niemoc szydzi, pogarda zas złości,
coś mnie odgradza, buduje faszynę.
Z determinacją godną bohatera,
rąk nie żałując rwałem odgrodzenie,
lecz kalie perzem puszczały korzenie,
postaci znikły w cmentarnych kwaterach.
Tych co odeszli, odwiedzę przy grobie,
zajmę ławeczkę i powspominamy,
łza nam popłynie spod powiek czasami,
bo snem wołają i ciągną ku sobie.
Tych co odeszli a są gdzieś we świecie,
też bym odwiedził, bo snem mnie wołali,
lecz co mam zrobić, żeby pokochali?
Pokory uczy nekrolog w gazecie.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga