Prose

Arsis
PROFILE About me Poetry (300) Prose (146)


18 august 2024

Wytwórcy iluzji

Na podwórzu. Na podwórzu starej przedwojennej kamienicy otwarte drzwi do niewielkiego warsztatu. Warsztat ów, posiadający kilka tokarek starego typu. I tak samo frezarek. Szlifierki i stołowe wiertła. Stare to wszystko. Pajęczyny pod sufitową powałą. Kilka brzęczących jarzeniówek. Ślusarskie imadła. Ale również różne rodzaje nowoczesnych spawarek typu MIG/MAG, nazywanych potocznie migomatami. Spawanie metodą topliwą w osłonie gazów obojętnych lub aktywnych. Rozmaite połączenia. Spawy stali, stopów aluminium, rozmaitych typów metali… Niezliczone ilości pilników: zdzieraki, służące do obróbki stali, żeliwa; równiaki: przeznaczone do obróbki wstępnej; pół-gładziki: do wygładzania powierzchni i wreszcie gładziki: do obróbki końcowej.
Wala się tego wszystkiego pod nogami. Tych wszystkich opiłków, wiórów, śrubek, podkładek… Wysypuje się ze skrzyń, szafek, półek… Cała masa przecinaków, młotków, skrobaków, punktaków, piłek do drewna-metalu, rysików, cyrkli, przymiarów kreskowych, suwmiarek, mikrometrów, liniałów krawędziowych, kątowników, kątomierzy… Bardziej to przypomina domorosłą manufakturę, aniżeli cech ślusarzy, czyli organizację samorządu gospodarczego rzemiosła. Być może jest tam dział ślusarzy narzędziowych wykonujących i naprawiających narzędzia skrawające do drewna, metali, przyrządy i uchwyty obróbkowe, czy przyrządy pomiarowe. Ślusarzy monterów wykonujących montaż i końcową obróbkę. Ślusarzy mechaników naprawiających sprzęt mechaniczny. Czy ślusarzy zdobników, wykonujących ozdobną galanterię metalową. Każdego dnia wydobywał się rozgardiasz z uchylonych okien, podczas trasowania, cięcia, przeżynania, gwintowania, prostowania, wyoblania, piłowania, szlifowania, skrobania, polerowania, wiercenia, rozwiercania, przebijania, pogłębiania, nitowania, skręcania, lutowania, spawania… Wśród ogólnego hałasu, przekleństw, pokrzykiwań i śmiechów. Wśród wydobywającej się woni chłodziwa, potu i krwi… Prądowe spięcia. Mdława woń elektryczności. Pewnego dnia. W samo południe, któregoś dnia gorącego lata. Wstrząsy i zgrzyty. Ciężkie stąpania mechanicznego sprzętu. Nieustanne stukania. Wiercenia w ścianie, suficie, podłodze… I w czasie kulminacji mechanicznego unisono. W czasie wysokiego C mechanicznej symfonii… Nagle -- wszystko ucichło…

Cisza piszcząca w uszach. Szumiąca piskliwie. Szumiący wodospad płynącej w uszach krwi, kiedy następuje gwałtowny zanik wszelkich dźwięków…

Przez kilka dni nic się nie dzieje. Po nocach zapalone światło. W dzień otwarte drzwi i okna. I tak dzień i noc. Dzień i noc… Nagła zagłada wszelkiego dźwięku. Wszelkiego życia. Gdzie się wszyscy podziali? Jakby zapadli się pod ziemię. Tak jakby nigdy tam nikogo nie było. Tak jakby nigdy… Albowiem nigdy… Świt postrzępiony światłem poranka przenika do wnętrza. Albo wnika do wnętrza… Przeszywa smugami mżącego kurzu wszelkie kąty, zakamarki, załomy… Osiada pyłem na płaskich powierzchniach, krawędziach porzuconych przedmiotów… Cisza jest dojmująca, jakby zapadła się w sobie cała ziemia. Jakby czas się zatrzymał, tak jak zatrzymuje się we wnętrzu czarnej dziury wszelkie istnienie... I jeszcze kilka miesięcy. I jeszcze kilka lat… Zielonkawa patyna pokryła już okucia okien i drzwi, klamki, uchwyty… Pościerane tabliczki znamionowe. Rząd zgarbionych frezarek stoi pod ścianą. Czekające w kolejce do wieczności i opuszczone przez czas puste, skorodowane skorupy. Zaplamione brunatnymi smugami smarów martwe artefakty dawno minionej egzystencji…
I niby nic. Niby nic się nie dzieje. Niby jest tak jak zwykle. Tak zwyczajnie. Dni płyną niemrawo. Płyną letnie godziny. Wschody i zachody słońca, księżyca, gwiazd. Drzewa szumią. Szumiące dęby, kasztany. Strzeliste topole albo wierzby. Klony, klomby, jesiony… I wszystko zawieszone w jakimś oczekiwaniu. I wszystko szumiące, szepczące, tkliwe…

*

Lato się kończy. Zaczyna… W bezkształt się rozpada. W nic… Krzaki. Krzaki. Zielone liście. Ktoś na kogoś czeka w parku. Na parkowej alei rozłożyste cienie. Drgające refleksy. Ktoś na kogoś czeka. I w tym czekaniu zamienia się w pień zmurszałego drzewa. W leżący w rowie powalony pień, w którym gnieżdżą się złotawce okazałe, czy inne chrząszcze, chrabąszcze, żuki…

Zapętla się w spazmie śmiertelnego skurczu czasoprzestrzeń. Następuje poślizg. To znowu przyśpiesza, zwalnia… Mnożną się jakieś jasnowidzenia, maszerujące nie wiadomo dokąd i nie wiadomo skąd przybywające urojone zwidy. Maszerujące w jakichś sennych peregrynacjach. Niosące w kościstych dłoniach żelazne relikwie. Wydają się być martwe. Albo i są martwe. I coraz bardziej roją się w swoich bezsensownych powtórzeniach. W długich szatach. Do samej ziemi. W mniszych kapturach. Wloką za sobą jakieś druty, kable, antenowe połączenia… Taszczą blaszane pokrywy, kineskopy, powyginane pręty… I wszystko to w woni smarów, towotu, mdławej elektryczności od płonącego elektrycznego łuku, w chmurze acetylenu. I robią coraz więcej hałasu w tym albo w innym życiu. Albo nie robią go wcale. Istnieją w absolutnym milczeniu. Ciszy… I znowu powtarzają się w całości albo we fragmentach jedynie…

Zaciskam mocno powieki. Bardzo mocno aż do bolącego ucisku ocznych gałek. Wirują plamy. Mżą całe ich roje, całe zastępy czerwonawych, zielonych, żółtych pikseli. Skupiają się. Rozpraszają się jak w kalejdoskopie motyle skrzydła. Pulsują. Płyną. Rozmywają. I znowu…

*

Otwieram oczy. Niby nic. Niby wciąż to samo. Tylko ta trumna. Sosnowa trumna wykopana nie wiadomo po co z czarnej wilgotnej ziemi. Z grudami błota na wieku. Leży trochę krzywo. Jedną stroną wyżej. Na krawężniku oddzielającym płyty dziedzińca od wewnętrznego skweru. Jakby to był zaparkowany na ulicy samochód. Blaszana kupa staroświeckiego złomu z grubymi wargami chromowanych zderzaków. W ciszy podwórza. W smrodzie benzyny. W leniwych godzinach gorącego lata.

Otwarte wciąż drzwi do milczącego warsztatu poruszają się co chwila w porywach wiatru. Skrzypią zawiasy. Coś z niego wypełza. Rozwlekające się nitki czegoś oślizłego i lśniącego w słońcu. Jakieś włosowate naczynia. Jakieś żyły. Tętnice. Ścięgna… To coś rozgałęzia się, rozsadzając ziemię, beton, żelazo... Podwaja się i potraja w nieustannym szmerze złośliwego wzrostu. Oplata sobą. W skowycie samotności i bólu. W udręce oczekiwania. Idzie powoli coś podobnego do psa. Wychodzi zza zakrętu. Na bardzo cienkich i długich łapach. Kończynach. Czarne. Skłębione jestestwo. O wąskim pysku. Lśniących ślepiach… Coś podobnego do niczego. Coś jak wyrzut sumienia. Dziwnie skomlące. I skomlące całym sobą. Ociera się o krzaki do krwi, o druty, zostawiając na nich kawałki skóry i sierści…

Idzie wyprostowane. Równo. Tak bardzo równo. Samotne. I skomlące. Wciąż skomlące coś na podobieństwo krzyku wieloryba. Dobywające z głębokiej gardzieli coś, co unicestwia wszystko w niewysłowionym żalu. Niewyrojone do końca ze swojego koszmaru. Coś, co jest niepodobne do samego siebie. Co przekracza wolno grzędy goździków w powabie jakiejś zmorzonej wysiłkiem egzystencji. Ociera się pyskiem o trumienne wieko, znacząc je wilgotną smugą. Liżąc. Przesuwając wargami…

I znika całe w szkarłacie. W pulsującym skowycie upalnego, szumiącego piskliwie lata..

W chmarze much brzęczącej nad truchłem nieboszczyka...

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-08-18)

***

https://www.youtube.com/watch?v=xUMr-V4fdbM



other prose: Drżenia, Pieprzony metafizyczny dewiant, Tekstury II, Tekstury, Wytwórcy iluzji, Paroksyzm, Kiedy tak szliśmy, wtedy. Kiedy idziemy.., Splątanie, Cichy szmer nieskończonego wzrostu, Miazga, Biała pustka zimnych ścian, Ślad, Pożegnanie (Ojcu), Doskonałość amorficzna, Życie bez ciebie, Oddział chorych na raka. Krótka impresja*, Fantazmora, Dziwna znaczeniowość milczących struktur, Niejasność podążania, Świat Luca, Pozostałość, Przybycie niewiadomego, Ciscollo!, Cancer, VIII: Jeszcze jeden powrót do Metlino, Korowód, Zejście, Wskrzesiciele pamięci, Słońce w otchłani, Odlot, Przybycie, Echo czasu, Projekcja snu, Już bez ciebie, Katabasis, Parasomnia III: Atak, Duchy na magnetycznej taśmie, Specyficzne doświadczanie nienormalnej znaczeniowości, Tęsknota, Immersja III, Tom Of Finland, W ramionach nicości, Corpus delicti, Z serii Okruchy: Ukrzyżowanie, Wybacz. Ale, kto ma wybaczyć?, Porzucony, Wyznanie bez nadziei, Parasomnia II: Obecność, Metro noir, Memento z niebanalnym tryptykiem, Kobieta w gęstej czerni włosów, Pusterium, Parasomnia, Odległe echo miłości, Czarne pióra, Szepty, Okruchy, Aloise, Misterium, Ohyda, To coś wstrząsa swym drżeniem, Ta pustka jest podobna do pustki we wszechświecie, Gdzieś w głębi męczącego snu, Negatyw II, Odpływ, Tańczące okna. Plątanina rur, To jest miejsce, w którym znikam, Insomnia, Pod deszczowym, nagle zniżonym niebem, Podróż do wieczności, Śmierć mnie przemieniła, Jestem coraz bliżej, Próba przekazu, Obecność II, Powracające echo, Wspomnienia są jak odległe opuszczone pokoje, Błądzę daremnie, Katabasis eis antron, Nuclear, Mothership calls, Nic. Eigengrau, Bezpowrotnie, Obecność, Pomiędzy, Drżę, Słyszę…, Reminiscencje, Na zawsze, Wracam, Iluminacja, Kim jesteś?, W uścisku śmierci, Saudade, Skolopendra, Milczenie, Dziwne zdarzenia w hotelowej restauracji, Samotność umierania, Resztki, Pamięć, Immersja II, Projekcja snu II, Immersja, Projekcja snu, Przenikanie, Nuklearna równina. Samotny dom, O zmierzchu, Miasto: impresja V, Nadieżda, Już tylko nic, Śmierć, która przerwała samotność, Jestem jednym z miliardów, odparł Bóg, Manekiny z Survival Town, Poligon, Miasto: impresja IV, Miasto: impresja III, Miasto: impresja II, Miasto: impresja I, Archipelagi wschodzących słońc cz. 7, Archipelagi wschodzących słońc cz. 6, Archipelagi wschodzących słońc cz. 5, Archipelagi wschodzących słońc cz. 4, Archipelagi wschodzących słońc cz. 3, Archipelagi wschodzących słońc cz. 2, Archipelagi wschodzących słońc cz. 1, Pacyfik: sen wiekuisty, Heksaptyk chłopski, Nadaremność, Radioactive zone III: Oziorsk, Radioactive zone II: Karaczaj, Radioactive zone: Muslimowo, Abandoned place VII: Gdzieś tam, daleko w tajdze, Abandoned place VI: Czas utracony, Abandoned place V: Moje miejsce, Abandoned place IV: Powrót do Metlino, Abandoned place III: Metlino, Abandoned place II, Abandoned place, Nowosybirsk: Jewgienija *, Krasnojarsk: nieśmiałe porywy miłości *, Chabarowsk: jesienny chłód *, Komsomolsk nad Amurem: deszczowy dzień *, Kok-Terek: sen zmierzchającego lata *, Pomiędzy piekłem a niebem, Odór, Brylantowe światło, Obiekt,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1