Prose

Arsis
PROFILE About me Poetry (269) Prose (123)


23 february 2023

Ohyda

Nie musisz mi się tak ciągle przyglądać. Wystarczy. W pokoju obok jakieś szyderstwa i kpiny. Stukania metalu o metal, chrzęst potłuczonego szkła… Kto tak do mnie mówi? W uszach piskliwy szum i ledwie słyszalne słowa, jakby mniszej modlitwy. Kto tak do mnie mówi? Dotykam palcami popękanych drzwi z kamienia, z drewna, z gliny….
Na drzwiach pognieciona kartka wyrwana z zeszytu z nieudolnym dziecięcym napisem: „taki już był”.

Ktoś tu kiedyś snuł żałosne, samotne myśli, przechadzając się w tę i z powrotem. Drzwi zatrzaśnięte na wieczność pełne kurzu i falujących pajęczyn. Ktoś tu kiedyś żył, ale umarł. Rozsypał się w szary pył. Albo żyje wciąż, pomiędzy cieniami na poddaszu. Albo żyje wciąż w blasku słonecznej smugi, która pełznie wolno po ścianie.
Tam coś wciąż żyje, mimo że umarło. Idzie powoli albo raczej płynie zatęchłym powietrzem i rozgarnia kłosy nieistnienia. Sprzecza się na głos z parszywą śmiercią. Wygraża jej palcem, stwierdzając, że wszystkie okoliczności są przeciwko niej. Powiedz mi, straszliwa melancholio. Powiedz mi… Czemu milczysz? Już wiem. To twoja postawa wobec mojej obrzydliwości. Wobec mojego ohydnego „ja”. Potworność niejako wryła się we mnie. Uchwyciła kark stalowymi szponami i nie puszcza. Wszędzie wokół stare, pożółkłe szpalty gazet. Zdjęcia kreatur, w tym i ja. Uchwycony, gdzieś pomiędzy. Pomiędzy czymś a czymś. Zatem zedrzyj mnie Vacu-blastem*. Ześrutuj. Zeskrob do żywej, czerwonej cegły. Nie może pozostać po mnie żaden ślad. Najwyżej zmartwychwstanę w postaci chmury gryzącego pyłu. Gryzącej brei wirującego kurzu.

Nie trzeba. Już nie trzeba. Doprawdy, słuchając samby tulę się do powietrza. Otulam ramionami moje rozpalone do białości wnętrze. Wiruję jak samotna spiralna galaktyka, co przemierza lodowate odmęty kosmosu. Obracam się powoli. Tak bardzo powoli. Kto tu jest? Ach, tak. Nie ma nikogo. Choć wciąż mnie coś osacza i wchłania. Próbuje przyjąć w poczet odrażających osobliwości. Nie trzeba. Doprawdy nie trzeba. Albowiem przewyższam wszystko swoją nikczemnością błotnistej, cuchnącej kloaki. Zapadam się w sobie, ponieważ przytłacza mnie ciężar mojej własnej grawitacji. Nie mogę już znieść ciężaru życia. Rozpadam się stopniowo i nieubłaganie na miliardy lśniących drobin. Pękam na kryształowe fragmenty. Odrzucam zewnętrzne warstwy, które rozchodzą się promieniście jak oślepiający wybuch supernowej. Aby za chwilę przekroczyć Rubikon, zdusić się w swoim własnym wnętrzu sprasowanego do granic możliwości koszmaru. Stłamsić się. Zgnieść na miazgę. Na nic. Aż do absolutnego NIC, bez możliwości powrotu.
A więc czytam te koślawe, napisanie nieudolnie literki: „taki już był”. Tak. Taki już był, bowiem już go tak naprawdę nie ma. W gazetach napisano o samoistnym zniszczeniu. O samoistnej nieznośności życia…



Tu musiałem przerwać pisanie, albowiem rozbolała mnie ręka w nadgarstku i głowa. Serce łomocze nieustannie od nadmiaru kofeiny (choć może powinna to być amfetamina jak wielu piszących to czyniło, czyż nie?)
Od niej wizje byłyby bardziej zagmatwane, wariackie i deliryczne. Miałyby kształty ostre niczym naostrzona brzytwa z pulsującą wewnątrz czerwonawą poświatą gorączkowej maligny.

Zatem, wsuwając nieśmiało dłoń w otulinę słonecznej poświaty, przyglądam się jej. Tej popękanej skórze. Tej żylastej powłoce o niezdrowym, chorobowym odcieniu, od której na sam widok robi się niedobrze. Przeszywa mnie konwulsyjny dreszcz, albowiem spogląda na mnie z drewnianego trema kamienny maszkaron. Zatrzymany w lustrze, w apogeum swojej brzydoty o wzdętym brzuchu. Wpatrzony nieprzytomnie w otchłań mroku, jakby chciał coś jeszcze usilnie powiedzieć. I nie mogąc nic wyartykułować przechyla się coraz bardziej. Zsuwa się coraz szybciej… Wreszcie spada z bardzo wysoka, rozpruwając ze świstem warstwy atmosfer krawędziami furkoczących skrzydeł. Mija po drodze jakiś w dole las, kamień, zbutwiały mur…
Przelatuje przez smugę słońca załamaną wielokrotnie, wiedząc o sobie, że jest wyłącznie odpadem.

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-02-23)

*) Vacu-blast – marka śrutownicy, oczyszczarki pneumatycznej, piaskarki

***

https://www.youtube.com/watch?v=neLOUIYJVcA



other prose: Cancer, VIII: Jeszcze jeden powrót do Metlino, Korowód, Zejście, Wskrzesiciele pamięci, Słońce w otchłani, Odlot, Przybycie, Echo czasu, Projekcja snu, Już bez ciebie, Katabasis, Parasomnia III: Atak, Duchy na magnetycznej taśmie, Specyficzne doświadczanie nienormalnej znaczeniowości, Tęsknota, Immersja III, Tom Of Finland, W ramionach nicości, Corpus delicti, Z serii Okruchy: Ukrzyżowanie, Wybacz. Ale, kto ma wybaczyć?, Porzucony, Wyznanie bez nadziei, Parasomnia II: Obecność, Metro noir, Memento z niebanalnym tryptykiem, Kobieta w gęstej czerni włosów, Pusterium, Parasomnia, Odległe echo miłości, Czarne pióra, Szepty, Okruchy, Aloise, Misterium, Ohyda, To coś wstrząsa swym drżeniem, Ta pustka jest podobna do pustki we wszechświecie, Gdzieś w głębi męczącego snu, Negatyw II, Odpływ, Tańczące okna. Plątanina rur, To jest miejsce, w którym znikam, Insomnia, Pod deszczowym, nagle zniżonym niebem, Podróż do wieczności, Śmierć mnie przemieniła, Jestem coraz bliżej, Próba przekazu, Obecność II, Powracające echo, Wspomnienia są jak odległe opuszczone pokoje, Błądzę daremnie, Katabasis eis antron, Nuclear, Mothership calls, Nic. Eigengrau, Bezpowrotnie, Obecność, Pomiędzy, Drżę, Słyszę…, Reminiscencje, Na zawsze, Wracam, Iluminacja, Kim jesteś?, W uścisku śmierci, Saudade, Skolopendra, Milczenie, Dziwne zdarzenia w hotelowej restauracji, Samotność umierania, Resztki, Pamięć, Immersja II, Projekcja snu II, Immersja, Projekcja snu, Przenikanie, Nuklearna równina. Samotny dom, O zmierzchu, Miasto: impresja V, Nadieżda, Już tylko nic, Śmierć, która przerwała samotność, Jestem jednym z miliardów, odparł Bóg, Manekiny z Survival Town, Poligon, Miasto: impresja IV, Miasto: impresja III, Miasto: impresja II, Miasto: impresja I, Archipelagi wschodzących słońc cz. 7, Archipelagi wschodzących słońc cz. 6, Archipelagi wschodzących słońc cz. 5, Archipelagi wschodzących słońc cz. 4, Archipelagi wschodzących słońc cz. 3, Archipelagi wschodzących słońc cz. 2, Archipelagi wschodzących słońc cz. 1, Pacyfik: sen wiekuisty, Heksaptyk chłopski, Nadaremność, Radioactive zone III: Oziorsk, Radioactive zone II: Karaczaj, Radioactive zone: Muslimowo, Abandoned place VII: Gdzieś tam, daleko w tajdze, Abandoned place VI: Czas utracony, Abandoned place V: Moje miejsce, Abandoned place IV: Powrót do Metlino, Abandoned place III: Metlino, Abandoned place II, Abandoned place, Nowosybirsk: Jewgienija *, Krasnojarsk: nieśmiałe porywy miłości *, Chabarowsk: jesienny chłód *, Komsomolsk nad Amurem: deszczowy dzień *, Kok-Terek: sen zmierzchającego lata *, Pomiędzy piekłem a niebem, Odór, Brylantowe światło, Obiekt,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1