Prose

Arsis
PROFILE About me Poetry (269) Prose (123)


26 december 2022

Insomnia

Słyszę cię, ale nie rozumiem słów. Mówisz do mnie, szepczesz… Klęczę na drewnianej podłodze, wśród słojów i sęków, wśród wilgotnych plam… Brunatne zacieki na ścianach wydłużają się. Sięgają ziemi. Ciii… Jest tak cicho. Jest tak… Gdzieś w otchłani niosą się kościelne dzwony. Płyną kaskadami powietrza. Nad pola. Nad okryte śniegiem łąki… Równiny nicości. Lodowatego piekła. Lodowatej nocy… Kto tu jest? Czy jest tu kto? Czyj to cień majaczy na suficie? To coś porusza skrzydłami i drży. Dotyka czółkami mojego ciała. Często powraca w rozgorączkowanych snach tak wyraźnych jak ostrze noża. W otchłani pustego domu gong stojącego zegara. W otchłani czasu. W labiryntach korytarzy z niezliczoną ilością otwartych drzwi. Za nimi mrok opuszczonych pokoi. Za nimi kurz i pył. Za nimi porzucone resztki jakiegoś dawnego życia. Skorodowane. Wypaczone. Zapleśniałe… Rozsadza mi skronie pulsujący ból. Coś do mnie wciąż szepcze, wyziera z każdego kąta mżącymi pikselami szarości, od których palą wilgotne oczy i wzbiera w żyłach buzująca krew. Nie wiem, co to takiego, ale bije od tego potworny chłód pustki wszechświata, gdzieś w przepastnej melancholii wiecznego niebytu.

Na wieszaku w półmroku przedpokoju wisi jakaś stara torba, dziurawy płaszcz, zabytkowa szpicruta w wyblakłej rzemiennej plecionce. Skąd się tutaj wzięła? Nie wiem. Nie pamiętam. To wszystko. Więcej nic.
Jestem świadkiem nieodgadnionej ceremonii. Zbierają się wokół stołu nieostre widma. Trzymają za ręce i w mdłym potoku wiszącej lampy chodzą wokół, nie wiadomo po co. Zatrzymują się, jakby w namyśle, jakby gubiły wątek. Lecz po chwili zaczynają od początku swój niemiłosiernie dziwny chód. Wygłaszają w powadze stare paradoksy niczym mnisze kazania swoim przytłumionym szeptem zatopionym w oddechu przeszłości.. I znowu milczą. Nieruchomieją. Na stole płonie świeca. Drży w porywach rozdygotanego oddechu. Czyjego? Ściekają z niej krople stearyny. Krzepną na gładkiej powierzchni mętnymi łzami. Te łzy są, jakby pozostałością mojej umarłej matki o skórze w barwie wosku. Zaiste, dziwne to i niepojęte. Osobliwa sceneria majaków z bulgoczącą w tle plątaniną żeliwnych rur. Jakież to absurdalne i wariackie. Zrodzone wyłącznie w chorej wyobraźni maniakalnego schizofrenika. Tak, wiem. Nikt nie musi tego ciągle powtarzać.
Co jest nade mną? Czy tam coś żyje? Co takiego rozwodzi się nad swoim losem bez otwierania bladych ust? Rozwodzi się ze złączonymi ściśliwie dłońmi jak do modlitwy, czy może coś w tym rodzaju? Co jest nade mną? Co takiego tam żyje? A jeśli żyje to na granicy jawy i snu. Choć może już dawno umarło, rozsypało w pył. Ale jednak przetrwało ten straszliwy rozpad w rozdartym jak papier powietrzu. Podnoszę głowę i słyszę nieśpieszne kroki w tę i z powrotem. Trzeszczenie uginających się stropowych desek. Widzę wybrzuszające się powłoki brunatnego tynku. Coś tam jest i żyje, mimo że dawno umarło. I bez względu na wszystko przemieszcza się niezwykle konsekwentnie i w powadze sanktuariów.

Przytulam się do ściany. Nasłuchuję. Wsłuchuję się w tern miarowy puls, niezmiernie wolno rozchodzący się w przestrzeni i czasie. Coś tam żyje, ale jakże odmienne, obce i bezosobowe. Przeszyte straszliwym mrozem na wskroś. W krwiobiegu żeliwnych rur słychać słabe odgłosy czegoś dawnego, czegoś pierzchającego w dalekim echu przeszłości. Przytulam się do ściany. Całuję, wsuwając język w szczeliny pęknięć. Czuję gorzkawy smak obsypującego się cementu. Namiętność bez granic. Nie mająca odpowiednika miłość. Nasłuchuję wciąż i wciąż. Wyławiam najmniejszy chrzęst, trzask, stuk… Wyławiam cokolwiek nadwrażliwym słuchem neurastenika. Przepojony mnogością obrazów i wielorakich spięć w głębinach mózgu…
I znowu się przekształca odbicie w lustrze stojącego trema. A dopiero leżało w spazmie agonii. Znieruchomiałe, skręcone w spiralę jak włókna w pętli skazańca-samobójcy. Jeszcze do tej pory stoi tam krzesło, gotowe przyjąć na siebie z głuchym uderzeniem ciężar lodowatego, bezwładnego ciała…
Odsuwam się od ściany i wpatruję ponownie w sufit, w wybrzuszone deski stropu, pokryte popękanym tynkiem z powiewającymi płachtami zakurzonych pajęczyn. Coś tam żyje. Coś żyje nade mną i przemieszcza się. Próbuję się wspiąć po żeliwnej rurze, do szerokiego pod sufitem rozgałęzienia jak kwiat, jak ramiona szeroko rozwarte jak grób. Lecz zdzieram jedynie purchle odpadającej farby, które spadają płatkami na moją twarz, obsypują włosy, wpadają do ust… Coś tam żyje i śni, wiedzione nostalgią mroku i opuszczenia. Wiedziałem już od małego dziecka, że nade mną jest coś czego nie mogę pojąć, ani zrozumieć. Że żyje tam niepojęte, co mnie przyciągało swoją straszliwą melancholią z silą grawitacji czarnej dziury. Co tam jest? Śni mi się. Powraca w snach rozpięte na krzyżu. Lecz nie przypomina to człowieka. Co to jest? Kiedy staję u stóp tego wielkiego krzyża, to coś spogląda na mnie ze zwisającą, zdeformowaną głową z wysokości, jakby wielkiej góry. Lecz nie przypomina człowieka, bardziej jakąś istotę z koszmarów, bądź owada z długimi, cienkimi odnóżami (pająka?)… Czy to ty, ojcze? Nie, to nie ty!. Więc, kto? Albo raczej, co?
Zatapiam się w mrocznej, suchej otchłani, przedzierając się przez pajęczyny i kurz. Przedzieram się przez jakieś gałęzie, które uderzają w twarz… Brnę, ku czemuś, co mnie trwoży i fascynuje zarazem… Nie poznam tego za życia, ponieważ to jest martwe jak głaz i wieczne w swojej potędze martwoty, jakby zostało wmontowane na początku czasu w mrok niepojętej melancholii. To mnie przywołuje. To wciąż przyciąga mnie ku sobie od pierwszych dni mojego życia. Od moich narodzin w pochmurny, deszczowy dzień. Klękam u stóp tego czegoś i wpatruję się w te straszliwie puste, sześcioro oczu. W te czarne otchłanie. W te otwory absolutnego rozkładu…

(Włodzimierz Zastawniak, 2022-12-26)

***

https://www.youtube.com/watch?v=HrNtGtm5fG0



other prose: Cancer, VIII: Jeszcze jeden powrót do Metlino, Korowód, Zejście, Wskrzesiciele pamięci, Słońce w otchłani, Odlot, Przybycie, Echo czasu, Projekcja snu, Już bez ciebie, Katabasis, Parasomnia III: Atak, Duchy na magnetycznej taśmie, Specyficzne doświadczanie nienormalnej znaczeniowości, Tęsknota, Immersja III, Tom Of Finland, W ramionach nicości, Corpus delicti, Z serii Okruchy: Ukrzyżowanie, Wybacz. Ale, kto ma wybaczyć?, Porzucony, Wyznanie bez nadziei, Parasomnia II: Obecność, Metro noir, Memento z niebanalnym tryptykiem, Kobieta w gęstej czerni włosów, Pusterium, Parasomnia, Odległe echo miłości, Czarne pióra, Szepty, Okruchy, Aloise, Misterium, Ohyda, To coś wstrząsa swym drżeniem, Ta pustka jest podobna do pustki we wszechświecie, Gdzieś w głębi męczącego snu, Negatyw II, Odpływ, Tańczące okna. Plątanina rur, To jest miejsce, w którym znikam, Insomnia, Pod deszczowym, nagle zniżonym niebem, Podróż do wieczności, Śmierć mnie przemieniła, Jestem coraz bliżej, Próba przekazu, Obecność II, Powracające echo, Wspomnienia są jak odległe opuszczone pokoje, Błądzę daremnie, Katabasis eis antron, Nuclear, Mothership calls, Nic. Eigengrau, Bezpowrotnie, Obecność, Pomiędzy, Drżę, Słyszę…, Reminiscencje, Na zawsze, Wracam, Iluminacja, Kim jesteś?, W uścisku śmierci, Saudade, Skolopendra, Milczenie, Dziwne zdarzenia w hotelowej restauracji, Samotność umierania, Resztki, Pamięć, Immersja II, Projekcja snu II, Immersja, Projekcja snu, Przenikanie, Nuklearna równina. Samotny dom, O zmierzchu, Miasto: impresja V, Nadieżda, Już tylko nic, Śmierć, która przerwała samotność, Jestem jednym z miliardów, odparł Bóg, Manekiny z Survival Town, Poligon, Miasto: impresja IV, Miasto: impresja III, Miasto: impresja II, Miasto: impresja I, Archipelagi wschodzących słońc cz. 7, Archipelagi wschodzących słońc cz. 6, Archipelagi wschodzących słońc cz. 5, Archipelagi wschodzących słońc cz. 4, Archipelagi wschodzących słońc cz. 3, Archipelagi wschodzących słońc cz. 2, Archipelagi wschodzących słońc cz. 1, Pacyfik: sen wiekuisty, Heksaptyk chłopski, Nadaremność, Radioactive zone III: Oziorsk, Radioactive zone II: Karaczaj, Radioactive zone: Muslimowo, Abandoned place VII: Gdzieś tam, daleko w tajdze, Abandoned place VI: Czas utracony, Abandoned place V: Moje miejsce, Abandoned place IV: Powrót do Metlino, Abandoned place III: Metlino, Abandoned place II, Abandoned place, Nowosybirsk: Jewgienija *, Krasnojarsk: nieśmiałe porywy miłości *, Chabarowsk: jesienny chłód *, Komsomolsk nad Amurem: deszczowy dzień *, Kok-Terek: sen zmierzchającego lata *, Pomiędzy piekłem a niebem, Odór, Brylantowe światło, Obiekt,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1