Prose

Arsis
PROFILE About me Poetry (300) Prose (146)


15 january 2024

Projekcja snu

A więc to tędy wychodzą. Wychodzą ze ściany i idą. Idą zamaszystym krokiem na przestrzał. Przez środek pokoju w świetle wiszącej lampy. Wychodzą zawsze w nocy, kolebiąc się dziwnie na boki i podzwaniając małymi dzwoneczkami w tym osobliwym korowodzie omamów i zwidów. Nie dostrzegają mnie wcale. Przechodzą przeze mnie, aby wtopić się na powrót w senny bezkres przeciwległej ściany.
Za oknami noc. Za trzaskającymi okiennicami w rytmie bijącego serca. Okiennice uderzają o futryny rytmicznie, tak bardzo rytmicznie, podczas gdy firanki wybrzuszają się na podobieństwo wzdętych wiatrem żagli oceanicznego brygu. Wychodzą. Przechodzą w noc. W nic. W łoskot. W ciszę. I znowu w łoskot, jakby bijącego rękami kowala młota w kowadło. W głuchy tętent buzującej w uszach krwi. W rozpalone do czerwoności jestestwo. W gorączkową scenerię martwego krajobrazu.

Leżę na podłodze. Na dywanie. Na niczym. Na łące. Wdychając zapach wirującego kurzu śnię snem wiekuistym i ostrym zarazem. Śnię zwinięty w kłębek przerażenia albo raczej zatopiony w jakiejś przeszłej iluminacji dawnego życia. W nieokreśloności zdarzeń stępionych na krawędziach skrzydeł przez atrofię pamięci. Przechodzą. Przelatują niczym ptaki nad polami pożółkłej wegetacji. Nie. To światło żyrandola rozlewa się mdławą poświatą po mnie, po dziwnych obrysach słoi dębowej klepki, po sękach, po fornirze szafy, po zasłonach, w których majaczą jakieś wiry, skłębione obłoki, przełęcze i jary, przecinające wszystko mroczne rozpadliny…
Ja tu jestem w jakimś nieodgadnieniu. W czymś pomiędzy. Między czymś a czymś. Między czasem a bez-czasem. W jakimś spowolnieniu.

Coś się przede mną świeci. Lśni i migocze blaskiem odbitym od księżyca albo od gwiazdy porzuconej na krawędzi szyby. Próbuję dotknąć. Musnąć drżącymi palcami. Chwycić oburącz i stwierdzić twardość zimnego kamienia. To coś jest martwe i nigdy nie mogło być żywe. Lśni przede mną w piskliwej tym razem ciszy. Dosięgam ów przedmiot. To kryształowa popielniczka po ojcu z brunatnymi śladami od żarzących się papierosów, które ojciec dociskał po skończeniu palenia. Artefakt prehistorycznych dziejów w nawale pulsującego światła. Od czego to pulsowanie? Od trawiącej mnie gorączki. Od bijącego serca. Od napastujących mnie haustów powietrza, kiedy je łykam chciwie i pożądliwie rozwartymi szeroko spierzchniętymi ustami.
Coś się we mnie złamało z chrupotem uschniętej gałęzi. Nie mogę się ruszyć. To znaczy ruszam się, ale jakoś inaczej, tak jak można się poruszać wyłącznie podczas próby wniebowstąpienia, w którejś tam fazie sennej maligny.
Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu jestem, nie będąc wcale, gdzieś wśród miotanych wiatrem gałęzi jaśminu, miedzy czarnymi skibami ziemi, kiedy wzruszam je całym swoim martwym ciałem, nie mogąc się pogodzić ze śmiercią. Gdzieś na piaszczystej drodze, na łące, któregoś tam dawno przeszłego lata…

*

I tu przerwałem na chwilę pisanie, albowiem rozbolała mnie głowa od nadmiaru powietrza…

*

Siadam przy stole i zaczynam znowu pisać, mimo środka nocy. Jakaż to targnęła mną zmiana nastroju. Jakież to niejasne w swojej istocie. Strumień świadomości nieoczekiwanie skręca, wije się jak rzeka. Targany nawałą imaginacji. Wpatrzony w marynarza w jakimś takim dziwnym stroju sado-maso. W skórzanej kurtce nabitej srebrnymi ćwiekami na etykiecie butelki Tom Of Finland. Marynarz patrzy się na mnie zalotnie. Porusza wąsem, coś na podobieństwo Wołodyjowskiego albo Łomnickiego, co grał Wołodyjowskiego. Brakuje mu tylko szabli, którą by tylko siekał na lewo i prawo. Ale ma za to błysk w oku i chęć do skonsumowania nabrzmiewającej czułości, którą próbuję wyrazić poprzez mimikę twarzy i wyzywającą pozę. Jest piękny, taki przystojny. Można by było spróbować. Posmakować do ostatniej kropli nektaru życia.

*

W którymś upalnym dniu lata, wśród skwaru. W którejś sennej godzinie oczekiwałem ojca aż przyjdzie, przybędzie w jasnopopielatym garniturze i z teczką. Uśmiechnięty. W tych swoich przyciemnionych od blasku okularach, nagrzany słońcem. Czekałem aż przybędzie prosto z piekarni, z pachnącymi jeszcze bułkami. Nasłuchiwałem chrzęstu żwiru od jego kroków. I czekałem długo, aż do wieczora. I dłużej, trzymając w rękach gliniany dzbanuszek jak to dziecko z syndromem Aspergera, czy innym spektrum autyzmu..
Pamiętam, że usiadłem w drzwiach. I oparłszy się plecami o ścianę obserwowałem srebrną smugę wschodzącego księżyca, co wspinała się, szła, pełzła i dotykała mojego bucika, bądź mojej gołej stopy, mojej dłoni, odsłoniętego ramienia… Lecz nie przyszedł. A czekałem długo, skubiąc swoją siwiejącą już brodę i zdrapując paznokciem łuszczącą się farbę z futryny otwartych na oścież drzwi. Coś przez chwilę zaszurało, zaszeleściło, stuknęło, jakby owad o blaszaną konewkę. Zatrzeszczało jak pusta huśtawka poruszana niczyją ręką. Zamilkło. Ucichło. Choć znowu przez chwilę… Nie. Rozpłynęło się w nic. W skrzydlaty wiatr tchnący chłodnym powiewem w przeciągu od dalekich pól.

Kto tu jest? Próbuję otworzyć zlepione ściśle oczy. Rozewrzeć krawędzie tak jakby zapiaszczonych powiek. Kto tu jest? Czy jest tu kto? Nasłuchuję. Macam, macam. jak ślepiec, który wysila swoje zmysły zaraz po przebudzeniu. Macam wokół, lecz natrafiam na korzeń, kamień, ułamaną gałązkę. Coś szepcze do cienia, do krzaku pachnącego bzu, co zaszedł znienacka temu czemuś drogę. Co to za szept? A może czyj? Nasłuchuję uważnie… Coś przemyka chyłkiem, niepostrzeżenie, ukryte szczelnie przed światem. Nasłuchuję. Znowu nic… Odlatuje za to z furkotem skrzydeł przeciągły gwizd wilgi.

Tak oto przeszło. Przeminęło. Albo wcale tutaj nie było. Otwieram oczy i widzę migot słońca w gałęziach topoli. Szeleszczą, klaszczą drobne liście. Witają albo żegnają kogoś tkliwie. Owiewa moje skronie jakiś nikły powiew, jakby muśnięcie czyichś dłoni przemyka czule po mojej twarzy.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-01-15)

***

https://www.youtube.com/watch?v=kG3BhCKWJmo



other prose: Drżenia, Pieprzony metafizyczny dewiant, Tekstury II, Tekstury, Wytwórcy iluzji, Paroksyzm, Kiedy tak szliśmy, wtedy. Kiedy idziemy.., Splątanie, Cichy szmer nieskończonego wzrostu, Miazga, Biała pustka zimnych ścian, Ślad, Pożegnanie (Ojcu), Doskonałość amorficzna, Życie bez ciebie, Oddział chorych na raka. Krótka impresja*, Fantazmora, Dziwna znaczeniowość milczących struktur, Niejasność podążania, Świat Luca, Pozostałość, Przybycie niewiadomego, Ciscollo!, Cancer, VIII: Jeszcze jeden powrót do Metlino, Korowód, Zejście, Wskrzesiciele pamięci, Słońce w otchłani, Odlot, Przybycie, Echo czasu, Projekcja snu, Już bez ciebie, Katabasis, Parasomnia III: Atak, Duchy na magnetycznej taśmie, Specyficzne doświadczanie nienormalnej znaczeniowości, Tęsknota, Immersja III, Tom Of Finland, W ramionach nicości, Corpus delicti, Z serii Okruchy: Ukrzyżowanie, Wybacz. Ale, kto ma wybaczyć?, Porzucony, Wyznanie bez nadziei, Parasomnia II: Obecność, Metro noir, Memento z niebanalnym tryptykiem, Kobieta w gęstej czerni włosów, Pusterium, Parasomnia, Odległe echo miłości, Czarne pióra, Szepty, Okruchy, Aloise, Misterium, Ohyda, To coś wstrząsa swym drżeniem, Ta pustka jest podobna do pustki we wszechświecie, Gdzieś w głębi męczącego snu, Negatyw II, Odpływ, Tańczące okna. Plątanina rur, To jest miejsce, w którym znikam, Insomnia, Pod deszczowym, nagle zniżonym niebem, Podróż do wieczności, Śmierć mnie przemieniła, Jestem coraz bliżej, Próba przekazu, Obecność II, Powracające echo, Wspomnienia są jak odległe opuszczone pokoje, Błądzę daremnie, Katabasis eis antron, Nuclear, Mothership calls, Nic. Eigengrau, Bezpowrotnie, Obecność, Pomiędzy, Drżę, Słyszę…, Reminiscencje, Na zawsze, Wracam, Iluminacja, Kim jesteś?, W uścisku śmierci, Saudade, Skolopendra, Milczenie, Dziwne zdarzenia w hotelowej restauracji, Samotność umierania, Resztki, Pamięć, Immersja II, Projekcja snu II, Immersja, Projekcja snu, Przenikanie, Nuklearna równina. Samotny dom, O zmierzchu, Miasto: impresja V, Nadieżda, Już tylko nic, Śmierć, która przerwała samotność, Jestem jednym z miliardów, odparł Bóg, Manekiny z Survival Town, Poligon, Miasto: impresja IV, Miasto: impresja III, Miasto: impresja II, Miasto: impresja I, Archipelagi wschodzących słońc cz. 7, Archipelagi wschodzących słońc cz. 6, Archipelagi wschodzących słońc cz. 5, Archipelagi wschodzących słońc cz. 4, Archipelagi wschodzących słońc cz. 3, Archipelagi wschodzących słońc cz. 2, Archipelagi wschodzących słońc cz. 1, Pacyfik: sen wiekuisty, Heksaptyk chłopski, Nadaremność, Radioactive zone III: Oziorsk, Radioactive zone II: Karaczaj, Radioactive zone: Muslimowo, Abandoned place VII: Gdzieś tam, daleko w tajdze, Abandoned place VI: Czas utracony, Abandoned place V: Moje miejsce, Abandoned place IV: Powrót do Metlino, Abandoned place III: Metlino, Abandoned place II, Abandoned place, Nowosybirsk: Jewgienija *, Krasnojarsk: nieśmiałe porywy miłości *, Chabarowsk: jesienny chłód *, Komsomolsk nad Amurem: deszczowy dzień *, Kok-Terek: sen zmierzchającego lata *, Pomiędzy piekłem a niebem, Odór, Brylantowe światło, Obiekt,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1