smokjerzy | |
PROFILE About me Friends (18) Poetry (378) Prose (17) Photography (127) Postcards (3) Diary (84) |
smokjerzy, 15 november 2017
w dzień
należę do kota kobiety rozsypującego się auta
political fiction
rzadziej - sam do siebie nigdy do psa
który także woli należeć
w przestrzeni
pomiędzy wdechem a wydechem
szukam świętego graala korzystając z mapy
w skali zero do zera
mam czas na wszystko i nie mam czasu na nic
ten wynikający z rotacji znaczeń paradoks wykorzystuję
do interpretacyjnych nadużyć
byleby zawsze wyjść na swoje
noc
rozkłada na czynniki pierwsze
fantasmagoryczne idee światła i wtedy czuję
jak długie korytarze
drąży we mnie atawistyczny strach
uciekam
spadam w ciemność jak bomba z misją
rozbicia jakiegoś dna
w ruinach pamięci błądzi ślepy staruch
z twarzą nienarodzonego dziecka - u jego boku dwa psy
początek i koniec
skaczą sobie do gardeł
potem jest zawsze coś do naprawy
rower
kolano
relacje
i pies przybiega - żeby do kogoś należeć
smokjerzy, 22 may 2020
kilka złudzeń
a w tle
świat który boli
to tam
gdzie rosną
wieczne życia cmentarzy
i toczą się wojny
o kurz
smokjerzy, 27 march 2019
młodość kota lucka znęca się nad przedmiotami
z hukiem toczą się przez życie za nic sobie mając irytację ścian
świt przed chwilą zwymiotował szarą treścią łykam okiem okno
w szklanych rysach kumulacja pokrzywionych twarzy ( uwięzione lineaże )
strupki sekund sypią się jak popiół z ran kotek lucek miauczy
orzech włoski schronił się w czeluściach pod lodówką
łupie mnie w kolanie lucku lucku chodźmy spać
smokjerzy, 18 january 2018
"ktoś przyjdzie
zetrze was
z powierzchni ziemi
gadającą pleśń"
(Tadeusz Różewicz)
może kiedyś go dokończę
pomyślałem
po raz setny zatrzymując się
w miejscu
w którym słowa
biegną każde w swoją stronę
byle dalej
od tego stycznia
bez początku i końca
od tego biurka
zniszczonego przez łokcie
od okna za którym zmrożona ciemność
tłumi nawet ciszę
ode mnie
wrośniętego w krzesło
niczym wygłodniała huba
co robisz
pyta ścienny zegar
albo czas
ja
ja w zasadzie nic nie robię
odpowiadam
starzeję się
i szukam dla siebie śmietnika
zupełnie jak ta smutna
poplamiona kartka
smokjerzy, 24 november 2017
pytany jak to jest
rozrywać żywą tkankę ciała
odpowiadał - zalewała mnie krew
bolała głowa
modliłem się o szybki koniec
bóg wrastał w krzyż razem ze mną
z ran wyciekał czas
przyszłość wstawała z martwych
dłonie za wszelką cenę
pragnęły odlecieć
lecz nie pozwoliłem im na to
smokjerzy, 16 january 2018
zabieram wszystko
przelotną myśl o niczym
spojrzenie dziecka z ulicy zwykłej jak błoto
uśmiech który w czerwcu o szóstej rano
pędził po sennej drodze donikąd
preludium deszczowe
zapach cmentarza
strach
twój głos mamo
gdy niemal wyszeptywaną kołysanką
próbujesz sprawić bym zasnął
jestem martyrologią czasu
zbiorową mogiłą nudnych sekund
macicą dla wciąż odradzającego się chleba
powszedniej śmierci
w nieustającym drganiu
rosnę
znikam
trwam
zabieram wszystko
śnieżna kula
która wbrew ciążeniu toczy się pod górę
pod górę
na szczyt snu i obietnicy
skrzydlata efemeryda nadziei
kamień dla szyi
karkołomny lot na samo dno
gdzie wszystko jeszcze
jest możliwe
smokjerzy, 18 march 2018
przepaść pierwsza - nie doleciałem do dna
spadało szybciej ode mnie
przepaść druga - obudziłem się w połowie drogi
z mocnym postanowieniem że znów zasnę
przepaść trzecia - roztrzaskałem się o światło
przepaść cz(w)arta - jezu
co za oczy
przepaść piąta - jestem w trakcie
do przepaści szóstej
smokjerzy, 7 january 2018
w czasie burzy
wystawiał stopy na deszcz
piętami w stronę roziskrzonego nieba
po śniadaniu
całymi godzinami
dyskutował z duchami żywych
(o śmierci)
pomarańcze zjadał w kierunku
odwrotnym niż powszechnie przyjęty
(cokolwiek to znaczy)
otwierał okna i drzwi
uprzednio wykładając na stół wszystko
co najcenniejsze
(zasuszony liść gołębie pióro pękniętą filiżankę
włos z brody dawno zmarłego ojca)
w nocy nucił kołysanki
by uspokoić bezsenną ciemność
ukamieniowały go
wkurwione pomarańcze
smokjerzy, 6 may 2019
z kąta w kąt
żuję się jak guma z węża
czas udaje że jest wtorkiem
a to worek cały z dziur
po suficie krąży rachityczne gdzieś
zimne słońce reszty dnia
lep na myśli
przyspawałem ratunkowy wzrok do okna
mam cię krzyczy maj i gaśnie
we mnie
odkrzykuję
mam to gdzieś
więdną uszy czterech ścian
podkulony ogon
echa
nic
smokjerzy, 17 july 2019
złego dobre początki
pomyślał aleksander drapiąc się
po czubkach korzeni
i dla pogłębienia nastroju
zerkając przez dziurkę od snu
na przenikające się warstwy autoportretu
w neutralnej przestrzeni lustra
smokjerzy, 7 december 2017
Z mlekiem matki wiedzę wyssałem,
żeś drogą powrotną do raju,
lecz tyś - przerośniętą reklamą,
monstrualnym kukułczym jajem.
Krętą ścieżką pod górę jesteś,
upadkiem na łeb, na szyję,
bólem chleba na wskroś powszedniego,
czasem, co sam się zabija.
Zbyt często cierpi odwaga
w piekle codziennych spowiedzi -
stawiając tak trudne pytania,
zadajesz gwałt odpowiedziom.
I jesteś nieobliczalne,
smutny wariat, dzika wariatka,
dręczysz, zniewalasz, kochasz i lżysz -
ojciec, sadysta, szalona matka.
Gdy już nie mogę z tobą wytrzymać
i, jak biedzie najgorszej, mówię - dość,
wtedy całe zmieniasz się w drwinę,
kusisz - dam ci, co zechcesz, więc proś!
Jestem tylko cieniem przechodnia,
ty trwasz, ja nieustannie odchodzę,
śmietnik pełen rzeczy i wspomnień -
z tą stratą jakże łatwo się godzić.
Lecz nawet słabnącym oddechem
wyrzężę dla ciebie swoje - tak -
jeślibyś tylko zwróciło zapach,
bylebyś, Życie, znów miało smak.
smokjerzy, 14 december 2017
rano niezdarnie gramolę się ze snów wprost
ku ostrej krawędzi rzeczywistości
najpierw jest dźwięk
z szafy z hukiem wypada kot
lub pies uwalnia bąka przeciągając się pod łóżkiem
wtedy otwieram lewe oko
na krótko
bo sen mocno ciągnie w przeciwnym kierunku
i wciąż nie wiem dlaczego jeszcze przed minutą w mojej wannie
siedział Wergiliusz - popijając Żywca rozmawiał z Bogiem
przez prysznicową słuchawkę a ja
tuż obok wykrzykiwałem życiowo istotne pytanie
(czy deski sedesowej można używać do surfowania)
prawe oko odmykam raczej ostrożnie
jak drzwi w które walą nieproszone pięści
napływa strumyk szarego światła zdobiony refleksami
powracającej świadomości
biologiczny budzik rozdyma piątą czterdzieści pięć
do krytycznych rozmiarów pęcherza
z łóżka powoli zsuwa się noga jakby niepewna
czy gdzieś tam w dole napotka stały grunt
i nagle
i nagle
i nagle
słyszę swój pisk
znowu naszczałeś do papcia
skurwysynu!
a potem
przez zamknięte okno wylatuje kot
za drzwiami radośnie znika ogon psa
kawa robi się sama
piszę wiersz - proszę mi wybaczyć panie Zbigniewie
że będzie "jak płacz kochanków w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety"
jestem tylko marnym piewcą zwykłych jelit
smokjerzy, 12 november 2018
coś trzeba z tym zrobić
wściekał się aleksander
trzaskając kartką papieru jak drzwiami
pamięci we mnie więcej niż przepompowanej krwi
lecz do powiedzenia coraz mniej
po czym odruchowo spojrzał w lustro
a tam jesień życia całkiem już
bez makijażu
ze wskazującym palcem na ustach
smokjerzy, 15 december 2017
między czarnym wydechem nocy
a bladą skargą świtu ledwie przeczuwanego
w uporczywej rozmowie kroków
których (być może) nie ma
z podłogą która (zapewne) jest
w bezsenności upchniętej w puch kamienia
pośród stada wymyślonych wron
i nieistotnych liczb
szukam wyciągniętej dłoni
albo brzytwy
smokjerzy, 30 january 2018
tu leżą słowa
z którymi nikt nie obszedł się właściwie
i nikt
który zawiódł się na słowach
smokjerzy, 13 january 2020
któregoś dnia zniknę
z lustra
i tyle tam po mnie
zostanie dziura w ścianie
szczęśliwa
że wreszcie nic
między nią a nią nie stoi
a przecież
nic
się nie zmieni
może tylko
kurzu i ciszy przybędzie
smokjerzy, 19 november 2019
rozejrzyj się
głos dochodził
znikąd
zamknąłem oczy
i zobaczyłem
że niczego tu nie ma
prócz tego
co chciałoby być
a nie może
więc krzyczy
smokjerzy, 11 february 2020
nic nowego pokrywa sufit grubą warstwą nudy
i ziewając wypuszcza z siebie lepką nić porozumienia
na czymś takim nie sposób bezpiecznie się powiesić
złośliwie wątpi upchnięty w schemat pies
stopy aleksandra przenika przymus nie do pokonania
rozszczekany impuls wygłodniałej codzienności
smokjerzy, 12 april 2019
stąd do wieczności
czyli od czubka noża
aż po rękojeść
smokjerzy, 9 december 2017
kwiat
czerwony wytrawny
zabawny
Różewicz po prawej (strona 862- informacja
dla niedowiarków)
"palcem na ustach" wyszeptuje
kontrastujące tło
(Pink Floyd świeca Time ty ja)
od wewnątrz
wylizuję szybę kominka
jesteś
bliższa niż oddech
piszemy wiersz o tu i teraz
z naciskiem na
tu
które wymyka się
i palcom i ustom i prawdzie myślę o wosku
topniejesz
topnieję
smokjerzy, 2 june 2019
przede mną kawałek bólu
do pokonania pieszo
z uwagą wsłuchuję się w każdy kamyk
który dziurawi mi stopę
więc nie rozpraszaj hałaśliwymi bajkami
o nagrodzie i karze
piekło i raj to smaki na koniuszku języka
najmarniejszego z robaków
albo jego odchody
idealnym tłem
dla krótkotrwałych rozbłysków
jest bezpłciowe
wieczne
nic
smokjerzy, 29 march 2020
napisałem list
do siebie
ale go nie wyślę
gdzieś
zapodział mi się
adres
smokjerzy, 9 january 2020
aż trudno
udźwignąć powieki
tak gęsta ta szarość
z sufitu leje się żal kąty i ściany
szepczą w obcych językach
więc tylko skargę okna
potrafię zrozumieć
krople liter na szybie łączą się
w skazujący wyrok dla słów
nie czytać
spać
smokjerzy, 9 may 2019
a i owszem
również
własny pogrzeb można
rozłożyć na raty
we wszystkich dołkach które
kiedyś nawiedzałem
rozsypują się
szkielety zagłodzonych sekund
smokjerzy, 11 march 2020
aleksandrowi znudziło się
mocne stanie na nogach postanowił więc
że od tej pory będzie stał
wyłącznie na głowie
a chodził
tylko na rękach (z nogami w chmurach)
w postanowieniu wytrwał
do pierwszej próby zjedzenia zupy
kiedy to zalał sobie nos
i poparzył oczy
ktoś to jednak dobrze przemyślał
skonstatował zadowolony
rozkoszując się odzyskaną świadomością
która przenikała jego stopy
chłodem solidnej kamiennej podłogi
smokjerzy, 16 may 2019
tak brzydko
maj mi na głowę płacze
( to ptaki pozbywają się sraczek )
nie śmiej się miła wiem
jestem łysy
twe paroksyzmy i rozkołysy
sprawiają
że moje serce krwawi
ech niewzruszona
dalej się bawisz
stoję przed tobą
w strumieniach gówna
( nic się z tym wstydem nie da porównać )
wtem krzyk w mur twych uszu
ja pierdolę jeśli chcesz
zabij
lecz parasolem
smokjerzy, 18 march 2020
uwięzione
na kartce w kratkę
udają
że to najlepsze
co mogło je spotkać
smokjerzy, 3 december 2017
jeśli przyjąć że życie
to kawał drewna w którym
każdy z nas już od pierwszego dnia
rzeźbi siebie
to ja
wystrugałem wariata
smokjerzy, 30 november 2017
codzienność prowadzę zawsze na smyczy
jest nadpobudliwa
i lubi skakać obcym do gardeł
październik dławił się błotem
braliśmy pierwszy rozbieg
czas ziewał
spod stóp w popłochu uciekały nam chodniki
cisza zalegała blisko dna
syta leniwa z płucami otwartymi na oścież
(skojarzenie - drzwi płaty śledziowe burdel
świątynia kapelusz ulicznego grajka rana)
z otworów gębowych wydobywała się mgła zmieszana
z alfabetem zimna wystukiwanym przez zęby
myślałem o
ciepłych bułkach
wielowarstwowej próżni
otaczającej człowieka i jego samotność
jajecznicy z wątróbką
szóstym przykazaniu
betoniarce - w kontekście obrotów ciał niebieskich
Kirkegaardzie
świętym Franciszku
kiszonej kapuście - w odległym związku
z żebrem Adama
miejskim cmentarzu - podświadomie
grzesznym uśmiechu Ewy - z nostalgiczną rozpaczą
wojnie w Syrii - nieobecnie
jedna po drugiej gasły latarnie
scena zapełniała się
na ulice wylegli pracownicy
z niekończącym się poniedziałkiem w oczach
i emeryci uczepieni toreb smyczy recept różańców
życia
ptaki grobowo milczały
kominy sterczały jak kikuty drzew z sennego koszmaru lasu
kominiarz z kosą w zaciśniętej pięści ciął dym
na równe plastry
(skojarzenie - Kali bogini czasu i śmierci kozi ser)
na rynku o kształcie i charakterze jońskiej agory
czarny uchodźca z Kanady
(różowy surdut twarz marzyciela)
na lśniącej klawiaturze biało czerwonego fortepianu
środkowym palcem prawej dłoni wystukiwał
Poloneza A-dur op. 40 nr 1
wokół niczym łan pszenicy na wietrze
falował tłum zasłuchanych kiboli
proboszcz pobliskiej parfafii łkał (w niewinnych objęciach dzieciątka)
zewsząd napływały rzesze bezdomnych
by ogrzać się obrazami z wielkiego telebimu
gdzie właśnie płonął dom
a w nim
trzyletnia Mariam jej brat matka babcia dziadek
świnka morska pies szmaciana lalka
przyszłość
szept mieszał się z dźwiękami poloneza
przynajmniej jest im ciepło
usłyszałem
z nieba z impetem spadały zwrotne modlitwy
(dziurawiąc nagą skórę nieprzystosowanych dusz)
schroniliśmy się na dworcu odjeżdżającym
w stronę przeszłości
spuścilem codzienność ze smyczy
zrobiła swoje
leżę w strzępach nieograniczonej wyobraźni
rozmyślając o winie
karze
zsiadłym mleku - żeby nie zwariować
smokjerzy, 18 december 2017
Anonimowy świat zwariowanych wózków bez dna
- pędzą, wpadają na siebie. Z drogi! Precz!
Wrogie spojrzenia ostrzeliwują obcość. Trafiona. Boli.
Potężna kobieta, twarz nabrzmiała purpurową wściekłością,
przetacza się po mnie stadem słoni. Wtłacza w słoik korniszonów.
Przepraszam. Najmocniej. Słowa jak odłamki szkła.
Moje?
Pokonany - maleńka przeszkoda wdeptana w podłogę.
Przeżyłem.
Dziecko wrzeszczy pod regałem z czekoladą.
Kup! Chcę! Daj! Kup! Jezu. Moje uszy. Dziewczyna zaciskająca zęby,
to zapewne matka wrzeszczącego.
Będzie robota dla psychoterapeuty - możliwa
wczesna trauma czekoladowa.
Dalej wrzeszczy. Dalej zaciska zęby. Zgrzyt.
Ze zdziwieniem myślę o odgryzaniu palców. Wrrrr...
Przejaśniło się. Zapachniało inaczej. Łagodniej.
Warzywa, owoce, objawienie.
Pomarańcze!
Łódź z trzeźwiejącym sternikiem. Dopływam
do stosu pomarańczowych uśmiechów. Liczę do trzech.
Wciąź płynę, płynę, aż kasa numer ileś. Czterometrowy, syczący wąż kolejki.
Wózek za mną kąsa w łydki. Wytrzymam, już blisko.
Pani w kasie, twarz Sfinksa i obrażonej Madonny,
małym palcem lewej ręki
przegląda Wielką Encyklopedię Pieczywa. Jest. Z makiem - 3,40.
Z dynią - 4,20.
Sklepowa mantra jak ochłap zepsutego mięsa. Dziękuję.
Zapraszam ponownie.
Ja.
Na widok trzech pomarańczy Sfinkso-Madonna uśmiecha się.
Skrzywienie ust uszczęśliwia. Szczerzę zęby, płacę.
Idę. Drzwi - sezamieotwórzsię.
Wielka tablica ogłoszeń. Labirynt, gąszcz karteczek. Czytam.
Czytam?
Sprzedam szafę. Dwa krzesła. Pióropusz gratis.
Co mnie to obchodzi?
Skuterprawienowygotowydoużyciaodnatychmiast.
Nie potrzebuję skutera. Czytam.
Szuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Słowa zmieniają się w wodę.
Karteczka cicha jak płatek śniegu.
Niezgrabne, dziecięce pismo. Czytam. I jeszcze raz.
I jeszcze. Biegnę?
Sezamzamknąłsię.
Szalony świat wózków bez dna zniknął za drzwiami.
Leje. Czy to możliwe - słony deszcz?
Smakuję - jest słony! Czytam deszcz - słony. Deszcz przed oczami.
W. Ponad. Pod. Wszędzie.
Karteczka jak płatek śniegu. Jak nóż w żołądku. Koślawe pismo.
Niewprawna rączka. Czytam.
Sprzedam konika na biegunach
(wstrętny,wstrętny ohydny świat)
Sprzedam konika na biegunach
(piekło jest bliżej niż myślałem)
Sprzedam konika na biegunach
(deszcz coraz bardziej słony)
smokjerzy, 14 february 2018
zbudował wieżę
w centrum pustyni
wysoką jak paryż
głową dotyka słońca
a z jego dłoni wykwitły
kolczaste róże
ramionami otoczył
wir gorącego powietrza
drżącą kobietę ze światła
jej szept zmieszał się z barwą piasku
nie pytaj o nic
zamknij oczy
patrz
oto
milcząco
spadają w codzienność
niezdarnie trzepocząc sercami
smokjerzy, 16 december 2017
z odprysków pamięci
nie złożę nawet jednej żywej sekundy
dla tej drobiny kurzu
która realnie pomieści nas w sobie
wyrzekam się snów
błyszczących zwykłych wielkich i małych
chcę z wiatrem liczyć twoje włosy
jak ciepłym chlebem
karmić tobą głodne dłonie
smokjerzy, 28 january 2018
sto diabłów
dmuchało z północy
dachówki fruwały jak jesienne liście
szyby w oknach drżały
pod krzesłem
wtulony we własną sierść pies
udawał że go nie ma
aleksander
wrzeszcząc głośniej
niż przydepnięta łapa kota
wściekły
z piłą motorową w garści
wybiegł z wiersza przed dom
i pociął wiatr na plasterki cienkie
jak pisk myszy
dziękuję
( przeciągając się zmysłowo ) wyszeptala cisza
a aleksander z poczuciem
dobrze spełnionego obowiązku
wrócił do wiersza
gdzie ciepło
miło
i roztańczony ogon psa
cały w piórach
smokjerzy, 12 february 2018
podnoszę patyk
piszę wiersz
woda marszczy się
rozbawiona
nawet gerris lacustris
ma więcej talentu
szepcze
smokjerzy, 20 november 2017
a gdy odejdę to nie do gwiazd
na co mi blichtr zbyteczny blask
wystarczy dół i ziemi pył
krótka notatka (tu człowiek był)
kiedyś odżyję w rajskiej jabłoni
spoczniesz w jej cieniu perłę uronisz
a ja nieśmiałym gałązki dreszczem
i liśćmi ciszę swą wyszeleszczę
czujesz - jestem - kocham - nie płacz
smokjerzy, 6 january 2019
do tego życia
został przydzielony tamten człowiek
a do tej obok śmierci
ten
i nawet w smaku betonu którego kęs
z takim trudem właśnie przeżuwam
czai się na bieżąco zmyślana religia
smokjerzy, 10 july 2019
nad mgłami widmo
wiszące i nieruchome
tak musi wyglądać utopiony w mleku kot
srebrna drabina bez początku i końca
dzieli złudzenie na lustra
gdzieś we mnie
zwinięta w kłębek cyfra samotności
warczy przez sen w kilku swojskich językach
szukam pulsu w nadgarstku
jest
smokjerzy, 16 january 2020
gdy
świat szczeka
na psa
pies się kończy
mnie opuszcza dom
i rozdeptują
nieistniejące chodniki
a błoto obrzuca się
człowiekiem
smokjerzy, 1 april 2020
dobrze że jest ciemno
nie widać czasu
straszącego za oknem
tu wszystko znieruchomiało
i tylko ogon kota lucka
pomaga snom zwinąć się w kłębek
herbata zgasła jak świeca
cichną ostatnie litery ze słownika
wyrazów niezbyt potrzebnych
utkwiłem pomiędzy
zmęczeniem a wiarą
w bezpieczne nieistnienie
do jutra
smokjerzy, 12 march 2020
(ile końców świata
pomyślałem
snując się po cmentarzu różnych wiar
i niemal wpadając
do świeżo wykopanej dziury)
czas
nie postąpi wbrew sobie
i nie zawróci
już ziemia otworzyła paszczę
uczta z pewnością się odbędzie
a dług zostanie spłacony
szczęśliwie
bo bez odsetek
za zwłoki
smokjerzy, 3 may 2019
wybiegam przed czucie
sporządzam spis ran
sonduję
głębokość najstarszych
perspektywiczność najmłodszych
obiektywne tak i obiektywne nie
walczą ze sobą na zęby pazury
argumenty
tak krwawi żarliwiej niż nie
nie krzyczy głośniej niż tak
to czeka na wyrok
spokojnie
zapada sen
odkładam się w czasie
smokjerzy, 4 december 2019
ze światła
wypłukany dzień
ucichły okoliczne lustra
cisza wierci dziury w wyobraźni
na łowy rusza wymyślony kot
cały z czarnych słów
smokjerzy, 14 november 2018
plamka czystości
na wszechobecnym brudzie
bez prawa
do ułaskawienia
smokjerzy, 14 august 2018
w mieście
wpadłem na dziewczynę
ona młoda piękna
miękka
ja już nie pierwszej świeżości
i nieco obwisły
moje usta wykrzywiły się w uśmiech
z lat osiemdziesiątych
( czas w którym miałem wszystkie zęby
i niezuważalny oddech )
dziewczyna spojrzała na mnie
jak na psią kupę którą dostrzega się
tylko wtedy
gdy się w nią wdepnie
muśnięty zefirkiem chanel numer x
ze smutkiem
myślałem o wewnętrznym pięknie i musztardzie
po obiedzie
smokjerzy, 21 may 2018
papier zwinął się w rolkę
i czeka na wiersz
o wczorajszym obiedzie
smokjerzy, 13 april 2018
opętało mnie nic
całym sobą łudząc
że jest jedynym materiałem na coś
formuję wyobraźnię w nóż
ostrzę wybieram miejsce napinam się
wbijam
piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
ciche pokrzywione anemiczne
na pewno nie wiersz
być może pies przez nie swój sen
lub we mnie nic twardym paznokciem
rysuje na szkle
smokjerzy, 7 april 2019
w zaropiałym morzu
ostatnia ryba
próbuje wymodlić dla siebie skrzydła
tuż nad jej głową
o taflę śmieci rozbija się
życie ptaka
bóg po staremu jest wszędzie
bardziej z przyzwyczajenia
niż obowiązku
smokjerzy, 6 march 2019
ślemy do ciebie modlitwy jak listy
milion próśb o wszystko o nic
ktoś nawet wyśpiewał bądź wola twoja
lecz gdy umarło mu dziecko
zmienił zdanie i otworzył sobie żyły
te drzwi do zakazanego świata samobojców
stworzyłeś nas na wzór i podobieństwo swoje
stąd wiem że nie jesteś ani jednoznacznie dobry
ani jednoznacznie zły
a już na pewno nie jesteś doskonały
ślemy do ciebie modlitwy jak listy
ty zaś udajesz że nas nie ma
znudzony boże
twoje boskie ziewanie pozbawiło znaczenia
każdą rozpacz każde cierpienie
każdy ból tego świata
więc wyznaj nam swoje grzechy i odejdź
może kiedyś ci wybaczymy
smokjerzy, 10 april 2019
w celu odzyskania wolności
wypisałem się z listy oczekujących na piekło lub raj
co automatycznie usytuowało mnie
na samym końcu kolejki oczekujących na wolność
smokjerzy, 11 april 2019
pokój nagle opustoszał okno i drzwi zarosły ścianą
józef k siedział na zimnej podłodze dziwiąc się że jest mną
mogę nas uniewinnić szeptałem
lecz nóż znów znalazł serce i się w nim dwa razy obrócił
znów padło sakramentalne jak pies i znów
tylko wstyd przeżył
józef k czeka na kolejną śmierć odłożony
na półkę z wyrokami
smokjerzy, 18 june 2018
poszarzały okna
deszcz pada za deszczem
szare myśli mokną
i coś jeszcze
jeszcze
czas przysnął więc stoi
smutniejsza niż wieczność
rośnie we mnie twoja
szara nieobecność
już jej nie pomieszczę
pootwieram okna
wyszeleszczę deszczem
a ona samotna
cichutko i grzecznie
zamieni się w sprzeczność
jedynie obecną
piękną nieobecność
pada deszcz za deszczem
i jeszcze
coś jeszcze
smokjerzy, 30 may 2018
być może zmieni się ustrój
i jakiś kolejny natchniony idiota
spróbuje uwięzić mnie
w enklawie swych prymitywnych pułapek
być może jak pluskwę rozgniotą mnie czołgi
lub wyparuję
w jednej sekundzie zmieniając się
w radioaktywną chmurę
może zaleje mnie wielka woda
zabije brak tlenu
lub się globalnie ocieplę
lecz dzisiaj
muszę pozbierać śliwki w ogrodzie
( szkoda by zgniły )
sprawdzić co u sąsiadów
( są starzy chorzy zgryźliwi
samotni
codziennie słuchają mszy w radio
a potem na ganku głośno dyskutują o polityce
- żebyśta powyzdychały skurwisyny! )
zawieźć psa do weterynarza
błąkał się po śmietnikach z łańcuchem
wrośniętym w szyję
może nazwę go
Chrystus
smokjerzy, 29 october 2018
wiem jeszcze mniej
wystrzelony przez kogoś coś
zapewne przypadkowo lub dla zabawy
z tą samą ciekawością która kieruje ręką chłopca
ciskającego płaski kamień na wodę
by sprawdzić ile razy odbije się nim utonie
zakładnik źle przespanych nocy gorzkiej herbaty
jajek na miękko kwaśno-zimnego skrzywienia ust
wyznawca szarości ciepłych gaci bezpiecznego seksu
martwych marzeń i wirtualnych snów
pędzę przez padlinożerne dni kurczowo zaciskając dłoń
na śliskim ogonie miłości
smokjerzy, 9 december 2017
Miejsce krzesła jest pod stołem
zatrzeszczało sześcionogie krzesło
(obciążone traumą bukowego lasu
z okolic wsi Złe Mięso oraz pamięcią zewnętrzną
w postaci obfitości pani W - z tejże wsi)
Prowokacja (myśli krzesło)
Amputacja (myśli krzesło)
Drapieżne ptaki słów naruszyły przestrzeń powietrzną
nadpsutej pamięci pana J - ze wsi Złe Mięso
Kurna - rzekł on
a słowo to pomknęło niezawiłymi ścieżkami
wprost ku gotowemu sercu pani W
Ojej - rzekła ona
a słowo to uniosło jej chętną obfitość
wysoko
wysoko
wysoko
dwadzieścia pięć centymetrów ponad
szczęśliwe próchno bukowej podłogi
i upuściło wprost na kwintesencję
umykającej męskości pana J
który krzyknął -
kurna
a słowo to pomknęło niezawiłymi ścieżkami
wprost do czarnej dziury
z której
wypełznął
wylazł
wyczołgał się
trochę demoniczny
ciut psychodeliczny
z zakrzywionym czasem w łapach
podmiot
przeraźliwie (nie)liryczny
Żądam wiersza - ryknął
a słowa te niezawiłymi ścieżkami pomknęły
śladem panicznej ucieczki sześciu
i jeszcze dwóch nóg
Spokój - westchnął stół
a słowo to nigdzie nie pomknęło
bo ścieżki też uciekły
Ojojoj
ojojoj
smokjerzy, 24 april 2019
choćby i czołgać się
nago
pozbawiony wszystkiego
po ścieżce zarośniętej odłamkami kości
byle do miejsca
do czasu
gdy serce było czymś więcej
niż pompą tłoczącą rozrzedzone pomyje
w żyły słabnącej ucieczki
zlizywać pył z własnych śladów
aż do pierwszego
by stał się ostatnim
przed drzwiami które na zawsze
jak zdziwiona gęba
nieobiektywnie otwarte
smokjerzy, 8 january 2020
przybijany do życia
kolejnym oddechem
wydalam z siebie
nie do końca
strawione sekundy
smokjerzy, 19 february 2020
siermiężny lot dłoni
w kierunku
wyszczerbionej filiżanki
skrępowany żyłami stwór z wolą
już niezależną od źródła
nieruchomieje
dając się schwytać na moment
mdłej lawie światła
i wątpliwościom czy aby na pewno
ta podróż ma sens
i czy powrót
wciąż będzie możliwy
smokjerzy, 10 december 2019
samotna skarpetka
po przejściach
szuka życiowej partnerki
na wspólne spacery
i długie rozmowy w szufladzie
pełnej wierszy
smokjerzy, 24 february 2020
skrawek folii
do liścia na wietrze
już przegrywasz
nędzna istotko
a kiedyś to wszystko
będzie moje
wszystko
uśmiechnęło się tylko
i czeka
smokjerzy, 21 february 2020
drzewa się wściekły a wiatr
zlał nas po pyskach deszczem
po powrocie do domu pies
zaczął warczeć na drzwi gotów gryźć
gdyby odważyły się po raz drugi otworzyć
kot lucek zwinięty w kłębek
udaje że wszechświat go nie dotyczy
choć przecież wiadomo jak jest
za chwilę zrobię to samo
w puchowym łonie skulony w embrion
zahaczę się pępowiną o sen
potem znów się urodzę ale najpierw
musi przestać padać i wiać
może w tym czasie ktoś zrobi obiad
albo naprawi świat
dobranoc
smokjerzy, 18 april 2019
wzgórze
pasemka świtu nad łąkami
dwa wyrzeźbione w słońcu żurawie
cztery strony ciszy
ty
ja
i mój sen że nie śnię
smokjerzy, 26 april 2020
to jak
puścić z dymem
stary las
w którym posadziłem
każde drzewo
aleksander wahał się przez chwilę
potem
wrzucił do kominka
zabazgrany
poplamiony zeszyt
kartki pochłaniała czerń
słowa próbowały się wydostać
(milcząc)
z dawna wydrążoną ścieżką
spłynął spodziewany żal
ogień żarł i żarł
aż zdechł
smokjerzy, 1 october 2018
na lampie dynda lokomotywa
ciuch ciuch sapie ona aż ściany drżą
a na podłodze pod stołem lekko kulawym
tarza się glista ze śmiechu
choć ludzka to całkiem nie ludzka
wuj kazik z ogromnym brzuszydłem na wierzchu
morduje plujki lokalną gazetą
i duma o licznych beaty walorach
co też zawsze na wierzchu ku wujowych uciesze
myśli nieczystych mimo że po kąpieli w ziółkach
z dodatkiem grzybków
pies gabriel zesrał się w ciemnym kącie
na kotka niuniuśka
miau miau skarży się kotek lecz nikt go nie słucha
bo gabriel brud już zlizuje z wuja życiowej stopy
tej co czterdzieści lat temu zrzekła się prawa do wody
wuj właśnie wrzeszczy na lokomotywę
zmień małpo piosenkę lecz ona dalej ciuch ciuch
i ciuch ciuch aż się kukułka wściekła i zegar też
a czas stanął jak wryty teraźniejszością na sztorc
beata siedzi na szafie bawiąc się puentą
ojej trzeszczy szafa to wbrew naturze gdy szafa
siedzi na szafie
na co natura uniosi brew ale niezbyt wysoko
by nie walnąć czołem o wieczność
i to już koniec niestety
gdyż puenta zoczyła glistę i razem
pękły ze śmiechu
beata zaś spadła z szafy na wuja
stracili przytomność i wszyscy śpią prócz lokomotywy
która zlizując światło z żarówki sapie
ciuch ciuch
smokjerzy, 8 february 2018
podłoga unosi się opada
merda ogonem pobrzękując dzwoneczkami ciszy
najeżona zieleń jest tłem dla ruchomego powietrza
( notuję - koniecznie umyć okno, zakłamuje rzeczywistość )
siódma rano biega od ściany do ściany
bunt drzwi
drzwi uciekają
drzwi zachłyśnięte marzeniem o podmiotowości
gubią dziurkę od klucza
już przyleciałyśmy - protestują żurawie
podłoga wstaje z podłogi - ziewa
przeciąga się
język ciepły i długi
zlizuje twarz z siódmej rano
a ona
w długiej sierści gubiąc palce i oddech
rezygnując z drzwi
bezpowrotnie przemija
pod chmurą kawy
schronienia szuka porcelanowa filiżanka
smokjerzy, 17 may 2018
na strychu tego świata
żyją myszy kurz proste modlitwy bywa kot
bywam ja
są tam dwa okna z widokiem na ciszę
otwarte wyłącznie na siebie
bez szyb sensu ale z wiarą w cud
jest dziura w dachu
dla deszczu ptaka i ucieczki
w stetryczałej szafie drzemią blizny
gdy uchylam drzwi
starość sypie się jak popiół
warczy ciemność
w popękanym lustrze
na stałe zamieszkał kulawy stół
w blasku świec
śpiewając do tańca pajęczynom
ćmom kotu i mnie
zasiadają przy nim przeciąg z wiatrem
na strychu tego świata
zakurzone jaja wysiaduje czas
wykluwają się niezdarne wiersze
smokjerzy, 18 october 2018
pracowity pająk - świt
utkał mgłę nad ogrodem
i łapie w nią słońce
w złotych exodusach umierają liście
w szeptach i szelestach milkną kroki
tęsknota żurawia tnie ciszę na pół
aż lato po raz ostatni otworzyło oko
lecz tylko po to by westchnąć
i znów zasnąć
dobrze
że w nas wciąż światło
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga