7 maja 2014
w malachitowym chruśniaku
nawet powieka nie zadrżała
gdy mała
miała w garści ptaka
w drugim ręku rumaka
i podczerwień
wywoływaną rżeniem pastwisk
widzianych kontem
okna
zawieszona
od wschodu po zachód
w nieruchu pająka
czekała
rozkminiała
jak można zadusić w człowieku
człowieka
czym dłużej tym lepiej
głębiej
rozwleklej
choroba zwierzęca
podczas oralnego egzystowania
po niebie
latały samoloty
poranne galopy strącające noce
pod kocem jakże urocze
za dnia pachnące
iluzją wygrzebaną z myśli
słodyczy
tego było trzeba
by nie wychodzić spod cienia piersi
ofiara
z defektem motyla
nadleciała
dalszy ciąg potoczył się ciurkiem
zdziwienie i potępienie
rwało kolory
metafory
jakim stało się życie
naciągnięte na oczy
nie zwlekała
przelała wiadrami koszmary
stając się ogniem
paliła
kończyny
czyny
a jak już tego było mało
kazała ranom wymieść za drzwi
co jeszcze zostało
resztki rozdmuchało słowo
w malachitowym chruśniaku
kwiaty zdobią ciernie
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
marka
28 marca 2025
ajw
28 marca 2025
ajw
28 marca 2025
ajw
28 marca 2025
Marek Gajowniczek
27 marca 2025
sam53
27 marca 2025
sam53