Ryszard Kowalski, 20 września 2010
Szlak górski turystów tak grozą przenika,
że warto na wędrówkę zabrać przewodnika.
A najlepiej górala, ten zna się na rzeczy,
wzbudza zaufanie, nie można zaprzeczyć.
Do Morskiego Oka prowadził wycieczkę.
Jedna starsza pani odstała troszeczkę,
nagle się rozdarła jak rżnięty baranek:
- Jak można coś takiego? Ratuj Chryste Panie!
Takie obrzydlistwo i na środku szlaku,
takiego profana szukaj w korcu maku!
Reszta turystów do niej dołączyła,
każdy czerwony, krew się burzy w żyłach.
- Takie coś nafajdać i na środku drogi,
to gorsze od powodzi, ognia i pożogi!
Jeden przez drugiego sprawcę klną na wszystko.
Podszedł do nich góral, omiótł znalezisko,
opatrzył ze znawstwem efekt opróżniania:
- Po co tyle ksyku, po co te kazania!
Prawidłowy turbanik i s psodu ojscana.
Moja kupa cepry! Bułecki Scepana!
Ryszard Kowalski, 19 września 2010
- Ten z rozmierzwionym włosem? To dziecko artysta.
Wyróżnia się strojem jak na dworze Stańczyk.
Dla niego tylko sztuka, ale taka czysta.
On w stadzie wybranych, reszta ignoranci.
Artysta wyglądem prowokuje, jątrzy,
czasem także fetorku rozdmucha wokoło.
Jest kałużnicą wśród stada chrabąszczy,
albo dinozaurem pośród zwierząt w ZOO.
Artysta kończy życie na własne życzenie,
stryczek, albo lepiej, zwykłe torowisko.
W ten sposób ratuje przyciężkie sumienie.
Miał zbyt mało czasu i nie wyszło wszystko.
Krytyków od sztuki nie skarmi banałem,
oni wiedzą lepiej niż zwykła publika.
Ścieków nie przepuszczą kultury kanałem.
Najlepszym jest twórcą pacjent z psychiatryka.
- Szkoda tatusiu, nie jesteś artystą,
takiego przystojnego to w ich gronie nima.
Lubisz prostą drogę a nie wyboistą,
wyglądem przypominasz... Juliana Tuwima.
Ryszard Kowalski, 12 września 2010
Ciemną zieleń w czerwcu obsypały płatki,
wzięły się za ręce jak druhowie wierni.
W środku skrył się fachman co ma zawód rzadki
i większą wydajność kiedy księżyc w pełni.
Dobiera zapachy co upojnym miksem,
kto zajdzie w pobliże to ma lukę w sercu,
zawsze cię umówi z igrekiem lub iksem,
by później lądować na ślubnym kobiercu.
Odstrasza komary, bez manier istoty,
które hańbą bieli, gładzi i muślinu.
Cudne panaceum na uczuć kłopoty.
Miłość się nie oprze przed wonią jaśminu.
Ryszard Kowalski, 9 września 2010
Wypływała z ciemności zielonej gęstwiny,
czesały ją obłaki i błyskała w słońcu.
Falowała wstęgą, lekkością muślinu,
by w bujną łąkę zanurzyć się w końcu.
Rozłożystej olszy płukała korzenie,
skąd do niej mrugały diamentowe łuski.
Wpadała w bystrze aż na zatracenie,
by rozpłynąć szmerem, szeptem do poduszki.
Cięły ją rybki w bystrzu jak sztylety,
odgłosem plusku wyrażała ból.
Jej zimny dotyk był ciałem kobiety,
gładkiej jak marmur, przyodzianej w tiul.
W zakolach roiły się czarne przecinki,
pod bacznym okiem zaklętej królewny.
Pływały obok żagłlówki z łupinki,
puszczane dłonią kuzynów i krewnych.
Zanurzali w jej toni spracowane ręce,
by w modlącym geście zaczerpnąć jej chłód.
Spoglądali w niebo, naturze w podzięce,
że nagrodę przyniósł całodzienny trud.
I płynęła dalej i parła w nieznane
i ginęła w większych od siebie strumieniach.
I ruszała młynom koła obracane,
by wypłynąć teraz w kochanych wspomnieniach.
Ryszard Kowalski, 8 września 2010
Wśród starych murów cicho stąpasz
i błądzisz, szukasz swojej ścieżki,
i wypatrujesz swego kąta...
A może przystań twa w poezji?
Może zamieszkasz w moich zwrotkach?
Tu ciepło, miło i bezpiecznie.
Tu możesz czułość tylko spotkać.
Zamieszkasz, napisz mi koniecznie,
czy ci niczego nie brakuje,
czy słów miłości ci dostatek,
czy jeszcze słowa poszukujesz?
Chętnie zapłacę ci podatek,
za balsamiczne twe ramiona,
za uśmiech i za twoje łzy.
Rozgość się proszę na mych stronach.
W szafie ubranie z lekkiej mgły.
A obok w szafce botki z mchu,
bielizna - żart babiego lata.
Ja będę z parku biegł co tchu,
żeby twój azyl strzec od świata.
Ryszard Kowalski, 8 września 2010
- Mamo dziś w nocy śniła mi się Ania!
- Rozumiem, piżama jest znowu do prania.
Ryszard Kowalski, 6 września 2010
Mężczyzna nigdy nie płacze?
Czemu więc kartka taka mokra?
Łzy z deszczem mi się wymieszały.
Kiedy oderwiesz mnie od okna,
którym cierpliwie oczy wypatrują,
twojej postaci, twego kroku,
nadziei, którą mi przyniesiesz.
Tak wypatruję cię od roku.
Twój wizerunek czas zaciera,
bronię go w coraz większym trudzie,
ale mi ciężko, coś umiera.
Tak mija styczeń, lipiec, grudzień.
Mówią, łzy męskie to jest święto!
To u mnie świąt cały rok z górką.
Obrywam listki akacjowe.
Przyjdziesz - nie przyjdziesz do mnie?
Moja córko.
Ryszard Kowalski, 6 września 2010
Matka to taki dziwny twór,
nadziei iskierka mała,
że choćbyś zrobił milion bzdur,
zawsze Cie będzie kochała.
Zawsze przytuli, ciepłem obdarzy,
wysłucha krętnego tłumaczenia,
choćbyś zawinił wiele razy,
to od niej oczekuj przebaczenia.
Czasami bywa smutna, czasami wesoła,
czasami spłakana, lecz nigdy nie sroga.
Jak wierna swej królowej pracowita pszczoła.
Pójdzie się za ciebie pomodlić do Boga.
Szanuj ją i wielbij, bo święta istota,
powiedz coś miłego, kup kwiaty czasami.
Na nią wydana procentuje kwota,
kiedy jej zabraknie, zalejesz się łzami!
Ryszard Kowalski, 6 września 2010
Gdyby ciebie nie było, to bym cię wymyślił,
ulepił, narysował a na pewno wyśnił.
Poszukał cię w Łazienkach, lub na Starym Mieście,
fusach samotnej kawy i rodzynkach w cieście.
W grzanym winie sałatkach i pod Zamkiem Wiecznym
w kolejce do okienka w jakimś barze mlecznym.
Na dyżurze w szpitalu przy chorym pacjencie
w ciepłym, wiosennym deszczu - majowym prezencie.
Gdyby ciebie nie było, to każda dziewczyna,
musialaby wyglądem ciebie przypominać.
Nosić złoto na głowie, chabry pod powieką,
nie gardzić błędem boskim, nie gardzić kaleką.
I nosić rzeźbę twarzy w uśmiechu magicznym,
stopom zaś dać piedestał z ogniem diabolicznym.
Gdyby ciebie nie było - marzeniom consensus,
bo moje życie bez nich byłoby bez sensu.
Ryszard Kowalski, 5 września 2010
- Mamo, doczekałaś, poznałem dziewczynę!
Ona na pewno będzie moją żoną.
Podniosła oczy zaskoczona synem,
który miał taką twarz rozpromienioną...
- Przedstawisz ją kiedyś? Poznam to zjawisko?
- Naturalnie! Wiesz jednak, lubię zgadywanki.
Jutro konfrontacja ci wyjaśni wszystko,
lecz przyjdą jeszcze jej dwie koleżanki.
Stanęły trzy gracje przed mamy postacią.
- Zgadnij mamo, którą dziewczyną się chlubię?
- Pewnie na tą z lewej zrobiłeś swój zaciąg.
- Jak na to wpadłaś? - Bo już jej nie lubię!
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga