11 july 2013

Ren XIX albo Blaganie

Rozerwany nieboskłon - droga ciągnie w amok,
oszadziałe zarysy wzgórz topią się w cieniu.
Noc siarczysta zapadła, zima przyszła za nią.
Gwiazdy nawet stężały z oblodowacenia.
Powiedz mi, Boże - jestem miałki czy bezdenny,
kiedy przechodzę zawał, umieram na niby?
Chociażby ogarnęła nieodparta senność!
Lecz nie; ja widzę, jakbym widział spoza szyby.
A trasa prawie równa, wyżynnie się wspina
ponad dom wypalony, spiralami kręci.
Skąd więc mam to poczucie, że nic nie zaczyna?
Zamiast trzymać dłoń twoją, wiatr zamykam w pięści.
Albo roztaczam wonie i przyciągam obcych,
znanych niegdyś, a dzisiaj tak przejezdnie płynnych.
Osobno przygnębieni, razem - ciągłowiotcy.
W rozmowach naszych słowa są - wyrazy drwiny.
I tak horyzont milknie późnym snem, omdlewa.
Cichnie ostatni wieczór nad głów pustostanem.
Lepiej się wyjałowię i wypełnię sianem,
będę tylko pożądał igrzysk oraz chleba.
Może ktoś dnia pewnego okruchy pozbiera
i jak popiół rozrzuci na połacie ciała.
Miłość była, spiękniała; i miłość spękała.
Milczenie. Teraz księżyc o świt się ociera.



____________________
cykl: Reny




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1