ks_hp, 4 december 2012
Z wiekiem dobywam samotna. Myślę o błyszczących płodach, jak
wypadają z pluskiem albo chrzęszczą. Ocieniony kształt
oberżyny pęka w pół i nie ma ciszy dla czasu. Zaciągasz
się papierosem; zasłony; mnie do łóżka. A ja wyobrażam cię
od najgorszych.
Zarzucasz brak na bark; nigdy nie przypuszczałam się
z nieznanym - za każdym razem ktoś spozżerał ciemność,
rodził złotolwia. Rozwodzisz mnie na zimanowce.
Ostatecznie bezsilna, z nienocy polegam
na martwocie rzeczy, ich dobrej woli. Dokąd uda się
odzyskać zapomniane frykcje? Dzielisz dzieci i dobierasz
kolejne szuflady, jakby pod stertami nie było już
rączek, włosów wyrwanych z rzeczywistości.
Niżej kruszeją stada oczu, stada abażurów.
ks_hp, 28 june 2013
Spływa dzień gęsto wytoczony z tętnic
odpartych pytań - nie tak miał się kończyć.
Wierchy zatopił, grzbietoszczytne wierzchy,
wynurzył blizny chmur nad horyzonty.
Obłok obleka cieniem krąg księżyca,
zamyka tarczę niczym bryłę lodu -
ona tam wpadnie, wprost w morską źrenicę,
rozpryska spokój, pajęczyny wodą.
Będziesz w jej każdej kropli, którą strącę
i stracę; będziesz srebrną nicią ździebeł,
co darń haftuje; plamą krwi na łące,
sczerniałym kształtem drzew pod uschłym niebem.
Ciała oddamy niebieskości wspomnień,
prawie że nasze, nigdy nie złożone.
Światła jak lata podryfują do mnie,
przeze mnie, wydrą ogień - i ochłonę.
Gnę się w tęsknocie, ale już nijakiej.
Marmury moich członków pokruszone.
Ciemność usiadła w milczeniu okrakiem.
Pożera wnętrze niby żar - ja chłonę.
Dotknie i z trzaskiem zszarpie potylicę
niw owdowiałych po zżętych połaciach.
Wyschną zarzecza i wszelkie źrenice,
i oczodoły gwiazd odpadną w płatach.
Ale to wtedy świt się zbudzi z niemym
krzykiem na wargach wzgórz halnie wzdychanych.
Noc się odpruje, rozerwie swe treny.
Spłynie dzień, w sercu gór znów się spotkamy.
____________________
cykl: Reny
ks_hp, 22 april 2013
Urodziłabym, gdybym nie miała poczucia - wszystko przelewa się z dłoni,
choć mówią, że się nie przelewa. Jak wydać, żeby rosło prawidłowo? Świat
nie przyjmuje odrzutów; ale to i tak tylko czarny puls, zmienne tętno
kosmosu. Poprosił kiedyś o gwiazdę - zrzuciłam konstelacje; chciał dróg
jednokierunkowych, mimo że przeżyłam szosy i wyboje, aby dotrzeć teraz
do lejów, w których zgasła ostatnia zmierzchna mgła. Zapadam się; może
pod ziemią jest lepiej, z dala od surowej powierzchni. Kiedy mnie kładł
twarzą w dół, myślałam o iskrzącym śniegu jak o nocnym niebie. Dopóki
nie stopniał pod oddechem i nie zamieniłam się w kulę lodu, tak dziwnie
nieregularną - eliptyczną, poskręcaną niczym embrion. Trzymaliśmy w słoiku
wspomnienia, dzielące nas nibypowroty. Jedno ciało, ale tylko wieczorami.
Później przerywałam zaspy. Zastanów się i przyjdź za sto lat. Po wieku
nie można oceniać kobiet. Bierze się je jak wypłukane muszle i wypełnia dom.
Teraz usycham w innych ramionach.
____________________
cykl: syberiada
ks_hp, 3 july 2013
Tatry szemrają; to już oświt zwierzcha,
blask zielenieje, twarze źdźbeł się minią.
Światło przymglone po szkle okien pierzcha,
wchodzi za ramy, w porcelanach ginie:
kwiaty w wazonach otwierają pąki -
usta, od których wzlata parosłowie.
Uchyl mi ciepłych światów swojej ręki,
wygładź policzki, sny głodne i płowe.
Niech szczyty mówią i jutrzenny księżyc,
że nie istnieje inna rzeczywistość;
że potępiony, kto w nic nie chce wierzyć;
że są jedynie ranki czystokrwiste,
gdy wschodzi słońce, szarłatem opina
niebo nad granią, od gór do gór dłużne.
Dla nas widnokrąg kwitnie sit skuciną,
hale przewietrza, chmurowidmem smuży.
Wiesz, jak tęsknota przywiera do serca,
i jak pustoszy, gdy muszę wychodzić;
wiem, jak samotność wiesza się na wieńcach
Tatr, gęste koła zatacza na wodzie.
Zrywam potoki, co łączą się w nurty
dalekospływne, wierzgając w korycie.
Gdy noce z trzaskiem biją o gór burty,
wtedy wiem - pragnę z tobą dzielić życie.
____________________
cykl: Reny
ks_hp, 6 november 2012
Szczęki poczują ból. Musimy chodzić do pierwszego kontaktu
z jasnością. Będziemy się toczyć, aż nadżarty wylegną z jam,
a członki złożą ciała w działa. Nie działa. Ostatni deszcz,
srogi jak zimy. Sroki jak bliny, roztrzepotana czarnobiel
w oleistych werniksach miast - biurowce rosną drożdżdżyście,
urzędnicy pęcznieją niczym ciasta, dzieciom puchną brzuchy.
Tato, znowu pękł mi balonik. Naprawisz?
ks_hp, 3 november 2012
Podzielmy na dylogie i nie zawracajmy do
siebie. Przestrzelona przestrzeń, przesmyki,
stoki, uskoki. Jestem górą, płynę na wierzchach
karków. Miewam bule porohowe, rozdarte tkanki,
rzeki krwionośne. Spóźnia się (o)kres: dochodzenie
nad i odcinanie za. Jeżeli zobaczę, połączmy.
Zgubiłem się. Nieodebrane dzieci kwilą, obce
pisklęta - niczyje - mogą tylko patrzeć. Co
zrobisz ze wzrokiem utkwionym jak kamień? Wpija
oczy, w oczy palce, w palce zęby. W zęby
powietrze.
Spójrz, klucze przekręcają zapadnięte niebo, zamykają
dzień.
ks_hp, 29 december 2012
Helena nie bawi się w przepoczwarzanie. Łatwo
stapia skóry na wiosnę. Odrywa śniegi od znaczeń.
Balansuje - krzyczy - niby drzewo niema - nie ma
ochoty na nowy krok. Tutejsza,
skrojona na wiarę; miejscowa jak miejscowe
są tramwaje. Starsze, dzieci, matki, dzieci w drodze
do szkół. Huśtawki na torowiskach. Karuzele nad
ranem. Próba odujednolicenia skończyła się piaskiem
w rzęsach. Stawy zarośnięte bólem, woda, która skrzypi.
Do domu, w domu, wołała. Stada uciekły
do lepszych krajów, u nas zima. Stale (za)miast
odkutych drzwi.
____________________
cykl: syberiada
ks_hp, 9 january 2013
Julia pośród żylastych ulic - Petersburg, wrzody na żołądku
miasta. Metro jak przewód pokarmowy. Przerost liczb, działania
pod kreską. Zerość wpisuje ją w okrąg. Drze ziemię na strzępy
jutrzejszych gazet; łyse nagłówki niemowląt wpatrzone
bądź nie. Za kolejnym akapitem
jest dom, coraz dalej. Rośnie tam śliwa, puchnie każdego
dnia - była przy rodzących się wojnach, zakończeniach rzek.
Julia związana bielmem. Drzewu, czekającemu na ścięcie, mówi
Najdroższy.
Teraz pisze listy z ukochanego.
___________________
cykl: syberiada
ks_hp, 7 march 2013
Podnoszenie ciężarów. Otwieram - widzę - niedogaszony papieros, wbity
monowzrok. Między ramiennicami biały kontur równin - popiół z nieba.
Bóg pali! - myśl wyjęta z Emmy. Błękit ostry jak krawędzie kartki.
Po drugiej stronie jesteśmy prostymi kreskami; chce zamienić, zobaczyć
przejrzystość. Pierwszych ludzi wygnano z tej samej przyczyny. Warto
odjąć zmysły. Nie pokrążaj się. Z chaosu wyszłaś i w chaos powrócisz.
Nie ulepszysz słów, które nas opuściły. Nie złapiesz słów na wydechu.
Powietrze bezsensownie drży i brzęczy, kiedy odchodzimy. Roztrapniasz
litery na głuche głoski. Emmo, leżałaś obok mnie, a ja nie zauważyłam
mokrej pościeli i śniegu pod kołdrą.
_____________________
cykl: syberiada
ks_hp, 16 june 2013
Szumią podwzgórza o zalesistości,
płodzą się wiatry z wywonnych rusałek.
Przeddzień połamał kolor w nagie kości,
księżyc opuścił przyszłość owdowiałą:
nie wstał, nie zaszedł - zawisł na krawędzi
misy jak ziarno, suchy i jałowy;
zgrubne nasienie wbite w nocne lędźwie.
Gęsto skapuje w pustopestne głowy.
To zsierocone światło stóp - nie słyszę.
Teraz odpływa do lepszego nieba.
Łatwiej mi chyba opisywać ciszę,
niż iść po śladach do rąk. Nie dostrzegam.
Niechaj się stopią w małotrwałym ścisku,
poblask je znowu rozgoni o świcie.
Później wrócimy do monodotyków,
tak pojedynczo skarlałych, jak życie.
W nozdrzach samotny zmierzch pęcznieje dławnie,
próżnią rozpycha się, wzdyma głos twardo.
Gdyby rozmaryn zapachniał jak dawniej,
a stare baśnie powiedziały prawdę -
Darmo mi czekać łun zorzopolarnych
w nadosaczeniu czarnosennych grobów.
Zapadłem; w lustrach widuję maszkary.
Przyśnij się zatem, z urojeń mnie obudź.
____________________
cykl: Reny
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
1605wiesiek
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
1505wiesiek
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga