13 november 2011
Poranna kawa
Porcelanowy brzęk kruchości
Rozkołysany aromatem
Głęboką czernią lśniąc
Paruje niczym lot gołębia
Podzwania lekko srebrem
Kryształu słodząc czarem
Powieki wpół przymknięte
Rozsunie okno żaluzjami
O poranku drżącym
Gdzie za taflą szklaną
Ostatni z drzewa liść opada
Myśl biegnie babim latem
Ogrzana biciem Twego serca
Ktoś komuś pocałunek prześle
I zaraz niby ciepłym szalem
Złoty kobierzec dzień okrywa
Na ustach uśmiech tkliwy
Otworzy zachwyconą bramę
By czas uszczęśliwiony
Wbiegł szukając skrzętnie
Dwojga serc bijących
Rytmem szalonej kofeiny
Już gra orkiestra symfoniczna
Bladego jesiennego walca
Kropelki bębnią o parapet życia
A posiwiałe świtem chwasty
Wciąż ogród zdobią ostem
Nić długa zwiąże drogi losu
1 february 2025
0102wiesiek
1 february 2025
Góra w chmurachajw
1 february 2025
Paulinaajw
31 january 2025
3101wiesiek
31 january 2025
Martaajw
30 january 2025
Nawet w styczniu jest wiosnaJaga
30 january 2025
Nadiaajw
29 january 2025
0038absynt
29 january 2025
2901wiesiek
28 january 2025
2801wiesiek