13 listopada 2011
Poranna kawa
Porcelanowy brzęk kruchości
Rozkołysany aromatem
Głęboką czernią lśniąc
Paruje niczym lot gołębia
Podzwania lekko srebrem
Kryształu słodząc czarem
Powieki wpół przymknięte
Rozsunie okno żaluzjami
O poranku drżącym
Gdzie za taflą szklaną
Ostatni z drzewa liść opada
Myśl biegnie babim latem
Ogrzana biciem Twego serca
Ktoś komuś pocałunek prześle
I zaraz niby ciepłym szalem
Złoty kobierzec dzień okrywa
Na ustach uśmiech tkliwy
Otworzy zachwyconą bramę
By czas uszczęśliwiony
Wbiegł szukając skrzętnie
Dwojga serc bijących
Rytmem szalonej kofeiny
Już gra orkiestra symfoniczna
Bladego jesiennego walca
Kropelki bębnią o parapet życia
A posiwiałe świtem chwasty
Wciąż ogród zdobią ostem
Nić długa zwiąże drogi losu
7 września 2025
jeśli tylko
7 września 2025
sakura1192
7 września 2025
Bernadetta
7 września 2025
wiesiek
7 września 2025
sam53
6 września 2025
Yaro
6 września 2025
ais
6 września 2025
wiesiek
6 września 2025
dobrosław77
5 września 2025
violetta