Florian Konrad | |
PROFILE About me Friends (1) Books (14) Poetry (511) Prose (226) Photography (279) Graphics (73) Video poems (5) Diary (9) |
Florian Konrad, 3 march 2011
modlitwa rzeźna, zielona z kawałkami piór i gwiazd
ta noc to tylko atrapa wykluta z bombki
na twarzy ma zimne plamy, znużenie
nad głową foliowy krążek, niedojrzałą aureolę
(w ramionach ja- mały diabeł, bezrogie truchło)
w środku płynie udawana krew
ciemny kożuch zapuszcza korzenie
na ekranie świat idzie naprzód
betonowa bajka dla zmęczonych dzieci
śnieg, pleśń nadziewana żywym mięsem
nie próbuję udawać, że mnie to obchodzi
święć się święć, Mdłe, Krzywe
-mamroczę chowając je za pazuchą
Florian Konrad, 2 march 2011
Dewocjonalnik Polski
ubierz się w jasne pióra
nie zauważą, to tylko katatolicy
(anhedonia- pierwszy objaw ślepoty)
najwyżej wezmą cię za postać
z poświęconego obrazka
mają ich dużo pod koronkowymi żarówkami
popatrz-oni wszyscy składają się z wody
puchu i brązu
(ostatniego ledwie starcza na pomnik)
każdej nocy do ich miasta przyjeżdża freak show
zabiera jednego, dwóch
-zbyt duże stężenie ziemi we krwi
przejdź się, ulice smakują jak kurz
masz, miedziaki za ucięty łeb, za złamaną szyję
wróć przed świtem
jeśli nie chcesz tu zostać na dłużej
Florian Konrad, 2 march 2011
1man1poem
wlokę się po tynku
(miękka dolina- na pierwsze ma Dotyk
pozostałych przezwisk nie znam)
dalej las, żebrosklepienie
brzydkie słowo za mało by przykryć serce
po grzbiecie płynie zmarnowana struna
(mocniej, a nauczę cię grać na cienkich żyłkach)
krajobraz po burzy
ciepły osad na zębach
trę brzuchem o ściany, zanikam
o północy wybełkoczę coś po ludzku
do rana mi przejdzie
jeszcze zdążymy sę zrosnąć, zasuszyć
-szepczę ci do ucha wprawiając w ruch
mechaniczne planety
patrzysz zdziwiona
Florian Konrad, 1 march 2011
,,Chory krajobraz wznosi się obok ciebie
rozpuszczony w ślinie ropie i krwi"
Kazimierz Ratoń ,,Chory krajobraz"
cysta pierwiastek mokrej choroby
przybiera ludzki kształt
staje się tobą
dłonią, gardłem, językiem i imieniem
midnight fever, pochwała obłąkania
przebiegasz mi po skórze, przynosisz pecha
sen- karaluch zbliża nas do siebie, do ziemi
(schizofreniada, zabawa w czarne koty)
w rdzy rodzą się nowe przekleństwa
nowe smaki
chleb i nóż- psychotyk
toną w gorącej ślinie
przeklinam noc
i jej nieustanne podżeganie do krwi
spluwam przez lewe ramię
rozkrajam cię
kawałek po kawałku
sączysz się
wolno, coraz wolniej
po czym znów zmieniasz się w narośl
Florian Konrad, 28 february 2011
obraz w jasnych ramach
pobawmy się w guziki- te ciche, z twardego mięsa
mój cień runął, rozsypał pióra, cholerny epigon Ikara
ściany to szkielet jad(eit)owego bożka
pachną przyszłą egzekucją, umieraniem
od plastikowego pocisku
zaczynasz swędzieć. obwiązuję głowę
obok wietrzenie skał. kręgosłupów. ludzie coraz bardziej czarni
wyschnięci. oczy zabite deskami
ekskomunika za przeżycie współtowarzyszy
kroki
dzień wkrada się, jak podpalacz
zdziera z nas afisze, tłucze strzykawki
wygrywasz, kurczę się
ja- ślad białego karła
ja- narośl
Florian Konrad, 26 february 2011
Pani Chupacabra/ inicjacja demonów
wyrastam w płytkim miejscu
tam gdzie najbardziej piecze
(półczłowiek- blizna na zgaszonym świetle)
widzisz? jestem miedzią i ciężkim powietrzem
spróbuj poparz się
sprzedaj mnie Venus butterfly
(tanio: tropy papilarne litr
lub strzępek bibuły i szorstkie włosy)
nie żałuj kamieni odrosną
zostawiam ci ślady zębów próchno i cukier
(drugi kęs- aż się zakrztusisz)
where you gonna die tonigth?
jak zawsze
pod skórą
-odpowiadam w myślach
Florian Konrad, 26 february 2011
wychodzę chwilę po dwudziestej trzeciej
zostawiam pod paznokciami obcego mężczyzny
ciebie - czarny, gorący koralik
kobietę ze szkła i pulsu
z góry, kamiennym bielmem
zerka satelita. tarcza odbija zimne światło
jest ślisko i odnoszę wrażenie, że po ulicy
płynie prąd, gdzieś musi być przebicie
wypluwam przechodnią śmierć, pocisk z papieru
drży w nim próbka człowieka
strzępki włosów, skóra, usta wykrzywione w grymasie
nie zapijam by wyrosło to - to w kimś innym
może uda się wrócić
w końcu to tylko świat, sen niewidomego o kolorach
czego tu się bać? na dobrą sprawę
wszystko powstało z jednej skały
- nie wiem, panie
ale tam pod ziemią było kiedyś miasto
dużo ludzi
mieli nawet poetę. dużo pił, powiesił się
- mówi staruszka
gdy pytam o drogę do domu
Florian Konrad, 25 february 2011
ten wiersz może wyrządzić szkody na Twoim komputerze
nocna rebelia, pęknięty wzór
to tylko człowiek- kartka, tani, przemielony
ciało ze starych gazet i farby drukarskiej
- tłumaczę ostatnie wybryki żelaza
zawracam skórę
(zimny płaszcz, najlepiej smakuje po zmroku)
zabieram z niej palce, czerwone arterie
(fragment antybiografii), biegnę wzdłuż pulsu
w oczach rodzą się blade liście
każdy oznacza smutny, poubojowy wiersz, zdarty naskórek
chowam cię głęboko, pod gorącym krzemieniem
uciekam do innego państwa, galaktyki
na drugą wioskę
drżę, boję się odwrócić
głowa -na trzy części:
gepard z przestrzelonym płucem
debil układający rymy o zabijaniu
ostatni kawałek- bezkształtny
jakby spoza Drogi Mlecznej
Florian Konrad, 25 february 2011
fear the reaper
nałóż maskę zabójcy! salonowa gierka
dla średnio pełnioletnich
brudny Love Motel. tasiemka przebiega przez szyję
czerwony pocisk, miejsce po ukłuciu i zapachu
pod nim bezduszność, udawana kolia
(kryształy dosyć pokraczne
zbite w bezkształtną masę)
niepewnie zaglądam do środka
wijesz się, napełniona żelazem i podróbką mojej winy
(dla mnie to co zwykle, z lodem i soczystą skórą)
odklejam kręgosłup. na pamiątkę
pozostaje nóż, rdzawe plamy i zamknięty bagażnik
niedokończona bajka- slasher
(trzeba się spieszyć- upał
jutro nie będziesz już tak chętna)
co na pleksiglasowym ekranie- pozostaje w nas!
zdjęcia wiszą w powietrzu dokoła nocnej lampki
dalej- niezgłębialne. podobno mrok
ale nie należy wierzyć. w końcu ten film
nagrano przed naszymi narodzinami
od tego czasu mógł się przeżreć, przetrawić
sprzątnij zabawki
dwie stare, sklejone piosenki
toną sto metrów od brzegu łóżka
Florian Konrad, 24 february 2011
dekapitacja minionego roku
ona, jak miasto dla nieletnich głupców
zimne pozbawione ludzkich odruchów
w śladach można dostrzec linie papilarne
pod nimi cegły opuszczonych domów, fundamenty
grudniowe owoce, które nigdy nie dojrzeją
spóźniona inicjacja, pozbawiona dat i twarzy
(płochy język nie zapamiętał szczegółów)
staję się wytartą frazą w twoich czystym, jasnym wierszu
ja- pasożyt. truteń, krwawy nadruk na aksamitnej plamce
płynę po ciasnych uliczkach gubiąc za sobą
kamienie i lepkie metafory.
usta są pełne śniegu z błotem, pękają wargi
ściekanie, to cholerne ściekanie
po włosach, chodniku, po gęstniejącej brei
nagle przystaję
czarne światło
nie wolno iść dalej
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
27 november 2024
Camouflage.Eva T.
26 november 2024
2611wiesiek
26 november 2024
0021absynt
26 november 2024
Gdy rozkołysze wiatrJaga
25 november 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 november 2024
2511wiesiek
25 november 2024
0019absynt
25 november 2024
Pod skrzydłamiJaga
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt