Pi. | |
PROFILE About me Friends (26) Poetry (472) Prose (19) Photography (1) Graphics (1) Diary (3) |
Pi., 13 august 2011
podchodzi. przecież mógłby. widział to
w kinie. w książkach widział, w ich uchylonych szczelinach.
działoby się. na przykład: karmazyn na ustniku
mentolowego papierosa. zapowiedziany, a przecież mógłby,
gdyby tylko był uzależniony. wtedy znikąd zapałki,
albo zippo i skra oczu w oczy. i samo by się.
mógłby coś o pogodzie, o przyrody okolicznościach choćby,
albo że jeszcze nigdy nie widział z bliska płomienia.
do teraz mógłby.
bo w następne teraz już za późno. już nie mógłby,
już się rozmyło między przechodniami. bez tąpnięć ulicy
już nie warto krztusić siebie pierwszym sztachem
w rozpoznawalnym życiu. skreślić możliwość i przenieść
wstydliwie na margines. stabilnie usunąć.
zawahania bywają śmiertelne.
Pi., 22 september 2010
Pan Cogito wciąż wierzy
że jeszcze nie jest tak źle
by nie mogło być dobrze
przymyka oko
na masowe szkolenia prywatnych Piłatów
na taśmową produkcję
zastępczych sumień
w sam raz na uczciwą kieszeń
obywatela
zaiste - Pan Cogito ufa
że to jeszcze nie to DZIŚ
nie ten sąd ostateczny gdy zdrożne uciechy
podstarzałych senatorów płci nierozpoznawalnej
będą warte jasnej pomroczności
bardziej niż wczoraj
jego nieskalana niewinność
wymaga odświeżającego wizerunku
a w każdym razie
nie uniesie kolejnego upokorzenia
co ciekawe
Pan Cogito nadal chciałby
wspomóc przypadkowe społeczeństwo
odpowiednią jałmużną
ale nieprzewidywalny naród
ukradł
obola co na czarną godzinę
byleż on rozmienił go na pełnię chleba
a nie na drobne igrzyska
Pi., 10 december 2013
nie ufam ludziom nadużywającym przed i po alkoholu
nie ufam ludziom nadużywającym nie swojej kokainy
nie ufam ludziom nadużywającym przemocy wobec
nie ufam ludziom nadużywającym choćby poezji
nie ufam ludziom nadużywającym treści bądź formy
nie ufam ludziom nadużywającym życia albo śmierci
nie ufam ludziom nadużywającym pstrych emotikonów
nie ufam ludziom nadużywającym jakichkolwiek powtórzeń
Pi., 22 february 2011
kręgi na wodzie. tak łatwo było stworzyć wzór na nieistnienie
wyższych uczuć. nieomal otrzeć się o definicję znoszącą
dostępnych bogów nawzajem. o uwielbienie dla liczb prostych,
prostszych i tej najbardziej samotnej pośród ziarenek popiołu.
lśniła, kusiła, więc sięgnęłaś po nią, jakby dla ciebie wypalono
w niej imię niewolnicy dozwolonych nauk. już nic nie było
jak trzeba. elipsy na piasku, krzywe pragnienia, krzywe prawdy
w niejednej wypaczonej, religijnej dyspucie. od proroczych bajd
pękały mleczne zęby i skóra odlepiała się jak z przejrzałego
węża. gęby pluły i chrzęściły oskarżycielsko coś o pogardzie
i nieuchronnym potępieniu. bo to zaiste groźne jest Hypatio:
tak wiedzieć z samej siebie. nie podejrzewać! wątpić raczej.
i dążyć ku, lub wyrwać samo serce. i zawinąć w bladą nagość,
aż przesączy się na skrzep. jak ciało obce wmówione kobiecie,
że jest wyłącznie profanacją świątyni. odrzucić? za łatwo.
Pi., 16 august 2010
Cornelio przyjechał tutaj z Mołdawii
i krzywi mi się w twarz gdy kiwam głową: ach znam, to Rumunia.
nie - mówi Cornelio - Rumunia to Nadia Comaneci, Nicolae
Ceausescu i książę Drakula.
przy tortellini con porcini Cornelio
koryguje ogólnoświatowy dogmat, że Drakula to w Transylwanii.
nie - cierpliwy Cornelio - Vlad Palownik nie oglądał gór
od zacienionej strony zboczy.
Emilia milczy. pewnie dlatego, że ma usta pełne
frutti di mare. nie przerywając krwawej opowieści Cornelio
zgrabnie nabija ośmiorniczki na miniaturowe paliki
i topi je w ustach kochanki.
Emilia drży. ja też drżę, gdy Cornelio wymachując mi
przed oczami nadzwyczaj ostrą wykałaczką, pyta czy wszystko
zrozumiałem. Cornelio przyjechał tu z Mołdawii, ja z Polski.
kaleczymy w Ponte Tresa angielski.
nocą Cornelio szepnie - hai gusto mare nero cara mia,
gdy tradycyjnie nabije Emilię na pal. nie z miłości.
z tęsknoty.
Pi., 29 june 2010
owładnięty konformistyczną potrzebą
wydałem:
tomik rachitycznej poezji,
córkę za pierwszego lepszego,
przyjaciela w ramach rewanżu
bo kiedyś skurwiel wydał mnie,
opinię żywcem zerżniętą z poprzednika,
oraz kolację i zaprosiłem trzynastu.
potem tamtej pochmurnej nocy,
nim kur zapiał trzykrotnym wyrokiem,
najpierw wydałem siepaczom
dokładny adres Oliwnego Ogrodu
(ucieszyli się),
następnie sprytne oświadczenie,
że to nie ja lecz jakiś Judasz
(ucieszyli się inni),
a na koniec resztę ze stu srebrników
w odpowiednio ubabrane ręce
(wydało mi się, że cieszą się wszyscy).
wreszcie doświadczony już
w żmudnym procesie wydawania,
postanowiłem wydać siebie.
głęboko ciętym drukiem
na nagrobnej płycie.
okazałem się bestsellerem.
Pi., 11 august 2010
ci barbarzyńcy, których zwiastował prorok Kawafis
są już na przedmieściach. okopali się drewnianym
monumentem, podzielili bruk na ten swój i ten nasz
jak parodię powszedniego chleba. obły kamień
puchnie w pięściach każdemu, lecz to nie tłusta ryba
więc lud nie będzie syty nim nie pogasną igrzyska.
niczym orda Abena Humei w wąwozie Alpuhary, ci krzyczą
o Bogu, który tylko z nimi. nie będę grał gwoździem
w kółko i krzyżyk, ale nadstawię banitom nietknięty
policzek. byłem altruistą w swoim czasie. w naiwnej
przestrzeni dbałem o niewidzialność rąk u progu żniw.
dziś szorstki duch bliższy mnie samego niż tlący się lont.
możesz być królem Grenady lub pomnikiem Krakowskiego
Przedmieścia, ale żadna chamsa skutecznie nie chroni
przed barbarzyństwem. za późno. zawłaszczone pogardą
symbole śnią już wyłącznie o własnych rozgoryczeniach.
Pi., 7 march 2014
podobno na cellulit najlepsza jest ślepota. pod palcami
wyczuwam puls wiadomości, które wysyła do mnie
twoje ciało. szyfruje w alarmujące krostki, kreski,
kurze łapki i sieć obcych kanionów, do których trudniej
ci się przyznać niż do coraz młodszych kochanków.
czas cielenia się lodowców na wiosnę, więc pęka kar,
pęka skóra. wszystko czego nie zdążyłaś mną opleść
teraz topnieje i trzeba nam ratunkowych szalup z napisem
"dla starzejących się kobiet i skandalicznych kłamców".
takiś powierzchowny! - więc cofam dłoń i spadam z klifu.
słodziutkie pytania zawierają gorzkawą interpretację,
która wyniszcza znacznie boleśniej niż desery Borgiów.
oddalamy się wtedy od siebie, jak dwa przechłodzone
kontynenty. jak konsekwencje gąbczastej zmarszczki,
zlodowaciałego włosa, tej uczuciowej anemii we dwoje.
Pi., 30 august 2012
wyjdź z domu, zostaw kopertę, parafkę pod kredytem
albo tylko podrapany cień wątpliwości, że nadeszło już.
ja zrozumiem, nawet gdy ty sama jesteś kłębuszkiem
zatargów o przestrzeń, której nie potrafiłaś dokochać.
plują, szydzą, plotą nam zawczasu nagrobne wieńce.
inni już nie udają, że są zdziwieni, może zniesmaczeni
telenowelą, spiralą ciągłych potknięć. ach, te wibracje.
uznałaś, że czas na ciszę - nie na bezwstydny lans.
jakbyś kompletnie dojrzała, więc wyrywasz z korzeniami
już poprzewracany las. dolicz wreszcie do nieskończoności.
od bicia głową kora oblazła mi kamieniem i starą rdzą.
śni się skóra z poparzonego dziecka. coś się wydarzy,
więc wyjdź, już nie przepraszaj. cztery ściany są po to,
by prać w nich swoje brudy. czasem, by cokolwiek zabić.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga
27 april 2024
By KissesSatish Verma
26 april 2024
2608wiesiek
26 april 2024
The EntitySatish Verma
25 april 2024
2504wiesiek
25 april 2024
QuartzSatish Verma