Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 29 may 2011

Fin de siecle

“The fate of all mankind
is in the hands of fools”
Pamięci Tomka
Beksińskiego



Nie jestem pierwszym
z tysięcy którzy wątpili w sens pisania liryki
stojąc na krawężniku na moment przed

przetacza się po nas kolejny wiek dożyliśmy
może więcej nadziei na parapecie okien dla ptaków
mieliśmy więcej ziaren mogących skiełkować
biblijnie wydać plon czekaliśmy wśród nadziei ja

dożyliśmy biorąc słowa nowe za swoje
wypełnialiśmy ramy znaczeniami a rubryki danymi
starając się zobaczyć sens w niewytłumaczonym
kiedy okazało się że zalano nas gównem pustosłowia
zasypano piramidą reklamowych śmieci gwałcących
nasze uszy i oczy zaczęliśmy tracić kierunki

przywłaszczyciele władzy kasta mandarynów
posiadacze prawie wszystkiego prócz okruchów dla gawiedzi
za murami politycznej poprawności pławią się w mleku i szampanie
kopulując na jej oczach gwałcąc hotelowe pokojówki
bezkarnie kłamiąc o prawach człowieka dla siebie
w telewizyjnych porankach dla tych którzy chcieliby

jak oni podupczyć bezkarnie ich wyborcy nowego
wieku usamochodowiona tłuszcza pseudodemokracji
totalny grill gawiedzi bezrefleksyjnej jak asfalt
który jedynie ogniem można przekształcić w lawę
bezmyślność milionów internetowych małp serfujących
w poszukiwaniu równych sobie zadowolonych

„nie ma już rozrywek ani sensu życia”
chyba że sensem jest poszukiwanie rozrywki
„moda przyprawia o dreszcz grozy i obrzydzenia
gwoździe w nosie” u Szymborskiej w Schyłku wieku
marudzenie starej babci która nie rozumie czasu nagród nobla

serwowane na deser maluczkim
„opowieści z krypty przestały być zabawne (..)”
choć gawiedź rechoce pod dyktando klakierów nie rozumiejąc
„że żyjąc w trupiarni trudno być równie radosnym
jak Ziutek Słoneczko na plakacie pt: "Poranek naszej ojczyzny”

co pozostaje którym procesów myślowych
nie pożarł do reszty gazetowy bełkot
„spójrzmy (…) wstecz i wspomnijmy to
dla czego warto było żyć” i spróbujmy zmieniać


wróćmy do tego co było
jeśli to jeszcze możliwe
do prawd zawsze oczywistych
gdy nie wszyscy i wszędzie mają rację
bo wtedy nie ma jej żadna małpa
bo jeśli nie
„to nie pozostaje nic innego jak odwrócić się plecami (…)
i niczym Panurg odejść pierdnąwszy z wielkim wzburzeniem”


This is the end, beautiful friend


Cytaty użyte w wierszu pochodzą z pożegnalnego listu Tomka Beksińskiego, i chociaż czasem użyte są w nieco innych kontekście, niż to zrobił Autor, to wierzę, że ich Autor mi to wybaczy, spoglądając na moje pisanie z Nieba, bo przyświeca mi idea, którą pewnie poparłby.


number of comments: 19 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 18 june 2011

W roli murzyna

Motto:
Zabijacie Boga, a myślicie,
że ujdzie wam to bezkarnie. Durnie.
Parafraza z Nietzschego


Gówno troska o dobro wspólne
chrzanić tradycję w obcych zdaniach
oświeconymi się nazywać
jak pies się łasić do głaskania
po śladach z nosem ubabranym
nadążać w myślach za swym panem
na świadków wszystkich świętych wzywać
gówno święci gdy wszystko wtórne

w psie kupy powtykane flagi
prezydent dureń alkoholik
jeden samolot mniej cóż z tego
ich boli ale nas nie boli
duma myśmy są dumni z siebie
nawzajem wspierasz mnie ja ciebie
olewaj krzyż przybij do niego
postulat nikt nie widzi blagi

dobrze przypilnuj niech oddycha
w rytm równy serce wyreguluj
i niech zatańczy nam walczyka
niech czuje radość a mniej bólu
bo bólu nie ma przecież wiemy
na co dzień wciąż się radujemy
niech para z parą wciąż się bzyka
a jak nie radość to marycha

róbcie co chcecie wszyscy za tem
jak trzeba w Boga postulatem
zmolestujemy zabijemy
ujdzie nam płazem Nietsche błazen
groził a ujdzie nam bez kary
i Nietsche stary i Bóg stary
przed nami przyszłość ją wybierzmy
radujmy się w przeszłość nie wierzmy

niedługo mnie już na tym świecie
ale doczekam wiem na pewno
czasu którego tak się boi
ten tłum gdy będzie modlitewno
gdy prosić Boga będą łotrzy
o łaskę a on na nich spojrzy
i śmiechem parsknie i rozdwoi
świat ten w połowie poginiecie


number of comments: 18 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 25 september 2012

Byli

pamięci mieleckich Żydów
 
Zostało po nich kilka kamieni nagrobnych
i pamięć, umierająca w oczach
tych, którzy patrzą i nie widzą,
mówią, a tylko mordują ciszę.
 
Zostały po nich cmentarze,
na których pochowano słowa,
które były na początku,
a których już nie ma.
 
Zostały po nich kamienice,
które jakby nie były ich,
po których dzisiejsze strachy
przemykają, złorzecząc.
 
Nie byliśmy przyjaciółmi.
Żyliśmy obok siebie.
Ale byliśmy ludźmi.
Od tego samego Boga.
A to zobowiązuje.


number of comments: 15 | rating: 9 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 6 july 2011

Nie palę nie jestem gejem

nie palę tytoniu śmierdzi
zatruwa tkaniny w które się ubieram
którymi odsłaniam się od świata
nie lubię nałogowych palaczy
śmierdzą i są bezwolni
 
nie zdradzam żony jestem wierzący
poza tym jest dla mnie piękna
a miłość stanowi podstawę mojego trwania
nie lubię nałogowych kochanków
są obleśnie bezwolni
 
nie lubię dziecięcej pornografii
ohydni są jej propagatorzy
gwałciciele sumień
rzygam w twarz gnojom
są ohydnie obleśni
 
nie lubię parad równości
płciowego wywyższania się nad ulicę
nie lubię zadeklarowanych homoseksualistów
usiłujących epatować nie tą płcią
są obleśni w swojej
wielokolorowości
 
nie lubię jeść kaszanki
krwawi zarżniętym życiem
mam niestrawności
posoka ścieka po dłoniach rzeźnika
nie lubię katów
 
 mam prawo lubić i nie lubić
i mam prawo pisać


number of comments: 15 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 17 august 2011

Erotyczne sny

 
rzadko je miewam chociaż pewnie chciałbym
noce wtedy bywają krótsze piękniejsze
kobiety lekkie na dotknięcie dłoni
podmuch powietrza ulatują puchem
mężczyźni zostają z dłonią pełną wiatru
pustą
 
każda pozycja kamasutry jest osiągalna
każda kobieta z odkrytym bezwstydu jestestwem
każda myśl niedostępna łatwa jak prostytutka
każdy grzech rozmienia się niewinnie
 
rzadko miewam erotyczne sny może to wiek
który nasyca dni onirycznym seksem reklam
może ucieczka od siebie w zapomnienie seksualności
może miłość która wystarcza za dzień i noc
 
chciałbym by noce były jak kiedyś młode
dnie zapracowane na śmierć ciężką
a seks delikatny i wstydliwy
w dzień i w nocy
 
 


number of comments: 12 | rating: 6 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 22 august 2011

Dedal

Pamięci Tadeusza Ryczaja,
wieloletniego Dyrektora Naczelnego
Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu.


I.   Dedal Mityczny
 
Leciał Ikar na skrzydłach, a słońce paliło,
Oglądnął się za siebie - Dedala nie było.
Stary zbereźnik jeszcze dla żony Minosa
Kończył krowie przebranie, bo chciała młokosa,
 
Byka mieć dla swej chuci. A on, stary kowal,
Sprytną konstrukcję krowią już dla niej zbudował.
Lecz coś się zacinała i musiał się bawić.
Zapomniał, że z Ikarem miał w górze naprawić
 
Zeusowi zepsute zawiasy do nieba.
A z bogiem, kiedy trzeba, to naprawdę trzeba.
Wkurzył się Zeus patrząc na Kretę przez fale:
Albom ja tu ważniejszy, albo Pazyfae
 
Nie będzie mi układał ten kowal plannera
Zaraz walnę, bom wściekły jak jasna cholera.
Orła puścił nad morze, a ten Ikarowi
Chciał wydziobać wątrobę. Cóż chłopak miał robić,
 
Wbrew zakazowi ojca poleciał wysoko,
gdzie słońce kroplę każdą zabiera obłokom.
Tam i jemu stopiło wosk w skrzydłach na wodę
I w morzu utopiło to życie tak młode.
 
Jak już Dedal otrzeźwiał w tym swoim seksszopie
Wyrwał w niebo labidząc: nawaliłeś chłopie.
Ale było za późno. Ikar już nurkował,
Posejdon Minotaura, chichocząc, szykował,
 
A Pazyfae wyjąc z rozkoszy, omdlała.
No i tak się już kończy mitu powieść cała.
Morał z niej można wysnuć: kiedy masz Ikara,
Co byś zrobił Dedalu, nie minie cię kara.
 
  
II. Dedal Historyczny
 
Nie na skrzydłach z metalu pod nieba się wznosisz
Tych samolotów, któreś przed laty budował,
Którymi żeś uskrzydlał swe miasto od nowa,
By Ikarem wzleciało, z zaświatów dziś prosisz.
 
Nie skrzydła Twe, dziś Ciebie pamięć ludzka niesie
Nad chorzelowskie domy, podmieleckie lasy,
Tchnieniem  wiatru wschodniego nad lotniska pasem
Przelatujesz jak powieść o życia bezkresie.
 
Od Ukrain bolesnych, od Katynia grobów,
Od Wołynia, co we krwi kąpał się niewinnej
Tuś przybył i zamieszkał, w tej Krecie nizinnej,
By na skrzydłach polecieć pod chmury, do bogów.
 
Tysiące samolotów nad Mielca dachami
W górę go unosiło, by Ikarem frunął
Ponad ten czas siermiężny, i aby nie runął
W odmęt czasu, gdzie nie ma litości nad nami.
 
Czy to miasto, ten Ikar, któregoś uskrzydlił,
Doceni, co zrobiłeś, czy w dzisiejszej dobie
Innym pokłony odda, zapomniał o Tobie?
Czy poniżając Ciebie, sam się nie upodlił?
 
Mit to polski, na opak. Zawiść, gdy ktoś leci.
Ikar wierzy, że frunie, w podskokach kurz wznieca.
Dedal walnął o ziemię. I to tłum podnieca.
By dać ulicy imię, potrzeba stuleci!
 
Biedne Miasto, którego synów pamięć stygnie,
Co mniejszym dajesz sławę, tablice, ordery,
W małości swojej próżnej tworzysz bohatery,
W górę największe skrzydło już cię nie podźwignie.
 
  
III. Dedal Współczesny
 
Skąd przychodzisz, kim jesteś, jakie twoje imię,
Dzisiejszy przewodniku na podniebne trasy?
Czyś zdolnym tak jak Dedal, konstruktorem maszyn,
Czyś duszy inżynierem, marny anonimie?
 
Możeś księdzem, co modły ponad chmury wznosi,
A ludzi bardziej Boga boi się obrazić?
Mistrzem, co dumę ludzką słowem chce wyrazić,
A marnym tylko pyłem jest w wielkim kosmosie?
 
A możeś politykiem, lichym w swoich słowach,
Co powie, nie dotrzyma, we wszystkim oszuka?
I na nic ludziom z roku na rok ta nauka,
Bo znowu zagłosują, jakby szli w okowach.
 
Kimże jesteś Dedalu dzisiejszego czasu,
Czyś potrzebny jest komu, czy tylko dla siebie
Mity piszesz i głosisz? By kiedyś tam w niebie
Za zasługi mieć miejsce zajęte zawczasu?
 
Czy Ikara namówisz, by w niebo pofrunął
A ty rozważny pójdziesz w kurzu polskiej drogi?
Kunktatorstwo za cnotę przydały ci bogi.
Uważaj, by ci Ikar na głowę nie splunął.
 
 


number of comments: 10 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 14 november 2011

Dom niespokojnej starości

 
W dzieciństwie cierpiałem na adehade
chociaż nikt o tym nie wiedział bo nie znano tak wielu rzeczy i spraw
jakby ówczesna dorosłość była dzisiejszym niemowlęctwem
któremu w wieku zaawansowanym wkładano tetrowe pieluchy
zamiast pampersów i śmierć była śmierdząca
 
nie sikałem już w majtki a nocami marzyłem o kobietach które przyjdą
by mnie wyzwolić z niepotrzebnej niewinności i o sławie która mieszkała
naprzeciwko na wyciągnięcie ręki
 
kiedy nie spotkałem wyzwolonych kobiet ani sława nie przybyła
bym się mógł nią nacieszyć za życia pozostało czekać na starość
jestem niecierpliwy i przebieram nogami w miejscu nie mogąc
doczekać choć niewątpliwie nadejdzie ona jedna
 
przygotowałem dom na wspólne życie nie wiem czy się jej spodoba
nie ma w nim jednej stałej rzeczy nawet fundament jest usypany
w piaskach ziarnko po ziarnku drzwi dzielą znane od nieznanego
krany podnoszą wodę a okna wyrzucają na zewnątrz obrazy pokoi
po których błąkają się myśli bezdomne przybłędy pól myszowatych
gdzie włosy stoją jak dęby a liśćmi dębowymi ozdobiony jest portret
dziadka z austriackiej armii
 
kiedy zamieszkam ze swoją starością nie zaznam spokoju
telewizyjnych ukojeń będę szukał zakopanych w dzieciństwie
talentów by je pomnożyć przed śmiercią i iść do Boga
z dłońmi pełnymi
 
 


number of comments: 10 | rating: 7 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 10 march 2013

Na Dolinie Jozafata


 
Matka mojej Matki żyła w podkarpackiej wsi.
Świat, jak drożdżowe ciasto z rodzynkami Żydów,
albo starozakonnym zakalcem. Biedny świat,
w którym litery były niezrozumiałymi znakami,
a Biblia nieczytanym zbiorem cudownych obrazków.
Na ścianie w jej drewnianym domu wisiały
obrazy Chrystusa i Maryi. Na piersiach
mieli wielkie krwawiące serca, jakby wyjęte
wprost z worków osierdziowych.
Babcia płakała nad Żydówką z synkiem na ręku,
zastrzelonymi przez policjanta w nadrzecznej kalwarii.
Przecież to też byli ludzie.
To było jej odkrycie na miarę Ewangelii.
 
Drewniany dom był wypełniony zapachem oczekiwania.
Czekano na członków wielkiej rodziny, rozsianej
po wioskach i świecie. Na sąsiadów ku pomocy.
Na wrogów, którzy niespodzianie rozorają miedzę i kraj.
Czekano na niedziele i święta.
Dni, w których Bóg i człowiek odpoczywali.
Czekano na śmierć, która do każdego zawita.
A nawet na zmartwychpowstanie, na czas po,
który nastąpi. I nikt się nie zastanawiał,
na co niebieskim duchom będą przydatne ziemskie ciała.
 
Codziennie o piątej rano Dziadek Józef śpiewał godzinki,
budząc cały dom. Nie pochodził z rodu Dawida, zwykły chłop,
Chrabąszcz zawzięty, ojciec trzech synów i pięciu córek.
Babka Helena modliła każdy fragment dnia,
doiła dwie krowy, żywicielki. Ze śmietany ubijała masło.
Wtedy śpiewała o Dolinie Jozafata, na której kiedyś
wszyscy się spotkamy. Ona i Dziadek, i ta Żydówka
z nad rzeki, i wnuki, i ten policjant, i ksiądz, a nawet może
jej mleczna krowa i kotka zwana Kocichą.
 
Dla niej ta Dolina była gdzieś za płaskością wsi,
może tam, skąd przyjeżdżali góralscy cieśle.
Smutny śpiew pulsował nadzieją z martwych powstania
i chyba życia lepszego niż doczesne.
Nie wiedziałem, czy śpiewała ku pamięci Dziadka Józefa,
który wcześniej umarł, ale nie zapytałem.
Potem umarły i Babcia, i Mama. I już nigdy
nie usłyszałem tej polskiej pieśni o żydowskiej dolinie,
w której będzie ostatecznie rozdzielone zło i dobro.
 
I nie zapamiętam jej słów. I nawet o niej zapomniałem.
Wróciła, kiedy patrzyłem na wapienne prostopadłościany
żydowskich grobów, w Dolinie Joszafat,
w Jerozolimie.
 
Tam, w tej Dolinie Wyroku, gdzie za słowami proroka
przekuto lemiesze na miecze, a sierpy na oszczepy,
a kto słaby, powiedział: „Jestem bohaterem”,
przypomniałem Matkę mojej Matki, śpiewającą
łagodnie o spotkaniu nad Cedronem.
 
Pomiędzy Ścianą Zachodnią Świątyni
a ścianą płaczu i nienawiści odgradzającą Betlejem,
wracałem myślami do tych pól pobielanych,
skąd moja Babka Helena
trzymając na postronku krowę i wszyscy, co z niej,
zmierzają do wrót Doliny.
 
Cichy pochód mojej pamięci, śpiewający psalmy
o życiu, które wciąż trwa.
I w którym ja wciąż jestem
wątpiącym obserwatorem.
 
Czy w tej dolinie rzeczywiście można oczekiwać
sprawiedliwości,
kiedy wypełniona jest po brzegi nienawiścią
i słowami proroka Joela o zemście?
 
Pytam i nie rozsądzam.
Ja, Piłat.
 


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 31 august 2011

Moje ciało

 
jest naczyniem połączonym
tkanką wielokrotnie tkaną we wzory
epok od neolitu przez rokoko po kubizm
 
chociaż
nie brakuje mu łat cerowanych pośpiesznie
grubymi nićmi zszywanych części
ucho z palcem serdecznym
 
otrzymałem je jako łup powojenny
dlatego pachnie pacyfizmem
i leśną konwalią
 
moje ciało jest naczyniem liturgii
godzin odprawianych każdego ranka
od promienia słońca w oczach
po brzęczenie księżyca
w świętojańskim robaczku
 
jako naczynie robocze jest
główną częścią pracującego dnia
gdy zmuszam stawy by czerpały wodę
barki unosiły świat
a nos wyczuwał niebezpieczeństwo
 
wieczorami siada przy stole
jak inne naczynia stołowe
użyteczne elementy codzienności
naczynie kuchenne jest już tylko
dopełnieniem losu
 
chociaż nie cierpi jest naczyniem
cierpienia wplecionym w krwioobieg
naczyń krwionośnych
 
w nich przepływa coś bezkształtnego
co przybiera kształt naczynia
we wszystkich jego wcieleniach
 
czasami jest duszą
naczynia kuchennego
 
 


number of comments: 9 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 7 june 2011

Stoję przed tobą bez wstydu nagości

stoję przed tobą bez wstydu nagości
Adam bez żebra na raju rozstajach
nie wiem czy nagość przystoi starości
 
na ziemi jabłko bez oznak młodości 
dawno umarłe wspomnienie o majach
zabrało z sobą tamten wstyd nagości
 
tulisz się do mnie w oddaniu miłości
Ewa jesienna na czasu rozstajach 
wiem że twa nagość przystoi starości
 
w pięknie dojrzałym ciągle eros gości
jakbyś z faunami biegała po gajach
więc stoisz cicha bez wstydu nagości
 
i prosisz wzrokiem o dawne czułości
te obopólne w naszych miękkich rajach
bo wiesz że nagość przystoi starości
 
gładzisz me ciało z przeczuciem męskości
lęki i stresy łagodnie wygajasz                  
bym stać mógł dumny  bez wstydu nagości
 
choć lustra szepcą o ludzkiej marności
szeptu nie słucham tobą się upajam
stoję przed tobą bez wstydu nagości
bo wiem że nagość przystoi starości
 
 
 


number of comments: 8 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 16 september 2012

Pleśń

Pleśń
 
Te plamy, które pan widzisz, nie są wcale martwym brudem, lecz — zbiorem istot żyjących. Niewidzialne dla gołego oka, rodzą się one, wykonywają ruchy, (…)  zawierają związki małżeńskie, wydają potomstwo i wreszcie giną. Co godniejsza uwagi, tworzą one jakby społeczeństwa, (…) uprawiają pod sobą grunta dla następnych pokoleń, — rozrastają się, kolonizują niezajęte miejscowości, nawet toczą między sobą walki.
Bolesław Prus: „Pleśń świata”
 
 
Właściwie nie wyróżniają się niczym.
Pomimo wielu znamion zewnętrznych. Są.
W swojej masie stanowią siłę, wciskają się
w każdy zakamarek życia, w każdą jego szczelinę,
elastyczni w zdobywaniu nowego.
 
Im bardziej żyzne podłoże,
im więcej można z niego wydoić soków, wypić,
tym mocniej się do niego przyczepiają,
tym pięknej rozwijają się w wielobarwne kolonie.
Czerń jest dla nich ostatnim stadium doskonałości.
 
To - w swoim rozumieniu - uczciwi ludzie,
bywa, bogobojni, co niedziela w kościele,
przyjaciele proboszczów i prokuratorów.
Nie widzą zła w tym co robią.
 
Nazywają się zwyczajnie, po polsku.
Antoni Kropidlak, Jan Sierpik, Alojzy Pędzlak,
Konstanty Pleśniak. Sami swoi.
Choć już taka Jadwiga Sprzężniak, z domu Zygomycetes,
nie budzi zaufania. Chyba Żydówka.
Choć ustosunkowana. No i piękna. Nie to, co
niedoskonała w ruchach Grzyb Jadwiga albo
Workowiec Anastazja, pokraczna jak kangurzyca.
Żyć trzeba, a tu wszyscy nasi.
 
Nie widzą brudu, wszak nim się żywią, milczą.
Mówią nawet, że są pożyteczni dla społeczeństwa,
wszak produkują sery, lekarstwa, wina,
rozkładają glebę, przyśpieszają wzrost roślin
 
Nie sprzeciwiają się złu, chyba że ich zabiera.
Tworzą jednorodne formacje.
Klany, rodziny, towarzystwa, partie.
Polegają na bracie, szwagrze, żonie,
koledze z liceum, kumplu z podwórka.
Z nimi Polska jest kolorowa.
Cała gamą kolorów pleśni.

Polska powiatowa. Moja Polska.
Skolonizowana.
Gnijąca.

 
Zwieńczeniem jest pleśń Stachybotrys-  czarny, toksyczny grzyb. Świat usłyszał o nim po raz pierwszy w latach 30 XX wieku, gdy ten wywołał szereg zachorowań u koni gdy zwierzętom dawano do jedzenia zanieczyszczone pleśnią siano. Obecnie przypuszcza się, że Stachybotrys jest także odpowiedzialny za tzw. "syndrom chorego budynku"  (za Wikipedią).


number of comments: 8 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 29 may 2011

Offelia

Zaryczy z bólu ranny łoś,
Kto żyw przemierza knieje,
Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś
To są zwyczajne dzieje.





Miłość przydrożna jak upiór ma włosy
puszki red bólu ustawione w trawie
gra w nich chichocząc wiatr obcymi słowy
być albo nie być od zgrozy zachowaj
któryś jest ślepy a widzisz jej mękę
zrzucona łatwa zdobycz z więzów ciała
wybita ciosem zawistnego losu
ze szlachetności w morzu cichej nędzy
„ścierpi pogardę i zniewagę świata
krzywdy ciemięzcy obelgi dumnego
lekceważonej miłości męczarnie
odwłokę prawa butę władz i owe
upokorzenia które nieustannie
cichej zasługi stają się udziałem”


być albo nie być zbyt wielkie pytanie
na małe życie które nożem przetnie
alfons lubiący pohamletyzować
albo rozbije na dwoje jak głowę
pijany klient zło z góry wiadome
to jak uciekać kiedy jest za dobro
rozwaga która czyni nas tchórzami
pęta co ranka wyśnionym marzeniem
o życiu lekkim jak kuchenny garnek
z gazet dla kobiet które znacznie droższe
nie muszą pytać dawać odpowiedzi

szpetna Offelio nimfo rozjechana
legionem opon mokra krwista plamo
w krzyki asfaltu wtopiona jak żaba
umrzeć czy zasnąć śnić jest niebezpiecznie
za grzechy innych ktoś musi zapłacić
las ponad śpiesznym do miłości płatnej
tłumem kołysze w swym wnętrzu tragedię
bólu bez wycia najwyżej w poduszkę
kiedy usypia gdy inni usnęli
na łonach kobiet żon swoich kochanek
mając zwyczajną Offelii tragedię


number of comments: 8 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 16 october 2011

Żółta róża

 
drzewa w żółcie w czerwienie stroją się na starość
fałszując piękno wiosny która już nie wróci
w złudzie trwając przez chwilę że czas się odwróci
nim zima dni ostatnie spowije w swą szarość
 
w sadzie wśród melancholii uwiędłych badyli
między przygniłe deszczem zielniki pachnące
wykwitła żółta róża księżniczka po łące
korowód wiedzie świata który w nic się chyli
 
wiją się barwy wokół na wiatr nanizane
jak chorągwie w orszaku tej infantki słońca
której nie da korony czas zimą strwożony
 
ale w pamięć dziewczęcą ją wpiszą zebrane
w kartki zeszytu płatki marzenia różane
jak ucieczka  od czasu który nie ma końca
 
 


number of comments: 8 | rating: 6 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 9 september 2012

muszę coś napisać

Muszę coś napisać na przebłaganie
poezji, która odeszła jak zdradzona żona,
nieledwie trzaskając drzwiami, chociaż to były jedynie
okładki zapomnianej książki.

Muszę coś napisać na przeprosiny tych dni,
z których nie wyłowiłem najmniejszego słowa,
nie wywąchałem nuty zapachu rozrzuconych liter,
tak przydatnych do opisania kwiatów i miłości,
nie zachwyciłem się gwiazdą,
kończącą kolejny dzień.

Muszę coś napisać na ponowne przywitanie
przyjaciół poetów, o których zapomniałem,
jakby byli jedynie szeregiem liter w imieniu,
a nie bukietem pięknych umysłów,
stwarzających światy jak bogowie.

Wszak na początku było słowo.
Piękne. A ja zapomniałem.

Pozdrawiam znowu wszystkich.


number of comments: 8 | rating: 8 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 7 april 2012

Patrzę przez okno


 
Siedzę przy oknie i patrzę przed
siebie.
Rozważam, na ile mogę, patrząc
przez nie,
poznać tajemnice wszechświata.
 
Wiem, że nie przeczytam opasłych
tomów
o naturze rzeczy
czy matematycznych podstaw
filozofii przyrody,

ani nie  podążę gwiezdnymi
drogami.
 
Czy zresztą takie podróże są sposobem
na poznanie wszystkiego?
Zawsze spotkać można przydrożnego głupka,
który nie wie i pytaniem zburzy spokój filozofa.
 
Wolę popatrzeć na moje cztery
śliwy,
zbierające się do wiosny w
przeczuciu nowego,
na trawę, która zielenią zasnuwa przeczucie
końca,
na księżyc, nocną gwiazdę, z którą
jestem zaprzyjaźniony.
 
Co wieczora szepce mi tajemnice
kosmosu,
łagodnie, bez szlochu
supernowych,
a śliwy, gdy Bóg da urodzaj, wesprą
mnie
w rozumieniu najtajniejszego.
 
Bo czyż jest większa tajemnica od
tajemnicy dni,
w których na spółkę z Bogiem hoduję
życie,
nawet tak małe, jak życie śliwy?
I kiedy mam
pełne dłonie dojrzałych nagród,
oczekując nagrody?
 
Tu, gdzie smutek miesza się z
radością,
tworząc upojny napój każdego
dnia,
patrzę przez okno i wiem.
 
 


number of comments: 7 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 9 november 2011

Europa

 
w maniakalnym wracam uporze
do źródeł rzeki w której wciąż woda
czysta wypełnia misę morza zdobioną
achajskimi wojownikami dzielnymi wtedy
gdy nagą księżniczkę porywał zeus
jurny biały byk na świeżą młódkę
płodzili  po jaskiniach
jaskiniowych przodków
po których tylko skorupy
i zapluty słowami demos
krater nicości
 
śnię nowożytny sen o pięknej
europie w strojach z epoki
mniej lub bardziej frywolnej
która marzyła być ponad
rzezie dżumę i brud
ucieleśniająca pożądanie
w złudzeniu Tycjana
pompatyczna u Rembrandta
chłopsko nieprawdziwa u Lorrain
najbliższa chcianej prawdy o sobie
pornograficzna u Moreau
 
lustra próżności
kto jest najpiękniejszy w świecie
 
kiedy mitu nie nazywano już mitem
wybłyszczały brutalną siłę sztandarów
karol wielki barbarossa napoleon i hitler
cycata na białym byku
markietanka znudzona niemyślą
odmieniała woltera na rousseau na marksa na lenina
w żądzy wszechzmieniającej sile obietnicy
porywana do morderczych świętych orgii bawiła
narkotyzowała dupczyła pod egidą
atomowym parasolem
 
kiedy wszystko już było
post- i neo- jednocześnie
potrafiła skurwić tak pięknie dać
biednym śmierć i cierpienie
bogatym festiwal hipokryzji ekologii
współczucia psom i brojlerom
kiedy w świecie płonęły łodzie trumienne
chińczycy zawijali trupy w kulturalne rewolucje
wietnamczyków smażono w napalmie
argentyńskie anioły wyfruwały z samolotów
chrześcijanie hutu wyżynali chrześcijan tutsi
nie mówiąc o wice i versa
w sudanie mordowano chrześcijan czarnych
w srebrenicy rozstrzeliwano muzułmanów białych
wojska onz bały się o swoje dupy
przynależne mitologii strachu i niemożności
ona zawinięta w szmaty pokoju
roiła o pierwotnej arkadii
 
nieudane pomiotła czasu urodzaju i pokoju
politycy od Alicji w króliczej norze
mają pomysł na wojnę
bo stracili pomysł na kredyty
za które kupowali europę
by ją rżnąć
 
kiedy żaden biały byk nie potrzebuje
starej baby z wyciętymi zmarszczkami
która przeżyła plastykę krocza
niezliczone orgie w brzuch nieogarniony
znarkotyzowała się i skurwiła
nawet nie umie się pomodlić przed śmiercią
przychodzi czas czarnego
albo żółtego a potem
przychodzi czas dewocji
albo morderstwa
 
obnażona
lady Makbet z przydrożnego burdelu
szaleństwo masz w oczach
i strach
 
 


number of comments: 7 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 27 november 2011

Cóż to jest prawda?

 
Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. Rzekł do Niego Piłat: Cóż to jest prawda? To powiedziawszy wyszedł powtórnie do Żydów i rzekł do nich: Ja nie znajduję w Nim żadnej winy
 


Pytający o prawdę są od niej na wyciągnięcie dłoni
czasami dzieli ich tylko jedno słowo
skinienie głowy uniesienie brwi
 
kiedy oczekują szczegółowego
zdefiniowania
nie dostrzegają
że ma wymiar człowieka
 
gdy pyta ludzka pycha
prawda nie ma nic do powiedzenia
ubierze ją w lśniący płaszcz na pośmiewisko
pokaże gawiedzi
wyszydzi
a głupi śmiać się będą
z prawdy
z siebie samych
ich chichot pobrzmiewa przez wieki
 
prawda jest w nas dlatego
nienawidzimy tych którzy jej szukają
bo otwierają nasze serca
grzebią nam w żołądku
trepanują czaszkę
patrzą głęboko w oczy
 
to takie osobiste
 
 
 


number of comments: 7 | rating: 6 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 30 may 2011

Statek trzeźwy starością

 
Korytem  starej rzeki niesiony na morze,
Pośród znajomych mielizn i na wyspach krzaków,
Mijałem obojętnie,  ciągnących w uporze
Stare statki na linach, znużonych burłaków.
 
Już swobodny u ujścia, ster twardo trzymałem,
Świadomy, że w ładowniach  wełny są i zboża,
I że dopłynąć muszę, właśnie tam, gdzie chciałem,
A nie tam, gdzie nad morzem krwawa błyszczy zorza.
 
I choć przypływy wściekłe w statek uderzały,
A odpływy go niosły w niezbadaną stronę,
Dziecięce me wspomnienia pierwszeństwa nie miały
Nad rozumu zimnego logiki skończone.
 
Nie spałem pośród burzy, zakręconych wirów,
Nad statku dzikim tańcem  czuwałem wśród nocy,
Ułuda świateł znikłych,  kosmicznych  kadrylów,
Na dwie czwarte, sześć ósmych, wołała pomocy.
 
Fala wielka i czysta na statek się wdarła,
Spłukała z niego brudy wspomnień i urojeń,
Resztkami sił upadła, rozklapła umarła,
Oddając mi do władztwa całe morze swoje.
 
I odtąd już płynąłem swobodny i pewny,
Przez wody wypełnione Muzyką  zachodu,
Do którego prowadził ślad  powietrzem, zwiewny,
Na gwiazdach rozwieszony, umarły za młodu.
 
Na wodach, które mają marzenia żeglarzy
Zamknięte w swojej toni jak w grobowca skrzyni,
Wymyślałem od nowa do marzeń tych twarze
Prawie tak, jak na Końcu dobry Bóg uczyni.
 
Nie godziły się na to pękające nieba
Gromami, które do mnie pędziły z łoskotem.
Woda i elektryczność; do stworzenia trzeba
Jeszcze tchnienia jedynie, które przyjdzie potem.
 
Teraz słońca widziałem wirujące wkoło,
Ptaki w szaleństwa locie pośród sinych toni
I grzędy  piany białej zwieńczającej czoło,
Tego co z wody morskiej wkrótce się wyłoni.
 
Czekałem i marzyłem pośród fal olśnienia,
Pośród srebrzystych uciech, szafirowych dzwonów
W głębinie dźwięków sytych,  niegodnych istnienia,
Płytszych od wielkiej ciszy nabrzmiałych balonów.
 
Modliłem przeciw morzom modlitwy wytrwałe,
Raf czerwonych grzebienie myślami gładziłem,
Jasne stopy Maryi rozgniatały skałę,
O którą okręt stary   omal nie rozbiłem.
 
Dotykałem bajecznych podwodnych ogrodów
Gdzie się wiły istoty pozbawione duszy,
Wierzyłem w odpocznieniu u początku schodów
Że mnie żaden poczwarny lewiatan  nie ruszy.
 
Przepłynąłem  przez bagna, fermenty i sieci,
Pokonałem  wód spadek  w niezmierzoną głębię,
By przejść na drugą stronę, tam gdzie tylko dzieci
Sny swe opowiadają beztrosko zupełnie.
 
Łapałem ryb tęczowych ławice ulotne
W dłonie,  ryb śpiewających w lotną siatkę nieba,
Trzymałem je nad głową, gdzie słonce samotne
Wysuszało ich ciała  na pokarm, do chleba.
 
Który nie znam języków, poplątania mowy,
Tłumaczyłem dla dzieci jasne wierszowiny
Ze statku wyrzucane, w nadziei słów nowych,
Węzłów  mowy, potrzebnych jak od logu liny.
 
Chłodem Morza Zimnego porażony  biegłem
Przez namorzyny ostrej  zagony czerwone,
Palące niby Piekło, póki nie dostrzegłem
Drogowskazów wiodących na wód dobrą stronę.
 
Przesunąłem bieguny na przeciwne skraje
Morza magnetycznego, gdzie tańczą fizyki.
Ptaki tęczowe, wyspy, ich dziewicze raje,
Zamknąłem pośród linii biegnących do nikąd
 
Kruchy statek płynący nad glonów brodami,
Chociaż w eter i światło wiodła mnie pokusa,
Z każdym węzłem trzeźwiałem bardziej, gdy przed nami
Z wody się wyłoniła jasna twarz Chrystusa.
 
Dość już miałem majaczeń, spijania otmętu,
Pogrążania w młodości narkotyku słodkim,
Krzyknąłem gdzieś za siebie, do widma okrętu,
Zabierz ze sobą rymy, przenośnie i zwrotki.
 
Utoń wraz z nimi w  wirze, zabierz swoje czary
Ułudne i wraz z nimi pogrąż w wiecznej toni,
Zatrać oczy panterze, olbrzymie wężary,
Drzewa na skroś przeżarte jadem czarnych woni.
 
Nie jesteś już potrzebny okręcie widmowy,
Twa tęsknota kałuży jest czystym fałszerstwem,
Europa dziś mówi wyrazem gotowym,
Fastfudy dziś,  jej mowy, są udzielnym księstwem.
 
A co do mnie, to wiatry nadal mi sprzyjają,
Twarz Chrystusa na żagle zabrałem w pokorze,
I choć tak mały jestem, to Słowa mi dają
Siłę taką, że mogę w każde płynąć morze.
 
I do portu potrafię dopłynąć z towarem,
Poprzez sztormy i wały, bieguny, szafiry,
Poprzez ssawki, wichrzyce wzmacniane bezmiarem,
I niewarte tu wzmianki, zwykłe wodne wiry.
 


number of comments: 7 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 27 december 2011

Dies irae?

W opozycji do  Tomasza z Celano
 
Śpij spokojnie. Za oknami
Tylko Noc się kłóci z psami.
Gość zwyczajny między nami.
 
Nie bój się. I nie drżyj w trwodze.
Żaden Sędzia jeszcze w drodze
Nie jest. Lęk twój załagodzę.
 
Cisza. Spokój. Nikt nie woła.
Leżą zmarli w swoich dołach.
Żywi plenią się dokoła.
 
Albo leżą i nie wstają,
Bo wygodne łoża mają.
Tylko przez sen coś gadają.
 
Zagłuszają trąby sumień.
Czytać zwojów nikt nie umie.
Jak więc sądzić grzechów strumień?
 
Nawet Sędzia, choć rozkaże,
Ślepcom światła nie ukaże.
Zanurzone  w nicość twarze.
 
Nie wyznają w swojej nędzy
Grzechów, kiedy im pieniędzy
Zbywa jako owcy przędzy.
 
Cóż obrońca. Temu biada.
Prawem włada? Święta Triada
Na obrońcę się nie nada.
 
Cóż powiedzieć? Zbaw mnie Panie?
Zbaw od czego? Słońce wstanie
I zapomnę swe wahanie.
 
Krzyż to tylko skrzyżowanie.
Dżizus  zbawia na śniadanie.
Alem cierpiał, miły panie!
 
Nie wiem komu to potrzebne,
Ten trud, te kazania zgrzebne,
Te wołania tak podniebne.
 
On wybacza, więc cóż trwoga?
Sądy, kary i gniew Boga?
Niepotrzebna cnoty droga.
 
On wybaczył grzech Maryi,
Więc i mi nie zrobi chryi,  
Nie zażąda mojej szyi.
 
Czyżem owcą Jego stada?
Ja na jagnię się nie nadam,
Które chwałę Panu składa.
 
U stóp tronu, w prawej stronie,
Nie chce mi się stać w tym gronie,
Wyśpiewując na Syjonie.
 
Wierzyć? Bać się? Nie na dzisiaj,
Jest ta moda zgoła mnisia.
Ja nie wierzę. Tak jest dzisiaj.
 
A gdy kiedyś śmierć zapuka?
Do drzwi? Nie wiem. Niechaj szuka
Tych, co dla nich ta nauka.
 
 „Błagam kornie bijąc czołem,
Z sercem, co się zda popiołem,
Wspomóż go  nad śmierci dołem.
 
O dniu jęku, o dniu szlochu,
Kiedy z popielnego prochu
Człowiek winny na sąd stanie.
 
Oszczędź go, o dobry Boże,
Jezu nasz, i w zgonu porze
Daj mu wieczne spoczywanie”.
 
 
 


number of comments: 6 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 21 september 2011

Las

 
las rósł za rzeką
znałem go z opowiadań
było w nim dużo drewna
którego brakowało z tej strony
 
podobno były też jagody i grzyby
równie egzotyczne jak pomarańcze
więc nikt się nimi nie zajmował
zwierzęta mieliśmy w gospodarstwie
wilki straszyły w bajkach
 
czerniał odległą ścianą tajemnicy
odpychał ziemię od nieba barierą drzew
wejście w niego było pogrążeniem się w czarnym
niebycie bez szans na spotkanie
jasności
 


number of comments: 6 | rating: 8 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 18 august 2015

oswajam śmierć


Gdy ją dostrzegłem pierwszy
raz zdawała się być
wielkim nagromadzeniem kwiatów
emanacji piękna
życia
innym razem mówiła do mnie językami
płomieni
które pulsowały zimnym sercem
nieskończonego
 
gdy zacząłem rozumieć
uchyliłem ukradkiem zasłonę twarzy
zobaczyłem piękne i straszne
zakochany w tajemnicy pragnąłem
trwogi która zwielokrotnia
doznania
 
rosła we mnie i obok mnie
i była
przerażająca w swoim pięknie
groźna i wciągająca
dzień za dniem przysposabiałem
siebie naginałem
czas i przestrzeń do wyobrażenia
bez lęku
 
dawno temu
spuściłem ją ze smyczy
praw
pętających mnie od dzieciństwa
drepcze za mną łagodnym cieniem
wierny pies
 
żyłem
by oswoić śmierć
 


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 15 october 2015

Komórki rakowe


 
dzień zwyczajny niezwyczajnością każdego
elementu całości
po wielokroć multiplikowany w organizm
społeczności z daleka
identyczny w osobności staje się
indywiduum niosącym niespodziankę
 
cechy ludzkie otrzymał przypadkowo lub nie
wolna wola pozwala na degenerację materiału
genetycznego wzorca pokoleń nie upilnował
brodaty mojżesz wybrany na strażnika
wybranych do czynienia na obraz i podobieństwo
 
jak odtwarzać nie zniekształcając rysów
nie dodawać rys na gładzi nieskalanej w pierwotnym zamyśle
duszy nie trzeba poszukiwać bo jej nie ma
w materialnym kokonie zamieszkała pustka
wypełniana rakowaciejącą materią
 
ciała obce traktujące siebie jak części
całości tkwią nienazwane
macierzysto lub macierzyńsko
powielając zło
odporne


number of comments: 6 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 27 november 2011

Kobiety

 
każda noc mojej żony uzyskuje piąty wymiar
ponad płaskość łóżka głębokość snu
rozpiętość godzin pomiędzy jawą a jawą
pojawia się dotykalny wyobrażeniem świat
który jedynie był i będzie a nie jest
kwietne łąki są w nim tylko hiperbolą raju
a śmierć jest ożywianiem dni ostatnich
 
moja żona miewa niespokojne sny
przed śmiercią znajomych przychodzi
jej zmarły ojciec stoi samotnie na ulicy i uśmiecha
kota z sąsiedztwa jabłoń i nowy dach nieśmiałym
poruszeniem warg podpowiada życie
 
pozostają po nim słowa które szepce rankiem
dzisiaj radziła „nie wdawaj się w sprawę tego
niewinnego człowieka bo dziś we śnie
wiele przez niego wycierpiałam”
a ja nic nie mogłem uczynić
 
ostatnio zaprzyjaźniła się z Marią Magdaleną
z Marią matką Jakuba i Józefa i z matką synów Zebedeusza
słyszałem jak szeptały przez noc z soboty na niedzielę
rozważały czy wierzyć służkom które rozpoznały Piotra
chwaliły Prokulę nie mogły przypomnieć Weroniki
rano wybiegły z domu
wróciła z chustą utkaną z sennych wyobrażeń
 
nie wiem czy wierzyć kobietom pogrążonym w snach
chociaż są wierne bardziej niż apostołowie
 
 


number of comments: 6 | rating: 6 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 may 2012

Ten ciemny element ...

Ten ciemny element każdego mojego dnia
jest jak plama w rogu olejnego pejzażu.
Nie stanowi dominującego puncktum kompozycji,
nie on przyciąga pierwsze spojrzenia,
by przekazać wymyśloną prawdę
o zamkniętych w ramie codziennościach.
 
Pejzaż mojego dnia jest doskonały na tyle,
na ile może być doskonałą rzeczywistość,
która nie ma alternatywy.
 
Wymyślone tanecznie gesty dłoni, rozstania i powroty,
których nie  można skopiować,
słowa obrastające w rzeczy i pojęcia,
matczyny kosmos jeleniego rykowiska
i nieskończoność mlecznej miłości.
 
Wszystko we właściwych proporcjach,
porozkładane delikatnie na płótnie,
zasłonie nierzeczywistości.
 
I tylko ten ciemny element w rogu,
poza horyzontem codziennych zdarzeń.
Jak moja sygnatura albo signum temporis
tamtej strony.
 
 


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 23 september 2012

Głód

Głód jest wtedy prawdziwy, gdy człowiek patrzy na drugiego człowieka jako na obiekt do zjedzenia.
Tadeusz Borowski, Dzień na Harmenzach
 

Bary macdonalds
uświęcają dzielnice i miasta
brak w nich związku pomiędzy dawaniem i braniem
a pamięć o Bogu istnieje
w wersji mac
 
zawartość świątyń sytości jest wyzwaniem
rzuconym mu
współczesną manną
w zamian
 
bluźnimy radośnie
czcząc fastfud
nabierając pełnymi dłońmi
mannę przesytu
innego boga
 
i nikt nie myśli
że neony oślepiają poczucie winy
bo byli głodni a nie nakarmiliśmy ich
maskują potiomkinowskimi literami głód,
który był i jest,
pamięć o dzieciach
proszących o okruch chleba
o rodzicach
potrafiących zabić z głodu.
bo „głód nie ma ambicji”
 
powiedziano:
„nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”.
gdy nadejdzie głód
niektórzy zjedzą brata
drudzy Boga
 

 
http://www.youtube.com/watch?v=vk1dKRttD18


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 10 september 2012

Józef Kret

Jestem człowiekiem z ziemi. Dłońmi sprawnymi jak szpony
zagarniam jej garście i rzucam za siebie. Owocuje.
Właściwie to wydaje plon: owoców, jarzyn i ziaren. Myśli.
Zamykam je w zasłoniętych komorach, labiryntach.
Niepotrzebny zbytek lat urodzaju.
 
Jestem człowiekiem z prochu, pokryty prochem.
Powstałem i obracam się, patrzę, a tu horyzont
jak rozpłaszczone koło kredowe. W środku ja.
Nie przestąpię. Nie krzyknę. Głos uwięzły jak ptak.
Na sznurku zwisa słomianą odpustową zabawką.
Ze słońca. Parzy.
 
Jestem człowiekiem uwięzionym w sobie. Przeszukuję
pokoje mojej imaginacji, obrzydzenia, śliniącego się,
lepkiego seksu, strachu.  Szukam idei, której poświęcę
życie. Szukam i nie znajdę. Jestem telewizyjny. Błądzę
po kanałach, pełnych gówna. Słowa. Sumienie. Czy mam?
 
Obłożyłem kataplazmą z chrzanu, soli  i octu serce. Śmierdzi.
Może ktoś wbije nóż, choćby Szatan. Uczyni mnie na chwilę Józefem K.
Tak napiszą przed zakończeniem procesu. Zabójcy.
Tylko na co można skazać kreta? Na wieczne ciemności?
Wieczne zamknięcie? Labirynt?


number of comments: 5 | rating: 7 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 17 september 2011

Źdźbło

 
Arcypolski wtręt w przypowieści o biblijnych obłudnikach
tkwiący w niej jak lodowy okruch w oku faryzeusza
czyniący Galileę bardziej słowiańską
 
łodyżka stukrotnego plonu na żyznej ziemi 
zwielokratniająca ku słońcu ukrytą moc ziarenka
źdźbło wszechświata
 
okruszek egzystencji lub wiotka łodyga trawy 
versus belka podtrzymująca sufit odbita w oku bliźniego
jak przestroga
 
Ździebło to polsko ludzka odmiana źdźbła
o nieznanych bliżej cechach osobistych
imieniu jan lub maciej
nieznanej poecie ostrości wzroku
będącym jedynie organem wewnętrznej wrażliwości
 
i nic ponad
maleńka chwila zadumy
wiatr kołyszący trawami
czas


number of comments: 5 | rating: 6 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 21 june 2012

Mam sześćdziesiąt dwa lata.

Mam sześćdziesiąt dwa lata.
Chociaż starzy ludzie mówią -
jakby przez chwilę chcieli upoetycznić rzeczywistość
lub skumulować swój żal za minionym w najmniejszej ilości słów -
że czas przeleciał jak „z bicza strzelił”,
ja nie kompresuję życia
w płaskich ogólnikach.
 
Jego rozległość w czasie jest jak bezkresne pole,
na którym miliony ziaren zamieniają się w plon, rzucone,
często poza moją świadomością i nie moją dłonią.
Ile jest tych, które przeleciały mi przez palce,
wyciekły dziurawą kieszenią, ile,
które z pieczą wtykałem w bruzdy urodzaju?
Czy może kiełkują jeszcze ziarna mojego ojca,
dziada, wszystkich z których ja
i zdania, które wypowiadam?
 
Wierzę w żniwo, które nie wiadomo kiedy i gdzie,
ale może nie o żniwo tu chodzi?
Może tylko sianie i dojrzałe ziarna
wysypujące się z kłosów na ziemię,
prawdy, przenoszone z czasu w czas, z dłoni w dłoń,
ze zdania w zdanie?
Gwiazdy ziaren nanizane w warkocz czasu, jak sekundy i minuty.
Tego czasu wiecznego, którego kawałek nam dano,
otoczono nim szyję i dłoń,
zaślubiono z kawałkiem wieczności.
 
Jak można narzekać na życie, że krótkie?
Że przeleciało niezauważone?
 
Pijani woźnice wielkich gwiezdnych wozów
rozpuszczają się w mlecznej drodze niebytu,
nieurodzaju, gdzie ziarna, jak zgasłe gwiazdy
niespełnionych życzeń, umierają
w okamgnieniu.
 
Poeci trwają, gubiąc dla innych, zostawiając.
Zajęczymi uszami wyławiają z niebytu tajemnice.
Zwilżone śliną słów jak otoczką przeciwko suszy,
przetrwają i plon wydadzą, rozciągając czas istnienia.  
 
 


number of comments: 5 | rating: 9 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 9 june 2012

Nie lubię poetów cierpiących...


Nie lubię poetów cierpiących
na niezrozumienie, brak akceptacji,
zaparcia wszelkiego rodzaju, także judaszowe.
 
Pisanie poezji to zabawa słowem i ideą,
z której zawsze wynika mniej niż chcemy,
czy to dla naszych dzieci, cywilizacji, czy idei samej,
a już na pewno dla pieniędzy.
 
Zwyczajna radość pisania ciągów słów,
upakowanych  różnie, przypudrowanych,
za którą rzadko przychodzi uznanie, zarezerwowane
cezarom, którym wystarczy powiedzieć trzy słowa.
Dlatego nie powinno się go oczekiwać.
 
Nie lubię poetów zawistnych
wobec poezji innych poetów, kiedy widzę,
jak wiele napisano  pięknych książek dla nikogo.
Kupuję je po zredukowanej uniżenie, jak głowa żebraka, cenie.
Są piękne pięknem porzuconych kociąt.
Tulę je do oczu, wchłaniam ideę, która je powołała
do istnienia, jajo zapłodnione pięknem i abortowane.
 
Cieszę się, że uratowałem życie kruche niczym papier.
Choć nie moje, kładę w łóżeczku dziecięcym,
tulę w cieple szeptu myśli. Cieszę się, kiedy zaczyna mówić,
ogrzane miłością, sierota.
 
Kocham poetów, którzy kochają poezję
dla niej samej,
dla radości pisania i czytania.


number of comments: 5 | rating: 7 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 3 october 2013

Faszyści


Nie jest ważne, w jakiej kolumnie maszerują,
w jakie szaliki zawinęli twarze
ani jakie emblematy trzymają nad głowami,
gładkimi jak globus, nad którymi sztandary.
 
Nie jest ważne, jaką śpiewają pieśń.
O swojej drużynie, o futbolu, o bojówce w glanach,
„żydach” czy o rycerzach spod kresowych stanic,
każda brzmi tak samo groźnie
w ustach tysięcy.
 
Patriotyczne uniesienia przeplatane
wstążką bluzgu, układają w warkocz,
który ma łączyć drobne siły jednostki
w nierozerwalną linę wspólnoty.
 
Opaszą nią świat, który ich wyrzucił
na zewnątrz, uczynił outsiderami
cywilizacji, nie dał pracy ani nadziei,
zacisną mu ją na szyi,
zabiorą oddech ,
dobre samopoczucie.
 
Starzy ludzie oskarżą ich o zakłócanie
ciszy nocnej, świętego spokoju,
uporządkowanego w swej powolności
ciągu myśli.
 
Gazeta nazwie ich faszystami,
naśle na nich policję, wdepcze w ziemię,
zorganizuje medialną rzeź.
Telewizja pokaże umiejętnie
wykrzywione twarze, lśniące potem
w blasku ognia. Wyda wyrok: winni!
 
Swojego nieszczęścia?
 
Na co mogą liczyć? Kiedy ani pracy,
ani przyszłości, ani nadziei!?
Na kim się mogą oprzeć? Kiedy
nie stać ich na rodzinę!?
 
Z braku miłości rodzi się samotność.
Z braku perspektyw rodzi się frustracja.
Są wpychani w zbiorowy amok,
w dudniące równym marszem szaleństwo.
Kto jest winny, że stają się winni?
 
Państwo,
dla którego są wyrzutkami,
ludzkim gnojem, na którym ma rozkwitać
jego pomyślność, z której nie korzystają.
 
Dlatego chcą wziąć ją siłą.
 


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 31 may 2011

Familoki

Tu elita ślońsko mieszko, z chopa chop hajer przodowy
W grubie żodyn nie fedruje, to o geltach nie ma godki
 
I ochoty ni mo żeby łokna sztrajchnonć na cerwono
Pedzom jesce, że komuna i zasiłek weznom żonom
 
Trza nam bydzie iść pod kościół ufechtować ło drobnioki
Co sie napić, no bo fto by za robotom w świat szeroki
 
I do haźla lyźć sie nie chce, chocioż w pyncherz ciśnie piwo
Toć już prawie się rozlecioł, koło muru stoi krzywo
 
No i baba w każdym łoknie gafcy jak się chopy wijom
Na mur szczajom, w szkata grajom, z nudów się o baby bijom
 
A na Barwnyj dom się polił, dziesięć straży przyjechało
Z familoka wylyź nie chcioł nikt, choby żaru mało
 
Fojermany za oszywki wytargali chopów z łognia
Tego chyba nie widzieli, to im sie nie zdarzo co dnia
 
Łodleciały kajś gołymbie, ni ma już niebieskich ptoków
Coś się tukej zawaliło i to wszystko przez Poloków
 


To mój wiersz, przetłumaczony na "bardziej śląski" z pomocą Tovy


number of comments: 5 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 17 july 2011

Niebo i ziemia

 
tuż obok miejsca w którym niebo
sączyło soki ziemi zespalając
cudowne z materialnym
poznawałem pierwsze dni
łany zbóż falowały po horyzont
tam przechodziły w obłoczne niebo
i wracały przemienione nad moją głowę
 
od początku wiedziałem że tam
ziemia i niebo stanowią jedno
że umierający ludzie odchodzą poprzez zboża
do miejsca wniebowstąpienia
i jednym krokiem przekraczają próg
niższy niż w sieni dziadka
i są w niebie
 
jak było nie wierzyć że anioły czuwały
nad każdym moim krokiem po wąskiej kładce
skoro tak blisko było ich mieszkanie
a cmentarz dotykał go krzyżami
 
po latach szedłem przez pola porośnięte
pszenicą jęczmieniem prosem i widziałem
jak chmury nad głową opierają się
na niezliczonych łodygach
a polna droga do kościoła sprzed lat
kończy się w obłoku dzwonnicy
zobaczyłem to co zapomniałem
 
zachodziło słońce za plecami
patrzyłem na wschód
kiedyś tam pójdę
 


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 june 2011

Błogosławienstwo

Błogosławię dzień jasny który ciebie stworzył
Zanim ze świata wyszłaś na nasze rozstaje
Bym mógł wraz z tobą witać te świąteczne maje
I gołębia czułości w darze Bogu złożyć

Błogosławię godzinę w której cię szukałem
By znaleźć zagubioną w chwili nienazwanej
U stóp bramy dzielącej znane i nieznane
By wspólną drogę wybrać na życie nietrwałe

Błogosławię tę miłość którą mnie obdarzasz
Kamień węgielny losu w tym świata obłędzie
Twe ciało wciąż wibruje pożądania przędzie

Nić na kokon jedwabny który przepoczwarza
Ciała starsze na słowa anielskie by potem
Pod niebo wzlecieć razem z radosnym łopotem


number of comments: 5 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 8 june 2011

Wiosna

Wczesnym rankiem zobaczyłem słońce
świeciło
nad horyzontem mojego pojmowania dnia
zdziwiłbym się bardziej gdyby nie fakt
że poruszyło się we mnie dziecko
o rysach łagodnych młodością
rozpychało się rękami w płucach pełnych
słodkiego zapachu porannego sadu
wyglądało przez moje oczy na biel śliw
tupało do rytmu gołębich skrzydeł
bolało bardzo przypominało
po raz pierwszy

dzisiaj rano zobaczyłem młodą dziewczynę
spała
zawinięta we wszystkie słowa które powiedziałem
mojej żonie od początku świata w świeżej zieleni
była rzeczywista jak dotyk dłoni młodego mężczyzny na jej ciele
w sieć zmarszczek pochwycona
była piękna pierwszą wspólną wiosną


number of comments: 5 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 12 september 2012

Stabil

 
Wysysa mnie ze snu każdego ranka. Niezmiennie.
Wektor zmienności, jak nurt Rzeki, do której ni razu
nie wszedłem w obawie, że płynie, i że stanę się nurtem
i zmiennością.
 
Póki co, chwytam nadbrzeżnych kamieni,
z determinacją potencjalnego topielca szukając
stabilnego punktu dla nóg, rąk, umysłu. A
nadbrzeżne wystawy oferują stabil gładź, stabil lek,
stabil krem, stabil forte, stabil buty.
Małą „stabil” stabilizację.
 
Jest z nią jak ze słowem rewolucja, które utraciło kły,
występując w niezliczonych metaforach dopełniaczowych,
reklamujących majtki, podpaski i kaszkę manną,
z którego zmyto krew pokoleń,
ofiarując zamiast szminkę czerwoną jak prostytucja.
 
Stabilizacja niczego. Nijakich słów, czynów, temperatur,
metafizyk, pogody, krajobrazu, wiary.
 
Pięćdziesiąt lat nieustannej stabilizacji. Braku zmiany.
Dorosłem. Mam dom. Samochód. Pracę.
Duże dzieci i żonę. Dziś mogę zostać rewolucjonistą.
Wejść do rzeki. Ona także zmywa krew.
 
Rozumiem, że rewolucja oznacza zmianę.
I rozumiem także, że młodzi nie rozumieją.
Bo czy można zostać rewolucjonistą,
mając kredyt hipoteczny?
 
 


number of comments: 4 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 21 april 2015

Beznogi


 
tymczasowo zmieniłem nietrwałą pełnosprawność
w kalectwo
już nie chodzę dumnie wyprostowany jak homo
erectus
sapiens
zachwycający się rozbuchaną wiosną
której erotyzm drażni zdrowe zmysły
a chore doprowadza do bólu
bez zręczności homo habilis pokonuję
każdy stopień
jaki życie i schody kładą na mojej drodze
 
ona nadal jest
 
nie wiem czy dla kalekich
przystępna
pomimo że leży pomiędzy
tym co jest i będzie
wystarczy znowu stać się
dwunożnym marzycielem
 
marzenia jednonożne
są jak jednorożce
niespełnialne
kuleją
jak ludzie
 


number of comments: 4 | rating: 7 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 21 september 2011

Jaskółki

 
pod sklepieniami stajni lepią gniazda
z nich bezbłędne drogi do owadzich łąk
wiodą wolne w przyjaźnie koni i ludzi wpisane zjawy
duchy zamarłych w zadumie wiejskich czasoprzestrzeni
 
prostokąty podwórek trójkąty na wpół opuszczonych stodół
owalność katedr plennego boga owadów i myszy
przecinają czarnostrzelną krechą niby
ciężkich chmur błyskawice modlitewne wezwania
na tablicach nieba wkreślone zygzakiem
 
ze studni ludzkich wodę piją z inwentarzem luster
ludziom przypisane na wspólne bytowanie
obecne i niedotykalne w czas letni ciepłym łopotem
znaczone swobodne myśli
 
 


number of comments: 4 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 20 august 2011

villanella w promieniach słońca

 
kiedy słońce zachodzi wiedz że znowu wstanie
lub zza chmur wyjrzy chyłkiem by ci dzień wyzłocić
więc smutku swego miarą czyń nasze kochanie
 
ono zawsze powrotu gwarancją zostanie
dnia i nocy i nie wierz że nas osieroci
brak poranka wszak słońce znowu dla nas wstanie
 
bym mógł cię kochać czule na dnia powitanie
ciepłem całą wypełnić po nocnej zmarzłoci
radości swojej miarą czyń nasze kochanie
 
potem ufaj w dnia biegu w życia kruche trwanie
że godzin z ich radości czas nie ogołoci
a nadzieja jak słońce znowu dla nas wstanie
 
i będzie trwała wiecznie ponad umieranie
tylko w miłości naszej musisz się zatracić
nadziei swojej miarą czyń nasze kochanie
 
a kiedy na dni końcu tylko zasłuchanie
i w oczach iskra wiary kropelka wilgoci
kiedy człowiek umiera znów z martwych powstanie
 
są wschody i zachody i w nich nasze trwanie
sobą i światem wiarę pragniemy podnosić
kiedy słońce zachodzi wiemy że znów wstanie
więc wiary swojej miarą czyń nasze kochanie
 
 


number of comments: 4 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 25 march 2012

Gdybym się dziwił...

Wszystko na tym świecie jest takie,
jakie powinno być. Myślę o tym szczególnie wtedy,
kiedy wszyscy pytają: dlaczego?
Przecież mógł jeszcze żyć. To niesprawiedliwe!
 
Ja  nie pytam, dlaczego jest pustynia,
a rzeki płyną tam, gdzie nie są potrzebne.
Nie pytam, dlaczego tygrys rozszarpuje
łanię o zapłakanych oczach. Nie dziwię się,
bólowi matki nad zmarłym dzieckiem.
Współczuję.
 
Co rano wschodzi dla mnie słońce. Takie samo.
A wiosną wyrastają kwiaty. Cieszę się bez zdziwienia.
Są piękne. Jak życie. Chociaż wciąż przychodzi ktoś
w ciężkich buciorach, bez przeczucia piękna.
 
Kiedy składam dłonie, pojawia się obok Bóg.
Rozmawiamy. On jest cierpliwszy niż ja.
I ma więcej czasu. Nie dziwi się, że jestem
zabiegany. Więc dlaczego ja mam się dziwić?
Przecież jestem na wzór i podobieństwo!
 
Gdybym się dziwił i pytał: dlaczego?,
chciałbym mieć odpowiedź na moje zdziwienie.
Chciałbym zerwać nie swój owoc z pięknej jabłoni.
Zgrzeszyłbym niewiarą w porządek. Brakiem posłuszeństwa.
A ludzie i tak umieraliby, a rzeka niosła swoje ryby i czas,
Który dwa razy nie moczy nóg.
 
Gdybym się dziwił i pytał o sprawy najprostsze,
które ludzie czynią w swym zdziwieniu najtrudniejszymi,
czy mógłbym naśladować Boga, który się nie dziwi,
bo wie. Ja wiem, że On wie.
To mi wystarcza do akceptacji faktu,
że płynie rzeka, a ludzie kochają i nienawidzą.
 
Czy jestem poetą? Przecież poeta powinien się dziwić.
Pytać. A ja wierzę.
 
 
 


number of comments: 4 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 25 october 2011

Śmieci

 
 
śmieci naszego życia w pokojach piwnicach
z pedanterią i troską ułożone równo
materia całość bytu co oczy zachwyca
 
potem złotem pisana kamienna tablica
głosząca brak nadziei gdy ostatnie gówno
zostaje po nas śmieci w pokojach piwnicach
 
przesiąkłe smrodem śmierci zbrudzona miednica
tłumoki starych ubrań pacierz za nich zmów no
materia która po nas oczu nie zachwyca
 
lecz słowa co zostają choćby o księżycach
i bólu żyją nawet kiedy mówić trudno
nie pochłoną ich śmieci w pokojach piwnicach
 
słowa są nieśmiertelne choć bytu gnilica
duchy rzeczy rozłoży i wokół tak brudno
poezja w czas wpisana co rozum zachwyca
 
pomoże odejść godniej w przedśmiertnych tężycach
wrzucaj człeku do ognia różańcowe drewno
by spalić śmieci nasze w pokojach piwnicach
materię całość bytu co oczy zachwyca
 
 


number of comments: 4 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 21 july 2011

Gusła

 
I
jak coś zgubisz to się pomódl do świętego Antoniego,
złap za guzik kiedy widzisz na ulicy kominiarza,
trzykroć puknij w drewno, złego precz odgonisz od swojego,
za rozbite lustro siedem lat nieszczęścia się przydarza.
 
dać kolację dla trzynastu, pech na dom swój ściągnąć znaczy,
sól z podłogi zbieraj garścią, poprzez ramię rzuć na czarta,
po pogrzebie nie patrz w lustro, umarłego w nim zobaczysz
i nie przechodź pod drabiną, stryczka ta przechadzka warta.
 
z łóżka nie wstań lewą nogą, na nieszczęście strój zielony,
za to w chabrach będziesz zdrowy, kwiat choremu wróżem śmierci,
gdy w czerwieni cię zobaczą, każdy czuje się zgorszony,
a krzaczaste brwi na bezwstyd, niech ta myśl w twój brzuch się wwierci
 
koc na łóżku u chorego powieszony, śmierć przywoła,
usta gdy otwarte zasłoń dłonią, by nie wleciał diabeł,
zamknij okna przed strzygami, od wampirów uciec zdołasz,
kiedy ktoś cię obgaduje, to cię piecze ucho prawe.
 
a jak pali ucho lewe, ktoś o tobie pięknie śpiewa,
szanuj każdą kromkę chleba i ją całuj kiedy spadnie,
nie jedz pestek od owoców, bo wyrosną w brzuchu drzewa
no i nie smaż tłuszczu w ciąży, bo jak kapnie znamię snadnie.
 
W ciąży także zdejm korale, bo owinie dziecku szyję
pępowina, po kiszonych mleko w kwaśne się zamieni,
włosów wtedy nie obcinaj, mądrym dzieciak niechaj żyje,
chłopu nie daj, bo zropieją dziecku oczy na jesieni
 
gdy mężowi dajesz śluby, w tył się nie patrz po oddali,
nie oglądaj sobie dłoni, bo na pogrzeb pójść cię zmuszą,
abyś miała łatwe życie, nie noś krzyża lecz medalik,
a po soli rozsypanej mąż i żona na bój ruszą.
 
zamiast mleka krew da krowa, gdy jaskółkę zachcesz zabić,
byś miał źrebię zdrowe zawiąż wstążkę, kiedy się urodzi,
jak kobiecie w ciąży nie dasz czego zechce, myszy zwabi,
zjedzą cały twój majątek i na dziady będziesz chodził.
 
 
II
trzymaj agat na odmianę, z ametystem cię nie strują,
bursztyn przed chorobą chroni, granat wpływa na potencję,
jaspis swojej daj kochance, rubin to jest prawie ruja
diament twojej psyche broni, no i daje ci atencję.
 
przed złem turkus zachowuje, ze szmaragdem przyszłość jasna,
szafir lotny umysł daje, przed złem wszelkim turkus chroni,
opal, zamęt i nieszczęście, perła wieści śmierć twą własną,
z malachitem urok rzucisz, koral twych przyjaciół broni.
 
gdy potomstwa dużo pragniesz, kup żonie lapis lazuli,
a kamienie księżycowe od nieszczęścia sny twe chronią,
akwamaryn jest na kryzys, by psychikę twą utulić
a granitu wielki kamień najpewniejszą twoją bronią.


number of comments: 4 | rating: 0 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 28 january 2014

Mater Meus


 
 
Nie mogłem przed Tobą ukryć
pożyczanych od bądź kogo poglądów,
które zakwitały trującym kwiatem, bogów,
jaskrawych jak kłamstwo, przynoszonych
w zbyt obszernych kieszeniach i w głowie,
rozpalonej młodością. Parzyły w dłonie
jak kradzione jabłka, wykwitały rumieńcem
zawstydzenia na twarzy.
Byłaś strażą przednią Boga Jedynego,
przy której jego niepokój o mnie był mały,
jak moje błędy.
 
Łagodna niby ofiarne jagnię, nie użyłaś nigdy słowa
przeciwko ludziom. Jakżeby mógł ktoś pomyśleć,
że imię Pana swego weźmiesz w innym celu,
jak święty. Pozostał po Tobie jedwab słów,
który wisi nade mną jak błogosławieństwo.
 
Kalendarz miał trzysta sześćdziesiąt pięć
kartek. Co dzień wyrywałaś jedną z przepisem
na obiad i na zostanie świętą. Święciłaś
każdą minutę, każde rozpoczęcie pracy
i zakończenie, każdy kęs od Boga.
Nie trzeba było pamiętać,
by dzień święty święcić.
 
Moja Matko święta.
Mój Ojcze godny świętego szacunku.
I ty, moje życie długie na ziemi, którą już dostałem.
Czy już się wypełniło, skoro mam?
I cóż to jest długie życie, skoro nadal żyjesz
w mojej miłości, choć za wcześnie umarłaś,
 a ja w Tobie kocham świat, który był
i nadzieję, która nie umiera.
 
Życie było dla Ciebie najświętsze.
Nawet zwierzęce było wyzwaniem,
kiedy nóż w dłoni przed świątecznym obiadem
nad kurą, jak ofiarą z najbliższej istoty.
Każda kropla krwi, mgła zasłaniająca oczy.
Ofiara za kogoś albo dla kogoś.
I Brat, który za późno się narodził
i jest
 
Dłonie miałem mieć czyste,
i myśli. Cudzołóstwo było
kradzieżą. Kradzieżą uczuć.
Nie znałaś fałszywego słowa,
uśmiechu, gestu, świadectwa
przeciw bliźniemu swemu.
Wystarczało Ci to, co miałaś.
Mało rzeczy, mało pożądań.
Ogromna wiara.
 
Dopiero dziś, kiedy moje pożądanie
domu bliźniego mego,
pragnienie żony jego i
sługi, służebnicy,  wołu, i osła,
i każdej rzeczy, która jego jest,
potrafię okiełznać, zabić w sobie,
myślę o Tobie od nowa,
i o tym, jaką musiałem przejść drogę,
aby Cię wpisać w kamienne tablice
przykazań miłości.
 


number of comments: 4 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 23 december 2011

Grzebacze popiołów

 
Panowie, właśnie nastaje nowy świat. 
L. Fuks "Palacz zwłok"
 
Dziewiczość przyrody jest już tylko dekoracją biura podróży,
Bożkiem na ołtarzu nowej religii, podświadomą tęsknotą
Za utraconą bezpowrotnie niewinnością.
Sterylność mieszkań, poglądów, miłości i umierania.
Sklonowane obrazki, potwory na podobieństwo.
Marzenia niedoskonałego umysłu o doskonałości
Ciała. Piszą niezborne w ruchach wyrazy, pokraczne poezje
Egzystencje, gotyckie skrzywienia wieczoru. 
Las milczy gwiazdami. Maria, królowa ziemi, ucieka.
 
Zagłaskany na śmierć policzek, uśmiech wyszydzony.
Bebechy wywlekane i na nowo upychane. Nowe. Znane.
Święte. Rewolucja każdego dnia. Wywracanie do środka.
Wyciąganie na zewnątrz. Nicowanie.
Na widoku żołądek i płuca. Wątroba i trzustka. Rozum.
Wagina zamieniona z odbytem. Kutas jako narząd mowy.
Słowa odwrócone lustrzanie. Modnie. Wieloznacznie?
Części mowy zastępujące części ciała. Rozum?
 
Nie rokuję dla nowego obrządku. Odejdzie. Wierzę.
Wywleczony za mordę jak soliter. Zadeptany.
Smród sterylności. Spopielony. Ale będzie wisiał nad nami
Jak niespełnienie, jak okrutnie delikatny uśmiech
Knopfrkingla. Będzie trwał wsparty na naszych trzewiach,
Głowach, mackach swojego pożądania. Obrzydzenie.
 
Popatrzy na grzebiących popioły jego życia,
Uśmiechnie się niematerialnym uśmiechem ludzkich bojaźni,
Pogładzi po policzkach. Pochwali. Jesteście prawdziwi.
Jesteście czyści. Wasza rasa jest cieleśnie doskonała.
Posiada wszystkie atrybuty boskie. Po was popiół.
Proch piekieł.
 
 
 


number of comments: 4 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 24 july 2011

Na skrzydłach Ikara

 Dzięki Miladora. Myślałem, ze wyślę im dla wygłupu, bo tak mi się szybko napisał, ale jak się zastanowiłem, to pomyślałem sobie, że napiszę jeszcze oprócz tej częsci pierwszej z dopiskiem - prehistoria, także część drugą - historia, a moze także trzecią - współczesność. A kiedyś sobie uwspółcześniłem jedną z pieśni Horacego (Nie na skrzydłach żelaznych pod niebo się wzniosę...) i to mi akurat pasuje by opisać dokonania naszego nieżyjącego już dyrektoera od lotnictwa. Najgorzej będzie ze wspólczesnością, bo pewnie podpadnę obecnej władzy, ale spróbuję. Wiersz poprawiłem zgodnie z Twoimi sugestiami. Przepraszam tego kogoś, kto na ten wiersz głosował. Wszystkie trzy wiersze opublikuję po 20 sierpnia. Pozdrawiam
 


number of comments: 4 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 16 february 2016

Wołanie o Eurydykę




Samotność to nie tylko brak przestrzeni
wypełnionej marzeniami
samotność to ból każdej drobiny
świata
którego byłaś pełnią
 
wyjęta z niego niewidoczną siecią
drżysz w chłodzie jeziora niepamięci
 
stoję
a wszystko przesuwa się cieniem
zakrywając jasne
chwile
jakbym sam przechodził w cień
stając się zjawą
dla siebie
 
tak trudno wyobrazić sobie światło
kiedy panuje
ciemność
jaśniejsze punkty przeszłości zbyt nikłe by dawać
iluzję nadziei
Bóg światłości zniknął w zamęcie zdarzeń
nie odpowiada
pośrodku labiryntu w przerażeniu ostatniej drogi
chłodzie przeprawy gdy coraz wyżej zimny jak śmierć
dotyk fali
 
Nie patrz za siebie bo zmienisz się
w słup soli martwy kamień pamięci
a życie jest jak promień światła
za niepamięcią wspólnego
za wodą
jak brylant słońca do którego zmierzasz
jaśniejący
w okruchu niezdarzenia
 
dni wspólne były niekończącym się zbieraniem darów
dotknięcia dłoni jak pocałunki
rodziły ptaki
Boże
dlaczego zabrałeś
tę która była
nad królestwem światła zapanował cień
twojego sprawstwa
 
Bóg światła i Władca ciemności zmówili się przeciwko
rzucili kości grając o mój świat
moją miłość
wkładam dłoń głęboko w czeluść nieskończoności
ja
najzwyklejszy ze zwykłych
wierny
 
jak możesz żądać bym nie oglądał się za siebie
jak możesz mówić że wtedy wróci szczęście i będzie
jak odradzająca się wiosna
w której oddasz mi to wszystko
coś zabrał
 
czy możliwym jest znaleźć światło gdy przeszło się przez piekło
umierania
obwiniają mnie przyjaciele za śmierć i samotność
za to że odeszła
jakbym zgrzeszył brakiem miłości
niewiarą gorszą niż trąd samotności który odpycha
przyjaciół i wrogów
 
nie wierzę w powtórne narodziny
w zapomnienie
w szczęście które po nim
nastanie niby rozkwitająca łąka
dziś
nie mogę pieścić kobiet
bachicznie wesołych szczęściem ulotnym
jak duch winorośli
nie mogę zatracić się w bezpamięci
bo ja
to wciąż pamięć przeszłości
 
„czy przepaszę moje biodra jak mocarz
pouczę Boga gdy spyta
połamię jego prawa które cię zabiły
czy wykażę Mu zło?
czy przywdzieję potęgę i wyniosłość
przystroję się pięknem i siłą
a mój gniew pyszny
poniży dumnych?”
 
nie
po stokroć
mój gniew zabije mnie
samego
rozerwie na strzępy
a usta będą wciąż szeptały
Imię


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 6 january 2012

Modlitwa człowieka osiadłego

 
Nie muszę podróżować po świecie który stworzyłeś Panie
nie dlatego nawet że nie chcę bo nie wiem
czy stworzyłeś go dla mnie
bo nawet gdybym wiedział i był przekonany
to pewnie i tak nie wychodziłbym z domu
 
cieszę się że w swej niezmierzonej dobroci
nie zmuszasz mnie bym patrzył
na akropol rozbity jak teatralna maska
kiedy na przedstawienie spadła zasłona a aktorzy piją wino
albo na luwr pełen sztuki nieskończenie doskonałej
przy której czułbym się
jeszcze mniejszy i bardziej godny pogardy
 
nie musze patrzeć na ludzi odległych krain tak różnych
z pozoru tak podobnych do mnie analizować ruchów ich ust
dłoni smakować potraw podziwiać kolorów sukni wszak
i tak najważniejsze ukryte jest takie samo jak moje
podobne
 
dziękuję ci Panie za świadomość piękna wszystkich gór
na których wychowałem swoją młodość
zieloności drzew dzikości zwierząt i mórz
samotności pustyń i ludzi jak uczłowieczone wielbłądy
bo zaspokajasz moją potrzebę poznania bez konieczności
zginania kolan w drodze
 
nie pójdę nieznanymi drogami od zawsze na nich
moja myśl pomiędzy miejscami wiecznego spoczynku
i chwały Leonidasa Langiewicza Cezara
wrosła w ziemię jak przydrożny głaz
unieruchomiła marzenia o podróżowaniu
 
nie pójdę po via dolorosa wpasowując podeszwy
butów w ślady Twoich stóp wierząc że ich echo
jest głosem wybaczenia i nie zapłaczę płaczem kobiet
stojących przy drodze bo świadomość żem mniejszy
od kamienia i niegodny by patrzyły na mnie ściany Jeruzalem
ziemską kulą u stóp moich waruje
 
wiem że wszystko pozostanie na swoim miejscu
albo zmieni to miejsce niezależnie od tego czy moje buty
będą trącały kamienie odległych miast
a ciało pogrąży się w wody mórz południa
gwiazdy będą krążyły tak jak je uczyniłeś
kobieta wciąż będzie czerpała wodę ze studni w Samarii
młodzi malarze od nowa będą stwarzali za Tobą Twój świat
a poeci mówili od początku słowa które były dotychczas
poza ich świadomością
 
w tym świecie jestem tomaszem który nie musi włożyć palca
w każdą dziurkę klucza zawiesić wzroku na każdej górze
przyłożyć ucha do każdej mysiej nory każdego domu
by uwierzyć Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny
a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze
jak Poeta z którego źródła piję jak z Twojego
 
dziękuję ci Panie że nie muszę opuszczać progów domu
który jest całym moim światem ze wszystkim
co dla mnie stworzyłeś
 
 


number of comments: 3 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 31 august 2015

Ikar Upadły

Lament Dedala nad ciałem Ikara i upadkiem miasta.
 
Mówiłem ci: marzenia. Z nich rodzi się człowiek.
I jego budowanie: domu, wiersza, skrzydeł.
I wzlot ku nieznanemu, tam gdzie leci orzeł,
a duch wyzwala z więzów, uwalnia z prawideł.
 
Mówiłem także: praca. Ona stwarza nowe.
Marzenia w stal obleka, myśl w przedmiot zamienia.
Jak Stwórca, nowe słowa możesz dać swej mowie.
Nazywasz, a więc stwarzasz. Masz udział w tworzeniu.
 
Zachęcałem do myśli swobodnego lotu.
Tyś zrozumiał dosłownie i dał skrzydła ludziom,
Jak ogień dał Prometej, niszcząc bogom spokój,
I zemstę poprzysięgli. Latać – to zbyt dużo.
 
Różni na ich usługach – błazny i trefnisie,
Hetmanowie bez armii, skarbnicy bez złota,
Spętali cię na rozkaz, i udało im się.
Bez tożsamości, brudna uliczna hołota.
 
Spętali by zarobić. Jak alfonsów zgraja,
Na boku wziąwszy złoto, co znieczula winę.
I wypuścili, dzierżąc! A tyś się pokajał!
Do nogi ci przykuli długą, mocną linę.
 
Mówiłem: nie leć! Zginiesz! Linę wielu trzyma!
A w niebiosach nie znajdziesz w locie wspomożenia.
Nie żeglarz żeś! Nie krzykniesz, gdy nadziei mało,
Z radością, gdy przed tobą pojawi się  ziemia.
 
Bo ona wszystko przyjmie w swe zachłanne wnętrze,
Stal skrzydeł i ulotność twoich młodych marzeń.
Sknery i liczykrupy w fotelach, naprędce
Spiszą cię w bilans stratą, zamkną łańcuch zdarzeń.
 
Dzisiaj płaczę nad tobą i nad sobą płaczę!
Com ja, Dedal, uczynił, krzesząc marzeń ogień?
Nieśmiertelność za życie! Czy mi Bóg wybaczy?
Pazurami rozdzieram głębiej rany obie.
 
I dziś płaczę nad miastem, co nas wychowało,
Które nas w ulic siatkę złowiło za młodu.
Tyś skrzydła mu przyprawił! A teraz tak mały
Leżysz krwawy na placu, jak zwiastun zachodu.
 
I nie wiem, czyj smutniejszy jest z wyżyn upadek?
Ikara, w krwi kałuży, czy miasta, w bezruchu?  
Nad kim się bardziej smucić, gdzie udać po radę,
By uratować resztkę do latania ducha?
 
Bez skrzydeł – zwykłe miasto! Bez skrzydeł – kaleka!
Zastygnie już na zawsze w zabytek epoki.
Podskoczy, nie pofrunie, nie spojrzy daleko,
By wiedzieć, gdzie kierować w przyszłości swe kroki.
 
Zamrze niebo nad miastem, gdy Ikar nie stanie
Na krawędzi, by frunąć z matczynego puchu?
Wbrew ciążeniu? Wbrew ludziom? A po nas zostanie
Tylko chichot wśród nocy i przekleństwo wnuków?


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 2 december 2011

Na początku był obraz

 
Pies wpadł do jaskini nie była to jaskinia Platona
ze skrępowanymi swoim losem ludźmi
 
pies wpadł do jaskini na której ścianach było życie
zaklęte w obraz przez kamiennych przodków
przebiegały bizony wyginały się koty tańczyli szamani
wzywali tego który daje i odbiera
 
nie wiedzieli że na początku było Słowo
znali jedynie obraz i nic się nie stało dla nich
przez słowo a bez niego także nic się nie stało
co się stało
 
bo słowo było u Boga schowane przez niepiśmiennymi
za ekranami obrazów malowanych sadzą i ochrą
 
kiedy mózgi odtajały Bóg nazwał po imieniu
ludzi i rzeczy bo sądzić można kiedy podsądny ma imię
 
i zrozumiał człowiek swoje imię i imię psa i stołu
wiedział już że na początku było Słowo
które stwarzało wszystko nazywając
a jeśli nie nazwało nie stworzyło
 
kiedy człowiek myślał intensywnie jak Bóg
stworzył siebie na nowo i nie chciał być sądzony
ani nazywany
wpatrzył się w ekran jaskini na którym cienie
i tak pozostał
 
 


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 22 september 2011

Wczesna jesień

 
początek jesieni jest cyfrą w kalendarzu niezauważalną
w radości nad ostatkiem lata na odległość lotu jaskółki
jeszcze ciało promieniuje niewidocznie w świetle słońca
odczuwalnie dla dłoni wsuniętej w dłoń
 
wciąż puls ciała jest silniejszy od pulsu ziemi gotowej do snu
nie patrzymy pod nogi na wyboje zerkamy w niebo śmielej
niż kiedyś w rozgałęzione korony zwieńczenia lata
 
już nie tacy zwinni schylamy się po liść dębu który rósł
z nami liść lipy tulący przesłanie miodu
dzieciństwa  lekkiej choroby czujemy zapachy
mięty rumianku i dziurawca w usychającym bukiecie łąki
brązowiejącym słoju
 
jeszcze umykamy myślom na które spadnie śnieg
siwych włosów zaczesanych na wszelki wypadek
bo nie wszystkie ptaki odleciały na południe
 
prócz kruków łażących leniwie po polu
kolorowe bażanty dojrzałej uczty krzyczą z oddali
wysmakowaliśmy życie w pełni lata
biesiadowaliśmy a wczesna jesień jest deserem
podanym na pamięci
o najlepszym
 
 


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 july 2011

Zawracam

Jestem z gliny ulepiony ciężką chłopską dłonią
nie z prochu ziemi lekkiego Bożym tchnieniem
który tworzywem dla nieśmiertelnych być może
a dla mnie jedynie pyłem w oczy

i dziw że istotą żywą stałem się wbrew Bogu
ciężki jak golem bez poezji w żyłach
siadają na mojej głowie ptaki niebieskie
niestraszne im opowieści psalmisty

unoszą glinę po części maleńkiej na gniazda
gdzie wykluwa się puch najdelikatniejszy słów
na zawsze już będą pachniały prostotą narodzin
i śmierci tak oczywistej jak stworzenie z ziemi

słowa rodzi mi stajenka
i pole aż po las dalekie
a śmierć pośród pól
je zbiera


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 july 2011

Droga

to nie tylko wydarta drzewom leśna poręba
wytatuowana bruzdami ziemia polnego gościńca
krzywizna uników przed nadchodzącym zmierzchem
gliniaste koleiny pełne zroszonych dni
 
ne tyko śieżka milionów stąpnięć wiodąca
ku spiżowemu dźwiękowi ulatujących dzwonów
duchem cmentarna aleja ozdobiona
obrazkami z przebytego razem czasu
 
nie tylko sklepiona tryumfalną bramą drzew
parada koni ciągnących osnopiony wóz
lub zawiana miriadami białych kryształków
dzwoneczkami sań wybielona w nicości przepaść
 
to także słowo uczucie podanie ręki
uścisk łagodny pocałunek fizyczne zbliżenie
początek i koniec rozmowy miłości
początek i koniec
z życiem pośrodku
 
 


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 19 april 2015

popiół

pozostałość
jako produkt spalania
oczywistość
gdy nie pytamy z czego
i dlaczego
 
jego pyliste cząsteczki osadzają się na twarzach
w płucach na butach
bezboleśnie
zrodzone z bólu drażnią spojówki
wyciskają łzy
 
cząsteczki popiołu są szare
z białymi ziarenkami kości
rozsiane w ziemi wrastają w nią znakami
trudnymi do odczytania
 
pozostałość to pamięć do rozdzielenia
mak kosteczek dla kopciuszka
popiół dla macochy
 
czy lepiej się nie urodzić?
nie czekać nie szukać?
lecz jeśli jest wybór
to musi być coś przed
i coś po
 
popielec pokutny
bezcielesny
postny
 
pozostałość
po nim radość?


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 20 march 2023

Psalm Pierwszy. Idź zawsze swoją drogą, ktoś ją w ciebie wpisał.

Biblia Tysiąclecia: Dwie drogi życia
Jan Kochanowski: Szczęśliwy, który nie był miedzy złymi w radzie
Księga Psalmów dzisiejszych: Idź zawsze swoją drogą, ktoś ją w ciebie wpisał,


Idź zawsze swoją drogą, ktoś ją w ciebie wpisał,
może matka przy piersi, ojciec gdy kołysał
lub Bóg. Ty możesz jednak na twych skrzyżowaniach
wybierać smaki życia lub Panu się kłaniać.

Jak dziś żyć Bożym prawem pośród praw wielości.
praw człowieka każdego, praw do odrębności?
Gdy trudno znaleźć kogoś, kto Twym prawem żyje
i swoim życiem Ciebie hańbą nie okryje.

I kto mi wreszcie wskaże Ducha Twego Prawa
z tłumu nauczycieli, abym bez obawy
przyjął i jak twe drzewo nad płynącą wodą
owocował miłością i na życie zgodą?

Czy ci co Cię nie znają lub Cię odrzucili,
kiedy doszli do końca, w plewę się zmienili
życia, które umarło nie rodząc wieczności?
Czy może miłość Twoja także w nich zagości?

Wiem, że miła jest Bogu droga sprawiedliwych,
żyjących wolą Boga, w wyborach uczciwych.
I tak chcę żyć, by nie kryć na końcu zdziwienia,
że śmierć mi nie przynosi z życia wyzwolenia.


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 12 december 2011

Sikając do Renu

 
Mam po kieszeniach resztki sławy
wyschnięte ziarna z gleb jałowych
dziecięcych zabaw bohaterów
imiona noszę w mojej głowie
matczyne hafty na sztandary
wklejam uparcie pełen wiary
że pokolenie dezerterów
jednak odmieni świat plugawy
 
wierzę na przekór tej mądrości
co każdą zdradę wytłumaczy
każde skurwienie piękniej nazwie
i na pogrzebie nie zapłacze
lecz śmiechem bluźnie nowoczesnym
bądź kolorowy bądź współczesny
na przekór wierzę tej mądrości
co napluć chce na przodków kości
 
jej śmierdzą przodki zabobonni
stęchlizną polską straszną wiarą
bogiem ojczyną i honorem
współcześni mają inną miarę
europejskość drang nacht osten
berlin i paryż aż pod mostem
skończą na renie polskie lenie
słudzy na zawsze i dozgonni
 
wierzę że śpiewy nas nie zwiodą
syrenie w szprewie i w sekwanie
i przepłyniemy mimo głusi
na prośby piękne na wołanie
przez wiry rafy do przystani
gdzie ciągle czeka matka pani
do której każdy polak musi
by polską cieszyć się swobodą
 
 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 31 december 2011

Z życzeniami noworocznymi dla wszystkich poetów Trumla

Kolejny Nowy Rok
 
Ile już dni ostatnich zmienianych na pierwsze?
Tęsknot pozostawionych innym do spełnienia?
Marzeń rytych w kamieniu, po których wspomnienia
Tylko cieniem zostały wpisanym w rytm wierszy?
 
Drzewa bardziej potężne, wielu ludzi nie ma,
Miasta barwniejsze co dnia choć straszniejsze lasy.
Żyjesz! I chociaż patrzysz w czarną otchłań czasu,
Możesz brać piękno z życia rękami obiema.
 
Zamknij oczy, usłyszysz cichutki plusk wioseł.
Łódź do brzegu dobija, ale nie po ciebie.
Obłok ci w dłonie kładzie biały diament – rosę.
 
Niech życie które w tobie, rozbłyśnie w klejnocie,
Którym od swych początków jest w swojej istocie,
Choćbyś marzył na co dzień o zwyczajnym chlebie.
 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 19 march 2021

Wielkanoc Jana Sebastiana

Wielkanoc Jana Sebastiana (Erbarme dich)

….jemu wiele zawdzięczam. No i wielkim chmurom.
I wielkim rzekom. I piersiom twoim, Naturo.
KI Gałczyński: Wielkanoc Jana Sebastiana Bacha

Umarł książę Leopold. Z Pasji mu oddałem
Najpiękniejsze fragmenty na pogrzeb marcowy
Teraz znowu poskładać wszystko muszę w całość,
Przygotować śpiewaków, orkiestry i chóry.
A czasu na to wszystko zostało tak mało
I Anna Magdalena cierpi na ból głowy.

Trzeba mi o nią zadbać, dzieci już dwanaście
Wychowuje, tak swoje, jak Marii, jednako,
Często smutna, choć przecież taka młoda jeszcze.
Gdy śpiewa swym sopranem mym kosom i szpakom,
Jej piersi tak falują, że głosu nie słyszę.
A Bóg nam nie pozwala o sprośnościach myśleć.

Jej piersi. Jeszcze młode, piękne jak Natura
Z dnia szóstego Stworzenia, godne pożądania
I jej ciało, którego pragnę nazbyt często.
W nim rozkosz jak muzyka. Aria przebłagania?
Kocham i Boga mego obrażam oczami
Pożądliwymi swymi i członkami memi.

Więc Zmiłuj się nade mną, Mój Boże, łaskawy
Poprzez wzgląd na łzy moje, którymi przepraszam
Spójrz tutaj, gdzie pożądam, chociaż mi nie wolno,
Więc serce me i oczy same gorzko płaczą.
Muzyka najwspanialsza ku Tobie popłynie
Kastrat ci ją wyśpiewa w Twej męki godzinie.


Jan Sebastian Bach spłodził z dwiema żonami dwadzieścioro dzieci. Lubił też wino i dobre jedzenie.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 march 2012

są sprawy małe

są sprawy małe
z których składa się życie
zupełnie mnie nie interesują
nie przekładam ich niby kawałki
puzzli
by ulepić wielką całość jak
człowiek czy świat
nie przypatruję się z osobna
każdemu okruchowi
nie badam jego ciśnienia krwi
samopoczucia
koloru wagi oddziaływania na moje
palce
powiązań z innymi kawałeczkami
cierpienia
 
nie jestem Panem Bogiem z garścią
ziemi
w dłoni z której wszystko
 
patrzę na świat
od urodzenia do śmierci
wymyślonej
ogrom który mnie podnieca
w którym prosta zamienia się w
okrąg
wywraca góry odwraca kierunki
czyni względnymi ruch i prawdę
gładzę dłońmi przysposabiam
oswajam jak dzikiego konia
daję się ponieść nieskończoności
 
i choć nie ogarniam tego co
czynię
wszak nie jestem Panem Bogiem
to jest piękne


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 15 april 2012

Dzisiejszej nocy przyszła do mnie…

Dzisiejszej nocy przyszła do mnie starość.
Bez przywitania przerwała sen, tasując
przed oczami obrazki przyszłości.
Dmuchałem na nią, ale wracała
zapachem zapuszczonego domu,
widokiem samotnej nieporadności,
drażniła pomarszczoną skórą,
rozpiętą transparentnie.

W tę noc Bożego Miłosierdzia
nie miała litości starego człowieka,
który przeciągnął pług przez wszystkie zagony
i uśmiecha się do plonów życia.
Wynajdywała wszystkie grzechy,
które odcisnęły swój ślad
na skórze, co nad głową powiewa
jak naruszony zwój Prawa.

Zapomniałem tak wiele, ale starość pamięta.
Nie interesuje się dzisiejszą dobrocią,
czyta co było, wymyśla przyszłe.
Jest bezwzględna jak Sąd
Ostateczny, choć nie ma prawa sądzenia
młodości.

Dopóki ona we mnie jak gęś kapitolińska
gęga rankiem, jakby rodziła kolejne jajo,
albo porywała do walki,
nie boję się tej, która jak śmierć.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 june 2013

Hotel Paradise


 
 
Tu nazwa nie definiuje.
Jest słowem przyczepionym na tymczasem,
jak metka od innego towaru, która ma zachęcić
kupującego. Chociaż może jest wyrazem nadziei,
że biblijny raj kiedyś i tutaj się spełni?
 
Tu, za murem rozdzielającym
dwie biblijne rzeczywistości,
świat potomków יִשְׁמָעֵאל Izmaela, pierworodnego,
i świat potomków יִצְחָק Izaaka, wybranego,
obok grobu Estery za wielkim muralem
młodej Palestynki z kałasznikowem w dłoni,
nie ma raju.
 
Jest tylko bezładnie rozrzucona garść
białych domów, jak garść manny
dla głodujących.
 
Nad Doliną Pasterzy wojskowa regularność
Har Homa, poindustrialnego raju,
powstałego na mocy decyzji Sądu
Najwyższego, z kpiącym uśmiechem 
patrzy w okna hotelu.
 
Ja, pielgrzym obcej wiary,
klient betlejemskiego Muhameda,
którego przodkiem był إسماعيل Ismail,
łagodnego jak baranek,
płacę i wymagam. Uśmiechy. Usłużność.
Łandolar za bądź co.
Łandolar za kawałek raju.
Łandolar Paradise.
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 10 february 2014

Na śmierć Dworca


 
 
Umarł Dworzec, z którym byłem zaprzyjaźniony.
Poznaliśmy się w odległym jak galaktyka dzieciństwie,
kiedy rowery były podramne i pozbawione skrzyń biegów,
a plac zabaw był znacznie węższy niż ekran tableta.
 
Podchodziłem do niego, skradając się wzdłuż
nieskończenie długiego kowadła, podobnego
do tego, na którym Ojciec prostował gwoździe.
Czasami przelatywał obok sapiący parowóz, jakby na widok
Dworca wypluwał kolejny orgazm. Rozkraczony metalem
od jednego kawałka stali do drugiego, straszył mnie
przeraźliwą niemożnością kontaktu.
 
W końcu obaj wpadaliśmy w objęcia dworca.
Parowóz stał wyczerpany do szczętu hamulców,
tylko krople potu spływały po jego zaoliwionej łysinie.
Stary ogier. Wciąż pożądający różowości dworcowej poczekalni.
Ja ukrywałem się pośród ludzi, wyplutych jak resztki
niestrawionego przez parowóz opału i niespokojnie patrzyłem
na różowość wypudrowanych kasjerek.
Były samym pożądaniem nieskończonych podróży,
których można było doznać z ich dłoni o czerwonych paznokciach..
 
Miały to coś, czego pragnął każdy dorastający chłopiec.
Obietnicę spełnienia chłopięcych marzeń,
do których można było dojechać jedynie,
których nie dało się wyklikać.
Miały bilet.
 
Wiele lat później wyjeżdżałem i wracałem. Po wielokroć.
Za każdym razem narastające pożądanie  i niepokój
spełnienia. Aż kiedyś zdradziłem go. Kupiłem samochód.
 
Był już stary, ale wtedy bardziej pochylił się w ziemię.
Oblazły go robaki graffiti, obsikali włóczędzy, którzy nie pragnęli
Podróży, ani tego, że wszystko zostaje w tyle.
Wszak mieli to już od dawna.
 
Przestałem go odwiedzać, kiedy jeszcze usiłował handlować
meblami, piwem i zaprawą cementową.
Ostatni oddech wydał jak stara dziwka,
która wysprzedała wszystko, nawet dziecięce marzenia,
i umiera, a dawni klienci odwracają wzrok,
jakby nie stracili z nią cnoty.
 
Dzisiaj jedynie towarowe przetaczają się obok.
Brudne, ociekające olejem, zgnojone węglem.
Nie patrzą na biało czarny nekrolog:
Mielec
 
Ja też tęsknię do przeszłości,
Która odjechała.


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 8 january 2015

Trzydziestu?

Skoro zabito Boga,
trudno dziś uwierzyć,
że ktoś zabija
w Jego imię.
Gdy prawem człowieka
nie zdołano uczynić nieśmiertelności,
a jedynie śmierć na życzenie,
jej przypadkowość staje się
absurdem.
 
W Sadzawce Siloe odbijają się cienie
osiemnastu
jerozolimskich mężów.
Zostali na wieki wpisani w świadomość
Ewangelii, jako ci, którzy zginęli bez winy.
 
Czyż nie jest śmierć niespodziewana wpisana
w porządek świata? Czy nie jest przestrogą, zachętą
do bycia gotowym, „bo przychodzi jak złodziej
i ani dnia, ani godziny jej nie damy winni niewinni,
bo jak się nie nawrócimy, to wszyscy
tak jak oni zginiemy”?
 
Mówimy dzisiaj: Je suis Charlie.
Czasem mówimy też: Jésus est Dieu.
Dwunastu
zginęło za nasze wartości.
Nasze? Czy kawałkowanie Boga jest wartością,
której mam bronić?
Gdy wydrwimy wszystkie świętości,
cóż nam pozostanie ?
Podparyskie liberté,égalité, fraternité ?
Moja wiara jest jak jesienny liść,
kiedy francuskie więzienia zajmują głównie muzułmanie.
Nie współodczuwam z nimi.
Są jak pustynne osły, które walczą ze wszystkimi
i wszyscy będą z nimi walczyć.
 
Jedno co mogę dziś, to wybrać foi, l'espérance, l'amour


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 19 february 2015

list do kończącego epokę


 
 
zbliża się
koniec kolejnej epoki
nawet tego nie zauważasz pochłonięty
zapominaniem faktów niemiłych pamięci
historii
która wyrzeźbiła jak wadi linie twoich dłoni
zanim napiłeś się z nich wody
by orzeźwić umysł
skleroza dotyka mających
dawać
świadectwo
 
wiem że śmieszą cię słowa
bądź czujny dumny podejrzliwy wierz
choć przychodzi jak złodziej a nie znasz
dnia ani godziny
 
ale nie śmiej się rankiem
 
jakby nigdy
nic
gromadzisz elektroniczne równoważniki
złota które wybłyszczało
zanim zobaczyłeś słońce
usiadłeś w jego cieniu
 
materialność szafy z orzecha
muru kładzionego rękami kawałka ziemi
wpisanych w pergaminy hipotek
roztapia się w elektronicznych atrapach
własności czegokolwiek
 
skruszyłeś w swoich dłoniach
opokę
rozsypując piasek po niej
w fejsbukowych spotkaniach ze wszystkimi
prosta zastępowalność bliskich
związków
dzieci z matką
i ojcem
 
bóg umarł
uwierzyłeś
w śmierć
panicznie boisz się
zmartwychwstania
 
 
 
i nie będziesz
pewnym
kiedy
 
zaćmienie słońca nazwiesz zaknefieniem
półksiężyc zastąpi sierp
a malleus maleficarum  będzie tęsknotą za czasem
trochę lepszym
potem
 
położą cię w wyczekiwaniu poranka
który nie nadejdzie
dla ciebie


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 2 march 2013

Rachela


 
 
Kamienie pustyni kaleczą stopy.
Kamienie pustyni przypominają o żywych,
którzy kiedyś przechodzili śladem wyschłej rzeki.
Odeszli, zostawiając zapisane na zawsze w pamięci
dobro. Kwiaty pustyni są dla żywych, których tak mało
na tej ziemi spalonej słońcem. Pamięć obleka się
w ciała i przemyka cieniem po wzgórzach.
 
Podobno piaski płaczą wiatrem do milczących kamieni.
Jak dzieci nad wspomnieniem matek.
Głos dziecka jest tu motywem dominującym.
Dziecka, które nie przychodzi lub które odeszło.
Jego płacz jest przejmujący jak cierpienie
w oczach białego oryska.
 
Przy drodze wpisana w kamień miłość,
Pamiętana i zapomniana w przesłaniu.
Otoczona murem nienawiści. Cierpi.
Z jednej strony małe dziewczynki,
kobiety proszące szczęśliwego rozwiązania.
Z drugiej ludzie z kamieniami w dłoniach.
Wielkie graffiti palestyńskiej bojowniczki
 
Kamienie. Kaleczą i pamiętają.
Powoli zamieniają się w bezpłodny piasek,
Płacz pustyni.
Żadna owieczka nie wykarmi się na tej ziemi.
 
Hotel Paradise. Cierpliwość. Efrata. Benjamin.
Bethlehem. Jagnię ofiarne..
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 1 april 2015

słuchając

to co mnie niepokoi
to spokój
rozłożysty jak wielki ptak na płachcie nieba
głos ryby pod rozbitym lustrem wody
płaszcz wiosny wyrzucony z objęć wiatru
gdy powietrze skurczyło się w nim do rozmiarów
szeptu

zatrważającego nie dotykam napinam strunę
cięciwę uwalniając dźwięki na drugiej stronie
spokój zamglony przeczuciem niepokoju
spacery są łagodną formą okiełznania
obłoku plazmy który wyoblając aureolę
nie pasuje do krzywizny głowy
ale daje prestiż

pęd zamieniony w sople lodu stęża wersy
w pałąki na których rozpięta płachta nieba
cień wielkiego ptaka
owoc

chodzę po wodzie która była przerażeniem
teraz jest spokojem
a ja wierzę
na chwilę przed


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 1 april 2015

Via

niczego nie można być pewnym
jedynie śmierci
czymkolwiek
jest
i reszta nadmuchana wodorem wiary

ten świat niekoniecznie istnieje
namacalny
nawet jak trzymam w dłoni gwoździe
wierzę
jest sygnał elektryczny płynący
od synapsy do synapsy

czy jest pięknem czy przerażeniem
świadomość
że wszystko może być jedynie warunkowo
splotem fal miłosierdziem
może to nieistotne gdy skazuję na śmierć

może ma znaczenie tylko wyobrażenie piękna
które przychodzi
uniesieniem duszy żarem policzków
pewnością

może radość którą dostaję
niczego nie dając
w zamian
splot serdeczny gwiazd nad kołyską
nieodczuwalnie niosących uśmiech

idę nie wiedząc czym jest cel
upadając i wstając

mówię a nie widzę kogo przeznaczam
na ofiarę

dotykam a nie czuję kłamstwa w gładkości opuszka
bo czymże jest prawda

niosę a nie czuję ciężaru krzyża wrośniętego
we mnie kręgosłupem

nie ma znaczenia czy jestem
ma znaczenie ślad
choćby zdjęty ze mnie symbol

staplerem przyszpilam plan umierania
napisałem co napisałem
nieistotne
wiatr zerwie pamięć jak kartkę

bo czymże jest umieranie
zamknięciem oczu
na radość

zmartwychwstanie
zaprzeczenie smutku nieistnienia

wielki kamień na końcu każdej drogi
zamyka i otwiera


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 22 april 2015

94


                                               Iwonie
 
Nie umiem stwarzać światów
bardziej lirycznych niż mój własny
rozpięty jak pajęczyna pomiędzy dziesięcioma palcami
wskazaniami serdecznymi małymi przykazaniami
a wiecznością
 
to świat bez pękniętych rur i aort
mózg i komputer pracują w nim bez porażeń
a miłość jest jak przejrzyste powietrze
 
przez nie podziwiam piękno
ból dziewiętnastu z Siloe nie boli
i rozważam nieskończoności w których
doskonały Bóg akceptuje moją nudną radość
 
nie urodzi się z niej diament wiersza
chrzczony bólem
krwawiącego boga
 
może gdybym był głodny
a nikt nie dałby mi jeść
albo chory i nikt by mnie nie odwiedzał
ghostwriter mojego ducha stworzyłby mnie na nowo
w nowy podmiot liryczny
 
życie nie jest warte wielkiej poezji
którą rodzi ból hioba
a jednak są jak awers i rewers
życie i śmierć
 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 december 2011

Sikając do rzeki

 
Mam co mam swoje dużo mało
są dnie gdy myślę że mam wiele
że pępek świata mam na brzuchu
gdy wyleguję się w niedzielę
co rano nowy byt otwieram
i naśladuję w tym premiera
by znów zastygnąć móc w bezruchu
jakby mi siły nie zbywało
 
złapany w siatkę mych urojeń
zasad prawideł z mleka matki
jestem spętany chociaż wolny
na niewolnika mam zadatki
choć walczę z tymi co tak plotą
wola niewola srebro złoto
wpływać na ludzi chcę być zdolny
bajdurzę w kręgu mych upojeń
 
a ludzie jak to ludzie leżą
kiedy nie muszą chodzić siedzą
kiedy nie muszą myśleć trwoga
i szczycą się swoją niewiedzą
ja sobie piszę nikt nie czyta
po równo facet czy kobita
a kosmos wkoło pełno Boga
oni do niego nie należą
 
stoję na moście jasno wkoło
słońce zza linii łeb wynurza
światłość żarówka mózg kaleki
metafizyka ta ich wkurza
nie skoczę ja niewolnik słowa
żeby się śmiali dumę schowam
wyjmę nasikam do ich rzeki
słowami z moczem epistołą
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 30 may 2011

Off

Bywa że wyłączam Słońce
w samym środku dnia młoda kobieta z dzieckiem
na ręku znika rozpuszczona w ciemności
a starzec wymawiający zaklęcia życia
staje się szeptem niknącym w samym sobie

deski poskładane na podłogę bolą zadziorami
i krew wraz krzepnie z trwogą kobiety
małego chłopca i starca że przecież
jeszcze tyle do przejścia a tu mrok

krzyczą on musi spojrzeć nam w oczy
wszak ciemność boli nieskończenie
a nasze życie mierzy zegar i metr i nie ma
szpitala na końcu w którym łagodność

przywracam tę chwilę która krótka jak promień
słoneczny splot zdarzeń niesterowalnych
przypadkowych jak życie zamienione w splot trzewny
ludzko doczesny zmywalny chemią czasu

będzie że wyłączę Słońce
w samym środku dnia na zawsze młoda kobieta
z dzieckiem pozostanie w ciemności gdy ja
przychodni łagodności szukając na końcu dojdę
po echodajnych deskach podłogi
z zaklęciem modlitwy


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 15 july 2011

Zagony

zaskibione aż po horyzont
z kropką wrony po każdej bruździe
jak otwarta księga
w żółci kłujących ściernisk

czyta ją człowiek i ptak
zraszając potem i deszczem
przerżnięta pługiem w połowie
dżdżownica podwaja swoje istnienie

są aby zniknęły w urodzaju
przyjmują ziarno by plon wydało
stokrotny albo trzydziestokrotny
są częścią przymierza

osełka sera osełka masła
osełka do ostrzenia kosy
lemiesz srebrem czysty
jasność ziemi


number of comments: 2 | rating: 0 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 august 2011

Gips

 
moje miasto
jest wzorcem wzorcowego rozwoju małych miast
pierwsze upadło i pierwsze powstało pomagając
powstać sobie i innym miasto miejskich idei
 
przy okazji pomogło powstać swoim obywatelom
chociaż nie wszystkim niektórzy mają dobrze
głośno chwalą władzę troskliwą i wszechobecną
od zawsze
 
ma dużo ścieżek rowerowych i nowych fabryk
co świadczy o jego nowoczesności i o tym że
władza dba o swoje miasto ono jest także moje
i paru innych
 
w moim mieście buduje się dużo nowych domów
do wykańczania stosuje się gips czyli CaSO4 • 2H2O
na tynki wewnętrzne zamiennie stosowana jest
sztablatura gładź albo stiuk są bardzo gładkie
milutkie układne podobają się
 
bywa że nawet stiuki nie mówiąc już o gipsach
wzdymają się jakby ze ścian chciały wychynąć
zbielałe wargi i coś powiedzieć
 
czasami słyszę nawet niemy krzyk tych ust
zagipsowanych przez najlepszych fachowców
a wczoraj na ścianie pojawił się milczący napis
mane tekel fares
 
mimo tego miejscowa gazeta napisała o budowlańcach
w samych superlatywach
a graffiti zamalowano
 
i wołali: "Błogosławiony Król... Pokój w niebie i chwała
na wysokościach". Odrzekł: "Powiadam wam: Jeśli ci umilkną,
kamienie wołać będą".
 
 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 august 2011

Poezja

 
"Powszedniego chleba słów daj nam
i stań przy nas, i rozkaż-bić się!
a umarłych w wieczności rozpostrzyj
jak chorągwie podarte na wichrze"


 
 
Często zjawiasz się jak noc majowa
są poeci którym to wystarczy
ja chcę czegoś ponad piękne słowa
w gębę walnąć zasłonić się tarczą
 
kiedy zdanie zaczynam od nowa                       
nie bądź dziewką która daje dupy
za kęs sławy Bądź jak mleczna krowa
co śmietanę daje w smrodzie kupy
 
twe kobiety niech pachną jaśminem
ale trud twój niech śmierdzi i boli
jak ojczyna której jestem synem
bez niej żebrak w słów zdechnę niewoli
 
ty podobno nie masz być współczesna
lecz jungowsko freudowsko nachalna
a mnie marzy się zdrowa i chłopska
w prawdy słowach i gestach moralna
 
dla mnie śpiewać masz ojców patriotyzm
zamiast mało wartych egzystencji
w twoich wersach czasem bagnet na broń
staw bo wolność jest twoją esencją
 
z prawej Leśmian a z lewej Broniewski
a ty wal między oczy lub nogi
a gdy wygrasz Horacego pieśni
o ojczyźnie nuć ludziom ubogim
 
 


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 4 june 2011

Romanca

W zieleni która wciąż ze mnie
łąką wrześniową wypływa
tajemną postać kobiety
przed wzrokiem obcym ukrywam
nicią żółknącą zapięta
w myśli tajemnych osnowy
rośnie klimatem jesiennym
w błyszczącym srebrze mej głowy
pląta taborem cygańskim
drogi po których biegałem
romanca zwiewna istota
imię swej ciszy jej dałem

wiatraków bezradny łopot
mej głowy tuli do siebie
bez zbroi czym też jest mężnym
bez zbroi jestem w potrzebie
więc pokazuje mi jasne
na łąkach ślady zajęcze
trzepot bezradny kuropatw
pierwsze miłości młodzieńcze
niesie przed oczy łagodność
w koszyczku z pisklęciem małym
w igliwie sosen ubrana
w zapach włożona nieśmiały

ma wszystkie przymioty ewy
prócz tego poezją jest jeszcze
w ciszach wieczorom zabranych
myślami o niej ją pieszczę
czasami biegnie nad stawy
gdzie w trawach tańczą satyry
swoje kopytne sprośności
owiane w antyczne mirry
pod suknią zwiewną tajemne
skrywa księżyca podchody
jej piękno wraz z pożądaniem
marzeń wiszące ogrody

spełnij ach spełnij romanco
moje ukryte marzenia
spowite w szal twój cygański
nieśmiałe me uniesienia
daj mi romanco swobodę
myślenia ponad wodami
w przestworzu stwarzać mi pozwól
świat mój zszywany gwiazdami
bym mógł w nim lecieć i lecieć
ponad codzienność ciążącą
pisać w obłoku me myśli
czasem pokrywać kojącym


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 20 august 2011

Samotność

 
samotność jest błędnym rycerzem
zamkniętych przestrzeni nie ma celu
prócz siebie sterczącego w niebo
wiatraka rosynanty i drzewa
o ptasich ramionach 
 
samotność nakłada kaganiec
na obłok o kształcie frywolnym
polne myszy ujeżdżane przez sancho
długie zdania nie mające początku końca
 
jest przylepiona plastrem choroby
na ropień z głębokości łączy
wywnętrza ludzi
 
zdradza ją reumatyzm słów
wypuszczanych z niewoli


number of comments: 2 | rating: 0 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 august 2010

urlop

wyjechałem od siebie zwykłego
urzędnika codziennych przeznaczeń
i od życia sprawdzalnego w lustrze
wyjechałem aby móc zobaczyć
świat bez cienia codziennego życia
myśli moich u innych odbicia
kiedy nie są tak jak echo puste
bym odnalazł w nich siebie samego

uciekając od chorób kłopotów
nagle wszedłem w gabinety cieni
gdzie wyjmują zęby czarne kruche
gdzie daremnie czekać że się zmieni
czas na lżejszy kiedy zegar stary
ciąży bardziej niż nowe zegary
zapaść w ziemię jest najczęstszym ruchem
a czas kreśli ciężkie łzy pierrotów

wyjechałem od siebie na urlop
poza lustrem zgubić miałem żale
w świecie jasnym śnię sny czarnych kotów
Jabberwocka ni Alicji wcale
nie spotkałem a królik uparcie
zgagą wraca jak niedobre żarcie
i czas wracać do dawnych kłopotów
co czekają jak tłumy penelop


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 18 september 2011

Kwestia smaku

 
 
                     "lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku ..
                      w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia"
                      Zbigniew Herbert
 


prawda nie wymaga heroicznych cech charakteru
mamy demokrację i wolność słowa
a trójpodział władzy jest rzeczywistością
wystarczy być uczciwym
albo mieć smak którego nie trzeba się wstydzić
którego nie można kupić
 
dzisiaj sędziów nie trzeba kusić pięknie
podsyłać kobiet one są na wyciągnięcie
dłoni łatwe miękkie jak z reklam
piekło jest tylko w baraku na przedmieściach
gdzie dzieci głodne poza wzrokiem
nie kusi
 
pałac sprawiedliwości ma marmurowe kolumny
prawda w nim wielobarwna jak parada
równości nierówności na wymiar skrojona
zdefiniowany przez dwójmowę dwójmyślenie
Cycero może służy do ubarwiana retoryki
finezyjnej i lotnej ale nie jest wzorem
do naśladowania
 
mowa sędziów nie jest parciana naśladują
wielkich mówców cóż kiedy brak systemu
wartości a moralność nie jest zapisana w kodeksach
jedyne co pozostało z Herberta to składnia ich wyroków
"pozbawiona urody koniunktiwu"
w piwnicach sprzątająca zauważyła martwego szczura
 
estetyka nie jest już pomocna w życiu
a piękno jest niedefiniowalne  nie potrzeba
zgłaszać akcesu wystarczy uznać za ocenę
nazwanie prezydenta chamem a obrazą
nazwanie prezydent tłustym pulpeciarzem
 
określić za akt sztuki zbrukaną Biblię katolików
nazwać antysemityzmem i karać za oplutą Torę
zgodzić się że Lech Wałęsa może obrażać bo
"nie jest zwykłym obywatelem, jest osobą wybitną
negatywne opinie o Adamie Michniku godzą
w zasady współżycia społecznego"
a krytyka członka rządu jako jego "ciemnej postaci"
jest karana z mocy prawa
 
chcieliśmy by sąd rozważał prawdę
polski sąd ma z nią coraz mniej wspólnego
może jedynie język którym da się opisać zło i dobro
koniec wolnego  społeczeństwa zapoczątkowuje
gnicie sądów ten smród
 
nasze sądy tracą smak
który cechuje ludzi moralnych
ich oczy i uszy nie są uszami społeczeństwa
odmawiają mu posłuchania mając wcześniej napisane akta
nie są już książętami stają się
"Mefistami w leninowskich kurtkach…
wnuczętami Aurory chłopcami o twarzach ziemniaczanych ..
o czerwonych rękach"
 
smak nie jest już potęgą – Wielki Poeto -
służy do rozpoznawania smaków i pieniędzy
a "bezcenny kapitel ciała głowa"
nie wieńczy kolumn pałacu sprawiedliwości
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 24 july 2011

Oda 20 księga II Horacy

To efekt mojej zabawy tekstem klasyka, chyba się na mnie nie obraził za zniekształcenie jego tekstu, bo odkąd to napisałem, rymuje mi się coraz łatwiej. Nie wiem, jak ten tekst ma się do oświadczenia poniżej, ale nie zaznaczyć kratki  też nie byłoby dobrze.

 

Nie na skrzydłach stalowych pod Niebo się wzniosę
Niby ptak, ale wzlecę na skrzydłach mej sławy,
Tam, gdzie głos nie dociera gawiedzi plugawy
I tam, gdzie Nieśmiertelność łamie Śmierci kosę.
 
Porzucę ziemskie miasta i łabędzia lotem
Polecę, chociaż  jestem  z człowieczego rodu
I Styks mnie nie pochłonie, ni cienie zachodu
Nie najdą na me dzieła zroszone mym potem.
 
Już skóra na mych rękach zakwita piórami,
Już ciało moje  całe puch biały pokrywa,
Już się ptak śnieżnobiały do góry porywa,
Aby w locie swobodnym mierzyć się z chmurami.
 
I jak Ikar nie lękam się Słońca nad głową,
Choć lot mój jest mądrzejszy o jego przypadek,
Z góry Libie oglądam, wód wielkich upadek
Na brzeg Bosforu ciasny, jutrzenkę różową.
 
Patrzą na mnie Kolchida  i jej Runo Złote,
Dacji naród waleczny i Italii  miasta,
Hunowie, których groza z dniem każdym narasta,
Hiszpanie i Galowie, zdziwieni mym lotem.
 
Niechaj więc na pogrzebie  moim nikt nie płacze,
Bo to nie pogrzeb wcale, ale wzlot na Nieba
I pustych mi przemówień pogrzebnych nie trzeba,
Lepiej gdy uśmiech jasny na twarzach zobaczę.
 
 


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 september 2011

Żywioł dziewiąty - żona

 
 
przyszła jak zwykle spóźniona
po długim oczekiwaniu na właściwy moment
wyznaczony  porą roku zapisany  w kamieniu
tak długo czekałem przed wapienną bramą
w kolorze bieli poczernionej starością

wkoło tańczyli ludzie  śmiech mieszał się ze śpiewem
przyszła niespodzianie wierna i została po dni
które przyniosła starość posiwiała jak pień brzozy
wraz z lipami pachnąc wczesną wiosną ciepłym latem
żółtą jesienią i śnieżną zimą


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 15 july 2011

Krowa polna

 
ostatnia już we wsi żywicielka
wśród sytych z otwartym pyskiem
przeżuwa czas dawno miniony
zielony śliną młodości
 
w stanie niepokojonego szczęścia
zbiera po łące ukwiecone chryzypy i kitiony
pożera aurelie i bardziej mleczne seneki  
w zgodzie z naturą wyrosłe
 
rolnicy sukcesu nie stają na chwilę
ona stoi po wymiona traw ostatni stoik
wiejski głupek bezrozumny czasu
przeszłego bożek
 
z naturą którą kochamy w symbiozie
z prawami dla zielonych
daje mleko cnotliwie dobre
nie produkuje
 
 


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 24 october 2011

Wyhodowałem ojczyznę

 
Ojczyznę moich dzieci wyhodowałem
w przydomowym ogródku na grządce z rabarbarem
była maleńka niby embrion córeczki
ukrywała się pod rozłożystym liściem
przed słońcem i zagubionym zajączkiem
który nie wiedział co to strach
ale znał smak sałaty
 
swój zapach dokładała do rabarbarowych placków
w kompotach smakowała uśmiechem babci Ani
zszywała baldachimy nad mrówkami i kopcem kreta
i była trochę cierpka w dyskusjach
 
jak podrosła przenieśliśmy ją do dziecięcego pokoju
zamieszkała w doniczce z paprotką
stała się uroczysta i odświętna
nosiła krawat aloesu i brzęczącą muszkę
wymawiała pierwsze słowa moich dzieci
na pokojowych akademiach
 
potem odleciała na dłużej w białej sukience
myśleliśmy że ojczyzny też ciągną do ciepłych krajów
niespodzianie wróciła z drugą połową życia
rozdawała podarunki uśmiechów starsza pani
 
zapuściła korzenie mówiła że na zawsze
ale czy można wierzyć fruwającemu drzewu
w którego cieniu leżą moi dziadkowie
ja czytam książkę a dzieci założyły
obrączki nieśmiertelności
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 13 november 2011

Po dwu stronach Rzeki


 
Do chrztu, gęsiego, chłopy i baby,
kuzynkę Jaśkę nieśliśmy w becie,
po spiętych krypach przez płytką Rabę,
pół wieku temu, w gorącym lecie.
 
Rzeka błyszczała, chłopy śpiewały,
łodzie się chwiały, Jaśka płakała,
w mojej  pamięci, choć byłem mały,
arkadia wtedy polska została.
 
Już dwie dekady, jak szliśmy mostem
za Jaśki trumną. Raba szumiała
wspomnienia budząc. Wszystko dziś proste:
my teraz wielcy a Raba mała.
 
Tylko że ona była i będzie,
a my pójdziemy przez jakieś rzeki
do tego, co jest zawsze i wszędzie,
i nie wrócimy tu już na wieki.   
 
 

 


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 27 may 2013

Łuk Wilsona

Być może ktoś, kto nie ma wątpliwości,
jest człowiekiem widzącym rzecz całościowo,
a ten, który widzi najdrobniejszy jej szczegół,
jest człowiekiem wątpiącym.
 
Kto widzi wszystko w najmniejszym szczególe,
jaki sprawa lub rzecz oferuje, a nawet te szczegóły tworzy
dla wytłumaczenia całej złożoności,
nie powinien być nauczycielem życia
ani przewodnikiem.
 
Nie można widzieć jednocześnie całości
i każdego jej najmniejszego elementu.
Upraszczamy, syntetyzujemy prawdy i rzeczy
z otaczającego kosmosu drobiazgów.
Tworzymy ikony codzienności nieświęte,
uproszczone jak dzień powszedni,
znaki życia.
 
Nie wiem, co jest ważniejsze:
szczegół czy całość? Czy dla zrozumienia ogromu
można zlekceważyć szczegół?
Czy jedna kropka, jeden człowiek mniej
na palecie rozważań, zmieni obraz całości?
 
Marzy mi się impresyjny wizerunek
trudnej do ogarnięcia codzienności,
z uwydatnionymi plamami maleńkich spraw.
Będący razem syntezą i analizą życia.
Pozwalający na jednoczesne widzenie
dużego i małego.
 

Białe kamienie Zachodniej Ściany
wywołują dreszcz pamięcią świętości.
Drobne sprawy ludzi, wpisane w ich szczeliny,
są częścią całości, której nikt nie ogarnia
prócz Najwyższego.
 
Pod łukiem Wilsona, gdzie pobożni Żydzi
kiwają się w rytm odmawianych modlitw,
otwieram modlitewnik napisany cyrylicą.
Gdzież w nim biblijna jota, ważniejsza
od wszystkich poszczególnych bytów,
wetkniętych w szczeliny Muru?
 


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 18 august 2015

w każdej kropli

w każdej kropli rosy można znaleźć
zwierciadło duszy
zwielokrotnione uczucia radości
pomnażane w nieskończoności
łaskocą jasnymi nitkami światła

jak łatwo zamienić okruch uśmiechu
w niekończącą się radość
deszczowego zmartwychwstawania

jeszcze chwilę temu

poświęćmy
czas który nam dano na zwielokrotnianie
małych
w ogromie wielości złóżmy
ofiarą miłą bogu
bądźmy
ludziom w radości przydatni


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 5 september 2011

O świni szatana zamienionej w sędziego W.

 
Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!
Rzekł do nich: Idźcie!
Wyszły więc i weszły w świnie
MT 8, 28-34
 
nie ma bólu ani ręka nie przestaje być ręką
nie uschła odwracając karty
oczy nie oślepły porażone płomieniami liter
twarz nie zdradza oznak szaleństwa
mimo charczenia z krtani które trudno nazwać głosem
świni
 
wyśmiano każde zdanie i wyraz i każdą jotę wyszydzono
ostanie zapinki zasłony świętości chroniące
tajemnicę i nie ma niczego świętego ponad
ludzką butę nazywaną sztuką
 
marny sprzedawca kiczu plagiator zła czarna glista
ludzka pozbawiona czerwonych ciałek świętości
konfabuluje wizyty szatana gwałci Świętą Księgę
to forma sztuki kiedy krzyczy żryjcie to gówno za chwilę
wezwie do pogromów członków "najbardziej zbrodniczej sekty
która istniała na ziemi" wszak to logiczne
 
świnia szatana z kraju Gadareńczyków
zmieniona w sędziego Więckowskiego nie wyznacza
granic wypowiedzi artystycznej wszak wszystko jest sztuką
jeśli tylko ktoś kupi bilet i nie nagrywa
"sąd uznaje, że poczucie piękna w sztuce
ma charakter indywidualny i nie może być
przedmiotem procesu karnego"
 
nie ma granic kolejny raz dowiedziono płaskości
ziemi wspartej na czterech słoniach i wielkim żółwiu
Boga wepchnięto w odbyt sytego świata
niestrawione resztki skapują na głowę w birecie
togę i orła uwiązanego na łańcuchu o sześćdziesięciu sześciu ogniwach
zliż i zeżryj to gówno świnio szatana zamieniona w sędziego
wszak tylko na to zasługujesz zanim zginiesz w falach
 
 



W uzasadnieniu wyroku, sędzia Krzysztof Więckowski stwierdził:
"Sąd nie zamierza,
wbrew oczekiwaniu oskarżycieli posiłkowych,
wyznaczać przy okazji tego procesu żadnych granic
dla wolności wypowiedzi, wolności artystycznej religijnej czy krytyki religii.
Sąd nie będzie też badał,
czy Adam Darski jest satanistą groźnym dla społeczeństwa i młodzieży"
 
 
"Bardzo mnie cieszy,
że w końcu inteligencja wygrała z religijnym fanatyzmem.
 Jednak wciąż jeszcze dużo jest do zrobienia w tej kwestii...
 Ale jestem pewien, że kroczę właściwą ścieżką
do niczym nie skrępowanej wolności!
Bitwa wygrana, ale wojna jeszcze się nie skończyła.
Heil Satan!"
Nergal
 


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 21 september 2014

Nowe Campo di Fiori?


Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.
Cz. Miłosz

Dziś już są inne owoce,
większe i słodsze niż wtedy,
i ludzie bardziej beztroscy -
choć nie wiem, jak to wymierzyć.
Nauka słodzi nam frukta,
kolory im daje i kształty,
i czyni człowieka pięknym,
aż dusza jest niepotrzebną.

Czy kiedyś Giordano umarł
w obronie nauki? Wątpię.
Myśl jego była chaosem
poglądów, zbiorem różności
jak lombard, w którym i nowe,
i stare masz do wyboru,
lub targ, gdzie ryba marchewce
i szynce mówi bondziorno.

Patronem dzisiejszych czasów
może być bez wątpienia,
gdy Boga wypada wyśmiać,
znieważyć wszystkich dokoła.
I bez refleksji go kupi
każdy turysta na Campo,
a czarny przekupień doda
różę za euro dla pani.

Za murem wciąż giną ludzie.
Wystarczy zerknąć w gazetę,
tablet otworzyć czy smartfon,
by się zanurzyć w cierpieniu,
na które są obojętni
pijący kawę, pod Bruna
ciężkim spojrzeniem. Nie zrobią
niczego więcej w swym szczęściu.

To nic, że radość ich krucha.
Wszak oni tego nie wiedzą,
że może to ich nieszczęścia
kometa za chwilę przemknie
i zgaśnie, nim ktoś dostrzeże,
wzruszy się, bądź też zapłacze.
Gdy wkoło murów tak wiele,
nikt o nich nie chce pamiętać.

Kiedyś poeta był wieszczem,
często na kredyt u żyda,
i słowa tanio sprzedawał,
by spłacać odsetki sławy.
Dzisiaj w słów poplątaniu
nie umie już ujrzeć ducha
wśród starożytnych kamieni
i widzi stragan jedynie.

Na ile słowo zostało
tym duchem, który nas budzić
co dnia powinien i wstrząsać
sumieniem, by nie usnęło,
by mury widziało, nieszczęście,
nawet gdy jest nam tu dobrze,
a karuzela do nieba
nie unosiła w zastępstwie

Nie będzie nowego Campo,
na którym inny poeta
refleksje o samotności
w obliczu śmierci napisze.
Wciąż kręci się karuzela
przy murze, za którym getto
dawne czy przyszłe powstanie,
a ludzie strach chichotają.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 25 february 2015

Vide, cui fidis


 
Co należy poświęcić
ku pamięci
wybiórczej
wygodnej jak buty Blahnika
bym dzisiejszy
nie pamiętał pożaru mostu
tylko pożar tęczy
jak europejczyk
bym za zwieńczenie swych starań
miał Oscara
 
miast z oskomą przyjmować
honor
 
kogo należy oświecić
może dzieci
górnika
tępego robola
 
który żre i żąda od rządu
a i tak pieprzenie wszystko
od polskości wyjedzie
volkswagendeutsch
za chlebem
 
boże
czyż można głupszą klasę
kończyć
niż klasa polityczna
nasza
 
więc dlaczego
klaszcze klasa
pytających o idę
nie stawiając pytania
gdzie i po co
idę
 


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 19 february 2015

ekstraordynaryjny poeta


 
ten wyraz nie pasuje
do opisu poety nawet jeśli nie jest
zwykły
będąc staroświeckim jednocześnie
wyjątkowość jest dzisiaj źle widziana
choć wszyscy jej pożądają jak piętnastu minut
seksu czy sławy
 
wzdryganie się przed wejście w główny nurt
taplania innych nie jest
wystarczającym dowodem
na
 
ekstraordynaryjność
kreuje jedynie mówienie
tego czego nie chcą słuchać
szczęśliwie utaplani
rozradowani
kiedy
 
Żydzi mają alibi
Rosjanie mają Putina
Niemcy nie mają honoru
Amerykanie nie mają przywódcy
a Polacy mają zaćmienie umysłu
i Dzikie Pola
 
a niektórzy obtaczają słowa w lukrze
bądź w przyprawach
by karmić próżność
 


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 december 2015

Niemiłosierny Samarytanin


 
nie lamentuję na losem
wychudłych dzieci uciekających przed
śmiercią
współczuję przez chwilę nim przeminie
wizualna szczelina w zasłonie obojętności
 
nie płaczę na losem
przerażonych ludzi uciekających przed
grozą
wojny oddalone jak grafiki Goyi
bezkrwawe memento dla dnia
dzisiejszego
 
nigdy nie wierzyłem
w nowy wspaniały świat bo jestem
uczciwy wobec tego który jest
Nieogarniony
 
nie spałem nie śniłem
na jawie uładzony świat landrynek
nie zasłodził goryczy
świata prawdy
oczu
 
w każdym ból jest jak gniazdo os
pilnujących miodu
nie uczynimy innych na wzór
podobieństwo nasze
 
z oddalenia Samarii niosę jedynie
los wyciągniętą dłoń dwa złote
uczynki by pomóc jednemu
gdy kapłani mediów wznoszą hałaśliwe modły
o równości
milionów
 
a oni idą i będą w drodze do skończenia
świata pełni bólu który jest
i będzie
 


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 13 july 2011

Płoty

 
pokrzywione oddzielają ludzi od dróg
mogliby odejść
dają im bezpieczeństwo niepodróżowania
w swojej znanej czasoprzestrzeni 
ukształtowanej dłonią i słowem
 
oddzielają zwierzęta od wolności
jasnego słońca tylko kawałek przynależy
każdemu ugorowi za wierzbowym płotem
murem z kamieni ziemi krzykiem
 
eleganckie i klecone z byle czego
ubrane w mundury straży i zielone liśćmi
krzyczące głośnikami  i mruczące kotem
unoszone pod niebo ptakami zabetonowane
 
służą jednemu bogu mordują wolność bycia
każdego dnia zabierają kawałek czasu
by go umieścić za kratą sztachet
ukarać za przemijanie
w drodze
 
 


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 27 january 2015

Cyjanowodór


Cyjanowodór
 
ziemia
okrzemkowa
skała organogeniczna pancerzyków
przemian fizjologicznych
organizmów
 
odtruwa
kiedy wchłonąć łyżeczkę dziennie
obniża
ciśnienie krwi i poziom cholesterolu
polepsza
stan paznokci i włosów
przyspiesza
gojenie złamań
pomaga
stracić na wadze
usuwa
świąd ropnie i wrzody
działa
bakteriobójczo oczyszcza jelita
zwalcza
pasożyty układu pokarmowego
wchłania
grzyby pierwotniaki wirusy endotoksyny pestycydy metale ciężkie
wydala
poza organizm jako śmieci
 
wchłania także cyjanowodór
a potem go uwalnia
 
poza puszką
 
insektycyd cyklon B
do tępienia szkodników
produkt fabryki cukru i degussa
cyjanowodór bez zapachu
 
międzynarodowe towarzystwo zwalczania szkodników
pomagało w dezynsekcji
niewinni Niemcy
w piecach degussa przetapiano
złote plomby
Żydów
 
dzisiaj
cyklon B to urgan2
czeka na swojego odkrywcę
 


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 15 july 2015

ziemia usuwa się spod nóg


 
 
pamiętając Stanisława Barańczaka
 
ziemia usuwa się spod nóg, a nam wciąż lekko jest, jak w tańcu,
nie dostrzegamy płytkich śladów, po tych co przeszli i zniknęli;
mało kto czuje lęk, bo jak go przyjmować z trzewi matki ziemi.
a dygotanie jej podnieca, jakby do tanga nas wciągnęła,
i bandoneon głos oddaje, jak pies posłuszny, rany liże
stare, rozpada się, a nowe krwawi  poczęcia pępowiną.
 
ziemia usuwa się spod nóg, jak krzesło, mebel doskonały
gdy siedzieć na nim, jeśli stoisz, może być częścią szubienicy,
kopnięte lekko, pada obok, jak jabłko, za to ty zawiśniesz,
Newton ci ojcem krzesła-jabłka, ciążenia schemat ciąży myślom,
wraca dziedzictwem niepokornym, jakby ciążyło w ciele matki.
nieumiejętnie plon swój zbierasz i ziarno wokół rozsypujesz.
 
ziemia usuwa się spod nóg, słowa nie mają dawnych znaczeń,
słowniki piszą nowe ludziom, poszukującym swych ekspresji,
w tym świecie kołyszących bioder, w tym danse macabre równanym w ziemię,
która faluje jak łan zboża, jak świr modlący się do słońca.
nos coraz dłuższy ma codzienność, małżonka biustu i pośladków
święci kuchenną rewolucją ponurą słotę października.
 
ziemia usuwa się spod nóg, niezrozumiałym woła głosem
ten, który nieproszony przyszedł i gospodarza zabił młotkiem,
i na dywanie nad nim modły odprawił z twarzą uśmiechniętą.
jak wielki jesteś, który wracasz, na ziemię ci przyobiecaną.
jak możesz mówić, że nieprawda, gdy prawda jedna jest w tym świecie,
a jeśli śnisz w relatywizmie, wszystko ci wezmą, coś miał swoim.
 


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 7 january 2015

stara kobieta


 
w jej domu były tylko stare fotografie
na wciąż odmładzanych ścianach
ciągle młoda
patrzyła w lustro nie dowierzając
że czas mógł być tak niełaskawy
wypatrywała siebie
gdy wbiegła jako młoda dziewczynka
goniąca królika
 
nie widząc w zmarszczkach twarzy
ukorzenienia życia w jego pięknie
miała lustro za przejście
na druga stronę
na powrót
 
zbyt duża
na wymarzoną rolę
nie mieściła się w swoim świecie
zamknięta z kotem
opowiadała o tamtym dziecku
nie wiedział
o sobie czy o nim
 
oboje byli szaleni
on różnił się od psa i kota
ona nigdy nie była
w złym humorze
 
szczególnie w kapeluszu
 


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 18 april 2015

Intro


 
 
za rękę prowadzony
krok po kroku
łączony
od środka
w układy bardziej przystosowane
z fragmentów dna z tępymi końcami
w buforze ligacyjnym zamykany na trwale
introdukcja gatunku pożytecznego biocenozy
wiążąca zewnętrze wewnątrz
intro ligare
 
ostatnim etapem ewolucji jest
introligator ze skłonnościami do introwersji
zdolny do introspekcji ostatecznie
intronizowany jako człowiek
pan stworzenia
 
introligator
                                                                                                                                            


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 24 december 2013

Boże Narodzenie w mojej głowie


 
…tylko głos słychać cichy…
zanika czy też rośnie? – nie wiem,
choć głowę zwracam i łowię dźwięki słabe,
głos dziecka lub modlitwę jego matki i ojca,
nie ujrzę też w ciemności błysków, co złoto tropią
i tych, którzy je niosą, by uczcić Narodzenie…
oczy moje zamknęły tamten świat w mojej głowie,
wypełnia dziś dolinę, która dzieli nienawiść,
a którą Stwórca wybrał dla Syna na kolebkę …
 
…tylko głos słychać cichy. Kiedyś surmy zagrają
jak „na niebie mówiących: Allelu-Jah! Allelu!
Tu Zbawienie i chwała, moc Bogu naszemu jest”.
 
Z Har Homa do Betlejem tylko światło wędruje
swobodnie, wciąż tą samą gwiazdą dla obu świeci,
złoto dając w ofierze ulotne jak iskierka,
wiatr woń kadzidła niesie i mirry z krańca w kraniec
doliny, w której tylko owce takie jak kiedyś.
 


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 8 april 2015

skamlenie


 
 
jestem niewinny jestem
niewinny
 
jestem
 
patrz jakie mam
gładkie dłonie
piękne
nie dotykam brudu w obawie
przed skalaniem
 
kozetka odpręża i wyzwala
nie świruję
zrzucam łatwo ubranie
wszystkie myśli
vanish rozpuszczenia
w nim dociekam
istoty
 
jestem niewinny
jestem
mój pies
skomli
ja skamlę
ty?
 
 


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 january 2015

świnie


 
 
moja koszerność to brak chemii
w tym co kupuję w sklepie
i świnie
z którymi nie jadam
 
wspólnota celów
przy żłobie wypełnionym żarciem po brzegi
okraszonym pikantnym
świństwem niestrawnym
jak rzygowiny
jest równie niekoszerna
jak trucizna
 
czterej Żydzi
w koszernym markecie
zaszlachtowani
przez świnie
są mi braćmi
 
o nich mówię
jestem Yohan Yoav Philippe Francois
 
choć moja koszerność
to tylko wspólna
chemia


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 11 september 2011

Żywioł piąty muzyka

 
 
Jest dla mnie piątym Wymiarem
obok sześcianu i zegarka na dłoni
wyznacza boże bezgranice cywilizacji
nad ograniczonością grobu naszego trwania
 
pozostaje nad nami jak bezczasowy ptak
przenoszący śpiewanie od duszy do duszy
pod księżycem rozumu krwioobiegiem słońca
porywa ciała do tańca zapomnienia
czerwonego pędu wstążek i dłoni
ciągłości przedmiotów i horyzontu
 
ma w sobie radość i płacz
rozpamiętanie przeszłego
i marzenie o przyszłym
modlitwę nad sobą


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 29 november 2011

Ewangeliczny embrion demokracji

 
(wg. Mt 27,15-25)
czy powinienem pisać ze wzgardą nie wiem
wszak nauczono mnie że nawet o złym z Ewangelii
okrutnym śmiesznym należy mówić z rozwagą
 
czy powinienem pisać z trwogą widząc
jak ewangeliczny embrion zła wrósł we współczesność
stając się rozpieszczonym bękartem
władnącym umysłami pokoleń namiestników
wybranych do wybierania pomiędzy
 
kiedy twarze wykrzywia nienawiść
żadne ze słów nie będzie pięknym
jedynie śmierć okraszona ćwiartowaniem
duszeniem włóczeniem końmi krzyżowaniem
 
w rzeczywistości na niby wyje tłum ukrzyżuj
ma swoje prawa żąda i otrzymuje
 
arcykapłani i starsi namówili tłumy
żeby prosiły o Barabasza a domagały się śmierci Jezusa
pytał ich namiestnik: którego z tych dwóch chcecie
żebym wam uwolnił?
Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?
wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali
odpowiedzieli: Barabasza.
rzekł do nich namiestnik: cóż więc mam uczynić z Jezusem
którego nazywają Mesjaszem?
zawołali wszyscy: na krzyż z Nim!
namiestnik odpowiedział: cóż właściwie złego uczynił?
lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: na krzyż z Nim!
namiestnik widząc, że nic nie osiąga a wzburzenie raczej wzrasta
wziął wodę i umył ręce wobec tłumu mówiąc
nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego
to wasza rzecz
a cały lud zawołał
krew Jego na nas i na dzieci nasze
 
spada wodospadem z pokolenia w pokolenie
kultura tłumi instynkty ale nie unicestwia
i nobliwi stają się mordercami po śniadaniu
wsypują cyklon podpalają stodoły
 
kolejni namiestnicy znowu pytają
ogłupiałego tłumu 
 
 


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 19 december 2023

Psalm Pięćdziesiąty. Wciąż mówisz Boże, lecz cię nie słyszymy

Biblia Tysiąclecia: O prawdziwej czci Boga
Jan Kochanowski: Bóg wieczny, który wszytkim rozkazuje

Wciąż mówisz Boże, lecz Cię nie słyszymy.
Zajęci sobą, w gwarze dnia chodzimy,
tak żądni cudów, by móc bardziej wierzyć,
że Cię brakuje, by dzień godnie przeżyć.

Pośród nawałnic i w ogniu trawiącym
przybądź, a będziesz przekonywujący.
W ciszy codziennej, która w nas bez końca,
mówisz do wschodu i zachodu słońca.

A przecież jesteś w każdej dnia godzinie,
w każdym westchnieniu, kropli krwi, co płynie,
ofierze, w którą zmieniamy swe życie,
wiążąc dzień z nocą, żyjąc należycie.

Swe dziecko w wierze wzywasz dnia każdego
jak przyjaciela, a nie podsądnego.
Mówisz każdemu i do wszystkich razem,
że jesteś prośbą, nie jesteś nakazem.

Bo wolną wolę każdy z nas posiada
i słowa Boże w swym sumieniu bada.
Gdy odpowiada, z szacunkiem się schyla,
że Tobą żyje, wystarczy Ci chwila,

na rozbłysk łaski, na Twą aprobatę
takiego życia i godną odpłatę.
Gdy w biedzie Pana taki ktoś zawoła,
Bóg przyjdzie, mówiąc: taka moja wola

Gdy byłem głodny, ty mnie nakarmiłeś,
gdy byłem więźniem, to mnie odwiedziłeś,
gdym był spragniony, dałeś mi łyk wody,
okryłeś ciało, bym nie cierpiał chłodu.

Gdy mnie zapragniesz, stanie się, jak chciałeś,
jedynie nie grzesz, jak mi obiecałeś,
bo Pan jest zawsze na odległość dłoni
i, uwielbiony, zawsze cię obroni.

Grzesznemu powie Bóg, choćby daremnie:
zawsze myśl twoja jest o krok ode mnie.
Wystarczy tylko, byś za mną podążył,
grzeszyć zaprzestał, wyznanie win złożył.

Przestań wymieniać moje przykazania
z wargi pełnymi wersów pojednania,
jeśli odrzucasz od siebie ich sedno,
z tym przekonaniem, że wszystko ci jedno.

Który nie zganisz cudzołożącego
i co okrada bliźniego swojego,
nawet gdy usta otworzysz podstępnie,
słowami w jadzie poczęstujesz chętnie.

Który swym bratem gardzisz niby wrogiem
i nie przebaczysz, choćby i przed Bogiem,
nie licz, że będzie Pan po twojej stronie,
bo zniszczę ciebie, zanim złożysz dłonie.

Do was, dla których nigdy mnie nie było
Powiem po prostu jedno słowo: miłość.
Bóg jest miłością i kto ją odszuka,
weźmie do serca za moją naukę,

takich do siebie przyjmę tak jak owce,
które nie widząc, zeszły na manowce
życia, lecz pragną widzieć nieskończone.
Ono jest we mnie, więc idźcie w mą stronę.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 13 november 2011

Listopad

 
Święty Walenty patronie wariatów powinieneś
wziąć w swoją opiekę listopadowych Polaków
niech nie roją snów niespełnialnych
o Prawie Nikomu Niepotrzebnej
 
wystarczy jak zapalą znicz biały
ogień w czerwonym szkle
na grobie swoich złudzeń
albo w wydrążonej dyni
będzie narodowo
wszystkoświętnie
nowocześnie
 
w białoczerwonych budynkach
odczynią uroki odziedziczone po przodkach
zmówią wieczne odpoczywanie nad
Hanką Mostowiak
łzę uronią telewizyjną
 
święty Nepomucenie patronie topielców i powodzian
twoje kruszejące podobizny nad brzegami rzek
czas unicestwia listopadowy
wiesz od dawna liście to nie liściki od Pana Boga
nie strzeżesz już skrzyżowań ani mostów nie upilnujesz
powinieneś zostać patronem podsłuchiwanych
nie wiedzą kiedy są słyszalni
nie wiedzą co czynią
nowoczesność
 
czy mylą się nam wiatry od morza
z drang nach osten
Hekata z Hakatą
pewnie tak
 
 
 


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Andrzej Talarek

Andrzej Talarek, 14 february 2015

element łączny


 
jest zawsze coś co spina
części w całość
może to mutra lub matka
tkanka łączna nawet
myśl
wiązka promieniowania zimna
jak wyobrażenie nieskończoności
 
właściwie nie wiadomo dlaczego
poszczególne elementy
całości
które pielęgnują w sobie wyobrażenie
odrębności
karmią je jak wątłą roślinę
w nadziei kwiatu który zerwą
czynią potem wiele by łączyć
rozłączne
 
pytanie o całość jest
pytaniem dominującym każdego
fragmentu niezależnie
od głębi
i związku z Absolutem
jest pytaniem ostatecznym
które rodzi się w upopielonych dłoniach
pełnych ziemi
łączącej wszystko
 
 


number of comments: 1 | rating: 2 | detail


10 - 30 - 100  



Other poems: Psalm Pięćdziesiąty Pierwszy. Zmiłuj się nade mną miłosierny Boże, Psalm Pięćdziesiąty. Wciąż mówisz Boże, lecz cię nie słyszymy, Psalm Czterdziesty Dziewiąty. Kto chce dziś słuchać, że warto być biednym, Psalm Czterdziesty Ósmy. Jerozolimo sławna, Syjonie odwieczny, Psalm Czterdziesty Siódmy. Wielki jest Pan nasz, stwórca Wszechświata, Psalm Czterdziesty Szósty. Jest ucieczką, jest pomocą, Psalm Czterdziesty Piąty. Chcę Panu memu zaśpiewać pieśń nową, Psalm Czterdziesty Czwarty. Boże, to słyszeliśmy swoimi uszami Lamentacja prawdziwego Polaka, Psalm Czterdziesty Trzeci. Krzywdę, która na ziemi, Psalm Czterdziesty Drugi. Jak łania pragnie wody ze strumienia., Psalm Czterdziesty Pierwszy. Myślę, że ten szczęśliwy, co swe szczęście dzieli, Psalm Czterdziesty. Gdy dom Pana się chwieje, Psalm Trzydziesty dziewiąty. Nie mów, nie pisz. Nie myśl zatem, Psalm Trzydziesty Ósmy. Skąd, Boże, ma choroba, skąd moje cierpienie?, Psalm Trzydziesty Siódmy. Kiedy dostrzegasz zło dokoła siebie, Psalm Trzydziesty Szósty. Świat i Bóg w zapętleniu, Psalm Trzydziesty Piąty. Do Ciebie, Panie, po pomoc uciekam, Psalm Trzydziesty Czwarty. Abimelek, Dawid, martwe przeszłe byty, Psalm Trzydziesty Trzeci. Coraz mniej w partyturach nut ku chwale Boga ., Psalm Trzydziesty Drugi. Czyste sumienie. Co to dzisiaj znaczy?, Psalm Trzydziesty Pierwszy. Powracam wciąż do Ciebie po mich ucieczkach., Psalm Dwudziesty Dziewiąty. Zabieramy ci, Panie, kolejne przymioty., Psalm Dwudziesty Ósmy. Do Ciebie, Panie, moją prośbę wnoszę., Psalm Dwudziesty Siódmy. Pan mym światłem i zbawieniem., Psalm Dwudziesty Szósty. Ty wiesz Panie, że jestem i znasz moje czyny., Psalm Dwudziesty Piąty. Abym nie stracił, co zachować muszę., Psalm Dwudziesty Czwarty. Wszystko, co nas otacza i to co nas zmienia., Psalm Dwudziesty Trzeci. Pan jest pasterzem mym, przewodnikiem, Psalm Dwudziesty Drugi. Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?, Psalm Dwudziesty Pierwszy. Boże, wódz się weseli z Twojej wielkiej mocy, Psalm Dwudziesty. Niech cię Pan wysłucha w dniu twego zmartwienia., Psalm Dziewiętnasty. Kosmos brzemienny tajemnicą Boga., Psalm Osiemnasty. Na wojnie jesteś potrzebny, Panie, każdemu, Psalm Siedemnasty. Czy twoje wsparcie mogę mieć Panie?, Psalm Szesnasty. Po byle jakich drogach się włóczyłem., Psalm Piętnasty. Dzisiaj nikt nie wie, gdzie przebywasz Panie., Psalm Czternasty. Myślą ludzie, nie ma Boga., Psalm Trzynasty. Szukam cię Panie ciągle, a jakbyś nie istniał., Psalm Dwunasty. Twej mądrości daj Panie, byśmy potrafili., Psalm Jedenasty. Dla Pana śpiewam głośno, chociaż wielu nie słucha., Psalm Dziesiąty. Dlaczego z dala stoisz, dlaczego, Panie?, Psalm Dziewiąty. Wciąż ci śpiewam, mój Boże, dla tak wielu darów., Psalm Ósmy. Boże nasz, który patrzysz sponad nieba., Psalm Siódmy. Sędzią narodów, Panie, byłeś zawsze., Psalm Szósty. Panie, Ty byłeś zawsze Bogiem miłosierdzia., Psalm Piąty. Usłysz, Panie, głos z Twej ziemi., Psalm Czwarty. Sprawiedliwość wymierzasz Boże w swej mądrości., Psalm Trzeci. Dlaczego przemoc, Boże, Twym światem rządzi?, Psalm Drugi. Ludzie wprzęgnięci w rytm dzisiejszych czasów., Psalm Pierwszy. Idź zawsze swoją drogą, ktoś ją w ciebie wpisał., Wielkanoc Jana Sebastiana, Prawda w ministerstwie, W sprawie logosu, Wielopole, Eden, Wołanie o Eurydykę, Niemiłosierny Samarytanin, znak, wojna w pokoju, budowanie, Lacrimosa, Komórki rakowe, Ikar Upadły, oswajam śmierć, w każdej kropli, ziemia usuwa się spod nóg, 94, Beznogi, popiół, Intro, skamlenie, Przed Wielkanocą, Via, słuchając, Ginczance, Vide, cui fidis, list do kończącego epokę, ekstraordynaryjny poeta, element łączny, Cyjanowodór, Ołów-ek, świnie, Trzydziestu?, stara kobieta, Nowe Campo di Fiori?, Na śmierć Dworca, Mater Meus, Boże Narodzenie w mojej głowie, Faszyści, Błędne tropy, Ryba z Jeziora Tyberiadzkiego, Betlejem, Hotel Paradise, Łuk Wilsona, Radość świętego Franciszka, Na Dolinie Jozafata, Rachela, Byli, Głód, Pleśń, Stabil, Józef Kret, muszę coś napisać, Pentaemeron, Kiedy delikatnie odchodzi natchnienie, Przesilenie wiosenno-letnie, Mam sześćdziesiąt dwa lata., Nie lubię poetów cierpiących..., A gdy otworzył pieczęć piątą..., Jak bardzo jestem..., Ten ciemny element ..., Źle mi jest ze świadomością.., Dzisiejszej nocy przyszła do mnie…, Nasi zmarli..., Coś się zmieniło...., Patrzę przez okno, Nazwałem, Niedziela Palmowa, Rozległe pole, Gdybym się dziwił..., są sprawy małe, Tuwimem na odczepne, Modlitwa człowieka osiadłego, Z życzeniami noworocznymi dla wszystkich poetów Trumla, Dies irae?, Grzebacze popiołów, Kiedyś, Sikając do Renu, Sikając do rzeki, Woda i krew, Namiestnik i prawda, Na początku był obraz, Ewangeliczny embrion demokracji, Kobiety, Cóż to jest prawda?, Ja, Piłat, Święto (z Pierwszą Brygadą w tle), Dom niespokojnej starości, Listopad, Po dwu stronach Rzeki, Europa, Śmieci, Wyhodowałem ojczyznę, Grochowiska, Cieszę się, Szedłem, Żółta róża, Wczesna jesień, Jaskółki, Las,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1